1

Ave Maria

Auguste Nicolas, ks. Eugeniusz Dąbrowski

W tajemnicy Bożego macierzyństwa Maryi leży ośrodek odwiecznych wyroków Bożych dotyczących Jej przeznaczenia. Miarą wielkości tej tajemnicy jest jej tożsamość z tajemnicą Odkupienia rodzaju ludzkiego, zjednoczenia Boga z Jego dziełem, ukoronowania całego stworzenia, słowem — z tym Bożym Dziełem nad dziełami, dokoła którego obracają się losy nieba i ziemi. Zwiastowanie i Wcielenie zlewają się w jedną tajemnicę. Toteż Kościół obchodzi je razem.

Najwspanialszym rysem tajemnicy Zwiastowania jest nawet nie tyle to, że Bóg powołuje Maryję do godności Matki Swego Syna, ile to, że owo powołanie poddaje Jej decyzji, Jej przyzwoleniu, Jej wolnej woli. Syn Boży pragnie stać się Jej Synem tylko pod warunkiem, że Ona zgodzi się być Jego Matką. Ubiega się o Jej pełne, świadome i dobrowolne współdziałanie, dopuszcza Ją do dyskusji nad tą sprawą, ziszczenie się największej tajemnicy całkowicie uzależnia od Jej Fiat.

Oto najbardziej znamienny rys tajemnicy Zwiastowania. Niemniej jednak uderzające jest i to, że na tle Jej dialogu z Aniołem młodziutka Maryja jawi się nam jako istotnie „łaski pełna”, dorosła całkowicie do wielkości zadania, bo pełnia łask pomnożona przez zasługi Jej własnej wierności uczyniła Ją godną takiego zaszczytu. Zarówno sam sposób, w jaki rozegrała się tak cudowna, tak niezrównana tajemnica, jak i opowieść o jej przebiegu musiały być nacechowane tym jedynym przepychem godnym spraw największych: majestatem doskonałej prostoty.

Ten ton naprawdę Boskiej prostoty budzi w duszy jakąś absolutną pewność, najgłębsze, samorzutne przekonanie o prawdzie tych słów.

***

„A miesiąca szóstego posłany jest Anioł Gabriel od Boga do miasta galilejskiego, które zwano Nazaret, do Panny poślubionej mężowi, któremu było Józef, z domu Dawidowego, a imię Panny Maryja. I wszedłszy do Niej Anioł rzekł: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami. A Ona, gdy posłyszała, zatrwożyła się na słowa jego i rozważała, cóż by to było za pozdrowienie. I rzekł Jej Anioł: Nie lękaj się, Maryjo, albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w łonie i porodzisz Syna, i nadasz Mu imię Jezus. Ten będzie wielkim i Synem Najwyższego nazwany będzie. I da Mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca Jego, i będzie królował nad domem Jakubowym na wieki, a królestwu Jego nie będzie końca. A Maryja rzekła do Anioła: Jakże się to stanie, skoro męża nie znam? I odpowiadając Anioł rzekł Jej: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię zacieni. Przeto i co się z Ciebie narodzi święte, Synem Bożym będzie nazwane. A oto Elżbieta, krewna Twoja, i ona poczęła dziecię w starości swojej, a jest to już szósty miesiąc dla tej, którą zowią niepłodną: bo nie masz nic niemożliwego u Boga. I rzekła Maryja: Otom ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa Twego. I odszedł od Niej Anioł” (Łk. I, 26—38).

Cóż to za scena! Jaki dialog! Jakie zakończenie! Niezrównany jest realizm tego sprawozdania, którego każde słowo tchnie najczystszą prawdą. Po prostu samo zdarzenie mówi o sobie własnym stylem. Autor nie bierze w tej relacji żadnego udziału, nie dorzuca do niej ani słowa komentarza lub legendy. Oto sam Anioł i sama Maryja obradują nad tajemnicą Wcielenia i rozstrzygają losy świata z taką oszczędnością słowa i gestu, że nic nie mąci zarysów tajemnicy, która sama sobie wystarcza. Ale w każdym z tych prostych, skąpych słów kryją się prawdy nieogarnione, niezmierzona wzniosłość.

„A miesiąca szóstego…” Ten szósty miesiąc nadziei Elżbiety to owa pora od wieków wyznaczona, pora Wcielenia Słowa w łonie Maryi, owa Pełnia Czasów, tak często wspominana na kartach ksiąg świętych, ów termin ziszczenia się wszystkich obietnic Najwyższego, przedmiotu utęsknień Patriarchów, zapowiedzi Proroków i oczekiwań sprawiedliwych Starego Zakonu. To również punkt wymarszu czasów nowych, wielkich „Miesięcy” Zakonu Łaski. To uroczysty moment spotkania się dwu Testamentów, dwu epok dziejów świata. Moment, który poezja antyczna natchniona tradycjami z czasów niepamiętnych przyzywała najżarliwszymi wyrazami. Moment, który miał się stać wielką normą chronologiczną historii. A skoro tym zdarzeniem — jak słup graniczny rozdzielającym, a zarazem łączącym ze sobą dwa światy, dwie ery — było Wcielenie Słowa Przedwiecznego łączącego w sobie Boga z człowiekiem — w zdarzeniu tym zbiegły się nie tylko starożytność i era chrześcijańska, ale również Czas i Wieczność. W tej chwili jedynej koncentruje się, od niej rozchodzi się wszelkie trwanie. Takie to znaczenie i wartość kryją się w prostych słowach: ,,A miesiąca szóstego”.

Szczególniejszy związek pomiędzy szóstym miesiącem oczekiwania Elżbiety a Wcieleniem Syna Bożego był już przepowiedziany w ostatnim z proroctw, na czterysta lat przed samym wydarzeniem. „Oto ja posyłam anioła mego, który zgotuje drogę przed obliczem moim — powiada Bóg przez proroka Malachiasza. — A zaraz przyjdzie do kościoła swego Panujący, którego wy szukacie… oto idzie” (Mai. III, 1). Istotnie, owoc żywota Elżbiety wyprzedził o sześć miesięcy oczekiwanego Władcę; Przesłannik, co miał „prostować ścieżki Pańskie” i w narodzeniu wyprzedził Tego, który „przyszedł” i zstąpił do Maryi jako do swej świątyni. Trudno o ściślejszą matematyczną zgodność niż zgodność pomiędzy tym proroctwem a przebiegiem samego wydarzenia.

„Anioł Gabriel został posłany od Boga…” Niebo otworzyło się i jeden z największych jego wysłanników zaniósł ziemi pierwsze słowo Ewangelii, pierwszy promień Zakonu Łaski i Prawdy. Dotąd wszystko było tylko obietnicą i preludium. Od tej chwili dopiero rozpoczyna się wykonanie. Zwróćmy szczególniejszą uwagę na wybór Anioła Zwiastuna. Jest nim Anioł Gabriel. Nie po raz pierwszy spełnia on podobny urząd. Przed sześciu miesiącami został wysłany do Zachariasza, któremu oznajmił cudowne poczęcie przez niepłodną i podeszłą w latach Elżbietę. Ale poselstwo sięgające dalekiej przeszłości, którego związek z obecnym jest naprawdę zdumiewający, przedstawia nam również Archanioła Gabriela.

Żadne z proroctw nie oznacza się tak ścisłą dokładnością historyczną i chronologiczną jak proroctwo Daniela. Następstwo królestw, przewroty dziejowe, przyjście i wieczyste panowanie Chrystusa będącego ośrodkiem tych wielkich wydarzeń — wszystko przedstawione jest tak żywo, tak jest ściśle zgodne z rzeczywistością, że doprawdy mogłoby zastąpić historię. Zwłaszcza zdumiewająca jest wizja Syna Maryi. „Patrzyłem tedy w widzeniu nocnym, a oto z obłokami niebieskimi jakoby Syn Człowieczy przychodził i aż do Starowiecznego przyszedł, i stawili Go przed oblicze Jego. I dał Mu władzę i cześć, i królestwo, i wszystkie narody, pokolenia i języki służyć Mu będą; władza Jego, władza wieczna, która nie będzie odjęta, a królestwo Jego, które nie zaginie. Uląkł się duch mój: ja, Daniel, byłem przestraszony tymi rzeczami, a widzenia głowy mojej strwożyły mię. Przystąpiłem do jednego ze stojących i pytałem się u niego prawdy o tym wszystkim. On mi powiedział wykład mów i nauczył mię” (Dan. VII, 13— 75). Wówczas Gabriel w odpowiedzi na to roztacza przed Danielem słynne proroctwo siedemdziesięciu tygodni (Dan. IX, 1—27) od owego czasu aż do przyjścia Chrystusa przepowiedzianego najdokładniej. Oznajmiona została również Jego śmierć, przymierze z Żydami i sąd nad nimi, którego narzędziem miał być przyszły cesarz rzymski Tytus (79— 81).

Tenże Gabriel — Anioł proroctwa — przybywa teraz jako Anioł ziszczenia. Przychodzi omówić z Maryją sprawę przyjścia tego Syna Człowieczego, którego chwalebną wizję przed pięciuset laty wyjaśniał Danielowi. Ciągłość jego posłannictwa jest poniekąd wykładnikiem ciągłości Bożego planu w ciągu wieków. Bo Anioł Gabriel „posłany jest od Boga”. Zostało mu powierzone największe poselstwo, jakie kiedykolwiek niebo skierowało do ziemi, a Bóg — do ludzi. Spójrzmy na niego, jak dąży… nie do zwycięskiej Romy ani do uczonych Aten, ani do wspaniałego Babilonu, ani nawet do świętego Jeruzalem, lecz do niewielkiego miasteczka w Galilei, do tego Nazaretu, o którym wiedziano tylko tyle, że nigdy nic dobrego z niego nie wyszło. W tym skromnym osiedlu jest ubogi domek, mała izdebka, a w niej mieści się skarb nieba i ziemi, tajemnica miłości Ojca Przedwiecznego — Maryja, w której jest więcej blasku, mądrości i piękna niż w Romie, Atenach, wśród ludzi czy wśród Aniołów; Maryja, z której Światłość Przedwieczna zstąpi na świat. Do Niej Anioł Gabriel posłany jest od Boga. I świat nie domyśla się, że w tej biednej izdebce rozegrają się losy tajemnicy, która ma odnowić jego oblicze.

