1

Zawierzenie narodu i Kościoła św. Józefowi

Polscy biskupi w dniu 7 października poświęcą św. Józefowi naród polski oraz Kościół w Polsce. Akt zawierzenia zostanie dokonany Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. (CNA)

Papież Leon XIII jest autorem modlitwy do św. Józefa, którą zalecał odmawiać po różańcu. Padają w niej słowa egzorcyzmu, co jasno wskazuje na wymiar duchowej walki, w jakiej uczestniczy Kościół i świat:

„Potężny nasz wybawco, przybądź nam łaskawie z niebiańską pomocą w tej walce z mocami ciemności, a jak niegdyś uratowałeś Dziecię Jezus z niebezpieczeństwa, które zagrażało Jego życiu, tak teraz broń Świętego Kościoła Bożego od wrogich zasadzek i od wszelkiej przeciwności”. (misyjnie.pl)

Obraz: Narodowe Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, CNA




Cisza – sposób na skupienie (1)

Edward Leen CSSp

W ciszy i spokoju rozkwita dusza oddana Bogu i uczy się tajemnic Pisma.*

Niemoc w życiu duchowym

Najbardziej bolesnym doświadczeniem w życiu duchowym są zmienne koleje losu, którym ono podlega. Czasami wszystko układa się dobrze. Wszystkie przeszkody natury i temperamentu, ujarzmione silnym prądem łaski, ustępują naszemu wpływowi. Bez trudu, a nawet radośnie, podejmujemy akty cnoty; modlitwa przychodzi nam z zadziwiającą łatwością; poświęcenie się i ofiara dają nam satysfakcję, a służba Bogu staje się służbą głębokiego szczęścia. Dusza jest pełna energii i radosnego, niecierpliwego oczekiwania, bowiem świętość i wynikająca z niej nieprzerwana jedność z Bogiem wydają się jej łatwe do osiągnięcia. I wówczas nagle, bez wyraźnego powodu, coś jakby pęka. Pobożność i subtelne doświadczenie sfery nadprzyrodzonej znikają, a my pozostajemy w ciężkiej, przejmującej i chłodnej atmosferze wciąż nieodnowionej natury. Mnożą się błędy i niedoskonałości, praktykowanie cnoty staje się niezwykle uciążliwe, a poddanie się własnemu temperamentowi, w pełnej swobodzie i przy braku wysiłku duchowego, jakie ten stan za sobą pociąga, wydaje się nieuniknione. Piękna forma świętości, która pobudziła nas do wysiłku i którą, jak myśleliśmy, niemal całkiem przyswoiliśmy, wymyka się nam i znika jak pustynny miraż. Wydawało się nam, że jesteśmy całkiem blisko Boga, a teraz stwierdzamy, że jest On od nas oddalony jak nigdy. Opisywanemu doświadczeniu towarzyszy ból głębokiego rozczarowania. Dusza, nieświadoma samej siebie, przypisując tę porażkę albo naturalnej ludzkiej niemożności, by urzeczywistnić postawiony przed sobą ideał, albo niezgodności między tym ideałem a samą sobą, będzie kuszona, by wyrzec się przedsięwzięcia, którego się podjęła, uznając jego przedmiot za nieosiągalny.

Dla dusz heroicznych, zaawansowanych na drogach Bożych, to pomniejszenie gorliwości i oschłość, odczuwane w odniesieniu do sprawach duchowych w tym stanie, stanowią próbę, która służy powiększaniu ich zasług i wzrastaniu w doskonałości. Dla zwykłych jednak dusz przyczyna tego stanu w większości przypadków leży w aktach niewierności, na których popełnienie sobie pozwoliły. Życie Boże w nas jest niezwykle delikatne, ponieważ jest udziałem w życiu samego Boga. Nawet najdrobniejsza rzecz może wpłynąć na jego siłę i osłabić jego blask: „Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych”. Może on zostać łatwo rozgromiony przez wrogie mu siły, a jeśli nawet nie zostanie faktycznie zniszczony, może zmniejszyć się jego witalność.

Może go osłabić najmniejszy oddech natury, czyli egoizm. Nie może zachować swojej siły i doskonałości, o ile każda celowa i świadoma czynność duszy nie jest inspirowana łaską. Kiedy z powodu niedbałości lub braku rozeznania duchowego, lub z powodu obu tych czynników, dusza pozwala sobie na podążanie za natchnieniami natury lub temperamentu, jej życie miłosierdzia natychmiast traci swój żar i następuje obniżenie jego nadprzyrodzonej żywotności. Niesie ono ze sobą niezdolność do ochoczego i szybkiego wywoływania aktów życia nadprzyrodzonego lub przynajmniej wielką trudność w tym zakresie. To ograniczenie czysto nadprzyrodzonej działalności jest spotęgowane zmniejszeniem ilości udzielanych duszy rzeczywistych łask, spowodowanym jej niewiernością. Czyni ją to niegodną ich otrzymywania. Każde istotne poruszenie nadprzyrodzone, które dusza pielęgnująca w sobie życie Boże stara się wywołać, wymaga – i to z samej natury rzeczy – łaski uczynkowej, koniecznej, aby czyn mógł być godny i współmierny do zasady życia, z której pochodzi. Oznacza to, że dusza dążąca do działania nadprzyrodzonego potrzebuje i otrzymuje łaskę uczynkową potrzebną do urzeczywistnienia tego dążenia. Z drugiej strony, jeśli dusza porusza się pod wpływem impulsu natury, jej akt nie wymaga żadnej nadprzyrodzonej pomocy i zwykle łaska uczynkowa nie jest udzielana. Kiedy taki stan rzeczy staje się nawykiem, duża część działalności duszy pochodzi z natchnienia natury i nie podlega wpływom łaski. Nie dziwi zatem fakt, że czyny inspirowane i motywowane miłością stają się rzadkie i trudne.

Nic tak szybko nie powoduje osłabienia gorliwości, jak brak zachowania odpowiedniej powściągliwości w używaniu języka. Jest rzeczą zaskakującą, choć prawdziwą, że łatwiej upadamy w mowie niż w jakiejkolwiek innej formie działania. Stosunkowo niewielką trudność sprawia nam skupienie uwagi na działaniu wykonywanym w posłuszeństwie władzy lub w ramach obowiązków stanu. Jednakże prowadzenie rozmowy i używanie języka w duchu wiary przez dłuższy czas jest w mocy stosunkowo niewielu osób. Udaje się to tylko tym, którzy osiągnęli pewien stopień świętości. Jeśli jest w nas jakaś namiętność, nad którą nie zapanowaliśmy w sposób doskonały, wówczas często się zdarza, że w nieco przedłużonej rozmowie zaczyna ona wywierać swój wpływ na myśli, sądy oraz na mowę, zdradzając nasze wady, do których skłania nas dana namiętność.

Panowanie nad językiem może wydawać się tylko jednym z elementów ascetycznej dyscypliny, koniecznej dla osiągnięcia doskonałości. Może się nam zdawać, że po poddaniu mowy kontroli rozumu i wiary, pozostaje wiele do zrobienia. Otóż wcale tak nie jest, ponieważ doskonałe opanowanie mowy może przyjść dopiero wówczas, gdy wszystkie zmysły zostaną opanowane. Taka jest prawda zawarta w słowach św. Jakuba: „Jeśli kto w słowie nie upada, ten jest mężem doskonałym”. Wcześniej twierdził: „W wielu bowiem rzeczach upadamy wszyscy”. Kolejność myśli apostoła zakłada zatem, że jeśli człowiek nie obraża słowami, osiągnął punkt doskonałości, w którym w niczym nie upada. Oznacza to, że stale praktykuje on wszystkie cnoty. Jest w tym zawarte głębokie zrozumienie kwestii psychologicznych, co zostanie później wykazane.

Milczenie – tradycyjny sposób Kościoła na niemoc duchową

Praktyka milczenia była od wieków uznawana za jedyny sposób osiągnięcia takiej władzy nad językiem, bez której świętość nie jest możliwa. Apostoł podkreśla, że „kto uważa się za pobożnego, nie powściągając języka swego, ale zwodząc serce swoje, tego pobożność jest próżna”. Pustelnicy wczesnych wieków unikali towarzystwa ludzi, a nawet towarzystwa innych pustelników, umartwiając przez długie lata swą władzę mówienia. Byli świadomi spustoszenia, jakie w życiu wewnętrznym powoduje nieumiarkowanie, często będące konsekwencją nieuporządkowanego używania języka. Nawet gdy zaczęli gromadzić się w klasztorach, nie wprowadzili prawie żadnych zmian do swej zasady samotnego życia. Ograniczyli wzajemne towarzystwo do tego, co było jedynie konieczne. Dzięki temu czuli, że podążają śladami samego Boskiego Mistrza. Aby pozostawić nam przykład i naukę, pokazał On swoje upodobanie w milczeniu i odosobnieniu oraz w nawyku powściągliwego używania słów. W świętym domu w Nazarecie wypowiadanych słów musiało być niewiele. Czas objawienia się naszego Pana jeszcze nie nadszedł. Jego Rodzice musieli wykorzystać swoje nadprzyrodzone rozeznanie, aby zrozumieć znaczenie Jego życia ukrytego. Niczego im nie ujawniał. Maryja i Józef niewiele rozmawiali, ale często rozważali w głębi duszy tajemnicę, która codziennie rozgrywała się na ich oczach. Słowa wprowadzałyby tylko niepokój i zakłócałyby ich rozmyślanie, dzięki któremu, oświeceni wpływem Ducha Świętego, odkrywali nowe i głębsze znaczenia proroctwa, znanego im tak dobrze i urzeczywistnionego pod ich własnym dachem.

To życie w milczeniu, przerywane jedynie słowami wypowiadanymi przez dusze zajęte na co dzień rozmyślaniem o Bogu, było ideałem, który mieli przed sobą założyciele wielkich zakonów kontemplacyjnych, formując reguły swoich zgromadzeń. Zdawali sobie sprawę, że doskonałość w ich klasztorach można będzie osiągnąć tylko wówczas, gdy relacje zakonników między sobą lub z obcymi zostaną zredukowane do rzeczy koniecznych lub wynikających z miłości. Rozmowa była surowo zabroniona w godzinach pracy i modlitw, czyli przez cały czas poza rekreacją. A nawet w czasie jej trwania poruszane tematy miały być ograniczone do spraw stanowiących przedmiot ogólnego zainteresowania, miały wznosić umysł, zapewniając mu jednocześnie rozrywkę oraz zbudowanie moralne.

