1

Św. Maksymilian Maria Kolbe

W dniu 14 sierpnia 1941 r., w wieku 47 lat odszedł do ukochanej swojej Matki – i Matki Bożej – Jej wielki czciciel i rycerz, dobrowolnie oddając swoje życie za ratowanie dusz w obozie koncentracyjnym w Auschwitz.

W wielu parafiach pod wezwaniem św. Maksymiliana odbywają się dzisiaj z tego tytułu uroczystości. W niektórych połączone są one z odpustem, np. w parafii pw św. Maksymiliana Kolbe w Częstochowie.

Niech św. o. Maksymilian wyprasza dzieciom Maryi prawdziwe oddanie Niepokalanej, urzeczywistniane w każdym momencie życia, bez względu na wszelkie trudności i przeszkody, ponad wszelkimi ludzkimi podziałami, stronnictwami, konfliktami. Maryja!




Polskie Loretto

W dn. 21 lipca bp r. Kamiński poświęcił kościół Matki Bożej Loretańskiej w Loretto. Jest to miejsce kultu maryjnego od ponad 90 lat.

Od tego roku w świątyni odbywają się wieczory fatimskie. Zaczynają się Mszą świętą, każdego 13. dnia miesiąca, od maja do października. Po Eucharystii odmawiany jest różaniec fatimski w plenerze. Wierni idą po leśnych ścieżkach różańcowych w procesji z figurą Matki Bożej.

Źródło: Idziemy nr 42(823) s. 25.




Płock: nowenna i poświęcenie Niepokalanemu Sercu NMP

W dniu 22 sierpnia br. wierni płockiego środowiska Mszy św. wszech czasów (tzw. trydenckiej) dokonają odnowienia aktu poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi w intencji jego triumfującego zwycięstwa. Do złożenia aktu przygotują się odprawiając w dniach 13-21 sierpnia nowennę.

Nowenna do Niepokalanego Serca Maryi (w dniach 13-21 sierpnia)

Każdego dnia nowenny odmawiamy całą poniższą modlitwę:

K: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu.

W: Panie, pospiesz ku ratunkowi memu. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi św., jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

Do nóg Twoich z pokorą upadając, o Niebios Królowo, przeczysta Rodzicielko Boga i najmiłosierniejsza Matko nasza, wznoszę ku Tobie uwielbienia i modlitwę moją na cześć Najsłodszego Serca Twego, które po Sercu Jezusowym kochać i wielbić najbardziej pragnę, Matko najsłodsza, przyjmij łaskawie to moje dziewięciodniowe nabożeństwo na pamiątkę tych niezmiernych radości, jakie przepełniały Twe Serce, gdy pod Nim przez tak długi czas biło Boskie Serce Wcielonego Słowa. Przyjmij cześć, jaką Twemu Sercu składam; przyjmij prośby, jakie do Niego zanoszę; przyjmij moje pragnienie wynagrodzenia Twemu przebłogosławionemu Sercu tych zniewag i niewdzięczności, jakimi tak wiele Twych dzieci boleśnie Je rani i chciej Sama rozpalić serce moje ogniem miłości i najżywszej pobożności, aby Ci przyjemną była ta modlitwa moja, którą łączę z uwielbieniem, jakie w Kościele Bożym od Twoich najwierniejszych sług odbierasz i którą ofiaruję Ci, Matko moja najukochańsza, aby Twojemu Sercu uczynić miłą przysługę, aby podziękować Trójcy Przenajświętszej za łaski na Ciebie zlane, aby Cię przeprosić za niedbalstwo w służeniu Tobie, aby otrzymać pomnożenie w sercu moim miłości Jezusa i Twojej; aby zjednać dla siebie i dla tych, których kocham, coraz obfitsze błogosławieństwa Twoje, oraz łaskę, której szczególnie teraz potrzebuję… O Najdroższa Matko moja, dla miłości Jezusa, wysłuchaj łaskawie modlitwę moją i sama ją ofiaruj Trójcy Przenajświętszej na wieczną chwałę Bożą.

  1. Wielbię i przez Najświętsze Serce Jezusa pozdrawiam Cię, Niepokalane Serce Maryi, a ciesząc się z niezmiernych bogactw łaski, którymi Bóg tak hojnie obdarował Ciebie, błagam, racz świętymi cnotami napełnić serce moje i spraw, aby Pan z łaską swoją zawsze w nim przebywał. Zdrowaś Maryjo… Niepokalane Serce Maryi, bądź moim zbawieniem (3 razy).
  2. Wielbię i przez Najświętsze Serce Jezusa pozdrawiam Cię, Niepokalane Serce Maryi, zwierciadło nieskalanej czystości. Ty, któreś jest całe niewinnością promieniejącą i któreś po Sercu Jezusowym jest najczystsze i najświętsze ze wszystkich serc, racz, błagam Cię, oczyścić moje serce z wszelkiej zmazy i uczyń je miłym w oczach Bożych. Zdrowaś Maryjo… Niepokalane Serce Maryi, bądź moim zbawieniem (3 razy).
  3. Wielbię i przez Najświętsze Serce Jezusa pozdrawiam Cię, Niepokalane Serce Maryi, Serce najgłębszej pokory, dla której Bóg tak wysoko Ciebie wyniósł. Wyjednaj mi, błagam Cię, serce pokorne, abym naśladując Ciebie w tej cnocie, będącej podstawą chrześcijańskiej doskonałości, mógł osiągnąć w niebie nagrodę przyobiecaną sercom pokornym. Zdrowaś Maryjo… Niepokalane Serce Maryi, bądź moim zbawieniem (3 razy).

O Niepokalane Serce Matki Najświętszej, całe płonące miłością Bożą i będące najwierniejszym obrazem Serca Jezusowego, Ty, któreś było zranione strzałą miłości i boleści, spraw, niech serce moje tymi uczuciami przejęte, tonie nieustannie w serdecznym żalu za grzechy, którymi ja nędzny obraziłem Dobroć Bożą. Chwała Ojcu…

Najmilsze Serce Maryi, któreś pomiędzy sercami wszystkich stworzeń jest najświętsze i miłością ku Sercu Jezusowemu najbardziej gorejące, a dla nas nędznych grzeszników najmiłosierniejsze, nie odrzucaj pokornych próśb moich i uproś u Serca Jezusowego wszystkie łaski, których pragnę i potrzebuję, a mianowicie łaskę… O Matko Miłosierdzia, jedno Twoje słowo, jedno westchnienie Twojego Niepokalanego Serca za mną wypowiedziane do Serca Twego Boskiego Syna, może mnie pocieszyć. Nie odmawiajże mi tego słowa – tego westchnienia, a Najsłodsze Serce Jezusa dla synowskiej miłości, jaką miało i zawsze ku Tobie mieć będzie, niezawodnie Cię wysłucha. Amen.

Akt poświęcenia dla triumfującego zwycięstwa Niepokalanego Serca Maryi (22 sierpnia 2021 r.)

Budząc się o jutrzence Twojego Triumfu, my, Twoje dzieci zjednoczone w odpowiedzi na Twoje matczyne wołanie, składamy przyrzeczenie ofiarowania się Twojemu Niepokalanemu Sercu, uczestnicząc tym samym w Twoim Triumfie.

Modlę się, droga Matko, abyś wzięła mnie w Swoje matczyne ramiona, przedstawiając mnie Bogu Ojcu w Niebie, tak abym został wybrany i przydzielony do służenia Twojemu Synowi poprzez ofiarowanie się dla Triumfu Twojego Niepokalanego Serca.

W tym uroczystym akcie, ja, jako Twoje dziecko, ofiarowuję Ci swoje TAK w zjednoczeniu z Twoim Fiat, abym został umocniony i trwał silny w tej końcowej bitwie dla wypełnienia obietnic, jakie dałaś w Fatimie: nawrócenia Rosji, kraju Twojego największego zwycięstwa, a poprzez to nawrócenia całego świata oraz zapanowania powszechnego pokoju.

Królowo Apostołów i Współodkupicielko, bądź naszym przewodnikiem pośród ciemności obecnych czasów, gdzie promienie Twojej jutrzenki docierają, aby oświetlić nasz horyzont. Twoim  Niepokalanym Sercem jako naszym schronieniem i drogowskazem,  prowadź nas na pole tej bitwy; poślij nas na szańce uzbrojonych w Twój miecz prawdy, opancerzonych zbroją cnoty, abyśmy byli wzorem nieskończonego miłosierdzia i miłości Boga Ojca.

Obiecujemy Ci, Matko Najświętsza, wierność Ojcu Świętemu jako naszemu Bożemu reprezentantowi Chrystusa pomiędzy nami, aby to poświęcenie przyniosło jedność naszych serc, umysłów i dusz dla realizacji rzeczywistego Triumfu Twojego Niepokalanego Serca, który może zstąpi na ziemię za czasów jego pontyfikatu.

Jako apostoł Twojego Triumfu, ślubuję Ci, Matko, dawać świadectwo Boskiej obecności Twojego Syna w Świętej Eucharystii, jednoczącej sile Twojej potężnej armii. Obyśmy znaleźli pewność, ufność i jednomyślność celu przed Przenajświętszym Sakramentem. Niech Chrystus utworzy we mnie idealną duszę, tak aby Jego jaśniejące odbicie promieniowało ze mnie na wszystkich.

Najświętsza Maryjo Panno, Matko najczystsza, Pośredniczko wszystkich łask Bożych, zechciej zamieszkać w moim sercu; a wraz z Tobą niech zamieszka w nim Twój Oblubieniec, Duch Święty, aby to moje poświęcenie rodziło owoce dzięki Jego darom.

Siłą Jego obecności pozostaniemy niezachwiani w ufności, silni i wytrwali w modlitwie, dążąc do całkowitego oddania się Bogu Ojcu. Niechaj Duch Święty objawi się jako fala zjednoczenia wszystkich serc na całym świecie.

Ja,…………………., Twoje dziecko, w obecności wszystkich aniołów Twojego Triumfu, wszystkich świętych w Niebie i w zjednoczeniu z Matką Kościołem, składam na Twoje ręce odnowienie obietnic mojego Chrztu świętego. Ofiarowuję Ci, droga Matko, całą moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, radości i smutki, modlitwy i ofiary, wszystko to czym jestem i wszystko to, czym stanę się poprzez uformowanie mnie przez Ojca Niebieskiego.

Ofiarowuję Ci Matko moją miłość i zobowiązanie, abyśmy pozostawali złączeni na zawsze w TAK wieczności, w głębi Twojego Triumfującego Niepokalanego Serca.

Amen.

Ja, …………………..ślubuję uroczyście moje poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi.

Zaświadczone i zaakceptowane przez:  + Biskupa Pawła Marię Hnilicę, SJ (faksymile podpisu)




Pieniądz, który buduje wspólnotę

Wprowadzając jęczmień jako walutę komplementarną w stosunku do srebra, Hammurabi z pewnością nie wiedział, że stanie się pionierem rozwiązania, które w XX wieku zyska szczególnie wielu zwolenników. Waluty komplementarne, których nie należy mylić z kryptowalutami, dają teoretyczne i praktyczne podstawy do tworzenia gospodarki obfitości opartej na współpracy w miejsce dominującej dziś gospodarki niedoboru opartej na rywalizacji. W szczególności waluty lokalne i społecznościowe niwelują inflacjogenne skutki nieadekwatnej alokacji pieniądza oraz ograniczają inflację, której widmo coraz częściej kształtuje obecnie decyzje i wybory uczestników wymiany handlowej w Polsce i na świecie.

W lipcu świat obiegły informacje o istotnych wzrostach stóp inflacji w różnych częściach naszego globu. W Stanach Zjednoczonych wskaźnik cen koszyka towarów i usług konsumpcyjnych wzrósł w czerwcu o 5,4 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym, osiągając najwyższy poziom od sierpnia 2008 roku. Analogiczny wskaźnik w Nowej Zelandii wzrósł w drugim kwartale w najszybszym tempie od około dekady do 3,3 procent. W Polsce inflacja wyniosła w czerwcu 4,4 procent rok do roku. Tym samym pod względem tempa jej wzrostu zajmujemy drugie miejsce w Unii Europejskiej, po Węgrzech, gdzie sięga ona 5,3 procent.

Nasilenie się inflacji w Polsce sprowokowało wielu ekspertów i komentatorów, także zagranicznych, do debaty nad stosownymi sposobami zapobiegania temu zjawisku. Zazwyczaj jednak sposoby te postrzegane są jednowymiarowo. Analiza sprowadza się bowiem do dyskusji nad stopami procentowymi, których podwyższenie zdaniem wielu zahamowałoby rosnące ceny i zagrożenie destabilizacją gospodarki. Warto pamiętać jednak, że presja na podwyższanie stóp procentowych często motywowana jest wąskim interesem międzynarodowych banków i instytucji finansowych i ma niewiele wspólnego z rzeczywistym i gruntownym wzrostem gospodarczym.  

Ponadto, inflacja w Polsce ma wiele dodatkowych źródeł, takich jak rosnące na całym świecie ceny paliw i surowców, regulacje unijne w zakresie energetyki, podatki, opłaty i rosnące koszty funkcjonowania przedsiębiorstw oraz zwiększająca się masa pieniądza w gospodarce spowodowana skupowaniem przez NBP obligacji skarbowych.

Część ekspertów przyznaje, że sytuacja jest niepokojąca. Inni twierdzą, że obawy są mocno przesadzone. Tak czy inaczej, jako że zjawisko inflacji niesie ze sobą zagrożenia, które często ujawniają się dopiero w okresie długoterminowym, warto zawczasu przyjrzeć się nie tylko konwencjonalnym i krótkookresowym sposobom na przezwyciężanie negatywnych skutków inflacji, ale także sposobom niekonwencjonalnym, które w przeszłości okazały się w walce z nią wielce skuteczne.

Inflacja jako zjawisko pieniężne

Zgodnie z poglądem Miltona Friedmana inflacja jest zjawiskiem pieniężnym. Oznacza to, że wzrost cen nie jest spowodowany większą wartością towarów i usług, ale mniejszą wartością pieniądza. Każdy rodzaj emisji, który zwiększa jego całkowitą podaż bez zwiększania ilości towarów i usług na rynku, jest inflacjogenny. Zazwyczaj jednak to nie ilość pieniądza per se powoduje inflację, jak się powszechnie uważa, ale podstawa, na której jest on tworzony. Część pieniędzy w obiegu może być niewłaściwie emitowana bądź alokowana. Na przykład pożyczki udzielone na nieadekwatnych zasadach powodują zawyżenie podaży pieniądza. Zbyt dużo pieniędzy zaczyna gonić zbyt małą ilość dóbr. Wyczuwając obecność tego nadmiaru, sprzedawcy podnoszą ceny, aby to zrekompensować. Inni gracze rynkowi podążają ich śladem, o ile pozwala im na to ich siła rynkowa. Najmniejsze pole manewru mają osoby żyjące ze stałego dochodu, zmuszone do zakupu droższych towarów i usług i to tych uczestników obrotu gospodarczego inflacja krzywdzi najmocniej.