Tak to rozpoczęło się chrześcijaństwo, które miało obalić pychę, zawstydzić ludzką mądrość i ludzkie kryteria osądu. Jakże nie podziwiać dróg Wszechmocnego, który zmierzał do objawienia swej Mocy w tym, co jest najpokorniejsze i najsłabsze? Kto wówczas wiedział o Maryi, o Jej istnieniu? Któż by się poznał na tym cudzie pokory, dziewiczości, prostoty, wielkości moralnej? Nie znana całemu światu, była tym godniejsza spojrzeń nieba. Nie zrozumiałby Jej żaden człowiek. Tylko Anioł mógł się do Niej zbliżyć. „I wszedłszy do Niej anioł, rzekł; Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami”.

„Bądź pozdrowiona — Ave”. W Ziemi Świętej w owym czasie mówiono powszechnie po aramajsku, to jest językiem zbliżonym do hebrajskiego. Ponadto pewne formuły przyjęte ogólnie stały się obowiązujące dla wszystkich. Do takich formuł należała i formuła powitalna, która brzmi po grecku: chajie, po łacinie Ave. Anioł posłużył się oczywiście formułą wschodnią, która brzmiała: Szalom lak, to jest: pokój tobie. W analogiczny sposób Chrystus witał Apostołów po swoim zmartwychwstaniu (Mt. XXVIII, 9), a nie brak i innych potwierdzeń tego zwrotu w Ewangelii (Mt. XXVI, 49).

Szalom lak jest życzeniem pokoju, ale nie wyklucza i pojęcia „radości”. I dlatego właściwie należałoby zwrot ten przetłumaczyć: „Pokój tobie i wesele”, czyli „Bądź pozdrowiona i raduj się”.

To nie Maryja pada na twarz, jak to uczynił Daniel, lecz Anioł składa Jej korny pokłon. Aż trudno rozpoznać, które z tyftr dwojga jest Aniołem: Gabriel czy Maryja. Ale Maryja jest Aniołem nie tylko ciałem przez swe dziewictwo. Jako Matka Boga będzie Ona Królową Aniołów. Dlatego to Gabriel nie przemawia do Niej jak do podwładnej lub nawet jak do równej sobie, lecz jak do władczyni. Przemawia do Niej, jak poseł przemawia do majestatu, w którym dostrzega chwałę swego mocodawcy.

„Łaski pełna”! Łaska, emanacja samej natury Boskiej, która obdarzone nią stworzenie czyni współuczestnikiem doskonałości Boga i sprawia, że tych, co są nią napełnieni, można zwać „bogami” (twierdzą tak zgodnie zarówno Pismo św., jak i Kościół, wierny słowom Chrystusa Pana), łaska, która stworzyła Aniołów i czyni świętych. Maryja posiadała łaskę w takiej obfitości, że żadne słowo nie mogło godniej i ściślej wyrazić tego dostatku niż określenie: pełnia. To, co innym dane zostało w miarę, Ona otrzymała bez miary. Był w niej nieobjęty ogrom łaski, w którym zawierała się pełnia łaski rozdzielanej pomiędzy świętych i Aniołów, Bo Maryja jest powołana do wydania na świat Dawcy łaski.Wszak Chrystus jest nie mniej Synem Maryi aniżeli Synem Ojca Niebieskiego. Nie jest Nim nawet w inny sposób z wyjątkiem tego, że przez Ojca został zrodzony w sposób naturalny, a przez Maryję — w sposób nadprzyrodzony. Lecz tu i tam jest „zrodzony”, czyli identyczny w substancji. Znakomicie wyrażają tę prawdę słowa, którymi Duch Święty natchnął Elżbietę: „Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twego!” Podobnie jak owoc wywodzi się z substancji drzewa, tak Jezus jest owocem Maryi, owocem błogosławionym błogosławieństwem, z którego pełni Ona Go zrodziła.

Wszelako sama z siebie, z własnej substancji Maryja nie mogła, jak Ojciec Niebieski, utworzyć Boga. Dopiero łaska uzupełniła braki Jej przyrodzonej natury. Toteż napełniona została łaską w mierze potrzebnej do tej Boskiej płodności. Po owocu więc ocenić możemy, jakie było to drzewo, a po wydajności łaski — jaka musiała być jej pełnia.

Nie należy jednak sądzić, że był to kres, najwyższa miara łaski, jaką Maryja została napełniona. Niepokalana, już łaski pełna, zanim została Matką Bożą — w miarę jak przyjęła w siebie samego Boga i wydała Go na świat, w miarę jak — Ona jedna — przez lat trzydzieści gromadziła w sercu swoim wiedzę o Przedwiecznej Mądrości, dzieliła pracę, cierpienia, mękę Człowieka-Boga, w końcu dopełniła miary wierności, miłości, cierpliwości — ustawicznie wzrastała i pomnażała się w łasce aż do chwili gdy Aniołowie unieśli Ją do nieba. Tak, Maryja nieustannie otrzymywała coraz to nowe łaski, ustawicznie wzrastała d pomnażała się w Niej świętość i doskonałość. Niepokalana była stale łaski pełna. Ale jakże to możliwe? Wszak istnieje tylko jeden rodzaj pełni? Wszak naczynie pełne po brzegi nie zdoła rozszerzyć swej pojemności. Naczynie — tak, ale nie dusza. Dusza pełna łaski może wciąż przyjmować w siebie nową pełnię, gdyż w miarę jej napełniania wzrasta jej pojemność. Łaska napełniając duszę rozszerza ją i powiększa, a w miarę jak ją powiększa, darzy ją nową pełnią. Każdy chrześcijanin doświadcza lub może doświadczyć na sobie tego cudownego działania łaski, którego Maryja była najdoskonalszym wzorem.

W chwili gdy Ją Anioł pozdrowił jako „łaski pełną”, posiadała Ona niewątpliwie pełnię, jaką — nie będąc jeszcze Matką Boga — posiadać mogła. Już ta pełnia przekracza świętość wszystkich świętych i Aniołów o całą odległość dzielącą ich od Tej, której przeznaczenie jedyne miało się właśnie spełnić.

W związku z tym nie należy nigdy zapominać o pewnej niezmiernie doniosłej prawdzie, tym donioślejszej, że z niej wynika wspólnota łącząca nas z Maryją. Jakkolwiek pełnia łaski Maryi była niewymierna, nie zwalniała Jej ona bynajmniej od osobistych wysiłków. Maryja bywała, podobnie jak my, poddawana próbom, dar łaski wzrastał w Niej zupełnie tak samo, jak wzrasta i w nas. Podobnie jak my, zasługiwała Ona sobie na to pomnożenie.

Jeśli człowiek został istotnie stworzony na podobieństwo Boże, jeśli jest on istotnie czymś więcej niż „kawałkiem drewna”, jeśli posiadł zdolność zasługiwania, a jego zasługi — w sensie religijnym — mierzy się miarą jego wierności otrzymanym łaskom, to Maryja musiała być pełna zasługi, podobnie jak była pełna łaski. Wielkość Jej zasług musiała być olbrzymia i niewymierna, skoro odpowiadała nieskończonej niemal godności Matki Boga.

Pozdrówmy zatem jako pełną łaski i zasługi Tę, która jest wszystkim Najmilsza: Bogu, Aniołom i ludziom. Ludziom przez swe Macierzyństwo, Aniołom przez swe Dziewictwo, Bogu przez swą pokorę. Anioł dodaje: „Pan z Tobą”, składając tymi słowami pokłon samemu Bogu, który go przysłał, a nawet go wyprzedził, skoro był z Maryją, zanim w Nią wstąpił. „Istotnie — powiada św. Bernard — Bóg, który jest cały wszędzie jednako obecny, niemniej jest inaczej obecny w stworzeniach rozumnych niż w innych, inaczej w dobrych niż w złych. Ale w sposób najbardziej różniący się od wszystkich innych był Bóg z Maryją. Bóg jest niezawodnie w stworzeniach nierozumnych, choć nie może być przez nie posiadany. Wszystkie stworzenia rozumne mogą co prawda posiąść Go przez świadomość, ale tylko dusze dobre posiadają Go ponadto przez miłość. Tylko w nich Bóg jest obecny przez zgodność woli. Albowiem podporządkowując sprawiedliwości wszystko swą wolą, w szczególniejszy sposób jednoczą się one z Bogiem drogą zgodności ich woli z Jego wolą. Lubo złączony w ten sposób ze wszystkimi świętymi, jak najściślej zjednoczył się Bóg z Maryją. Zjednoczenie to bowiem obejmie nie tylko wolę, lecz i ciało tej świętej Dziewicy, stanie się jednym Chrystusem uczynionym z substancji Bożej i substancji Maryi. Dlatego to Anioł powiada: »Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą!« Nie tylko z Tobą Pan — Syn Boży, który się przyoblecze w Twoje ciało, lecz i Pan — Duch Święty, z którego Go poczniesz, i Pan — Ojciec Niebieski, który zrodził ten owoc Twego poczęcia. Ojciec -— powiadam — jest z Tobą, czyniąc ze swego Syna — Twego Syna. Syn jest z Tobą przez złożenie w tajemnicy Twego łona cudownego sakramentu swej miłości. Duch Święty jest z Tobą, wespół z Ojcem i Synem błogosławiąc to łono dziewicze. Pan jest z Tobą!” (Hom. 3 super Missus est.) Oto za chwilę poczniesz Syna Bożego, który przyjmie imię „Boga z nami”, nobiscum Deus, Bóg z ludzkością, Bóg z całym światem. Lecz zanim będzie On w ten sposób z nami wszystkimi, jest On z Tobą, pierwszą spośród nas, z Tobą jedną. Ty jedna posiadłaś pierwsza Pana wszechświata! Dominus tecum!

„Błogosławionaś Ty między niewiastami!” Jakże piękna pochwała i jakże trafna! Jak słusznie również się stało, że wymówiły ją anielskie usta. Przekleństwo przywarło do niewiasty, przez którą przyszło na świat zło. Zatem udziałem Maryi, przez którą miała przyjść wszelka naprawa — musiało być błogosławieństwo. Miarą tego błogosławieństwa był cały ogrom pierworodnego przekleństwa, którego gniotące jarzmo nosiła kobieta wszystkich czasów. Spośród niezliczonych kobiet, jakie były, są i będą, nawet najwybitniejsze, najbardziej święte nie były godne ściągnąć na siebie spojrzenia błogosławieństwa Boga. Spośród tych niewieścich zastępów jedna tylko pokorna Maryja zdołała wzruszyć serce wielkiego Króla. Ona, nowa Estera, wybawicielka swego ludu, do której zastosować można to, co powiedziano o pierwszej: „A król umiłował ją ponad inne niewiasty, przed wszystkimi niewiastami znalazła ona łaskę przed nim, toteż włożył na Jej głowę koronę królewską i ona to stała się królową zamiast Wasiti” (Est. II, 17).

