1

Komentarz do wykładu „Maryja, Matka Jezusa w ujęciu ekumenicznym”

Jakub Rychlik

W dniu 6 sierpnia br. na oficjalnym kanale You Tube archidiecezji łódzkiej opublikowany został wykład arcybiskupa Grzegorza Rysia na temat: „Maryja, Matka Jezusa w ujęciu ekumenicznym”[1]. Już sam temat wykładu skłania do refleksji, jaki jest sens przedstawiania Matki Bożej w takim kontekście. Na początku arcybiskup łódzki powołuje się na prace teologa Jaroslava Pelikana, dotyczące Maryi. Autor ten przez większość swojego życia był wyznawcą luteranizmu, a następnie wraz ze swoją żoną przeszedł na prawosławie. W opinii arcybiskupa Pelikan jest „jednym z najlepszych historyków doktryny chrześcijańskiej”, a jego książka Maryja przez wieki „jest najlepszą książką o Maryi w kontekście historii doktryny”.

Powstaje pytanie, dlaczego jest to jedyny teolog, jakiego wymienia arcybiskup? Ponieważ wykład miał dotyczyć osoby Maryi w kontekście ekumenicznym, to dla pełniejszego obrazu należałoby też przynajmniej wspomnieć o autorach katolickich. W tej sytuacji istotny jest sposób, w jaki metropolita łódzki rozumie ekumenizm. Jak stwierdził on w swojej innej, kontrowersyjnej wypowiedzi, nie należy nikogo nawracać na katolicyzm, ponieważ ekumenizm nie ma polegać na powrocie innowierców na łono Kościoła, tak jak definiowano to pojęcie dawniej[2]. Obecnie wielu hierarchów Kościoła, w tym prowadzący wykład, postrzega ekumenizm jako dialog między wyznaniami chrześcijańskimi i dążenie do ich zjednoczenia, co zarazem stawia na tej samej płaszczyźnie Kościół katolicki i wszelkie odłamy protestantyzmu”[3]. W kontekście tematu wykładu takie myślenie prowadzi do wniosku, że Kościół nie posiada pełni prawdy o Maryi lub że jego nauka jest zniekształcona.

Widoczny jest tu brak konsekwencji w wyznawanych poglądach na temat ekumenizmu. Skoro ma on polegać na dialogu między wyznaniami, jak chcą niektórzy biskupi, to dla większej rzetelności wypada skonfrontować katolickie i protestanckie spojrzenie na Maryję. Wówczas jednak mogłoby się okazać, że oba sposoby rozumienia osoby Maryi i jej roli w dziejach ludzkości są ze sobą sprzeczne. To z kolei zmusza do ocenienia, która teologia, katolicka, czy protestancka, opisuje prawdę o Niej.

Z wypowiedzi arcybiskupa pośrednio wynika, że to katolicy powinni uderzyć się w piersi i ustąpić wizji protestanckiej. Ponieważ ta opiera się wyłącznie na Piśmie świętym, to zdaniem protestantów, odrzucających Tradycję, miałaby bardziej odpowiadać prawdzie. Choć arcybiskup wprost nie podpisuje się pod tym twierdzeniem, to jednak zasiewa wątpliwość w swoich słuchaczach, którzy mogą dojść do wniosku, że przekazywana przez wieki w Kościele katolickim Tradycja na temat Maryi nie jest do końca prawdziwa.

Z pewnością można zarzucić arcybiskupowi ograniczenie się do źródeł biblijnych i szczątkową wzmiankę o źródłach Tradycji. Prowadzący wykład nie przedstawił przez to Jej pełnego obrazu, za to podkreślał punkty wspólne katolickiego i protestanckiego spojrzenia na Maryję. W swojej wypowiedzi arcybiskup pozornie stoi na gruncie teologii katolickiej i w wyraźny sposób nie odcina się od niej, jednak wspomina z pewną dozą niechęci o różnych formach kultu maryjnego w katolicyzmie, jak np. o kulcie Matki Bożej Bolesnej. Jego zdaniem symbol miecza, który przeniknął serce Maryi[4] oznacza przede wszystkim Słowo Boże, a nie boleść Matki Bożej, która patrzyła na mękę Syna. Podobnie jest, gdy arcybiskup Ryś przytacza cytat z Księgi Rodzaju, mówiący o Niewieście: „Ona zetrze głowę twoją”. Jak twierdzi głoszący wykład, zdanie to wynika z błędnego tłumaczenia Starego Testamentu autorstwa św. Hieronima, który użył słowa ona zamiast ono, odnoszącego się do potomstwa Niewiasty, natomiast nie do niej samej. W związku z tym arcybiskup wspomina o licznych wizerunkach Maryi depczącej głowę węża, sugerując w domyśle, że nie odpowiadają one prawdzie. Warto zauważyć, że autor wykładu pominął przy tym zdanie zawarte w Oficjum o Błogosławionej Dziewicy Maryi, które podkreśla jej rolę w pokonaniu wszelkich herezji: „Wszystkie herezje sama zniszczyłaś na całym świecie”. Przypomnienie tego cytatu mogłoby zakłócić sens całego wywodu i rozmyć ekumeniczną wizję Maryi, być może właśnie dlatego zostało pominięte. Wspomniane wypowiedzi są próbą dystansowania się metropolity łódzkiego od katolickiego nauczania o Maryi. Wiele razy w swoim wykładzie umniejszał on bardzo istotną rolę Matki Bożej.

Arcybiskup Grzegorz Ryś balansuje na granicy dwóch, niespójnych ze sobą spojrzeń na Maryję (np. protestanci nie uznają dogmatów maryjnych). Trudno więc jednoznacznie zarzucić mu, że odrzuca katolickie nauczanie. Mimo to widoczne jest położenie akcentu jedynie na Pismo święte dla ułatwienia dialogu ekumenicznego, specyficznie rozumianego przez autora wykładu.

Na koniec należy postawić kilka ważnych pytań: czy arcybiskup Ryś chciałby przemilczeć niektóre aspekty katolickiej teologii tylko po to, by za wszelką cenę upodobnić nauczanie Kościoła o Maryi do tego, jak jest Ona postrzegana przez wyznawców różnych wspólnot protestanckich? Jeśli tak, to które z wielu wyznań wyrosłych w tej tradycji[5] powinno mieć decydujący wpływ na doktrynę tak „zjednoczonego” Kościoła? Czy takie połączenie sprzecznych wobec siebie poglądów jest w ogóle możliwe?  Czy na tym powinien polegać ekumenizm?

[1] Link do wykładu: https://www.youtube.com/watch?v=1Potfxp3UIU&t=3227s

[2] Link do wypowiedzi biskupa: https://www.youtube.com/watch?v=dqGSaaWbDKI

[3] Warto przy tym wspomnieć, że biskup Ryś jest jednym z hierarchów polskiego episkopatu szczególnie zaangażowanym w tzw. ruch odnowy w Duchu Świętym, nazywany też ruchem charyzmatycznym. Często bywa na organizowanych przez wspólnoty charyzmatyczne spotkaniach, na których wygłasza wykłady. Liczne grupy charyzmatyczne przesiąknięte są wpływami wspólnot zielonoświątkowych, dynamicznie rozwijających się na całym świecie.

[4] „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35).

[5] Składają się na nie liczne odłamy protestantyzmu, z których największe to: luteranie, ewangelicy reformowani, anglikanie zielonoświątkowcy, baptyści, adwentyści, anabaptyści, prezbiterianie, kongregacjonaliści, kościoły Chrystusowe, metodyści, ruchy uświęceniowe.