Standardowym sposobem na inflację jest ograniczanie podaży pieniądza, czyli leczenie organizmu poprzez upuszczanie krwi z systemu. Realna wartość dodana w gospodarce nie pochodzi jednak z ogólnie pojętej masy pieniądza w niej krążącego, ale z wysiłku wytwórców. Dlatego emitowany pieniądz powinien mieć pokrycie w produkowanych dobrach. Jeżeli natomiast jest przeznaczony na pokrycie innych potrzeb, na przykład długu państwowego, jest pieniądzem inflacjogennym.  

Odbudowa Babilonu

Gdy w 1792 roku przed Chrystusem do władzy w Babilonie doszedł Hammurabi, odkrył, że jego królestwo pozostawało mocno wyczerpane prowadzeniem długich wojen, a gospodarka i pieniądz oparty na srebrze osłabione. Hammurabi planował odbudowę królestwa, co jednak wymagało dodatkowych środków. Jednocześnie jednym z najpoważniejszych problemów była chroniczna inflacja. Władca stanął przed pozornie nierozwiązywalnym dylematem: pragnął odbudować państwo, na co potrzebował pieniędzy, a zatem musiał rozszerzyć ich podaż, co z kolei zwiększałoby jego ilość w obiegu, przyspieszało tempo wzrostu inflacji i pogorszyło sytuację gospodarczą kraju.  

Hammurabi znalazł rozwiązanie, które zostało uregulowane zapisem w jego Kodeksie. Postanowił, że na terenach wiejskich jedynym akceptowalnym środkiem płatniczym będzie pieniądz rolniczy – jęczmień, który dwa tysiące lat wcześniej był na tamtych terenach powszechnie używany jako oficjalny pieniądz. Srebro – od tysiąca lat stosowane jako oficjalny środek płatniczy Babilonu – miało pozostać pieniądzem krążącym jedynie w wymianie handlowej na terenach miejskich.  

Wszystkie osoby pracujące na roli i sprzedające towary na wsiach miały rozliczać się w zbożu. Ustalono harmonogram stosownych opłat w skali zatwierdzonej przez króla. Wyznaczono również wartość płodów rolnych. Tym samym Hammurabi ustanowił rygorystycznie kontrolowaną podaż pieniądza oraz kontrolę płac i cen na obszarach wiejskich, co zapobiegało wzrostowi cen produktów rolnych.

Kodeks określał także skalę płac dokonywanych w srebrze za pracę osób zatrudnionych lub oferujących usługi w miastach – krawców, cieśli, murarzy, rzemieślników i lekarzy. Tu także wprowadzono kontrolę płac i cen produktów i usług.

Mimo pewnych niedogodności praktycznych, rozwiązanie przyniosło szereg korzyści. Produkcja i wymiana handlowa na wsiach mogła się rozwijać. Jednocześnie w aktywność tę nie trzeba było angażować części srebra, która wcześniej byłaby wydatkowana na zakup produktów rolnych. Te środki mogły zostać wykorzystane przez Hammurabiego na pokrycie kosztów odbudowy królestwa bez jednoczesnego wzrostu inflacji.

Komplementarność walutowa

Hammurabi z pewnością nie wiedział, że był pionierem rozwiązań, które w XX wieku miały zyskać szczególnie wielu zwolenników – pluralizmu walutowego i komplementarności walutowej. Klasycznym, acz mało korzystnym dla gospodarki państwowej, przejawem pluralizmu walutowego jest używanie w obiegu gospodarczym w czasie kryzysu mocnych walut zagranicznych, zazwyczaj dolara. Mówi się wówczas o konkurencyjności walutowej, która zakłada, że formy pieniądz są wzajemnymi substytutami, dzięki którym racjonalni agenci mogą dokonywać wyborów w odniesieniu do używanych walut.

Jednak relacja między jęczmieniem a srebrem zaistniała w ramach planu Hammurabiego nie miała charakteru rywalizacji, ale wyróżniała się komplementarnością. I to ten drugi rodzaj pluralizmu, jak dowodzi szereg przypadków jego wykorzystania w praktyce, jest metodą szczególnie skuteczną przy niwelacji inflacji i pobudzaniu wzrostu gospodarczego.

Gdy niedobór pieniądza w gospodarce ma charakter lokalny lub dotyczy określonej grupy społecznej, wzrost podaży pieniądza narodowego może nie wyeliminować całkowicie problemu lub może to zrobić jedynie kosztem powszechnej inflacji. Waluta komplementarna ma potencjał łagodzenia tej niedoskonałości systemu opartego jedynie na pieniądzu centralnym. W sytuacjach, gdy waluta narodowa nie zapewnia obsługi wszystkim możliwym przypadkom wymiany w podsystemie gospodarki, który ma silne wewnętrzne powiązania ekonomiczne, waluta komplementarna istotnie koryguje ten problem.

Jako że w dyskutowanych podsystemach relacje oparte są albo na bliskości geograficznej podmiotów, albo na wspólnocie ich celów, mówimy zazwyczaj o walutach lokalnych lub społecznościowych. Najczęściej przybierają one formę certyfikatu pieniężnego lub pieniądza opartego na systemie wzajemnego kredytu, lub kombinacji tych dwóch formuł.

Szyling z Wörgl

Certyfikaty pieniężne są zabezpieczone bezpośrednio i mogą być wymieniane według stałej stawki na towary lub na legalny środek płatniczy. Klasycznym przykładem waluty lokalnej, której nadano postać certyfikatu pieniężnego był austriacki Wörgl Schilling. Gospodarka Austrii ucierpiała po pierwszej wojnie światowej. W latach dwudziestych doświadczyła hiperinflacji w wysokości sięgającej 3000 procent, aby w latach trzydziestych wkroczyć w okres deflacji. Certyfikat został wyemitowany w czasie kryzysu w latach 1932-1933.

Oficjalnie certyfikat nosił nazwę „kuponu za świadczone usługi”. Wystawiono 32 tysiące kuponów opartych na 32 tysiącach szylingów austriackich w lokalnym banku. Certyfikaty weszły do obiegu za pośrednictwem osób zatrudnionych przez gminę. Otrzymywali oni połowę swojej pensji w szylingach, a połowę w kuponach. W każdej chwili kupony mogły być wymienione na szylingi za opłatą 2 procent prowizji. 

Istotnym elementem systemu kuponów był mechanizm utraty ich wartości: stawały się bezwartościowe co miesiąc w wyznaczonym terminie, chyba że właściciel wykupił znaczek rewaluacyjny za 1% wartości nominalnej. Odbiorcy wydawali kupon jak najszybciej po otrzymaniu, aby uniknąć konieczności uiszczania opłaty skarbowej. Kupon można było wykorzystać do opłacenia podatków, co zachęcało lokalnych przedsiębiorców do ich przyjmowania.

Emisja kuponów pozwoliła nie tylko na opłacanie bieżących, ale także zaległych podatków. Miasto z kolei mogło nie tylko wypełnić swoje zobowiązania, ale w drugiej połowie 1932 r. wykonało nowe roboty publiczne o wartości 100 tys. szylingów. W tym samym roku bezrobocie spadło w mieście o 25 procent.

Choć szyling z Wörgl jest przypadkiem waluty komplementarnej emitowanej w czasach ujemnej inflacji, mechanizm, na którym się opierał harmonizował gospodarkę, niwelując zarówno zjawisko inflacji, jak i deflacji. W dzisiejszych czasach istnieje wiele walut lokalnych opartych na mechanizmie certyfikatu pieniężnego. Należą do nich na przykład: amerykański Berkshare, angielski Bristol Pound czy niemiecki Chiemgauer.

System wzajemnego kredytu

Systemy wzajemnego kredytu (Mutual Credit System, MCS) to zupełnie inny sposób emitowania pieniądza. Działa jako czysto księgowy system wymiany bez początkowej rezerwy gotówki. Jego członkowie otwierają rachunek w centralnej jednostce administracyjnej, która rejestruje przelewy podmiotów pomiędzy ich rachunkami. Uczestnicy dokonują transakcji, zmniejszając salda lub zadłużając się, a tym samym tworząc pieniądz według swoich potrzeb, w momencie dokonywania transakcji. W dobrze zarządzanym systemie wszystkie konta sumują się do zera.

Jeśli na przykład osoba A wykona dla osoby B usługę wartą jedną jednostkę, otrzymuje kredyt w wysokości jednej jednostki, a osoba B otrzymuje zapis o debecie na tę kwotę. Osoba A może wykorzystać swoją jednostkę waluty w kolejnej transakcji z osobą C, a osoba B może anulować swój debet wykonując usługę dla osoby D. W ten sposób na bieżąco tworzy się prawdziwa waluta, której nie może zabraknąć. Zawsze, gdy znajdą się dwie osoby, które zgadzają się na transakcję, mogą stworzyć pieniądz potrzebny do ich wymiany.

Waluty wzajemnego kredytu zawsze mogą być tworzone w kwotach wystarczających. Pozbawione są zatem deficytowości, charakterystycznej dla tradycyjnego pieniądza. Dlatego też ograniczają ducha rywalizacji, a wspierają ekonomię daru. W połączeniu z technologią blockchain, wykorzystywaną obecnie najczęściej przy obsłudze kryptowalut, system wzajemnego kredytu daje teoretyczne i praktyczne podstawy do tworzenia gospodarki obfitości opartej na współpracy w miejsce dominującej dziś gospodarki niedoboru, opartej na antagonizmie.

Tajemnica sukcesu Szwajcarii

Zarówno waluta narodowa, jak i komplementarna mogą stać się przedmiotem nadużyć i dewaluacji. Jednak w przypadku waluty narodowej zjawiska te mają zupełnie inny charakter niż w przypadku waluty lokalnej czy społecznościowej. Niewłaściwa emisja waluty narodowej powoduje fałszowanie samej jednostki monetarnej i jej deprecjację. Uczestnicy rynku mają tylko jeden sposób na zabezpieczenie się przed tym zjawiskiem – podnoszą ceny (wyrażone w oficjalnej jednostce waluty). Gdy z kolei niewłaściwie wyemitowana jest waluta komplementarna, nie ma to wpływu na oficjalną jednostkę. Sprzedający towary i usługi mogą się zabezpieczyć, dyskontując tę walutę względem wartości nominalnej (w przypadku certyfikatu pieniężnego) lub całkowicie odmawiając jej przyjmowania. Z tego powodu waluta lokalna czy społecznościowa nie może powodować inflacji.

Komplementarność walutowa od blisko 90 lat leży u podstaw najstabilniejszej gospodarki świata, jaką jest Szwajcaria. Od 1934 roku istnieje tam bank spółdzielczy WIR, który emituje własną walutę komplementarną o tej samej nazwie. Jest on hybrydą wzajemnego kredytu (gdy handel odbywa się poprzez bezpośrednią sprzedaż towarów) i waluty fiducjarnej (gdy to bank udziela pożyczki).

Z WIR korzysta 60 000 klientów, z których większość to małe i średnie przedsiębiorstwa, a od 2000 roku także osoby fizyczne. Jeden WIR ma wartość jednego franka szwajcarskiego. Może być używany w kraju tylko wówczas, gdy zarówno kupujący, jak i sprzedający mają konta w banku WIR. Firmy nie mogą realizować wszystkich swoich transakcji w WIR, ponieważ na przykład wynagrodzenia pracowników i podatki nie mogą być płacone w tej walucie lub ponieważ nie wszyscy dostawcy ją akceptują. Bilans WIR w 2020 roku wykazał 5,7 mld franków (5,2 mld euro). 

Bank WIR i jego alternatywny obieg pieniądza okazywały się w przeszłości odporne na recesję gospodarczą. Mają stabilizujący wpływ na szwajcarską gospodarkę, tworząc tendencje antycykliczne. Popularność WIR rośnie w czasach recesji. Podczas kryzysów finansowych, gdy konwencjonalne środki walutowe stają się mniej dostępne, waluta WIR staje się bardziej popularna. Dlatego istnienie sieci WIR chroni małe i średnie przedsiębiorstwa przed niektórymi z najpoważniejszych skutków spowolnienia gospodarczego. Wraz z koniunkturą gospodarczą system WIR kurczy się, a ludzie częściej korzystają ze zwykłego franka szwajcarskiego.    

***

Ograniczona siła nabywcza walut komplementarnych w czasie i przestrzeni sprawia, że tradycyjne metodologie nie są w stanie uzasadnić ich zastosowania w gospodarce rynkowej. Nietypowe zasady rządzące ich emisją i regulacją stanowią dodatkowe utrudnienie w ich legitymizacji. Pomimo tych przeszkód w pięćdziesięciu krajach na całym świecie funkcjonuje, według różnych szacunków, od 3500 do 4500 walut komplementarnych. Badania naukowe w tym zakresie (wciąż nieliczne), na przykład analizy Federico Sturzeneggera, pokazują, że komplementarność walutowa w obrębie jednego państwa ogranicza inflację i niweluje inflacjogenne skutki nieadekwatnej alokacji pieniądza.

Korzyści z tego rozwiązania czerpią prawie wszyscy uczestnicy życia społeczno-ekonomicznego: lokalne przedsiębiorstwa, ich pracownicy i klienci, władze lokalne oraz państwowe. Grupy, których korzyści są ograniczone to korporacje międzynarodowe i spekulanci finansowi (o ile waluta jest skonstruowana w sposób, który chroni ją przed spekulacją). Dlatego waluty komplementarne często nazywa się pieniądzem budującym wspólnotę lokalną. Jako taki odzyskuje należne sobie miejsce środka i trudno wówczas dokonać fatalnej w skutkach pomyłki – pomyłki środka z celem.

Anna Woźniak

Tekst ukazał się na łamach magazynu Patriotyzm Gospodarczy – dodatku do Gazety Polskiej Codziennie z dn. 29 lipca 2021 r.

