1

Ogólnopolskie rekolekcje maryjne

Abp Gądecki zainaugurował ogólnopolskie rekolekcje “Oddanie33”, przygotowujące do aktu całkowitego oddania się Matce Bożej i oparte na duchowości św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. – Rekolekcje te można streścić w czterech słowach: spełniać wszystkie uczynki przez Maryję, z Maryją, w Maryi i dla Maryi, aby je spełniać doskonale przez Jezusa, z Jezusem, w Jezusie i dla Jezusa Chrystusa – powiedział abp Stanisław Gądecki.

Metropolita poznański zauważył, że Matka Boża uczy nas przeżywać Adwent jako oczekiwanie na przyjście Pana. – Jednym z najwznioślejszych przejawów duchowości św. Ludwika jest utożsamienie się człowieka wierzącego z Maryją w Jej miłości do Jezusa i służbie Jemu. To mistyczne utożsamienie się chrześcijanina z Maryją jest całkowicie ukierunkowane na Jezusa” – podkreślił abp Gądecki.

Przewodniczący Episkopatu wyjaśnił, że pierwsze 12 dni rekolekcji to czas oderwania się od ducha tego świata, aby móc lepiej zrozumieć Chrystusa i przez to zbliżyć się do Niego. Kolejne 21 dni to czas poznawania tajemnic Chrystusa i Maryi. Wreszcie ostatniego dnia przypada zawierzenie się Maryi. Będzie się ono mogło dokonać prywatnie lub publicznie 1 stycznia, w uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki.

– Spełniać swoje uczynki przez Maryję, to znaczy we wszystkim i w każdych okolicznościach być posłusznym Najświętszej Maryi Pannie i pozwolić kierować się we wszystkim Jej duchowi, którym jest Duch Święty. Trzeba we wszystkich swoich pracach patrzeć na Maryję jako na idealny wzór wszelkiej cnoty i doskonałości” – podkreślił abp Gądecki.

Źródło: Misyjne.pl




Nawrócony dzięki Cudownemu Medalikowi

W dn. 20 stycznia 1842 r. Niepokalana objawiła się młodemu żydowi Ratisbonne’owi po tym, jak nałożył Cudowny Medalik.

20 stycznia 1917 r. podczas rozmyślania w kaplicy Międzynarodowego Kolegium Serafickiego w Rzymie św. Maksymilian powziął myśl założenia stowarzyszenia maryjnego. Dokładnie tego dnia przypadała 75. rocznica objawienia się Niepokalanej Alfonsowi Ratisbonne’owi. Miało ono miejsce w kilka dni po tym, jak młody żyd Ratisbonne zgodził się nałożyć Cudowny Medalik. Stąd przyszła też inspiracja dla św. Maksymiliana, aby przyjmowanie Cudownego Medalika uczynić jednym z warunków przynależności do owego stowarzyszenia maryjnego, jakie w kilka miesięcy później przyjęło nazwę Militia Immaculatæ  Rycerstwo Niepokalanej.

Wydarzenia, które doprowadziły do przyjęcia przez Alfonsa Ratisbonne’a, młodzieńca pochodzącego z praktykującej żydowskiej rodziny, wiary Chrystusowej pokazują nie tylko siłę oddziaływania Cudownego Medalika, ale także rolę ludzi − owych narzędzi Niepokalanej, które dały się Jej pokornie prowadzić w tym spektakularnym dziele.

Pierwszym z nich był niewątpliwie starszy brat Alfonsa, Teodor. On pierwszy poszedł za Chrystusem, przyjmując święcenia kapłańskie. Spotkało się to z oburzeniem rodziny, z którą Teodor był zmuszony zerwać kontakty. Niemniej, wraz z Bractwem Sainte Marie aux Victoires, zanosił w intencji ich nawrócenia gorące modlitwy. Jak wielka musiała być radość i wdzięczność Teodora, gdy w kilkanaście lat później mógł na kazaniu w styczniu 1842 r. opowiedzieć historię nawróconego żyda, dodając „… jest moim bratem”. Zgromadzeni wierni czuli, że tego wieczoru nawrócony Alfons był bratem ich wszystkich.

Niecodzienna prośba barona

W listopadzie 1841 r. Alfons Ratisbonne opuścił swoje rodzinne miasto Strasburg, aby udać się w podróż przez południową Francję, Rzym, Neapol na Maltę, a następnie do Konstantynopola. Wyprawa ta miała wypełnić czas oczekiwania na jego ślub z bliską krewną, którą kochał całym sercem. 5 stycznia 1842 r. przybył do Rzymu, gdzie spotkał się z przyjacielem i współrodakiem Gustawem de Bussières. Pomimo że istniała pomiędzy nimi różnica wyznania (de Bussières był protestantem) potrafili bardzo szybko odnaleźć wspólny język. Obaj uznali, że każdy z nich ma prawo i obowiązek trwać przy religii swoich ojców. Nie próbowali więc nawracać jeden drugiego, a raczej obracali wszystko w żart i ironię, nie szczędząc niepochlebnych uwag przeciwko Kościołowi katolickiemu, co niewątpliwie jeszcze silniej ich jednoczyło w tej dyskusji.

Alfons planował wyjechać z Rzymu w nocy z 9 na 10 stycznia. Aby zadośćuczynić zasadom etykiety postanowił pozostawić bilet wizytowy u innego znajomego, barona Teodora de Bussières, brata wspomnianego Gustawa. Spotkanie z nim miało pewien drażliwy wydźwięk. Baron de Bussières był nawróconym z protestantyzmu katolikiem oraz serdecznym przyjacielem księdza Teodora Ratisbonne’a.

To właśnie podczas tej wizyty Teodor de Bussières poczuł nadprzyrodzoną intuicję, wskazującą, że jego francuski gość nawróci się. Idąc za tą myślą obdarował go Cudownym Medalikiem. Pomimo oporu, Ratisbonne przyjął ten podarunek, w duchu uznając go za zabobon, który po wyjeździe z Rzymu usunie z szyi. Okazało się jednak, że baron de Bussières nie poprzestał na tej prośbie. „Chciej, proszę, rano i w wieczór tę małą modlitwę odmawiać” − dodał podając Alfonsowi kartkę z modlitwą św. Bernarda Memorare* „Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo…”.

Tutaj opór izraelity był już znacznie bardziej stanowczy. Jednak ponownie uległ, tłumacząc sobie, że ten incydent dostarczy mu ciekawej historii do pamiętnika z podróży. Baron de Bussières nie ustępował swojemu rozmówcy w sprycie i aby upewnić się, że choć raz przeczyta modlitwę poprosił go, aby ją sobie przepisał i zwrócił jemu oryginał − tak, aby miał z powrotem swój jedyny egzemplarz modlitwy.

I tak oto, niewątpliwie z pomocą łaski, jakiej doświadczył w tym zdarzeniu baron de Bussières, doprowadził młodego Żyda do miejsca, w którym już czekała na niego Niepokalana. Alfons przepisał modlitwę, a nawet powtórzył ją sobie dwa razy, po czym utkwiła ona w jego myślach i brzmiała jak słowa ulubionej piosenki pozostające w naszych uszach, nawet gdy muzyka przestała już grać: „Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo…”.

Sam baron wiedział, że został odebrany przez Ratisbonne’a jak natrętny dziwak, ale świadomość faktu, że oto może wygrać dla niebios duszę człowieka tak od Boga oddalonego była silniejsza niż pragnienie zrobienia na nim dobrego wrażenia. Był gotów się wygłupić, ośmieszyć, przyjąć na siebie ataki nienawiści, których można by się spodziewać przy tak radykalnym działaniu. Jednak to wszystko było nieważne. Pomimo że sam był świeżo nawróconym do Kościoła katolickiego, znał tę podstawową jego zasadę − Boga się bać, a nie ludzi.

Teodore de Bussières miał co prawda wiele cierpliwości dla arogancji Ratisbonne’a, ale jak potem wyznał o sobie i swojej żonie: „Bolało nas serce, żeśmy byli świadkami tylu bluźnierstw. Prosiliśmy potem gorąco Boga o przebaczenie tych mów nierozmyślnych pana Ratisbonne’a, poleciwszy także dziatkom naszym, aby się przy wieczornym pacierzu o nawrócenie poznanego przez siebie przed chwilą człowieka modliły”.

Postawa barona de Bussières była dla niego samego zaskoczeniem. Nie wiedział, skąd brała się w nim siła, aby działać z takim wielkim przekonaniem i wiarą w rychłe nawrócenie Ratisbonne’a. W czasie spaceru po Rzymie, nie tylko poprosił, ale zażądał od niego, aby przedłużył swój pobyt w Wiecznym Mieście. Obiecał być jego przewodnikiem. Nawet sam załatwił w biurze podróży zmianę rezerwacji biletu Alfonsa, na co ten ostatni posłusznie się zgodził.

Baron de Bussières zaangażował do tej misji przyprowadzenia innowiercy do stóp Niepokalanej nie tylko całą swoją rodzinę, ale i katolickich przyjaciół. Jednym z nich był powszechnie szanowny i brany za wzór katolickiej pobożności hrabia Laferronays. Był on wielkim czcicielem Matki Bożej i w swoim życiu wielokrotnie doświadczał Jej pomocy. Obiecał baronowi modlić się w intencji nawrócenia Ratisbonne’a oświadczając, że z pewnością niedługo stanie się to faktem, skoro Matka Boża już przygotowała sobie teren za pomocą Medalika i modlitwy św. Bernarda.

Następnego dnia hrabia Laferronays odszedł z żywota ziemskiego do wieczności. Ponieważ barona de Bussières łączyła z nim ojcowska przyjaźń, ofiarował swą pomoc pogrążonej w żałobie rodzinie hrabiego. Jednak nie zapominał o swoim duchowym „podopiecznym” Ratisbonne’ie. Nadal służył mu swoim towarzystwem w spacerach po Rzymie, pomimo że Francuz nie przestawał szydzić ze świętych przedmiotów i budowli, a przede wszystkim z wiary swego przewodnika.

Niejeden człowiek słabszej wiary byłby się zniechęcił. Ale nie baron de Bussières. Nie zrażał się, nie kłócił, nie dawał się sprowokować bluźnierstwami. Konsekwentnie trwał przy swojej misji. Wiedział, że dusza Ratisbonne’a jest jeszcze w posiadaniu księcia tego świata, ale jednocześnie mocą swej wiary ufał, że moc Boża jest silniejsza od diabelskiej, szczególnie, jeśli się walczy o dusze pod sztandarem Niepokalanej. Ale dla Jej działania potrzebne są ludzkie narzędzia, chętne do złożenia ofiary ze swych modlitw, czasu i uwagi, nie odnosząc przy tym żadnego wymiernego zysku poza doświadczeniem współradości z Niepokalaną z nowego Jej dziecka, narodzonego w porządku łaski.