Aby ten niezmącony pokój zgromadzeń pozostawał zawsze niezakłócony, zakazano rozmów nie tylko w kaplicach, ale prawie we wszystkich wewnętrznych pomieszczeniach domów zakonnych. Rozumiano, że rozmowa na korytarzach, w celach czy w refektarzu, nawet podczas rekreacji, zmąci atmosferę pokoju, który zdaniem założycieli należało utrzymywać we wszystkich miejscach, w których dusze zachęcano do obcowania z Bogiem. Cisza uświęcała nie tylko godziny pracy i modlitwy, ale nawet same pomieszczenia, w których zwykli przebywać zakonnicy. A kiedy obowiązki dnia dobiegały końca, cisza ta pogłębiała się i stawała coraz bardziej nieprzenikniona. Od chwili zakończenia nieszporów aż po koniec Mszy św. i oficjum kolejnego dnia rano w klasztorze zapadała cisza i opasywała go niczym gruby płaszcz. Pod tym względem wszystkie współczesne wspólnoty religijne podążają śladem dawnych zgromadzeń. Czas od modlitwy nocnej po zakończenie oficjum porannego we wszystkich instytutach nazywany jest czasem „wielkiej ciszy”. Kiedy reguła milczenia jest ściśle przestrzegana, w zgromadzeniu kwitnie zapał i panuje pokój Boży. Można prawdziwie powiedzieć, że wszystko, czego potrzeba, aby zreformować dom, który popadł w oziębłość, to powrót do doskonałego przestrzegania zasady milczenia. To samo dotyczy poszczególnych dusz pragnących postępu w życiu duchowym. Jeśli będą starać się powściągać mowę, słabnąca pobożność z pewnością się odrodzi.

Wykorzystanie władzy języka dla dobra i dla zła

Jest coś paradoksalnego w tej postawie doskonałości praktykowanej przez mistrzów w odniesieniu do władzy mowy. Wydaje się, że sądzą oni, iż najlepszym wykorzystaniem języka jest używanie go w jak najmniejszym stopniu. Mowa jest jednak naszym najszlachetniejszym przywilejem. Wynosi nas ponad zwierzęta. Język służy do ujawniania myśli naszych umysłów i dążeń naszej woli. Zdolność elokwentnego wypowiadania się została nam dana przez samego Boga, abyśmy Go wysławiali, głosili Jego chwałę i nawiązywali pożyteczne i przyjazne stosunki między sobą. Mowa może przynieść ogromne dobro, zarówno w porządku naturalnym, jak i nadprzyrodzonym. Któż nie docenia pożytecznych konsekwencji miłego słowa, jego mocy, by pocieszyć utrudzonego ducha lub zranione serce? To słowa mądrości, które wyszły z ust naszego Boskiego Mistrza, odmieniły świat. Jak wyglądałaby ludzkość, gdyby On nie przemówił? A gdyby te słowa nie były z miłością doceniane przez Jego naśladowców i gdyby nie znalazły nowego wyrazu w ich ustach, Jego przesłanie nie dotarłoby do uszu ludzkich i nie wyszłoby poza wąskie granice Jego własnej ziemi. To ich odważnej mowie zawdzięczamy bezcenny dar wiary. „Wiara więc ze słuchania, słuchanie zaś przez słowo Chrystusowe. Lecz mówię: Czyż nie słyszeli? I owszem, «po wszystkiej ziemi rozszedł się ich głos, a na krańce okręgu ziemskiego ich słowa»”. Za sprawą słów wypowiadanych ludzkimi ustami substancja chleba przemienia się w Ciało Pana Jezusa, a On staje się wśród nas obecny. W sakramencie pokuty kapłan przemawia, a gdy jego głos zamiera, na duszę grzesznika spływa fala rozgrzeszenia, zmywając najciemniejsze plamy. A gdy sługa Boży wypowiada formułę chrztu, niewolnik szatana zostaje wyniesiony ze swego niewolniczego stanu do wywyższonego stanu dziecka Bożego. I tak, dzień po dniu, cała ziemia rozbrzmiewa uwielbieniem swego Stwórcy, w miarę jak z niezliczonych chórów wznosi się do nieba okraszony ludzką wymową natchniony głos Ducha Świętego. Wielkim dziełem Kościoła jest Boskie Oficjum, które do swego wypełnienia potrzebuje ludzkich ust i głosów. Skoro mowa jest źródłem tak wielkiego dobra w porządku naturalnym i nadprzyrodzonym, może wydawać się dziwne, że doskonała dyscyplina wymaga jej stłumienia.

Nie ma w tym jednak żadnej sprzeczności, bowiem milczenie nie jest kultem głupoty czy ponurej mrukliwości. Jest to dyscyplina podjęta dla doskonalenia władzy mowy, by przynosiła ona pożytek, a nie szkodziła duszy. Tylko milczenie pozwala uporządkować język, tak aby służył on celowi, dla którego został nam dany przez Boga. Cel ten był dwojaki. Otrzymujemy dar elokwencji, aby sławić Boga i głosić Jego chwałę, zgodnie ze słowami św. Pawła: „Napełniajcie się Duchem Świętym, mówiąc wzajem do siebie w psalmach i w hymnach, i w pieśniach duchownych, śpiewając i grając w sercach waszych Panu, dziękując zawsze za wszystko w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa Bogu i Ojcu”. Innym celem, do którego Bóg dążył, ofiarując nam ten dar mowy, było promowanie harmonijnych, ciekawych, przyjaznych, dobroczynnych i pouczających relacji między ludźmi w ich kontaktach społecznych.

Język, podobnie jak inne władze zmysłowe, musi przejść przez surowe umartwienie, zanim jego używanie zostanie poddane rozumowi. A jako że język trudniej kontrolować, jego dyscyplina musi być twardsza i bardziej surowa niż ta, która jest potrzebna innym władzom. „Język jest jak ogień”, powiada św. Jakub, „świat nieprawości”. A tam, gdzie dużo się mówi, grzechu nie brakuje, jak mówi Księga Przysłów. Któż kiedyś nie doświadczył, w jaki sposób jedna rozmowa może przyczynić się do utraty dobrych owoców zrodzonych w duszy dzięki żarliwemu rozważaniu! Aby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, konieczne jest zbadanie motywów skłaniających nas do mówienia. Jeśli wykluczymy okoliczności, w których uprzejmości  życia społecznego zmuszają nas do odwołania się do naszego umysłu lub do wspomnień w celu uprzyjemnienia czasu ciekawą rozmową, jeśli pominiemy sytuacje, w których potrzeba lub obowiązek zobowiązują nas do rozmowy z naszymi towarzyszami, przekonamy się, że prawie zawsze motywacja do mówienia wypływa z egoizmu naszej nieodnowionej natury.

To prawda, że człowiek z natury jest rozmowny i stroni od samotności. Nic nie jest dla nas bardziej naturalne, mówi Maksym, niż dzielenie się naszymi myślami z innymi, a z używaniem władzy przekazywania naszych myśli Bóg związał poczucie zaspokojenia, które powinniśmy uważać za dar Jego życzliwości. Podobnie jak w przypadku innych ludzkich zdolności, istnieje tu pokusa nieuporządkowanego używania przyjemności. Upadły człowiek ma tendencję do szukania satysfakcji dla niej samej. Tendencja ta jest bardzo wyraźna przy korzystaniu z języka. Człowiek, który wypowiada się w sposób nawykowy i który nie został zdyscyplinowany milczeniem, ma tendencję do mówienia dla zwykłej satysfakcji, jaką przynosi mu ta czynność, bez względu na jakikolwiek dobry lub uzasadniony jej cel. Może dochodzić do nieuporządkowanego samozadowolenia, gdy przekazywanie informacji nie służy użyteczności czy miłości, ale własnemu egoizmowi. Osoby nieumartwione łapczywie poszukują takiego zaspokojenia. Dusza żyjąca na zewnątrz, ekstrawertyczna – by użyć terminu wczesnych angielskich pisarzy mistycznych – zawsze chętnie przekazuje wiadomości. Pragnie doświadczyć poczucia wyższości wynikającej ze świadomości posiadania wiedzy, której nie mają jej rozmówcy. Osoba nieopanowana łatwo ulega pokusie złamania reguły lub odrzucenia ograniczeń, aby zasmakować opisywanej, czysto egoistycznej przyjemności. Jeśli natomiast rozmowność jest inspirowana chęcią osiągnięcia innej korzyści, jak czasem się zdarza, nawet w tym przypadku może być ona, przynajmniej częściowo, skażona zadowoleniem udzielonym naszemu niepohamowanemu pragnieniu wyższości.

Nie chodzi tylko o dążenie do satysfakcji zmysłowej wynikającej z praktykowania władzy mowy. Bardzo często u podstaw nadmiernego używania języka leży pycha. Zdolność powoływania do istnienia idei w umyśle drugiej osoby daje wielką władzę. Słuchacz staje się w pewnym sensie podmiotem względem przemawiającego, za sprawą którego jego umysł zostaje opanowany i usprawniony do działania w nowym kierunku. Wpływ, jaki wywiera umiejętność przekonywania innych, jest rzeczywisty i trwały. W każdym z nas występuje zapał propagandzisty, nawet w odniesieniu do spraw obojętnych. Częściej to pycha niż gorliwe poszukiwanie prawdy sprawia, że próbujemy skłonić rozmówcę do naszego punktu widzenia. Zniecierpliwieni sprzeciwem i skorzy, aby przekonywać innych, staramy się zmonopolizować rozmowę i napotykamy trudności w ograniczaniu naszych uwag do czasu przeznaczonego na naszą wypowiedź. Pcha nas do przodu niezmordowane pragnienie, aby porzucić powściągliwość i wyrzucić z siebie argumenty, gdy tylko uformują się one w naszej wyobraźni. Do pochopnego i bezcelowego mówienia niemal niezmiennie skłania nas brak umiaru w naturalnej porywczości, brak kontroli nad wyobraźnią i pragnienie zaspokojenia w taki czy inny sposób własnych egoistycznych skłonności. Widząc zatem, że mowa pojawia się w tym samym momencie, w którym zaspokojenia szukają czysto naturalne, a w najlepszym razie niedoskonałe skłonności, i jako że ich pobudzenie staje się okazją do mówienia, naturalną konsekwencją jest to, że ludzie w swoich słowach narażają się na niezliczone uchybienia.

Istnieje ścisły i zażyły związek między mową a wyobraźnią. Jałowe i próżne słowa wywołują w wyobraźni jałowe i próżne obrazy. Te obrazy przywołują inne pokrewne wizerunki na mocy zasady nazywanej prawem kojarzenia wyobrażeń. W ten sposób rozpoczyna się ciąg przyjemnych, bezcelowych i egoistycznych obrazów. Myśl podąża za wyobraźnią i uczestniczy w jej samozadowoleniu. Mowa podąża za myślami i za potokiem słów, które nie dotyczą tematów wynoszących do stanu nadprzyrodzonego duszę mówiącego bądź słuchacza. W rozmowie wymienia się i mnoży słowa; te wywołują odpowiadające im obrazy; a myśl cały czas podąża w kierunku wyznaczonym przez dźwiękowe i myślowe obrazy. Dlatego też w świeckiej rozmowie nasz umysł jest pochwycony i niesiony strumieniem naturalnej aktywności, który staje się coraz bardziej zanieczyszczony, im dalej znajduje się od źródła. W swoim biegu bowiem zawsze gromadzi materiał o coraz bardziej mętnej treści.

