1

Milczenie i mowa Maryi (2)

Milczenie jako cnota

“Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało”. (Jk 3, 2)

O dziewictwie Maryi powiedziano, że było ono spowodowane nie tylko nieobecnością męża, ale także obecnością Boga. Coś podobnego powiedzieć możemy i o Jej milczeniu. Milczenie Maryi było nie tylko nieobecnością słów: było kontemplacją Boga. Tego Boga, który wypowiada odwiecznie jedno tylko Słowo: to Słowo, które w Jej łonie stało się Ciałem. „A Maryja zachowywała wszystkie te rzeczy w swoim sercu” (por. Łk 2, 19)!

Bo i milczenie, jak czystość, może mieć różne kształty. Może wszak wynikać z pogardy, z nienawiści wobec tych, do których się nie odzywamy. Milczenie może oskarżać i ranić. Ojciec Faber tak pisze o tym rodzaju milczenia:

„Krytykujące milczenie, tak obce łagodności Jezusowej, drażni innych i wywołuje u nich obronną, opryskliwą postawę (…). Takie milczenie jest najzgryźliwszym z braterskich upomnień”[ F.W. Faber, Postęp duszy, cz. I, rozdz. 6, s. 90.].

Nie każde milczenie jest jednak podobnie zgryźliwe. Ten sam autor kawałek dalej stwierdza, że zwłaszcza u dusz początkujących fundamentalnym zadaniem w kontekście układania stosunków z innymi osobami jest opanowanie języka.

„Nie wiem, co z tych dwóch rzeczy jest bardziej zdumiewające: czy niesłychana doniosłość, jaką Pismo Święte przyznaje uważaniu na język, czy niesłychane niedbalstwo, z jakim ludzie pobożni się do niej odnoszą”[ Tamże, s. 91.].

Zanim więc zanurzymy się w milczeniu Maryi; w tym milczeniu nie będącym pustką, ale pełnią; nie będącym pogardą, ale czułością; nie będącym opryskliwością, ale słodyczą – wypada pochylić się bodaj krótko nad tematem samego milczenia; tak, aby to wieloznaczne słowo nie zwiodło nas na manowce. Wielką pomocą w tym będzie sięgnięcie po tradycje i teksty zakonne, ponieważ to właśnie w klasztorach podkreśla się wagę milczenia i rozwija refleksję na jego temat. Toteż spojrzenie na to, jak tradycja monastyczna albo święci zakonnicy postrzegali milczenie, naprowadzi nas na właściwy trop.

Wielki teatyński nauczyciel duchowy, Wawrzyniec Scupoli, lapidarnie zwraca uwagę na szkody płynące z wielomówstwa:

„Nie sposób w niewielu słowach opisać zło, które powoduje nadmiar słów. Gadatliwość jest matką gnuśności, przyczyną niewiedzy i obłąkania, bramą oszczerstwa i szafarką kłamstw. Studzi też pobożny zapał. Umacnia występne namiętności, wskutek czego język coraz łatwiej skłania się do nierozważnych wypowiedzi. Nie mów długo, gdy ktoś niechętnie słucha, żeby mu nie dokuczyć. Tak samo postępuj, kiedy cię słucha, żeby nie przekroczyć granic skromności”[ W. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXIV.].

Autor Walki duchowej zwraca więc szczególną uwagę na niebezpieczeństwa, przed którymi milczenie nas broni. Od strony pozytywnej można wskazać skarby, jakie ono przynosi. Święty Maksymilian Maria Kolbe, powołując się na całą tradycję życia zakonnego, stwierdził, że:

„Milczenie, według zdania ojców i mistrzów życia duchowego, jest ostoją i fundamentem życia głęboko wewnętrznego. Dusza skupiona, zachowująca wiernie milczenie, tyle ustawicznie słyszy natchnień i świętych wskazówek od Ducha Przenajświętszego, który jedynie w sercu uciszonym przemawia i porywa ku sobie. W zamieszaniu nie ma Boga. On przebywa w ciszy i w spokoju”[ Św. Maksymilian Maria Kolbe, konferencja z 16 października 1936, Konferencje, s. 81.].

Trzeba jednak to milczenie właściwie rozumieć. Gwoli przykładu, zacznijmy od dosyć prostej konstatacji, że w powszechnej tradycji zakonnej istnieje coś takiego jak silentium magnum, wielka cisza, czyli ten czas, w którym należy zachowywać najściślejsze milczenie – na przykład w tradycji franciszkańskiej silentium magnum rozciągało się od wieczornego odmówienia komplety aż do porannej prymy. Pewien dominikański profesor prawa kanonicznego używał właśnie tego przykładu dla ukazania, że przy aplikacji jakiejkolwiek normy prawnej należy mieć na względzie to, co prawnicy nazywają „intencją prawodawcy”. Otóż intencją zakonnych prawodawców nakładających na zakonników obowiązek ścisłego milczenia podczas silentium magnum nie jest to, żeby zakonnicy zginęli w pożarze, ale to, by żyli w skupieniu. Jeśli więc zobaczy się, że wybuchł pożar, to oczywiście nawet w tym najświętszym czasie wielkiej ciszy można krzyczeć „Pali się!”. Ten prosty przykład naprowadza nas na definicję milczenia rozumianego jako cnota. Tak mówił o tym swoim współbraciom święty Maksymilian Maria Kolbe:

„Milczeć – nie znaczy to: nic nie mówić, ale mówić tylko tyle, ile sobie Niepokalana życzy; ni mniej, ni więcej.

Mówić mniej niż potrzeba – źle czynimy; mówić więcej niż potrzeba – też źle czynimy.

Aby mówić tyle, ile potrzeba – należy ciągle czuwać nad sobą, by mówić tylko to, co jest potrzebne i konieczne do załatwienia sprawy”[ Konferencja z 17 kwietnia 1934, Konferencje, s. 55. Zob. Dodatek I.].