Tak Maryja zajęła miejsce Ewy, jako Królowa i Matka ludzkości. Dlatego też to, co można by nazwać „ingresem” Maryi, musiało stanowić odpowiednik upadku Ewy. Podobnie jak anioł ciemności wtajemniczył Ewę w fałszywą wiedzę, tak Anioł światłości musiał oznajmić Maryi Słowo Przedwiecznego. W jednym i drugim wypadku propozycja uczyniona niewieście przez Anioła. W obu wypadkach toczy się dialog zakończony przyzwoleniem, przyjęciem owocu, przekazaniem go ludzkości. Z błogosławionej niewiasty zrodzi się owoc błogosławiony.

„Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twego!” „A Ona, gdy posłyszała, zatrwożyła się na słowa jego i rozważała, cóż by to było za pozdrowienie.”

Zdaniem komentatorów, powodem zaniepokojenia Maryi nie jest widok Anioła, lecz jego słowa, oznajmienie godności, która spośród wszystkich niewiast Ją jedną ma spotkać. Znana jest chyba każdemu ta reakcja dusz głęboko wartościowych, a nie zdających sobie sprawy z własnych zasług, gdy spotykają je niespodziewane pochwały.

Jej pokora była tak prosta, że nigdy nie popadła w konflikt z pychą. I dlatego wielkość, o której mówią słowa anielskie, wydała się Jej tak niezwykła i zdumiewająca.

„I rzekł Jej Anioł: Nie lękaj się, Maryjo, albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w łonie i porodzisz Syna, i nadasz Mu imię Jezus. Ten będzie wielkim i Synem Najwyższego nazwany będzie. I da Mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca Jego, i będzie królował nad domem Jakubowym na wieki, a królestwu Jego nie będzie końca.”

Oto Dobra Nowina, Ewangelia, która będzie przepowiadana na całej ziemi, ale wpierw przyniesiona została samej tylko Maryi. Boskie imię Jezus, na które wszelkie kolano przyklęka: niebios, ziemi i podziemia (Filip. II, 10), imię, które będzie wyryte w tylu sercach, które będzie imieniem pierwszym i ostatnim przyzywanym przez tyle ust, które tylu męczenników wypisze własną krwią, to imię tak potężne i tak słodkie, tak pomocne i tak straszliwe zostaje wymówione po raz pierwszy na tle wizji jego losów.

Na tę wieść cóż odpowie Maryja? Czy olśniona wspaniałością przeznaczeń, dźwigających Ją ze stanu ubogiego, nieznanego dziewczęcia do niebotycznej godności Matki Boga, oniemieje z wrażenia? Czy też natychmiastowym Fiat bez namysłu przyjmie chwałę? Zdawałoby się, że jeśli nie radość z tego, iż to Ona jest ową błogosławioną między niewiastami, przez którą ziszczą się odwieczne nadzieje Izraela i stanie się zbawienie świata — to przynajmniej uległość i lęk powinny Ją były skłonić do niezwłocznej zgody. Ale nie. Maryja, która dotąd uległa tylko trwodze pokory, zamiast przystać od razu spokojnie — odpowiada. Odpowiada Aniołowi, odpowiada Bogu. Odpowiada pytaniem:

,,A Maryja rzekła do Anioła: jakże się to stanie, skoro męża nie znam?”

Heroiczna odpowiedź! Podyktowana wolą dziewictwa tak niezłomną, że nie dopuszcza po prostu myśli, aby rezygnacją z dziewiczości opłacić nawet tak nieskończony zaszczyt jak Boskie Macierzyństwo. Maryja gotowa jest przyjąć każde najbardziej zdumiewające wyjaśnienie, pogodzić się ze wszelkimi sposobami spełnienia się słów anielskich, byleby nie ustąpić z tej jedynej pozycji. W oparciu o nią czuje się uprawniona do żądania wyjaśnień, aby móc świadomie przystać na dokonanie się tajemnicy, aby móc dobrowolnie i należycie z nią współdziałać.

W tej odpowiedzi Maryi mieści się również najcudniejsze wyznanie wiary. Nic z tego, co Jej Anioł powiedział o wielkości Jej Syna, którym będzie Syn Najwyższego, o Jego panowaniu na trenie Dawidowym, o przyobiecanym Mu wieczystym Królestwie — nie dziwi Jej. Zatrwożona pochwałami, nie jest bynajmniej zaniepokojona oznajmieniem postanowień Bożych, które — jakby się zdawać mogło — powinny Ją były co najmniej zaskoczyć. Ale Maryja nie jest zaskoczona. Po prostu… wierzy. A jeśli pyta, w jaki sposób się to stanie, to nie przez ciekawość czy nieufność, ale z roztropnej konieczności: „Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?” Nie ma w tym żadnego powątpiewania o możliwości faktu. Maryja nie mówi: „Jakżeby się to stać mogło?”, lecz „Jakże się to stanie?” Chodzi Jej wyłącznie o sposób, w jaki się to stanie. A skoro Jej niezłomna decyzja wyklucza sposób naturalny, to sposób, o który pyta, będzie musiał z konieczności być jeszcze cudowniejszy — jeśli to możliwe — niż sam fakt. Toteż Jej pytanie jest tyle samo wyznaniem wiary, co wyznaniem dziewictwa.

I tak w świetle tej wielkiej próby rozbłysną w Maryi wszystkie cnoty, które miały Syna Bożego sprowadzić w Jej łono. Maryja określa wielkość tajemnicy samym sposobem, w jaki ją przyjmuje. Istotnie, odpowiedź Anioła, choć usunie Jej dziewicze zastrzeżenia, stanie się dalszą próbą Jej wiary. „I odpowiadając Anioł rzekł Jej — Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię zacieni. Przeto i co się z Ciebie narodzi święte, Synem Bożym będzie nazwane.”

Nie lękaj się, Najczystsza! Stając się matką, pozostaniesz dziewicą, więcej jeszcze, bo to, co uczyni Cię matką uzupełni Twe dziewictwo. Sam Stwórca dziewictwa, któremu swe dziewictwo ślubowałaś, Ten, który jest duchem, którego stwórcza moc działa bezpośrednio, który jest święty zstąpi na Cię, okryje Cię swym cieniem, narodzi się z Ciebie, czyniąc z Ciebie swą Świątynię, Oblubienicę i Matkę. Nigdy jeszcze Majestat Boży nie objawił się na ziemi w takiej pełni. Ongiś Mojżeszowi dane było ujrzeć Boga w postaci krzaka gorejącego. Potem w łoskocie piorunów i w ogniu błyskawic Najwyższy ukazał się na Synaju. Ale dopiero w scenie Zwiastowania występują wszystkie Osoby Przenajświętszej Trójcy działając indywidualnie w tej wspólnej tajemnicy. Duch Święty zostaje odróżniony od Najwyższego, a Syn Boży — od Ojca i Ducha.

Wszelako tajemnica nie dokonała się dotychczas. Potrzebna jest jeszcze zgoda Maryi. Toteż Anioł zamilkł i czeka. Czeka na wypowiedź Maryi, tym milczącym oczekiwaniem składając Jej wolności ten sam hołd, jaki Jej poprzednio złożył swymi wyjaśnieniami. Anioł czeka… A Maryja… rozważa.

Oto chwila godna bezustannej kontemplacji! Najuroczystszy ze wszystkich momentów tej sceny tak wspaniałej i urzekającej swym czarem.

,,Stało się tak — powiada św. Tomasz — aby pokazać, że Syn Boży pragnąc dokonać swych zaślubin duchowych z ludzkością w Zwiastowaniu ubiega się o zgodę Dziewicy jako przedstawicielki całej ludzkiej natury”.

Cała cześć i szacunek okazane Maryi przez Zwiastuna, sposób, w jaki roztoczył przed Nią wielkość i chwałę tego Syna, którego miała począć, sposób, w jaki wysłuchał Jej odpowiedzi i usunął Jej wątpliwości, a w końcu postawa, w jakiej czeka na Jej decyzję, słowem — całe postępowanie Anioła jest dowodem, że Bóg chciał, aby dokonanie się tajemnicy Wcielenia zawisło od przyzwolenia Maryi. Chciał ponadto, aby to przyzwolenie nie było wynikiem niewolniczej czy służalczej uległości, przymusu czy zaskoczenia, ale wolnej woli, rozmysłu, wewnętrznej a całkowitej zgody. „O Boże Nieśmiertelny — woła pewien autor — jakże cudowne względy miałeś dla Maryi, skoro chciałeś, aby to wielkie dzieło, zamierzone przez Twą Mądrość Przedwieczną, a będące przedmiotem zarówno upodobań Trójcy Świętej, jak tęsknych oczekiwań wszystkich śmiertelników, zastało poddane dyskusji! O niewysłowiony majestacie Dziewicy w tych uroczystych obradach!” (De los Rios).

Sw. Augustyn i św. Bernard, chcąc wyrazić całe napięcie tej chwili niezrównanej, przemawiają do Maryi, jak gdyby stojąc u boku Anioła czekali razem z mim na rozstrzygnięcie, które od Niej zawisło. Będąc podobnie jak Anioł zainteresowani w odpowiedzi Maryi są bardziej niż on przejęci, niecierpliwi, i zwracając się do Niej zaczynają prosić, błagać, zaklinać, by nie zwlekała z odpowiedzią, z której wyniknie chwała Boga, radość Aniołów, zbawienie ludzi, zguba piekła i nieziemska godność samej Maryi. „Dziewico Święta — wołają — dlaczego zwlekasz z odpowiedzią? Anioł czeka tylko na Twą zgodę! Słyszałaś wszak, że Duch Święty zstąpi na Cię, a moc Najwyższego Cię zacieni, abyś urodzić mogła bez uszczerbku dla swego Dziewictwa. A teraz Anioł czeka!… I my też czekamy na słowo zmiłowania! I spieszno nam, bo wisi nad nami wyrok potępienia! Oto dana Ci została cena naszego wykupu! Jeśli się zgodzisz, będziemy natychmiast wyzwoleni. Stworzeni na początku mocą Bożego słowa, staliśmy się pastwą zatracenia. A teraz jedno słowo z Twych ust może nas z powrotem do życia powołać. O to słowo błaga Cię nieszczęsny Adam wraz ze swym potomstwem żałosnych wygnańców. Abraham i Dawid, i cały rodzaj ludzki u Twych stóp wraz z Aniołem czekają na to słowo. Bo zaiste, od tego słowa z Twych ust zależy pociecha nędzników, uwolnienie więźniów, zbawienie świata. Rzeknij to słowo i przyjmij Syna Bożego! Zawierz! Wypróbuj moc Najwyższego! Daj tę wiarę, która zdolna jest niebo otworzyć lub zamknąć”.