Kiedy rozmowy są bardzo zażyłe i odbywają się między osobami, które łączy naturalna sympatia, zło się nasila. Pojawia się egoizm o wiele gorszy niż zwykła próżność, poczucie zaspokojenia, pragnienie osiągnięcia doskonałości czy pożądanie władzy. Dzieje się tak wówczas, gdy to nie miłość czy sprawiedliwość, ale zwykłe samolubne upodobanie zbliża ludzi do siebie nawzajem. W takim przypadku rozmowa prawie zawsze będzie zmierzała w złym kierunku. To, co zostanie powiedziane, będzie wynikać z chęci swobodnego wyrażenia swoich sympatii lub antypatii – częściej tych drugich niż pierwszych. Wszystkie namiętności naszej natury zmysłowej są zakorzenione w naszej miłości lub nienawiści. Wynikają albo z nich, albo, być może, z naszych upodobań lub niechęci, jeśli nie potrafimy odczuwać tak silnych emocji, jak miłość czy nienawiść. Jeśli nie jesteśmy przyzwyczajeni do panowania nad naszymi upodobaniami i niechęciami; jeśli nasze działania nawykowo są chwiejne i targane emocjami; jeśli nie jesteśmy wystarczająco umartwieni, aby nieustannie przeciwstawiać się naszym nieuporządkowanym skłonnościom; jeśli nie będziemy starać się zachowywać przyjaznych relacji z osobami, których nie lubimy, lub unikać towarzystwa osób, do których czujemy sympatię, nasza rozmowa przez stosunkowo niedługi czas pozostanie przy neutralnym lub wzniosłym temacie. Wkrótce pojawią się nieuprzejmości i narzekanie.

Nasze słowa oraz słowa osób podzielających nasze poglądy będą podsycać namiętności, które być może na początku rozmów nie były zbyt wydatne. Wyostrzą się nasze upodobania i niechęci, a wraz z nimi obudzą się wszystkie pozostałe złe namiętności zakorzenione w naszych sympatiach i antypatiach, a mianowicie zazdrość, złość, zawiść i inne. W ten sposób w jednej rozmowie możliwe będzie popełnienie wykroczeń przeciwko wielu cnotom. „I język”, powiada św. Jakub, „jest jak ogień […] i zapala koło życia naszego, rozpalony przez piekło”. Jest to bardzo dokładny opis, ponieważ kiedy nasze słowa są aktywowane przez bodziec niegodziwej motywacji, każda namiętność, jedna po drugiej, zostaje w trakcie rozmowy rozpalona. Można sobie wyobrazić ciąg lamp, z których każda po kolei staje w płomieniach za sprawą użycia diabelskiej pochodni. Niekontrolowane użycie języka lub jego użycie podyktowane egoizmem wciąga nas w grzechy przeciwko miłości, sprawiedliwości, prawdomówności, wyrozumiałości, szacunkowi, dobroci etc. I każda poszczególna rozmowa, zrodzona z poruszeń natury, może prowadzić do różnego rodzaju nieprawości – jest to nie tylko możliwe, ale jeśli rozmowa jest wystarczająco długa, dzieje się tak prawie zawsze.

cdn.

Źródło: Edward Leen CSSp, Wzrost duszy poprzez modlitwę myślną. Cor Eorum 2021.

* T. a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, I, XX, 6.




Św. Józef patronem Gaude Maria

Święty Józef został wybrany na patrona Stowarzyszenia Przedsiębiorców Maryjnych Gaude Maria w dniu 19 marca 2021 r.

“Pokorny cieśla jest uwielbiony w niebie w takim stopniu, w jakim był ukryty na ziemi.

Jego ufność w Bogu przejawiała się w próbach. Wkrótce po narodzinach Jezusa nastąpiły prześladowania. Herod usiłował Go zabić, a głowa Świętej Rodziny została zmuszona do ukrycia dziecięcia, do schronienia się w odległym kraju, gdzie był nieznany i nie wiedział, jak mógłby zarobić na życie. Jednak wyruszył w podróż, opierając się na Bożej Opatrzności.

Jego wpływ jest powszechny w całym Kościele, a jednak, podobnie jak Opatrzność Boża, pochyla się on nad najdrobniejszymi detalami; „wzór pracującego” interesuje się każdym, kto się do niego zwraca. Jest najbardziej powszechnym świętym, a mimo to pomaga ubogiemu człowiekowi w jego codziennych potrzebach. Jego działanie dotyczy przede wszystkim porządku duchowego, a jednak rozciąga się na sprawy doczesne; jest podporą rodzin i wspólnot, nadzieją chorych. Czuwa nad chrześcijanami we wszystkich warunkach, ze wszystkich krajów, nad ojcami rodzin, mężami i żonami, dziewicami konsekrowanymi; nad bogatymi, aby ich natchnąć do miłosiernego rozdzielania swego majątku, i nad ubogimi, aby im dopomóc. Zwraca uwagę na potrzeby wielkich grzeszników i dusz zaawansowanych w cnocie. Jest patronem szczęśliwej śmierci, przegranych spraw; jest postrachem demonów, a św. Teresa mówi, że jest przewodnikiem dusz wewnętrznych na drogach modlitwy. Jego wpływ jest cudownym odbiciem Boskiej Mądrości, która „Sięga potężnie od krańca do krańca i włada wszystkim z dobrocią.” (Mdr 8, 1).”

Źródło: Garrigou-Lagrange R., Matka Zbawiciela i nasze życie wewnętrzne [Matris].




Matka Boża Łaskawa

Kopia obrazu Matki Bożej Łaskawej od roku odwiedzała parafie diecezji warszawsko-praskiej (nawiedziła blisko 30 parafii i ośrodków).

Obraz Patronki Warszawy i Strażniczki Polski zostanie wystawiony dzisiaj (19.03), w Uroczystość św. Józefa Oblubieńca NMP, w katedrze praskiej i pozostanie tam do piątku 26 marca.

Od soboty do czwartku (z wyłączeniem niedzieli, ze względu na Nabożeństwo Gorzkich Żali) trwać będzie modlitwa różańcowa przed obrazem.

W przyszłą niedzielę (28.03) o godz. 19.00 prof. Ewa Storożyńska wygłosi wykład o historii obrazu i zwycięskiej bitwie z bolszewikami w 1920r.

Główne uroczystości będą miały miejsce 25 marca w katedrze – w związku ze zbliżającą się 370. rocznicą Intronizacji Matki Bożej Łaskawej, jak również z dniem świętości życia.

Źródło: diecezja.waw.pl, radiowarszawa.pl




Umiłowanie Maryi na Filipinach

8 marca minęły trzy miesiące od momentu założenia pierwszego bractwa Niepokalanego Poczęcia NMP w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia (San Salvador, Filipiny). Zainteresowanie członkostwem w Bractwie przekroczyło wszelkie oczekiwania misjonarzy (Ojców Marianów).

Źródło: Z Niepokalaną, I (05) 2021.




Cień Ojca Niebieskiego

Zubożałe szlachectwo było jedyną spuścizną, jaką św. Józef mógł przekazać Zbawicielowi.

Ale przed Bogiem nie uszlachetnia ani krew królewska, ani też samo ubóstwo. Przed Bogiem jedynie cnota ma znaczenie. A Józef św. był właśnie mężem cnoty, i to wielkiej cnoty i nadzwyczajnej świętości. Można to już wywnioskować z tego, że go Bóg wybrał na opiekuna jednorodzonego swego Syna.

Zamiary i dzieła Boże znamionuje zawsze wielka mądrość i celowość. Im bardziej Pan Bóg zbliża kogoś do siebie, tym więcej mu udziela ze swojej świętości. Józef był głową świętej Rodziny, był wobec prawa ojcem Zbawiciela i oblubieńcem Matki Bożej, a to z konieczności prowadziło do codziennego, poufałego obcowania z nimi. Słusznie więc można sądzić, że dusza św. Józefa była prawdziwym skarbem łask Bożych. Tak jak jego urząd był ponad wszystkie inne, tak i w świętości, z wyjątkiem Matki Boskiej, nikt mu nie dorównał. Cnotą swoją przewyższał Świętych Starego Zakonu. On to jest ostatnim przedstawicielem Starego Przymierza, a przy tym zbliżony bezpośrednio do osoby Zbawiciela.

W nim więc powinna była dojść do szczytu świętość przodków, która według myśli Bożej miała się przyczynić do ziszczenia się tajemnicy Wcielenia.

Był więc Józef św. mężem wiary i posłuszeństwa, jak Abraham, mężem cierpliwości jak Jakub, mężem czystości jak Józef egipski, mężem według serca Bożego jak Dawid, mężem mądrości jak Salomon.

I co do Nowego Testamentu można podobnie wnioskować, bo i tutaj stanowisko jego jest zupełnie wyjątkowe. Zaraz za pierwszym razem, gdy Ewangelia o nim wspomina, zwie go „sprawiedliwym” (Mat. 1, 19), co według wykładu Ojców i pisarzy kościelnych oznacza męża świętego, doskonałego, bo wyraz „sprawiedliwość” to to samo, co świętość i doskonałość.

Jednej tylko Maryi nie dorównywał w cnocie i świętości. Ale blask tej świętości, odpowiednio do opatrznościowego stanowiska, na którym go Bóg postawił, osłonięty był cieniem, który nie ukazywał całej wspanialej wielkości jego cnoty.

Skarb ten był taką „ozdobą pustyni” (Ps. 64, 13). Upodobać sobie w nim mogło tylko serce Boże, a tu na ziemi oko wszystkowiedzącego Syna.

Takim był Józef św. Mąż szlachetny wysokością rodu i dostojeństwem królewskiego pochodzenia; mąż to chwalebny mimo swego ubóstwa i poniżenia, bo było to ubóstwo dla imienia Chrystusowego; mąż godzien wszelkiej czci dla swej niezgłębionej cnoty i świętości; mąż wreszcie, jakiego potrzebował Chrystus Pan dla swych myśli i zamiarów, zmierzających do odnowienia i odkupienia świata.

Nie zbłądzimy pewnie przypuszczając, że Józef św., ów „mąż prawicy Bożej” (Ps. 79, 18), nie troskał się zbytnio o to, co mu przyszłość przyniesie. Na pierwszym miejscu szukał zachowania Zakonu Bożego i spełnienia obowiązków swoich i z ufnością oczekiwał wskazówek Opatrzności (Ps. 118, 166), a to było najlepszym przygotowaniem się do urzędu prawdziwie Boskiego.