Tak rozumiane milczenie, zarówno w przypadku osób konsekrowanych, jak i świeckich, jest oczywiście niełatwą sztuką. Jak to dowcipnie ujął Franz Werfel w swojej znakomitej Pieśni o Bernadetcie: „z amatorami wódki od wiek wieków zawsze jest ta sama historia. Łatwiej jest oprzeć się pierwszej szklaneczce aniżeli drugiej, łatwiej drugiej aniżeli trzeciej i tak dalej”[ F. Werfel, Pieśń o Bernadetcie, s. 245.]. Otóż z innymi namiętnościami jest dokładnie tak samo. Łatwiej jest wcale nie grać w karty aniżeli grać z umiarem; łatwiej nie palić aniżeli palić dwa papierosy dziennie; łatwiej powstrzymać się całkiem od ulubionych czekoladek aniżeli poprzestać na jednej, mając w zapasie całą paczkę. Z mówieniem jest dokładnie tak samo, z tą tylko różnicą, że paczkę papierosów albo czekoladek można oddać na przechowanie matce, żonie lub przyjacielowi, a gęby na kłódkę nikt sobie nie zamknie. Zaiste, jak stwierdził wielki współczesny nauczyciel życia wewnętrznego, kardynał Sarah:

„Milczenie, panowanie nad swoimi wargami i swoim językiem, to trudna, spalająca i mozolna praca”[ R. Sarah, N. Diat, op. cit., nr 17.].

Jest to praca tak trudna, że abba Pambo, jeden z Ojców Pustyni, uciekł na nią właśnie po to, żeby opanować swój język – a nawet z dala od ludzi zajęło mu to ponad dziewiętnaście lat! Jest to praca tak trudna, że św. Jakub Apostoł mówi wprost: „kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym” (Jk 3, 2).

Ten pierwszy szczebel milczenia – który nazwać możemy milczeniem zewnętrznym – zakłada, że nie mówi się, o ile nie jest to konieczne, oraz że unika się wszystkich zbytecznych hałasów zewnętrznych. U wielu świętych można było zaobserwować tę ogromną delikatność, którą pięknie wyrażono, mówiąc o bł. Antonim Chevrierze, że „dobrze odprawiał Mszę i dobrze zamykał drzwi” – czyli unikał trzaskania nimi…

Rzeczą ważną jest, że to zewnętrzne milczenie nie jest wyłączną domeną mniszek klauzurowych. Gdybyśmy powiedzieli, że polega ono na „niemówieniu nigdy” i na „unikaniu wszelkich hałasów”, to oczywiście bardzo nieliczne, najsurowsze zakony pustelnicze mogłyby dążyć do tego ideału. Kluczowe są tu więc słowa: „o ile nie jest to konieczne” oraz „zbytecznych”. Przyjmując te dwa warunki, każdy człowiek, choćby jego praca wymagała nieustannego krzyczenia, choćby mieszkał przy najbardziej zakorkowanej ulicy wielkiego miasta, w jednym mieszkaniu z fagocistą i śpiewaczką operową, może żyć w milczeniu.

W swoim sławnym Podręczniku dusz wewnętrznych o. Jean-Nicolas Grou stwierdza:

„Niedorzecznością jest wierzyć, że praktykowanie milczenia przystoi wyłącznie duszom oddanym Bogu w klauzurze. Jest ono konieczne dla wszystkich tych, którzy chcą osiągnąć życie wewnętrzne. Jezus Chrystus nie myślał tylko o zakonnikach, kiedy powiedział, że w dniu sądu przyjdzie nam zdać sprawę z każdego zbędnego słowa. Chęć mówienia jest niezawodnym znakiem duszy lekkomyślnej i rozproszonej. Nie chce mi się wierzyć, żeby komuś było łatwo po skończeniu bezużytecznej rozmowy wejść w stan skupienia, modlić się czy odbyć duchowe czytanie z pokojem i spokojem potrzebnymi dla ich owocności”[ N. Grou, Manuel des ámes intérieures, Paryż 1901, s. 94.].

Nawet w wielkim zgiełku człowiek może więc kultywować miłość milczenia i jego ducha, starając się unikać zbytecznych słów. Zawstydzającym dla wielu chrześcijan przykładem na tym polu jest Juliusz Cezar, który dla uniknięcia pospiesznych, nieprzemyślanych i podyktowanych emocjami wypowiedzi powziął postanowienie liczenia do dwudziestu, zanim coś powie.

To zewnętrzne milczenie, milczenie warg nie jest jednak jeszcze tożsame z cnotą milczenia. Nie tylko dlatego, że – jak powiedzieliśmy – cnota ta nie zakłada li tylko zamknięcia ust na kłódkę: zakłada otwieranie ich we właściwym czasie i we właściwy sposób. Pierwsze jest zresztą warunkiem drugiego: nie będzie umiał dobrze mówić ten, kto nie umie milczeć. Dobra mowa wymaga nie tylko opanowania mięśni żuchwy i języka – ale także (i przede wszystkim) milczenia wewnętrznego, skupienia:

„Milczenie serca jest najbardziej tajemnicze, jeśli bowiem możemy postanowić, że nie będziemy mówić i zamilkniemy, jeśli możemy też zamknąć oczy, żeby niczego nie widzieć, to nad swoim sercem panujemy w mniejszym stopniu. Płonie w nim ogień, w którym trudno opanować namiętności, gniewy, urazy, przejawy agresji. Ludzka miłość z trudem upodabnia się do Bożej. W sercu przelewają się rzeki, nad którymi nie ma kontroli, i człowiek tylko z największym trudem może odzyskać wewnętrzną ciszę”[ R. Sarah, N. Diat, op. cit., nr 48.].

Milczenie wewnętrzne oznacza pokój naszych wewnętrznych władz, a zwłaszcza pamięci i wyobraźni. Z miejsca widać, jak trudne to zadanie, biorąc pod uwagę, że każda z nich – i pamięć, i wyobraźnia – bywają nazywane „wariatkami”, nad którymi niezmiernie trudno jest zapanować.

Oznacza to, że medal powszechnego powołania do milczenia ma także i drugą stronę. Owszem, można zachować wewnętrzne milczenie i pośród hałasu zewnętrznego. Ale też nie tylko gadatliwością można naruszyć milczenie. Kto nie pamięta ze szkolnej ławy podawania sobie bilecików, wymieniania ukradkowych spojrzeń i uśmiechów i szeregu innych sposobów skrócenia sobie czasu nudnej lekcji? Niektóre z tych czynności odbywają się bez wydania najmniejszego dźwięku. A jednak łamią milczenie. Owszem, może te niesforne dzieci nie przeszkadzają nauczycielowi mówić. Ale przeszkadzają sobie samym i innym uczniom słuchać. Takie rzeczy nie zdarzają się tylko w szkołach – ale także w biurach, w kościołach parafialnych na niedzielnej Mszy, a nawet w dobrych klasztorach – święty Maksymilian Maria Kolbe ganił swoich braci za łamanie ciszy uśmiechami, spojrzeniami, mrugnięciami, gestami…

Również powstrzymanie się od takich przewinień jest jednak dopiero początkiem prawdziwego milczenia. Człowiek może zrezygnować z zakłócania cudzego skupienia – jednocześnie jednak nie dbając o własne. W cytowanym już dziele ojciec Grou tak pisze o milczeniu wewnętrznym:

„Nie wystarczy zachowywać milczenia wobec innych osób. Trzeba praktykować je także wobec siebie samego, nie puszczając wodzy fantazji, nie wspominając tego, co się powiedziało lub usłyszało i nie przejmując się zbytecznymi myślami, czy to odnoszącymi się do przeszłości, czy do przyszłości. Jak miałby Bóg dać się usłyszeć duszy pogrążonej w tak wielkim rozproszeniu wewnętrznym?”[ N. Grou, Manuel des ámes intérieures, Paryż 1901, s. 95.]