Ilustracja: Scarsellino, Wyrzucenie kupców ze świątyni, 1580-85 (domena publiczna)




Słudzy Maryi

Słudzy Maryi pospolicie Serwitami zwani, powstali w r. Pańskim 1233, w mieście Florencji, stolicy krainy zwanej wówczas Etrurią, a dziś stanowiącej jedną z prowincji państwa Włoskiego. Założycielami tego świętego zgromadzenia, było siedmiu obywateli tego miasta, do najmożniejszych i najznakomitszych rodzin Florenckich należących, a jak w owej porze większa część najbogatszych tam mieszkańców, kupiectwem się trudniących. Byli to: święty Bonfil Monaldi, św. Jan Monneti, św. Benedykt Antelli, św. Bartłomiej Amidii, św. Kykower Ugocioni, św. Gerand Sosteni i św. Aleksy Falkoneri. To są imiona ich i nazwiska ze świata. Lecz że jedni zmienili je w zakonie a drudzy za chowali dawne, więc stąd ich biografowie niejednakowo je podają. W lekcjach Brewiarza imiona ich są następujące: Bonfil, Bonjunkt, Manety, Amadeusz, Ugocjusz, Sosteni i Aleksy.

Tych to więc siedmiu mężów wybrała Sobie przenajświętsza Matka Boga jakby na budowniczych do mającego wznieść się, na szczególną Jej cześć i chwalę gmachu duchowego. I podobnie jak według słów Pisma świętego, przedwieczna Mądrość budując dla Siebie przybytek, wyciosała i umieściła w nim siedem filarów, tak i przenajświętsza Panna, Boskiej Mądrości Matka, do wybudowania tego Swojego przybytku duchowego, z zakamieniałego świata wyrywając tych siedmiu Świętych, jakby wyciosała z nich kolumny, na których miał powstać nowy zakon Serwitów.

Oni to bowiem stali się pierwszymi przesławnymi założycielami jego; oni dali mu początek. A trudniąc się kupiectwem, w tym swoim zawodzie znalazłszy, według przypowieści Ewangelicznej, jedną dobrą, owszem najlepszą perłę, przenajdroższą Maryję Pannę, dla posiadania tego skarbu nad skarbami wszystkiego się wyrzekli i kupili Ją.

Nie tylko bowiem wszystko co posiadali rozdali ubogim, ale i samych siebie zaprzedając Matce Bożej, oddali się Jej na własność, a jak przedtem kupcami zwykłymi byli, tak później niezmordowanymi nabywcami dla nieba dusz ludzkich się stali.

Istniało już wtedy we Florencji Bractwo, do którego należeli najznakomitsi tamtejsi mieszkańcy. Przyjmowano do niego tylko osoby nieposzlakowanych pod każdym względem obyczajów, wzorowych katolików i odznaczających się wiernością dla Stolicy Apostolskiej, na którą właśnie wtedy różne stronnictwa polityczne, i odrywające się od jedności Kościoła liczne sekty religijne, zawzięcie uderzały. Bractwo też to wielkiego poważania, a że głównym jego celem było odprawianie różnych publicznych nabożeństw na cześć Matki Bożej, więc nazwane zostało Bractwem Chwalców Maryi (Laudatores Mariae).

Wszyscy nasi Święci nie tylko do Bractwa tego należeli, ale nawet odkąd do niego wstąpili, odznaczając się wysoką świątobliwością, ożywili we wszystkich jego członkach pragnienie doskonałości chrześcijańskiej, a stąd ćwiczenie się w najgruntowniejszych cnotach, najodpowiedniejszych położeniu jakie kto z należących do tego pobożnego stowarzyszenia zajmował na świecie.

Dzięki ich więc głównie zbawiennemu wpływowi, Bractwo Chwalców Maryi rozszerzyło się bardzo, i wszystkich budowało, co nawet ściągnęło uwagę miejscowego ówczesnego Biskupa Ardynga, prałata wysokiej świątobliwości. Zaopiekował się też on tym pobożnym gronem swoich najwybrańszych owieczek w sposób szczególny, a siedmiu naszych Świętych którzy byli ich ozdobą i jakby kierownikami, w wielkim miał poważaniu i serdecznie ich miłował. Często przedstawiał ich wszystkim za wzory do naśladowania, jako ludzi żyjących w świecie, piastujących wysokie w ówczesnej rzeczypospolitej Florenckiej urzędy, bardzo zamożnych i nawet skrzętnie trudniących się kupiectwem, a pomimo takich przeszkód do życia wyższej pobożności oddanego, jaśniejących nią w stopnia wysokim.

Lecz obok cnót chrześcijańskich którymi się odznaczali, i wylania się na wszelkiego rodzaju uczynki miłosierdzia, które im jednało powszechną miłość ubogich, mieli oni szczególne nabożeństwo do Matki Bolesnej. Nie tylko więc to nabożeństwo ożywili pomiędzy należącymi do ich Bractwa, ale je i pomiędzy wszystkimi mieszkańcami Florencji rozpowszechnili. Wynajdując do tego różne sposobności, nie czekając dnia w którym cały Kościół, przy końcu Wielkiego postu, uroczyście obchodzi pamiątkę Siedmiu Boleści przenajświętszej Panny, i w ciągu roku urządzali publiczne nabożeństwa, w których odpowiednie głoszono kazania, rozpamiętywano te tajemnice najrzewniejsze z życia Maryi i cześć im oddawano.

Hojnie też, jak to zawsze czyni nasza przenajdroższa Matka niebieska, wynagrodzić im to Ona raczyła, dowodząc i przez to, jak miłym jest Jej, jakiej zasługi i jak bogatym w pożytki z niego wypływające, nabożeństwo do Jej Boleści.

Usłyszawszy wezwanie ich [skierowane do każdego z nich w modlitwie] przez Matkę przenajświętszą, postanowili wyrzec się dostatków, opuścić świat i pójść za Nią: pójść za powołującym ich Jej głosem do wyłącznej Jej służby.

Jedak, żeby w tak ważnej sprawie nie robić nagle, co zwykle bywa znakiem że to co się robi, chociażby samo z siebie było dobre, robi się nie tyle z ducha Bożego, jak raczej z naturalnego usposobienia i z czysto ludzkiego upodobania, więc ostateczne postanowienie swoje co do sposobu życia jaki wieść odtąd mają, odłożyli jeszcze na czas pewien.

Pełni pokory, pomimo tak cudownych objawień jakie miał z nich każdy, nie ufali sobie, i chcieli zasięgnąć w tym rady jakiegoś świątobliwego i światłego kapłana, a w końcu i nic nie czynić, bez przedstawienia wszystkiego swojej władzy duchownej, to jest miejscowemu Biskupowi.

Bo też gdy wszystko co z nimi zaszło nie było złudzeniem i w istocie byli oni powołani do rozpoczęcia dzieła do którego ich Matka przenajświętsza powoływała, inaczej postąpić nie mogli i nie powinni byli.

Taka bowiem nieufność w siebie samego, gdy idzie o rozpoczęcie czegoś ważnego dla chwały Boga i pożytku dusz się tyczącego, jest zawsze cechą dusz w istocie wybranych i rzeczywiście do tego przez Boga powołanych. Było to zaś bardziej jak kiedykolwiek konieczne w czasach, w których nasi Święci zostali tak cudownie wezwani do wyjątkowego sposobu życia. W owych to bowiem czasach właśnie, pojawiła się wielka liczba najrozmaitszych błędnych sekt religijnych, których przywódcy, pod pozorem wskrzeszania pomiędzy wiernymi przygasłego ducha pokuty, uniesieni pychą i zarozumiałością, wypowiadali posłuszeństwo Kościołowi i wiele dusz od jedności katolickiej odrywali.

Były zaś to czasy niełatwe dla nas do zrozumienia pod tym względem, bo żyjemy w czasach rdzennie różniących się od tamtych co do powszechnego usposobienia religijnego. Dziś spomiędzy tych nawet którzy urodzili się katolikami i za katolików chcą uchodzić, a należących do klasy tak zwanej inteligencji, do klasy wykształconej, niezmiernie jest mało niepozbawionych wiary. Dziś, bardziej niż kiedyś, można powtórzyć słowa świętego Hieronima o stanie świata pod względem religijnym. Tak jak on ubolewał, że za jego życia świat ani się spostrzegł jak został Ariańskim, to jest przejął się błędami słynnego w czwartym wieku odszczepieńca Arjusza, tak dziś można powiedzieć, że świat ani się spostrzegł jak został, według bardzo trafnego teraz właśnie wynalezionego na to wyrażenia: bezwyznaniowym; to jest w nic niewierzącym, wszelką religię odrzucającym. Stąd w naszych czasach, wszystko co się odnosi do zasad wiary i moralności chrześcijańskiej, jest dla powszechności umysłów albo czymś zupełnie nieznanym, albo najwstrętniejszym, albo co najmniej ze wszystkich rzeczy obchodzących człowieka najobojętniejszym.

Lecz za czasów w których żyli święci o których mowa, wprost przeciwnie się działo. Religia i wszystko co jej tyczyło, obchodziło powszechność najwięcej ze wszelkich spraw bieżących. Wprawdzie wielkie już wtedy było odstępstwo od ducha chrześcijańskiego, od ducha Ewangelicznego. Nadużywanie wszelkiego rodzaju władzy było bardzo powszechne. Niepohamowane ubieganie się o nią, o dostatki, o zaszczyty ziemskie, i zbytki, i wśród nich gnuśna bezczynność, były to wady nadzwyczaj rozpowszechnione pomiędzy należącymi do wyższego stanu, nie wyjmując nie tylko duchownych ale nawet i zakonów, których wtedy wielka była liczba, w bogactwa opływających.

Wszędzie wkradła się wyniosłość, samolubstwo, a z tego wypływająca pogarda niższych i ucisk uboższych. Słowem, wielkie było wtedy i powszechne wyzucie się z ducha Ewangelicznego.

Lecz obok tego wiara była żywa i powszechna. Co więcej, w owej to właśnie porze, zaczęło rozbudzać się poczucie pewnej reformy, pewnej na dobre zmiany i w obyczajach w ogólności, i w nie dość wiernym odpowiadaniu swojemu wysokiemu powołaniu duchowieństwa, i w zakonach nie dość już wiernie przedstawiających na sobie najwyższą doskonałość chrześcijańską.

Ponieważ więc poczucie takiego odnowienia, ożywienia przygaszonego ducha Ewangelicznego, było jak to mówią jakby w powietrzu, więc cokolwiek to zapowiadało, cokolwiek ją obiecywało, cokolwiek w tym celu powstawało, do tego w powszechności ogromną wagę przywiązywano, wysoko to ceniono i licznych to przyciągało zwolenników.

Lecz jak we wszystkich ludzkich sprawach tak i w tym, łatwo wkradały się do tego różne niewłaściwości, z fałszywej gorliwości wynikające. A gdy do takiego porywania się niektórych na czyny do których ich Pan Bóg nie przeznaczał, przyplątywała się i pycha, a z niej wypływające zarozumiałość i zuchwały upór, więc pojawiało się wtedy wielu samozwańczych poprawicieli, reformatorów, którzy pod pozorami sposobu życia bardzo pokutnego i zewnętrznie przedstawiającego na sobie ścisłe zachowanie nie tylko przykazań lecz i rad Ewangelicznych, podnosili bunt przeciw władzy kościelnej i w odszczepieństwo zapadali.

Jednak obok tego, wskrzeszał Pan Bóg wtedy właśnie mężów świętych, którzy rzeczywiście do odrodzenia zepsutego świata, do rozbudzenia w nim przygaszonego mimo powszechnie wyznawanej wiary, ducha chrześcijańskiego, byli przez Niego przeznaczonymi i powołanymi, a którzy to wielkie dzieło właśnie wtedy, z zatwierdzeniem Kościoła i pod jego opieką, rozpoczynali. Tymi zaś byli święty ojciec Franciszek – założyciel zakonu Braci mniejszych i święty Dominik, zakonodawca od niego nazwanych Dominikanów. Ale w porze w której nasi Święci, wezwani zostali przez Matkę Bożą, do oddania się życiu wyłącznie pokucie i kontemplacji poświęconemu, dwa te Zakony dopiero co powstawały, a nawet i Zakon Braci mniejszych świętego Patriarchy Asyżskiego, jeszcze wtedy nie objął wpływem swoim nie tylko Włoch ale i świata całego, jak to wkrótce potem nastąpiło. Więc nic dziwnego, że siedmiu naszych Świętych, nie postanowiło wstąpić do którego z tych nowych zakonów, ale umyślili jakby na własną rękę coś podobnego zaczynać. Zresztą oni wtedy wcale nie zamierzali zakładać nowego Zgromadzenia zakonnego, chociaż później użyła ich przenajświętsza Panna do tego. Im wtedy chodziło tylko o własne uświęcenie, o wyrzeczenie się świata i dostatków w jakie opływali, a to dla spełnienia tego co im w wyżej przytoczonych objawieniach, każdemu z osobna najwyraźniej nakazała Matka Boża. Mając więc świeże i liczne przykłady jak niektórzy pod pozorem prowadzenia życia doskonalszego, na fałszywe a w końcu i zgubne drogi wchodzili, postanowili nie zaczynać nic stanowczo, bez zasięgnięcia rady światłego i świątobliwego kapłana.

Po dowodach łaskawości dla nich ich Pasterza, nie wątpili już o prawdziwości swoich objawień, i jak najsilniej postanowili wypełnić najwierniej dany im rozkaz przez przenajświętszą Pannę, poświęcenia się życiu pokutnemu i kontemplacyjnemu. A że te cudowne łaski jakie od Niej otrzymali, przypisywali głównie swojemu nabożeństwu do Jej Siedmiu Boleści, więc postanowili także to błogosławione nabożeństwo coraz więcej w sobie ożywiać i ile możności pobudzać do tego i innych. Zbliżała się też i uroczystość Narodzenia Maryi, do którego to dnia odłożyli ostateczne swoje postanowienie. Więc wzięli się niezwłocznie do załatwienia swoich kupieckich interesów, i do wyszukania miejsca na wybudowanie sobie kapliczki lub nabycie kościółka przy którym by osiedli. A i z jednym i z drugim prędko się załatwili. Albowiem swoje rachunki kupieckie jak to wspominaliśmy, już całkiem urządzili; a nie oglądając się wcale na koszta, nabyli mały w dość odosobnionym miejscu za miastem będący kościółek. Przy nim zaś ubogich siedem celek, z nieco większą jedną izbą na wspólne przeznaczoną zebrania, urządzili. Po tym rozdawszy wszystko co jeszcze posiadali, a co bardzo znaczne majątki stanowiło, na ubogich i na szpitale, w sam dzień Narodzenia Matki Bożej, zeszli się do nowo nabytego kościółka z księdzem Janem de Porto Benicio, którego sobie za kapelana i za ojca duchownego obrali.