Nowenna przed uroczystością Wniebowzięcia NMP

Wezwanie Ducha Świętego

R. Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca swych wiernych i zapal w nich ogień swojej miłości.

V. Ześlij Ducha Swego, a powstanie życie.

R. I odnowisz oblicze ziemi.

Módlmy się: Boże, któryś serca wiernych pouczył światłem Ducha Świętego, daj nam w tymże Duchu znać co dobre i pociechą Jego zawsze się weselić. Przez Chrystusa Pana naszego. R. Amen.

W tej świętej nowennie wyobrażając sobie, że jesteśmy obecni Wniebowzięciu NMP, z pobożną wesołością towarzyszymy Jej triumfowi, a na pamiątkę owego tajemniczego wieńca z dwunastu gwiazd, którym skroń Jej w niebie ukoronowana, ofiarujemy ten mały wianek złożony z dwunastu Pozdrowień Anielskich i z tyluż najszczerszych błogosławieństw, mówiąc:

  1. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której przez Swego najmilszego Syna zostałaś powołaną do nieba! Zdrowaś Maryjo…
  2. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której byłaś wniebowziętą przez świętych aniołów. Zdrowaś Maryjo…
  3. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której spotkał Cię wszystek chór niebieski. Zdrowaś Maryjo…    
  4. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której z taką czcią przyjęta zostałaś w niebie. Zdrowaś Maryjo…    
  5. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której zasiadłaś po prawicy Syna Swego w niebie! Zdrowaś Maryjo…    
  6. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której byłaś ukoronowana z taką chwałą w niebie! Zdrowaś Maryjo…    
  7. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której zostałaś mianowana Córką, Matką i Oblubienicą Boga w Trójcy jedynego! Zdrowaś Maryjo…    
  8. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której byłaś uznana jako Najwyższa Królowa całego nieba! Zdrowaś Maryjo…    
  9. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której cześć odebrałaś od Świętych i duchów błogosławionych! Zdrowaś Maryjo…    
  10. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której obrano Cię w niebie za Patronkę naszą! Zdrowaś Maryjo…    
  11. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której zaczęłaś prosić za nami! Zdrowaś Maryjo…    
  12. Niech będzie błogosławiona, o Maryjo, godzina, w której przyjmiesz nas w niebie! Zdrowaś Maryjo…    

Wniebowzięta jest Maryja, cieszą się Aniołowie.

Chwaląc, błogosławią Pana.

Módlmy się: Przebacz, prosimy Cię Panie, grzechy sługom Twoim; a nie mogąc podobać się Tobie naszymi sprawami, niechaj za wstawiennictwem Matki Twojego Syna i Pana naszego Jezusa Chrystusa osiągniemy zbawienie. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

Módlmy się: O Boże, któryś jest pasterzem i przewodnikiem Swych wiernych, racz wejrzeć okiem łaskawym na sługę Swojego Franciszka, któremu być rozkazałeś głową Kościoła Twojego. Spraw, aby ci wszyscy, których Jemu pod władzę oddałeś, korzystać umieli z Jego słów i przykładów, tak, żeby razem z powierzoną Mu trzodą, przybył szczęśliwie do portu żywota wiecznego. Amen.

Święty Maksymilianie Kolbe, módl się za nami!

Pobierz nowennę jako pdf

Ilustracja: Fragment ryciny Wniebowzięcie NMP autorstwa F. Rosaspiny, c. 1830, za Annibale Carracci. Public Domain via Wellcome Collection.




Kapłan czasów epidemii

Monika Golonka

Bł. Stefan Wincenty Frelichowski, w rodzinie i wśród znajomych nazywany Wickiem, jest kapłanem wartym uwagi współcześnie z kilku względów.

Po pierwsze, żył na tym świecie całkiem niedawno – w ubiegłym wieku. Po drugie, jako młody chłopak pisał pamiętnik, w którym można odnaleźć niezwykle świeżą i żywą relację z jego zmagań z powołaniem kapłańskim i światem. W dużej mierze przypomina ona Wyznania Św. Augustyna z początków naszej ery. Po trzecie, żył w czasach zarazy, i została po nim… maska.

Z pamiętnika Wicka Frelichowskiego oraz z innych dostępnych dokumentów wynika, że był on szeroko uzdolnionym, radosnym chłopakiem, lubiącym tańczyć, czytać, rozmawiać, flirtować z dziewczętami. Chciał założyć rodzinę. Oczami wyobraźni widział siebie w rodzinnym cieple, które jawiło mu się jako jedyny sposób na realizację jego najgłębszych pragnień. Miał czarującą, charyzmatyczną osobowość, przyciągał młodych ludzi, z którymi łatwo nawiązywał relacje, aktywnie działając w ramach harcerstwa i Sodalicji Mariańskiej.

Niespodziewana śmierć jego chorującego, starszego brata sprawiła, że szybko zaczął dojrzewać. Rozmyślał o własnej śmierci, nawet życzył sobie, żeby i jego śmierć była tak radosna i piękna, jak brata.

W 1929 r. dostał od rodziców pamiętnik, o którym przez długi czas marzył. Pierwszy wpis jaki się w nim pojawia to: Nareszcie moje marzenie spełnione. Na gwiazdkę dostałem od moich kochanych rodziców ten pamiętnik. Jakże byłem wzruszony tym darem. Pojąć wprost nie mogłem mojego wzruszenia.

Prowadził go podczas gdy był uczniem gimnazjum, a następnie, gdy zmagał się ze światem, sobą i z powołaniem kapłańskim – w końcu wielkodusznie na nie odpowiadając. W obliczu wydawałoby się przekraczającego ludzkie możliwości trudu odłożenia na bok wszelkich pokus młodzieńczych wołał – O Maryjo, broń mnie!

Następnie prowadził zapiski jako kleryk, szczególnie podczas rekolekcji, skrupulatnie rozprawiając się ze swoimi wadami i słabościami, a wreszcie uwiecznił jeden wpis – już jako kapłan parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Toruniu. Ostatnie zapisane słowa to Boże, chcę być naprawdę kapłanem.

Tego ostatniego wpisu dokonał zaraz na początku wojny, niedługo przed swoim aresztowaniem i rozpoczęciem posługi kapłańskiej w niemieckich obozach koncentracyjnych. Czytając jego zapiski, można prześledzić intensywne przygotowania do zadań, jakie miał pełnić. Pisał m.in.: Jestem przekonany, że trudy dotychczasowe to nic, że cierpienie prawdziwe dopiero przyjdzie.

Przygotowywał się do własnej drogi krzyżowej, rozważając tę swojego Mistrza. Modlił się o radość. Modlił się o miłość i wiarę, bo gdybyśmy mieli silną wiarę i miłość, to byśmy na miejscu ustać nie mogli, paliłaby nas ta gorączka pozyskania dusz dla tej wiary, dla Boga. Jak św. Pawła. A takim przecież ma być moje życie kapłańskie i diakona. Nieustanną służbą dla Boga i dusz. Chciał być kapłanem wedle Serca Bożego. Tylko takim. Innym nie.

Chciał wyzyskiwać każdą chwilę w kierunki jak najszybszego osiągnięcia swojego celu: świętości, ponieważ odnalazł prawdziwą miłość. Pisał Jezu, ja tęsknię za miłością pełną.(…) Powoli mi, Jezu, świta w mej mózgownicy, czym Ty naprawdę jesteś. Jakiś Ty wspaniały i miły. Głębia Twej mądrości i dobra porywa mnie. A dopiero poczynam poznawać troszeczkę Ciebie. Trwał w swoich postanowieniach: Będę więc poznawał Jezusa. Oto moje zamierzenie i wola na dalsze moje życie. Kocham Cię już teraz, Jezu. Ale chcę Cię, Boże, pokochać pełnią mego jestestwa. Chcę, byś przez miłość zabrał mnie całego dla Ciebie.

