1

Nieplanowane: recenzja alternatywna

[Uwaga: tekst może zawierać spoilery – przyp. red. GM]

Film Nieplanowane powstał w oparciu o książkę Abby Johnson. Autorka opisuje w niej swoje losy, począwszy od czasu studiów i podjęcia się wolontariatu w klinice aborcyjnej, przez szybko realizowaną karierę w strukturach tej organizacji – aż po porzucenie pracy i podjęcie działań pro-life.

W filmie ukazane zostały wydarzenia mające istotne znaczenie w życiu Abby i okoliczności dokonywanych przez nią wyborów. Dzięki produkcji można się zapoznać z mechanizmami działania jednej z największych korporacji aborcyjnych w USA. Na uwagę zasługuje zaprezentowana w przekonujący sposób rekrutacja nowych pracowników i prezentowanie im wzniosłej misji, której realizacja w rzeczywistości sprowadza się do czegoś zupełnie przeciwnego. Główna bohaterka jako studentka psychologii zostaje zaczepiona przez równolatkę – sympatyczną pracownicę Planned Parenthood i daje się przekonać, że jej pragnienie działania na rzecz wolności kobiet może zostać zrealizowane we wspomnianej klinice. Dowiaduje się, że celem działalności tej organizacji jest przede wszystkim pomaganie kobietom oraz „ograniczenie liczby dokonywanych aborcji”. Jak sama w filmie przyznaje, długo wierzyła w tak zaprezentowaną misję.

Pracując jako wolontariusz, a następnie jako psycholog – doradca, wreszcie, ze względu na ogromne zaangażowanie, skuteczność w sprzedaży zabiegów (otrzymała nawet nagrodę „pracownika roku”), jako dyrektor teksańskiej kliniki wydaje się nie zauważać faktów, które coraz jaśniej wskazują na to, że celem działalności firmy zdecydowanie nie jest ograniczanie liczby aborcji.

Film w przekonujący sposób pokazuje raczej nieudawaną nieświadomość Abby co do  rzeczywistego celu działalności organizacji i jej samej w niej roli. Jak sama mówi w wywiadzie opublikowanym na stronie jednej z organizacji pro-life: „Kłamstwo, które Planned Parenthood serwuje swoim pracownikom, dotyczy misji tej organizacji. Tu chodzi o pomoc kobietom – słyszą pracownicy. Wiem, że może ci być trudno w to uwierzyć, bo jesteś świadoma zła, które się tam dzieje, ale kiedy pracujesz w takim miejscu dzień po dniu, to taka indoktrynacja naprawdę sprawia, że się uodparniasz. Nie postrzegasz aborcji jako czegoś, co jest niedopuszczalne”.

Główna bohaterka, podczas spotkania korporacyjnego „na wysokim szczeblu” w centrali firmy zadaje pytanie o różnicę pomiędzy tym, co zostało jej przedstawione, a tym, o czym jest mowa na spotkaniu – m.in. podane zostają nowe cele efektywnościowe, jakie zarządzający oddziałami korporacji mają zrealizować, określające konieczną do osiągnięcia liczbę aborcji.

W odpowiedzi na swoje wątpliwości otrzymuje od przełożonej reprymendę i jasną informację, że korporacja zarabia na aborcjach, a sama Abby utrzymuje siebie i swoją rodzinę właśnie z pieniędzy za wykonywane zabiegi. To wydarzenie skutkuje z jednej strony otrzymaniem nagany i przywołaniem jej do „porządku”, czyli do posłuszeństwa przełożonym, z drugiej wzburzeniem głównej bohaterki, ale w efekcie – o dziwo – jeszcze większym jej zaangażowaniem w wykonywaną pracę.

Wprawdzie w filmie jego twórcy nie zatrzymują się nad tymi wydarzeniami dłużej, jednak trzeba przyznać, że zostały one ukazane w taki sposób, że widz ma szansę choć do pewnego stopnia zrozumieć decyzje bohaterki i przyczyny jej przedziwnej wierności „misji pomagania kobietom”.

Liczne sceny z pracy w klinice – ukazujące współpracę Abby z bardzo zgranym zespołem sympatycznych ludzi rzucają światło na znaczenie wspólnoty przyjaciół „z biura” w „zabezpieczeniu” przed zadawaniem trudnych pytań i szukaniem na nie odpowiedzi, a dalej – dokonywania trudnych być może zmian.

W filmie przedstawiona została także sytuacja rodzinna Abby – wprawdzie rodzice i drugi mąż niechętnie odnosili się do jej pracy, ale jednak nieustannie ją wspierali w jej wyborach, co nie przyspieszało wprowadzania jakichkolwiek zmian. Być może pogorszenie relacji w pracy czy stanowcze działania rodziny mogłyby przyspieszyć podjęcie przez główną bohaterkę próby zmiany sytuacji. Tak się jednak nie stało.