Przybyli przyodziani umyślnie w najwykwintniejsze swoje szaty, a te w owych czasach w klasie zamożnej, były bardzo bogate i ozdobne. Nawet mieli na sobie i oznaki urzędów jakie piastowali, a kilku z nich było senatorami rzeczypospolitej. Uczynili zaś to dlatego, żeby i przez wyzucie się tych zewnętrznych oznak światowych, uwyraźnić niejako wewnętrzne wyrzeczenie się przez nich wszelkich dostojeństw, zaszczytów i posiadłości ziemskich.

W kościółku więc nowo nabytym, przed samą Mszą świętą, zrzucili z siebie ubranie świeckie, i przyjęli z rąk księdza Jana ubogie szare sukmany, na kształt woru pokutnego przepasanego prostym powrozem, a w ciągu Mszy świętej przystąpili do stołu Pańskiego. Po wysłuchaniu Mszy świętej, odśpiewaniu Te Deum Laudamus, Ciebie Boga chwalimy na podziękowanie Bogu że im dozwala oddać się Mu na wyłączną służbę, i antyfony do Matki Bożej Pod Twoją obronę oddając się najszczególniejszej Jej opiece, nasi Święci resztę dnia do wieczora spędzili w kościółku swoim na modlitwie. A wierni swojemu szczególnemu nabożeństwu do Siedmiu Boleści Maryi, ich rozpamiętywaniu najwięcej czasu poświęcili.

Przy zachodzie słońca, po zadzwonieniu na Anioł Pański, zgromadzili się w izbie wspólnej, urządzonej w ich nowym ubogim mieszkaniu, i tam pod przewodnictwem księdza Jana, wezwawszy Ducha Świętego, niezwłocznie przystąpili do wybrania spomiędzy siebie jednego na przełożonego. I tym został święty Bonfili, na którego od razu wszystkich sześciu towarzyszy padły glosy. Ucierpiała na tym bardzo jego pokora, lecz że ten jego obowiązek na niemałe wystawiał go trudności, i troski, i prace, więc się od niego nie wymawiał. Usilnie tylko prosił towarzyszy, żeby włożywszy na niego ten ciężar, modlitwami swoimi wypraszali mu u Boga potrzebne łaski do dźwigania go, z ich pożytkiem i bez szkody dla jego własnej duszy.

Tymczasem już w całym mieście rozeszła się wieść, o tym co z tymi siedmiu najznakomitszymi pod każdym względem obywatelami się stało. Przy powszechnym zaś jak najżywszym zajęciu się wszystkim co się tyczyło religii, a zwłaszcza przeciwdziałaniu obyczajom niezgodnym z duchem Ewangelii, o czym wyżej wspomnieliśmy,— takie poświęcenie się na życie ubogie i pokutne tych młodych jeszcze ludzi, a zamożnych i wysokie stanowiska w świecie posiadających, ogólne rozbudziło zainteresowanie się i ciekawość.

Kilka osób obecnych w kościółku gdzie Święci dopiero co przywdziali z pewną uroczystością wory pokutne, rozgłosiło to pomiędzy znajomymi; wielu więc pragnęło widzieć w tym pobożnym i ubogim stroju tych, których niedawno widywano, stosownie do ich stanu, bogato przyodziewających się. Toteż, gdy oni zaraz na drugi dzień po uroczystości Narodzenia Matki Bożej, chcąc się przedstawić Biskupowi, już jako pokutnicy, i otrzymać od niego błogosławieństwo na rozpoczęty zawód — weszli do miasta, tłumy ich otoczyły. Widok zaś tych siedmiu bogatych przed chwilą panów, w tak ubogim przybraniu postępujących, ich skupienie wewnętrzne i pokorna a przy tym dziwnie poważna postawa, na wszystkich wielkie wywarły wrażenie. Wszyscy przypatrywali się im nie tylko z zadziwieniem lecz i uszanowaniem, bo widzieli i oceniali ich poświęcenie się, przeczuwali w nich świętych mężów którzy w duchu prawdziwie Bożym rozpoczynali dzieło mające wzbogacić chrześcijaństwo nowym zastępem odnowicieli ducha Ewangelicznego, a tak wtedy w istocie potrzebnych Kościołowi.

Pan Bóg zaś, jak to nie raz bywało, i tu użył niewinnych ust dziatek, żeby we dług słów Pisma świętego: z ust niemowlątek i ssących doskonalą uczynić Swoją chwalę. Skoro bowiem siedmiu naszych błogosławionych pokutników, cudownie wezwanych do tego przez Matkę Bożą, ukazało się na ulicach Florencji, dzieci znajdujące się przy matkach przypatrujących się idącym, jakby umówione i jakby jednym chórem, w różnych miejscach zaczęły wołać: „Oto idą Słudzy przenajświętszej Maryi Panny. Oto słudzy Maryi!”

Biskup przyjął ich z największą łaskawością; błogosławił im, zachęcał do wytrwania, i dozwolił aby we wszelkich swoich potrzebach duchownych śmiało się do niego udawali, gdyż chce im dowieść że w jego ojcowskim sercu, oni niejako z pomiędzy jego pasterskiej pieczy powierzonych owieczek, pierwsze zajmują miejsce. Przy tym upoważnił ich aby w obrzędach kościelnych, a zwłaszcza przy publicznych i uroczystych procesjach, obok innych zakonów, w swoich ubogich i pokutnych sukmanach, prostymi powrozami przepasanych, wszyscy siedmiu, jakby zgromadzenie zakonne odrębne stanowiących, występowali.

Wkrótce zaś potem, następujące zdarzenie skłoniło tego świątobliwego Prałata, do polecenia im żeby stanowczo przybrali miano sług Maryi. Jak tylko osiedli oni przy nabytym kościółku za miastem, wyzuwszy się na ubogich wszelkiego mienia, żyli już tylko z jałmużny. Codziennie więc dwóch z nich, w porze przedpołudniowej, udawało się do miasta, i tam z domu do domu chodząc, prosili o wsparcie. Razu pewnego zdarzyło się, że zaszli w tym celu do pałacu rodziny Beniciów, jednej z najznakomitszych w ówczesnej rzeczypospolitej Florenckiej. Zastali panią tego domu, a osobę bardzo pobożną, trzymającą na ręku swego małego pięciomiesięcznego synka, u piersi jeszcze będącego. Gdy zaś poprosiła przybyłych kwestarzy o błogosławieństwo dla niego, niemowle wyciągając do nich rączki, zawołało najwyraźniej: „Oto słudzy Maryi,” co i ją i obecnych w wielkie zdumienie wprawiło. Tym zaś cudownym dzieckiem, był święty Filip Beniciusz, który w dwadzieścia lat potem wstąpił do zakonu Serwitów, to jest tych sług Maryi których tak cudownie wygłosił.

Otóż, gdy to cudowne zdarzenie doszło do wiadomości Biskupa, jak również i to że pierwsze pojawienie się na ulicach Florencji naszych świętych w ubraniu pokutnym, wywołało pomiędzy dziećmi nazwanie ich „Sługami Maryi” — więc zdało się mu że miano to powinni oni przybrać. Upatrując w tym jakby nowy dowód, że przenajświętsza Matka jest dla nich nadzwyczaj łaskawą i za wyłącznie poświęconych Jej sług chce żeby ich poczytywać, kazał ich zawezwać do siebie i oświadczył, że odtąd powinni przybrać nazwę Sług Maryi. Z pokorą i z niewymowną pociechą zastosowali się oni do tego rozkazu Biskupa, i już od owej chwili, zawiązujące się to nowe zgromadzenie przechowało, to błogosławione miano na zawsze, a z łacińskiego języka Servi Mariae pospolicie Serwitami bywa nazywane. A także od tej pory postanowili ci wybrani przez Samą Matkę Bożą na Jej sługi, codziennie przed Jej ołtarzem będącym w ich kościele, uroczyście odśpiewywać pacierze kanoniczne o przenajświętszej Pannie zwane Małe Oficium, a w każdą sobotę wieczorem, odprawiać nabożeństwo do Jej siedmiu Radości i Siedmiu Boleści.

Lecz słudzy Maryi, w krótkim czasie zmuszeni niejako zostali, opuścić swoje mieszkanie urządzone przy kościele przez nich nabytym. Chociaż bowiem było to miejsce dość odosobnione, że jednak nie bardzo odległe od miasta, ciszy i samotności jakiej pragnęli dla oddawania się kontemplacji niedługo zażywali. Rozgłos ich świątobliwości, każda rozmowa z odwiedzającymi ich pełna świętego namaszczenia i najzbawienniejszych nauk i przestróg jakie dawali przychodniom, a także i doświadczona skuteczność ich modlitw za proszących ich o nie, — wszystko to coraz więcej ściągało do nich znaczną liczbę osób z wszelkiego stanu. Zgiełk zaś taki, przerywał im to osamotnienie i to zerwanie wszelkich stosunków z ludźmi, jakie niezbędne jest do coraz ściślejszego jednoczenia się duszy z Bogiem, do coraz wyższej pobożności, a do której i wszelkie mają prawo powołani na te drogi przez Boga, i obowiązek o to się starać.

Po długich więc modlitwach, na uproszenie sobie co do tego znowu światła Ducha Świętego, i po zasięgnięciu rady księdza Jakuba, ich przewodnika duchownego, święci pokutnicy postanowili przenieść się na miejsce odleglejsze od miasta i ile możności osamotnione. A chociaż już wtedy pozbawieni dobrowolnie wszelkiego mienia, żyjący tylko z jałmużny z dnia na dzień wypraszanej, — nie oglądali się jednakże na trudności i wydatki spotkać ich mogące z powodu przesiedlenia się, zdając się co do tego na Opatrzność i na opiekę nad nimi Królowej niebieskiej.

Chodziło więc już im tylko o wybór miejscowości; i gdy się co do tego i wahali i na jedno zgodzić nie mogli, święty Bonfil tak do nich jako przełożony przemówił: „Bracia drodzy, na wielkie nasze szczęście, chociaż tego najniegodniejsi jesteśmy, nie tylko głosem powszechnym, lecz i przez samego najczcigodniejszego Biskupa naszego, mianowani i uznani zostaliśmy za sług Królowej niebieskiej. Do Niej więc ucieknijmy się: Ją poprośmy, żeby nas w wątpliwości co do obrania miejsca na którym moglibyśmy wierniej jak tu gdzie teraz mieszkamy, spełnić dane nam przez Nią rozkazy, oświecić raczyła. Niech Ona Sama raczy nam wskazać miejsce, na które udać się mamy, niech nas na nie zaprowadzi, i wszelkie w tym czekające nas trudności dopomoże przezwyciężyć.”

Niezwłocznie też wszyscy siedmiu, prócz zwykłych swoich nabożeństw do Siedmiu Boleści Matki Bożej, rozpoczęli i odrębne do tychże tajemnic nabożeństwo, na wyproszenie sobie u Niej oświecenia co do kroku tak dla nich ważnego. Dodali do tego, w tejże samej intencji, jeszcze większe jak niż zwykłe różne umartwienia ciała i post jaknajściślejszy. I nie zawiedli się w położonej w swoją Panią niebieską ufności. Po kilku dniach takich ćwiczeń błagalnych, każdemu z nich objawiła się przenajświętsza Panna we śnie, i puszczę na górze Senaryjskiej będącą, a o dwie mile od Florencji odległą, za miejsce na które przenieść się powinni, wyraźnie wskazać raczyła.

Lecz i tym razem nie śmieli oni bez zdania z tego sprawy i księdzu Jakubowi ich spowiednikowi i Biskupowi, coś ostatecznie postanowić. Ci zaś po przedstawieniu im zamiarów sług Maryi, i opowiedzeniu objawień jakie mieli, uznali że powinni oni i tym razem iść za Jej miłościwym wezwaniem. A że góra Senaryjska należała do posiadłości Biskupich, więc świątobliwy ten Pasterz, u którego w największych byli łaskach, i który już od początku ich powołania przewidywał w nich zawiązek nowe go zakonu, nie tylko wyznaczył dla nich na tej górze obszerny kawał ziemi, lecz obdarzył ich i hojną jałmużną, żeby tam co prędzej i kościół i przy nim ubogie chatki wybudować sobie mogli. W kilka też dni potem, już nasi Święci udali się na nowe swoje mieszkanie. Lecz że obawiali się żeby ich wydalenie się z pod bram Florencji, nie wywołało ze strony już nadzwyczaj dla nich przychylnych mieszkańców jakiegoś oporu, więc uczynili to jak najtajemniej. Nie zawiadamiając o zamiarach swoich nikogo, wyszli ze swej dotychczasowej siedziby około północy, a i z celek i z kościoła nic innego nie wynosząc, jak obraz Matki Bożej Bolesnej, który umieścili byli w głównym ołtarzu, i przed którym wszystkie swoje i prywatne i ze zgromadzającym się do ich kościoła pobożnym ludem, nabożeństwa odprawiali.

Słońce dopiero co wschodziło, kiedy przybywszy do stóp góry na której mieli osiąść, zaczęli na nią wstępować, i zapuszczać się w gęste jej bory. Góra Senaryjska była wówczas nimi pokryta, a im wyżej na nią się wchodziło, tym okazalsze trzeba było podziwiać drzewa: ogromne jodły, dęby i zimą liścia nietracące, sosny okazałe, cyprysy tak wysokie jak u nas topole, a pomiędzy nimi bujne trawy najrozmaitszym kwieciem ubarwione. Było to bowiem na początku czerwca, a góra ta w całych Włoszech odznacza się wielką żyznością ziemi, i powietrzem ani do wielkich skwarów ani do wielkiego zimna w żadnej porze roku nie dochodzącym. W miarę zaś jak się w puszczę na niej będącą zagłębiali, uderzały ich prześliczne widoki, to zieleniejących łąk pokrytych świeżą trawą, to potoków z szumem spadających, a śpiew najrozmaitszego ptactwa ożywiając to miejsce tak ciche i urocze, przypomniał im że i oni mają się tam osiedlić, jedynie dla swobodniejszego opiewania chwały Boskiej.