Został aresztowany przez Niemców zaraz na początku II wojny światowej, w dniu 11 września 1939 r. Zwolniono go po dwóch dniach, ale już w październiku został ponownie uwięziony w Forcie VII w Toruniu, gdzie rozpoczął swoją posługę jako spowiednik wśród współwięźniów. Kilka miesięcy później został przeniesiony do obozu w Nowym Porcie, a po dwóch dniach do Stutthof, następnie do Sachsenhausen i do Dachau, w którym spędził prawie 5 lat.

Zrozumiał, czego w tej sytuacji oczekiwał od niego jego Mistrz. Potraktował cały obóz jak jedną wielką parafię, która mu została opatrznościowo przydzielona. Umacniał dusze wiernych, godził z Bogiem tych, którzy od Niego odeszli, wysyłał do nieba umierających.

Organizował tajne Msze Święte, m.in. wspominane przez jego współwięźniów karkołomne przedsięwzięcie poprowadzenia liturgii w Wielki Czwartek 1940 r., zdobywszy wcześniej – co wydawało się zupełnie niemożliwe – zarówno komunikanty, jak i wino.

Wbrew zakazom Niemców spowiadał, udzielał Komunii św., pomagał chorym. Podczas epidemii tyfusu pod koniec 1944 r., pomimo ryzyka, jakie się z tym wiązało, nie bacząc na niemieckie zakazy, przedzierał się do baraków „tyfuśników”,  najczęściej odwiedzając ich nocą, sam ciężko chorując na zapalenie płuc.

Zmarł w dn. 23 lutego 1945. Wkrótce po tym więźniowie obozu w Dachau zostali wyzwoleni.

Był jedynym kapłanem, którego ciało w trumnie zostało przez Niemców przystrojone kwiatami i wystawione na widok publiczny. Według relacji współwięźniów, którzy przeżyli obóz przeszedł między nami, jakby wielka jakaś „postać legendarna”, jakby wyśniony w snach „olbrzym” wśród ludzi przyziemnych.

Współwięźniowie zachowali relikwie Wicka; fragment kości palców, ukrywając je aż do końca wojny. Uwiecznili także jego twarz w chwilę po śmierci, wykonując odlew w pośmiertnej masce.

Można ją obecnie oglądać w Muzeum II Wojny Światowej.

Radosnym Panie! (wiersz napisany przez bł. S. Wicka Frelichowskiego w Dachau)

Radosnym Panie! Nie siedzę bezczynnie

Z Chrystusa życiodajną łącząc się ofiarą,

Gdy bracia moi za Ojczyznę walczą…

Więc że więzień za Ojczyznę walczyć może…

Radosnym, Boże!

Radosnym, Panie, boś mi żyć dozwolił

W ogromnym tym przełomie wszechdziejów ludzkości,

Gdy wojna wszystkich dni Słowian zawraca…

Że więźniów gromada dni te kuć pomoże,

Radosnym, Boże!

Tyś nam dał łaskę, że kroplą być mamy,

Co brzegu dopełni kielicha ofiary

Polskiej lat dwustu, a największej teraz…

Że pohańbienie kroplą tą być może,

Radosnym, Boże!

Przez lat dwadzieścia Wolnej Polski bytu

Dałeś wzrost nam, oświatę i decyzję mocy.

A za naukę, że tylko z Chrystusem

Szczęście Ojczyzna swoje wykuć może,

Wdzięcznym Ci, Boże!

Wyżej nad niewolnika pokój ceniąc honor,

Pod dziką wroga legliśmy napaścią,

Bój krwawy świata wszczynając z tyranem,

Że w „czterdzieści i cztery” już wolności zorze,

Pewnym, o Boże!

Wiem, że na chacie ojczystej swej zatkniem

Już nie męczeństwa krzyż, lecz chwały naszej, Chryste!

Bo Polski chwała z ofiar synów będzie…

Stąd gdy i ciało ofiaruję może…

Radosna ma dusza, Boże!

Źródła:

Pamiętnik: Błogosławiony ks. Stefan Wincenty Frelichowski. Pamiętnik. ks. Wojciech Miszewski (red.). Toruńskie Wydawnictwo Diecezjalne, 2013.

Rozynowski W. Radosnym Panie! O bł. ks. Stefanie Wincentym Frelichowskim (1913-1945) http://www.torun.salezjanie.pl/galeria/g/1415frelich_konkurs/1.pdf

Ilustracja: zdjęcie bł. W. Frelichowskiego oraz odlew twarzy błogosławionego (Muzeum II Wojny Światowej, Gdańsk).




Babcia Pana Jezusa Chrystusa: kim ona jest?

Zachęcamy do wysłuchania konferencji

https://www.youtube.com/embed/lxSQkFlR40s

Ilustracja: Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem Jezus i Świętą Anną, Leonardo da Vinci, 1510, (Public Domain via Wikimedia Commons).




Szkaplerz, czyli o rzeczy niemałej wagi

William Most

Tak jak różaniec zajmuje wybitne miejsce wśród różnych form modlitwy do Maryi, tak też, chociaż istnieje wiele różnych szkaplerzy, brązowy szkaplerz Matki Bożej z Góry Karmel posiada szczególne znaczenie. Inne szkaplerze są w różny sposób doskonałe, ale z żadnym z nich nie jest związana tak niezwykła obietnica, jak z brązowym szkaplerzem, ani żaden inny nie otrzymał tak znakomitych przywilejów od Stolicy Apostolskiej. Dlatego też, gdy katolicy odnoszą się po prostu do „szkaplerza” bez żadnego dodatkowego określenia, mają zazwyczaj na myśli ten właśnie szkaplerz.

Brązowy szkaplerz ma swoje źródło w objawieniu. W 1251 roku, kiedy świeżo powstały w Anglii zakon karmelitów napotykał wiele trudności, jego przeor generalny, św. Szymon Stock, modlił się gorliwie o pomoc Maryi. We wczesnym karmelitańskim katalogu świętych znajdujemy następujący opis objawienia:

Dziewiąty był św. Szymon z Anglii, szósty generał zakonu. Nieustannie błagał Najświętszą Matkę Boga, aby wzmocniła zakon karmelitów, który w sposób szczególny poświęcony jest Najświętszej Pannie i cieszy się szczególnymi przywilejami. Modlił się bardzo gorąco: „Kwiecie Karmelu, Płodna winnico, tylko Ty jesteś, splendorze nieba, Wieczną Dziewicą. O Matko cicha, piękna jak zorza, dla karmelitów, daj przywileje, o Gwiazdo Morza”. Najświętsza Dziewica objawiła się mu w towarzystwie mnóstwa aniołów, trzymając Szkaplerz Zakonu w swoich błogosławionych rękach i mówiąc: „Przyjmij, najmilszy synu, Szkaplerz twojego zakonu. Kto w nim umrze, nie dozna ognia piekielnego. Oto przywilej dla ciebie i dla wszystkich karmelitów”, co oznacza, że ten, kto umiera w szkaplerzu, zostanie zbawiony[1].