Dopiero pewien „przypadek” sprawił, że Abby została poproszona o zastąpienie kogoś w sali, w której dokonywano aborcji. Znalazła się tam, jak wynika z filmu, po raz pierwszy, pomimo już 8-letniego stażu w klinice. Podczas zabiegu, na monitorze ujrzała dziecko, które najwyraźniej próbowało uciec przed narzędziami lekarza dokonującego aborcji.  To wydarzenie wydaje się rozpocząć kruszenie muru oddzielającego Abby od rzeczywistości, jaki zbudowała z własnych wyobrażeń na temat swojej – i korporacyjnej – działalności.

W filmie nieocenione jest wyraźne zaakcentowanie powiązania pomiędzy aborcjami dokonanymi przez samą Abby na swoich dzieciach (które to wydarzenia w zasadzie wyparła ze świadomości), a kolejnymi, jakby nie do końca świadomymi i niezbyt trafnymi decyzjami i działaniami. Odwróciwszy się raz od prawdy, praktycznie zupełnie utraciła wzrok.

Następstwem doznanego szoku jest „przebudzenie” bohaterki; dostrzega ona m.in. fakt, że podjęła decyzje o dokonaniu aborcji 22 000 razy. Że aborcja to niekoniecznie wybór służący dobru kobiety. Dostrzega też, że sama pozbawiła życia dwojga własnych dzieci. I chyba zaczyna przeczuwać, że to życie nie sprowadza się wyłącznie do doczesności.

W pozostałej części filmu przedstawione zostały wydarzenia związane z odejściem Abby z kliniki, jej włączeniem się w działania organizacji pro-life (Koalicji dla życia), która podczas całego filmu „czatowała” poza ogrodzeniami kliniki, a także pozwanie Abby przez Planned Parenthood i sądowe fiasko korporacji w próbie jej uciszenia.

Film pokazuje przemianę Abby, dobrze oddając jej zmagania z samą sobą – kończące się często „zamiataniem pod dywan” i jego konsekwencje w postaci kolejnych „ślepych” wyborów.  Skłania też do refleksji nad ich przyczynami. Film może także inspirować widzów do refleksji nad własną karierą zawodową, nie tylko w przypadku osób pracujących w klinikach aborcyjnych. Przywołuje do zastanowienia się nad celami działalności organizacji – tymi deklarowanymi i tymi rzeczywiście realizowanymi. Podejmuje temat związku źródeł finansowania działalności korporacji (a w przypadku indywidualnych osób – utrzymania rodziny) z interesami osób, czy organizacji finansujących. W tym leży wielka zasługa twórców omawianego filmu.

Jednak trudno określić tą produkcję filmem o religijnym nawróceniu Abby Johnson – choć to właśnie w ten sposób jest on często opisywany. Została w  nim przedstawiona jedynie część historii rzeczywistego nawrócenia głównej bohaterki. W zasadzie jego początek. Pominięte zostały kolejne – i zdaje się istotniejsze – kroki podjęte przez nią po porzuceniu pracy dla korporacji. W filmie nie jest pokazany fakt, że odeszła nie tylko z pracy w klinice, ale i ze wspólnoty protestanckiej – wspólnoty, w której się wychowała i która ją nieustannie wspierała – w której, jak sama stwierdziła, bardzo dobrze się czuła. W rzeczywistości opuściła ludzi, którzy w filmie prezentowani są w bardzo pozytywnym świetle. Dopiero dzięki spotkanym katolickim działaczom pro-life Abby zrozumiała, jak sama twierdzi, że ta wspólnota wspierała ją także w czynieniu zła.

W filmie przedstawiony został wprawdzie trud Abby, jaki wiązał się z opuszczeniem kliniki, nie zobaczymy natomiast wydarzeń związanych z – prawdopodobnie równie trudnym krokiem – opuszczenia protestanckiej wspólnoty. Jak też i tego, że Abby wraz z mężem przyjęli wiarę katolicką.

Trudno byłoby ten film określić jako katolicki. Katolicy w Nieplanowanych ukazani są  w sposób raczej mało zachęcający; bądź to jako obojętni pracownicy korporacji (jedna z pracownic kliniki Planned Parenthood stwierdza wprost, że jest katoliczką i nie widzi problemu w tym co robi), bądź jako obwieszeni różańcami i wymachujący transparentami przebierańcy.

W pozytywnym świetle przedstawieni zostali przede wszystkim świeccy działacze Koalicji dla życia, a także liderzy i członkowie wspólnot protestanckich. To oni, podobnie jak najbliższa rodzina Abby są w filmie bohaterami pozytywnymi – nie oceniającymi, nie potępiającymi, łagodnymi, wyrozumiałymi, wspierającymi, troszczącymi się o każdego człowieka, nawet o pracowników kliniki Planned Parenthood. Trudno wywnioskować z filmu, jakiego wyznania są działacze Koalicji dla życia. Modlą się, lecz oprócz tego nic nie wskazuje na to, aby byli katolikami. W filmie nie widać osób duchownych. Modlitwa jednego z liderów pro-life nad cysterną z “nieplanowanymi” przypomina modlitwę protestanckiego pastora. Ponadto, widzimy jak rodzinnie biorą udział w obrzędach zupełnie niekatolickich (Halloween), zachwalając je jako wspaniały sposób na rozrywkę, integrację rodziny i wspólnoty. Kolejnym elementem mogącym wprowadzić w błąd jest tłumaczenie prowadzonych w filmie dialogów i narracji na język polski; w filmie powtarzane jest wiele razy, iż Abby – dwukrotnie wychodząc za mąż – bierze ślub w kościele, co polskiemu widzowi kojarzy się z Kościołem katolickim. Wielokrotnie zresztą jest mowa o „kościele”, podczas gdy chodzi o wspólnoty czy też zbory protestanckie.