Wszystko zaś to myśl tych świętych kontemplatyków, nawykłych wszystko odnosić do Boga, przedziwnie podnosiło do Niego, i święty Bonfil, mając serce przepełnione uczuciem wdzięczności ku Bogu za ich zaprowadzenie na to piękne ustronie zawołał: „Poznajmyż, bracia najmilsi, jak powinniśmy miłować Boga i naszą przenajświętszą Panią niebieską! Najwyższy bowiem Stwórca, w tych przecudnej piękności Swoich tworach, na które tu patrzymy i wśród których mamy osiąść, — zgotował dla nas jakby księgi, w których wyczytywać powinniśmy Jego dobroć dla nas, a Jego potęgę i hojność Jego miłości ku ludziom ciągle rozpamiętywać.”

Około południa, a idąc ciągle gęstymi borami, gdzieniegdzie tylko przerywanymi małymi łąkami, stanęli na miejscu przeznaczonym przez Biskupa na ich osiedlenie się. Był to obszerny kawał ziemi aż nadto wystarczający na zbudowanie tam kościoła, mieszkań dla świętych pokutników i założenia wielkiego ogrodu. Wokoło zaś ciągnęły się gęste lasy, a obok miejsca tego, ze źródła nieco wyżej będącego, wypływała rzeczka, która w miarę jak po górze spadała, w coraz bystrzejszy zamieniała się potok. Jak tylko ujrzeli się na miejscu swego nowego osiedlenia, na konarze najpiękniejszego i rozłożystego drzewa zawiesili wielki krucyfiks, który z sobą przynieśli, a pod nim, na grubej gałęzi, oparli swój obraz Matki Bożej Bolesnej. Po tym uklęknąwszy przed takim naprędce urządzonym ołtarzem, ucałowali ziemię, którą im jakby Sam Pan Bóg dawał na osiedlenie się, a podniósłszy oczy od tkliwego wzruszenia łez pełne, do wizerunku przenajświętszej Panny rzekli: „Oto my opuściliśmy wszystko a poszliśmy za Tobą Matko nasza.”

Matka Nasza najmilej przyjęła to oświadczenie się Jej sług przez Nią Samą wybranych, i wyprosiła dla nich u Boskiego Syna Swojego łaskę wytrwałości w pokutnym i kontemplacyjnym życiu jakie wiedli, i za które w końcu świetne trony zajęli w niebie. Niezwłocznie też, doznali słudzy Maryi skutków najmiłościwszej nad nimi Jej opieki. Albowiem jak tylko rozeszła się po Florencji wieść że się oni przenieśli na górę Senaryjską i że tam i kościół wybudować i przy nim osiąść mają, prócz znacznych na ten cel danych już przez Biskupa funduszów, zewsząd napływać zaczęły do nich hojne datki od najzamożniejszych obywateli rzeczypospolitej, na koszta potrzebne do tego. Niezwłocznie więc przystąpić mogli do rozpoczęcia budowy kościoła; a Biskup oświadczył najłaskawiej, iż sam przybędzie dla położenia pierwszego kamienia pod ten nowy przybytek, w tak odosobnionym a bardzo uroczym miejscu wznieść się mający.

W dniu więc na to wyznaczonym, nie zrażając się trudnością dostania się prawie na sam szczyt wysokiej góry Senaryjskiej, świątobliwy ten Prałat, otoczony duchowieństwem zwykle przy tego rodzaju obrzędach otaczającym Biskupa, poświęcił i założył pierwszy kamień do mającego się budować przybytku Matki Bożej Bolesnej, gdyż w wielkim ołtarzu miał być obraz przez sług Maryi przyniesiony. Przy zakończeniu zaś tego obrzędu, zwracając się do nich z wielką uprzejmością i miłością, rzekł powtarzając słowa Patriarchy Jakuba wyrzeczone o miejscu na którym się mu Pan Bóg objawił: Nie jest tu nic innego, jeno dom Boży i brama niebieska, i dodał: „a dla was sług Maryi, miejsce to niech zwane będzie: Przybytkiem przenajświętszej Panny. Przy nim więc osiedlając się, trwajcie wiernie w rozpoczętym przez was z Jej rozkazu życiu pokutnym i kontemplacyjnym. Ja zaś, z mojej strony, nadal otaczać was będę moją ojcowską opieką, wspierać was i udzielać wam rad jakich ode mnie, jako waszego Pasterza, potrzebować będziecie.” I w ten to sposób, założony został pierwszy kościół i klasztor tego zgromadzenia zakonnego, które wkrótce potem we Włoszech i w innych krajach szerzyć się miało, a któremu, nie domyślając się wcale tego, dało wtedy początek siedmiu naszych Świętych.

Źródło: O. Prokop Kapucyn (1888). Żywot pierwszych siedmiu świętych sług Maryi (Serwitów) świeżo przez ojca ś. Leona XIII kanonizowanych. [fragmenty]

Obraz: The Seven Holy Founders of the Servite Order receiving their habit from Our Lady, Italian painting, ca. 1700 (CC 1.0)




Święto Matki Bożej Częstochowskiej

Zbliżające się Święto Matki Bożej Częstochowskiej (26 sierpnia) zostało ustanowione z inicjatywy i staraniem bł. o. Honorata Koźmińskiego na początku ubiegłego stulecia.

O. Honorat poświęcił się dobrowolnie jako narzędzie Maryi Niepokalanej w Jej dziełach, o czym świadczy akt oddania się Jej w niewolę miłości, zapisany w “Notatniku Duchowym” (1867):

Ciebie przeto, Przebłogosławiona Matko Jezusa i moja, przez którą wszelkie dobro nam z nieba przychodzi, z której Serca pochodzą te wszystkie zbawienne natchnienia, obieram sobie za moją Mistrzynię i Matkę Dobrej Rady w tym moim zajęciu, prosząc Cię przez Serca Syna Twego, abyś mi dyktowała to wszystko, co widzisz do poprawy mojej potrzebne, a potem abyś mnie łaskawie przestrzegała, przypominała i dopomagała do dopełnienia tego, co sobie postanowię. To wszystko, co tu piszę, składam dzisiaj w Przenajświętsze Serce Twoje, prosząc Cię, abyś te moje niedołężne pragnienia ofiarowała P. Bogu razem z najgorętszymi uczuciami i pragnieniami, którymi to Serce przy Twoim ofiarowaniu się przejęte było i abyś mi uprosiła przez to obfitsze błogosławieństwo Boże. Siebie samego także w to Serce przeczyste zamykam i razem z Tobą ofiaruję się dzisiaj P. Bogu naszemu na służbę szczerą i gorliwą, z tym się oświadczając, że odtąd w tym Sercu chcę żyć i Jego cnoty naśladować, i Jego uczuciami się przejmować, abym przez to Serce Bogu najmilsze mógł się stać miłą Jemu ofiarą… (…) Wybieram Ciebie dzisiaj wobec całego Dworu Niebieskiego za moją Matkę i Mistrzynię, Tobie oddaję i poświęcam tytułem niewolnika moje ciało i moją duszę, moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, i wartość samych nawet dobrych moich uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych; dając Ci całkowite i zupełne prawo rozrządzać mną i wszystkim, co do mnie należy, bez wyjątku, według Twego upodobania, na większą chwałę Boga, w czasie i w wieczności.

Źródło: Zgromadzenie Sióstr Westiarek Jezusa (westiarki.pl, historia).




O nawróceniu Magdaleny

Św. Bonawentura

Zbawiciel, który z niezmiernej łaskawości Swojej wszystkich prośby wysłuchiwał, dnia pewnego zaproszony przez Szymona przezwanego trędowatym, poszedł do niego na obiad, co zwykł był czynić już z samej dobrotliwości, już z gorliwości o zbawienie dusz dla których z nieba zstąpił. Zasiadając bowiem z różnego rodzaju ludźmi do stołu i obcując z nimi, pociągał ich do Swojej miłości. Przy tym robił to i z powodu zamiłowanego ubóstwa. Ponieważ był jak najuboższym, i ani Siebie Samego ani Swoich bliższych żadnym mieniem doczesnym nie zaopatrzył, więc jeśli Go kto zapraszał do siebie dla wzięcia posiłku, On pokornie i z wdzięcznością przyjmował to, w czasie i miejscu jak gdzie się nadarzało.

Owóż, Magdalena dowiedziała się, że w domu wyżej pomienionego Szymona, ma obiadować Zbawiciel. Być może, że nieraz słyszała Go kazującego, a to pewna, że już Go wtedy serdecznie miłowała, chociaż z tym nie wydawała się jeszcze. Wzruszona tedy serdeczną boleścią wewnątrz, z powodu grzechów swoich, a ogniem miłości Zbawiciela rozgorzała, zważając że bez Niego zbawienia dostąpić nie może, dłużej już zwlekać nie chcąc, udała się na miejsce uczty. Wszedłszy zaś gdzie zaproszeni zgromadzeni byli, z nachyloną pokornie głową, z oczyma do ziemi spuszczonymi, przeszedłszy obok ucztujących, nie zatrzymała się aż gdy doszła do Pana i umiłowanego swojego. A tam, u stóp Jego ścieląc się, najwyższym żalem a oraz i wstydem przejęta za grzechy swoje, upadła na ziemię i nawet całować nogi Pańskie ośmieliła się, bo już w głębi duszy miłowała Go nad wszystko. Przy tym, rzewnie i głośno zachodząc się od płaczu, tak w duchu sobie myślała: “Panie mój, mocno wierzę, wiem i uznaję żeś Bogiem i Panem moim jest. Lecz ileż to razy i jak ciężko obraziłam Twój Majestat; grzechy moje przechodzą liczbę grudek piasku morskiego. Wszakże, do miłosierdzia Twojego niegodziwa grzesznica się uciekam. Boleję i żalem jestem przejęta; błagam przebaczenia, gotowa będąc pokutować za grzechy, i już nigdy nie stawać Ci się nieposłuszną. Proszę, nie odrzucaj mnie. Innej ucieczki, wiem że mieć nie mogę i mieć nie chcę, gdyż Ciebie jedynie i nad wszystko miłuję. Nie odganiaj przeto mnie od Siebie. Za zbrodnie moje ukarz mnie jak Ci się podoba, byleś się zmiłował”. A tymczasem, łzy jej obficie spływając skąpały i zmyły stopy Zbawiciela, jak to wyraźnie powiedziano w Ewangelii, z czego masz i oczywisty dowód, że Pan Jezus bez obuwia chodził. Na koniec utuliwszy się w żalu, i poczytując się za niegodną żeby łzy jej dotykały stóp Zbawicielowych, włosami je swymi otarła. A włosami dlatego, że nic innego droższego przy sobie nie miała czym by je otrzeć mogła, a także i dlatego, że co przedtem służyło jej do próżności i ozdoby ciała, chciała odtąd zamienić na pożytek dla duszy. Poczym nie mogąc się oderwać od stóp Jezusa, i gdy miłość Boga coraz silniej ją ogarniała, ucałowała je kilkakrotnie z uczuciem tejże miłości. A że stopy Zbawiciela, z odbytych podróży były kurzem okryte, namaściła je kosztownym olejkiem.

Przypatruj się więc tu wszystkiemu pilnie, i długo rozpamiętywuj ten pobożny postępek Magdaleny, która tak szczególnie umiłowaną była przez Zbawiciela, a także i dlatego, że była to chwila bardzo uroczysta. Patrz i na Pana Jezusa, jak litościwie się z nią obchodzi, i z jaką cierpliwością pozwala na to wszystko co ona robi. Przerwał nawet Swój obiad, przez czas gdy ona tę pobożną usługę dopełniała. Przestali się też posilać i inni ucztujący, i wszyscy dziwią się tak szczególnemu postępkowi. Szymon zaś w myśli złośliwie przesądzał Zbawiciela, widząc że dozwalał zbliżać się do siebie takiej kobiecie, i przypuszczał, że chyba nie jest Prorokiem, nie poznawszy się na niej. Lecz Pan Jezus myślom jego odpowiadając, okazał się prawdziwym Prorokiem, i przypowieścią o dłużniku go przekonał. A chcąc wyraźnie nauczyć, że miłość Boga dopełnia wszystkiego, rzekł: Odpuszczają się jej wiele grzechów, gdyż wielce umiłowała. Do niej zaś samej powiedział: Idź w pokoju (1). O! słowo przemiłe i słodkie, z jakąż pociechą usłyszała je Magdalena, i jak uszczęśliwiona odeszła! Najszczerzej nawrócona, odtąd pobożnie i święcie żyła, i już od Zbawiciela i Matki Jego nie odstępowała.

Z wielką więc uwagą to rozmyślaj, i staraj się rozbudzić w sobie jak największą miłość Boga, którą tu Zbawiciel i słowem i całym tym zdarzeniem w szczególny sposób nam poleca. Masz tu bowiem wyraźnie wykazanym, że miłość Boga przywraca pokój pomiędzy Bogiem a grzesznikiem. Stąd też i błogosławiony Piotr Apostoł powiada że: miłość zakrywa wielość grzechów (2). Gdy tedy miłość Boga wszystkie cnoty uzupełnia, i żadna z nich bez miłości podobać się Bogu nie może, przeto żebyś o posiadanie jej z całej siły starała się, przez co miłą się staniesz Oblubieńcowi swojemu Chrystusowi Panu, – tedy przytoczę ci tu niektóre poważne o tym zdania, a głównie świętego Bernarda.