Jak pokazują ostatnie badania o. Xiberty, historyczne dowody potwierdzające prawdziwość tego objawienia są rzeczywiście imponujące: dają nam przynajmniej pewien stopień moralnej pewności co do faktu tego objawienia[2]. Nie jesteśmy jednak zmuszeni do polegania jedynie na tego typu badaniach, bowiem wielu papieży okazało szkaplerzowi najwyższą przychylność, wzbogacając go licznymi odpustami i nakłaniając wiernych do jego noszenia. Spośród wielu papieskich nauk na temat tego szkaplerza poniżej przytaczamy tylko jeden fragment z listu Piusa XII do wyższych przełożonych zakonu karmelitańskiego, napisany z okazji obchodów 700-lecia objawienia Maryi św. Szymonowi Stockowi:

Nikomu tajnym nie jest, jak wiele przyczynia się miłość ku Najświętszej Maryi Pannie do ożywienia wiary katolickiej i poprawy obyczajów, szczególnie dzięki tym formom nabożeństwa, które zdają się posiadać wyższą nad inne moc oświecania umysłów niebieską nauką i zapalania dusz do doskonalenia życia chrześcijańskiego. Do nich należy zaliczyć najpierw nabożeństwo do świętego szkaplerza karmelitańskiego […]. Dlatego z wielką radością przyjęliśmy wiadomość, iż Karmelici Dawnej Obserwy i Bosi postanowili wspólnie uświetnić 700-letnią rocznicę ustanowienia tegoż Szkaplerza Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmelu jak najwspanialszymi uroczystościami ku czci Najświętszej Maryi Panny. I my również to pobożne przedsięwzięcie, przez stałą miłość naszą do Przeczystej Matki Boga, i jako że sami zostaliśmy jeszcze dzieckiem będąc wpisani do Bractwa Szkaplerznego, najchętniej zalecamy i życzymy mu obfitych łask Bożych. Nie chodzi tu bowiem o rzecz małej wagi, lecz o zdobycie życia wiecznego według obietnicy danej przez Najświętszą Pannę. Chodzi tu bowiem o najdonioślejszą sprawę każdego i o bezpieczne jej przeprowadzenie. Szkaplerz święty jest to bowiem niejako strój Maryi oraz znak i rękojmia wspomożenia Matki Bożej[3].

Jednym z głównych problemów dotyczących szkaplerza jest kwestia właściwej interpretacji wielkiej obietnicy udzielonej za pośrednictwem św. Szymona Stocka. Nasza Najświętsza Matka obiecuje w niej, że wszyscy karmelici, którzy umierają, mając na sobie szkaplerz, „nie doznają ognia piekielnego”. Oczywiste jest, że aby zasłużyć na tę obietnicę, należy w jakiś sposób związać się z zakonem karmelitańskim. Dla większości katolików następuje to poprzez przyjęcie do bractwa szkaplerznego. Czy jednak po takim wstąpieniu, osoba, która umrze mając na sobie szkaplerz, z pewnością zostanie zbawiona?

Odpowiadając na to pytanie, należy unikać dwóch skrajności. Jedną z nich jest przesąd, zgodnie z którym można ufać, że człowiek, który uporczywie i zuchwale grzeszy, zostanie zbawiony, jeżeli w chwili śmierci nosi szkaplerz. Przeciwną skrajnością jest twierdzenie, że przy powyżej sformułowanej przesądnej i skrajnej opinii, obietnica Najświętszej Maryi Panny traci sens. Prawdą jest, że słowa obietnicy zdają się jedynie wymagać (oprócz wstąpienia do bractwa), aby osoba miała na sobie szkaplerz w chwili śmierci. Jednakże papież Benedykt XIV wskazuje mądrze, że Pismo Święte zawiera także wiele obietnic, które zdają się stawiać tylko jeden warunek. Na przykład św. Paweł w Liście do Rzymian (Rz 3, 28) obiecuje niejako zbawienie tylko dzięki wierze, podczas gdy w innym miejscu Listu (Rz 8, 24) mówi, że „w nadziei już jesteśmy zbawieni”, a Tobiasz (Tb 12, 9) głosi, że ​​ przed wieczną śmiercią ratuje człowieka jałmużna[4]. To oczywiste, mówi Benedykt XIV, że zakłada się jeszcze inne warunki. Co dokładnie jest zatem wymagane, abyśmy mogli otrzymać obietnicę szkaplerzną? Kilian Lynch, przeor generalny karmelitów dawnej obserwancji, ujmuje to następująco:

Ile dobrej woli potrzeba, aby została wypełniona obietnica szkaplerzna? Sama wieczność odpowie na to pytanie, ponieważ powinniśmy uważać, by nie ograniczać miłosierdzia Tej, która jest ostoją grzeszników i Matką miłosierdzia. […] W obecnym wieku mierzenia wszystkiego powinniśmy wystrzegać się prób redukowania miłość naszej Najświętszej Matki wobec grzeszników do stałych formuł[5].

W liście, którego fragmenty cytowaliśmy powyżej, Pius XII udziela stosownych wskazówek. Z jednej strony przekonuje nas, abyśmy mieli wielkie zaufanie do obietnicy Maryi:

Nie chodzi tu bowiem o rzecz małej wagi, lecz o zdobycie życia wiecznego według obietnicy danej przez Najświętszą Pannę. Chodzi tu bowiem o najdonioślejszą sprawę każdego i o bezpieczne [podkr. autora] jej przeprowadzenie. Szkaplerz święty jest to bowiem niejako strój Maryi oraz znak i rękojmia wspomożenia Matki Bożej[6].

Potem kontynuuje, dodając jednak ostrzeżenie przed zbytnią pewnością siebie:

Aby jednak przyodziani w tę szatę nie myśleli, iż mimo lenistwa i ospałości duchowej osiągną zbawienie, niech pomną na przestrogę Apostoła: „Z bojaźnią i ze drżeniem sprawujcie wasze zbawienie” (Flp 2, 12)[7].

Jest zatem jasne, dzięki głosowi najwyższego autorytetu, że nie powinniśmy próbować wytyczać w rzeczonej materii jednej nienaruszalnej linii. Z pewnością jednak ustrzeglibyśmy się wytyczania wszelkich granic, twierdząc, że ten, kto traktuje swój szkaplerz jako znak szczerego poświęcenia się Maryi, kto podejmuje uczciwy i wytrwały wysiłek, aby być oddanym sługą Maryi, może pewnie polegać na szkaplerznej obietnicy[8]. Mówiąc ogólnie o nabożeństwie do Maryi, Pius XI daje nam wystarczający powód dla takiego twierdzenia:

[…] nie doświadczy wiecznej śmierci ten, któremu pomaga Najświętsza Maryja Panna, szczególnie w jego ostatniej godzinie. Ta opinia Doktorów Kościoła, zgodna z uczuciami ludu chrześcijańskiego i poparta doświadczeniem wszystkich czasów, zależy w szczególności od następującej racji: współuczestnictwa Matki Bożej z Jezusem Chrystusem w dziele Odkupienia[9].

Pius XII również wzywa nas do traktowania szkaplerza jako znaku poświęcenia:

[…] niech wreszcie będzie im on znakiem ich poświęcenia się Najświętszemu Sercu Maryi Niepokalanej, które to (poświęcenie) ostatnio bardzo usilnie zalecaliśmy[10].

Sam ojciec Lynch, zgodnie z wytycznymi ojca świętego, pięknie objaśnia, że nabożeństwo szkaplerzne nabiera doskonałych kształtów wówczas, gdy jest ono zewnętrznym znakiem całkowitego poświęcenia się Maryi — poświęcenia zgodnego z metodą wyjaśnioną przez czcigodnego karmelitę Michała od św. Augustyna i przez św. Ludwika de Montfort[11].