Z faktów z życia Abby wynika, że odkryła ona, że środowisko, w którym wyrastała niekoniecznie rozumie czym jest miłość Chrystusowa, której istotą jest troska o dobro bliźniego (czyli zbawienie – jego życie wieczne). W filmie jednak prezentowana jest w większości ludzka, a nie chrześcijańska wersja miłości, tzn. nade wszystko bycie miłym, wspierającym we wszelkich wyborach, zabieganie o życie, choćby modlitwą – lecz to wszystko przede wszystkim w wymiarze doczesnym. Autorzy licznych publikowanych recenzji filmu zgodnie zauważają, że „amerykański styl” filmu może razić. Jednak to niekoniecznie w „stylu” tkwi przyczyna intelektualnego dyskomfortu towarzyszącego seansowi. Wraz z przesłaniem pro-life, film niesie przesłanie raczej pro-protestanckie.

Czytający między wierszami katolik dostrzeże jednak w całej historii opatrznościowe interwencje Matki Bożej, choć Ona Sama została zupełnie w filmie pominięta. Zastanowi się też nad tym, o co naprawdę w prezentowanej walce chodzi – niekoniecznie przecież jedynie o zmagania przeciwników aborcji z tymi, którzy odbierają życie „nieplanowanym”. Zobaczy, że podejmowane działania decydentów korporacji wymierzone są właśnie w Niepokalaną – choćby poprzez wybór na najliczniejsze morderstwa nienarodzonych Jej dnia – soboty.  Być może oni sami nie są tego świadomi – stali się, podobnie jak Abby, narzędziami w rękach kogoś znacznie ich przewyższającego swoją inteligencją. Film pokazuje, choć w sposób nieoczywisty i raczej niezamierzony przez twórców,  konsekwencje pomijania Maryi, nieuwzględniania Jej w pojmowaniu miłości, życia, prawdy. Skutkiem tego może być tylko popadanie z jednego rodzaju błędów w kolejne. To Matka Boża Niepokalana wyjednała Abby Johnson potrzebne łaski – sama bohaterka przyznaje, że kluczem dla jej nawrócenia był Cudowny Medalik Matki Bożej, przywiązanie Abby od najmłodszych lat do ideału Maryi oraz że to dzięki spotkanym katolikom zrozumiała czym jest naprawdę miłość. Te fakty w filmie zostały jednak pominięte.

Twórcy filmu, właściciele firmy Believe Entertainment Inc., znanej z produkcji hollywoodzkich filmów o tematyce chrześcijańskiej deklarują, że nie otrzymali finansowania od firmy Planned Parenthood. Otrzymali natomiast brakujący milion dolarów od właściciela firmy My Pillow, Michaela Lindella, członka wspólnoty ewangelickiej, który zresztą zagrał pod koniec filmu kierowcę buldożera wyrywającego z ziemi znak opatrzony logo kliniki.

Nieplanowane można obejrzeć, ale podczas seansu warto trzymać się mocno Tej Najlepszej Bożej Matki – Maryi – i koniecznie Jej Świętego Różańca.

MG




Matka Boża z Lujan wraca do Argentyny

W pojednawczym geście, 37 lat po wojnie o Falklandy, biskupi polowi wojsk Wielkiej Brytanii i Argentyny wymienili figury Matki Bożej z Lujan w dn. 30 października br. na Placu Świętego Piotra w Rzymie.

Wojska argentyńskie przywiozły ze sobą posąg Matki Bożej z Lujan, patronki Argentyny, podczas inwazji na Falklandy, brytyjskie terytorium zamorskie na południowym Atlantyku, w kwietniu 1982 r. W niecałe trzy miesiące później, gdy konflikt zbrojny zakończył się zwycięstwem Brytyjskiej Królewskiej Marynarki Wojennej figura Maryi, pozostawiony w kościele po wycofaniu się wojsk argentyńskich, została sprowadzona do Wielkiej Brytanii. Posąg Matki Bożej z Lujan został następnie umieszczony w katedrze św. Michała i św. Jerzego w Aldershot, gdzie pozostał do końca października br.

Biskup Paul Mason, biskupowi sił brytyjskich, zwrócił figurę 30 października biskupowi Santiago Olivera,  biskupowi sił argentyńskich, na Placu Świętego Piotra po audiencji generalnej u papieża. W zamian biskup Olivera zaoferował replikę, która ma zastąpić oryginał w katedrze w Aldershot.

Papież Franciszek pobłogosławił obie figury. W widoczny sposób poruszyła go tablica ku czci poległych w Argentynie, pokazana w czasie audiencji. Po obu stronach w wojnie o Falklandy zginęło 907 osób.