“Łaską najwyższą, pisze on, łaską niezrównaną, jest miłość Boga i dla Boga miłość bliźniego, – którą Oblubieniec niebieski Swojej oblubienicy Kościołowi tak często zalecać i przypominać raczył. Mówił bowiem: Po tym poznają wszyscy żeście uczniami Moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu (3), i znowu: Przykazanie nowe daję wam, abyście się miłowali nawzajem (4); a także: to jest przykazanie Moje, abyście się nawzajem miłowali (5). Nareszcie, gdy się modlił przed samą już męką, prosił Boga aby przez miłość wszyscy byli jedno jako Ojciec w Nim a On w Ojcu (6)”. I niżej przydaje tenże Święty: “Bo zresztą cóż porównać moglibyśmy z tym, co pierwszeństwo ma nawet nad męczeństwem, nawet i nad wiarą przenoszącą góry? I dlatego miej tylko miłość, a powiem ci śmiało, powtarzając słowa Zbawiciela wyrzeczone do nawróconej z miłości Boga Magdaleny: Idź w pokoju (7); bo wtedy nic grozić ci nie może, nic przerażać, nic szkodzić nie będzie” (8). I jeszcze tenże święty Bernard: “Miarą duszy każdej jest miara miłości Boga jaką jest obdarzona, tak, że na przykład która dusza posiada wiele miłości, wielką jest, która niewiele, małą, która zaś nic jej nie ma, niczym jest, według tych słów Apostoła: Jeśli miłości nie mam, niczym jestem (9). Gdy zaś byle odrobinę jej kto mieć poczyna, tak że przynajmniej stara się miłować tych którzy jego miłują (10), już duszy takiej nie nazwę niczym, bo ona w stosunku tego co otrzymuje i co nawzajem oddaje, zachowuje przynajmniej prawa miłości wzajemnej. Lecz według słów Zbawiciela, nic ona większego nie czyni jak co czynią celnicy i poganie (11), a przeto też wcale nie za wielką lecz za bardzo małą i ciasną i biedną poczytałbym duszę o której bym wiedział, że tak mało miłości posiada. Lecz jeśli nabiera w tym wzrostu i czyni postęp, tak, iż przekraczając granice onej malutkiej i niewiele wartej miłości, wkracza całą duszą w krainę miłości bezinteresownej, starając się ogarnąć nią wszystkich bliźnich, miłując każdego jak siebie samego, czyż można w takim razie zarzucić jej, że nie czyni nic więcej nad to co czynią celnicy i poganie? Owszem: dusza taka już więcej czyni, serce jej mówię wielką miłością pała, bo ogarnia nią wszystkich, tych nawet z którymi ją żaden doczesny interes nie łączy, chociaż do żadnego obowiązku wdzięczności się nie poczuwa, słowem, chociaż niczym do tego nie obowiązana, chyba że powiedziano: Nie bądźcie nikomu nic winni, jeno abyście się nawzajem miłowali (12). A na koniec, jeśli pomny na słowa Zbawiciela, że gwałtownicy tylko królestwo niebieskie zdobywają (13), gwałt zadajesz wszelkim ludzkim w tobie uczuciom, i dostajesz się aż do ostatnich krańców królestwa miłości, tak iż ani dla nieprzyjaciół nawet nie zamykając twego serca, dobrze czynisz tym którzy cię nienawidzą, modlisz się za prześladujących i trapiących cię (14), a także i z tymi którzy nienawidzili pokoju, w zgodzie być usiłujesz (15), – o! wtedy wzniosłość nieba jest miarą wzniosłości duszy twojej, bo powiedziano: Rozciągasz niebo jako skórę (16), to niebo przecudnej wielkości, obszerności i piękności, w którym Najwyższy i Najchwalebniejszy nie tylko przebywa, lecz i przechadza się na skrzydłach wiatrowych (17)” (18).

Poznajesz więc z tego, jak niezbędną cnotą jest cnota miłości Boga i bliźnich przez wzgląd na Boga, bez której w żaden sposób nie można przypodobać się Bogu; a którą posiadając, bez wątpienia każdy staje się Mu miłym. A więc z całego serca, z całej duszy i z całej siły staraj się jej nabyć, a ona sprawi, że wszelkie przykrości i trudy doznane dla Boga i bliźniego, nie tylko cierpliwie lecz i najchętniej przenosić będziesz.

–––––––––––

Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa w pobożnych rozmyślaniach zawarty, przez Św. Bonawenturę Biskupa i Doktora Kościoła. (Tłumaczenie O. Prokopa Kapucyna). Kraków 1879, ss. 164-170.

Ilustracja: Benvenuto Tisi, Noli me tangere, 1525-1530, domena publiczna.

Przypisy:

(1) Łk. 7, 47. 50.

(2) I Piotr. 4, 8.

(3) Jan. 13, 35.

(4) Jan. 13, 34.

(5) Jan. 15, 12.

(6) Jan. 17, 21.

(7) Łk. 7, 50.

(8) Serm. 29 sup. Cant., n. 3.

(9) I Kor. 13, 2.

(10) Mt. 5, 46.

(11) Tamże.

(12) Rzym. 13, 8.

(13) Mt. 11, 12.

(14) Mt. 5, 44.

(15) Psal. 119, 7.

(16) Psal. 103, 2.

(17) Psal. 103, 3.

(18) Serm. 27 sup. Cant., n. 10. 11.




Pielgrzymki do Matki Bożej

W obecnym roku pielgrzymi odwiedzą Matkę Bożą na Jasnej Górze w licznych grupach, podążających z różnych stron Polski.

W lipcu największa pielgrzymka dotrze z polskich gór – jest to grupa 1200 górali. W tym miesiącu w sumie na Jasną Górę przybędzie ok. 5 000 osób.

W sierpniu pod hasłem “Józef – mąż Maryi” wyruszy z Warszawy po raz 310 warszawska pielgrzymka piesza, w 22 grupach po 300 osób. Pielgrzymka rozpocznie się 6 sierpnia. W dniach od 15 do 31 lipca zapisy na pielgrzymkę będą odbywały się poprzez stronę internetową: warszawa.paulini.pl Natomiast w dniach 1-5 sierpnia będzie można zapisać się stacjonarnie na ul Długiej 3 w Warszawie w kościele ojców paulinów w godz. od 9.00 do 19.00.

Źródło: Dziennik Zachodni.




Święty Józef: Zbawiciel świata

Wielkość człowieka mierzy się Bogiem. Im kto pełniejszy jest Boga, im bardziej z Bogiem złączony przez łaskę i miłosny trud ofiarny, tym większym jest na czas i wieczność. Z tego powodu największym, godnym wprost czci Boskiej jest człowieczeństwo Jezusa Chrystusa jako złączone bezpośrednio, nierozdzielnie z drugą Osobą Bożą.

Po Chrystusie nie ma nic większego nad Bogarodzicę, bo nic bliższego matce nad jej dziecię i nic bliższego dziecięciu niż matka, a tym dziecięciem w tym wypadku był sam Syn Boży. Po Bogarodzicy nic znów tak wielkiego, tak godnego czci i miłości, tak dobrego, tak świętego, jak Józef, mąż Maryi, a przybrany Ojciec i Żywiciel Boga-Człowieka.

Rola Józefa, jako zastępcy Ojca niebieskiego i Karmiciela człowieczeństwa Jezusowego tak jest jedyna wobec Zbawiciela świata i całej Trójcy Przenajświętszej, że przy niej blednie nawet posłannictwo św. Jana Chrzciciela i apostołów i św. Jana ewangelisty, któremu było dane spocząć podczas Ostatniej Wieczerzy na Sercu Jezusowym. Słów choć kilka o jednym i drugim dostojeństwie Józefa.

Józef był prawdziwym mężem Maryi, bo między nim a Maryją zaistniało prawdziwe małżeństwo. Stwierdził to sam Bóg, gdy przez usta anioła nazwał Józefa mężem Maryi, a Maryję małżonką Józefa. Nastąpiło bowiem między nimi nierozdzielne, najściślejsze, niezrównane zjednoczenie dusz, w którym jedno drugiemu z natchnienia Bożego postanowiło dochować na zawsze nienaruszoną czystość.

Józef i Maryja dali sobie w chwili zaślubin prawo do strzeżenia dziewictwa i przyjęli równocześnie na siebie to prawo i zobowiązanie do wzajemnego zachowania sobie niepokalanej czystości dziewiczej. Cała tym samym wierność i miłość tego małżeństwa skierowana była ku ochronie nienaruszonego dziewictwa. Dwie lilie połączyły się w tym małżeństwie, powiada św. Augustyn, aby liliami pozostać na zawsze. Małżeństwo Józefa i Maryi acz najprawdziwsze, było równocześnie odmienne od reszty związków małżeńskich na ziemi, bo też odmienne od innych miało w odwiecznym planie Opatrzności przeznaczenie, mianowicie zakrycie, utajenie chwilowe przed światem cudownego narodzenia Syna Bożego na Zbawiciela świata.

Józef był też w pewnym znaczeniu ojcem Jezusa. Mówimy : „w pewnym tylko znaczeniu”, gdyż w rzeczywistości Jezus jako człowiek nie miał ojca cielesnego, tylko jako Bóg prawdziwego, rodzonego Ojca w niebie, który go rodzeniem czysto duchowym zrodził od wieczności. Na ziemi Jezus ma tylko prawdziwą, rodzoną matkę, z której krwi Duch święty utworzył Mu człowieczeństwo wszechmocnym słowem: stań się Na ziemi, wedle wyrażenia wielkiego kaznodziei,* Jezus narodził się sierotą. Kto więc tej wielkiej Sierocie Bożej zastąpi na świecie ojca, kto tę Sierotę przybierze jako własne dziecię, kto przyjmie do swojego domu, kto wobec ludzi zajmie miejsce opiekuna, kto za nią odpowiadać będzie, kto otoczy miłością ojcowską, kto wychowa?

Sam Ojciec niebieski wybrał Maryję spomiędzy wszystkich niewiast na matkę swojego Syna. Sam Ojciec niebieski bezpośrednio powołał też do najwyższych obowiązków ojca, opiekuna, żywiciela dla tegoż Syna męża Maryi, Józefa. Aby i najmniejszej nie było wątpliwości, że Józef nie narzucił się na ojca Jezusowi, ani przypadkiem, lecz wprost z woli Boga objął tę godność i stanowisko, sam Duch święty wpisał go w Ewangelii, podał jako ojca Jezusowego. Z chwilą wyboru Ojciec niebieski przeniósł też w pewnej mierze na Józefa swą władzę ojcowską, wyposażył go w powagę i prawa ojca, utworzył mu serce ojca, wlał w nie płomień owej miłości nieskończonej, jaką On, rodzony Ojciec, jednorodzonego swego Syna od wieczności umiłował. Do Józefa skierowywał następnie stale wszystkie zarządzenia, rozkazy, dotyczące ochrony życia, losów Dziecięcia. Gdy idzie o bliższe określenie natury tego ojcostwa, wiemy, że Józef nie jest ojcem cielesnym, lecz tylko moralnym, prawnym. Zasada prawna, przyjęta w świecie głosi, że czyja jest rola, tego jest kłos, czyj ogród, tego są ogrodu owoce. Maryja jako prawna, ślubna małżonka należała wobec Boga i ludzi do Józefa, więc i Dziecię, które otrzymała cudem z nieba, nie tylko jej ale i Józefa wobec Boga i ludzi było własnością. Obojgu je dał Duch święty niejako w podarunku za ich najczystszą, dziewiczą między sobą miłość. Nie nasze znowu tylko jest to rozumowanie, ale takie było też Maryi zdanie i sąd, który wypowie działa, gdy do Jezusa znalezionego w świątyni, rzekła: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec twój i ja z bólem serca szukaliśmy ciebie”.

Także Jezus uznał Józefa swoim ojcem; nazywał go przecież ojcem nie raz ale co dzień przez lat dziesiątki, składał z bezmierną wdzięcznością na jego ustach i rękach pocałunki, zarzucał ramiona na jego szyję, czcił jako ojca. Nie dopuścimy się przesady, gdy powiemy, że żadne inne dziecię nie odnosiło się do swego rodzonego ojca z miłością równie wielką, równie głęboką, jak Jezus do Józefa, gdyż rozszerzył On na niego miłość nieskończoną, jaką miał ku swojemu prawdziwemu Ojcu w niebie.

Niemniej Józef wypełnił z największą troskliwością przyjęte obowiązki Ojca. Nadał Jezusowi imię, wpisał w rejestry państwowe i w metryki kościelne, uniósł przed Herodem do Egiptu, karmił, odziewał, pieścił z największą czcią na swym sercu, nazywał Go swym panem ale i synem, rozkazywał Mu i służył, modlił się z Nim i do Niego, pracował z Nim i dla Niego.

Pięknie i trafnie pisarze duchowni, mając przed oczyma te przymioty ojcowskie Józefa, nazwali go cieniem Boga Ojca. Ale bo też Ojciec niebieski, źródło wszelkiego ojcostwa na ziemi, w niczyjej więcej duszy nie odbił równie doskonale swojego majestatu, swojej powagi, dobroci ojcowskiej, jak właśnie w postaci, w osobie Józefa. Kiedy się ma przed oczyma tę Trójcę ziemską: ubogą Dziecinę-Sierotę, ubogą Matkę-Dziewicę, ubogiego Robotnika- Rzemieślnika, za czym już dalej idzie ofiara na Golgocie i Hostia biała, która wydaje się zwyczajnym chlebem, — jak Dziecię Sierota wydawało się oczom ludzkim zwyczajnym tylko człowiekiem, — a w rzeczywistości jest Ciałem Boga-Człowieka, przybranego Syna Józefowego, gdy się to wszystko ma przed oczyma duszy, niepodobna wstrzymać się od uwagi, że tylko Bóg Wszechmocny był w stanie z tak bezmierną prostotą wykonać największe dzieło — odkupienie ludzkości.

Świętość Józefa

Z godnością przybranego ojca Syna Bożego i małżonka Maryi łączy się najściślej wszechstronna cnota, świętość Józefa. Pewnikiem jest religijnym, że kogo Bóg wybierze na jakiś urząd, szczególnie wzniosły, tego przygotowuje i uposaża najhojniej we wszystkie przymioty, potrzebne do spełnienia dobrze i doskonale obowiązków, połączonych z tym urzędem.

Godność i świętość odpowiadają sobie jak najwierniej w po rządku nadprzyrodzonym. Wedle tej zasady Najświętsza Panna jako Matka Syna Bożego otrzymała pełność łaski; wedle tego pewnika Józef, jako opiekun, Żywiciel człowieczeństwa Jezusowego zaraz po Maryi góruje łaską, świętością nad wszystkimi Świętymi i Aniołami. Pismo św. określa świętość Józefa słowy, że był mężem „sprawiedliwym“, co znaczy, że posiadał pełnię cnót odpowiednio do swego posłannictwa.

Rzecz niemożliwa omówić tu wszystkie przymioty i całą wspaniałość duszy Józefa, z której złożyła się jego moralnie wielka, dostojna osobistość. Wspomnieliśmy już, że był ojcem, małżonkiem najtroskliwszym, że kierował, rządził swoją rodziną, jak Bóg rządzi światem: sprawiedliwością i miłością. Dotknę jeszcze choć kilku innych cnót.

Józef był człowiekiem wielkiej bezgranicznej wiary, żył z wiary, rządził się wiarą w każdym czynie. Bez wahania uznał Dziecię złożone w żłobie swoim Stworzycielem, uczcił ochotnie jako Boga, mimo że nie widział jeszcze żadnego Jego cudu.