Sam Ratisbonne nie mógł pojąć tej niecodziennej postawy towarzysza. „Widzę, że chcesz mnie nawrócić − mówił − jednak to na próżno, i mogę ci zaręczyć, że ci się to pewnie nie uda, nie porzucę mojej religii. Jestem nawet więcej żydem jak kiedy indziej. To mnie tylko zadziwia, że w tym wszystkim z tak wielką pewnością i tak spokojnie postępujesz”. De Bussières odpowiedział na to: „Mów co chcesz. Widzę, że jesteś dobrej wiary. Pewny jestem, że zostaniesz chrześcijaninem, choćby Pan Bóg miał na to Anioła z nieba zesłać”.

Nowe dziecko odzyskane

Nadszedł 20 stycznia. Tego dnia Teodore de Bussières był zajęty przygotowaniami do pogrzebu swego przyjaciela Laferrronays’a, w związku z czym Alfons sam udał się na plac Hiszpański, gdzie w kawiarni Du Bon Gout, spędził czas na rozmowach o polityce i rozrywkach. Niedługo po tym jak wyszedł z kawiarni, spotkał Teodora de Bussières, który zmierzał do kościoła Sant’ Andrea delle Fratte. Baron poprosił Ratisbonne’a, aby wsiadł z nim do pojazdu, obiecując, że po jego wizycie w kościele będą mogli kontynuować zwiedzanie Rzymu.

Gdy dojechali i weszli do świątyni, Ratisbonne zapytał o stojący w świątyni katafalk, na co baron de Bussières opowiedział o nagłej śmierci swego przyjaciela Laferrronays i o planach jego pogrzebu. Poprosił, aby Ratisbonne poczekał na niego dwie minuty, po czym udał się do zakrystii.

To, co zdarzyło się potem, można próbować sobie tylko wyobrazić, a i tak wyobrażenia będą nieskończenie niedoskonałe, aby pojąć wielkość tajemnicy, jaka się dokonała przed kaplicą św. Michała Archanioła. Właśnie tam Niepokalana przyjęła młodego Izraelitę pod swoją Matczyną opiekę. Tak relacjonował to później on sam:

„Gdym przechodził przez kościół i doszedł do miejsca przygotowań pogrzebowych, nagle uczułem niepokój i ujrzałem przed sobą jakoby zasłonę; zdawało mi się, że w całym kościele zapanowała ciemność z wyjątkiem jednej kaplicy, promieniującej wielkim światłem i ujrzałem w niej na ołtarzu stojącą żywą, wielką, majestatyczną, piękną, pełną miłosierdzia Najświętszą Dziewicę Maryję, podobną w ułożeniu do wizerunku, który się znajduje na Cudownym Medaliku Niepokalanej. Na ten widok padłem na kolana w miejscu, gdzie stałem, następnie kilka razy starałem się wznieść oczy ku Najświętszej Dziewicy, ale uszanowanie i blask zmusił mnie do opuszczenia wzroku, co jednak nie przeszkadzało jasności zjawienia. Utkwiłem wzrok w Jej rękach i widziałem w nich wyraz przebaczenia i miłosierdzia. W obecności Najświętszej Dziewicy, chociaż nie rzekła mi Ona ani słowa, pojąłem okropność stanu, w jakim się znajdowałem, obrzydliwość grzechu, piękność religii katolickiej, jednym słowem pojąłem wszystko. (…)

Uczuciem, które towarzyszyło mym łzom, była wdzięczność ku Maryi Najświętszej i współczucie dla rodziny, pogrzebanej w ciemnościach judaizmu, dla heretyków, dla grzeszników”.

Gdy baron de Bussières powrócił, znalazł Alfonsa klęczącego, zalanego łzami, przytulającego do ust Cudowny Medalik: „O, ile ten pan modlił się za mnie” − wyznał, myśląc o hrabim Leferronays. Baron wziął go pod ramię, wyprowadził z kościoła, wsadził do dorożki, pytając gdzie ma go zawieść: „Niech mnie pan wiezie, gdzie chce. Po tym co widziałem, jestem posłuszny”. „Lecz co pan widział?” − zapytał baron de Bussières. „Nie mogę tego panu opowiedzieć, proszę mnie poprowadzić do spowiednika, a jemu na klęczkach opowiem”.

Od tego momentu jedynym pragnieniem Alfonsa było otrzymanie Chrztu świętego. Nie opuszczały go uczucia wdzięczności − Panu Bogu, Najświętszej Matce oraz tym osobom, Jej narzędziom, które swoją pokorą i cierpliwością uprosiły dla niego łaskę nawrócenia. Poprosił, aby mógł modlić się przy trumnie hrabiego Laferronays, którego rodzina, gdy dowiedziała się o nawróceniu młodzieńca, za którym tak gorąco wstawiał się zmarły hrabia, uczuła ogromną radość i pokój.

„Wyszedłem jakby z grobu…”

Matka Boża nic do Alfonsa Ratisbonne nie powiedziała, a pomimo to, zrozumiał on cały Jej przekaz. I nie tylko Jej przekaz. W jednej chwili Ratisbonne pojął wszystkie subtelności prawd wiary katolickiej. „Wszystko, co mogę powiedzieć o mnie – pisał w liście – streszcza się do tego, że w jednej chwili spadła z mych oczu zasłona, nie jedna, ale wiele tych zasłon, które mnie otaczały, jedna za drugą zniknęły jak śnieg, błoto i lód pod żarzącymi promieniami słońca. Wyszedłem jakby z grobu, z ciemnej przepaści i stałem się żyjącym, naprawdę żywym… ale płakałem! Widziałem na dnie okropną nędzę, skąd wyrwało mnie nieskończone miłosierdzie. Wzdrygałem się cały na widok mych występków, byłem wzruszony, uderzony podziwem i przejęty wdzięcznością… Myślałem o mym bracie z niewysłowioną radością; i do mych łez miłości przyłączały się łzy współczucia. Niestety, ilu śmiertelników zstępuje spokojnie w tę przepaść z oczyma zamkniętymi przez pychę i przez obojętność… Schodzą tam choć żywi i pogrążają się w strasznych ciemnościach… a moja rodzina, moja narzeczona, moje biedne siostry!!! O gorzka obawo! Do was moja myśl się zwracała, do was, których kocham! Za was ofiarowałem pierwsze moje modlitwy… Czyż nie podniesiecie kiedyś oczu do Zbawiciela świata, którego krew zmyła grzech pierworodny? O jak brzydka jest plama tej winy! Przez nią stworzenie nie wygląda już na obraz Boga.

Pytano mnie, w jaki sposób nauczyłem się tych prawd, gdyż każdy wiedział, żem nigdy nie otworzył żadnej książki o treści religijnej, nigdym nie czytał ani jednej strony Biblii; i dogmat grzechu pierworodnego, zupełnie zapomniany albo zaprzeczony przez żydów naszych czasów, nigdy ani na chwilę nie zajmował mego umysłu. Wątpię nawet, czym znał choćby tylko jego nazwę. Jakżeż więc doszedłem do tych wiadomości? Nie wiem, to tylko wiem, że wchodząc do kościoła nic nie wiedziałem, a wychodząc wiedziałem z największą jasnością. Nie mogę wyrazić tej zmiany jak tylko porównaniem do człowieka, który naraz budzi się z głębokiego snu − albo do ślepego od urodzenia, który w jednej chwili odzyskuje światło. On je widzi, choć nie może opisać, co go oświeca i sprawia, że może podziwiać otaczające przedmioty. Jeżeli nie można wyjaśnić światła naturalnego, jakżeż można by opisać światło, którego istotą jest sama prawda? Sądzę, że dobrze się wyrażę mówiąc, iż nie miałem żadnej wiedzy słownej, lecz, że przenikałem sens i ducha dogmatów, czułem te rzeczy bardziej, niż gdybym je oglądał, a odczuwałem za pomocą niewysłowionych skutków, które we mnie zdziałały…

Miłość Boga do tego stopnia zajęła miejsce wszystkich innych miłości, że nawet moją narzeczoną kochałem w inny sposób. Miłowałem ją jako przedmiot, który Bóg ma w swych rękach, jako dar drogocenny, który pobudza do tym większej miłości ku Dawcy.”

Alfons Ratisbonne przyjął Chrzest święty 31 stycznia 1842 r., przybierając imię Maria. W dniu 3 czerwca 1842 r. Stolica Apostolska po formalnym badaniu objawienia uznała, że nawrócenie było Boskim cudem, jaki wydarzył się na skutek wstawiennictwa Najświętszej Maryi Panny.

Ratisbonne, przepełniony wdzięcznością dla miłosierdzia Bożego oraz Jego Matki, postanowił poświęcić się misji prowadzenia innowierców drogą, jaką sam przeszedł. W 1847 r. otrzymał święcenia kapłańskie i aż do swojej śmierci aktywnie prowadził do wiary Chrystusowej żydów i muzułmanów.

Niezaprzeczalnym owocem tego cudu nawrócenia pozostaje także sama jego historia. Jest to historia miłosierdzia Bożego, które wciąż daje człowiekowi szansę odrodzić się, obmyć duszę w Krwi Zbawiciela i powrócić do stanu dziecięctwa Bożego. Jest to historia o gorliwym zawierzeniu Niepokalanej, o łaskach, jakie Ona dla człowieka nieustannie wyprasza oraz o tym jak słodka jest droga z Nią, w Niej i przez Nią ku Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi i ku jego rządom w sercach Jemu uległych.

AW

Pierwotnie tekst ukazał się w czasopiśmie Triumf Niepokalanej, styczeń 2013, nr 1 (25).

W tekście wykorzystano następujące publikacje:

Guido Görres „Nawrócenie i chrzest Pana Alfonsa Ratisbon w Rzymie w styczniu 1842” (tł. Władysław Tarnowski), w „Przyjaciel Chrześcijańskiej Prawdy”, rocznik VII, zeszyt IV, 1843.

„Cudowne nawrócenie izraelity Alfonsa Ratisbonne według pism wiarygodnych osób”, Leszno i Gniezno 1842.

Święty Maksymilian Kolbe „Pisma”, cz. II, art. 969, Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 2008.

*Modlitwa św. Bernarda (Memorare)

Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo, iż od wieków nie słyszano, aby ktokolwiek uciekający się do Ciebie, Twej pomocy wzywając, Ciebie o przyczynę prosząc, miał być przez Ciebie opuszczony. Tą ufnością ożywiony, o Panno nad pannami i Matko, biegnę do Ciebie, przychodzę do Ciebie, stawam przed Tobą jako grzeszny człowiek, drżąc i wzdychając. Nie chciej, o Matko Słowa, gardzić słowami moimi, ale je usłysz łaskawie i wysłuchaj. Amen.




Nowenna przed świętem Niepokalanego Poczęcia

Zachęcamy do przyłączenia się do nowenny przed świętem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (29.11-07.12). Modlitwy oraz teksty rozważań można pobrać z biblioteki Gaude Maria.




Nowość wydawnicza: “Czyńcie, cokolwiek wam powie”

W październiku br. maryjny krajobraz wydawniczy w naszym kraju wzbogaciła nowa książka będąca zbiorem czterech konferencji maryjnych wygłoszonych na pielgrzymkach przez o. Wawrzyńca Marię Waszkiewicza, pt. Czyńcie, cokolwiek wam powie.