„To była ciekawa historia. Poznałem ją, kiedy zostałem biskupem sił zbrojnych – powiedział biskup Mason – Natychmiast zdałem sobie sprawę, że to dobra okazja, aby nie tylko zwrócić posąg, ale także zademonstrować jedną wiarę dwóch krajów, które doświadczyły podziału politycznego – dodał.

Na podstawie: https://catholicherald.co.uk




Wspomnienie NMP Loretańskiej w Kalendarzu Rzymskim

Papież Franciszek polecił wpisać Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Loretańskiej do Kalendarza Rzymskiego. Będzie odtąd obchodzone w całym Kościele powszechnym. Ustala to ogłoszony w dn. 31 października br. Dekret Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Wspomnienie Matki Bożej Loretańskiej jest obchodzone 10 grudnia. Data ta upamiętnia cudowne przeniesienie Domku do Loreto. Miało ono miejsce w 1294 roku. Zgodnie z tradycją przeniesienia mieli dokonać aniołowie, by uchronić tę pamiątkę Wcielenia przed muzułmanami. W nocy z 9 na 10 grudnia Domek stanął na dzisiejszym miejscu, o czym w mistycznym widzeniu został poinformowany eremita Paweł, który z kolei zawiadomił władze kościelne. Ze względu na to cudowne przeniesienie, Benedykt XV w 1920 roku ogłosił Matkę Bożą Loretańską Patronką Lotników. W stulecie tego wydarzenia Sanktuarium Loretańskie obchodzi Rok Jubileuszowy. Potrwa on od 8 grudnia bieżącego roku do 10 grudnia roku 2020.

Źródło: www.niedziela.pl




Życie wieczne jako postulat godności ludzkiej

O. Tilmann Pesch

1. Godność ludzka! Nawet materializm mówi o godności ludzkiej. Przewodnicy jego powiadają nam, że „człowiek jest tylko zwierzęciem: ma te same organa, te same objawy życia, takie same życie i takąż śmierć. Węgiel, tlen i inne pierwiastki i substancje, które się na ciało ludzkie składają, są tejże natury, co i pierwiastki składające się na ciało zwierzęce. I to właśnie stanowi godność ludzką. Duch człowieczy jest cząstką wielkiej materii świata. A cóż może być wspanialszego, pytają, cóż wznioślejszego, jak być umieszczonym, jako małe kółko w wielkiej maszynie świata? Najbardziej idealną rzeczą, jakiej człowiek może pragnąć na świecie, jest zwierzęca rozkosz płciowa; najtreściwszą zaś i najpożyteczniejszą, która najwięcej do tamtej idealnej się przyczynia – jak największa ilość chemicznych pierwiastków. Cząstki żelaza, które drgały w skroniach poety, myślały w mózgu filozofa, które wirowały w piersi nieludzkiego tyrana, lub cierpiały w sercu niewinnie prześladowanego, teraz może szumią w kołach lokomotywy”.

Piękne słowa! ale kto z myślących nie odwróci się z obrzydzeniem od takiej godności ludzkiej? Goethe nawet ośmielił się wypowiedzieć to zdanie: „Materializm umie tylko bluźnić Bogu, a uwielbiać łajno”.

2. Czy może lepiej wygląda „godność człowieka” w pojęciu panteistów? Otóż nigdzie i nigdy godność człowieka nie może się opierać na kłamstwie, a przecież panteizm najwyraźniej kłamie; tak w tym co przypisuje człowiekowi, jak i w tym, czego mu odmawia.

Panteizm mówi: „Jesteś zjawą bóstwa, jesteś Bogiem, dlatego masz boską nieomylność, boską nieograniczoność, boskie szczęście, boską świętość; wszystko co myślisz, co chcesz i co czynisz, jest absolutnie doskonałe i usprawiedliwione; nikomu nie masz potrzeby zdawać rachunku”.

Życie jednak ludzkie przekonywa na każdym kroku, że te przymioty są kłamliwe, że się dlatego tylko wynosi człowieka na wysokość, aby go tym głębiej zepchnąć w błoto. Tego się zwykle ponad miarę wywyższ, kogo się chce przywieść do upadku.

Panteizm odmawia człowiekowi rzeczywistości. Mówi on do niego: ty nie jesteś ani substancją, ani bytem, ani istotą działającą, jesteś tylko modalnością bytu, czynnością cudzą, pozorem tylko, uzewnętrznieniem pra-substancji, czymś jakby do niej przyklejonym.

Przeciwko takiej niedorzeczności powstaje doświadczenie i mówi: Wiem, że ja myślę, że ja chcę, że ja kocham to, co inni nienawidzą, że ja nienawidzę tego, co inni kochają. Ja poruszam swoją ręką, ponieważ mi się to podoba i poruszam, jak mi się podoba. Jestem więc punktem wyjścia czynności moich, jestem istotą działającą, przyczyną w sobie istniejącą, od której pochodzi działanie; jestem istotą samodzielną, która w żaden sposób nie pozwoli poniżyć się do przypadłości, do cudzej czynności, do pustego zjawiska. Moje samopoczucie mówi mi, że mam byt swój, różny i odrębny od bytów innych. Ja wiem, żem jest sprawcą wielu czynności, za które będę odpowiedzialny przed wyższą istotą. Żadne kłamstwo nie zdoła mi zaciemnić tego przeświadczenia. A jeżeli wiem, żem jest przyczyną, punktem wyjścia, że posiadam możność wolnego działania, to muszę się uznawać za istotę, nie przylepioną do czegoś innego, lecz posiadającą w sobie byt.