Poza wielką obietnicą daną za pośrednictwem św. Szymona Stocka, do szkaplerza dołączono jeszcze jedną niezwykłą łaskę. Przywilej ten, zwany przywilejem sobotnim, został ogłoszony przez naszą Najświętszą Matkę w wizji danej Janowi XXII w dniu 3 marca 1322 roku[12]. Oryginalna kopia bulli, w której papież ogłosił ten przywilej, zaginęła. Wykonano kilka kopii oryginału, ale istnieją pewne różnice w ich brzmieniu. Według jednej z nich Matka Boża obiecała, że ​​osoby, które spełnią pewne warunki, zostaną uwolnione z czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci. Druga wersja tekstu obiecywała jedynie szczególną pomoc w szybszym uwolnieniu duszy z czyśćca.

Zagubienie oryginalnej kopii bulli oraz istnienie różnic w brzmieniu kopii spowodowało, że niektórzy katolicy wątpią w autentyczność obietnicy przywileju sobotniego. Niestety, nie mamy jeszcze żadnych dokładnych badań na ten temat, takich jak badania o. Xiberty nad objawieniami św. Szymona Stocka. Jednakże serdeczna aprobata i zalecenie Stolicy Apostolskiej sprawiają, że ​​taka dyskusja nie jest tutaj potrzebna. Warto przyjrzeć się jednemu z kilku papieskich tekstów na ten temat.
Pius XII, w liście, który cytowaliśmy powyżej, naucza:

[…] nie omieszka zapewne Najczulsza ta Matka sprawić, aby Jej dzieci, oczyszczając się z win w czyśćcu jak najszybciej za Jej przyczyną u Boga, dostały się do niebieskiej Ojczyzny według podania owego, zwanego Przywilejem Sobotnim[13].

Zauważmy, że Pius XII nie podejmuje decyzji, która z dwóch form obietnicy jest autentyczna. Idąc za jego przykładem, nie musimy rozstrzygać tego dylematu, chociaż słusznie możemy mieć nadzieję, że ta bardziej wyrazista interpretacja jest prawdziwa.

Aby uzyskać przywilej sobotni, wymagane są trzy warunki: trzeba nosić szkaplerz, przestrzegać czystości zgodnie ze swoim stanem życia i odmawiać Brewiarz[14]. Życie w czystości oznacza przestrzeganie szóstego i dziewiątego przykazania Dekalogu, zgodnie ze stanem, w którym dana osoba żyje. Grzech ciężki przeciwko czystości unieważnia nasze roszczenia wobec tej obietnicy. Jest jednak nauczaniem powszechnym i prawdopodobnym, że odzyskując stan łaski, przywraca się to roszczenie, chociaż powtarzające się upadki przypuszczalnie powodują, że osoba nie uzyskuje pełnego zakresu omawianego przywileju. Warunek odmawiania Brewiarza jest spełniony przez osoby modlące się na nim, zgodnie ze swym obowiązkiem stanu. Inni powinni odmawiać (w jakimkolwiek języku) Małe Oficjum ku czci Najświętszej Maryi Panny. Osoby nie umiejące czytać mogą zastąpić ten wymóg przestrzeganiem postów nakazanych przez Kościół oraz powstrzymywaniem się od jedzenia mięsa w środy i soboty. Jeśli osoba potrafiąca czytać pragnie, aby odmówienie Brewiarza zostało zamienione na inny warunek, musi zwrócić się do księdza, który ma w tej materii specjalne upoważnienie udzielone przez zakon karmelitów[15]. Najczęściej spotykanym zamiennikiem jest codzienne odmawianie różańca lub siedem razy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu.

Zarówno różaniec, jak i brązowy szkaplerz pochodzą z prywatnych objawień, ale oba mają wielką wewnętrzną wartość niezależną od tych objawień. Różaniec, jak widzieliśmy, wcale nie zależy od wizji z Prouille. Upodobanie, jakie ma w nim niebo, wywodzi się z doskonałej natury tej modlitwy. Także szkaplerz, jeżeli jest noszony jako znak prawdziwego wewnętrznego poświęcenia Matce Bożej, daje nam gwarancję Jej opieki w naszej ostatniej godzinie, co także nie jest zależne od obietnicy danej za pośrednictwem św. Szymona Stocka. Jak bowiem wynika z cytowanych wyżej słów Piusa XI, moralnie nie jest możliwe, aby osoba, która praktykuje stałe, wytrwałe nabożeństwo do Maryi, doświadczyła wiecznego potępienia[16]. Obietnica szkaplerzna daje nam jednak dodatkowy powód do ufności: jest ona bowiem widzialną i namacalną gwarancją opieki Matki Bożej nad nami — opieki, która dzięki przywilejowi sobotniemu sięga nawet do czyśćca.

Przybierając ludzką postać w łonie Maryi, Słowo, które stało się ciałem, ukazało nam światło swojej chwały, „abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”[17]. Chrystus prowadzi nas do wewnętrznego zjednoczenia ze sobą za pośrednictwem widzialnego Kościoła i widzialnych znaków sakramentów. Podobnie, paciorki różańca i odzienie szkaplerza, choć nie są sakramentami, pełnią funkcję zewnętrznych znaków: jeśli dobrze ich użyjemy, będą służyć jako środki prowadzące nas wewnętrznie do coraz bliższego i wyższego zjednoczenia z Jezusem przez Maryję.

Źródło: W. Most, Maryja Współodkupicielka, Cor Eorum, Płock 2019

Ilustracja: Matka Boża dająca szkaplerz św. Szymonowi Stockowi.

[1] B. Xiberta OCarm, De Visione S. Simonis Stock, Rome 1950, s. 283 (Stary tekst „zwierciadła” [łac. speculum] — zob. dodatek VI, A, 1, tekst 3). Dokładną datą objawienia był prawdopodobnie 16 lipca. [Polski przekład modlitwy i treści objawienia pochodzi z: Św. Szymon Stock i pobożność szkaplerzna. Materiały formacyjne dla Bractw Szkaplerznych Krakowskiej Prowincji Zakonu Karmelitów Bosych. Biblioteka Formacyjna Rodziny Szkaplerznej, bdw, bmw].

[2] Zob. streszczenie jego badań w dodatku VI, A.

[3] Cały tekst listu znajduje się w: Kilian Lynch OCarm, Your Brown Scapular, Westminster 1950, s. vii–ix lub w: AAS, 42: 390–91. [Polski przekład pochodzi z: List Ojca Świętego Piusa XII z okazji 700-lecia karmelitańskiego szkaplerza, „Głos Karmelu”, 1950, 7–8,
s. 1–2]

[4] Benedykt XIV, De Festis Domini Nostri Jesu Christi et Beatae Mariae Virginis, II, 6, 8, Prati, in typographia Aldina 1843, IX, 269–270 (dzieło napisane przez Benedykta XIV jako prywatnego teologa, nie jako papieża).

[5] K. Lynch OCarm, Your Brown Scapular, op. cit., s. 60. Zob. także: H. Esteve OCarm,
De Valore Spirituali Devotionis S. Scapularis, Rome 1953.

[6] List Ojca Świętego Piusa XII…, op. cit.

[7] Ibidem.

[8] Krótkie, lecz doskonałe studium teologii wielkiej obietnicy znajdujemy w: Analecta Ordinis Carmelitarum, XVI, 1951, s. 317–321 i Esteve, De Valore Spirituali…, op. cit.

[9] Pius XI, Explorata Res, AAS 15: 104. Zob. podobne oświadczenie Benedykta XV (AAS 10: 182) i Piusa XII (AAS 39: 584).

[10] W liście cytowanym w: Lynch, Your Brown Scapular, op. cit., s. viii.