Na kartach dziełka o. Waszkiewicz przedstawia nam Maryję przede wszystkim jako Autorkę Jej siedmiu wypowiedzi zawartych w Piśmie Świętym. Wnika w nie i odkrywa bogactwo treści w nich zawartych. Te rozważania maryjne wzbogacone są odwołaniami do nauczania św. Tomasza oraz innych doktorów i świętych. Autor nawiązuje jednocześnie do trudności, z jakimi boryka się człowiek żyjący we współczesnym świecie. Wszystko to sprawia, że rozważania zawarte w dziełku trafiają zarówno do rozumu, jak i do serca czytelnika, pogłębiając jego zrozumienie osoby Maryi i miłość do Niej.    

„Z lakonicznych wypowiedzi Najświętszej Maryi Panny [Autor] wydobywa bogactwo treści i głębi Jej życia duchowego. Analiza, której się podejmuje, nie pełni funkcji akademickiej, lecz głównie duszpasterską. Jej celem jest próba upodobnienia nas do Matki Jezusa oraz naszej i praktykowanie Jej cnót w codzienności. Pomóc nam mają w tym postanowienia i tematy do refleksji zamieszczone na końcu każdej katechezy oraz zalecana modlitwa różańcowa.

Ks. Wawrzyniec wplata w swe rozważania przykłady i komentarze świętych Kościoła, jednocześnie demonstrując wnikliwość osobistej refleksji, która wypływa z jego rozmodlonej maryjnej duszy. Ponadto niezaprzeczalnego uroku lekturze dodaje barwny styl autora, przywołujący ducha minionej epoki” (fragment Wstępu od Wydawcy).

Książka została wydana nakładem fundacji Rosa Mystica. Pozycję można zamawiać, wysyłając e-mail na adres podany na stronie fundacji (magda@rosa-mystica.pl).




Maryja, wzór nabożeństwa do Eucharystii

Zastanówmy się, jakie znaczenie dla Matki Bożej musiała mieć Msza Święta oraz Komunia Święta otrzymywana z rąk św. Jana.

Dlaczego na Kalwarii Maryja została oddana św. Janowi, a nie świętym niewiastom, które również stały u stóp Krzyża? Powodem było to, że św. Jan był kapłanem i posiadał skarb, którego one nie mogły Jej dać – skarb Eucharystii.

Dlaczego spośród wszystkich Apostołów wybrany został Jan, a nie Piotr? Jednym z powodów jest to, że sam Jan pozostał pod krzyżem, przyciągany i podtrzymywany tam mocą słodkiej łaski. Innym powodem było to, że jest on, jak zauważa św. Augustyn, wzorem życia kontemplacyjnego, życia wewnętrznego i ukrytego, które zawsze było takim życiem, jakie prowadziła Maryja, i które będzie Jej udziałem aż do końca. Życie Maryi zostanie odlane w zupełnie innej formie niż życie Piotra, ponieważ nie będzie Ona miała udziału w rządzeniu Kościołem. Jej powołaniem będzie kontemplacja i miłowanie naszego Zbawiciela w Jego sakramentalnej obecności, a także wypraszanie poprzez swą nieustanną modlitwę szerzenia wiary i zbawiania dusz. Stanie się więc Ona w bardzo rzeczywistym sensie sercem rodzącego się Kościoła, ponieważ nikt inny nie wniknie tak jak Ona w głębiny i moc miłości Jezusa [1].

Rozważmy Ją w tym ukrytym życiu, zwłaszcza w godzinie, kiedy Jan odprawiał w Jej obecności Mszę św. Maryja nie ma posłannictwa kapłańskiego; nie może pełnić funkcji kapłańskich. Jednak otrzymała, jak mówi M. Olier, „pełnię ducha kapłańskiego”, którym jest duch Chrystusa Odkupiciela. W ten sposób może wniknąć głębiej niż sam św. Jan w znaczenie tajemnic, które on sprawuje. Poza tym Jej godność Matki Bożej jest wyższa niż godność wyświęconego kapłana; dała nam Ona zarówno Kapłana, jak i Ofiarę ofiarowaną na Krzyżu, a także sama ofiarowała się razem z Nią.

Możemy jedynie snuć domysły, w jakim stopniu Msza Święta była dla Niej pamiątką i kontynuacją ofiary Krzyżowej. Miecz boleści przeszył Jej serce na Kalwarii, moc i czułość jej miłości do Jezusa sprawiła, że cierpiała prawdziwe męczeństwo. Cierpiała tak bardzo, że pamięć Kalwarii nigdy nie mogła przygasnąć, a każda Msza Święta była kolejną odnową wszystkiego, co tam przeżyła. Maryja odnajdowała tę samą Ofiarę na ołtarzu, gdy Jan odprawiał Mszę. Ona znajdowała tego samego Jezusa, realnie obecnego; nie tylko jako figurę, ale jako substancję Jego Ciała z Jego Duszą i Boskością. To prawda, że nie odbywało się ofiarowanie krwawe, ale było to ofiarowanie sakramentalne, dokonane przez oddzielną konsekrację chleba i wina: krew Jezusa została sakramentalnie przelana na ołtarzu. Jakże wyrazista jest ta figura Jego śmierci dla Tej, która nie może zapomnieć, dla Tej, która zawsze nosi w głębi duszy obraz swojego Syna, odrzuconego i poranionego, dla Tej, która wciąż słyszy zniewagi i bluźnierstwa, jakimi Go obsypano. Msza świętego Jana z obecną na niej Maryją była najbardziej wymowną pamiątką Krzyża, która ponawiana jest w swej istocie na naszych ołtarzach.

Maryja w ofierze Mszy odnajdowała punkt styku kultu niebiańskiego i ziemskiego

Ta sama Ofiara, ofiarowywana podczas Mszy Świętej, ofiarowuje w Niebie swoje chwalebne rany Ojcu Niebieskiemu. Ciało Chrystusa nigdy nie przestaje być w niebie, to prawda. Nie zstępuje z nieba, w ścisłym tego słowa znaczeniu, na ołtarz. A jednak, nie będąc zmultiplikowanym, jest On realnie uobecniany poprzez przeistoczenie substancji chleba i wina w samego Siebie.

Ten sam Główny Kapłan, czyli ofiarodawca, jest obecny zarówno w niebie jak i na ziemi, „zawsze żyje, aby się wstawiać za nami” (Hbr. 7, 25). Celebrans Mszy jest tylko szafarzem, który przemawia w imieniu Jezusa. Kiedy mówi: „To jest ciało moje”, to sam Jezus przemawia przez niego.

To Jezus, jako Bóg, nadaje słowom ich moc przeistaczania. To Jezus jako Człowiek, przez akt Swojej świętej duszy, przekazuje boską moc, i dlatego nie przestaje się ofiarowywać za nas jako główny Kapłan. Jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że ludzki sługa jest nieco rozproszony, główny Ofiarujący nie ulega rozproszeniu, a Jezus jako Człowiek, wciąż ofiarowując się sakramentalnie za nas, dostrzega wszystko, czego nam brakuje – widzi cały duchowy wpływ, jaki każda Msza Święta wywiera na wiernych – obecnych i nieobecnych, oraz na dusze w czyśćcu.

Jezus nadal ofiarowuje Siebie podczas każdej Mszy św.; rękami Jego sługi składana jest faktyczna ofiara. Duszą ofiary na naszych ołtarzach jest wewnętrzna ofiara, która jest zawsze żywą rzeczywistością w Jego Najświętszym Sercu; przez tę ofiarę nieustannie udziela nam zasług i zadośćuczynienia Kalwarii. Święci niekiedy widzieli Jezusa w miejscu kapłana w momencie konsekracji. Maryja znała całą prawdę lepiej niż którykolwiek ze świętych. Lepiej niż ktokolwiek z nich wiedziała, że duszą każdej Mszy jest ofiara, żyjąca w Sercu Jej Syna. Rozumiała również, że gdy ten świat dobiegnie końca, a ostatnia Msza zostanie odprawiona, wewnętrzna ofiara Jezusa będzie trwała wiecznie, już nie jako błaganie, ale jako adoracja i dziękczynienie – jak odwieczny kult wyrażany już teraz podczas Mszy św. poprzez Sanctus ku czci trzykrotnie świętego Boga.

W jaki sposób Maryja zjednoczyła się z ofiarą Jezusa, głównego Kapłana? Złączyła się z nią, jak wyjaśnimy później, jako powszechna pośredniczka i współodkupicielka. Nadal łączyła się z nią tak samo jak u stóp Krzyża – w duchu uwielbiającego zadośćuczynienia, błagania i dziękczynienia. Jako wzór dusz ofiarnych, ofiarowała cierpienie, jakiego doznała z powodu sprzeciwu wobec boskości Jezusa, który skłonił św. Jana do napisania czwartej Ewangelii. Dziękowała za ustanowienie Najświętszej Eucharystii i za wszystkie dobrodziejstwa, jakich jest ona źródłem. Modliła się o nawrócenie grzeszników, o postęp w dobru, o pomoc apostołom w ich pracy i cierpieniach.

We wszystkim Maryja jest naszym wzorem, ucząc nas, jak mamy stawać się czcicielami w duchu i prawdzie.

Co możemy powiedzieć o komunii Maryi? Głównym warunkiem gorliwej komunii jest głód Eucharystii. Doświadczali go Święci. Kiedy św. Katarzynie ze Sieny odmówiono przyjęcia Komunii św., Jej pragnienie doprowadziło do tego, że część dużej Hostii oderwała się niepostrzeżenie celebransowi i została cudownie przeniesiona do świętej. Jednak głód Eucharystii Maryi był nieporównywalnie większy i intensywniejszy od tego doświadczanego przez świętych. Kontemplujmy z czcią mocne, pełne miłości pragnienie, które przyciągało Maryję do Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Każda dusza jest przyciągana do Boga, ponieważ jest On suwerennym dobrem, dla którego zostaliśmy stworzeni. Lecz konsekwencje grzechu – pierworodnego i uczynkowego – oraz niezliczonych niedoskonałości sprawiają, że Bóg wydaje się nieatrakcyjny w naszych oczach, a także osłabiają nasze wrodzone pragnienie zjednoczenia z Nim. Jednak dusza Maryi nie znała konsekwencji grzechów i niedoskonałości; nic nigdy nie powstrzymywało Bożego przyciągania Jej wielkiej miłości. Zapominając o sobie, Maryja zwróciła się stanowczo ku Bogu, z mocą, która wzrastała każdego dnia, podobnie jak Jej zasługi. Mieszkający w Niej Duch Święty pobudził Ją do oddania się Bogu i zjednoczenia z Nim. Jej miłości do Boga, podobnej intensywnemu pragnieniu, towarzyszyło słodkie cierpienie, które ustało dopiero wtedy, gdy umarła z miłości i wstąpiła w zjednoczenie wieczne. Takie było Jej pragnienie Eucharystii.