„Otom ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa Twego.”

„Błogosławiona Dziewico —- mówi dalej św. Augustyn — jakie dzięki winniśmy Ci składać, jakimi Cię chwalić wyrazami w zamian za to przyzwolenie, którym wyzwoliłaś świat. Jakimi hołdami zdoła ludzka niemoc wyrazić, że Twemu pośrednictwu zawdzięcza niebo!”

Ale te wykrzykniki pałające żarem płomiennych serc i natchnione potężnym geniuszem ich świętości nie dorastają mimo wszystko do miary samej rzeczywistości. Zbyt wielkie były sprawy, które się w tej chwili ważyły. Wszak oczekiwanie trwało od początku świata. Zło rosło i przybierało na sile. Przez wiele wieków do spełnienia się Bożych obietnic wzdychali Patriarchowie i sprawiedliwi, a przepowiednie Proroków unosiły się nad jękami rodzaju ludzkiego. Księgi święte mówiły o Księciu przyszłego wieku, Aniele Nowego Przymierza, Ojcu Wieczności, Upragnieniu wzgórz wiekuistych, Oczekiwaniu Narodów, Władcy, Odkupicielu i Zbawcy. Rozlegały się zewsząd okrzyki nabrzmiałe świętą niecierpliwością, niewymownym utęsknieniem. Wszystkie wydarzenia świata, cały bieg dziejów zmierzał konsekwentnie do tej chwili jedynej, gdy Mądrość Przedwieczna zstąpi na świat, by zjednoczyć się ze swym stworzeniem. I odtąd miało się rozpocząć nowe pasmo wieków ciągnących się aż do skończenia świata: odnowienie oblicza ziemi, obalenie bałwochwalstwa, apostolskie wędrówki, rozkrzewienie chrześcijaństwa i wielki pochód Kościoła ku wieczności. Ale czyż to wszystko? Wszak poza sprawami tej ziemi rozgrywały się w tej chwili również sprawy nieba i wieczności. Radość Aniołów, pogrom piekieł, wybawienie sprawiedliwych, nawrócenie grzeszników, apoteoza wybranych, przeznaczenie wszelkiego stworzenia, chwała Boga, wykończenie wszechrzeczy w Boskiej jedności. Wszak wszystko to zawisło w tej chwili od Maryi, od Jej pokory, Jej dziewictwa i Jej wiary.

Toteż taką wzniosłość mogła godnie wyrazić tylko najdalej posunięta prostota. Nie traćmy nigdy z oczu postawy Maryi wobec tajemnicy Zwiastowania. Anioł przemawia do Niej po trzykroć i Maryja po trzykroć odpowiada. Każda z tych odpowiedzi znaczy coraz wyższy szczebel w Jej zrozumieniu i wierze. Najpierw Anioł pozdrawia Ją i sławi, na co Maryja odpowiada zatrwożeniem będącym wyrazem Jej pokory. Po czym Anioł oznajmia Jej godność Bogarodzicielki i mówi o wielkich przeznaczeniach Jej Syna. Ale Maryja nie jest oszołomiona tą wielkością. Tę wiadomość, o ileż bardziej zdumiewającą i niezwykłą niż pierwsze słowa Anioła, przyjmuje ze spokojem i wiarą, które tym dobitniej podkreślają, że Jej pierwszy odruch lęku był tylko wynikiem pokory. Jej wiara jest rozumna i mądra. Nie wynika z bierności, czego dowodem to pytanie płynące z pragnienia pogodzenia swej wierności ślubowanemu dziewictwu z uczynieniem zadość Bożym żądaniom. Ale z chwilą gdy Anioł udzielił Jej wyjaśnień, Maryja o nic więcej nie pyta. Natychmiast pojęła wszystko i godzi się bez zastrzeżeń. Toteż owo jedyne postawione przez Nią pytanie tym silniej podkreśla gotowość Jej pokory i wiary. Gdyby bowiem Maryja nie wyraziła tego pytania, można by wątpić, czy pojęła całą treść tajemnicy. Gdyby zaś postawiła więcej pytań, można by wątpić o sile Jej wiary.

I oto tajemnica się dokonała. Słowo Ciałem się stało. Taka jest wymowa ostatnich słów opisu Zwiastowania: ,,I odszedł od Niej Anioł.” Odszedł, bo oto wkroczył sam Bóg.

Od tej chwili poczęła krążyć w Maryi i w Jezusie ta sama krew, jedno serce odmierzało rytm Ich tętna, jedno tchnienie ożywiało Oboje, jedno ciało było zarazem ciałem Maryi i ciałem Syna Bożego. Caro Christi, Caro Mariae — powiada św. Augustyn.

Ale czyżby ta niepojęta prawda mogła stanowić przedmiot zdziwienia dla nas, katolików, którym dana jest łaska jednoczenia się z tym Boskim ciałem w Sakramencie Eucharystii? Dla nas, którym za Apostołem wolno powtórzyć słowa: ,,I żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal. II, 20). Tylko że w Maryi zjednoczenie to było w tym samym stopniu naturalne, co i nadprzyrodzone. Słowo Przedwieczne, od którego otrzymywała życie łaski, darzyła Ona w zamian życiem cielesnym.

Św. Bonawentura nie waha się twierdzić, że godność Matki Boga jest szczytowym osiągnięciem Bożej Wszechmocy, jest to więc godność nieskończona, skoro wyczerpuje ona niejako potęgę Boga. Św. Tomasz wywodzi to twierdzenie z samych słów Anioła, który oznajmił Maryi, że moc Najwyższego okryje Ją cieniem. Wyjaśnia on tę sprawę w sposób następujący: Każda potęga posiada swój zakres będący zarazem dziedziną i kresem jej działania, a moc jest szczytowym wysiłkiem potęgi. Toteż mówiąc, że tajemnica będzie dziełem mocy Najwyższego, Anioł daje do zrozumienia, iż Bóg wleje w Nią całą swą potęgę. „Okazał moc swego ramienia” — jak określiła to sama Maryja (Łk. I, 51).

Treść tej wielkiej prawdy wymyka się nam zazwyczaj na skutek tego, że wydaje się nam, jakoby godność Macierzyństwa Bożego była sprawą czysto zewnętrzną, niejako przypadkową. Zapominamy, że jako taka, była ona nieodłączna od osoby Maryi. Siedzibą tego Macierzyństwa była dusza Maryi, która dopiero wpłynęła na Jej fizyczną naturę. Maryja poczęła Syna Bożego w swym łonie. Ale poczęcie to sprawiła „pełnia łask” i działanie Ducha Świętego, które ogarnęło Jej duszę czyniąc z niej swój kościół i przybytek. Osobista wartość kobiety nie wzrasta przez to, że wyda ona na świat wielkiego człowieka. To macierzyństwo nie przysparza jej cnót ani nie przyczynia się do jej udoskonalenia. Natomiast godność Matki Bożej jest łaską, która nie tylko uświęca Maryję aż do wyniesienia Jej ponad Aniołów, ale jest tą łaską, do której była przeznaczona, dla której została stworzona. Ta łaska — to sama Jej Osoba.

Maryję należy rozważać w Jej godności Matki Boga, podobnie jak wszystkich sprawiedliwych należy rozważać w ich charakterze przybranych synów Bożych, gdyż ten właśnie charakter dziecka Bożego został w Niej podniesiony do najwyższej godności Matki Boga. I tu należy pamiętać, że godność dzieci Bożych nie wynika dla ludzi tylko z tego, że z woli Bożej mają oni stać się dziedzicami Bożego Królestwa. Ten charakter nadany im przez łaskę przybranego synostwa jest od nich nieodłączny. Tak samo godność i łaska Boskiego Macierzyństwa jest osobistym i permanentnym charakterem Maryi. Rozważając przeto Maryję w Jej niezrównanym charakterze Matki Boga, w tym zjednoczeniu z Bogiem, które doszło do takiej ścisłości, że zlało się we wspólnotę serca, tchnienia i krwi — nie należy jednak sądzić, że ta spójnia rozluźniła się, gdy Maryja wydała na świat Syna i Ten zaczął żyć życiem własnym, ludzkim, doczesnym i chwalebnym. Ta spójnia pozostała zawsze — najpierw na ziemi, a potem w niebie — równie bliska, jak była za czasów, gdy Maryja nosiła Słowo Boże pod sercem. Przeciwnie, można powiedzieć, że w miarę jak Maryja wzrastała w łasce i zasługach, więź zacieśniała się coraz bardziej, zjednoczenie rosło i przybierało na sile aż do chwili Wniebowzięcia, które je doprowadziło do stanu wieczystej doskonałości.

Maryja Matka Boga jest tym ośrodkiem, od którego jedno wspólne błogosławieństwo rozciąga się na Stare i Nowe Przymierze. Ku Niej zmierzały szeregi pokoleń Patriarchów, od Niej wywodzi się rodowód przybranych synów Bożych, którymi staliśmy się przez uczestnictwo w człowieczeństwie, jakim Ona obdarzyła Syna.

Źródło: Nicolas A., Dąbrowski A. (1964). Życie Maryi Matki Bożej. Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań [fragmenty rozdziału IX: Ave Maria]

Obraz: Bartolome Esteban Perez Murilo, Zwiastowanie (creative commons)




Nowenna przed Bożym Narodzeniem

W dniach 16-24 grudnia trwamy w nowennie przed uroczystością Bożego Narodzenia. Zachęcamy do włączenia się do wspólnej modlitwy: pobierz tekst nowenny.




Rok Oblubieńca Maryi

Ojciec Święty w liście apostolskim „Patris corde” ogłosił rok św. Józefa, Oblubieńca Maryi i Opiekuna Kościoła Świętego.