Źródło: O. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz, Milczenie i mowa Maryi, Rosa Mystica, Wrocław 2023, ss. 17-25 (CC BY-ND).

Ilustracja: Fra Angelico, Zwiastowanie (fragment), Museum of San Marco (CC BY 2.0 Deed).




Milczenie i mowa Maryi (1)

„Pragnienie oglądania Boga przynagla nas,
byśmy umiłowali samotność i ciszę.
Bóg mieszka bowiem w ciszy.
Spowija się ciszą”

(Robert kard. Sarah)

Życie duchowe można by wyrazić jednym słowem: milczenie!
Święci rodzą się w milczeniu.
Jest ono początkiem, wypełnieniem i zwieńczeniem świętości”

(s. Marie-Aimée od Jezusa OCD)

Z obfitości serca

Sit autem omnis homo velox ad audiendum, tardus autem ad loquendum (Jk 1, 19)

O pewnym poecie powiedziano, że mógłby powiedzieć wszystko, gdyby tylko miał cokolwiek do powiedzenia. Człowiek ten posiadł fenomenalny warsztat językowy. Tworzył urocze zbitki i gry słowne. Modelował język jak plastelinę… nie miał jednak nic do powiedzenia. Jego twórczość pozostawała próżną – choć genialną – zabawą.

Jakże inaczej mówili święci! „Chętni do słuchania, nieskorzy do mówienia” (por. Jk 1, 19), kiedy zabierali głos, przekazywali bliźnim owoc głębokiej kontemplacji. Niektórzy z nich – jak św. Jan Chryzostom albo św. Wawrzyniec z Brindisi – byli wielkimi krasomówcami. Niektórzy – jak św. Efrem czy św. Franciszek z Asyżu – byli wielkimi poetami. Niektórzy – jak św. Bernardyn ze Sieny czy św. Jan Kapistran – potrafili przemawiać do ludu przez wiele godzin bez przerwy. A jednak byli małomówni. Mówili tyle, ile było potrzebne, aby rozpalić serca swoich słuchaczy i oświecić ich umysły – dostosowywali się w tym do potrzeb czasu, niekiedy do wymogów stylistycznych, zawsze do poziomu słuchaczy, ale przemawiając, nie szukali siebie. Nie po to mówili, żeby się wygadać – i nie po to, żeby błyszczeć. Mówili, bo mieli coś do powiedzenia – a to, co mieli do powiedzenia, pochodziło z góry, zgodnie z dominikańskim mottem contemplata aliis tradere, przekazywać innym to, co samemu zdobyło się przez kontemplację. „Z obfitości serca mówią usta” (Mt 13, 34), lecz niestety często serce obfituje bardziej w pył tego, co nieważne albo w żółć tego, co niegodziwe – a nie w skarby Bożej mądrości i miłości. Jeden z Ojców Pustyni, abba Pojmen, tak mówił:

„Bywa człowiek, który niby to milczy, ale jego serce osądza innych: ten mówi nieustannie. Ale bywa i taki, który mówi od rana do wieczora, a zachowuje milczenie: to znaczy nie mówi nic niepożytecznego”.

Usta mówią z obfitości serca; i mogą mówić pięknie, także nie poznawszy tajników krasomówstwa. To dlatego pośród największych kaznodziejów chrześcijaństwa wspominamy nie tylko wielkich oratorów, jak wspomniani wyżej święci albo jak sławny kaznodzieja Lacordaire – ale także takich, których warsztat (z ludzkiego punktu widzenia) zupełnie nie olśniewał. Sam Lacordaire, człowiek skądinąd głęboko pobożny, pojechał kiedyś do Ars, aby posłuchać kazania świętego proboszcza. Stwierdził następnie, że „kiedy głosi Lacordaire, ludzie [aby go lepiej słyszeć] wchodzą na konfesjonały. Ale kiedy głosi Vianney, ludzie wchodzą do konfesjonałów [aby się wyspowiadać]”. Takim kaznodzieją był w Polsce bł. Jerzy Popiełuszko. Nie był artystą słowa – a jednak słuchały go nieprzebrane tłumy, przyciągane magnesem prawdy ewangelicznej.

Z drugiej strony jednak, obfitość serca Bogiem wzbogaconego może także sprawić, że człowiek dosłownie oniemieje. Bo jakże przekazywać ułomnym ludzkim słowem to, co dzieje się, kiedy pełnia Słowa wypełni ludzkie serce? I jak wyśpiewywać Tego, który jest niewypowiedziany? Tak jak ludziom o bodaj odrobinie wrażliwości – nie mówiąc już o pobożności – milczenie narzuca się samo, kiedy tylko wejdą do majestatycznej gotyckiej albo romańskiej świątyni, tak też życie kontemplacyjne skłania ku milczeniu. Ba! Bez milczenia jest niemożliwe. To dlatego święci tak wiele milczą – a tak mało mówią. Kiedy jednak już przemówią, to trafiają w sedno – jak króciutkie sentencje (apoftegmaty) starożytnych ojców pustyni, zbierające w lapidarność intensywnej sentencji mądrość całych lat ascezy i modlitwy.

Skoro jednak o wybitnym poecie powiedziano, że mógłby powiedzieć wszystko, gdyby miał cokolwiek do powiedzenia, to cóż powiemy o Maryi? Pieśń Magnificat zdradza nam w Niej największą poetkę. Nie w tym rzecz jednak… Jak wiele miała Maryja do powiedzenia, będąc pełną Słowa Wcielonego! Jak wiele miała do powiedzenia, kontemplując przez trzydzieści lat Jego słowa! A jednak na kartach Ewangelii uderza nas Jej milczenie oraz Jej małomówność. Z obfitości serca milkną usta!