Jezus ze swojej strony gorąco pragnął dopełnić świętość Maryi, przekazać Jej przeobfite bogactwa Swojego Najświętszego Serca. Gdyby mógł cierpieć w chwale, cierpiałby z powodu oporu, jaki stawiamy wobec Jego pragnienia wobec nas. Jednak w Maryi nie napotkał oporu. W ten sposób mógł udzielać się w możliwie najściślejszy sposób, aby dwa życia złączyły się w jedno na ziemi: zjednoczenie Jezusa z Maryją było odzwierciedleniem uświęcającego zjednoczenia Słowa ze Świętym Człowieczeństwem, obrazem komunii Trzech Osób Boskich w jednej nieskończonej Prawdzie i jednej bezgranicznej Dobroci.

Jakie były skutki komunii Maryi? Przewyższały wszystko, co mówi św. Teresa o przemieniającym zjednoczeniu w siódmej komnacie Twierdzy Wewnętrznej. Zjednoczenie przemieniające zostało porównane, jeśli chodzi o jego moc przekształcania duszy niejako w Boga poprzez poznanie i miłość, do zjednoczenia ognia z kawałkiem żelaza lub też światła z powietrzem, które ono oświetla. Promienie nadprzyrodzonego ciepła i światła wydobyły się z duszy Jezusa i dostały się do umysłu i woli Maryi. Maryja nie mogła przypisać sobie wspaniałych skutków, jakie w Niej wywołały. Wychwalała raczej z ich powodu Tego, który był ich zasadą i celem: „Kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie”: kto spożywa moje ciało, żyje przeze mnie i dla mnie, tak jak ja żyję przez mojego Ojca i dla mojego Ojca.

Każda Komunia Maryi przewyższała poprzednią w gorliwości i wywołując w Niej wielki wzrost miłości, przygotowywała Ją do przyjęcia następnej, jeszcze bardziej owocnej. Dusza Maryi zbliżała się coraz szybciej ku Bogu, im bliżej Niego się znajdowała; takie było Jej prawo duchowej grawitacji. Była Ona niejako zwierciadłem, które odbijało do Jezusa światło i ciepło, jakie od Niego otrzymała; skupiała je także, aby kierować je ku duszom.

We wszystkim była Ona doskonałym wzorem nabożeństwa Eucharystycznego. Jeśli zwrócimy się do Niej, nauczy nas, w jaki sposób czcić i czynić zadośćuczynienie; nauczy nas, jak powinniśmy pragnąć Najświętszej Eucharystii. Stąd możemy się nauczyć, jak modlić się podczas Mszy św. w intencjach Kościoła i jak dziękować Bogu za niezliczone łaski, którymi obdarzył nas i rodzaj ludzki.

[1] Św. Tomasz twierdzi (IIIa, q.8, a.1, ad 3) mówiąc o Mistycznym Ciele Chrystusa: „Głowa ma ewidentną wyższość nad członkami, podczas gdy serce wywiera ukryty wpływ. Dlatego Duch Święty, który ożywia i jednoczy Kościół w niewidzialny sposób, jest porównywany do serca, a Chrystus w Jego widzialnej naturze jest porównywany do głowy.” Z innego punktu widzenia mówimy, że Duch Święty jest jak dusza Kościoła, ponieważ niewidzialna dusza jest obecna cała w całym ciele, cała w każdej jego części, chociaż pełni swoje wyższe funkcje w głowie. Oddziaływanie Maryi trafnie porównywane jest z wpływem serca, ponieważ pozostaje ono w ukryciu, a ponieważ należy zasadniczo do porządku afektywnego – z wpływem matki.

Źródło: Matka Zbawiciela a nasze życie wewnętrzne. R. Garigou-Lagrange. tłum. Matris




Dar dla życia?

W artykule Moralnie znaczy twórczo opisany został model nowego człowieka, proponowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych – człowieka zredukowanego do sfery materialnej, pozbawionego wolności wyboru. Wyjaśniony został również sposób urzeczywistniania tego modelu za pośrednictwem ponadnarodowych korporacji.

Jednak nie tylko korporacje działają jako agenci, za pomocą których dokonuje się „przełożenie oenzetowskiej etyki na moralność konkretnych uczestników życia korporacyjnego, a w konsekwencji i społecznego.” Takimi agentami są także różnego rodzaju organizacje pozarządowe, agencje rządowe, współpracujące z ONZ oraz organizacjami od ONZ zależnymi.

Jednym z przykładów skutecznej realizacji celu ONZ w praktyce jest dziedzina opieki zdrowotnej, a dokładnie medycyny transplantacyjnej.

Organy dla zrównoważonego rozwoju

Jedna z organizacji wyspecjalizowanych ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia, stawia przed każdym z krajów członkowskich cele mające służyć „globalnej współpracy, w tym także w różnych obszarach opieki zdrowotnej, dla „zrównoważonego rozwoju” (np. formalny cel dla obszaru medycyny transplantacyjnej: Revitalize the global partnership for sustainable development), poprzez „poprawę jakości opieki zdrowotnej, jej finansowania i regulacji oraz badań naukowych, poprzez globalną współpracę poszczególnych państw”.

Jak można się dowiedzieć z oficjalnych informacji przekazywanych przez WHO, w odpowiedzi na zagrożenia ze strony „czarnego rynku” w handlu organami, w tym tzw. „turystyki transplantacyjnej”, organizacja ta wyznacza standardy, w tym zasady etyczne, które obowiązują we wszystkich krajach, i którymi powinny się kierować wszystkie organizacje i instytucje, a także poszczególne osoby związane z medycyną transplantacyjną, w tym potencjalni dawcy – czyli, jak się wkrótce przekonamy, niemal wszyscy uczestnicy życia społecznego poszczególnych krajów.

Wspomniane zasady, wraz z „najlepszymi praktykami”, celami szczegółowymi i zakresami odpowiedzialności zatwierdzane są w oparciu o konsensus przez delegatów WHO oraz współpracujących organizacji, wchodzących w skład tzw. komitetów etycznych.

Jedną z przykładowych organizacji partnerskich, aktywnie promujących zasady WHO jest The Transplantation Society (TS) – stowarzyszenie pozarządowe stawiające sobie za cel osiągnięcie „globalnego przywództwa” w dziedzinie transplantacji organów. Stowarzyszenie aktywnie promuje standardy WHO, organizuje kongresy, szkolenia, wydaje publikacje, podejmuje działania promocyjne, nagradza najbardziej zasłużonych w dziedzinie transplantologii uczonych, polityków, liderów, działaczy.

Model hiszpański

W licznych publikacjach i materiałach powstałych w efekcie działań WHO czy organizacji takich jak TS wskazywany jest przykład Hiszpanii, jako wzór kraju, w którym w sposób idealny realizowane są standardy wyznaczone przez wspomniane organizacje. W wyniku ścisłej współpracy lokalnych organizacji i instytucji z TS i WHO, Hiszpania osiągnęła znacząco większą liczbę wykonanych transplantacji od pozostałych krajów.

To właśnie te wyniki mają świadczyć o wyjątkowości „modelu hiszpańskiego”.

W uzyskaniu tak imponujących liczb pomogła lokalna agencja hiszpańskiego Ministerstwa Zdrowia – National Transplant Organisation (ONT), będąca zarazem Centrum Współpracy WHO (WHO Collaborating Centre).

Jak można się dowiedzieć z oficjalnych dokumentów, jest to organizacja „koordynująca dawców oraz transplantacje realizowane w skali międzynarodowej, zapewniająca najlepsze wykorzystanie komórek, tkanek i narządów zgodnie z zasadami współpracy, skuteczności i solidarności. Jej głównym celem jest promowanie dawstwa altruistycznego, którego jedynym celem jest to, aby każdy obywatel Hiszpanii potrzebujący transplantacji posiadał jak największe szanse na jej uzyskanie. ONT działa również jako agencja służąca krajowemu systemowi opieki zdrowotnej, promując stały wzrost dostępności komórek, tkanek i narządów do transplantacji.”

W praktyce organizacja składa się z tzw. zespołów transplantacyjnych, mających za zadanie współpracę z mediami, ekspertami oraz instytucjami. W skład zespołów wchodzą „koordynatorzy transplantacji”, pracujący w szpitalach, a także przy zespołach ratunkowych w karetkach. Stawianym przed nimi celem jest poszukiwanie potencjalnych dawców, m. in. w modelu tzw. „transplantacji domowych”.

Do zadań wspomnianych koordynatorów, oprócz prężnej akwizycji dawców, należy także ich formalna weryfikacja, zatwierdzanie tzw. „śmierci mózgowej”, a dalej – jak można się dowiedzieć z dokumentów organizacji – „zarządzanie dawcą”, m.in. formalne potwierdzanie śmierci, uzyskiwanie zgody od rodziny dawcy – jeśli to konieczne, uzyskiwanie wszelkich pozwoleń formalnych, a także sprawy organizacyjne związane z pobraniem organów i ich przechowywaniem.

Koordynatorzy są intensywnie i wszechstronnie szkoleni w celu skutecznego realizowania wyznaczonego celu; szkolenia obejmują nawet treningi „międzykulturowe”, służące efektywnemu przekonywaniu rodzin potencjalnych dawców także spoza kraju, do zgody na pobranie organów.

Skuteczność tak efektywnej realizacji ich zadań w Hiszpanii wynika m.in. z faktu, że otrzymują oni nagrody finansowe za każdy pozyskany organ, nagradzają też „bonusami” rodziny dawców.

Ponieważ liczba dawców się zmniejsza, ze względu na lepszą opiekę neurochirurgiczną, mniej wypadków drogowych – wraz z ekspertami opracowują nowe kryteria, obejmujące szerszą grupę potencjalnych dawców. Współpracują w tym w celu z instytucjami i ekspertami określającymi kryteria „śmierci mózgowej”, przeprowadzają audyty, szkolenia. Działają na rzecz zmian w regulacjach prawnych oraz regulacjach dotyczących opieki paliatywnej.

Dawstwo altruistyczne

Medycyna transplantacyjna jest intensywnie promowana jako „dawstwo altruistyczne”. Jednym ze sposobów rozpowszechnienia tak rozumianej transplantacji było ustanowienie w 2005 r. Światowego Dnia Donacji i Transplantacji, którego promocji w licznych krajach towarzyszyło hasło „Dar dla życia” (A gift for life).

Nieprzypadkowo do tego właśnie wydarzenia odnosi się list papieża Benedykta XVI napisany w 2008 r. do uczestników jednego z kongresów transplantologii – „A Gift for Life. Considerations on Organ Donation”. Ojciec Święty zwraca w nim uwagę na to, że jakkolwiek podarowanie komuś organu do transplantacji może stanowić akt miłosierdzia, to jednak w tym przypadku „świadoma zgoda (informed consent) jest warunkiem wstępnym wolności, tak aby transplantację można było określić jako dar, a nie jako akt przymusu lub nadużycia”.