[11] Patrz szczególnie: ibidem, s. 54–110 oraz Michael of St. Augustine OCarm, The Mariform and Marian Life in Mary, for Mary, op. cit. Więcej na temat św. Ludwika de Montfort — zob. rozdział XVIII.

[12] Zob. dodatek VI, B.

[13] List Ojca świętego Piusa XII…, op. cit.

[14] Niektórzy autorzy inaczej dzielą dostępny materiał, wobec czego podają dwa, a czasem cztery warunki.

[15]Upoważnienie takie może zostać wydane każdemu księdzu, który o nie poprosi.

[16]Zob. także: Xiberta, De Visione S. Simonis Stock, op. cit., s. 24–27.

[17]Fragment prefacji o Narodzeniu Pańskim.




Apel Abp. Jędraszewskiego

Metropolita krakowski zwrócił się z apelem do księży archidiecezji, aby w niedzielę 5 lipca po każdej Mszy św. we wszystkich kościołach i kaplicach publicznych został powtórzony „Akt zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski”, którego 3 maja tego roku dokonał na Jasnej Górze Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki i który tego samego dnia uroczyście złożył w katedrze na Wawelu abp Marek Jędraszewski.

Źródło: misyjne.pl




71. rocznica Cudu Lubelskiego

W dn. 3 lipca br. obchodziliśmy 71. rocznica Cudu Lubelskiego, czyli pojawienia się łez na obrazie Matki Bożej. Od 70 lat do sanktuarium przybywają pielgrzymi i proszą o łaski. Tradycyjnie wieczorem wierni wzięli udział w Eucharystii i procesji różańcowej z Obrazem Matki Bożej ulicami miasta. Tegorocznym uroczystościom przewodniczył ksiądz biskup Adam Bab.

Bp Bab przyjął sakrę 29 czerwca br. Dokładnie przed 71 laty przyjął ją bp. Piotra Kałwy. Siedem dekad temu nowy biskup lubelski u progu swojej posługi zadał pytanie o znak łez. Jak wówczas, tak i dziś biskup rozeznawał, co znaczą łzy Maryi. – Kiedy przychodzimy do Niej ze swymi sprawami, Ona zadaje nam pytanie: co znaczy dla ciebie krzyż i cierpienie mojego Syna? To zaproszenie do dialogu z Maryją i Jezusem – mówił w homilii bp Adam Bab.

– Nam obu przyszło zmierzyć się z podobnym pytaniem: dlaczego płaczesz Matko? Ja mam łatwiej, bo stoi za mną 71 lat modlitwy i łask uzyskanych przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, na którym 3 lipca 1949 r. pojawiły się łzy. Bp Piotr miał trudniej, bo było to wydarzenie bez precedensu, które należało rozeznać i odczytać. Jednak wciąż aktualne jest pytanie: dlaczego Matka płacze? – mówił bp Bab. Jak wyjaśniał, łzy Matki stają się daremne, gdy oswajamy grzech i usprawiedliwiamy go. Takie podejście do Bożej miłości wciąż wyciska łzy z oczu Matki Chrystusa i zadaje Jej cierpienie. – Po ludzku patrząc do naszej Mamy zawsze przychodzimy z milionem próśb, pytań i spraw, ale gdy zobaczymy Ją płaczącą, to szybko zapominamy o naszych bolączkach i problemach. Widok łez Matki zawsze nasuwa pytanie: co się stało? Dlaczego płaczesz? Odkładamy nasze sprawy i chcemy Jej ulżyć – mówił.

Jak przypomniał bp Bab, 71 lat temu do łez Matki przyczynił się pewnie system, który instalował się w Polsce i zamierzał deprawować sumienia. Dziś jesteśmy od tego systemu wolni, ale nie dlatego, że sami go pokonaliśmy, ale jesteśmy wolni, bo jesteśmy dziedzicami Boga. – Nasze pokolenie nie jest wolne od bezbożnych idei, gdzie pod hasłem praw człowieka, jakichś zdobyczy cywilizacyjnych i postępu, na inny, czasem bardziej przemyślany i perfidny sposób, zło nazywa się dobrem. Od nowa definiuje się kim jest rodzina, kim jest człowiek. Pod tymi hasłami są tworzone projekty społeczeństwa nieposłusznego Bogu. To Matkę Bożą zasmuca – podkreślał. – Naszą siłą jest przejęcie się miłością Boga i zgoda na nawrócenie, jakie z tej miłości powinno wynikać. Matkę Bożą Bolesną każdy powinien zabrać do siebie do domu, jak to zrobił to św. Jan. Oznacza to, że cierpliwie, dzień po dniu, trzeba pokonywać zło dobrem. Tak uświęcają się ludzie, tak wzrastają społeczeństwa, wierząc w potęgę łaski większej od grzechu. Zabierzmy Matkę Bolesną do domu i spróbujmy Jej ulżyć nawracając się – mówił pasterz. Na zakończenie homilii zaapelował: – Zabierzmy Matkę do domów, żeby nam przypominała o wielkiej miłości, jaką ma dla nas Jej Syn. Tak dla nas odczytuję znak łez: nawracajmy się i wierzmy w Ewangelię.

Źródło: Niedziela




Home centrality, czyli sztuka zarządzania domem

Anna Woźniak

Powszechnie uważa się, że dystans społeczny, zakaz opuszczania domów oraz zawieszenie działalności firm i instytucji w czasie trwania pandemii COVID-19 postawiły świat na głowie. Pewna zmiana nastąpiła także w życiu domowym społeczeństw: ludzie zamknięci w domach zaczęli piec własny chleb, uczyć własne dzieci, sprzątać własny bałagan, sadzić warzywa we własnych ogródkach. Arystoteles z pewnością uznałby, że świat, w jego wymiarze ekonomicznym i wspólnotowy nie tylko nie stanął na głowie, ale wreszcie wrócił do normalności.

Jednym z bardziej intrygujących pojęć opisujących zmiany, jakie zaszły w życiu jednostek i społeczności dotkniętych konsekwencjami pandemii COVID-19 jest tzw. centralność domu (ang. home centrality). Autorzy koncepcji, Daniel Isenberg i Eric Schulz, próbują za jej pomocą uchwycić tendencję wzrostu znaczenia domu jako centrum komunikacji i kontroli, ośrodka zdolnego zaspokoić szerszy zakres potrzeb człowieka, niż wcześniej to sobie wyobrażano.

Jakże zaskakujący jest fakt, że tematem pierwszej księgi traktatu Arystotelesa Polityka, napisanego w IV w. p.n.e., jest właśnie home centrality, czyli sztuka zarządzania gospodarstwem domowym. Filozof określa ją mianem EKONOMII (z gr. oikos ‘dom’ + nomos ‘zarządzanie’). W jego postrzeganiu przedmiotem ekonomii nie jest nabywanie i konsumowanie bogactw materialnych. Ekonomia dla Arystotelesa jest także sferą z gruntu odrębną od polityki, rozumianej jako sztuka zarządzania państwem. Pomimo że obydwie dziedziny mają spójne cele, odróżnia je sposób ich osiągania. Wystarczy powiedzieć, że dla Arystotelesa, podobnie jak dla innych greckich myślicieli, „polityka ekonomiczna” byłaby koncepcją wewnętrznie sprzeczną.

Arystotelesowskie home centrality, podobnie jak cała Arystotelesowska teoria ekonomii, wykracza daleko poza zwykłą kontrolę czy zaspokajanie materialnych potrzeb człowieka. Obejmuje nie tylko sztukę zdobywanie środków potrzebnych do przeżycia, ale także umiejętność budowania właściwych relacji z domownikami oraz pracę nad własnym doskonaleniem. Wszystkie trzy pozornie różne kompetencje, dla Filozofa stanowią jedną spójną całość, z czego łatwo wywnioskować, że

Arystotelesowskiej ekonomii bliżej jest do etyki, niż do matematyki, statystyki czy nauk politycznych, z którymi powszechnie się ją dzisiaj łączy.