Jej milczenie! Milczenie spowija pierwszych kilkanaście lat Jej życia. Milczenie ogarnia – nie licząc epizodu odnalezienia dwunastoletniego Jezusa w świątyni – trzydzieści lat spędzonych u boku Syna… I znowuż, po rozpoczęciu przez Niego działalności publicznej, Maryja milknie. Milczenie jest dla Maryi stanem naturalnym, przerywanym nieczęsto, a jeśli już – to z dostatecznie ważnych powodów. To bardzo cenna lekcja dla nas – i spróbujemy pochylić się nad tą lekcją w pierwszej części tej książki.

Jej małomówność! Nieliczne – jest ich dokładnie siedem – wypowiedzi Maryi na kartach Ewangelii uderzają swoją zwięzłością. Tylko jedna z nich jest nieco dłuższa: to porywający hymn miłości Boga, Magnificat.

Są autorzy, którzy – jak na przykład filozof Nicolas Goméz Davila – przez całe życie cyzelują swoje dzieła, dążąc do maksymalnej zwięzłości i przejrzystości stylu. Podziwiamy lapidarność Cezara czy francuskiego aforysty La Rochefoucaulda. Na gruncie czysto katolickim niezmienną popularnością cieszą się wspomniane Apoftegmaty Ojców Pustyni sprzed ponad półtora tysiąclecia czy napisane w XVI wieku króciutkie Przestrogi św. Jana od Krzyża albo dwudziestowieczne myśli duchowe św. Josemarii Escrivy. W wypowiedzi lapidarnej, w której wszystko jest na swoim miejscu – i nie ma niczego, co by nie było potrzebne, jest surowe, ale pociągające piękno. Każde słowo ma sens, ma znaczenie; nic nie jest pustym ozdobnikiem. W przypadku słów Maryi, każde z nich jest niewyczerpanym źródłem. Każde z nich jest nie tylko diamentem, ale kopalnią diamentów. Jest ich dostatecznie dużo, by można było nad nimi rozmyślać przez całe życie – przez całe życie odnajdując w nich coś nowego, dotąd nieznanego.

Nie znaczy to oczywiście, że przez te wszystkie lata Maryja nigdy nie powiedziała nic poza tymi siedmioma wypowiedziami. Ojciec Emil Neubert pięknie zauważa, że już same przypowieści naszego Zbawiciela zapewne były w niemałym stopniu owocem Jego rozmów z Matką:

„Dorośli używają w swojej mowie obrazów, które zafascynowały ich w młodości, kiedy to wrażenia wywierają na człowieka silny wpływ. Jan Chrzciciel dorastał na pustyni, gdzie widział żmije, kamienie i uschnięte drzewa. Jezus został wychowany przez Maryję; w Jej towarzystwie obserwował te urocze przedmioty, do których nawiązywał w przypowieściach. Niewątpliwie dzielił się ze swą Matką wrażeniami, jakie one na Nim robiły, tak jak robią to wszystkie dzieci, ponieważ jest doświadczony we wszystkim, podobnie jak my, oprócz grzechu (Hbr 4, 15), a dzielenie się z matką przeżyciami i przemyśleniami jest naturalną potrzebą każdego dziecka.

Cóż za nieskończenie łagodna wymiana myśli i uczuć między Chrystusem a Maryją na temat tego, co widzieli, słyszeli i robili! O ognisku domowym, którym zajmowała się Maryja, o pszenicy, którą mieliła między dwoma dużymi kamieniami, o cieście, które ugniatała, mieszając je z niewielką ilością drożdży, aby masa urosła, o igraszkach Dzieciątka i o Jej nad Nim opiece, o pracy i zmęczeniu Świętego Józefa.

Czasami rozmawiali o radości sąsiadki, która znalazła zgubioną drachmę, o wróblach przesiadujących na dachu ich małego domu, o tym, że żaden z nich nie spadnie z niego bez zgody Ojca, o liliach na łące, piękniejszych w swej prostocie niż dostojny przodek Salomon w całym swym bogactwie. Innymi czasy rozmawiali o owcach, które posłusznie podążają za pasterzem, o tych zabłąkanych, które są sprowadzane do stada na ramionach pasterza, o wilkach, które zaatakowały stado i zostały odpędzone przez pasterza ryzykującego dla owiec swoje życie… Te rozmowy nie były modlitwami, ale dawały Jezusowi i Maryi doskonałą okazję do wyrażenia wzajemnego zaufania i miłości oraz pogłębienia bliskości, jaka istniała między nimi”.

Jednak to, że Ewangelie przekazują nam tylko siedem pereł Maryi, nie jest przypadkowe. Podobnie jak przypadkowe nie jest to, że na kartach świętej księgi Maryja tak dużo milczy.

Źródło: O. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz, Milczenie i mowa Maryi, Rosa Mystica, Wrocław 2023, ss. 11-16 (CC BY-ND).

Ilustracja: E. Hainzelmann za Annibale Carracci, NMP uciszająca św. Jana Chrzciciela, XVII w.




Abp Jędraszewski: Polska królestwem Maryi

– Jezus wzywa do miłości Boga, którego mamy kochać całym sercem, duszą, umysłem i ze wszystkich sił. Wzywa także by kochać drugiego człowieka jak siebie samego. W tej miłości Boga i bliźniego należy szukać natchnień i fundamentów jak kochać Polskę, naszą Ojczyznę. Polskę, która z wyboru Polaków jest królestwem Maryi – mówił metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św. odpustowej w Rektoracie Matki Bożej Częstochowskiej przy szpitalu im. dr. Józefa Babińskiego w Krakowie.

Arcybiskup przypomniał, że Maryja od początku była związana z ojczyzną, czego dowodem jest hymn „Bogurodzica”. W 1382 r. książę Władysław Opolski sprowadził ikonę Czarnej Madonny na Jasną Górę. Częstochowa stała się szczególnym ogniskiem, skupiającym całe dzieje Polaków.

Arcybiskup powiedział, że to co ma miejsce w kaplicy przy ul. Kobierzyńskiej, jest odbiciem tego, co wydarza się w Częstochowie. Nadzieje, które mają pacjenci i pracownicy szpitala są echem słów Maryi: „Czyńcie wszystko co wam mówi mój Syn”. – Jezus wzywa do miłości Boga, którego mamy kochać całym sercem, duszą, umysłem i ze wszystkich sił. Wzywa także by kochać drugiego człowieka jak siebie samego. W tej miłości Boga i bliźniego należy szukać natchnień i fundamentów jak kochać Polskę, naszą ojczyznę. Polskę, która z wyboru Polaków jest królestwem Maryi – zauważył metropolita.