Opatrzność nie omieszkała w swoim czasie wyrazić swej woli. Św. Józef zaręczył się z Najśw. Panną, Maryja stała się jego oblubienicą. Bliższych wiadomości o tym zdarzeniu nie posiadamy. Pozostało nam tylko kilka słów Pisma św., orzeczenia niektórych Ojców Kościoła, przypuszczenia uczonych teologów i podania, bardzo wprawdzie ładne, ale zupełnie niepewne. Pismo św. wspomina jedynie, że Józef był mężem Maryi, z której się narodził Jezus, którego zowią Chrystusem (Mat. 1, 16), że go anioł upomniał, iż ma poślubić Maryję (Mat. 1, 20), wreszcie, że był zaręczonym z Najśw. Maryją Panną jeszcze przed Zwiastowaniem Anielskim (Łuk. 1, 27).

Opierając się na innych źródłach i orzeczeniach możemy z niejaką pewnością stwierdzić co do Maryi trzy rzeczy, a to nam pozwoli poznać bliższe okoliczności, towarzyszące zaślubinom.

Po pierwsze, Maryja pochodziła, tak samo jak Józef , z rodu Dawidowego. Dowodem na to cala Tradycja i Pismo św. (Łuk. 1, 27—32; Rzym. 1, 3; II. Tym. 2, 8). Należała zaś z pewnością do jednej z tych dwóch gałęzi rodowych, które wymienia św. Mateusz i Łukasz, stąd też oba rodowody, mimo że podają tylko pochodzenie św. Józefa, stwierdzają zarazem i pochodzenie Najśw. Panny. Nie znamy tylko bliższego stopnia Jej pokrewieństwa z Józefem.

Po drugie zdaje się być pewnym, że Maryja była ostatnim potomkiem jednej z rodzin Dawidowych. O istnieniu braci Maryi nic nie wiemy; zresztą nie byłby Jej w takim razie święty Józef zabierał do Betlejem, a musiała być zapisaną, jeśli była ostatnią córką rodu. Wreszcie Zbawiciel umierając na krzyżu, oddał Ją w opiekę Janowi św., co jest dowodem, że przynajmniej wtenczas braci nie było.

Po trzecie postanowiła Maryja zachować dożywotnie dziewictwo, a może nawet związała się w tym celu ślubem. Tak tylko rozumieć możemy odpowiedź Maryi, daną aniołowi zwiastującemu Jej, że ma zostać matką Mesjasza (Łuk. 1, 34), a jak wiadomo, była już wówczas Maryja oblubienicą św. Józefa (Łuk. 1, 27). I według proroctwa poczęcie i narodzenie Mesjasza miało być dziewicze (Izaj. 7, 14); inne nie odpowiadało godności Syna Bożego.

Jakże więc w tych warunkach stała się Maryja oblubienicą św. Józefa? Niektórzy przypuszczają, że krewni, a mianowicie kapłani, którzy czuwać mieli nad zachowaniem prawnego porządku i utrzymaniem starych rodów, zobowiązali Maryję, jako ostatnią córkę wygasającej rodziny, by poślubiła kogoś ze swoich krewnych (Num. 36, 8). Maryja widząc w tym wolę Bożą, zgodziła się. Inni upatrują wyższe pobudki, a zdanie ich popiera nawet Kościół, skoro w modlitwie liturgicznej na święto Opieki św. Józefa mówi o cudownych drogach Opatrzności Bożej, objawiających się w tym właśnie zdarzeniu. Według tego mniemania byłyby owe zaślubiny w szczególny sposób dziełem Opatrzności, której mądrość i wszechmoc obmyśliła środek, połączenia węzłem małżeńskim tych dwojga dusz wybranych ku wielkiemu celowi Wcielenia Syna Bożego, mimo że Józef , podobnie jak Maryja, postanowił prowadzić życie dziewicze. Bóg więc w szczególny sposób oświecił ich, dając im poznać obopólne zamiary, mianowicie, że związek ten nie stanie na przeszkodzie wzajemnym ich pragnieniom. Bóg też objawił im, że wolą Jego jest, by te zaślubiny przyszły do skutku, aby za wspólną zgodą święcie mogli dotrzymać obietnicy Mu uczynionej. Były więc owe zaręczyny dziełem szczególnego natchnienia i zrządzenia Bożego. Zdanie to podziela kilku Ojców Kościoła i znakomitych teologów.

Trudno sobie wyobrazić inaczej św. Józefa, jak w towarzystwie Jezusa i Maryi. Gdy o nim myślimy, zawsze go w duchu widzimy wśród Rodziny; to kieruje i opiekuje się nią, to pracuje dla niej, lub wreszcie umiera na jej łonie. Dom Rodziny św. był polem jego pracy, widownią jego życia i śmierci.

W ogóle każdy człowiek pozostaje w towarzyskich stosunkach z resztą społeczeństwa ludzkiego. Jak Bóg każdego człowieka stworzył na podobieństwo swoje, tak też pragnął, aby wspólne pożycie wszystkich ludzi było obrazem wspólnego życia Trójcy Przenajśw. Trójca św. jednością natur a troistością osób, równością potęgi a rozmaitością pochodzeń jest najdoskonalszym i najwznioślejszym obrazem wielorakich spójni towarzyskich, które, ponieważ jedne od drugich pochodzą, dają obraz największej rozmaitości, a mimo to jednolitości wewnętrznej. Tym sposobem tworzy rodzaj ludzki jedną całość z najróżnorodniejszych relacji.

Otóż we wszystkich ludzkich zrzeszeniach św. Józef powinien objąć urząd patrona i niebieskiego ich opiekuna.

Jest też św. Józef najdoskonalszym przykładem dla zakonnika. Wszakże nasz Święty tu na ziemi niczego innego nie szukał, jak tylko doskonałej miłości ku Bogu! Czyż nie żył w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie? Czy nie połączył najlepiej życia kontemplacyjnego z czynnym, życia wewnętrznego z zewnętrznym? Czyż nie stał się najpiękniejszym wzorem różnych sposobów dążenia do doskonałości, jakie uwydatniały się w różnych rodzinach zakonnych? Bo któż tak jak on umiał naśladować wzór najwznioślejszy połączenia obu sposobów życia, Zbawiciela naszego? Dlatego też we wszystkich zakonach, i kontemplacyjnych i czynnych, i mieszanych czczą św. Józefa jako szczególnego patrona, dlatego też nawet misje zagraniczne oddane są pod jego opiekę. Bo czyż nie u Józefa znaleźli Zbawiciela św. Królowie, owi pierwsi poganie garnący się do wiary? On też pierwszy zaniósł Chrystusa Pana w krainę pogan. Toteż św. Józef szczególnym błogosławieństwem otacza rodzinę misjonarzy katolickich.

A zatem, nie ma w Kościele Bożym żadnej większej społeczności, gdzie by św. Józef nie był jakoby domownikiem, gdzie by, jak to mówią, nie należał do rodziny.

Wszystkie rodzaje życia rodzinnego są przebogatym i nadzwyczaj pięknym dziełem Bożym, i dlatego właśnie, że są dziełem Bożym i że mogą tyle chwały przynieść Bogu i tyle błogosławieństwa zlać na ludzi, dlatego tak bardzo upodobał sobie w nich Józef św., tym więcej, że nieprzyjaciele Boga dzisiaj szczególnie zapędy swoje kierują na rodzinę, aby ją zbezcześcić, zburzyć i zniszczyć, i uczynić ją narzędziem przekleństwa i nieszczęścia dla ludzi; prawdziwym piekłem na ziemi.

Prosić więc trzeba św. Józefa, aby wystąpił jako ojciec i opiekun w obronie rodziny, aby powtórnie ocalił Dziecię i Matkę.

Źródło: Meschler M. (2021). Święty Józef. Matris. [fragmenty]




Nowenna przed uroczystością św. Józefa

10-18 marca

Pobierze nowennę jako pdf

Modlitwa do św. Józefa odmawiana w każdym dniu nowenny

Chwalebny św. Józefie, godzien w odznaczający się sposób między wszystkimi Świętymi być szanowanym, kochanym i wzywanym dla doskonałości cnót, wysokości chwały i możności przyczyny Twojej! oto w obecności czci najgodniejszej Trójcy Przenajświętszej, Jezusa, przybranego Syna Twojego, Najświętszej Maryi Panny,  Oblubienicy Twojej, a dla mnie najczulszej Matki, obieram sobie Ciebie za obrońcę u Jezusa i Maryi. Stanowię sobie statecznie nigdy Ciebie nie zapominać, Ciebie czcić po wszystkie dni życia mojego i czynić, co tylko ode mnie zależy dla natchnienia tymże nabożeństwem i innych. Racz, błagam Cię, najukochańszy Ojcze, udzielić mi Twojej szczególnej opieki i zaliczyć mnie do najwierniejszych sług Twoich. Bądź mi wspomożycielem we wszystkich czynach moich, pośrednikiem łaskawym u Jezusa i Maryi i nie opuszczaj mnie w godzinę śmierci. Amen.

Dzień 1.

Św. Józef jest Ojcem, Piastunem Jezusa

Witam Cię Błogosławiony Józefie święty, Ojcze, Piastunie Zbawcy i Boga mego, głowo i naczelniku tej Świętej Rodziny, która stanowi przedmiot najmilszy Ojca Przedwiecznego! Jaka chluba dla Ciebie być Ojcem Tego, który jest Jednorodzonym Synem Boga! Jesteś Jego Ojcem, ponieważ przedstawiałeś na ziemi Ojca Przedwiecznego, który Ci swe wszystkie nad Nim powierzył prawa. Jesteś Ojcem-Dziewicą Syna, który się narodził z Matki-Dziewicy; jesteś Ojcem za sprawą Ducha Świętego, jesteś Ojcem przysposobionym i wybranym dowolnie przez tegoż Syna; jesteś Ojcem skutkiem świętej płodności Dziewictwa Twej Niepokalanej Oblubienicy. O cudowne ojcostwo! ileż i jak wielkie nadało Ci ono prawa do Serca Bożego i do serca ludzi! O najmilszy Święty! z powagą i prawami Ojca, rozciągnij swe Ojcowskie serce nad Jezusem i tymi wszystkimi, których Jezus umiłował tak mocno, iż się dla nich stał Bratem i dał im moc stania się Synami Bożymi. Jako przysposobieni bracia Chrystusa, mamy prawo do czułości, miłości Twego Serca, które ukształtowane wedle Serca Jezusowego, pełne jest dobroci i miłosierdzia dla ludzi, dla biednych grzeszników. O tę łaskawość i miłość ku nam, błagamy Cię przez Najsłodsze Imię Jezus, który dozwolił się nazywać Twym Synem, przez to Imię, które tyle wdzięku, powabu nadziemskiego ma dla Twego Serca. Pod Twą obronę i opiekę przyjmij nas łaskawie, bądź nam ucieczką we wszystkich trudach i potrzebach naszych. Osłonieni Twą strażą i opieką, żyć będziemy świątobliwie, jak to przystoi dzieciom Boga, braciom Chrystusa, synom Maryi. Przez chrzest już otrzymaliśmy ducha przysposobienia na dzieci Boże, Maryi i Twoje, Józefie święty, niechże też za Waszą przyczyną pozyskamy za dziedzictwo obiecane nam wieczne błogosławieństwo.