Wierzył Jezusowi jako Bogu, ufał jako Bogu, kochał jako Boga, a w Nim kochał bliźnich, kochał swój naród, kochał całą ludzkość, bo przecież dla wszystkich Jezusa chronił, żywił, ubierał, wychowywał, przygotowywał jako ofiarę na zbawienie świata.

Józef odznaczał się najgłębszą pobożnością. Pobożność, religijność jego polegała cała, jak owa Jezusa i Maryi, na ciągłym kulcie, na ciągłym pełnieniu woli Bożej.

Pobudką jego działania była stale najczystsza miłość. Nie szukał nigdy siebie tylko chwały Boga. Wcześniej niż Apostoł narodów Józef wziął za naczelną zasadę swojego istnienia: „Żyć, znaczy dla mnie tyle, co naśladować Jezusa.“ Nie spoczął też w pracy nad sobą, aż mógł w całej prawdzie powiedzieć: „ Żyję ja, właściwie już nie ja, żyje we mnie Chrystus“.

Józef jaśniał najgłębszą cierpliwością. Straż, zwierzona mu nad Jezusem i Maryją była najzaszczytniejszą, ale niosła też ze sobą całe morze utrudzenia, cierpień. „Dokądkolwiek przychodzi Chrystus, nie inaczej jak z krzyżem przychodzi. Nigdy bez krzyża nie idzie, zawsze cierniowe kolce z sobą niesie i dzieli się nimi z wybranymi swoimi. Spełniło się to na innych Świętych, dopełniło się z nadmiarem na Józefie. Przedtem Józef pracował ciężko, ale żył spokojnie. Z chwilą zaś, gdy objął opiekę nad Jezusem, żył w ciągłym duchowym ucisku. Wszystkie nieszczęścia ciągnęły się za nim z powodu Bożej Dzieciny i Matki Jego, gdyż ich cierpienia były własnymi jego cierpieniami”. **

Józef jednak nie narzekał, nie przykrzył sobie. Wszystkie dni, które w oczach innych byłyby złe, wszystkie te dni były u niego dobrymi dniami. W doświadczeniach najcięższych został znaleziony mocny, bo kochał, bo nosił Boga nie tylko w swoich ramionach, nie tylko na swoim sercu, ale także w duszy i sercu. Wystarczało mu, że Jezus i Maryja byli przy nim; obecność ich wynagradzała mu wszystkie bole i udręczenia.

Józef był człowiekiem pracy. Praca dzieli się zwyczajnie na ręczną, jak owa rolników, rzemieślników i na umysłową ludzi, co nauczają innych, piszą książki, układają prawa. W rzeczywistości żadnej pracy wolnej nie spełnia się samą ręką ani samą głową, lecz w każdą wchodzi cały człowiek, a więc rozum, który przyświeca, a więc ręka, która wykonuje wskazania rozumu, a więc serce, które głowie i ręce przydaje ciepła, rozmachu, energii, wytrwałości. Różnica między jedną a drugą jest tylko ta, że w tak zwanej pracy ręcznej przeważa udział ciała, w drugiej udział umysłu. Józef łączył najdoskonalej przez całe życie oba rodzaje pracy. Był najsumienniejszym robotnikiem ręcznym, który każdą robotę w swoim warsztacie zamówioną, wykonywał na czas, sumiennie, najlepiej; jest też świetlanym wzorem pracownika umysłowego, gdyż przy pracy ręcznej opromienionej głęboką wiarą, nagromadził w duszy swojej tak wielkie bogactwa mądrości Bożej i cnoty, jak po Maryi nikt drugi z ludzi. Praca i modlitwa była jego życiem całym. Mógł sobie ułożyć, miał prawo wyciągnąć swoje spracowane ręce do przybranego Syna i powiedzieć: „Mój Jezu! Żywisz świat cały swoją wszechmocną dobrocią, darmo jeść dajesz ptaszętom polnym, rzeknij tylko słowo, a dom nasz będzie obficie zaopatrzony w powszedni chleb!“ Nie uczynił tego, nie puścił się nawet na chwilowe bezrobocie, bo jego Jezus nie dawał sobie folgi, lecz jak Ojciec niebieski przykazał, całe sześć dni tygodnia wypełniał od świtu do nocy najsumienniejszą pracą. Wytchnienie jego całe polegało na tym, że brał od czasu do czasu w swoje ramiona Dziecię Boże, pieścił je na swym sercu, a później gdy Jezus wyrósł w młodzieńca i męża dojrzałego, wiódł z nim naj świętsze rozmowy o Ojcu niebieskim, o królestwie Bożym, które przyszedł założyć w duszach na ziemi. I o tym wspomnieć trzeba, że Józef, robotnik, był tez pracodawcą najsumienniejszym, najsprawiedliwszym, który w swoim warsztacie zatrudniał Syna Bożego.

Leon XIII tak kreśli w głównych zarysach obraz moralny naszego Świętego. „W św. Józefie mają ojcowie rodzin najdoskonalszy wzór ojcowskiej czujności i troskliwości; małżonkowie doskonały wzór miłości, zgody i małżeńskiej wierności; młodzieńcy i dziewice wzór i zarazem opiekę swej dziewiczości. Ludzie dostojnego rodu winni się uczyć z jego przykładu, jak zawsze i wszędzie i w niedostatku zachować szlachectwo duszy; bogaci jak starać się nade wszystko o dobra wieczne; biedni, robotnicy, rzemieślnicy mają szczególne prawo do opieki św. Józefa, a także szczególny w nim wzór, gdyż pomimo iż pochodził z krwi królewskiej i był małżonkiem najdostojniejszej i największej ze wszystkich Niewiast i pomimo że był żywicielem i opiekunem Syna Bożego, żył jednak jak robotnik i zdobywał pracą rąk swoich, co było potrzebne dla utrzymania rodziny, zawsze zadowolony ze swego położenia, zawsze i w największych trudnościach pogodzony, jak Jezus i Maryja, z najświętszą wolą Bożą“.

Nasuwa się pytanie, skąd ta pełnia sprawiedliwości, świętości u Józefa? Cnota, świętość jest wytworem dwóch czynników; łaski Bożej i współdziałania człowieka. Łaskę otrzymał Józef od Pana Boga najobfitszą; współpracą wierną przemienił łaskę darmo sobie daną w osobistą cnotę, zasługę. Wypracował zaś swoją świętość nie gdzie indziej tylko w szkole duchowej samego Syna Bożego, u którego przez lat mniej więcej trzydzieści był codziennym najpilniejszym uczniem.

Od Jezusa szedł ku Józefowi nieustannie przypływ światła w każdym słowie, czynie, od osoby zaś Józefa odbywał się do Jezusa nieprzerwany odpływ pragnień miłosnych, modlitw, starań, aby stać się coraz wierniejszą i najwierniejszą Boga-Człowieka podobizną. Jak do Jezusa tak i do niego stosuje się świadectwo Pisma św., iż rósł, pomnażał się co dzień w mądrości i w łasce u Boga i u ludzi.

Zasada, urobiona na doświadczeniu milionów głosi: „Jakie życie, taka śmierć”. Wedle tej prawdy śmierć Józefa, po owej Najświętszej Panny, musiała być najpiękniejsza. Była też rzeczywiście najwznioślejszym hymnem wyzwolenia duszy strudzonego pielgrzyma z więzów ciała.

Mam przed sobą obraz pędzla dobrego malarza, przedstawiający ostatnie chwile Józefa. Artysta odczuł trafnie, odtworzył z głębokim uczuciem ostatnie pożegnanie Najświętszej Rodziny. Józef leży na twardym łożu. Głowę złożył na kolanach Jezusa, który jeszcze miłośnie podsunął pod nią swą lewą dłoń. Patrzą sobie w oczy jak przyjaciele, bo też nimi byli przez całe życie. Maryja stoi u boku łoża, ręce ma złożone w modlitwie, wzrok pełen miłości utkwiony w oblicze swojego najlepszego małżonka. Smutna, ale pełna spokoju. Na obliczu Józefa rozlany również nadziemski spokój. Bo i czego miałby się trwożyć!

Wspomnienie przeszłości naprowadza mu życie pełne pracy, niezliczonych usług dla Jezusa, Maryi i ludzkości. Teraźniejszość nie mogła być piękniejsza. Wszak trzyma nad nim błogosławiącą prawicę w własnej osobie Syn Boży. Myśl o przyszłości także go nie przeraża. Wprawdzie straci na chwilę z oczu Jezusa i Maryję, ale wie też, że idzie na pewno do Ojca niebieskiego, którego był przedstawicielem, powiernikiem na ziemi, że Jezus i Maryja także tam niezadługo przyjdą, że się tam złączą, żeby już na wieki się nie rozdzielić!

Jezus przerywa milczenie: „Ojcze najlepszy, już czas odejść”. Na to Józef: „Dziej się najświętsza wola Boga mojego… Ojcze, Jezu, w ręce Twoje oddaję ducha mojego”. I wyzionął swą duszę wprost w Najświętsze Serce Jezusowe. Na wieść o tej śmierci poszedł od domu do domu w Nazarecie zgodny głos : „Umarł sprawiedliwy”. Ci co bliżej znali Józefa, zapytani, na co umarł, dodawali: umarł z miłości ku Bogu.

Od tej chwili św. Józef jest patronem dobrej śmierci. Pomaga on wszystkim, którzy jego przyczyny wzywają, żeby także ich śmierć, należycie przygotowywana życiem świętem, stała się wielką, świętą ofiarą, jakby Sumą uroczystą Trójcy Przenajświętszej na uwielbienie, dziękczynienie, na przebłaganie, na uproszenie.

Święty Józef Opiekun Kościoła

Działalność Józefą nie skończyła się z jego śmiercią. Życie pośmiertne naszego Świętego jest prawie pełniejsze, bogatsze niż jego istnienie doczesne. Rola wielka, jaką mu Bóg wyznaczył w Nazarecie, rozszerzyła się z czasem w nieskończoność, gdyż opieka, którą na razie sprawował nad samym Jezusem i Maryją, objęła po jego zgonie wszystkich wiernych Chrystusowych.

Leon XIII tak znowu tłumaczy, uzasadnia godność, stanowisko szczególnego Patrona, które Józefowi pra wie naturalnie przypadło nad całym Kościołem. Przenajświętsza Rodzina, którą św. Józef kierował władzą ojcowską, była zawiązkiem powstającego Kościoła. Najświętsza Panna jak jest Matką Jezusa Chrystusa, tak jest też Matką wszystkich wiernych, których zrodziła na górze Kalwarii wśród najstraszliwszych mąk Zbawiciela. Tak samo jest Jezus pierworodnym wszystkich wiernych, gdyż oni przez chrzest święty wszczepiają się w Niego, przyodziewają się Nim, stają się kością z kości Jego, duszą z Jego duszy, drugimi Chrystusami na ziemi. Kościół cały, wyrósłszy w ten sposób z Maryi i Jezusa, zostaje też po wszystkie wieki z Nimi wewnętrznie, nierozdzielnie zjednoczony i jest niczym innym jak rozszerzoną aż na krańce ziemi Rodziną Nazarecką. Stąd dalej w naturalnym następstwie rzeczy święty nasz Patriarcha z tytułu, że był od Boga powołanym Opiekunem Naj świętszej Rodziny, uważa siebie także za prawnego, szczególnego Stróża, Obrońcę, Patrona wszystkich wiernych, należących do tejże Rodziny-Kościoła i wykonuje też w rzeczywistości nad nimi wszystkimi prawie władzę ojcowską, strzeże swą niebieską potęgą, broni, jak strzegł ongi najsumienniej Rodzinę Świętą gdzie była tego potrzeba.

Znakomity pisarz*** w następujący sposób rozprowadza myśl papieża: „Bóg daje każdej duszy Anioła, żeby czuwał nad nią. Także stowarzyszenia wielkie, miasta, państwa mają swojego anioła – opiekuna. Jakiego stróża przeznaczy, da Bóg swojemu Kościołowi, który ważniejszy jest niż państwa ziemskie? Otóż tego samego, który był opiekunem Dziecięcia Bożego, to jest Józefa. I tego porządku już Bóg nie zmienia. Stąd gdy idzie o Kościół katolicki i o jego zachowanie na świecie do końca wieków, św. Józef spełnia dalej swą rolę opiekuna, żywiciela i obrońcy Jezusa. Bo czymże w rzeczywistości jest Kościół katolicki, jeśli nie Jezusem wciąż rosnącym, wprawdzie nie w swoim człowieczeństwie ziemskim jak w Nazarecie, ale w swym ciele mistycznym, w swym duchu i w swym wpływie aż do końca czasów i do krańca świata i wciąż wystawionym na prze śladowanie jak za życia swego doczesnego.

Rzecz też jasna, że Józefowi nie jest trudniej opiekować się całym Kościołem niż samym Jezusem i Maryją. Jezus i Maryja są bowiem zawsze tym, co jest największego, najdroższego na niebie i ziemi. Serce więc zdolne kochać Boga jako swego Syna i Matkę Syna Bożego jako swą małżonkę, serce to zdolne jest też tym samym objąć miłością i otoczyć opieką Kościół, składający się z dusz milionów”.

Gdy idzie o bliższe określenie istoty i granic tej opieki nad Kościołem i nad każdą jego duszą, trzeba dobrze pamiętać, że św. Józef nie ma nic swojego do rozdania, ani żadnych własną mocą nie świadczy w Kościele ani dla Kościoła dobrodziejstw. Jest on po Bogarodzicy i razem z Bogarodzicą, jak przybrany ojciec, tylko głównym skarbnikiem i szafarzem łask, dobrodziejstw Trójcy Przenajświętszej, która swoje łaski, Jezusowe zasługi rozdaje najłatwiej, najhojniej właśnie na prośbę i na wstawienie się Maryi i Józefa. Znaczenie, kredyt Józefa, rzec można, bezgraniczny u Ojca niebieskiego. Wystarczy tylko, że Ojcu niebieskiemu przypomni, iż był na ziemi jego przedstawicielem, pomocnikiem, że ocalił jego Synowi życie ludzkie, że Go bronił i żywił, a Ojciec niebieski niczego mu nie odmówi. Dawszy mu Syna i Matkę Syna, jakże mógłby mu odmówić łaski jakiej i pomocy potrzebnej Kościołowi, składającemu się z braci Jezusa i z dzieci duchownych Bogarodzicy. Bezgraniczny jest kredyt Józefa u Jezusa w niebie. Związek bowiem, który łączył go z Chrystusem na ziemi, nie został zerwany, nie ustał między nimi w niebie i miłość obopólna tam nie przygasła, ale się raczej zwiększyła. Józef jeden może powiedzieć do Jezusa: Synu mój drogi. „Kiedy ojciec prosi syna, prośba jego jest rozkazem dla syna. Najświętsza Panna wskaże tylko Synowi łono, w którem Go nosiła, a Jezus ją wysłucha. Józef okaże tylko ręce stwardniałe niegdyś w pracy dla Jezusa, a Jezus niczego mu nie odmówi” (Gerson). Bezgraniczny jest wreszcie kredyt Józefa także u Ducha świętego. Wspomni Mu tylko, że Najczystsza Ducha świętego Oblubienica Maryja była też jego dziewiczą Oblubienicą, że Jezus, któremu Duch święty utworzył ciało z krwi Maryi, był także jego, ślubnego małżonka Maryi, prawną własnością, że on nad tym Jezusem i Maryją czuwał troskliwiej niż nad własnym życiem, a Duch święty nie po zostanie głuchy, nieczuły na prośby swego umiłowanego Józefa.