Kiedy więc panteizm czyni z człowieka tylko zjawisko, przypadłość, moralność boskiej wszechjedności (des Gott-All-Eins), pozornie go podnosi, rzeczywiście zaś ogromnie go poniża.

Jeżeli się z człowieka chce zrobić szatana złości i nieszczęścia, należy weń tylko wmówić, że jest Bogiem. Nic nie ma wygodniejszego nad moralność panteistyczną, w niej to leży tajemnica rozpowszechnienia się tej niedorzecznej nauki.

Tak by więc wyglądało według materializmu i panteizmu znaczenie człowieka: jest on wtłoczony i wpleciony w straszliwe kolisko świata, w jego olbrzymią maszynerię, w jej rozpędzone koła i żelazne tryby, w jej ogłuszające tłoki i młoty, które go miażdżą. Czuje się wobec tego zupełnie bezsilny i bezbronny. W tym rozpaczliwym położeniu ma tę smutną pociechę, że czasem zdobędzie odrobinę miodu przyjemności; że przy marnej pracy zapomni na chwilę o swoim nieznośnym losie i że sobie może powiedzieć: miliardy tak cierpią, jak ja. Mój krzyk znika w wiekuistym rzężeniu ludzkości, którą miażdży wszechświat, posuwający się dalej bez sensu i celu.

A takie teorie po to się tylko stawia, żeby człowiek miał możność i wolność czynić źle, grzeszyć. Wprawdzie jeszcze kodeks karny [w 1895 r. – przyp. red.] odważa się stawiać przeszkody tej tak „uzasadnionej” wolności!

„Jeżeli dusza nasza jest śmiertelną, mówi Mendelssohn w dziele Phädon, to rozum jest tylko złudzeniem, które nam Jowisz po to zesłał, aby nas biednych oszukać, to jesteśmy jak trzoda stworzona po to, aby szukała strawy i zdychała; to w kilka dni po śmierci wszystko jedno będzie, czy byłem ozdobą, czy hańbą stworzenia, czy się starałem powiększyć liczbę szczęśliwych, czy też nędzarzy; – to najpodlejszy człowiek ma władzę usunąć się spod panowania boskiego, sztyletem przeciąć więzy łączące go z Bogiem.

Jeżeli duch ludzki jest czymś przemijającym, to najmądrzejsi prawodawcy, filozofowie i myśliciele oszukali nas i siebie; to cały rodzaj ludzki się umówił, aby nieprawdę ochraniać i czcić oszustów, którzy ją wymyślili; to państwo złożone z wolnych, myślących istot, nie jest niczym więcej, jak stadem nierozumnego bydła! Okradziony z nadziei nieśmiertelności człowiek, ten cud stworzenia, będzie najnędzniejszym na świecie zwierzęciem, które na swoje nieszczęście musi o swym losie myśleć, bać się śmierci i rozpaczać”.

3. Na czymże tedy polega godność ludzka? – Odpowiedź łatwa i jasna!

Według elementarnej zasady porządku, rzecz każda powinna być na swoim miejscu; wyższa na wyższym, niższa na niższym. Gdzie zaś pomiędzy wyższą a niższą zachodzi stosunek, to niższa winna być podporządkowana wyższej, nie zaś odwrotnie. Wyższą rzeczą w człowieku jest życie rozumowe, nie zmysłowe. Stąd w nim wszystko (w zakresie natury) ku temu zmierzać powinno, by w odpowiedni sposób udoskonalić życie rozumne.

Tę szlachetną wyższość ludzkiej natury Pismo św. tymi wyraża słowy: „Cóż jest człowiek, że nań pamiętasz? albo syn człowieczy, że go nawiedzasz? Uczyniłeś go mało co mniejszym od aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go. I postawiłeś go ponad dziełami rąk swoich. Podałeś wszystko pod nogi jego”[1]. Więcej jeszcze znaczącymi są te słowa Pisma św., że Bóg stworzył człowieka „na wyobrażenie swoje”[2].

Wszystko więc w człowieku zmierza ku temu, aby swój rozum mógł odpowiednio rozwinąć, a sił swego umysłu w odpowiedni używał sposób.

Ale czy po to głównie otrzymał człowiek dar rozumu, by pełniej mógł zaspokoić wymagania swej natury cielesnej? by sobie mógł urządzić wygodniejsze i przyjemniejsze życie? W takim razie stanowisko człowieka byłoby gorsze niż najpodlejszego zwierzęcia. Bo te istoty nierozumne cieszą się ze swej sytości bez niedomagań, budują sobie legowiska z taką zręcznością, że w cień stawiają wszelką ludzką architekturę. Mimo całego sprytu smakoszów i rozkoszników nigdy jeszcze nie zdołała ludzkość dorównać zwierzętom pod względem zaspokojenia żądz naturalnych. Stare pogaństwo w kierunku urządzeń życiowych, używania, wyprzedziło najbardziej nowoczesny postęp; a jakiż tego wszystkiego był rezultat? – Cierpienie, błoto, zwyrodnienie.