Modlitwy na każdy dzień nowenny odmawiane po rozważaniu

Pozdrowienie świętego Józefa

Pozdrawiam Cię, św. Józefie, łaski Bożej pełen, Pan z Tobą, błogosławionyś Ty spomiędzy mężów i błogosławiony Najczystszej Oblubienicy Twojej Maryi owoc, Jezus. Święty Józefie, Dzieciny Jezus Piastunie, Najświętszej Maryi Dziewicy Oblubieńcze, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.

Pod Twoją obronę uciekamy się święty Józefie, Wcielonego Boga mniemany Ojcze, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz zawsze wybawiać. Ojcze chwalebny i błogosławiony, Opiekunie nasz, Patronie nasz, Pocieszycielu nasz, z Twoim mniemanym najmilszym Synem Jezusem nas pojednaj, Twojemu Synowi nas polecaj, Twojemu najmilszemu Synowi nas oddawaj. V. Módl się za nami święty Józefie. R. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych. V. Niech będzie błogosławione Imię św. Józefa. R. Teraz i na wieki. Amen. 

Litania do św. Józefa

Dzień 2. 

Święty Józef Oblubieniec Maryi

O najchwalebniejszy Oblubieńcze Matki Boga i Zbawcy naszego, niezrównany Józefie święty, pozwól niech dziś zwrócimy krótką uwagę na tę najszczytniejszą godność, która Cię jednocząc w jeden małżeństwa węzeł z Najświętszą z Dziewic i wszystkich Niebian Królową, wyniosła wraz z Maryją nad wszystko, co nie jest Bogiem, nad wszystko, co byśmy pomyśleć mogli. O Niepokalana Dziewico Maryjo, Matko Boga Królowo nieba i ziemi. Życie, słodyczy i nadziejo nasza! Aniołowie, Serafini za szczęśliwych się uważają, że Cię wielbić, Tobie służyć mogą, jako swej Królowej i Władczyni! Być ostatnim ze sług Twoich, jakież to niewypowiedziane szczęście, a cóż dopiero być Twoim Oblubieńcem, a Oblubieńcem godnym Ciebie, jak Józef święty, ponieważ to sam Pan Bóg przysposobił Go i przeznaczył Tobie i połączył Was w jeden nierozerwalny węzeł. Czysty Oblubieńcze Matki zawsze Dziewicy, który skutkiem tej niesłychanej dotąd godności, masz najzupełniejszą, opartą na wszelkim prawie, władzę i nad Matką i nad Jej Synem, w sposób cudowny, prawdziwie Boski, z Niej narodzonym! nasze szczęście i błogosławieństwo w Twoim spoczywa ręku; Twoja to rzecz i o tę Cię szczególniej błagamy, przedstaw nas Maryi, zjednaj nam łaskę, opiekę Twej Najświętszej, zawsze bez zmazy Oblubienicy! Niech Cię inni błagają o łaski, o jakie się im podoba; do mnie, błagam Cię najpokorniej o jedną łaskę, ale błagam całą potęgę mego serca, jaką się zdobyć mogę, niech miłuję całą duszą Maryję, niech Maryja mnie miłuje. Zjednaj Józefie św., niech mam rzewne, stateczne nabożeństwo ku Maryi: nabożeństwo, które tworzy prawdziwych pokutników, miłośników krzyża, świętych, wybranych! Poleć mnie Niekalanemu Sercu Tej Niebiańskiej Oblubienicy Twojej, która Ci nic odmówić nie może. Powiedz, niech przez to uszanowanie, tę miłość najczystszą, jaką ma ku Tobie, raczy mnie przyjąć do liczby swych dziatek, przyjąć pod ą świętą obronę. Błagam Cię o to Józefie św. przez tę miłość, jaka zawsze płonie w Twym sercu ku Maryi, przez to pragnienie Twoje, jakie masz w Twej duszy, aby liczba prawdziwych Waszych czcicieli, miłośników, nieustannie się zwiększała, aby wierni z dniem każdym płomienniej miłowali i wielbili Marię.

Dzień 3. 

Święty Józef wzór wiary

Najbłogosławieńszy spadkobierco, coś odziedziczył wiarę wszystkich Patriarchów, wielki Józefie św., Mężu ze sprawiedliwych najsprawiedliwszy, dozwól niech rozważam, niech Cię wielbię dziś jako źródło, morze, gdzie się jednoczy wszystka wiara w Mesjasza, wszystkie skarby łask starego i nowego przymierza. Jakże podziwienia godna Twa wiara! Kiedy Anioł wyprowadza Cię z najtrudniejszej, jaka kiedy istniała zawisłości, mówiąc: Józefie Synu Dawidów, nie lękaj się przyjąć Maryi Małżonki Twej, albowiem co się z Niej narodziło, z Ducha świętego jest. Uwierzyłeś słowom Anioła, i ta wiara poczytana Ci jest ku sprawiedliwości; złożyłeś cześć i hołdy jako Bogu, jako Zbawcy, Temu, który raczył nazywać się Twym Synem. Tyś unosił Zbawcę do Egiptu, nic nie przytaczając przeciw nakazowi szybkiej ucieczki. Zostawałeś w tej obcej, nieprzyjaznej krainie w zupełnym zapomnieniu i zdaniu się na wolę Bożą, nie wiedząc nic, ani się pytając, kiedy się podoba Bogu stamtąd znowu Cię powołać; zostawałeś tam bez żadnego wglądania się w przyszłość, bez innej pociechy, bez innego wsparcia, prócz wiary, która mimo tych gęstych chmur przeciwności, wskazywała Ci zawsze Boską Opatrzność, skłaniała do uwielbiania niepojętych, niezbadanych wyroków Bożej Mądrości. O wielki, o cudowny Święty wyproś mi i zjednaj tę piękną cnotę, będącą podstawą wszelkiej sprawiedliwości, fundamentem mól wszelkich, bez której niepodobna podobać się Bogu; zjednaj mi tę wiarę żywą, czynną, płonącą ogniem miłości Bożej, która żadnymi pociskami wzruszyć się nie da, jest niezłomna wśród wszelkich doświadczeń. Spraw: niech wzorem Twoim, wiarą i z wiary żyjemy na tej ziemi, abyśmy mogli mieć cząstkę w nagrodzie i błogosławieństwie dla wierzących na Niebiosach przygotowanej.

Dzień 4.

Św. Józef wzór nadziei

O najwierniejszy Józefie św., Mężu wedle Serca Bożego, cóż jest, czego byś się nie mógł spodziewać od Boga, mając władzę ojcowską nad Jednorodzonym, Najmilszym Synem Bożym, Twórcą dóbr wszelkich; który nie tylko wielbiłeś, miłowałeś Maryję, skarbniczkę i szafarkę łask wszelkich Swego Syna, ale jeszcze Maryja Ciebie jako Oblubieńca serdecznie szanowała, miłowała.Wszechświat cały, jakkolwiek obszerny, jak gdyby nie istniał dla Ciebie. Boskie Dziecię, coś piastował na Twym ręku, ten plan dóbr przyszłego wieku, zachwycał Twe Serce, porywał Twe myśli ku pożądaniu dóbr wiecznych. Wiara Twa odsłaniając zasłonę przyszłości, odkrywa przed Tobą przyszłą wielkość i chwałę Tego, który Ci nad życie był milszy i przynosiła Ci pociechę wśród gorzkich boleści, jakimi widok męki i cierpień napełniał Twą duszę. O najmilszy mój Patronie, gdybym miał choć drobną cząstkę tej niezłomnej nadziei, która Cię utrzymała w ciężkich doświadczeniach, czyż bym tak łatwo chwiał się i upadał za zbliżeniem się najmniejszej przeciwności? Czyż bym zapomniał tak łatwo dóbr wiecznych, przywiązując się tak bardzo do przemijających dóbr tego świata? Co dzień wprawdzie nazywam Boga Ojcem swoim, powtarzam, iż nadzieję w Nim pokładam, ale to nadzieja niedowierzająca, pragnąca koniecznie przeniknąć cudownie wyroki Boże, nadzieja posuwająca się aż do wskazywania Bogu, w jaki sposób ma mi przyjść z pomocą. O Józefie św., najzupełniej aż do heroizmu zdany na wolę Bożą, zjednaj mi dokładnie poddanie się wyrokom i woli Pana, abym myśląc tylko jak Go umiłować i służyć Mu mogę, resztę starania złożył w ręce Jego św. Opatrzności; spraw niech zniknie w oczach moich i sercu złudny blask tego przemijającego świata, co mnie tak zajmuje; oderwij od niego me serce, skieruj je całkowicie ku pożądaniu królestwa na Niebiosach; zjednaj mi tę nadzieję silną, która się nie zmienia, nie chwieje, ale jest pewnym zadatkiem błogosławionej szczęśliwości.

Dzień 5.

Święty Józef wzorem miłości

O Serafinie gorejący miłością, św. Józefie, wielkim jesteś we wszystkich cnotach, ale w miłości ku Jezusowi jesteś niezrównany! Ciągle patrzeć na Jezusa, nieustannie myśleć o Jezusie, nieustannie pracować dla Jezusa lub z Jezusem! Ach takie towarzystwo, przebywanie z Jezusem, jakież płomienie, jakież wybuchy miłości zapalać musiało w sercu Józefa! Jezus przyszedł na ziemię puścić ogień i po Maryi, Jego najmilszej Matce, Ty byłeś na pierwsze działanie tego ognia najdłużej wystawiony! Serce twe długim praktykowaniem cnoty przygotowane, aby gorzeć tymi Boskimi płomieniami, zapaliło się zaraz tym niebiańskim ogniem w uściskach Najsłodszego Jezusa. Tyś Boskie Dziecię tulił do serca, Ono Cię mianowało Swym Ojcem, ponieważ widziało w Tobie osobę Ojca Swego Niebieskiego, który Tobie nad Nim powierzył i Swe prawa, i Swą miłość. Ono otaczało Cię pieszczotami, a Jego głos, każdy uśmiech, spojrzenie, każdy ruch był dla Ciebie nowym żywiołem, który rozniecał w Twym Sercu coraz żywsze pożary miłości. O błogosławiony Patriarcho, my dzielimy z Tobą szczęście, ale nie dzielimy miłości. Alboż to nie ten sam Jezus tak dobry, tak ukochany i słodki, jednoczy Swe Serce z sercem naszym w Najświętszym Sakramencie miłości? Z jakąż dobrocią przemawia do nas jeśli umiemy Go słuchać? Okrywające zasłony Sakramentu czyż nie powinny Go nam uczynić jeszcze wdzięczniejszym? ponieważ jedynie przez zbytek miłości zostaje w tym stanie. Jeśli ukrywa Swą chwałę, to dlatego, aby z nami poufniej obcować. Jednakże serca nasze nieczułe – tyle wysiłków Boskiej miłości nie sprowadzają do nich ani zachwytu, ani ognia, ani gorliwości. Potworna obojętność! Święty Józefie, oddal od nas tego strasznego potwora. Jezus nie odmówił nic Twej miłości, proś przeto i błagaj, niech nam łaskawie udzieli, już nie zdrowia lub innego dobra, ale jedynie miłości, swej najczystszej miłości!