Św. Józef jest także żywicielem Kościoła Chrystusowego na ziemi. Nie ma wątpliwości, że on, który z własnego doświadczenia wie, czym jest głód, wyprasza dla całej rodziny ludzkiej wystarczającą miarę chleba powszedniego tak, że jeśli kiedyś tego chleba zabraknie na ziemi, dzieje się to tylko dlatego, iż ludzie odepchnęli miłosierną rękę Ojca niebieskiego, co go podaje, albo chleb otrzymany zmarnowali. Ale Józefowi zawdzięczamy w wielkiej mierze także ten drugi Chleb powszedni, najświętszy, co duszę utrzymuje przy zdrowiu na żywot wieczny, a Eucharystią się zwie. Wprawdzie eucharystyczne Ciało i Krew Jezusowa nie jest z ciała i krwi Józefa, bo on Jezusowi nie dał życia cielesnego, ale rzecz wiadoma, że Józef strzegł, bronił życia Jezusa z narażeniem własnego życia i gdyby on Go nie był obronił, nie mielibyśmy dziś tego Najświętszego Chleba żywego. On dalej przyczynił się do wzrostu i rozwoju ciała Jezusowego, albowiem chleb, który on pracą swoją co dzienną zarabiał, dany Jezusowi na pokarm, przemieniał się następnie w Ciało i Krew Syna Bożego, które dziś przyjmujemy w stanie sakramentalnym przy Komunii świętej. Najświętsza Hostia dostaje się nam cała jakby przepojona potem św. Józefa, a kielich eucharystyczny przynosi nam razem z Krwią Przenajświętszą Jezusową także łzy cieśli z Nazaretu.

Z wszystkich tych powodów przybranemu ojcu prawdziwego Zbawiciela ludzkości i Patronowi Kościoła Chrystusowego należy się nawet słuszniej niż Józefowi egipskiemu nazwa „Zbawiciela świata”.

Cześć św. Józefa

Godności, cnocie każdego świętego musi odpowiadać stopień, jakość czci mu należnej. Cześć i nabożeństwo do Świętych jest niczym innym, jak uznaniem w praktyce, w czynach ich stanowiska, świętości w Królestwie Bożym.

Jezus, Maryja, Józef tworzyli czasu swego życia doczesnego osobny ośrodek, do którego ciążyła, około którego obracała się cała reszta świata, złożonego z Aniołów i ludzi. Także w niebie Jezus, Maryja, Józef są zawsze razem, tworzą szczególną, osobną, grupę wspólnej chwały i radości. Otóż Bóg chce, żeby Jezus, Maryja, Józef, zjednoczeni z sobą najściślej w życiu, świętości i chwale, byli także w praktykach naszych religijnych czczeni razem czcią osobną szczególną, jaka zresztą żadnemu więcej ze Świętych nie może od nas dostać się w udziale.

Rozumie się, są i muszą być także w czci, którą niesiemy tej Trójcy ziemskiej, zasadnicze różnice. Chrystusowi jako Człowiekowi-Bogu należy się cześć boska. Najświętszej Pannie, ponieważ jest tylko stworzeniem, przypada cześć nieskończenie mniejsza, rodzajowo odmienna niż jej Synowi, ale gdy Maryja jest najprawdziwszą Matką Jezusa i jako taka wyniesiona nad wszystko stworzenie, musi też otrzymywać cześć wyjątkową, po Bogu największą, której z nikim więcej ani na niebie ani na ziemi nie dzieli. A jaka miara czci w tej Trójcy należy się św. Józefowi? Przybrany ojciec Syna Bożego nie jest już tak ściśle złączony z Jezusem jak Najświętsza Panna, bo nie dał Mu życia cielesnego. Ale ponieważ także jego rola, acz niższa od owej, która przypadła Bogarodzicy, jedyna jednak jest i wyjątkowa wobec Syna Bożego i Jego Matki, ponieważ godność jego zbliża się naj więcej do dostojeństwa Bogarodzicy, ponieważ nią przewyższa wszystkich aniołów i ludzi, więc jemu także należy się cześć szczególna, mniejsza i odmienna od tej, która należy się Maryi, ale wyższa od czci, którą oddajemy reszcie Aniołów i Świętych.

Za wzór i przykład, jak czcić św. Józefa, mamy samego Jezusa i Najśw. Pannę. Nasza cześć dla św. Józefa musi najściślej łączyć się z Ich czcią ku swemu żywicielowi, być Ich czci dalszym ciągiem, wiernym pogłosem. A Jezus i Maryja oddawali Józefowi właśnie taką cześć szczególną, osobliwą, jako przedstawicielowi Ojca niebieskiego i najlepszemu opiekunowi, pod dawali się we wszystkim jego zleceniom, starali się wyczytać z oczu każde jego życzenie, całowali z wdzięcznością jego ręce, co im życie uratowały, co ich pracą swoją utrzymywały. Jakże nazwać takie ciągłe przez lat trzydzieści hołdownicze, miłosne poddaństwo, jeśli nie prawdziwą, serdeczną, głęboką, osobliwą, czcią religijną! Ale czemu, jeśli Józef tak wielkim jest Świętym przed Panem Bogiem, jeśli tak ważne i skuteczne jego wstawiennictwo u Trójcy Przenajświętszej, czemu tak późno we czci i nabożeństwie Kościoła zajął miejsce pierwsze zaraz po Najświętszej Pan nie i dlaczego dopiero temu pół wieku został uroczyście ogłoszony Patronem wszystkich wiernych Chrystusowych?

Kult religijny św. Józefa w rzeczywistości jest w Kościele katolickim tak dawny, jak dawnym jest ten Kościół. Uprawiał go w Nazarecie sam Syn Boży i Najświętsza Jego Matka. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że poza tym w pierwszych wiekach chrześcijaństwa cicho jest o św. Józefie w nabożeństwie Kościoła. Ale bo też ku temu ważne były powody. Zestawienie w początkach chrześcijaństwa Józefa z najświętszymi imionami Jezusa i Maryi, albo choćby wzmiankowanie go w nabożeństwie uroczystym mogło w oczach wiernych, nawróconych świeżo z pogan, słabo jeszcze nieraz utwierdzonych w wierze świętej, przyćmić osobę Zbawiciela i jego cudowne narodzenie z Ducha świętego. Dopiero więc, gdy Bóstwo Chrystusa zajaśniało w całym blasku na duchowym nieboskłonie Kościoła, św. Józef zaczął coraz więcej wychodzić jakby z pewnego ukrycia. Najznakomitsi Ojcowie i Pisarze Kościoła od początku podnoszą w swych pismach jego godność opiekuna Syna Bożego i małżonka Maryi. W sztuce starochrześcijańskiej, w malowidłach katakumb rzymskich i na dawnych sarkofagach widzimy, jak wy ciąga rękę na znak opieki nad Dziecięciem Bożym, złożonym w żłobie. Później krzewi się jego kult przede wszystkiem w do mach zakonnych. Rozbłysk, rozrost wielki czci Józefa przypada na wiek szesnasty i następne.

Apostołami tej czci to przede wszystkim św. Bernardyn ze Sieny, ś w. Teresa, św. Ignacy Lojola, św. Franciszek Salezy. Znane są słowa świętej matki Karmelu, streszczające w sobie bezmierną cześć i bezgraniczne zaufanie w skuteczność powszechnego orędownictwa św. Józefa u Pana Boga. „Nieraz prosiłam za przyczyną innych Świętych o jakąś łaskę, a długo niebo było głuche na me wołanie. Nie przypominam sobie zaś, abym kiedy nie była znalazła wysłuchania, ile razy zwracałam się o wstawiennictwo do św. Józefa… Błagam każdego kto temu nie wierzy, w imię miłości Boga, aby uczynił próbę. Co do mnie nie pojmuję, jak w ogóle można myśleć o Królowej Aniołów i o troskach jej koło dziecięcia Jezus, żeby równocześnie nie dziękować św. Józefowi za usługi, które on oddał Matce i Dziecięciu i nie wykorzystać jego wpływu i znaczenia u Boskiego Syna.“

Powód zaś dla którego dopiero w naszych czasach papieże ogłosili św. Józefa Opiekunem Kościoła powszechnego, wskazaliśmy już we wstępie orędzia. Kusiciele rzucili między warstwy robotnicze szatańskie hasło : Wyzwólcie się z wiary w dotychczasowego Boga. Bogami odtąd będziecie tylko wy, sami bez przykazań, a stanowiący przykazania dla całego świata, rozstrzygający nieodwołalnie, co jest dobre a co złe! Na to odpowiedział Kościół wówczas i dzisiaj odpowiada: Bóg był, jest i będzie zawsze ten sam i jeden jedyny. Każdy, co pokusi się zająć Jego miejsce, przekona się aż nazbyt prędko, z największą dla siebie szkodą, że jest niczym więcej jak tylko zwyczajnym przez szatanów oszukanym stworzeniem. Fałszywi bogowie nienawiścią, bezprawiem są w stanie tylko niszczyć i wszystko zniszczyć, ale jeszcze nigdy nic dobrego nie zbudowali.

Pracownicy wszyscy, umysłowi i ręczni, niech będą jak św. Józef i wszyscy, czy odziani w surdut, czy w bluzę, czy w płótniankę, czy w sutannę, wszyscy niechaj wspólnym wysiłkiem szukają sprawiedliwości w miłości, a wszystko inne będzie im, będzie społeczności ludzkiej dodane.

Taka była święta myśl Opatrzności, gdy Józefa wynieść kazała na najwyższą strażnicę owczarni Chrystusowej, ogłosić go uroczyście tym, czym był zawsze: „ojcem Króla-Zbawiciela świata i panem wszystkiego domu jego i przełożonym we wszystkim Królestwie jego (Rdz 45, 8).

I nie zmniejszy się już odtąd cześć św. Józefa w wielkiej rodzinie chrześcijańskiej, ale przeciwnie rosnąć będzie wciąż aż do końca wieków, bo w tej czci uwielbia się najdoskonalej każda uczciwa praca duchowa i cielesna i ziemska i niebieska, — a ostatecznie uwielbia się w niej, w pracownikach swoich wiernych sam w Trójcy jedyny, prawdziwy Bóg.

Odtworzyliśmy w rozważaniu naszym obraz duchowy, moralny św. Józefa. Największy on po Najświętszej Pannie godnością jako żywiciel Syna Bożego, największy też po Niej świętością.

Najdawniejszym on jest Świętym w wielkiej rodzinie chrześcijańskiej, a równocześnie najbardziej nowoczesnym, bo najbardziej odpowiada potrzebom chwili, którą przeżywamy, kiedy w poniewierce jest wiara, odarta z cnót chrześcijańskich rodzina, zlekceważona sumienna praca, a prawie powszechny na świecie taniec koło złotego cielca.

Pod bluzą robotniczą kryły się w Józefie największe bogactwa duchowe: rozum wielki i wielkie serce, niezłomna siła woli przepromieniona ogromną słodyczą, powaga razem i największa prostota, pracowitość niewyczerpana i najgłębsza bogomyślność, najczystsza miłość, która szła aż do zaparcia się siebie, aż do zapomnienia o sobie, aż do całkowitej ofiary ze siebie. Słowem: św. Józef arcydziełem jest chrześcijańskiego charakteru najwspanialszym.

Pośrednictwo jego w niebie przemożne i skuteczne, gdyż cała Trójca Przenajświętsza jest mu dłużnikiem. Opieka jego dosięga każdej duszy, roztacza się nad całym Kościołem, obejmuje wszystkie łaski największe i dobrodziejstwa najbardziej powszednie. Dobroć Józefa dorównuje jego mocy, potędze. Najlepszym on: ale dobroć chce być proszona. Oczekuje przedstawienia mu życzeń i pragnień, aby po tym wyjednać nam razem z Najświętszą Panną pomoc, łaskę Bożą. Wolno go prosić nawet o błogosławieństwo w drobnych, doczesnych sprawach i nie bierze nam za złe, jeśli i o takie rzeczy błagania zanosimy. Ale skrzywdzilibyśmy siebie, drugich, gdybyśmy tylko w małych rzeczach jego przyczyny wzywali. Prośmy go więc przede wszystkim o rzeczy wielkie, wartość wieczystą mające dla duszy własnej, dla osób drogich, dla Kościoła, dla Ojczyzny, ludzkości. Wielbijmy go czcią osobliwą jako opiekuna Jezusowego, małżonka Bogarodzicy, Patrona Kościoła powszechnego co dzień, a zwłaszcza w dni szczególnie jemu poświęcone, a więc w środy całego roku, przez cały miesiąc marzec, w nabożeństwach prywatnych, publicznych, w Bractwach dobrej śmierci. Czcijmy modlitwami, dobrymi uczynkami, a nade wszystko naśladowaniem jego cnót, charakteru.

* Bossuet. Kazanie na uroczystość św. Jozefa. ** tamże. *** Karol Sauve, Kult św. Józefa. Paryż 1910.

Źródło: św. Józef Bilczewski, Święty Józef patron Kościoła powszechnego : list pasterski Józefa Bilczewskiego w 50 rocznicę ogłoszenia św. Józefa opiekunem Kościoła. Kraków, Wydawnictwo Ks. Jezuitów, 1921. [fragmenty]

Obraz: Św. Józef. GN, ROBERT CHEAIB: Theologia.com / CC 2.0