Przez cały rok do 8.12.2021 wierni mogą otrzymać odpust zupełny (za siebie lub za dusze w czyśćcu cierpiące) pod warunkami:

  • sakramentalna spowiedź, Komunia św., oraz modlitwa zgodna z intencjami Ojca Świętego, oderwanie w duchu od wszelkiego grzechu, oraz do wyboru:
  • co najmniej pół godziny rozważania Modlitwy Pańskiej lub udział w jednym pełnym dniu skupienia, zawierającym rozważanie o Świętym Józefie,
  • na wzór Świętego Józefa spełnienie uczynku miłosierdzia względem ciała lub względem duszy,
  • odmawianie Różańca Świętego w rodzinach i pomiędzy narzeczonymi,
  • powierzanie codziennie swojej działalności opiece Świętego Józefa, lub też wzywanie Rzemieślnika z Nazaretu w modlitwach wstawienniczych za tych, którzy szukają pracy, aby mogli znaleźć zajęcie, oraz aby praca wszystkich ludzi była bardziej godna,
  • odmawianie Litanii do Świętego Józefa lub Akatyst do Świętego Józefa, w całości lub przynajmniej w odpowiedniej części, lub też jakiejś inną modlitwy do Świętego Józefa, przypisanej jako własna w różnych tradycjach liturgicznych, w intencji Kościoła prześladowanego od wewnątrz i od zewnątrz oraz w intencji ulżenia wszystkim chrześcijanom, którzy cierpią prześladowania wszelkiego rodzaju,
  • odmówienie dowolnej prawnie zatwierdzonej modlitwy lub aktu pobożności na cześć Świętego Józefa, np. „Do Ciebie, Święty Józefie”, szczególnie w dniach 19 marca i 1 maja, w Święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa, w Niedzielę Świętego Józefa, 19 dnia każdego miesiąca i w każdą środę, będącą dniem poświęconym wspomnieniu tego Świętego.

Opinia, że św. Józef jest największym ze świętych po Matce Bożej, staje się coraz powszechniejsza w Kościele. Nie wahamy się patrzeć na pokornego cieślę jako wyższego w łasce i wiecznej chwale niż patriarchowie i największy z proroków – św. Jan Chrzciciel, a także apostołowie, męczennicy i wielcy doktorzy Kościoła. Ten, kto jest najmniejszy w głębi swej pokory, ze względu na wzajemne powiązanie cnót, jest największy w szczytach swej miłości: „Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

Na temat owego prymatu św. Józefa nauczali Gerson1 i św. Bernadyn ze Sieny2. Nauczanie to stawało się coraz bardziej powszechne w XVI wieku. Został uznany przez św. Teresę, dominikanina Izydora z Isolani, który wydaje się być autorem pierwszego traktatu o św. Józefie3, przez św. Franciszka Salezego, przez Suareza4, a później przez św. Alfonsa. Liguoriego5, Ch. Sauve6, kardynała Lepiciera7 oraz Sinibaldiego8; zostało to bardzo przystępnie omówione w artykule „Józef” w Dict. De Theol. Cath. autorstwa M. A. Michela.

Doktryna o prymacie św. Józefa została zatwierdzona przez Leona XIII w encyklice Quamquam pluries, z 15 sierpnia 1899 r., napisanej w celu ogłoszenia św. Józefa patronem Kościoła powszechnego. „Bez wątpienia godność Matki Bożej jest tak wysoka, że nic większego stworzyć nie podobna. Ponieważ jednak św. Józef połączony był z Przenajświętszą Dziewicą węzłem małżeńskim, przeto niezawodnie najbardziej zbliżył się do owej wzniosłej godności, którą Bogurodzica wszystkie stworzenia o wiele przewyższyła. Małżeństwo bowiem jest najbardziej istotną społecznością i związkiem, i dlatego z natury swej domaga się wzajemnej wspólnoty wszystkich dóbr małżonków. Jeżeli zatem Bóg przeznaczył św. Józefa na małżonka Najświętszej Dziewicy, to uczynił go z pewnością nie tylko towarzyszem Jej życia, świadkiem Jej dziewictwa, obrońcą Jej cnoty, ale przez związek małżeński także uczestnikiem w Jej wzniosłej godności.”

1 Sermo w Nativitatem Virginis Mariae, IVa consideratio.

2 Sermo I de S. Joseph, c. III. Opera, Lyon 1650, t IV s. 254.

3 Summa de donis S. Joseph, ann. 1522.Istnieje także nowsze wydanie w ed. o. Berthiera, Rzym, 1897.

4 W Summam S. Thomae, IIIa, q.29, disp. 8 sect I.

5 Sermone di S. Giuseppe, Discorsi Morali, Neapol, 1841.

6 Saint Joseph Intime, Paryż, 1920.

7 Tractatus de Sancto Joseph, Paryż, 1908.

8La Grandezza di San Giuseppe, Rzym, 1927, s. 36 sqq.

Źródło: o. R.Garrigou-Lagrange “Matka Zbawiciela” [Matris]

Obraz: Saint Mary (the Blesesed Virgin) and Saint Joseph with the Christ Child. Engraving after Andrea del Sarto, 1573 (wikimedia commons)




Miłość Maryi: objawienia w Guadalupe

Dochodzenie prawdy na temat objawień Maryi w Meksyku trwało prawie 200 lat. W tym czasie odbywało się badanie dokumentów, a wierni, którzy przybywali do Tepayac, modlili się i słali prośby i petycje do Stolicy Apostolskiej. Dopiero w połowie XVIII w. wielka zaraza pobudziła ludność do większej pobożności, a arcybiskupa do poświęcenia ludu meksykańskiego Matce Bożej z Guadalupe oraz ustanowienia święta w dniu 12 grudnia.

Ojciec Święty w r. 1754 ogłosił bullę zatwierdzającą Mszę oraz dzień świąteczny i przyznającą szczególne przywileje związane z patronatem Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe. Ponad dwa wieki później Juan Diego, główny świadek objawień, został kanonizowany.

Jednym z głównych dokumentów, opisujących wydarzenia w Meksyku na wzgórzu Tepayac, jest Nican Mopohua (w kulturze i języku náhuatl, w którym został napisany znaczy to: Opowiada się tutaj), z połowy XVI w. Dzieło zostało przetłumaczone na język hiszpański a z hiszpańskiego m.in. na język polski.

W dokumencie Juan Diego nazywany jest słowem macehualtzintli. Słowo to składa się z dwóch części: macehua – oznaczającego „człowieka”, „istotę ludzką”, oraz tzintli – odnoszące się do ostatniej i najliczniejszej ówcześnie warstwy ludności Méxicas, „oraczy”, którzy byli ludźmi wolnymi, posiadającymi własną ziemię.
Oryginalne imię Juan Diego brzmiało: Cuauhtlatoatzin, co oznacza dosłownie: „Godny uszanowania Orzeł, który mówi”.
„Juan Diego i jego żona María Lucía zachowali czystość, przynajmniej od momentu, kiedy otrzymali święty chrzest, ponieważ usłyszeli od jednego z pierwszych ewangelizujących księży z żebraczego zakonu [franciszkanów], jak to Bóg miłuje dziewice oraz inne pochwały czystości i wstrzemięźliwości” [1]. Juan udawał się codziennie do kościoła prowadzonego przez ojców franciszkanów, przechodząc w okolicach wzgórza Tepayac, gdzie pewnego dnia spotkał Najświętszą Pannę.

„Mijało właśnie dziesięć lat, kiedy to zakopano strzały i tarcze, skończyła się wojna i spokój zapanował wokół wód i otaczających go wzgórz. I tak właśnie już puszczała pędy, poczęła pączkować i zakwitać wiara, w Tego, który jest dawcą wszelkiego życia, w prawdziwego Boga (Teotl).
Właśnie wówczas, w roku tysiąc pięćset trzydziestym pierwszym, kiedy mijały pierwsze księżyce miesiąca grudnia, zdarzyło się, że żył pewien czcigodny Indianin, ubogi, ale godny szacunku”.

Juan Diego znajduje się na wzgórzu Tepayac, wzgórzu, z którego rozciąga się rozległy widok na okolicę. Trwa jeszcze noc, a dokładnie jest „tuż przed wschodem słońca”. Dla Indian ten czas oznaczał wyjątkowe, istotne wydarzenie, szczególny czas, „nowy początek”, wyłaniający się z mroku. Pozostałe spotkania odbywają się albo nad ranem, albo przy zapadającym zmierzchu, który dla Indian był symbolem zapowiedzi nowego czasu, nowego stworzenia.

W dokumencie mowa jest o widzianych przez Juana pięknych, cudownych ptakach o przepięknych piórach. Dokładnie mowa jest o „Jadeicie i przepięknych piórach”. Według tradycji Indian zarówno piękne kwiaty jak i przepiękne pióra odnosiły się do czegoś najpiękniejszego, do samej istoty piękna: do boskości, do Boga samego; quetzalli czyli „piękne pióro” znaczy dosłownie tyle co „boski cień”. Wymieniany tutaj ptak coyoltototl oznacza ptaka z gatunku zwanego dzwoneczkiem. Ptak był symbolem pośrednictwa. „Tylko ten, kto ma pióra, może przemieszczać się w powietrzu i być posłańcem pomiędzy niebem i ziemią”[2].

„Niebiański śpiew cudownych ptaków dochodzi z tego samego kierunku, skąd pojawić się ma słońce, Tonatiuh, to samo słońce, którego promienie (…) dodają szczególnego splendoru objawiającej się postaci Matki Bożej i stanowić będzie istotny element jej wizerunku, który pojawi się na tilmie Juana Diego.”

Matka Boża zwraca się do Juana słowami, brzmiącymi w języku hiszpańskim: Mi Juanito, mi Juan Diegito, używając imienia nadanego mu na chrzcie. Słowa te w náhuatl prócz miłości i rodzinnych uczuć oznaczają też szacunek i godność. Podczas spotkania z Juanem Maryja stoi, a nie siedzi na tronie, jak w kulturze náhuatl wszyscy władcy przyjmujący swoich poddanych.

Juan widzi także mające ogromne i bogate znaczenie elementy ujawniające nie tylko obecność Bożej Matki ale i samego Boga, tj. słońce, szmaragdy (najczystsze, najbardziej cenione), turkusy („boskie kamienie”), jadeit (niezwykle ceniony, miał przynosić szczęście i dostatek), kaktusy, akacje, mgłę, tęczę (symbol najgłębszego sensu życia i chwalebnej śmierci).

Kłania się Maryi, mówiąc, iż zdąża do „‘Jej przybytku Tlatelolco’, aby pobierać naukę katechetyczną od tamtejszych kapłanów [misjonarzy franciszkanów], których określa mianem ‘tych, którzy są obrazem Boga, naszego Pana’”. W náhuatl obraz nie oznaczał samej tylko reprezentacji, ale rzeczywiste odzwierciedlenie, obecność osoby, którą przedstawiał. Takie też znaczenie miał obraz Maryi na tilmie Juana, jaki ukazał się pod koniec opisywanych wydarzeń.