Dzień 6.

Święty Józef wzór czystości

Cudowny, wielki święty, czysty Oblubieńcze Dziewicy Dziewic, pozdrawiam Cię dziś i uwielbiam z powodu niezrównanego i nieznanego dotąd zaszczytu, stanowiącego jedną z najpiękniejszych ozdób Twej duszy. Przeznaczony i wybrany na najwierniejszego strażnika dziewictwa Maryi, która je wyżej ceniła nad samą godność Matki Bożej, Tyś miał również te same powaby, zamiłowanie tej cnoty, co Twa Niepokalana Oblubienica! Twe Serce zamknięte było na najmniejszą nawet skazę tej cnoty. O Józefie! jak w miłości Serafinów, tak w czystości same nawet przewyższasz Archanioły! Maryja, co się trwoży na widok Anioła, trzydzieści lat spędza z Tobą, a obecność Twoja nie sprowadza do Jej duszy najmniejszej obawy: i jak Macierzyństwo Boże było pieczęcią Jej dziewictwa, tak również węzeł małżeński Twojego świętego z Maryją pożycia jest dla Niej nową warownią bezpieczeństwa. O św. Józefie uwieńczony najbielszymi liliami Dziewictwa, bez osobliwszej łaski nie możemy iść za Tobą po tej prawdziwie anielskiej drodze, lecz wiemy, że taka łaska i dar wielki, kosztowny, nie może być odmówiony tym, którzy przez Ciebie o takowy proszą. Wyproś nam przeto, każdemu wedle stanu, prawdziwą, doskonałą czystość serca, umysłu, i ciała, abyśmy mogli być uczestnikami szczęśliwości tych, o których rzeki Jezus: Błogosławieni czystego serca, bo oni Boga oglądają.

Dzień 7

Święty Józef wzór wszelkich cnót

O mężu sprawiedliwy, św. Józefie! wdzięczna woń, co mile na wsze strony z Twego rozchodzi się serca, podobna jest do pola pełnego wonnych kwiatów, które Pan napełnił błogosławieństwem. Tyś jest słońcem promieniejącym, gdzie wszystkie cnoty jaśnieją blaskiem najpiękniejszym. Jak skore posłuszeństwo, jak głęboka pokora, jak szczera prostota albo jest że jaka cnota, która by w Tobie nie jaśniała w stopniu najdoskonalszym! O najmilszy mój Patronie, ileż stąd mam pobudek do zawstydzenia się na widok mej niedoskonałości. Ty wszystko poświęcasz, byle spełnić wolę Boga; a ja ileż razy poświęciłem wszystko niegodnym, ziemskim namiętnościom? Tyś pragnął być nieznany przed ludźmi; łaski i dary, które tak świetnie Cię zdobiły, służyły Ci jedynie do upokorzenia, do poznania coraz więcej Twego nicestwa. A ja tego tylko pragnę, za tym wzdycham, abym się mógł pokazać, marny zyskać poklask świata. Miłość mnie własna zaślepia; ukrywa przede mną samym me upadki i brzydotę; tak, iż zamiast jęczeć za me grzechy, poważam się nierozsądnie chełpić z niektórych maluczkich spraw dobrych, jakie czynię albo raczej chełpię się z tego, iż nie wszystko złe, które mógłbym wykonać, jeszcze popełniłem. O, najmilszy św. Józefie, tak pokorny w oczach własnych, a tak wielki przed obliczem Boga, błagam Cię wyjednaj mi cnotę, podstawą i fundamentem cnót wszelkich będącą. Wyjednaj mi pokorę, łaskę poznania siebie, abym sobą wzgardził i nienawidził; zjednaj mi męstwo, abym nie dbał, co mi świat powie, a jedynie usiłował we wszystkich czynach podobać się Bogu samemu. Wyrzekam się już mądrości, próżności ludzkiej. Niech poniżenie i wzgarda, tak jak Twoim, będzie moim udziałem na tym świecie. Odtąd cała ma chwała, rozkosze moje niech będą: w pokorze i spokoju naśladować Jezusa, Maryję i Józefa św.

Dzień 8

Św. Józef wzór życia skupionego w duchu

Chwalebny Patriarcho, św. Józefie, świat Tobą gardził, boś Ty nie był z tego świata, Twe życie było ukryte z Jezusem w Bogu. Poczytano Cię tylko za biednego robotnika z pospólstwa. Twe ubóstwo i prostota były przedmiotem natrząsania się i wzgardliwego od Ciebie stronienia. Lecz gdyby zajrzano do głębi Twej duszy, jakież by tam odkryto bogactwa i skarby.

Lecz Ty na świat i ludzi nie zważasz. Jezus, doskonałość i wielkość Boga Ciebie jedynie zajmują, o nich tylko rozmyślasz w Twym sercu. Praca rąk Twoich nie odrywa Cię od pamięci o obecność Boga, a miłość dodaje ceny nieskończonej Twym najdrobniejszym nawet sprawom, z których każda najdoskonalszym jest aktem miłości. Błogosławiony pot i trudy, które karmią Jezusa, błogosławione ręce, które Go tak często piastują i dla Niego jedynie się trudzą, błogosławione Twe oczy, które nie przestają spoglądać na Jezusa. Lecz nad to wszystko błogosławione Twe czyste, Dziewicze serce, które miłuje Jezusa ciągle, nieustannie i nic więcej nie miłuje nad Jezusa! A ja nędzny zaledwie podczas krótkiej modlitwy mogę utrzymać ducha mego w skupieniu, a serce mało zjednoczone z Bogiem. Godziny i dnie całe uchodzą bez myśli o Bogu. Wyobrażenia próżne, niepożyteczne, a częstokroć występne, jedne po drugich na kształt czarnych chmur zalegają mój umysł. O, gdybym prawdziwie miłował Jezusa, gdyby Jezus był moim skarbem, moją miłością, moim wszystkim, czy nie byłoby moją rozkoszą rozmyślać, zostawać przy Nim zawsze; czyż by mnie tyle trudziło, że czasem powiem, że Go kocham? Po tysiąckroć uczułem próżnię: jałowość, pomieszanie, gorycz, jakie zostawiają w duszy wszystkie rzeczy stworzone, przyjaźnie światowe, myśli i pragnienia ziemskie, pozory doczesne, po tysiąckroć jęczałem pod ciężarem tych więzów i nie mogłem zrzucić tego nieznośnego jarzma, abym w Jezusie znalazł odpocznienie, ulgę i spokój duszy, jakich świat dać nie może, a które nieskończenie przewyższają wszystkie powaby i rozkosze ziemi. Ach, jakiż mój nierozsądek, gdy się poddaję takiej ciężkości i nieszczęściu w tym i przyszłym życiu! O najmilszy św. Józefie, mistrzu życia duchownego, osobliwszy Patronie dusz pragnących poprawy i udoskonalenia się, patrz na nędzę i ogołocenie z cnót wszelkich, do jakiego me namiętności przywiodły mą biedną duszę; wyrwij mnie z tak strasznego pustkowia, gdzie mi tak tęskno; wprowadź do krainy mlekiem i miodem płynącej, wyjednaj mi skupienie ducha, modlitwy i rozmyślania, czystość serca i prawej zawsze intencji; wszystkiego się spodziewam po Twej dobroci, wiem, że w ręku Twoim są skarby łask duchowych, Tobie przeto, Twemu przewodnictwu całkowicie się oddaję.

Dzień 9

Święty Józef, patron dobrej śmierci

O, najchwalebniejszy św. Józefie! w godzinę mej śmierci najbardziej mi będzie potrzeba Twej pomocy i ratunku. Dziś przeto błagam Cię o to na ową straszną śmierci godzinę, w której nie wiem, czy będę miał dość przytomności i mocy wezwać Ciebie na ratunek i wymówić Najsłodsze Imiona: Jezus i Maryja! Kiedy wspomnę na występne me życie przeszłe, lękam się słusznie sprawiedliwości Boskiej; grzechy i niewdzięczności moje napełniają mnie strachem; jakiż, to stan sprzeczny z Twym życiem i Twą śmiercią Józefie święty! Śmierć dla Ciebie była słodki, pożądana, bo życie Twe św. nie mogło innej Ci przynieść śmierci, tylko tę, o jakiej Pismo Boże wspomina: Droga śmierć przed obliczem Pana Świętych Jego. Pełen dni i zasług widziałeś jak Zbawca przychodzi na świat, Tyś Go wychował, spełniłeś godnie wzniosłe posłannictwo, do jakiego Ojciec Niebios Cię powołał. Idź teraz spocząć po trudach i pracy, ponieś radość duszom w otchłaniach; jak śliczna jutrzenką zwiastuj im miłą nowinę, bliskie wzejście słońca sprawiedliwości. Jakaż pogoda na Twej twarzy, jakiż spokój w Twej pięknej duszy! Na widok najmilszego Jezusa przy Tobie, serce Twe wyskakuje z radości, nie może powstrzymać gwałtowności gorejącego w nim ognia, wysila się na uczynienie najdoskonalszego aktu miłości i w tym słodkim, miłosnym wysileniu oddajesz ducha w ręce Jezusa i Maryi! O śmierci Józefa św., bardziej pożądana nad wszelkie życie! O, któż by mi dał, abym mógł umierać w słodkich objęciach Jezusa i Maryi! O wielki święty wzorze i osobliwszy Patronie dobrej śmierci, spraw, błagam Cię usilnie, niech umrę śmiercią sprawiedliwych. Aby zaś prośba moja nie wychodziła z granic porządku Opatrzności, wyjednaj mi łaskę, abym wiódł życie w pamięci na obecność Jezusa i Maryi, niech Oni będą nieustannie przytomni memu sercu, abym mógł tym sposobem zjednać sobie ich obecność i przy śmierci. Niech już od tej chwili umieram sobie samemu; umieram moim namiętnościom, moim ziemskim pragnieniom, temu wszystkiemu, co nie jest Bogiem; niech żyję jedynie Temu, który umrzeć raczył z miłości ku mnie. Ach tak, od chwili obecnej przy łasce Boga, i Twej opiece Józefie św., pragnę już zacząć gotować się na śmierć; pragnę czynić pokutę za grzechy, pragnę miłować Boga mego całym sercem, wszystką potęgą mej duszy. Jezus, Maryja, Józef! przy Waszej pomocy, w Waszej obecności czynię te postanowienia. Jezus, Maryja, Józef! ratujcie mnie, teraz i w godzinę śmierci mojej. Amen.