Metropolita stwierdził, że służba medyczna i pacjenci przychodzą do kaplicy przy szpitalu ze swoimi smutkami, radościami, ale zawsze w duchu otwarcia na to do czego wzywa Maryja: do otwarcia drzwi własnych serc, by służyć miłością.

W czasie Mszy św. metropolita poświęcił ołtarz, tabernakulum i polichromię prezbiterium, które zostały poddane renowacji. Bezpośrednio po uroczystości miał miejsce koncert „Pieśni Do Matki Bożej”.

Kaplica szpitalna pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej wzniesiona została w 1913 roku jako jeden z pierwszych obiektów całego szpitalnego kompleksu. Poświęcono ją wraz z kompleksem szpitalnym w 1918 r. Służy trzem wspólnotom: pacjentom i ich rodzinom, personelowi i mieszkańcom przyszpitalnego osiedla. Wspólnota rektoralna aktualnie liczy 112 rodzin, czyli 486 osób. Corocznie 23 czerwca obchodzona jest w nim rocznica likwidacji szpitala z 1942 r., gdy do obozu koncentracyjnego wywieziono 566 pacjentów. Pracownicą szpitala była bł. Hanna Chrzanowska, której relikwie i obraz znajdują się w rektoracie.

Źródło: Archidiecezja Krakowska




Kard. Lépicier : Wniebowzięcie Maryi

„Któraż to jest, co wstępuje przez puszczę jak słup dymu z wonności mirry i kadzidła?” (Pnp 3, 6).

Kiedy nadeszła chwila, w której Słowo Wcielone miało świętować mistyczne i uroczyste zaślubiny z Oblubienicą swego serca, ukazało się Jej Ono w całym swym pięknie, zapraszając, by przyszła i zakosztowała niewysłowionych rozkoszy, jakie wnosi do duszy jasna wizja Boskiej Istoty.

Wizja ta była nagrodą za żarliwą miłość, jaką Maryja od poczęcia żywiła do swego Boga i jaka od początku rosła w Jej niepokalanej duszy. Miłość ta osiągnęła w końcu swój szczyt. Nadszedł czas, aby Matka Boża otrzymała z rąk Dobroci nieskończonej ostateczną koronę w postaci jasnego i natychmiastowego objawienia się Boskiej Istoty. Niemożliwe jest jednak oglądanie Boga twarzą w twarz w sposób niezmienny i trwały, a potem dalsze życie w śmiertelnym ciele. Pod wpływem kontaktu z tą niewysłowioną wizją, więzy łączące duszę Maryi z Jej świętym ciałem zostały nagle zerwane i Najświętsza Panna została natychmiast wprowadzona na dwór niebieski.

Dzień, w którym wstąpiła do nieba, był dla chwalebnej armii aniołów wyjątkowy. Te błogosławione duchy przyjęły, ze znakami szczególnej czci, czystą duszę Matki Słowa. Ich oczy nie mogły się nasycić pięknem tej istoty, która zachowała nietkniętą lilię swojego Niepokalanego Poczęcia. Zastanawiali się ze zdumieniem: „Któraż to jest, co wstępuje przez puszczę jak słup dymu z wonności mirry i kadzidła?”.

*

Oddzielenie się duszy Maryi od Jej najświętszego ciała trwało zaledwie chwilę. Gdy tylko Jej dusza zjednoczyła się nierozerwalnie ze źródłem rozkoszy – istotą Boga, nie odrywając wzroku od tej upojnej wizji, wróciła szybko jak błyskawica na ziemię, by połączyć się ze świętym ciałem, po czym natychmiast przybyła w tym zjednoczeniu do wiecznych przybytków.

Maryja wstąpiła więc w chwale do nieba, z ciałem i duszą, tak jak wstąpił tam Jej Syn. Wzniosła się nie wspierana żadną zewnętrzną siłą, nawet siłą aniołów, ale podniesiona dzięki cudownej zwinności, jaką zmartwychwstanie daje ciałom błogosławionych. Maryja dostąpiła zaszczytu nieba niczym piękny ptak, szybujący w otchłani firmamentu. Wzniosła się niczym lekka chmurka, która znika na niebie pod wpływem ciepłych promieni słońca. Przybyła, aby zostać ukoronowaną na Królową nieba i ziemi: „Pójdźże z Libanu, oblubienico moja (…)! Będziesz koronowana” (Pnp 4, 8).

Podziwiaj, duszo moja, to rozkoszne widowisko i dziękuj Bogu za cuda, jakie uczynił w tej niezwykłej Dziewicy, która mimo swej wielkości pozostaje dla Ciebie zawsze pełną czułości i miłosierdzia Matką.

*

Wniebowzięcie Maryi, będąc ukoronowaniem Jej życia nadprzyrodzonego i Bożego, dla rodzaju ludzkiego stało się przyczyną nowej radości i nowego triumfu.

Tak jak święci patriarchowie, oczekujący w limbie, ujrzeli w chwili narodzin Matki Bożej świt, który zwiastował im zbliżające się wybawienie, tak Wniebowzięcie tej niezrównanej Królowej, wraz ze Wniebowstąpieniem Pana Jezusa Chrystusa, stało się gwarancją zmartwychwstania i nieśmiertelności człowieka, który wcześniej utracił swoją pierwotną godność.

Człowiek sam w sobie jest bardzo mały, a nędze tego życia są wielkie. Jednak łaska Boża jest tak potężna, że pomimo naszej słabości, z jej pomocą możemy wraz z aniołami niebieskimi uczestniczyć w widzeniu Boga.

Aby jednak osiągnąć tak wzniosły cel, chrześcijanin musi walczyć odważnie przez całe życie. Musi starać się wzrastać w praktykowaniu cnót i miłości Bożej, zgodnie ze słowami Apostoła: „biegnę do wyznaczonego kresu, do nagrody wzniosłego wezwania Bożego w Chrystusie Jezusie” (Flp 3, 14.).

Nie zrażaj się, duszo moja, kroczeniem drogą doskonałości, do którego zobowiązałaś się świętym przyrzeczeniem. Los Maryi będzie twoim udziałem, jeśli, tak jak Ona, wiernie odpowiesz na łaskę Bożą.