Maryja objawia się Juanowi jako człowiek; ludzka kobieta, dziewica, a jednocześnie „Matka najprawdziwszego Boga”, co jest zupełnie rewolucyjne w odniesieniu do tradycji i wierzeń náhuatl; uprzednio ludzie wierzyli bądź to w przeróżne boginie, bądź abstrakcyjną „Matkę Boga”. Juan zwraca się do Niej używając słów: Tlacatle, Cihuapille – „Pani moja, Królowo”, gdzie Tlacatle to osoba szlachetna, wielkoduszna lub wspaniała [3], a jednocześnie także słowami nacechowanymi ogromną czułością i miłością: „Najukochańsza córeńko moja”.

Matka Boża prosi o zbudowanie świątyni w tej okolicy. Dokładnie mówi o „nowej świątyni, zbudowanej od podstaw”. Ma ona zostać w dodatku zbudowana u podnóża wzgórza, dokładnie – na „ziemi płaskiej, równinie”. Jest to o tyle niecodzienne, że wszystkie dotychczasowe świątynie budowano na wzgórzach, a w przypadku ich braku – wznoszono wzgórza albo piramidy, specjalnie pod budowę świątyń.

Maryja zapewnia o swojej opiece nad wszystkimi, którzy Ją kochają; jest matką „wszystkich ludzi, którzy razem żyją na tej ziemi. I pozostałych, rozmaitego pochodzenia ludzi, którzy mnie kochają, którzy mnie wzywają, poszukują i ufają w moje wstawiennictwo”. Zachęca do ufności, że zostaną oni „oczyszczeni i wsparci w ich wszelkich niedostatkach, smutkach i bólu”.

Ówczesny biskup-elekt, franciszkanin, „człowiek prawy, lecz o gwałtownym charakterze, nieufny inkwizytor”, zwłaszcza jeśli chodzi o wierzenia Indian, gorliwie niszczył wszelkie ich przejawy, tj. m.in. indiańskie świątynie. [4] Był to doświadczony ekspert w obnażaniu błędów i odstępstw od prawdziwej wiary. Mogło się więc wydawać, że wysłanie Indianina sprowadzi na niego ogromne niebezpieczeństwo, a i sam pomysł budowy świątyni wydawał się niedorzeczny, ponieważ stałaby się ona raczej „zarzewiem wojny, prześladowań, a więc dokładnym przeciwieństwem tego, co zostało zawarte w przesłaniu guadalupańskim”.

Juan Diego, z którym „Matka prawdziwego Boga” rozmawia na równinie, gdzie Bóg sam ulokował swoje miejsce pobytu, ma do wypełnienia niezwykłe i ogromnie trudne zadanie – musi zaraz zejść ze wzgórza i niemalże rozpocząć „świętą wojnę” z biskupem [5], znajdującym się w dodatku w „wielce szacownym pałacu” (Itecpanchantzinco); będąc „wielkim władcą” (Teopixcatlatoani), jak go postrzegał Juan, przedstawicielem Najwyższego, godnym najwyższego szacunku i posłuszeństwa, będącym „obliczem i ustami Boga” [6]. Misji towarzyszą dodatkowe trudności: brak zrozumienia języka i konieczność pomocy tłumacza, brak znajomości tradycji i kultury miejscowej ludności przez biskupa. Wszystko to sprawiło, że po ludzku nie było możliwości porozumienia.

Juan, który dla sprawy Maryi w sobotę opuszcza udział we Mszy św., udając się prosto do biskupa, zostaje przez niego odprawiony. Wprawdzie dzieje się to w sposób przychylny i zupełnie pozbawiony wrogości, lecz Juan odchodzi smutny i przygnębiony. Jak sam mówi, „nie było łatwo uzyskać audiencję u biskupa”. „Niepowodzenie zaś swej misji kładzie na karb swej niegodnej osoby, sugerując, by posłanie zostało dostarczone przez kogoś bardziej odpowiedniego”. Zauważa: „odpowiedział mi tak, jakby słowa me nie zapadły w jego sercu”. Wyraża pragnienie, aby ktoś inny, bardziej godny wziął udział w przedsięwzięciu, aby móc zrealizować plan Najświętszej Panny, a nie on, niegodny, zwykły, prosty, niewykształcony oracz. Maryja mu na to odpowiada, że nie brakuje Jej „sług, posłańców i emisariuszy”, jednak używając słowa momatica – „twoja ręka”, wskazuje, że to właśnie ręce „Juana Diego mają dopilnować spełnienia Jej woli”.

Juan stara się więc wypełnić polecenie Maryi, tym razem w niedzielę udając się na Mszę św., a następnie do biskupa. Podczas tego spotkania Juan Diego po raz pierwszy wspomina o Jezusie Chrystusie, a także zostaje poddany szczegółowemu przesłuchaniu, po którym okazuje się, że „…to jednak nie miało się jeszcze spełnić jego posłanie. Rzekł mu biskup, że jego słowa, jego prośba to jeszcze za mało, aby jej zadośćuczynić” i zażądał znaku, potwierdzającego rzeczywisty charakter przedstawianych przez Juana wydarzeń. Juan zapewnia o gotowości jego zdobycia. „I ujrzał biskup, że wszystko potwierdza, że od początku do końca niczego nie żałuje, że nie ma w nim zwątpienia. Więc pożegnał go…”. Wysłał też za nim ludzi, którzy mieli przypatrywać się jego poczynaniom, jednakże szybko zgubili oni trop.

Kolejne spotkanie, które miało mieć miejsce na wzgórzu Tepeyac nie odbywa się; Juan podjął się najistotniejszego z perspektywy tradycji ludu náhuatl obowiązku opieki nad swoim chorym, a właściwie umierającym już stryjem. Stryj był wówczas czczony niemal tak samo jak ojciec, w przypadku bowiem śmierci rodzica, to właśnie stryj zajmował się jego dziećmi. Stryj Juana był w dodatku chorą osobą, a tacy ludzie uosabiali Boga; byli Jego „obrazem”. Ażeby spełnić obowiązek rodzinny, Juan stara się więc uniknąć spotkania i konieczności odmowy wykonania życzenia Jego Pani, ponieważ taka odmowa byłaby wielkim nietaktem i przykrością dla rozmówcy. Pragnie więc oszczędzić Jej tego.

Z perspektywy jego tradycji kulturowej następujące po tym zachowanie Matki Bożej jest zupełnie niezrozumiałe, wręcz niegrzeczne – dlatego czuje się zasmucony i zakłopotany niespodziewanym spotkaniem, gdy przecina Ona jego drogę pytając wprost: „Co tam, synu mój najmniejszy? Dokąd idziesz? Dokąd się udajesz?”.

Juan Diego mówi o ostatniej posłudze, jaką jest winien swojemu stryjowi, używając słów: „Bowiem tak naprawdę po to przyszliśmy na świat, aby oczekiwać na daninę naszej śmierci”. Wskazuje tym samym na wynikającą z wcześniejszych wierzeń swojego ludu głęboką akceptację woli Bożej i spokój w obliczu nadchodzącej śmierci, opisywany przez wielu badaczy kultur indiańskich.

Maryja tłumaczy Juanowi, iż jest Ona jest „jego Matką, ‘jego Mateczką’” wyrażając się dosłownie – „Ja, która mam szczęście, przywilej być twoją Matką” (w tłumaczeniach często używa się wersji: „Czyż nie jestem tą, która ma zaszczyt być twoją uwielbianą Matką?”). W Jej odpowiedzi znajdują się słowa nocuixanco, nomamalhuazco, co oznacza „czyż nie jesteś w mym podołku, w moich ramionach”? („Czyż nie otaczam cię ramionami i nie noszę na mym sercu?”), wskazujące na miłość macierzyńską oraz władzę królewską.

Juan otrzymuje od Matki Bożej kwiaty, kwitnące w zupełnie niewłaściwym dla siebie miejscu i czasie. Opisana w dokumencie wizja pięknych kwiatów nawiązuje do indiańskich wierzeń i tradycji przekazywanej przez starszyznę ludu w náhuatl. Wizja zawiera także pochylonych wiekiem starców, przodków opowiadających o ukwieconej – niebiańskiej – ziemi. Symbolika kwiatów – sacrum, wyrażających samego Boga – łączy tę tradycję z nowym początkiem, prawdą, która oznacza w tej tradycji „zapuszczanie korzeni”, dając początek rzeczywiście pięknym kwiatom, łasce – przekraczającej dawną epokę.

Juan te kwiaty „zbiera na wzgórzu Tepeyac, wręcza Królowej Niebios, aby z powrotem otrzymać je z Jej rąk”. Ukrywa je przy swoim sercu, tuląc pod swym tilmy – i niesie je do biskupa, wiedząc iż ofiarowanie komuś kwiatów jest wyrazem najwyższego szacunku. Kwiaty te, zerwane na pokrytej lodem zimowej ziemi, mają w dodatku charakter w pełni nadprzyrodzony.

Pomimo przeszkód ze strony służby – w tym trzech następujących po sobie prób odebrania mu kwiatów, które zamieniają się wówczas w malunek – oraz zamkniętych drzwi, cierpliwie i wytrwale próbuje się dostać do środka kościoła i spotkać z biskupem. „Dla biskupa transformacja ‘niedotykalnych’ kwiatów w relacji jego służby staje się natychmiast oczywistym przesłaniem, iż oto znak, którego zażądał”. Juan spełnia pragnienie Maryi; radośnie zdaje relację z wydarzeń, rozsypuje kwiaty przed biskupem i opowiada o Najświętszej Panience. Na tilmie Juana, odzieniu będącym w kulturze náhuatl symbolem osoby – nierozerwalnie złączonym z osobą go noszącą, pojawia się Jej obraz.

W dalszej części Nican Mopohua, „widzimy biskupa na klęczkach, zanoszącego się szlochem, albowiem nie mogło być inaczej wobec oczywistości znaku, który potwierdzał przesłanie przekazane przez Juana Diego”. Jak czytamy w dokumencie, „I cały dzień spędził Juan Diego w domu biskupa, który zechciał go zatrzymać”. „Owa gościna biskupia oznaczała dwudniową nieobecność Juan Diego w jego domu, brak wieści o umierającym stryju, którego zgodnie z zapewnieniem Królowej Niebios miał odnaleźć całkowicie wyleczonego. Niemniej Juan Diego poddaje się woli biskupiej bez szemrania i bez słowa skargi, ufny w swą rolę ambasadora Matki Bożej”.

Po powrocie Juan odkrywa, że jego stryj został cudownie uzdrowiony.