Nie, nie w tym leży znaczenie człowieka, aby sił swego rozumu, swoich zdolności umysłowych używał jedynie dla dopięcia większych wygód w życiu ziemskim. Chociaż z drugiej strony może, powinien nawet, daru myślenia używać na to również, by mu się w życiu pod względem doczesnym lepiej działo, by to życie w odpowiedniej mierze upiększyć, by zmusić siły natury do służenia sobie; może i powinien ze swoją mocą ducha wejść w zapasy z siłami wrogimi jego ziemskiej pomyślności.

Lecz to nie jest rzeczą pierwszą i najważniejszą. Wszystko to musi być opromienione i uzacnione czymś wyższym, aby było godnym człowieka. To zaś wyższe leży w dziedzinie prawdy, do której zdobycia jesteśmy powołani i obdarzeni zdolnościami duchowymi.

4. Człowiek patrząc w siebie widzi, że stoi o wiele wyżej niż otaczająca go przyroda, dlatego nie powinien się jej poddawać, ani się wobec niej poniżać. Patrzy w górę i poznaje, że on sam i wszystko inne zależne jest od Boga, który jest stwórcą i celem wszechrzeczy, dlatego nie powinien się pychą unosić i czynić z siebie bożka. Skoro się wynosi ponad siebie, spada poniżej siebie.

Godność zatem i wielkość człowieka na tym polega, żeby panował nad wszystkim, co od niego niższe, w zależności jednak od Boga. „O ile mi to pomoże do służby Bożej?”. W tym pytaniu dana jest norma człowiekowi dla wszystkich jego dążności, dla wszystkiego, co go spotka.

Czymże by jednak była ta służba Bogu, od której zależy godność człowieka, gdyby nie było wieczności i życia pozagrobowego? Byłaby doprawdy niemałą udręką.

Jeśli Bóg, który z natury swej jest dobrocią, woła mię do służby swojej, czyni to dlatego, żebym w niej znalazł swoje szczęście i zaspokojenie mojej istoty. Jeśli Bóg chce, żebym Go szukał, to chce również, bym w Nim znalazł odpocznienie moje. Ani pełnego szczęścia, ani odpocznienia w tym życiu znaleźć nie można, dopiero w wieczności.

We wszystkim, czego Bóg chce, musi również zgodnie z najgłębszą istotą swoją szukać swej czci i chwały. Bóg bowiem jest świętością i prawdą. Jeżeli tedy Bóg chce, abym Mu służył, to chce tego dla swej czci i dla swej chwały. Chwała Boża, płynąca z wolnego pełnienia woli Bożej – oto godność człowieka! A jakże małą i jak niegodną Boga byłaby chwała, oddawana przez człowieka Majestatowi Bożemu, gdyby się wszystko ze śmiercią kończyło!

Największe wypadki świata są za małe, a prawdy, dostępne dla naszego poznania, za nikłe i powierzchowne, najszlachetniejsze dążenia doczesne zbyt są nacechowane słabością natury ludzkiej, ażeby mogły być jedynym i ostatecznym hołdem, który Bogu składamy.

Rozumiemy, na co jest to szczebiocące dziecko, gdy pomyślimy, że ono wyrośnie kiedyś na silnego mężczyznę, zdolnego do zapasów o wyższe zadania życia. Rozumiemy służbę Bożą, którą człowiek na tej ziemi spełniać winien, gdy wspomnimy, że ta służba udoskonalona, trwająca dalej, zostanie ukoronowana w wieczności. Należymy do Boga, to znaczy: jesteśmy dla wieczności. Myśl o Bogu, o chwale Bożej w wieczności, o szczęściu wiekuistym powinna przyświecać całemu życiu, wszystkim trudom i pracom człowieka.

5. Dopiero przez wzgląd na wieczność otrzymuje życie ziemskie wyższą wartość i namaszczenie, które nas godzi z pospolitością życia doczesnego. „Jak tło złote, mówi Franz Hettinger, na którym starzy mistrzowie malowali swoje obrazy, uwydatnia i oświeca postać, tak myśl o wieczności jest tłem wszystkich naszych czynów i nadaje nadziemskiego uświęcenia wszystkim cierpieniom i dążnościom naszym, jest ona różdżką czarodziejską, która to co ziemskie zamienia na niebieskie i czyni nas już tutaj uczestnikami życia Bożego. Jak gwiazdy oświecają ciemności nocy, tak te myśli wieczne oświecają nikłe i zmienne pragnienia doczesne; jak żeglarz ku gwieździe polarnej, tak duch nasz spogląda ku wieczności”.

Jest bowiem wieczność. Gdyby jej nie było, człowiek żyłby tu tylko po to, żeby cierpieć i dręczyć się; byłby najmizerniejszą istotą.