Burzenie ścian nie pomoże

W czasie izolacji spowodowanej koronawirusem przeniesienie życia zawodowego na grunt domowy wywołało rewolucję w wielu rodzinach. Zamknięcie w jednej przestrzeni z bliskimi miało bowiem doprowadzić do wzmożonego stresu, wzrostu przypadków depresji, lęków i przemocy – zjawisk, których nasilenie obserwuje się okresowo także w Boże Narodzenie i letnie wakacje.

Psychologowie nie szczędzili rad, które miały pomóc w zniwelowaniu stresu, poczynając od wskazówek architektonicznych (ściany izolują, więc lepiej je zlikwidować, ale brak własnej przestrzeni jest jeszcze gorszy, więc ostatecznie lepiej je zostawić) po zalecenia higieniczne i rutyny stabilizujące naszą psychikę: „nie spędzaj dnia w piżamie”, „bierz codzienny prysznic”, „rób cotygodniowe pranie”. Wprost trudno uwierzyć, że tak podstawowy element ludzkiej egzystencji wymagały tak precyzyjnych wytycznych ekspertów.  

Jednak dalszy rozwój wydarzeń pokazuje, że home centrality nie jest jedynie zjawiskiem przejściowym, istniejącym w oderwaniu od pozostałych sfer społeczno-gospodarczych, który można już puścić w niepamięć.

Arianna Huffington, amerykańska konsultantka doradzająca korporacjom w dziedzinie well-being (ang. ‘dobre samopoczucie’, ‘dobrobyt’), sugeruje, że przed powrotem przedsiębiorstw do właściwej działalności menedżerowie winni z każdym pracownikiem przeprowadzić wywiad dotyczący jego sytuacji osobistej, zapytać o chorych w rodzinie, o bliskich zwolnionych z pracy, o edukację domową dzieci, a następnie przygotować program, który zajmie się czynnikami wywołującymi u pracownika stres. Tak skonstruowana strategia pomoże, zdaniem Huffington, w podniesieniu produktywności siły roboczej w firmie.

Fakt, że nawet korporacje próbują włączyć się w życie domowo-rodzinne swoich pracowników, pokazuje tylko, ile mądrości okazał Arystoteles, uważając umiejętność zarządzania domem za wielkie dobro wspólnotowe. Jednak dla Filozofa było jasne, że jest to dobro narodowe, służące dobrobytowi całego państwa. Przywołany przykład pokazuje, że relacja wzajemnego wsparcia między rodziną a państwem nie zachodzi jednak automatycznie, ale trzeba nad nią aktywnie pracować, bowiem z jej bogactw czerpać mogą także inne wspólnoty pozanarodowe.

Dom jako dobro konsumowane

Znaczenie koncepcji ekonomii, zdefiniowanej przez Arystotelesa jako sztuka zarządzania domem, zostało radykalnie zmodyfikowane przez myślicieli oświeceniowych, w szczególności przez Adama Smitha, który miał nadać ekonomii jej obecny charakter. W wydaniu Smitha ekonomia staje się „nauką o bogactwie narodów” – bogactwie przede wszystkim materialnym.

Zmienia się radykalnie rozłożenie akcentów – z tematów twórczości, wytwórczości i działania przesuwają się na konsumpcję. Jeżeli rzeźnik ma więcej mięsa, niż może skonsumować – tłumaczy Smith – piekarz więcej chleba, niż może zjeść, a piwowar więcej piwa, niż może wypić, wówczas mogą oni te nadwyżki sprzedać z zyskiem dla siebie i innych. I to ten drugi etap ich działalności staje się przedmiotem szczególnego zainteresowania ekonomii Smithowskiej. W swoich spekulacjach Smith wykonuje pewien rzadko zauważany przez badaczy gest – opisuje jako sferę ekonomiczną przede wszystkim tę działalność człowieka, która tłumaczy jego wymianę nadwyżki, a nie sam akt wytwarzania dobra dla siebie i innych. Zgodnie z tą logiką „dobro” staje się dobre, wówczas, gdy można je sprzedać, gdy znajduje konsumenta.

„Konsumpcja jest jedynym celem i racją każdej produkcji” – tłumaczy Smith. I rzeczywiście, zależność ta tkwi u podstaw wielu rodzajów działalności gospodarczej. Jednak myśliciel przenosi ją także na grunt filozofii, nauki, edukacji i sztuki. Praca w domu i dla domu, rozważana z perspektywy Smitha, staje się dobrem mało użytecznym, bowiem poza domownikami, którzy zresztą za nią nie płacą, nikt nie jest zainteresowany jej konsumpcją.

Według Smitha miarą bogactwa i ubóstwa jest ilość pracy, którą człowiek może nabyć od innych. A zatem bogaty to ten, który może zapłacić za to, aby dla niego ugotowano posiłek, aby mu umilano czas, aby wychowywano jego dzieci i rozwiązano jego problemy, a nie ten, kto umie i jest w stanie zadbać o to wszystko sam. Stąd tylko krok do paradoksu, który zauważył już Chesterton w odniesieniu do kobiet: „Kobieta uważa się za wolną, służąc swojemu pracodawcy, a za niewolnicę, pomagając własnemu mężowi”. Od czasów Chestertona zjawisko nabrało szerszych rozmiarów, niezależnych od płci.

Dom jako dobro tworzone

Powszechność zasady konsumpcjonizmu sprawia, że gospodarstwo domowe także zostaje nią objętą. Staje się dobrem konsumowanym, a nie, jak utrzymywał Arystoteles, dobrem tworzonym – przedmiotem kreatywnej twórczości człowieka. Tak jak filozofia czy sztuka, praca w domu ma wartość wewnętrzną, niezależną od tego, czy i jak jest konsumowana. Jest dobra, gdy jest uznana za dobrą przez osobę ją wykonującą.

Niestety osobie, która została uformowana przez racje Adama Smith trudno znaleźć w pracach domowych sens. Dom został przyłączony do kategorii dóbr konsumpcyjnych, a gdy takiej wartości mu zabraknie, staje się zbyteczny i uciążliwy. Ekonomia w wersji Smitha jest powszechnie nauczana na uniwersytetach i w szkołach biznesu, co może tłumaczyć, dlaczego jej studentowi należy przypominać, aby, spędzając dzień w domu, zmieniał piżamę na ubranie, nawet jeżeli taka czynność nie ma jakiejkolwiek innej wartości poza tą, że jest czynnością samą w sobie stosowną.

Warto pamiętać, o czym przypominają powszechnie teoretycy i praktycy zarządzania zasobami ludzkimi, że najważniejszą i najbardziej przydatną kompetencją w XXI wieku będzie elastyczność pracownika pozwalająca mu na szybkie zdobycie nowych umiejętności i skuteczne przekwalifikowanie się. Być może kryzys COVID-19 oraz wywołane nim przywrócenie centralnego znaczenia domowi pokazuje, że zarządzanie

domem, czyli ekonomia par excellence, jest nowym kierunkiem rozwoju zawodowego o niebagatelnym potencjale.

Tekst ukazał się na łamach czasopisma „Patriotyzm gospodarczy”, dodatku do Gazety Polskiej Codziennie z dn. 29 czerwca 2020 r.