Najmniejszy z synów Maryi oznajmia, że Matka Boża życzy sobie być czczona jako Święta Maryja zawsze Dziewica z Guadalupe.

[1]. Becerra Tanco L. (1666) Origen milagrosa del santuario de Nuestra Señora de Guadalupe, México.
[2]. Valle Ríos, J. (1998): El Nican Mopohua está escrito con visión histórica del pueblo Azteca y Méxica – Tenochca, México D.F., Pbro. Juan Valles Ríos, s. 38-39, 403.
[3]. Za Sahagún, Fray B. (1989): Historia general de las cosas de Nueva España, Introducción, paleografía, glosario y notas Alfredo López-Austín y Josefina García Quintana. México D.F., Alianza Editorial Mexicana, op. cit., s. 590-591.
[4]. Guerrero, Rosado (1996). El Nican Mopohua. Un intento de exégesis, Ed. Universidad Pontificia de México, 1996. 2 Vols., s. 188-189.
[5]. Valle Ríos, s.109.
[6]. Tamże, s. 118.

Źródło: opracowano w oparciu o Achmatowicz J. (2010). Nican Mopohua. Główne źródło studiów nad objawieniami guadalupańskimi w Meksyku w 1531 roku, Wrocław, Oficyna Wydawnicza ATUT. [MG]
Obraz: Mural at the Our Lady of Guadalupe Church, Calle 69 n53 Av.6, Venustiano Carranza, Federal District, Mexico (wikimedia commons)

Pełna treść dokumentu Nican Mopohua do pobrania [pdf]




L’Immacolata vincerà

W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny Ojciec Święty złożył prywatną wizytę pod statuą Niepokalanego Poczęcia na rzymskim Piazza di Spagna, a następnie odprawił Mszę św. W Bazylice Matki Bożej.

Wskazując na znajdującą się na Placu Św. Piotra grupę pielgrzymów trzymających sztandar: „L’Immacolata vincerà” („Niepokalana zatriumfuje”), zachęcał katolików do zawierzenia się Maryi w poszukiwaniu czystości i świętości oraz do ofiarowania Matce Bożej kwiatów, które najbardziej Jej się podobają: “modlitwy, pokuty, serca otwartego na łaskę”.

Źródło: Vatican City, MT/CNA.




Jubileusz 350-lecia Księży Marianów

Cały numer kwartalnika “Z Niepokalaną” (zima IV 2020) został poświęcony jubileuszowi 350-lecia Księży Marianów. Jest to zakon, który czcił Niepokalane Poczęcie Matki Bożej na długo przed tym, jak papież ogłosił tę prawdę jako dogmat.
Ostatnia Kapituła Generalna Zgromadzenia postanowiła, aby przy każdym domu zakonnym powstało Bractwo Niepokalanego Poczęcia NMP.

Artykuł ks. Janusza Kumali MIC “Patronka marianów” (s. 19) przybliża duchowość marianów, inspirowaną tajemnicą Niepokalanego Poczęcia Maryi.

Cały numer można pobrać jako pdf na stronie kwartalnika.




Miłość: złączenie woli z wolą Niepokalanej

Św. Maksymilian Maria Kolbe

Czy Matce Bożej miła jest ta nazwa – Niepokalana? Niewątpliwie tak, bo sama się tak nazwała mówiąc do św. Bernadetty ‐ “Jestem Niepokalane Poczęcie”, i to Jej pierwszy przywilej.

Czy jest różnica między wyrazami: Niepokalane Poczęcie a Niepokalanie Poczęta? Różnica istnieje taka, jaka na przykład między wyrażeniem biały i białość. Jeżeli jest biały, to może się pobrudzić, ale gdy białość, to już nie ulega żadnym zmianom. Ta nazwa Niepokalane Poczęcie jest bardzo ważna i dowodzi, że Niepokalana jest cała piękna, bez żadnego grzechu. To jest Jej najpierwszy przywilej, a to, co pierwsze, to i najdroższe. Niepokalana nie była nigdy pod władzą szatana. Każde nawrócenie i każde uświęcenie jest tylko przez Matkę Bożą.

Poprzednicy nasi dzielnie walczyli dla określenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu N.M. Panny, my zaś teraz powinniśmy pozbyć się wszelkiej gnuśności i wspólnymi siłami dążyć, aby Niepokalana królowała we wszystkich sercach, albowiem Niepokalana Maryja jest Królową nieba, jest Rozdawczynią łask Jezusa Chrystusa; jest jakby źródłem niewyczerpanym, pełną rzeką, która wzbiera ożywczą rosą ‐ i wody Zbawicielowe przelewa na wszystkie dusze.

Wszyscy więc powinniśmy zbliżać się do Niepokalanej, ażebyśmy mogli łatwiej przystąpić do Jezusa. Po wykreśleniu planu budowy, budowa jeszcze nie jest skończona, owszem, nie jest nawet zaczęta, lecz wtedy zaczyna się praca, gdy obmyślane dzieło, wyrażone liniami, ogląda się oczyma. Ojcowie nasi walczyli dla Niepokalanej; teraz zaś po odniesieniu zwycięstwa, nie pozostaje nam odpoczynek, ponieważ właśnie trzeba wprowadzić w życie to, co się uznaje jako zasadę.

Chrystus Pan przyszedł na ten świat przez Maryję, chociaż mógł to uczynić w inny sposób, np. mógł przyjść w postaci dorosłego męża, jak Adam. Jednak Pan Jezus z pokory swej chciał się uzależnić od stworzenia i dać się światu pośrednio.

Jak Chrystus Pan przyszedł do nas przez Maryję, tak też i my nie inaczej mamy zdążać do Niego, jak tylko przez Maryję. Różne są wprawdzie drogi do Boga, lecz ta droga, o której mówię jest najkrótsza i najbezpieczniejsza. Myśmy właśnie obrali sobie tą drogę, nią idziemy i tą samą drogą chcemy zaprowadzić do Jezusa wszystkich ludzi.

Hasłem Milicji Niepokalanej, która tak pomyślnie się rozwija, jest: “Przez Maryję do Najświętszego Serca Pana Jezusa wszystkich i każdego z osobna musimy zaprowadzić” , czyli inaczej: “Niepokalana musi stać się Królową wszystkich dusz i każdej z osobna”. I istotnie, jeśli chodzi o nawrócenie dusz, to tylko przez Maryję, a nie inaczej, możemy to uczynić. Bóg w niezmierzonej swej dobroci uczynił Matkę Najświętszą Skarbniczką swych łask i tylko przez Nią zlewa je na świat. Słuszną jest tedy rzeczą, abyśmy o łaski prosili Pana Boga zawsze za pośrednictwem Niepokalanej.

Jeżeli jakiś człowiek chce iść np. do prezydenta lub innego dostojnika ziemskiego, to nie idzie sam, lecz bierze sobie zawsze jakiegoś pośrednika. O wiele zatem więcej jest rzeczą słuszną, abyśmy zawsze odnosili się do Boga przez Maryję i z Maryją. Święci, którzy w nader krótkim czasie uświęcili się, byli gorącymi czcicielami Maryi. To też i my, którzy stokroć biedniejsi jesteśmy od nich pod względem dóbr duchowych, powinniśmy zawsze z Maryją podążać na drodze doskonałości. Zresztą każdy z nas ma jakieś długi u Pana Boga, a gdyby przyszło do obrachunku, to z pewnością niezbyt pomyślnie by dla nas wypadł.

Lecz gdy Maryi Niepokalanej całkowicie się oddamy, to Ona nas zakryje swym płaszczem przed sprawiedliwością Bożą. Doskonałość chrześcijańska polega na zjednoczeniu z wolą Bożą. Otóż wola Niepokalanej jest tak ściśle zjednoczoną z wolą Bożą, że wydaje się, jakoby była jedna wola. Mówiąc tedy o spełnieniu woli Bożej, możemy również śmiało mówić, że spełniamy wolę Niepokalanej. Przez to nie ujmujemy Bogu chwały, lecz owszem przysparzamy, bo postępując tak, uwydatniamy doskonałość Maryi, jako najdoskonalszego Stworzenia Bożego i zupełne zjednoczenie Jej woli z wolą Bożą.

Nie obawiajcie się więc, drodzy Bracia, mówić: wola Niepokalanej, bo to jest to samo, co wola Boża.

O czym mam jeszcze do was mówić… Otóż życzę wam, abyście jeszcze dokładniej i gorliwiej spełniali wolę Niepokalanej i jak najgoręcej Ją kochali. Postępując wszyscy w ten sposób, oddamy Panu Bogu najwięcej chwały, daleko postąpimy w doskonałości i jak najwięcej zyskamy dusz dla Jezusa przez Niepokalaną.

To „przez Niepokalaną” jest tajemnicą, którą nie każdy rozumie.

Niezawodną i niezbitą jest prawdą w Kościele katolickim, choć to nie jest jeszcze ogłoszonym jako dogmat, że Matka Boża jest Pośredniczką wszystkich łask.

Prawda ta była już znaną w pierwszych wiekach chrześcijańskich, lecz nie miała takiego, jak w obecnych czasach zainteresowania, a to z tego względu, że Bóg Ją zostawił na czasy późniejsze. O tej prawdzie nauczali ojcowie Kościoła i wielu teologów na ten temat dużo rozprawiało. Heretycy wprawdzie zarzucają Kościołowi św., że ustanawia dogmaty. Lecz zupełnie się w tym twierdzeniu mylą, bo Kościół św. tylko potwierdza, co wierni uznawali i uznają za niezłomną prawdę.

Podobnie działo się z Niepokalanym Poczęciem Najświętszej Maryi Panny. Przed ogłoszeniem tego dogmatu, mnóstwo teologów, uczonych, a nawet znacznych jednostek w Kościele sprzeciwiało się temu głosząc, że jest niedorzecznością. Matka Najświętsza sama to potwierdziła, objawiając się w Lourdes, co Kościół św. ogłosił. Wielka i nadzwyczajna liczba cudów, jakie się tam działy i dzieją, potwierdza nieomylność Kościoła świętego.

Działalność Milicji Niepokalanej i “Rycerza” opiera się właśnie na tej prawdzie, że Maryja jest Pośredniczką łask wszelkich, bo gdyby tak nie było, próżna jest nasza praca i nasze zabiegi. W świetle uwag z odczytów, które słyszałem, przedstawia się mniej więcej w ten sposób; źródłem wszystkiego bytu, tego, co nie jest niczym, jest Bóg i to pochodzi od Pana Boga. Jednak według porządku ustalonego od Boga, wszystkie dobra udzielane bywają ludziom przez Maryję, a nie wprost. Stąd też wszystkie łaski, zawsze otrzymujemy nie inaczej jak przez Maryję.