Żył niegdyś młodzieniec, imieniem Alojzy, który od lat dziecinnych we wszystkim, co mu się zdarzyło, co przedsiębrał, zadawał sobie to pytanie: „Co mi to pomoże do wieczności?”.

Tylko spoglądanie ku wieczności nadaje życiu wartość, chroni godność ludzką. Nawet taki Augustyn, kiedy w młodych latach nie spoglądał ku wieczności, stoczył się w bagno występków, dopiero gdy zwrócił oczy ku niej, wzruszony do głębi zawołał: „Kraino wieczności, kraino bezbrzeżna, ty jedynie zawierasz to, co trwałe i dobre; kto wielkości swej na tobie nie buduje, ten na próżno pracuje, ten gotuje sobie zgubę; kto w tobie szczęśliwości swej nie szuka, ten wiecznej nabawi się nędzy”.

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 106-113 [Imprimatur: Kraków, 28 lutego, 1924 r., †Adam Stefan; język uwspółcześniono; tytuł zmieniono]

Ilustracja: Trzy drogi do wieczności, autor: Georgin François, 1825, Cornell University: Persuasive Cartography: The PJ Mode Collection (Creative Commons via Wikimedia).

[1] Ps 8, 5-8.

[2] Rodz 1, 27.




UK: Przygotowania do ponownego poświęcenie kraju Maryi

We wtorek 24 września br. katolicy w całej Wielkiej Brytanii obchodzili uroczystość Matki Bożej z Walsingham, święto upamiętniające objawienie Matki Bożej świątobliwej angielskiej szlachciance w 1061 r. Uroczystość była uwieńczeniem wieloletniej kampanii modlitewnej na rzecz re-ewangelizacji i nawrócenia narodu; kampanii, która zakończy się 29 marca 2020 r. wraz z ponownym poświęceniem Anglii jako „Posagu Maryi”.

Znaczenie tego tytułu ma następujące korzenie: „Słowo ‘posag’ (ang. ‘dowry’ od łacińskiego dos ‘darowizna‘) jest czasem rozumiane jako darowizna towarzysząca pannie młodej. Jednak w średniowiecznym prawie angielskim znaczenie zostało odwrócone – mąż miał odkładać część swojego majątku na utrzymanie swojej żony, na wypadek, gdyby została wdową. Historyczne rozumienie Anglii jako „Posagu Mary” rozumiane jest w tym właśnie sensie – że Anglia została „odłożona dla Maryi”.

Organizatorzy kampanii opisują najbliższe miesiące jako czas łaski, „gdy cała Anglia zostaje zaproszona do odnowienia osobistego „TAK” dla Pana Jezusa poprzez parafialne wspólne działania przygotowawcze do poświęcenia się Jezusowi przez Maryję”. Zapraszają również katolików z całej Wielkiej Brytanii, aby zobowiązali się do regularnej spowiedzi, modlitwy Anioł Pański, Różańca i modlitewnego wzywania Świętych i Męczenników Anglii jako stałej modlitwy za cły naród i Wyspy Brytyjskie.

Kiedy Anglia powróci do Walsingham, Matka Boża powróci do Anglii.

Anglia była kiedyś znana ze swojej pobożności katolickiej – szczególnie z pobożności do Najświętszej Maryi Panny, ucieleśnionej przez dziesiątki maryjnych świątyń zdobiących ten kraj. Uważa się, że tytuł „Posag Matki Bożej” powstał za panowania św. Edwarda Wyznawcy (1042–1066). W połowie XIV wieku jego użycie było powszechne. 15 lipca 1381 r. król Ryszard II (1377–1399) oficjalnie poświęcił Anglię Matce Bożej jako Jej posag, powierzając się Jej opiece i wstawiennictwu – wydarzenie przedstawione w słynnym średniowiecznym malarstwie Wilton Dyptyk. Rozważając Anglię jako „odłożoną” dla Maryi, abp Thomas Arundel, arcybiskup Canterbury, pisał w 1399 r .: „Kontemplacja wielkiej tajemnicy Wcielenia przyciągnęła wszystkie narody chrześcijańskie, aby czcić Maryję, od której pochodzą pierwsze początki naszego odkupienia. Około 1496 r. Richard Pynson, drukarz króla Henryka VII, skomponował Balladę Walsingham. „Żaden inny naród nie ma się takiej godności” – pisze ks. Matthew Pittam, kapłan osobistego ordynariatu Matki Bożej z Walsingham. „Przed reformacją Anglia była tak głęboko maryjna, jak każdy inny kraj europejski, niezłomnie oddając się Matce Bożej”. Opowiada, że bunt króla Henryka VIII w latach 30. XVI wieku był punktem zwrotnym w nabożeństwie kraju do Matki Bożej: Wraz z Reformacją nastąpiło fanatyczne zniszczenie tak dużej części katolickiego dziedzictwa, sztuki i architektury Anglii. Świątynie zostały zniszczone, ważne obrazy Matki Bożej zostały zabrane do Chelsea i spalone, a święci mężczyźni i kobiety zmarli za wiarę. Wraz z ikonoklazmem i terrorem przygasła pamięć o Posagu Matki Bożej.