W rzeczywistości altruizm, rozumiany jako bezinteresowne działanie dla dobra innych zasadza się na dobrowolności. Człowiek jest zdolny do działań altruistycznych, bezinteresownych, czyli do przekraczania siebie, dzięki posiadanym władzom intelektu i woli. Jedynie świadomy, rozumny, dobrowolny dar może być czynem rzeczywiście służącym moralnemu doskonaleniu.

Sposób realizacji „dawstwa altruistycznego” przez hiszpańską ONT nie jest jedynym faktem budzącym wątpliwości w odniesieniu do bezinteresowności i dobrowolności czynów uczestników opisanych działań.

W ich efekcie w Hiszpanii ponad 90% organów do transplantacji pochodzi od osób z formalnie stwierdzoną „śmiercią mózgową”, czyli „śmiercią pnia mózgu”. W takich przypadkach nie można mówić o świadomej zgodzie na ofiarowanie daru drugiej osobie. Nie ma tutaj mowy nawet o dobrowolnym darze, szczególnie dlatego, że w wyniku działań organizacji wspierających standardy WHO w wielu krajach przeforsowane zostało tzw. prawo „domniemanej zgody” na dawstwo organów do transplantacji. Polega ono na tym, że bez zgłoszenia formalnego sprzeciwu każdy obywatel jest potencjalnym, „domniemanym dawcą”.

Takie regulacje prawne obowiązują w Hiszpanii, a także w Polsce. W konsekwencji osoba niewyrażająca zgody na oddanie organów, jest zmuszona zgłosić sprzeciw (podpisać i przesłać oświadczenie do organizacji Poltransplant – centralnego rejestru sprzeciwów).

Ile śmierci człowieka?

Ojciec Święty w swoim nauczaniu dodaje, że „różne narządy można pobrać tylko ex cadavere [z martwego ciała], które posiada własną godność i powinno być szanowane”. Zasada „zmarłego dawcy” obowiązuje w systemie prawnym każdego kraju, w którym pobierane są organy do transplantacji.

Jednak czy człowiek, u którego stwierdzona została „śmierć mózgowa” jest rzeczywiście martwy? Niemal od czasu wprowadzenia samej koncepcji „śmierci mózgowej” istnieją co do tego poważne wątpliwości. Sam fakt utworzenia takiej koncepcji oraz okoliczności temu towarzyszące wzbudzają liczne kontrowersje.

W grudniu 1967 roku lekarz medycyny Christian Barnard przeprowadził pierwszy zabieg transplantacji serca, publikując jego opis w South African Medical Journal [1]. Został on nazwany „Cudem z Cape Town” od nazwy miejsca, w którym się to stało. Niemal natychmiast pojawiły się pytania: Czy dawca nie żył, kiedy pobrano od niego serce? A jeśli żył, to czy lekarz ponosi odpowiedzialność za jego uśmiercenie? [2]

W odpowiedzi lekarze medycyny pod kierunkiem Henrego Beechera z Harwardzkiej Szkoły Medycznej zorganizowali spotkanie w trybie pilnym, definiując na nim nowy rodzaj śmierci człowieka – „śmierć mózgową”, mającą wystąpić w przypadku „nieodwracalnej śpiączki”. Nową koncepcję opublikowali w raporcie pod tytułem: „Definicja nieodwracalnej śpiączki. Raport komitetu Harwardzkiej Szkoły Medycznej w celu weryfikacji definicji śmierci mózgowej” (oryg. A definition of irreversible coma, Report of the Ad Hoc Committee of the Harvard Medical School to Examine the Definition of Brain Death).[3]

Medycy odnieśli się w raporcie do tradycyjnie pojmowanej śmierci człowieka, jako zaniku życia organizmu, wszelkich jego objawów, m.in. zaprzestania krążenia krwi i oddychania. Stwierdzili, że współczesna medycyna pozwala na stwierdzenie śmierci także ze względu na utratę świadomości, podając kryteria „śmierci mózgowej”, tj. brak świadomości przejawiający się brakiem reakcji (na nawet najbardziej bolesne bodźce z zewnątrz), brakiem ruchu i odruchów na bodźce, oraz samodzielnego oddychania, a także „płaskim ECG”.

Jak sami napisali w raporcie, utworzyli tę koncepcję ze względu na „potrzebę systemu prawnego”, gdyż sądy nie mogą orzekać inaczej, niż wynika to z „tradycyjnie pojmowanej śmierci”.

W raporcie podali dokładne wskazówki co do zakresu odpowiedzialności lekarzy, przypisując wyłącznie im (a nie sądowi czy rodzinie pacjentów) możliwość podejmowania decyzji co do stanu pacjenta i stwierdzania „śmierci mózgowej”. Jak napisali – decyzję i odpowiedzialność za stwierdzenie śmierci a następnie odłączenie pacjenta od respiratora ma podejmować lekarz, nie „zmuszając” rodziny do podejmowania takich decyzji jak odłączenie od respiratora – co byłoby ich zdaniem „niewłaściwe i niepożądane”.

Kilkakrotnie w tym krótkim raporcie zwrócili uwagę na to, że konieczne jest „stwierdzenie śmierci a następnie podjęcie działań zmierzających do odłączenia od respiratora i „sztucznego podtrzymywania życia”; deklaracja stwierdzenia śmierci musi nastąpićwcześniej, gdyż w innym przypadku lekarz będzie odłączał, zgodnie z obowiązującymi [wówczas] warunkami, respirator żywemu człowiekowi”. Dzięki temu, jak zapewniają, „pod względem prawnym będą zabezpieczeni wszyscy włączeni w sprawę”.

Zaledwie kilka lat po tym wydarzeniu pojawiły się pierwsze krytyczne publikacje podważające tak rozumianą śmierć człowieka [4], z czasem kolejne komisje rozszerzały, zmieniały, aktualizowały (i robią to nadal) kryteria „śmierci mózgowej”, gdyż fakty pokazywały, że wiele osób ze zdiagnozowaną „śmiercią mózgową” nie było rzeczywiście martwych; niektórym wracała świadomość (w Polsce takie przypadki opisuje m.in. prof. medycyny Jan Talar), a dodatkowo okazywało się, że kryteria podane przez harwardzkich medyków są bardzo pobieżne i nie obejmują wielu innych funkcji mózgu, wciąż poprawnie działających, nawet po spełnieniu wskazanych kryteriów itp. Dodatkowo, sam mózg jest przecież w niewielkim stopniu naukowo poznany.

W praktyce jednak coraz częściej lekarze podejmują decyzje na podstawie wspomnianych kryteriów, nie uwzględniając nawet decyzji rodzin pacjentów – na co pozwalają regulacje prawne w wielu krajach. Nieliczne wyjątki stanowią ciężarne kobiety, w przypadku których w wyniku nalegania rodzin odłączane są one dopiero po urodzeniu dziecka, znajdując się w stanie „nieodwracalnej śpiączki” czy „śmierci mózgu” – co wskazuje przecież samo przez się, że nie mamy do czynienia z martwym ciałem; to „martwe ciało” nie tylko nie umarło, ale nawet rodzi nowe życie.

Problemy z rzeczywistością

Jednym z przykładów obiektywnego, rzeczywistego porządku rzeczy, jaki podaje Arystoteles a następnie Tomasz z Akwinu jest przykład medycyny, a konkretnie lekarzy, oraz celu wszystkich podejmowanych przez nich decyzji i działań. Celem tym jest zdrowie. Trudno znaleźć bardziej wymowny przykład, niż ten, którym ci filozofowie realiści posłużyli się po to, aby każdy mógł zrozumieć czym jest właściwe organizowanie, czyli porządkowanie rzeczy do celu.

Pierwszy problem z rzeczywistością, jaki można zauważyć w raporcie opracowanym przez harwardzkich lekarzy dotyczy właśnie owego celu. W publikacji nie ma mowy o obiektywnym celu, w jakim lekarze wykonują swoją pracę. Nie ma mowy o zdrowiu – ani pacjentów, od których pobiera się organy, czyli dawców, ani biorców.

Jest natomiast wyraźnie wskazany inny cel powołania komisji, ustalenia definicji nowego rodzaju śmierci, oraz przekazania jej do publicznej wiadomości. Celem tym jest przedstawienie wymiarowi sprawiedliwości nowej podstawy orzecznictwa w przypadku transplantacji: „System prawny w USA jest w wielkiej potrzebie swego rodzaju analizy i rekomendacji dla procedur medycznych w przypadkach nieodwracalnego uszkodzenia mózgu, tak jak to opisano”. Dotychczas, jak piszą, sądy opierają się na niezbyt nowoczesnej definicji śmierci, czyli – zaniku wszelkich oznak życia.

Koncepcja „nieodwracalnej śpiączki” i „śmierci mózgowej” powstała w celu zupełnie innym, niż zdrowie pacjentów – lekarze przeanalizowali porządek systemu prawnego, orzecznictwa sądowego i odpowiedzieli na jego domniemane „wymaganie”. Jest to porządek prawny, a nie medyczny. Poprzez przyświecający im cel, należący do porządku prawnego, znaleźli się de facto w tymże porządku, wykraczającym poza ich kompetencje.

Podjęli się także uzasadnienia własnej decyzji w porządku moralnym; m.in. cytując słowa Ojca Św. Piusa XII nt. znaczenia decyzji lekarzy w przypadku zabiegów medycznych – jednak nie odnosząc się do stanu zdrowia konkretnych pacjentów, ale wyznaczając nowe normy decydowania i postępowania dla innych. Opracowali nawet szczegółowy sposób postępowania sędziów oraz wszystkich lekarzy związanych z medycyną transplantacyjną, wyłączając przy tym możliwość podejmowania decyzji przez rodziny pacjentów.

Opracowana przez nich koncepcja, mimo że wydaje się atrakcyjna z perspektywy orzecznictwa w przypadkach ewentualnych sporów w dziedzinie medycyny transplantacyjnej, niewiele ma wspólnego z rzeczywistym stanem zdrowia pacjentów, nawet jeśli wziąć pod uwagę wyłącznie naturalną, biologiczną kondycję ich ciał. To określenie zresztą podważyli, jako „nieuwzględniające współczesnych osiągnięć medycyny”.

Powyższy problem wiąże się z kolejnym – harwardzcy lekarze utożsamili ciało człowieka wyłącznie z mózgiem. Poddając krytyce wcześniejszą koncepcję serca, jako centralnego organu ciała człowieka, jednocześnie wskazali na inny organ – mózg. Uszkodzenie mózgu (wg podanych kryteriów) w ich opinii jest równoznaczne ze śmiercią całego ciała.

Kolejny problem wynika z utożsamienia egzystencji całego człowieka z jego świadomością. To kolejne, nierealne założenie zostało przyjęte przez licznych nowożytnych naukowców, a wywodzi się z filozofii Kartezjusza i jego koncepcji natury ludzkiej. Zakładał on, że istnienie człowieka jest jednoznaczne z myśleniem. Jego naśladowcy utożsamili myślenie z materią, a dokładnie: z mózgiem.