Co do sposobu udzielania łask, to w tym względzie nie możemy wiele powiedzieć, bo nasz umysł jest zbyt ograniczony, by mógł pojmować tak wzniosłe tajemnice nadnaturalne. Wiele jest rzeczy mało lub wcale nam nieznanych w porządku natury, a w porządku łaski tym więcej, bo my mamy zmysły i w życiu naszym przeważnie nimi się kierujemy.

Tutaj musimy zamilknąć i najwyżej to powiedzieć, co św. Paweł powiedział porwany do trzeciego nieba, “ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło, co Pan Bóg nagotował tym, którzy Go miłują”. Możemy wprawdzie dużo myśleć i wnioskować o tym, lecz lepiej milczmy i dużo prośmy, żeby ta prawda, że Matka Boża jest Pośredniczką łask wszelkich, jak najprędzej jako dogmat wiary św. została ogłoszona. Wiele się co tego przyczynimy, jeśli się będziemy gorąco o to modlili i gorliwie pracowali dla chwały Niepokalanej.

Jeżeli zastanowimy się nad drogami, które zaprowadziły świętych do wielkiej doskonałości, to trudno jest jakoś zrozumieć niektórych, którzy mieli bezpośrednie nabożeństwo do Pana Jezusa. Lecz w tych rzeczach nadnaturalnych bardzo wiele rzeczy jest trudnych do zrozumienia. Jak na łące są najrozmaitsze rośliny i drzewa, duże i małe, zielone i różnobarwne, tak też rozmaici są święci i rozmaite drogi, którymi Pan Bóg ich prowadzi. I nie możemy dobrze ich pojąć i zrozumieć.

Jedno jest, co na pewno jest podstawą u wszystkich. Świętość jest niczym innym jak zjednoczeniem duszy z Bogiem, czyli jak niektórzy święci się wyrażają ubóstwieniem człowieka. Ale zachodzi pytanie i obawa, jakże ja, który mam ciało, mogę zostać ubóstwionym naśladując Boga, który jest przecież czystym duchem. I miałby tu niejeden wiele trudności w zastosowaniu praktycznym.

Pan Bóg wiedział o tym i dlatego stał się człowiekiem i żył tak, jak my żyjemy, dając nam wzór najdoskonalszy do naśladowania. Wzór konkretny, a więc podpadający pod zmysły. Nie możemy więc powiedzieć, że mamy Boga daleko od siebie ‐ jest On blisko ‐ Bóg‐Człowiek. Im kto doskonalej skopiował w sobie życie Pana Jezusa, świętszym jest.

Ale przypatrzmy się, kto wychował Pana Jezusa, przez kogo On przyszedł, komu był posłuszny przez 33 lata. Całe wychowanie Pana Jezusa było jednym aktem posłuszeństwa dla Najświętszej Maryi Panny. To było urobienie Boga‐Człowieka. Pan Jezus, jako dziecina, potrzebował pomocy. Maryja Go wykarmiła, wychowała, więc nic nam nie pozostaje, jak dać się wychować Matce Najświętszej tak, jak Ona wychowała Pana Jezusa. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że wszyscy święci wychowali się w rękach Matki Najświętszej.

A dlaczego? Wszystkie łaski spływają przez ręce Matki Najświętszej. A my wciąż otrzymujemy łaski i należy je tylko stale wykorzystywać. Prawda, że ojciec rodziny zarabia, ale wychowuje dzieci i przygotowuje posiłek matka. Tak i w życiu duchowym Matka Najświętsza otrzymała wszystkie łaski od Pana Jezusa i rozdziela je teraz przez swoje ręce między swoje przybrane dzieci. I jakby wyglądało dziecko, które by powiedziało: ja nie chcę matki; umrze ‐ umrze z głodu.

Tak weźmy przykład z objawienia św. Ojca Franciszka, w którym widział dwie drabiny: jedną czerwoną, na szczycie której był Pan Jezus, drugą białą Matki Najświętszej i wspinających się po nich swoich synów. Ci, co wchodzili po czerwonej drabinie, wszedłszy do połowy lub wyżej opadali, ci zaś, którzy wstępowali po białej doszli do końca, a Matka Najświętsza nie zatrzymując ich przy sobie odsyłała do Pana Jezusa.

I dlatego szatan sprytny jest, więc wszelkimi siłami stara się pozbawić nas Matki, pozwalając chodzić czerwoną drabiną, bo wie, że z niej łatwo dana dusza spadnie, tak samo i protestantom pozwala mówić „Ojcze nasz” a nie „Zdrowaś Maryjo”. Święci mówią, że szatan dlatego upadł, iż Pan Bóg przedstawił mu, że kiedy Bóg przybierze postać Boga‐Człowieka, musi Go adorować. Uniosła go zatem pycha, że on anioł, duch czysty, musi oddawać cześć Bogu‐Człowiekowi i do tego jeszcze, że będzie się musiał kłaniać Jego Matce, która jest tylko człowiekiem.

I dlatego teraz stara się wszelkimi sposobami odciągnąć od nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Jakże więc teraz zrozumieć świętych, którzy mieli bezpośrednie nabożeństwo do Pana Jezusa. Żaden święty nie wyklucza Matki Bożej, tak jak to czynią protestanci. Nie zawsze należy koniecznie mówić o Matce Bożej.

Np. mówimy, że wydrukowano wiele ”Rycerza”, a pomijamy to, że go drukowały maszyny, lub zapytajmy kogoś po spożyciu pokarmu, czy siedziałeś przy stole; odpowie, że rozumie się, bo jakby to inaczej było, ale to, że siedział na stołku lub krześle, pomija. Tak samo i tu mówiąc o tych świętych tylko niejako pomijamy Matkę Bożą. Jaki więc jest ścisły związek między naszym uświęceniem a Matką Bożą? Że Matka Boża jest najbardziej zjednoczona i upodobniona jako stworzenie do Boga, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Dlatego im bardziej będziemy z Nią zjednoczeni ‐ Jej własnością, tym więcej będziemy ubóstwieni. Ale szatan wie, że to jest jedyna droga, i dlatego stara się wszelkimi siłami wykluczyć pośrednictwo Matki Najświętszej.

Jeżeli Pan Bóg chce tej drogi a więc przez Maryję, to dlaczego mamy się od niej odchylać. I poniekąd wpadamy w grzech, bo to jest pycha, czyli nie zastosowanie woli naszej z wolą Bożą. Gdyby jeszcze przyszły wątpliwości, czy też modlić się bezpośrednio do Pana Jezusa, czy też przez Matkę Najświętszą, weźmy sobie przykład. Tak samo wygląda jakby ktoś chciał jechać do Gdańska, więc czy on ma pójść do Gdańska, czy do pociągu, żeby nim zajechał, lub gdyby chciał wejść na szczyt wieży, musi wpierw iść po drabinie, aby się tam dostać. Tak samo i w życiu duchowym ‐ do Pana Jezusa, przez Matkę Najświętszą. Oddajmy się Jej, a Ona nas nauczy poznać i ukochać Boga, otworzy tajemnice Serca Pana Jezusa i Trójcy Przenajświętszej. Ona nam wyprosi siłę, byśmy poszli i wytrwali na tej drodze.

Do pociągu wsiadamy, aby prędzej zajechać do Gdańska niż zajść pieszo. Jeżeli więc chcemy prędko dojechać do celu ‐ do Boga, idźmy do Matki Najświętszej. Diabeł się wścieka, bo napisane jest; “Ona zetrze głowę Twoją, a ty czyhać będziesz na stopę Jej”. I dlatego on się wciąż na nas rzuca, ale o tyle tylko, byśmy mogli więcej zasług sobie zebrać, bo na więcej nie pozwoli mu Matka Najświętsza.

Pan Bóg w swych dziełach chce używać zawsze narzędzi, a narzędzie znów narzędzie, ale wszystkie one tworzą ścisłą, piękną, harmonijną całość. My jesteśmy tymi narzędziami Niepokalanej. Dał nam Bóg wolną wolę, ale chce, aby te narzędzia dobrowolnie Mu służyły, aby wolę swoją zgadzały z Jego wolą, tak jak Matka Najświętsza powiedziała: “Oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa twego”. Słowa “niech mi się stanie” powinny nam zawsze brzmieć w uszach, bo między wolą Niepokalanej, a naszą ma istnieć zupełna harmonia.

Cóż więc nam wypada uczynić? Dozwólmy się prowadzić Maryi i nie obawiajmy się. Jeżeli mówię wola Niepokalanej, większą chwałę Bogu przynoszę, bo uznaję Matkę Najświętszą za najdoskonalsze stworzenie Boga. Pozwólmy się Jej kierować w życiu zewnętrznym i wewnętrznym i chciejmy tak, jak Ona chce.

To, co nie zależy od nas, bądźmy spokojni, bo to przez ręce Matki Najświętszej przechodzi dla naszej większej zasługi. I dlatego wystrzegajmy się wszelkiego uchybienia od woli Niepokalanej.

Miłość cała to złączenie woli naszej z wolą Niepokalanej.

Źródło: Przemówienia Ojca Maksymiliana M. Kolbego (fragmenty), Matris

Obraz: The Blessed Virgin crushing the Serpent’s head. Fot. Samuel Epperly, fineartamerica.com




Franciszkanie u stóp Niepokalanej

W Święto Niepokalanego Poczęcia, przez cały dzień włoscy ojcowie franciszkanie będą modlić się u stóp Niepokalanej – figury znajdującej się w centrum Rzymu.

Święto Niepokalanego Poczęcia NMP 8 grudnia jest także świętem narodowym we Włoszech.

Źródło: Rome Newsroom/CNA




Pielgrzymka z figurą Niepokalanej we Włoszech

Pielgrzymka księży misjonarzy św. Wincentego a Paulo z figurą Matki Bożej od Cudownego Medalika rozpoczęła się w piątek 27 listopada i podąży do parafii w całych Włoszech, z okazji 190. rocznicy ukazania się Niepokalanej Maryi Panny św. Katarzynie Labouré we Francji.

Przez cały grudzień figura będzie wędrowała z parafii do parafii w Rzymie, zatrzymując się w 15 różnych kościołach, a cała pielgrzymka zakończy się 22 listopada 2021 r. na Sardynii. Jednym z przystanków na trasie będzie znajdujący się tuż za murami Watykanu kościół św. Anny.

Zdjęcie: Daniel Ibañez/CNA