Źródło: Nowy brewiarzyk tercjarski, wyd. trzynaste, nakładem prowincjałatu OO. Kapucynów w Krakowie 1928.

Ilustracja: Ucieczka do Egiptu; Dziewica niosąca Dzieciątko Jezus, Józef wskazujący w lewo, za Reni ca. 1635–57. Drzeworyt autorstwa Samuela Bernarda (domena publiczna).




Orędowniczka

Osiemset lat temu św. Dominik przywiózł ikonę Matki Bożej zwaną “Orędowniczka” (Advocata) do Rzymu, powierzając ją nowej wówczas wspólnocie sióstr klauzurowych, które wciąż strzegą jej w murach swojego klasztoru. Siostry przeprowadzały się kilkukrotnie, zawsze z ikoną.

Przed 1221 r. ikona była przechowywana w klasztorze Santa Maria in Tempulo, w pobliżu Via Appia.

Obecnie ikona znajduje się w małej kaplicy na najwyższym wzgórzu Rzymu, w kościele Santa Maria del Rosario na Monte Mario.

Ze względu na ukrycie klasztoru i ikony, choć jest ona dostępna dla zwiedzających – nie jest powszechnie znanym wizerunkiem Matki Bożej. Jest to szczególny wizerunek, ukryty tak jak życie Maryi na ziemi.

Źródło: Rome Newsroom (CNA).




Maryja – życie w Bogu

Kto chce opowiedzieć historię życia jakiegoś człowieka, zaczyna od narodzenia, a kończy na śmierci, bo i niczego więcej nie wie.

Inaczej jest, gdy się zapatrujemy na życie człowieka w świetle wiary. W tym świetle — życie człowieka nie tylko trwa nadal po śmierci, w krainie wieczności, lecz ono miało już dawno swój początek – przed jego poczęciem się, i przed narodzeniem. Człowiek bowiem nie spada tak sobie skądś prosto na ziemię; stwarza go Bóg, przede wszystkim co do duszy. A w Bogu nie ma ani wczoraj, ani dziś, lecz co z woli Jego dzieje się w czasie, to już od dni wieczności nosił w Swym umyśle i w sercu.

Malarz, chcąc namalować śliczny obraz Matki Bożej, najpierw długo wcześniej myśli i myśli o nim. Ten obraz w umyśle jego już gotowy, żyje, zanim po raz pierwszy pędzlem pociągnie. A gdy wykończy obraz, i chciałby powstanie jego opowiedzieć, to miałby wiele do mówienia, skąd i jak mu przyszła owa myśl, i co się działo w sercu, gdy sobie obraz najpierw w duszy niejako malował, i co chciał przedstawić. I to można by nazwać wstępem do historii obrazu.

To samo należy powiedzieć zwłaszcza o wszystkich, których Chrystus Pan odkupił, że oni mają swoją pierwotną historię, że od wieków żyli w myśli Bożej. Apostoł Paweł święty naucza: „Bóg Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa wybrał nas w Nim przed założeniem świata.“ Pewne jest, że i Królowa wszystkich Odkupionych i Wybranych, Matka Jezusowa, zanim jeszcze świat został stworzony, już żyła, istniała w duchu, w myśli, w sercu Bożym, a więc w wieczności Bożej ma swoją prehistorię.

Gdy idziesz sobie wąskimi ulicami miasta, niewiele zobaczysz; wstąp na wieżę ratusza, będziesz miał widok na całe miasto i na okolicę. Wstąp na wysoką górę, zobaczysz daleko więcej; zobaczysz, jak z dala nadciąga chmura burzowa, czego się ludzie nawet nie domyślają – a choć nie jesteś prorokiem, możesz im powiedzieć, żeby uciekali do domów, bo burza idzie. Im wyżej kto stoi, tym więcej naraz wzrokiem ogarnia.

Bóg stoi nieskończenie wysoko ponad wszystkimi stworzeniami, ponad wszystkimi wiekami; oko Jego obejmuje naraz wszystko, co było przed tysiącami lat, i co nastąpi po lat tysiącach. U Boga nie ma ani wczoraj, ani jutra, lecz jedno wielkie Dziś. Bóg nie potrzebuje czekać, aż się coś stanie, by to widzieć; widzi już z daleka, wie, jak i dokąd idzie.

Tak też Bóg w wieczności Swojej długo, długo wcześniej, przed stworzeniem świata widział, jak pierwsi ludzie na ziemi nie wytrwają w dobrym. Widział, jak grzech na podobieństwo dzikiego potoku zaleje ludzi, porwie ich z sobą w straszną przepaść nieszczęścia i tutaj i na wieki. Na widok tego wzruszyło się miłosierdzie Jego, i postanowił w sposób cudowny wyrwać ludzi z tego potopu nieszczęścia, znowu ich szczęśliwymi uczynić. Miało się to dokonać tak, że Syn Boży stanie się człowiekiem, i jako Bóg-Człowiek nauką Swoją, przykładem Swoim, czynami Swymi i łaską wybawi świat od grzechu, śmierci i piekła. To wyniszczenie się Syna Bożego we Wcieleniu, życie w ubóstwie, w pracach, śmierć okrutna i bolesna, to miało być ceną, za którą Odkupiciel świata miał ludzi z Bogiem pojednać, wysłużyć dla nich odpuszczenie grzechu i kary, wysłużyć łaskę, przyjaźń i dziedzictwo Niebieskie. Jednakże nie miał się, jak pierwszy człowiek, Adam, zjawić na ziemi jako człowiek dorosły, lecz jak wszyscy potomkowie Adama, narodzić się z najdelikatniejszego zaczątku i przez wszystkie przypadłości niemowlęcia i matki przechodzić.

Kto więc z wszystkich córek Ewy będzie ową Błogosławioną, która się ma stać Matką Bożą?

Król, szukając dla syna oblubienicy, nie może jej sobie stworzyć na zawołanie; może tylko rozglądać się po dworach książęcych, czy nie znajdzie stosownej panienki, i może wybrać najgodniejszą. U Boga było inaczej, gdy wyznaczał Matkę Synowi Swemu. Bóg nie potrzebował czekać, aż się Wcielenie Syna dopełni, a po tym rozglądać się, która z niewiast będzie najlepszą, najczystszą, najgodniejszą, i po tym ją wybrać i przyozdobić godnością Matki. Nie, Bóg już wcześniej to uczynił, sam ją stworzył i uformował sobie taką, jaka najdoskonalej będzie odpowiednią i godną Matką Syna.

Dajmy na to, że sławny architekt posiada nader kosztowny obraz Jezusa, cudo piękności, i rozmyśla, gdzie by ten obraz w kościele jakimś umieścić na ołtarzu. W tym celu mógłby obrać jeden z już istniejących kościołów, kościół najwspanialszy; albo też mógłby sam całkiem nowy na ten cel wybudować. I czyni to drugie. On sam układa wspaniały plan budowania: najpierw oznacza wielkość, piękność, ozdoby kościoła, wszystko, zanim położy pierwszy kamień węgielny. Następnie wybiera plac, urządza go stosownie, po czym rozpoczyna już samo budowanie, jak najściślej według nakreślonego planu. Gdy kościół stanie wykończony, obraz ów Jezusa postawi na ołtarzu najpiękniejszym.

Tak uczynił Bóg, co i wyznajemy i powtarzamy w owej modlitwie kościelnej: „Wszechmogący, wieczny Boże, któryś ciało i duszę najchwalebniejszej Panny Maryi za sprawą Ducha świętego przygotował, iżby się godnym Syna Twojego stała mieszkaniem…”

Otóż Bóg Ojciec i Duch święty Synowi Bożemu przysposobił, powiedzieć można, osobno uformował Matkę, z której się miał narodzić. Mówiąc po ludzku, do tego kościoła dla Syna Swojego obmyślił plan, najpierw w przedwiecznej Swej mądrości obraz Jej nakreślił, wszystkie ozdoby do godnego wyposażenia tej jedynej świątyni wcześniej oznaczył; plac, to znaczy, lud i pokolenie tego ludu i rodzinę pokolenia, z której miała pochodzić, On sam wybrał, a gdy przyjdzie czas, plan Swój wykona, i w boskiej Swej mocy i mądrości zbuduje ten kościół dla Syna. Matka Boża więc nie zostanie dopiero wybraną spośród córek Ewy żyjących w czasie, gdy się Wcielenie Syna ma spełnić; Ona już przed wszelkimi dziejami rodzaju ludzkiego wybrana i wyznaczona wcześniej, od najpierwszej chwili życia Swego, zostanie nadzwyczajnymi łaskami wyposażoną od Boga, żeby mogła być godną Matką Boskiego Majestatu Syna.

To więc pierwsze, co wiemy o Matce Bożej, — Jej przedwieczne przeznaczenie, przedwieczne wybranie, zanim ludzie zostali stworzeni. Ów obraz, który, że tak powiem, stał przed oczyma Bożymi, możemy sobie w głównych za rysach przedstawić: obraz to cudny i wspaniały!

Tej więc czci najgodniejszej osobie Ojciec przedwieczny jednorodzonego Syna Swego, którego Sobie zrodził z serca Swego, współistotnego, i którego jak Siebie samego miłuje, odda w ten sposób, że jeden i ten sam będzie przyrodzonym, naturalnym Synem Boga Ojca, oraz Synem Panny. Bo Panną będzie i pozostanie zarazem Matką – cud jedyny, i nie będzie już drugiego podobnego na świecie. Dlatego też Ona będzie jedynie i wyłącznie dla Boga, od samego początku Bogu oddana, poświęcona i uświęcona, więc też wolną od wszelakiej i najmniejszej zmazy grzechowej, i nic nie może być w Niej takiego, co by się najświętszym oczom Pana Boga nie podobało. Z tej też przyczyny „książę tego świata“, szatan, nie będzie miał żadnej naprzeciw Niej mocy, i owszem, Ona to będzie tą, która go zwycięży. Z jednej strony jako stworzenie, z drugiej jako Matka Stworzyciela będzie węzłem pomiędzy stworzeniem a Stwórcą. Jako arcydzieło Boże Ona w stworzeniu pierwsze zajmie miejsce, na pniu rodzaju ludzkiego będzie najszlachetniejszym kwiatem, będzie różą duchowną, niebieską; a jako Matka Króla Nieba i ziemi będzie Panią i Królową wszystkiego, co tylko do królestwa Syna Jej należy.