Modlitwa

O chwalebna Dziewico Maryjo, dzięki której nasz smutek przemienił się w radość, wyjednaj nam łaskę takiego życia, abyśmy pewnego dnia mogli kontemplować Twoją wielkość. Wstawiaj się, proszę, także u Twego Boskiego Syna, aby wyjednał uwolnienie dusz cierpiących obecnie w czyśćcu, by mogły bezzwłocznie zostać dopuszczone do wiecznej chwały. Amen.

Źródło: Alexis-Henri-Marie Lépicier OSM, Maryja. Najpiękniejszy rajski kwiat. Rozważania o Litanii loretańskiej, Cor Eorum 2023.




„Pięć minut” dla Matki Najświętszej

Tytuł nieco osobliwy. Dla jednych trochę dziwny, dla innych już znany. Cóż więc to jest takiego?

Pięć minut dla Matki Najświętszej, jest to praktyka nieznaczna, ale za to Niepokalanej bardzo miła i gorąco polecana przez Ojca Maksymiliana, jako jeden ze środków do zjednoczenia się z Bogarodzicą i wyćwiczenia w sobie ciągłej pamięci na Jej przy nas obecność. Praktycznie wygląda ona podobnie jak godzina straży Najświętszego Serca Pana Jezusa, tylko, że tu nie bierzemy pod uwagę godzinę czasu, ale chwilę, coś mniej więcej jak pięć minut.

Czas należy o ile możności obierać taki, w którym mamy najwięcej roztargnienia, ażeby ćwiczenie nasze było połączone z większym wysiłkiem, a przez to by owoce były obfitsze. Również o ile możności powinien to być czas codziennie o jednej i tej samej porze np. od modlitwy dziękczynnej po śniadaniu, aż do dzwonka na modlitwę przed pracą, albo od pierwszego dzwonka na zakończenie pracy, aż do drugiego, który nas wzywa do refektarza lub na modlitwę, lub wreszcie jakaś chwila w ciągu dnia, określona mniej więcej na pięć minut. Gdyby jednak się kiedyś zapomniało, to tę „pięciominutówkę” odprawia się wtedy, kiedy się przypomni.

Teraz rzecz najważniejsza: w jaki sposób spędzić takie pięć minut? Przystępując do tej chwili, należy sobie żywo uprzytomnić obecność Matki Najświętszej. Wyobraźmy sobie wtedy, że stoi Ona przy nas; patrzy na nasze kroki, na nasz ruch, na nasze spojrzenia; przenika do głębin nasze serce, bada każde jego uderzenie, każde uczucie, każdy akt wewnętrzny, czy zewnętrzny; smuci się lub weseli w zależności od tego, jak dany akt spełniamy, dobrze czy źle.

Starajmy się myśleć i czynić jak przypuszczamy, że Matka Boża myślałaby i czyniła w danym wypadku i to do tego stopnia, abyśmy się czuli wprost przesiąknięci Niepokalaną, jak przesiąka gąbka zanurzona w wodę. I w tym to stanie, bez jakiegoś niepotrzebnego natężania umysłowego lub nerwowego, w głębokim spokoju i skupieniu pozostać w serdecznej i poufałej łączności z Matką Najświętszą.

Niewiele w tym czasie prosić, ale raczej patrzeć… słuchać… co nasza Dobra Mamusia w tej chwili od nas żąda, co się Jej w nas nie podoba, a co pragnęłaby abyśmy wyrzucili z naszego serca, z naszego postępowania. Pracy swojej czy modlitwy, a nawet rozrywki — zależy co w danej chwili czynimy — nie tylko nie przerywać, ale starać się na zewnątrz spełniać z taką samą naturalnością jak dotychczas, a jedynie doskonalej i święciej. Owoce tego ćwiczenia będą nadspodziewanie cenne.

Ci wszyscy, którzy często ubolewają nad niestałością swego charakteru i jego wadami, niech spróbują tylko gorliwie zabrać się do tego ćwiczenia, a wkrótce przekonają się jaki to skuteczny środek dla ich słabości i chwiejności. Wtedy miłość ku Niepokalanej piękniej i szybciej rozwijać się i kwitnąć będzie w naszych sercach.

Okażmy więc Matce Najświętszej naszą gotowość i wierność, a nasze duchowe i fizyczne niedomagania oraz potrzeby pozostawmy Jej wspaniałomyślności. Nie zawiedziemy się nigdy w naszej ufności. Niepokalana nie da się nam prześcignąć w miłości i ofiarności; daleko więcej Ona zawsze dla nas czyni, aniżeli my dla Niej.

Na koniec piszący te słowa prosi O. Maksymiliana, od którego nauczył się tej praktyki, ażeby zechciał zwrócić do redakcji ewentualne uwagi i uzupełnić niedomagania jakie w niniejszym zestawieniu mogą się znaleźć, a które może za słabo i zbyt niedoskonale przedstawiają tę piękną praktykę: „Pięć minut dla Matki Najświętszej”.

Niepokalanej Pośredniczce wszelkich łask — cześć i chwała na wieki!

ML

We wszystkich niebezpieczeństwach i uciskach, we wszystkich wątpliwościach i utrapieniach waszych wzywajcie Maryi, myślcie o Maryi, niech Ona będzie zawsze w myśli i na ustach waszych.

Św. O. Franciszek

Bracia, jeśli pragniecie doznać pociechy we wszelkim strapieniu, udawajcie się do Maryi, Maryi wzywajcie, Maryję czcijcie, z Maryją módlcie się, z Maryją Jezusa szukajcie. Tomasz à Kempis

Źródło: Z życia Niepokalanowów, Jednodniówka, 1936 r. (język uwspółcześniono).




Miłosierdzie Maryi

„Podaj nogę w pęta jej i szyję twoją w jej łańcuch; … I będą tobie pęta jej obroną mocną i silną podstawą, a łańcuchy jej szatą chwały” (Syr 6, 25, 30).

Kiedy uświadomimy sobie, jak wielu kłopotom i nieszczęściom podlega człowiek w tym życiu, nie sposób powstrzymać uczucie głębokiego smutku. Gdy nasi pierwsi rodzice utracili przez grzech pierworodny łaskę Bożą, a wraz z nią stan sprawiedliwości, w którym zostali stworzeni, boleśnie doświadczyli ogromu zła, jakie ich dotknęło. Zło, które miało rozciągać się na całe ich potomstwo, ma swój początek w czterech śmiertelnych ranach. Są to: niejasność co do prawd wiary w umyśle, przewrotna skłonność woli, nieuporządkowana skłonność do przyjemności zmysłowych we władzach niższych duszy i wreszcie wielka trudność w przeciwstawianiu się złu.