Autor zdjęcia: Martin H. Fryc (Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Generic, 2.0 Generic and 1.0 Generic license)




Procesje różańcowe w Wiedniu

Procesje różańcowe w Wiedniu

Alexander Tschugguel, zwany „Pogromcą Pachamamy”, były luteranin, nawrócony na katolicyzm, zorganizował serię procesji różańcowych ulicami Wiednia. Tschugguel jest także założycielem apostolstwa katolickiego St. Boniface Institute i wzywa „wszystkich katolików, aby zaczęli działać!”. Katolicy „powinni organizować te procesje” – powiedział. „Ich powołaniem jest stać w pierwszym szeregu toczącej się bitwy”. „Różaniec jest jedną z najpotężniejszych broni przeciwko diabłu. Wiemy, że Matka Boża miażdży głowę węża, a jeśli poprosicie ją o uczynienie tego w pięciu dziesiątkach, tak jak tego chciała, diabeł nie ma szans” – powiedział 27-letni Tschugguel.

Pierwsza procesja, „Różaniec dla Austrii”, odbył się w 2019 r. Intencją było po prostu „błaanie Boga o pomoc i wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy”. Po odprawieniu Mszy Świętej, w procesji, której towarzyszyła orkiestra maszerująca przez centrum Wiednia, odmówiono Różaniec. „Modliliśmy się za Kościół, państwo, nienarodzone dzieci, za rodziny, za umarłych i za wiele innych rzeczy”.

W tym roku po pandemii wszystko się nagle zmieniło. „Ograniczeni przez tak zwane korona-regulacje, nie byliśmy w stanie zorganizować dużej, uroczystej Mszy Świętej w kościele, ale jedynie małą – ale nie mniej uroczystą – Mszę Świętą w prywatnej kaplicy w Wiedniu” – powiedział inicjator procesji – „Nie mogliśmy przejść przez główne ulice Wiednia z ochroną policji i orkiestrą dętą, tak jak to zrobiliśmy [w 2019 r.], więc szliśmy na chodnikach, od czasu do czasu śpiewając piosenki na cześć Matki Bożej a cappella i z pamięci. Pod koniec procesji nie było adoracji ani błogosławieństwa eucharystycznego, ale odważny kapłan, który przyłączył się do nas, udzielił nam błogosławieństwa na środku wiedeńskiego placu św. Szczepana”.

3 czerwca założyciel Instytutu św. Bonifacego i inni wierni ponownie przeszli ulicami Wiednia, odmawiając Różaniec. „Prosiliśmy Boga w szczególności, aby posłał nam wielu świętych kapłanów, udzielił łaski nawrócenia naszym politykom i położył kres niesprawiedliwości aborcji, która niestety spotęgowała się przez ten kryzys”.

W sumie w ciągu ostatnich sześciu tygodni zorganizowano trzy procesje z udziałem około 100 osób. Obserwatorzy na ulicach reagowali na różne sposoby: „Większość zatrzymywała się i patrzyła na nas, niektórzy wyśmiewali się z nas, a niektórzy robili znak krzyża”.

„Trzy proste i piękne procesje w ciągu ostatnich tygodni”, jak tłumaczy Tschugguel, zainspirowały go „do częstszego i intensywniejszego modlenia się o Boże błogosławieństwo”. Wraz z wiedeńskimi wiernymi postanowili zgromadzić się „na wspólnej modlitwie różańcowej, prosząc Maryję o wstawiennictwo”.

Teraz młody Austrik nadzieję, że „wielu ludzi rozpocznie podobne procesje w swoich miastach i zrozumie, że bardzo ważne jest wspólne modlenie się w miejscach publicznych”. I dodaje: „Wszystkie wielkie Boskie interwencje były odpowiedzią na modlitwę wiernych.

Zapytany o powodzenie procesji różańcowych, dał świadectwo: „We wszystkich trzech procesjach prosiliśmy Matkę Bożą o zakończenie „zakazu” przyjmowania Komunii Świętej na język i na kolanach, aby ustało to straszne bezczeszczenie Ciała Pana Jezusa. Po trzeciej procesji biskupi w Austrii nagle na to zezwolili – choć nikt się nie spodziewał, że to zrobią ”.

„To wyraźnie znak wstawiennictwa Matki Bożej” – powiedział, dodając: „Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wznoszone są posągi wroga wiary i zrzucane są statuy wielkich Świętych, a nawet figury Matki Bożej, my jako katolicy mamy obowiązek obrony naszej wiary w miejscach publicznych i walki o dobro! Bez tej potężnej modlitwy nasze szanse są bardzo małe. Bóg dał nam naszą wolną wolę, więc jeśli chcemy czegoś od Niego, musimy Go o to prosić. Dzięki wstawiennictwu Maryi odniesiemy sukces, a Bóg pomoże”.

Aby zaplanować procesję różańcową, Tschugguel oferuje następujące wytyczne:

– Jeśli to możliwe, spotkaj się w kościele lub u stóp posągu Najświętszej Dziewicy.

– Określ trasę procesji z wyprzedzeniem – niezbyt długą, ponieważ ludzie w grupach poruszają się wolniej.

– Zakończ w miejscowym kościele pielgrzymkowym, katedrze diecezji, głównym kościele parafialnym lub w dowolnym katolickim miejscu kultu.

– Odmówcie przynajmniej jeden kompletny Różaniec i określcie swoje intencje modlitewne na każdą dziesiątkę.

– Przed rozpoczęciem każdej dziesiątki Różańca warto ogłosić intencje, aby wszyscy uczestnicy mogli je usłyszeć. Oto kilka sugestii:

  • Przed pierwszą dziesiątką: módlmy się za Ojca Świętego, kardynałów i biskupów, aby otrzymali siłę i łaski niezbędne do działania tylko zgodnie z wolą Boga, aby byli gorliwymi i wiernymi pasterzami, którzy dbają o swoje owce oraz za ich pokorę i posłuszeństwo woli Bożej.
  • Przed drugą dziesiątką: módlmy się za polityków, aby wykazali się odwagą, siłą i rozeznaniem, aby uznali i wypełnili wolę Boga, o wytrwałość i determinację; o zakończenie brutalnych zamieszek w Stanach Zjednoczonych.
  • Przed trzecią dziesiątką: módlmy się za rodziny, o pokój, święte małżeństwa, łaski potrzebne do wychowania dzieci z wiarą i miłością oraz odpowiednią dozą dyscypliny oraz o większe zaangażowanie w sprawy Boga i Jego Królestwa.
  • Przed czwartą dziesiątką: módlmy się za nienarodzone dzieci, aby ich rodzice wzięli odpowiedzialność, aby lekarze i pielęgniarki pamiętały, że ich powołaniem jest leczyć, a nie zabijać, oraz za same dzieci nienarodzone, aby mogły otrzymać potrzebne łaski, by iść do Nieba.
  • Przed piątą dziesiątką: módlmy się za umarłych, za dusze w czyśćcu, o litość i przebaczenie ich grzechów. Módlmy się także za siebie i prośmy o łaskę dobrej śmierci.

Tschugguel znany jest z usuwania pogańskich obrazów Pachamama z Santa Maria in Transpontina w Rzymie, a następnie wrzucania ich do Tybru pod koniec 2019 roku. Powiedział: „Miałem tylko jeden powód, aby to zrobić – bronić chwały Bożej”. Powiedział, że nie chciał nikogo urazić. Zamiast tego pragnął, aby naród amazoński poznał „prawdę o Chrystusie”, a nie „szyderstwo religii chrześcijańskiej”.

Tschugguel przeżył także COVID-19, zmagając się przez tygodnie z chorobą. Ofiarował swoje cierpienie za papieża Franciszka.

Źródło: Church Militant