W istocie człowiek rozumie świat rzeczywisty nie tylko poprzez myślenie, ale przede wszystkim dzięki niematerialnym władzom duszy: rozumowi (intelektowi) oraz rozumnemu pragnieniu (woli). Realistyczne rozumienie człowieka uzupełnia wszelkie braki, a nawet absurdy koncepcji tworzonych w oparciu o założenia Kartezjusza. Filozofowie realistyczni wyjaśniają, że wprawdzie człowiek jest bytem szczególnym ze względu na swoją rozumność, jednak sama rozumność współstanowi osobę ludzką z czymś znacznie od rozumności ważniejszym: z samym aktem istnienia, dzięki któremu osoba ludzka może samodzielnie istnieć, a istniejąc, dzięki rozumności jest najdoskonalszym z istnień. W rzeczywistości istnienie poprzedza myślenie, istnienie jest istotniejsze – odwrotnie niż zakładał Kartezjusz.

Filozofowie na tym poprzestają; filozofia nie jest w stanie wyjaśnić szczególnej godności osoby ludzkiej, wykracza to poza możliwości rozumu naturalnego. Godność tę objaśniają teolodzy, w odniesieniu do Objawienia o szczególnej miłości Bożej dla każdej istniejącej osoby ludzkiej.

Wreszcie, lekarze opracowujący raport podważyli także zasadność własnych zabiegów medycznych, mających służyć zdrowiu. Podważyli bowiem zasadność sztucznego utrzymywania przy życiu pacjentów z uszkodzonym mózgiem, jednocześnie nie zauważając, że w zakres tego „sztucznego utrzymywania przy życiu” wchodzą przecież także inne zabiegi wykonywane przez lekarzy, jak np. podawanie chemicznych substancji, przeprowadzanie operacji i wszelkiego rodzaju stała pomoc pacjentowi z zewnątrz, w tym też sztuczne podtrzymywanie go przy życiu za pomocą leków po transplantacji organów.

Dla życia?

Jeśli chodzi o skutki realizowanych transplantacji, wyrażane choćby wskaźnikami przeżywalności, długości i jakości życia biorców (oraz żyjących dawców) organów, nie są one podawane do publicznej wiadomości.

Takie dane są wprawdzie gromadzone przez wspomniane w niniejszym opracowaniu organizacje (np. w Unii Europejskiej przez Eurotransplant), jednak nie są one udostępniane nawet badaczom czy pracownikom naukowym, jeśli projekt badawczy, któremu miałyby one służyć nie zostanie formalnie zaakceptowany przez te same organizacje (np. „Komitet Doradczy” Eurotransplantu).

W efekcie, nikt poza samymi osobami zaangażowanymi, nie jest w stanie uzyskać danych pokazujących miarodajne, praktyczne efekty celów wyznaczanych przez ONZ, a realizowanych przez agencje pośredniczące w poszczególnych krajach.

[MG]

[1] Barnard CN. The operation: a human cardiac transplant: an interim report of a successful operation performed at Groote Schuur Hospital, Cape Town. S Afr Med J 1967; 41:1271–1274.

[2] Truorg R.D., Miller F.G. Brain death: justifications and critiques. Clinical Ethics 2012; 7: 128–132.

[3] A definition of irreversible coma. Report of the Ad Hoc Committee of the Harvard Medical School to Examine the Definition of Brain Death. JAMA 1968; 205:337–240.

[4] Jonas H. Against the Stream. Philosophical Essays: From Ancient Creed to Technological Man. Englewood Cliffs, NJ: Prentice-Hall, 1974; Lamb D. Death, brain death and ethics. Albany, NY: State University of New York Press, 1985; Truog RD, Fackler JC. Rethinking brain death. Crit Care Med 1992;20:1705–13;

Nowsze: Shewmon DA. Recovery from ‘brain death’. A neurologist’s apologia. Linacre Q 1997;64:30–96; The Dead Donor Rule: Can It Withstand Critical Scrutiny? Miller, Truog i Brock, 2010, J Med Philos. 2010 Jun; 35(3): 299–312; Miller F.G. i Truog R.D., 2012, Death, Dying, and Organ Transplantation, Oxford University Press.

Do analiz wykorzystano ponadto następujące artykuły:

B.Miranda, J.Canon, N.Cuende. The Spanish organizational structure for organ donation: Update. Transplantation Reviews. Volume 15, Issue 1, January 2001, Pages 33-45. doi.org/10.1053/trre.2001/19313

Robert D Truog, Franklin G Miller. Brain death: justifications and critiques. Clinical Ethics. 2012. doi.org/10.1258/ce.2012.012m09

Ajay Kumar Goila, Mridula Pawar. The diagnosis of brain death. Indian J Crit Care Med. 2009 Jan-Mar; 13(1): 7–11.doi: 10.4103/0972-5229.53108

Franklin G MillerRobert D Truog. Controversies about brain death. JAMA 2009 Jul 22;302(4):380-1; author reply 381-2. doi: 10.1001/jama.2009.1037.

Franklin G MillerRobert D Truog. The incoherence of determining death by neurological criteria: a commentary on “Controversies in the determination of death”, a White Paper by the President’s Council on Bioethics. Kennedy Inst Ethics J. 2009 Jun;19(2):185-93. doi: 10.1353/ken.0.0282

Pradeep Kumar Prabhu. Is presumed consent an ethically acceptable way of obtaining organs for transplant? Journal of the Intensive Care Society 2018. doi.org/10.1177/1751143718777171

Benedict XVI on Organ Donation. VATICAN CITY, NOV. 7, 2008 




Maryja a porządek moralny społeczeństwa

Auguste Nicolas

Maryja jest przykładem i wzorem dla niewiasty oraz źródłem zasady i prawa porządku moralnego oraz społecznego.

Bóg stał się człowiekiem po to, aby nas nauczyć cnoty, aby przedstawić nam jej najdoskonalszy wzór.

Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, abyśmy mogli zgodnie z naszą wolą zbliżać się do naszego pierwowzoru doskonałości lub od niego oddalać; abyśmy w miarę naszego zbliżania się lub oddalania, zbliżali się do szczęścia lub od niego oddalali. Lecz utraciwszy pierwotną zdolność zbliżania się do Boga, zgubiliśmy pierwotne podobieństwo do Niego, utraciliśmy obraz, na który byliśmy stworzeni. W stanie upadku nie moglibyśmy nigdy zbliżyć się i przyjść do Boga, gdyby Bóg nie przyszedł do nas, gdyby swojej Boskiej doskonałości nie był dostosował do naszej nędzy: nie przez jej pomniejszenie, ale raczej przez jej przyobleczenie w postać ludzką, odlewając siebie, że tak powiem, w formie człowieczeństwa, tworząc siebie na nasz obraz, aby nas z powrotem odnowić na swoje Boskie podobieństwo, przedstawiając nam Boga-Człowieka, abyśmy do naśladowania Boga i do wzrastania w doskonałości Bożej, nie potrzebowali nic więcej, jak tylko naśladować człowieka [1].

Chrystus zatem jest najwyższą Doskonałością, która stała się człowiekiem, jest Człowiekiem-Doskonałością, Człowiekiem-Bogiem, uniwersalnym wzorem. Całe Jego życie, a zwłaszcza śmierć na wzgórzach Kalwarii, wystawiona na widok całego człowieczeństwa, ma służyć ludziom za wzór i zbudowanie: „Patrzaj, a uczyń wedle wzoru, który ci na górze został ukazany” [2].

Jakkolwiek wielkie jest miłosierdzie i uniżenie się Boga względem natury ludzkiej, to jednak zawsze ta doskonałość w Jezusie Chrystusie jest Boska, jest świętością niestworzoną, nieskończoną, a tym samym nie może być porównana z naszą nędzą. Świętość Jezusa jest wprawdzie zastosowana do naszego stanu poprzez formę posiadanych przez nią cnót: pokory, cierpliwości, poświęcenia, posłuszeństwa, przebaczania oraz ofiary etc., a są to cnoty ludzkie, dostępne stworzeniu. Jednak w swej istocie świętość, która spowodowała te cnoty w Jezusie Chrystusie, jest Boska, jak trafnie zauważył Rousseau: „Jeżeli życie i śmierć Sokratesa noszą na sobie znamiona mędrca, życie i śmierć Jezusa wskazują na Boga”.

Jak osiągnąć taki stopień doskonałości? Element, który zachęca świat do jej wiecznego podziwiania, zdaje się jednocześnie odciągać go od jej naśladowania.

Jednak jest to tylko pozór, bowiem przez łaskę Jezusa Chrystusa, przez łaskę nadprzyrodzoną, którą On pociąga i podtrzymuje swych uczniów, ten niedościgły Wzór wzbudził mnóstwo naśladowców i cały świat przekształcił na swój obraz.

Łaska Jezusa Chrystusa jest tajemniczą mocą, wewnętrzną siłą nieczyniącą gwałtu. Ma wzgląd na naturę, szanuje ją i pragnie działać z nią w harmonii. Ukrywa swe cuda pod osłoną natury.

Zgodnie z takimi zasadami ogólnej ekonomii Bożej, wypadało, aby między świętością niestworzoną swego Syna a naszą, zawsze skłonną do zrażania się słabością, Bóg przedstawił jeszcze inny wzór świętości stworzonej, który dzięki stworzonej, podobnej nam naturze był bardziej dopasowany do naszych możliwości naśladowania; który skutkiem swojego wyniesienia nad wszelkie stworzenia, mógłby nam wszystkim rzeczywiście posłużyć za przykład. Wypadało, aby Bóg dał nam zobaczyć w Jezusie Chrystusie, niczym w pieczęci i pierwowzorze, najdoskonalsze wyrażenie wszystkich cnót, a potem, aby pozwolił nam ujrzeć kopię w pełni zgodną z pierwowzorem, w której przez naśladowanie odbity jest Boski Model.

Bóg dokonał tego w Maryi. Maryja jest nie tylko świętą, jak inni święci, w których zawsze świątobliwość jest bardziej lub mniej pomieszana z ludzką słabością. Jej świętość jest nadludzka, nadanielska i przechodzi wszelkie porównanie. Jej świętość gubi się w swoim wznoszeniu się ku swego rodzaju nieskończoności, która jednak bez wątpienia jest skończona w stosunku do Boskiej nieskończoności. W odniesieniu do nieskończoności Stwórcy, Jej świętość jest wprawdzie skończona, ale jak powiada Gerson, Ona stanowi jedyną hierarchię pozostającą bezpośrednio jako druga po najwyższej hierarchii Trójcy Przenajświętszej.