Co więcej, gdyby człowiek dochował wierności Bogu, nie podlegałby cierpieniu i byłby nieśmiertelny. Przez ten pierwszy grzech utracił jednak wszystkie swoje przywileje i w konsekwencji podlega bólowi, chorobie i śmierci.

Och, jak wielka jest brzydota grzechu i jak godny współczucia jest stan człowieka pozbawionego pierwotnej sprawiedliwości!

Dziękujmy Bogu, który będąc „bogaty w miłosierdzie”, ulitował się nad nami. Nie zadowolił się jedynie pomaganiem nam osobiście, ale chciał nam dać w Maryi Matkę wrażliwą na nasze nędze i pragnącą nam ulżyć we wszystkim: Salve Regina, Mater misericordiae.

Jesteśmy dłużnikami nieskończonej dobroci Boga, bowiem dał nam w Jezusie i Maryi dwie osoby żywiące do nas najtroskliwsze uczucia miłości i miłosierdzia.

Święty Paweł mówi o Jezusie Chrystusie, że pragnął być nam podobny i że tak jak my musiał poznać ból, abyśmy mogli znaleźć w nim ojca pełnego miłosierdzia.

Maryja także musiała cierpieć gorzkie męki, zwłaszcza u stóp krzyża swego Syna. Jest zatem, jak Jezus, pełna miłosierdzia dla nas, biednych grzeszników. To miłosierdzie Maryi sprawia, że śpieszy nam Ona z pomocą, przynosząc ulgę w naszych nieszczęściach. Potężna Orędowniczka, nieustannie wstawia się za nami, aby Bóg dał nam światło niezbędne do podejmowania decyzji, inspirował nas prawością intencji we wszystkich naszych działaniach, zapobiegał skłanianiu się naszej woli ku złu, umacniał nas, uzdalniał do odpierania ataków wroga i dawał niebiańską łaskę, która poskramia w nas żar pożądliwości.

Dobroć Maryi nie ogranicza się tylko do naszych potrzeb duchowych, ale obejmuje także nasze potrzeby doczesne. Ta czuła Matka poznała nędzę, zmęczenie i głód, dlatego śpieszy, by ulżyć nam w nieszczęściach. Z upodobaniem posyła nam na pomoc świętych aniołów, którzy Jej służą, a czasem raczy nawet osobiście ukazać się swoim pobożnym sługom, zwłaszcza, aby pocieszyć ich w godzinie śmierci.

Naśladując Jezusa i Maryję, chrześcijanin powinien praktykować uczynki miłosierdzia względem ciała i duszy, starając się w miarę możliwości ulżyć innym w nieszczęściach.

O ile największym nieszczęściem, jakie może spotkać człowieka, jest popadnięcie w grzech, będący jedyną przeszkodą dla miłosierdzia Bożego, o tyle najwspanialszym dziełem, jakiego możemy dokonać, jest powstrzymywanie wykroczeń przeciwko Bogu. „Bracia moi, jeśliby kto z was zbłądził z drogi prawdy i ktoś by go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, zbawi jego duszę od śmierci i «zakryje mnóstwo grzechów»” (Jk 5, 19-20).

Musimy pomagać bliźnim wyrzekać się nie tylko grzechu śmiertelnego, ale także grzechu powszedniego. To prawda, że grzech powszedni nie odbiera duszy miłości Boga. Zmniejsza jednak jej zapał i ostatecznie prowadzi ją do wiecznej śmierci.

Poświęcenie się świętemu dziełu nawracania grzeszników jest gwarancją niezliczonych błogosławieństw. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7).

Modlitwa

O Maryjo, jesteś podwójnie Matką miłosierdzia: po pierwsze, urodziłaś naszego najmiłosierniejszego Zbawiciela, a po drugie, dałaś nam tak wiele znaków swej macierzyńskiej dobroci. Błagamy, zwróć ku nam swe współczujące spojrzenie i spraw, abyśmy zawsze żyli z dala od grzechu, jedynej przeszkody dla Bożego miłosierdzia. Amen.

Źródło: A. H. M. Lepicier, La plus belle Fleur du Paradis, Rome 1921.




Święty Józef włączony do planu Wcielenia (audio)

Poniżej publikujemy pierwszy rozdział książki “Święty Józef. Życie i chwał” Edwarda Healy Thompsona (Cor Eorum 2022) w formie audio.

https://www.youtube.com/embed/ggoJL-qEi2s

Książka “Święty Józef. Życie i chwała” autorstwa Edwarda Healy’ego Thompsona uważana jest za jedno z najpełniejszych i najdokładniejszych studiów na temat św. Józefa. Bazując na Piśmie Świętym i Tradycji, pismach Ojców i Doktorów Kościoła oraz świadectwach świętych, autor starannie opisuje rolę Józefa w historii zbawienia i życiu Kościoła. Niniejsze dzieło zawiera szczegóły dotyczące pochodzenia Świętego, jego pracy oraz życia duchowego. Autor wyjaśnia, jak Józef został zapowiedziany w Starym Testamencie, przedstawia jego osobę w relacji do Jezusa i Maryi oraz tłumaczy, dlaczego został ustanowiony przez papieża Piusa IX Patronem Kościoła powszechnego. Polskie wydanie zostało wzbogacone o dodatek zawierający modlitwy, nowennę, koronkę i litanię do Świętego Józefa. Edward Healy Thompson (1813-1891) – angielski pisarz, katolik nawrócony z anglikanizmu, współczesny św. kardynałowi Newmanowi, z którym łączyła go zażyła znajomość. Autor dzieł apologetycznych, żywotu św. Stanisława Kostki oraz biografii świątobliwych katolików, m. in. Jana Jakuba Oliera, Marii Harpain i Henryka Marii Boudona.