Ponieważ Boskie Jej Dziecię będzie zbawieniem, będzie Odkupicielem całego świata, więc już dlatego w sposób całkiem nadzwyczajny stoi Ona w najściślejszym stosunku do wszystkich, którzy są odkupieni. Według rady Bożej jednakże Ona sama w sposób jedyny razem ze swym Synem przyłoży się do zbawienia ludzkiego. Przykład Jej, modlitwa Jej, całe Jej życie, boleści i śmierć Jej zjednoczą się do tego dzieła wspólnego z przykładem, modlitwą, życiem, męką i śmiercią Syna. Ona Syna, którego weźmie od Boga, odda znowu Bogu dla zbawienia ludzi; dla ich zbawienia będzie Go karmiła, wychowywała, na końcu na śmierć Go ofiaruje. Syn będzie Ojcem duchownym Odkupionych, a Ona Matką Odkupionych. I dlatego Bóg da Jej serce matki nie tylko dla Syna, lecz i dla Odkupionych przez Syna. A kiedy Syn będzie Głową duchowną nowej Bożej Rodziny, Matka Jego będzie jej Sercem. Tak więc będzie nierozerwalnie i najściślej złączoną, ze swym Synem i z całą odkupioną ludzkością. Aniołowie będą się Jej kłaniali jako swojej Królowej, ludzie będą Ją pozdrawiać jako „przyczynę swojej radości”, grzesznik będzie się do Niej udawał jako do swej „ucieczki” i „pośredniczki”, sprawiedliwy będzie Ją pozdrawiał jako „słodkość życia” i „jako swą nadzieję”, a piekło drżeć będzie na Jej imię. A imię tej po trzykroć przedziwnej Matki będzie: MARYJA.

Oto jakby z dala widziany obraz Matki Bożej, który Mądrość Boża nakreśliła przed wiekami. Gdy się Bóg zabierał do tworzenia światów, przed oczyma Jego stał Bóg-Człowiek i Matka Jego. I od dnia, gdy stworzył pierwszych ludzi, byli mu obecnymi, i przy kierowaniu dziejami świata nie tracił ich z oczu.

Tak oto Maryja, zanim w życie wstąpiła, żyła już od dni wieczności i w tysiącach lat, w myśli i w planach Boga, a jak Pismo mówi, w „drogach Jego.”

Teraz już nieco zrozumiemy. Prawie we wszystkie uroczystości Maryi, w Brewiarzu i w Lekcjach Mszy św. podawane są ustępy z Pisma św. — dziwne zaprawdę! które najpierw odnoszą się do przedwiecznej Mądrości, to jest, do Słowa Bożego, Jezusa, a które Kościół stosuje do Maryi. I oto w duchu, w rozumieniu Kościoła Ona sama, Maryja, opowiada Swą, rzekłbyś, prehistorią, Swe życie w Bogu przedwieczne. Z wiarą i nabożeństwem posłuchaj tej opowieści:

„Pan mnie posiągł na początku dróg swoich, pierwej, niźli co uczynił z początku. Od wiekum jest zrządzona, i z starodawna, pierwej, niźli się ziemia stała. Jeszcze O „nie było przepaści, a jam już poczęta była. Ani jeszcze źródła wód były wyniknęły, ani jeszcze góry ciężką wielkością były stanęły, przed pagórkami jam się rodziła. Gdy gotował niebiosa, tamem ja była. Gdy pewnym porządkiem i kołem otaczał przepaści, gdy niebiosa utwierdzał wzgórę, i ważył źródła wód, gdy zawieszał fundamenty ziemi, z Nimem była, wszystko składając, i kochałam się na każdy dzień, igrając przed Nim na każdy czas, igrając na okręgu ziemi; a kochanie moje być z synami człowieczymi” (Przyp. 8, 22—31.)

To pierwsza niejako karta, pierwszy wielki rozdział w historii Matki Bożej, a więc i Pani naszej, wielkiej Matki Rodziny Chrystusowej. Na obrazie, który masz przed sobą, widzisz u góry Boga Ojca, jak oto co dopiero stworzył słońce, księżyc, gwiazdy i ziemię; ale tak się wydaje, jakby to czynił od niechcenia — główna uwaga skierowana na Maryję. Maryja jest przy Nim i przed Nim. Stoi na kuli ziemskiej, ale wysoko sięga ponad nią do Nieba aż do Boga Ojca. Oczy Jej słodkie, łaskawe, dobrotliwe spuszczone ku ziemi; widać, że „kochaniem u Jej jest być z synami człowieczymi”. Ręce ku nim wyciągnięte, jakby wszystek świat chciała podnieść do serca Swego. Z rąk idą promienie błogosławieństwa na ziemię; słusznie, albowiem te ręce będą się tylekroć składały do macierzyńskiej za ludzi modlitwy, by im uprosić u Boga łaskę i zmiłowanie, błogosławieństwo i zbawienie.

Wspomniałem, że i ty, chrześcijański czytelniku, jesteś cząstką tej przedwiecznej historii Matki Bożej. To prawda. W przedwiecznej Radzie Bożej odkupienia ludzi przez Syna, byłeś i ty objęty; i ze względu na ciebie chciał Bóg dać Synowi Swemu Matkę, i chciał, żeby ta Matka Odkupiciela twojego i dla ciebie miała serce macierzyńskie, z Synem Swym współpracowała, modliła się, cierpiała i ofiarowała i dla twojego odkupienia; chciał, by i tobie była „przyczyną radości”, „bramą niebieską“, „Królową“ twoją.

Według przedwiecznego planu Bożego była więc Maryja wybrana i dla ciebie, a więc po Synu Jej, Zbawicielu twoim, Jej przede wszystkim masz do zawdzięczenia zbawienie. Za tym idzie, że Bóg w Trójcy jedyny chce, byś Maryję przyjął jako taką, jaką ci jest daną od Boga, że masz mieć dla Niej serce i uczucia synowskie. Zapoznaj się więc jak najdokładniej z Jej życiem, z Jej godnością, z Jej przykładem, z Jej sercem macierzyńskim; przytul się do Niej jako chory do uzdrowienia chorych, jak wierny sługa do swej Pani, dobry uczeń do swej Mistrzyni, poczciwe dziecko do swej matki.

Niedawno czytałem książkę, i zauważyłem, że w niej była mowa o uszanowaniu, o CZCI Boga dla Maryi. W pierwszej chwili zdziwiła mnie ta mowa, ale czytając dalsze objaśnienie, uspokoiłem się zupełnie. Do istoty czci należy: z wielkim uszanowaniem i z wielką miłością myśleć o świętości. Można zatem mówić o owej czci Pana Boga, albowiem Bóg przed wiekami z miłością myślał o Maryi, gdyż Ona jest dziełem Jego, On sam wyniósł Ją tak wysoko i tyle godną miłości uczynił.

Możesz i masz wysoko cenić godność, wielkość i świętość, do której Ją Bóg wybrał, i możesz Ją dlatego miłować. Jakżeby to miało nie podobać się Bogu, czcić i kochać tej, którą On sam tak czcigodną uczynił? I owszem, to się musi nie podobać, jeśli ktoś tego nie czyni. Na czym się ta cześć, to nabożeństwo zasadza, dowiesz się w dalszym ciągu.

Tymczasem niech sama Matka Boża powie, czego żąda i co za takie nabożeństwo obiecuje.

W owym miejscu Pisma świętego, z którego przytoczyłem słowna o przedwiecznym w myśli Bożej poczęciu Maryi, Matka Boża przemawia do Swoich czcicieli jakby w jakimś kazaniu. Złote to słowa jako wyraz przedziwnej miłości macierzyńskiej, więc trzeba słuchać nabożnie i kłaść je sobie do serca.

Oto co mówi:

„Pychą i hardością, i drogą złą, i ustami dwujęzycznymi brzydzę się.“

„Moja jest rada i prawość, moja jest roztropność, moje jest męstwo.“

„Ja miłuję tych, którzy mnie miłują, a którzy rano czują, do mnie, znajdą mnie.“

„Przy mnie są bogactwa i sława, pyszne majętności i sprawiedliwość.”

„Na drogach sprawiedliwości chodzę, w pośrodku ścieżek prawa, abym ubogaciła te, którzy mnie miłują, i skarby ich abym napełniła.“

„Teraz tedy, synowie, słuchajcie mnie: Błogosławieni, którzy strzegą dróg moich.“

„Słuchajcie ćwiczenia, a bądźcie mądrymi, a nie odrzucajcie go.“

„Błogosławiony człowiek, który mnie słucha, i który czuwa u drzwi moich na każdy dzień.“

„Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot, i wyczerpnie zbawienie od Pana”.

W tym kazaniu Maryi najgłówniejszą rzeczą są te słowa: Synowie, słuchajcie mnie. Błogosławieni, którzy strzegą dróg moich.

Drogi Maryi można zobaczyć w Jej żywocie ziemskim. Najważniejszym więc, co trzeba czynić, z nabożeństwa ku Maryi, to rozważać, jak Ona tu „chodziła“. Wtedy zobaczysz, jak prawdziwie mówi: „Drogami złymi, drogami pychy i fałszu brzydzę się. I znowu zobaczysz Ją na drodze do Boga, by się z Nim w modlitwie zajmować; zobaczysz na drodze do jakiegoś szlachetnego dzieła, na drodze miłości bliźniego, na drodze sprawiedliwości i na drodze prawości.

Jednak nie wystarczy przypatrywać się Jej drogom. Trzeba za Nią iść. Mówi bowiem wyraźnie, że się należy dróg Jej trzymać, a więc naśladować Ją, i mówi, że tylko ci wezmą życie i zbawienie od Pana, którzy Ją „znajdą“.

Znajdziesz Ją, gdy pójdziesz za Nią wszędzie. Uczyniłbyś więc coś dla Maryi nader miłego a dla siebie pożytecznego, gdybyś zaraz teraz chciał się rozejrzeć i zapytać: A gdzie ja chodzę? Czy jestem na drodze Maryi? Ta droga — to wąska i stroma droga przykazań Bożych z ciasną bramą, która wiedzie do żywota. Czy też chodzę ja drogami „złymi“, ową szeroką drogą, którą wielu idzie, a której koniec to brama przestronna, a za nią otwiera się przepaść wiekuistego zatracenia?

Rzetelna na to pytanie odpowiedź przyniesie ci więcej pożytku, niż dalsze czytanie; więc przestań czytać, odłóż książkę na bok, a odpowiedz sobie na to pytanie.

Źródło: Franz Seraph Hattler SJ, Obraz naszej Matki. 1902. Język uwspółcześniono.