Później dokonamy szczegółowej analizy świętości Maryi i cech, które tę świętość uzasadniają. Teraz ograniczymy się do nakreślenia ogólnego obrazu tej świętości oraz wskazania jej zasad i zakresu. Jak świętość Boga wspiera się na wyobrażeniu Jego nieskończoności, tak świętość Niepokalanej Dziewicy opiera się na tym, że zaraz po Bogu jest ona największa. Nie mylą się więc wierni Kościoła, gdy wznoszą swe głosy i wołają: „Panno Najświętsza, pełna łaski, Matko Boga, Świątynio i Oblubienico Ducha Świętego, Maryjo Niepokalana, bez grzechu poczęta, Królowo Aniołów!”. Nadają Jej tysiące innych przymiotów, które ich pobożność, ufność i synowska miłość wszędzie wiążą z Jej Imieniem. Wszystkie te tytuły wyrażają niezrównaną świętość, czystość, macierzyństwo, dziewictwo, łaskawość, pokorę i miłosierdzie. Przywołajmy na świadka same tylko wizerunki dziewiczej postaci Maryi uczynione w wiekach wiary przez artystów chrześcijańskich. Jeżeli obecnie wizerunki te straciły urodę, nawet te pochodzące spod ręki najbieglejszych mistrzów, to przyczyną jest zwyrodnienie i odstąpienie ludzi od wzoru, jaki przedstawia Maryja. Sami bowiem mistrzowie tworzą ideał świętości według wzoru tej świętości, jaki zachowują w najzdrowszej, najlepiej zachowanej od zepsucia części swej duszy, którą zawdzięczają powszechnej wierze chrześcijańskiej, choćby sami byli dla niej umarli.

Pierwszy arcywzór świętości odmalował sam Duch Święty w Maryi jako w najdoskonalszym obrazie Jezusa Chrystusa. Jest to obraz przynoszący Bogu najwięcej chwały, godny więcej uwielbienia niż całe stworzenie, bowiem stworzenie jest obrazem materialnym, nieczułym i podlegającym zepsuciu. Maryja tymczasem stanowi obraz duchowy, żywy i święty. Jej pokora nie zatrzymuje dla siebie jakiejkolwiek chwały ofiarowanej Jej przez Najwyższego, ale nieustannie oddaje ją Bogu.

Ona jest tym arcydziełem świętości, któremu herezja odmawia Jej dwóch najpiękniejszych posłannictw. Twierdzi zatem, że Jej świętość nie wielbi Boga i nie niesie pomocy ludziom. Tymczasem jest wprost przeciwnie. Maryja jest stworzeniem uniwersalnym [3], służącym za model przemiany całej natury ludzkiej, aby ta ostatnia przez naśladowanie Maryi stopniowo wznosiła się w swej czci do Jezusa Chrystusa, a przez Jezusa Chrystusa do Boga.

Istnieje jeszcze i druga przyczyna wskazująca na potrzebę odwoływania się do Maryi jako do powszechnego wzoru do naśladowania.

Chociaż człowieczeństwo jest jednakowe w obu płciach, chociaż Jezus Chrystus w swojej Osobie przedstawia nieskończoną doskonałość Boskiego wzoru cnoty, to jednak Jezus Chrystus, jako mężczyzna, nie reprezentuje w pełni wzoru świętości dla niewiasty, zwłaszcza w odniesieniu do dwóch charakterystycznych dla niej stanów: macierzyństwa i dziewictwa.

Aby zrozumieć, że u niewiasty istnieje potrzeba szczególnego wzoru postępowania w odniesieniu do tych dwóch stanów, wystarczy zastanowić się nad znaczeniem kobiety w zakresie moralności i życia społecznego.

Pozytywny lub negatywny wpływ, jaki niewiasta wywiera na mężczyznę, ma wielką moc: może go bowiem podporządkować siłą swej słabości, wdzięku i uroku. Patriarcha Idumei, starożytny Hiob, który doznał na sobie wszystkich uczuć natury ludzkiej i tak żywo nakreślił je w swej księdze, mawiał: „Uczyniłem przymierze z oczyma swymi, abym ani pomyślał o pannie” [4]. Księga Mądrości pięknie nakreśla obrazy zła i dobra, jakie niewiasta czyni na świecie, doprowadzając je zawsze do skrajności: „Drogą do otchłani dom jej, przechodzącą aż do komnat śmierci” [5] lub też: „Daleko i od ostatecznych granic [jakby nieskończona – przyp. SU] cena jej” [6]. Starożytne baśnie pogańskie, mitologie, przypowieści o bohaterach głoszą nam tę samą prawdę. Ostatni z wielkich historyków starożytnego świata, Tacyt [7], który tak trafnie przedstawia naturę ludzką i gruntownie przenika obyczaje swojego wieku, daje nam lekcję podobną do tej z Księgi Mądrości. Niewiasta, powiada on, z dziecka czyni męża: jako matka pielęgnuje je do młodocianego wieku. Zaledwie opuszcza młodzieńca, staje się dla niego siostrą, następnie oblubienicą, a potem córką, a zawsze jako niewiasta. Gdy się doskonali, doskonali wszystko wokół siebie. I podobnie, upadając, niszczy wszystko, co ją otacza. Zawsze całkowicie, nigdy połowicznie. Albo naprawia, albo rujnuje domy, społeczności, obyczaje ogółu. Niewiasta przywiodła ród ludzki do zguby i niewiasta posłużyła do jego naprawy.

Przed narodzeniem Zbawiciela i po Jego przyjściu na świat kobieta odciskała znamienne piętno na historii rodzaju ludzkiego. Od dawnych czasów widoczne są cechy macierzyńskiego przywiązania, małżeńskiej wierności, synowskiej miłości, czystości, godności, które nawet poganie umieli uszanować w niewieście. Jednak w starożytności, podobnie jak i w dzisiejszych czasach, przymioty te były rzadkie i należy przyznać, że kobieta miała niewielki wpływ na dobro, a ogromny wpływ na zło. Pozostała tym, czym była w pierwotnym dramacie naszego upadku, którego echo rozeszło się po wszystkich cywilizacjach. Kobieta stała się „pięknym złem”, jak ją nazwał Hezjod, a po nim chętnie powtórzyli wszyscy inni mędrcy. Dla rozszerzania dobra, musiała pozostawać pod panowaniem męża, nie wywierając na niego widzialnego wpływu, mniej lub bardziej uległa względem rodziny i społeczności. Przyczyniała się natomiast do szerzenia zła, gdy to ona panowała nad mężczyzną, gdy była dla niego owocem zatrutym, niosącym śmierć. Była niczym Omfale dla Herkulesa [8]. Zhańbiona, odarta ze wstydu we wszystkich przekazach i tradycjach, w obrzędach i igrzyskach pogańskich, kobieta nigdzie nie mogła znaleźć dla siebie bezpiecznego schronienia. Zmuszona była wreszcie poddać się hańbie, przyjąć na siebie jej cios w ramach aktu religijnego, aby tę hańbę przelać w odwecie na mężczyznę, aby stać się boginią zepsucia i aby odbierać cześć w swym najwyższym upodleniu.

Taki religijny typ niewiasty stanowiła w starożytnym świecie Wenus. Nie była ani dziewicą, ani małżonką, ani matką, ani córą, ani siostrą. Słowem, nie pełniła żadnej roli, w której kobieta może czynić dobro. Wenus była wszystkim w odniesieniu do zła. Pozostawała ogołocona z przymiotów moralnych, pozbawiona wszelkiej osłony wstydu, a przyodziana w cechy i powab pożądliwości. Już Homer mówił o niej, że była ze wszystkich bogiń najbardziej zwycięska, władała bogami i ludźmi, będąc zarazem „okrutną matką żądz nieczystych”.

Osądźmy sami, jaki wpływ na swoją płeć i na obyczaje może mieć taki wzór niewiasty. Jaki wpływ mogła wywrzeć niegodziwa cześć oddawana jej na Cyprze, na Samos, w Koryncie, na górze Eryks, gdzie we wspaniałych gmachach służyły jej tysiące nierządnic?

Spuśćmy zasłonę niepamięci na to poniżenie. Aż nadto dobrze pojmujemy wagę roli niewiasty, w aspekcie Jej wpływu na dobro lub zło w świecie oraz potrzebę istnienia szczególnego wzoru osobowego, za którym mogłaby podążać.

Przypatrzywszy się bowiem naturze ludzkiej, zwłaszcza w stanie jej upadku, trzeba przyznać, że jeżeli niewiasta nosi zalążki zepsucia i hańby, także ona winna przedstawiać wzór szczególnej świętości i godności w stanie religijnego odrodzenia, aby ta sama niewiasta mogła swoim wzorem naprawić wszystko to, na co wywiera wpływ.

Taki ideał został dany ludzkości w osobie Maryi. Przypatrzmy się, w jaki sposób ma on do Niej zastosowanie.

Czystość jest ową cnotą duszy, która ujarzmia ciało, która ducha czyni panem zmysłów, która decyduje o jego wolności, zacności, wielkości i prawdziwym uroku. Stanowi tę cnotę, która wdzięcznie się przebija i jaśnieje nawet w ciele, która przeistacza duszę, czyni ją piękną bez skazy, podobną kropli czystej rosy, zachowuje ją od wszelkiego brudu zepsucia. Ta anielska cnota ma swe szczególne sanktuarium w duszy niewieściej. Na którykolwiek szczebel upodlenia zstąpiłaby namiętność, jest ona zawsze wynikiem relacji obojga płci. Jednak inicjatywa powabu mieści się w niewieście. Niewiasta przeto pod pewnym względem panuje nad wstydem nie tylko w odniesieniu do własnej osoby, ale także w odniesieniu do mężczyzny. Aby skłonić mężczyznę do obrony tej pięknej cnoty, Opatrzność także w jego duszę wlała poczucie wstydu i nim ją przyozdobiła. Od tego wstydu uzależniony jest ów powab, którym niewiasta przyciąga mężczyznę, aby niebezpieczeństwo utraty czystości było bodźcem powściągliwości, aby za naruszenie tej cnoty, oboje byli odpowiedzialnymi przed niebem i ziemią. Godłem niewiasty jest skromność i dlatego samo Pismo Święte powtarza: „Wdzięk nad wdzięki żona święta i wstydliwa” [9]. Jeżeli niewiasta utraci wstyd, nic się już w niej nie ostoi, a sam powab, którym może przyciągać także w tym niegodnym stanie, zamiast ją zatrzymać nad przepaścią zguby, pochłonie ją całą.

Chociaż skromność i czystość są ozdobą każdego prawowitego stanu niewiasty, dobrowolnie umiłowane i zachowane dziewictwo zawsze było uważane za najwyższe świadectwo nieskazitelności. Także dziewictwo miało jednak przeciwko sobie niesławę bezpłodności i dlatego musiało ustąpić pierwszeństwa macierzyństwu, które rodzi i uwiecznia się.

Tak zatem, dziewictwo miało za sobą nieskazitelność, macierzyństwo zaś – płodność. Który z tych dwóch stanów winien być powszechnym wzorem niewiasty, nieprowadzącym jej do żalu za utratą drugiego z nich ani niezubożającym obydwu? Jeżeli bowiem dziewictwo miałoby być ideałem niewiasty, brakowałoby mu macierzyństwa. Jeżeli natomiast macierzyństwo byłoby stanem idealnym, wówczas brakowałoby mu dziewictwa.

Mądrość najwyższa cudownie rozwiązała tę trudność, związując ze sobą w Maryi Pannie, w sposób nadludzki, dziewictwo i macierzyństwo.