Tradiclaromontana 2023

Tradiclaromontana2023 – pielgrzymka z Mszą Świętą Trydencką na Jasnej Górze

W dniach 24-25 lutego A.D.2023 na Jasnej Górze zgromadzą się wierni, których duchowość zakorzeniona jest w liturgii rzymskiej celebrowanej według Missale Romanum A.D.1962 a więc w formie obowiązującej powszechnie w Kościele Rzymskokatolickim przed reformą liturgii dokonaną po Soborze Watykańskim II. Msza Święta celebrowana w tej formie popularnie zwana jest Mszą Świętą Trydencką. Będzie to już XVI ogólnopolska pielgrzymka tych wiernych gromadzących się na co dzień we wspólnotach i duszpasterstwach działających pod opieką ordynariuszy poszczególnych diecezji. Pielgrzymka odbywać się będzie w duchu dziękczynienia za życie i pontyfikat Benedykta XVI oraz za wszystko co Bóg okazał całemu Kościołowi przez posługę tego papieża. Kulminacją tego dziękczynienia będzie uroczysta Msza Święta Trydencka w Bazylice Jasnogórskiej połączona ze śpiewem hymnu „Te Deum laudamus”. Wierni wypraszać będą  potrzebne łaski za pośrednictwem Jasnogórskiej Matki Kościoła dla siebie i całej wspólny. Gorąca modlitwa za papieża Franciszka, modlitwa o jedność Kościoła, o zachowanie zdrowej doktryny, o stałe uwzględnianie ich wrażliwości liturgicznej oraz o otaczanie ich życzliwą troską duszpasterską popłynie z wielu pielgrzymich serc. Tradiclaromontana to najważniejsze i największe wydarzenie dedykowane tym wiernym w Polsce. Stanowi ona swego rodzaju obraz tej wspólnoty i jej duchowości.

Wierni Tradycji Łacińskiej mają doświadczenie niezwykłego światła i ogromnych łask, które otrzymali przez posługę papieża Benedykta XVI. W znaczącym stopniu to, kim są, zawdzięczają temu papieżowi. Benedykt XVI z wielką mocą i osobistym zaangażowaniem, odważnie i pewnie, ale również w sposób nacechowany troską pasterską o jedność całego Kościoła Powszechnego, realizował dzieło rozpoczęte przez św. Jana Pawła II wydaniem Motu Proprio Eclesia Dei w 1988 r.. a którego to dzieła kulminacją było Motu Proprio Summorum Pontificum wydane właśnie przez Benedykta XVI w 2007 r. Tegoroczna pielgrzymka Tradiclaromontana nie mogłaby się zatem odbyć bez szczególnego dziękczynienia za życie i pontyfikat papieża Benedykta XVI. Wierni Tradycji Łacińskiej dziękując za ten pontyfikat chcą budować swoją wspólnotę wielką miłością do Kościoła i zaufaniem do Bożych Planów. Wraz z tym dziękczynieniem, wierni Tradycji Łacińskiej zawierzać będą za pośrednictwem Jasnogórskiej Matki Kościoła siebie i cały Kościół a w szczególności papieża Franciszka, modląc się śladem tradycyjnej oracji aby Pan go strzegł, ożywiał go swoim Duchem, błogosławił na ziemi i nie oddał go w ręce nieprzyjaciół.

Duchowość pielgrzymki osadzona jest głęboko w liturgii. Nabożeństwa celebruje się z wykorzystaniem tradycyjnych rytuałów i zwyczajów a w śpiewie dominuje chorał gregoriański, polifonia oraz tradycyjne polskie pieśni kościelne. Kontemplacja, adoracja i Sakrament Spowiedzi to główne drogowskazy pielgrzymki. Obierając za fundament szczególne oddanie się pod opiekę Jasnogórskiej Matki Kościoła i Królowej Polski, wyrażone najpełniej w Akcie Zawierzenia Wiernych Tradycji Łacińskiej oraz przyzywając wstawiennictwa bł. Stefana Kardynała Wyszyńskiego jako strażnika tradycyjnej polskiej pobożności, pielgrzymka Tradiclaromontana formuje wspólnotę Tradycji Łacińskiej w Polsce jako organiczną część Kościoła.

Zapisy na pielgrzymkę oraz wszelkie informacje organizacyjne są dostępne na stronie internetowej pielgrzymki. Wszystkie wydarzenia liturgiczne pielgrzymki będą transmitowane również na stronie internetowej pielgrzymki. Organizatorem pielgrzymki jest Fundacja Inicjatywa Włodowicka, powołana do organizacji szeregu wydarzeń o charakterze ogólnokrajowym, dedykowanych wiernym Tradycji Łacińskiej. Posługę duszpasterską podczas trwania pielgrzymki pełnią kapłani powołani do duszpasterstwa wiernych Tradycji Łacińskiej przez ordynariuszy poszczególnych diecezji.

Soli Deo per Mariam!

Redakcja Tradiclaromontana.pl

Informacje o pielgrzymce:

www.tradiclaromontana.pl
info@tradiclaromontana.pl
Tel. (34) 341-02-76




Marki: 18. zawierzenie Niepokalanemu Sercu Maryi

By podtrzymać zwyczaj corocznej pielgrzymki i ponowić zawierzenie Niepokalanemu Sercu Maryi na Jasną Górę 2 lutego przybyli samorządowcy i mieszkańcy Marek. Przyjeżdżają tutaj od 18 lat, żeby złożyć wszystkie troski i nadzieje Matce Bożej.

– Ten Akt oddania składamy każdego roku przed Obliczem Królowej Polski. Zarządzamy gminą, współpracujemy ze społecznością, zarządzamy majątkiem miasta i bardzo często wiąże się to z wielką odpowiedzialnością, dlatego potrzebujemy w naszej działalności opieki Maryi. Dla mieszkańców, ale też dla mnie prywatnie, to jest bardzo ważne – podkreślił Dariusz Pietrucha. zastępca burmistrza miasta Marki.

Agnieszka Lużyńska, przewodnicząca Rady Miasta podkreśliła, że choć pracownicy samorządu się zmieniają, to pielgrzymki wciąż są. – Wiemy, że dzięki wstawiennictwu Matki Bożej lepiej nam się pracuje i możemy dobrze służyć mieszkańcom. W każdej dziedzinie życia człowieka Bóg jest najważniejszy i choć wydaje się, że polityką jest daleko do Boga to, dzięki naszej wierze wiemy, ze inaczej możemy patrzeć na człowieka i jego problemy – zauważyła.

Przed Obliczem Matki Bożej Jasnogórskiej przedstawiciele samorządu ponowili Akt zawierzenia: „ … Maryjo Królowo Polski, Pani Jasnogórska. My samorządowcy miasta Marki stajemy przed twym Obliczem , aby zawierzyć twojemu Niepokalanemu sercu władze samorządowe, pracowników urzędu, mieszkańców i rodziny. By miasto nasze rozwijało się na chwałę Boga i Ojczyzny…”.

Źródło: ekai.pl