W Maryi i przez Maryję, w obecnych obyczajach, dziewictwo i macierzyństwo wzajemnie się przenikają i ofiarują sobie to, czego drugiemu brakuje. W Maryi macierzyństwo zostało uszlachetnione dziewictwem, a z kolei dziewictwo – macierzyństwem. Dzięki temu oba te stany zostają pobłogosławione w Maryi, która jest błogosławioną między wszystkimi niewiastami.

Nie tylko zaś każda niewiasta zostaje pobłogosławiona w Maryi, ale także i dopuszczona do uczestnictwa w Jej dziewiczym macierzyństwie.

Macierzyństwo chrześcijańskie, w swej istocie, zawiera w sobie czystość dziewictwa duchowego, a znowu dziewictwo nosi znamiona macierzyństwa duchowego. Dziewictwo chrześcijańskie nie jest bezowocne. Rodzi w duszach Jezusa Chrystusa dzięki apostolatowi wiary. Dziewictwo sprawia, że Jezus Chrystus żyje dzięki miłości dziewic, jaką one w poświęceniu niosą swoim bliźnim. Dziewice chrześcijańskie są nie tylko siostrami, ale i matkami wszystkich cierpiących członków Jezusa Chrystusa. Częstokroć są daleko lepszymi matkami niż matki rodzone, bowiem rozszerzają urząd Macierzyństwa Bożego. Ze swej strony macierzyństwo chrześcijańskie, skutkiem uświęcenia łaską sakramentalną, jest niemniej dziewicze, bowiem łaska sakramentu małżeństwa pozwala spełniać cele tego stanu bez uszczerbku dla czystości duchowej, a rodząc i pielęgnując potomstwo dla nieba, także rozszerza w świecie Boski urząd anielskiego Dziewictwa Maryi. Możemy zatem dostrzec Maryję we wszystkich niewiastach. Ideał Dziewicy-Matki wywarł głęboki wpływ na współczesną kobietę i jej postępowanie. I sama sztuka w czasach wiary wyrażała tak cudownie ten niebiański pierwowzór; wszędzie można było ujrzeć jego kopie.

Rozważmy pokrótce ten ideał, aby pojąć cały jego wpływ na człowieka.

Dziewictwo, będąc najwznioślejszą cząstką nieskazitelności, nie było znane przed Maryją. Nie mówimy tu o westalkach. Zresztą, jak powiada św. Ambroży, z trudem moglibyśmy zgromadzić siedem westalek, a ich dziewictwo, zdaniem świętego, było najemne, chwilowe, pełne pychy. Te trzy przymioty nie przystają do prawdziwego dziewictwa. Jego istotą jest bowiem umiłowanie dziewictwa samego w sobie, nienaruszonego przez wszystkie dni życia i spójnego z innymi cechami osoby, osłoniętego pięknym szalem skromności i pokory.

Nieskończenie odmienne od dziewictwa westalek jest dziewictwo Maryi. Cechuje je niezłomne pragnienie Maryi, aby zachować to dziewictwo niepokalanym w odniesieniu do ciała, a tym bardziej w odniesieniu do ducha. Żadna z niewiast przed Maryją nie potwierdziła i nie utrwaliła tak niezłomnej woli wieczystym ślubem dziewictwa. Ślub wieczystego dziewictwa był niespotykany w Starym Testamencie przed Najświętszą Dziewicą.

Drugą cechą niezrównanego dziewictwa Maryi jest to, że w Jej dziewiczej duszy nie pojawiło się nigdy nawet najmniejsze tchnienie namiętności, jak gdyby Jej ciało było czystym duchem. Było ono tak anielskie, iż będąc jeszcze w ciele, zyskała miano Królowej Aniołów.

Z Jej bowiem ciała miał wziąć swe ciało Święty świętych. Nie można było zatem dopuścić, aby istniała najmniejsza skaza w Jego niepokalaności. Maryja musiała być Dziewicą w najwznioślejszym znaczeniu tego słowa, od chwili swego poczęcia. Niepokalane poczęcie Maryi stanowiło niejako pierwszą część Jej Dziewictwa.

Trzecią cechą, którą to arcydzieło Dziewictwa jaśnieje, a zarazem wyjątkowym przywilejem, jedynym takim w całej historii, przechodzącym pojęcie rozumu człowieka, budzącym podziw nieba i ziemi, jest zjednoczenie Dziewictwa z Macierzyństwem. Maryja jest Dziewicą, a mimo to jest Matką; jest Matką, a nie przestaje być Dziewicą. A czyją jest Matką? Matką Boga! Oto szczyt wielkości Maryi! Jej blask razi wprawdzie słaby rozum ludzki, ale zarazem tak rozjaśnia tę tajemnicę, że ją umysł jest w stanie pojąć. Maryja jest Dziewicą, chociaż jest Matką, bowiem jest Matką Boga. Takie tylko Macierzyństwo nie mogło przynieść najmniejszej skazy Dziewictwu Maryi. I dlatego, gdy się nad tym zastanowimy, pojmujemy całą jego wzniosłość oraz podziwiamy i uwielbiamy najwyższą wzniosłość Dziewictwa w Macierzyństwie Bożym. Bóg, który jest nieskończoną świętością, którego nieskazitelność należy do Jego Istoty, który jest samym Dziewictwem, który rodzi i podtrzymuje nieskazitelność w swoich stworzeniach, winien był tę cnotę pomnożyć w najwyższym stopniu w swej Matce. Jego poczęcie i narodziny nie przyniosły uszczerbku Jej dostojnemu Dziewictwu. Jak powiada św. Fulgencjusz [10], Jego narodzenie wzmocniło raczej, a nie umniejszyło Jej nieskazitelność: Jej Dziewictwo nie tylko nie zostało utracone, ale raczej uszlachetnione. Podsumowując, Dziewictwo Maryi jest wzmocnione faktem, że jest Matką. Jest bowiem Matką samego Stwórcy Dziewictwa.

W tym większym stopniu jest Matką, im bardziej jest Dziewicą. Jest bowiem Matką w sposób nieskończenie wznioślejszy, w sposób podwójny – jako Matka i jako Dziewica. Jest bowiem Matką, która nie ma w sobie żadnego innego uczucia prócz uczucia Matki. Jest Matką w sposób całkowity, bez dzielenia uczuć pomiędzy różnymi innymi rolami. Jest jednocześnie Matką, która w owocu swojego Macierzyństwa widzi kwiat swego nienaruszonego Dziewictwa, która wydaje na świat samo Dziewictwo, która się staje Dziewicą dziewic, która, jednym słowem, jest Dziewicą-Matką! Z wrodzonym sobie wdziękiem wyraża to Bossuet:

Maryja miłowała swego Syna nie tylko jako Matka, ale także jako Dziewica. Patrzyła na Jezusa Chrystusa jako na kwiat, który wydała Jej nieskazitelność. I z takim uczuciem składała na Nim pocałunki, które były czymś więcej niż pieszczotami Matki, bowiem były pocałunkami Matki-Dziewicy [11].

Maryja jest zatem w całości Matką i w całości Dziewicą – jest podwójnie Matką, bo jest Matką-Dziewicą i podwójnie Dziewicą, bo jest Dziewicą-Matką. To, co w innych stworzeniach wzajemnie się niszczy, w Maryi jednoczy się cudownie i wzmacnia się nawzajem, aby przedstawić światu, a zwłaszcza płci niewieściej, najcudowniejsze, najbardziej godne uwielbienia arcydzieło Dziewictwa i Macierzyństwa, którego celem jest uwielbienie i wyniesienie Stwórcy tegoż arcydzieła.

Maryja przedstawia nam tym samym wzór uświęcenia, z którego każda kobieta może czerpać natchnienie i chwałę. Jest to wzór, który uświęca wszystkie stany tej płci.

Pójdźcie zatem dziewice do Dziewicy – powiada św. Augustyn – pójdźcie, które w swym łonie poczynacie, do Tej, która Najwyższego poczęła; pójdźcie rodzicielki do Tej, która zrodziła; pójdźcie matki do Matki; pójdźcie wy, które karmicie do Karmicielki; pójdźcie, proste i młode panny, a znajdziecie w Niej także młodą Pannę. DZIEWICA MARYJA przyjęła w Panu naszym, JEZUSIE CHRYSTUSIE, wszystkie stany natury, aby nieść pomoc każdej uciekającej się do Niej niewieście; aby być nową Ewą i naprawić cały rodzaj niewieści, bez uszczerbku jednak dla swego Dziewictwa, tak jak cały rodzaj męski był naprawionym przez Nowego Adama, Jezusa Chrystusa, Pana naszego [12].

Źródło: A. Nicolas, Maryja w planie Boga. Filozoficzne studia nad chrześcijaństwem. Cor Eorum, Płock 2020.

Przypisy:

1 Cf. Flp 2, 7.

2 Wj 25, 40.

3 Jedynie życie Maryi może służyć za wzór dla wszystkich ludzi – przyp. SU.

4 Hb 31, 1.

5 Prz 7, 27.

6 Prz 31, 10.

7 Publiusz Korneliusz Tacyt (zm. 120) – historyk rzymski – przyp. red.

8 Według mitologii Omfale była królową Lidii, która kupiła Herkulesa na targu niewolników. Z czasem uwolniła go i poślubiła – przyp. red.

9 Syr 26, 19.

10 Św. Fulgencjusz z Ruspe (zm. ca. 532) – Ojciec Kościoła, mnich, a następnie biskup Ruspe – przyp. red.

11 Kazanie 11 na temat współcierpienia Najświętszej Maryi Panny.

12 Serm. de Ortu Veritatis è terra virginea, 15 de Tempore.




Papież pobłogosławił figurę Matki Bożej

Z okazji 190. rocznicy objawień Najświętszej Maryi Panny św. Katarzynie Laboure w Paryżu we Francji, papież Franciszek w środę 11 listopada br. poświęcił figurę Niepokalanej Dziewicy Maryi od Cudownego Medalika, którą otrzymał na zakończenie audiencji generalnej. Mała delegacja na czele z ks. Tomaž Mavrič, przełożonym generalnym Zgromadzenia Misji św. Wincentego a Paulo, przywiozła Ojcu św. figurę z okazji 190 lat od objawień Matki Bożej św. Katarzynie Laboure we Francji.




“Jej siła w Maryi…”

Wystawa czasowa “Jej siła w Maryi… 100-lecia urodzin Marii Okońskiej w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ul. Dziekania 1, czynna do 8 grudnia.

Wystawa została przygotowana przez Instytut Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego z okazji 100 rocznicy urodzin założycielki Instytutu. Miejsce ekspozycji nie jest przypadkowe, bo tutaj – w budynku przy ul. Dziekania 1, tuż przy samej katedrze św. Jana Chrzciciela – do roku 2010 pracowały członkinie Instytutu Prymasowskiego, tu też od 5 lat ma swoją siedzibę Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

Celem wystawy jest przybliżenie historii życia i działalności Marii Okońskiej, która swoje życie oddała na służbę Kościołowi, a szczególnie ofiarowała się za księdza Stefana Wyszyńskiego.

Źródło: maw.art.pl