Mimo to ks. Pittam zauważa: „Dla niektórzy nadzieje i obietnice tego szczególnego honoru nigdy nie zostały całkowicie zgaszone. Rodziny odmawiające podporządkowania, które podtrzymywały płomień katolicyzmu płonący w czasach prześladowań (kiedy katolicyzm został zakazany), utrzymywały wiarę kosztem osobistym” – dodaje. „Dla wielu z tych rodzin wiara w Posag Maryi zachęciła ich w najtrudniejszych latach i dała im siłę do wytrwania w czasach prześladowań”.

W 1893 r. Papież Leon XIII wezwał angielskich pielgrzymów katolickich do Rzymu, aby pamiętali o „cudownej synowskiej miłości, która płonęła w sercach waszych przodków ku wielkiej Matce Bożej, której służbie poświęcili się z tak licznymi dowodami pobożności, że Królestwo zyskało osobliwy tytuł „Posagu Maryi”.

Organizatorzy akcji zauważają, że w przeciwieństwie do poświęcenia króla Ryszarda II w 1381 roku, przyszłoroczne ponowne poświęcenie nie będzie darem kraju Anglii, ale osobistym darem wiary ludu Anglii dla Matki Bożej, aby błagać Jej pomocy w budowaniu silnych podstaw duchowych do ponownej ewangelizacji kraju.

W bezpośrednim przygotowaniu do ponownego poświęcenia, 21 lutego 2020 r., wszyscy katolicy są wezwani do rozpoczęcia osobistych 33-dniowych rekolekcji prowadzących do poświęcenia się Jezusowi przez Maryję, zgodnie z metodą św. Ludwika de Montfort. Kulminacją osobistego poświęcenia będzie 25 marca, Święto Zwiastowania.

W dn. 26–28 marca odbędzie się trzydniowe triduum modlitewne, podczas którego uczestnicy pójdą do spowiedzi i przyłączą się do odmawiania Różańca oraz Litanii do Świętych i Męczenników Anglii. Wreszcie, 29 marca, w Westminster, w Walsingham, i w każdej katedrze i parafii w kraju nastąpi osobiste poświęcenie Anglii jako Posagu Maryi. Uczestnicy będą błagać o wstawiennictwo Matki Bożej, pamiętając o czymś, co niektórzy uważają za proroctwo odnowy duchowej: podpisując reskrypt przywrócenia sanktuarium Matki Bożej z Walsingham w 1897 r., papież Leon XIII oświadczył, że „Gdy Anglia powróci do Walsingham, Matka Boża wróci do Anglii”.

Źródło: www.churchmilitant.com

Ilustracja: Wilton Diptych, autor nieznany, National Gallery (Creative Commons via Wikimedia)




Królowanie Chrystusa a kobiety

ks. Otto Cohausz SJ

Mówiąc o tym, jak to Chrystus Pan miłował mężczyzn i mężczyzn w pierwszym rzędzie gromadził koło siebie, wcale nie myśleliśmy twierdzić, jakoby Pan Jezus mniej dbał o pozyskanie świata niewieściego dla Swej sprawy, albo zgoła chciał kobietę pozostawić w tyle. Rzecz miała się wręcz przeciwnie. Nikt inny bowiem, tylko Zbawiciel wyzwolił kobietę z poniżenia, w którym ją trzymał świat przed Jego przyjściem, nikt inny, tylko On nauką Swoją i przykładem przywrócił jej cześć i szacunek; zależało Mu też na tym, żeby niewiasty naśladowały Go, i z nieskończoną dobrocią pomagał niewiastom we wszystkich potrzebach.

Przypomnijmy sobie tylko tę jedną okoliczność, że Pan Jezus, choć mógł stworzyć z niczego dla siebie naturę ludzką, przecież postanowił wziąć ją z niewiasty. Niewiastą, którą Pan Jezus zaszczycił niewysłowioną godnością, że Go obdarzyła Ciałem, jest Najświętsza Maryja Panna. Przypomnijmy sobie, z jaką to dobrocią i z jakim szacunkiem obchodził się ze Swoją Najświętszą Matką, o której los był zatroskany jeszcze na krzyżu! Przypomnijmy sobie wreszcie, jak to Pan Jezus dla niewiast był dobrotliwy i łaskawy!

Na każdym niemal kroku Pan Jezus dawał do zrozumienia, że dobrze wie, co kobieta ma za troski, co jej dolega, czego potrzebuje, co ją boli, co stanowi Jej radość. W swym nauczaniu słowa dobiera tak, żeby niewiastom dodać otuchy, pokrzepić je i pomóc im. Dlatego bardzo chętnie porównania do Swoich nauk czerpie z życia kobiety, jak np. ową przypowieść o biednej wdowie, co to chce zmiękczyć kamienne serce sędziego, i o ubogiej niewieście, poszukującej drachmy, którą była zgubiła.

Rozumie On bardzo dobrze, jak to ciężko musi się napracować gospodyni, żeby chociaż tego chleba upiec dla czeladzi swojej, wie On bardzo dobrze, jakie to ciężkie godziny musi przeżywać matka, zanim przyjdzie ta szczęśliwa chwila, w której nowo narodzone dzieciątko spocznie na Jej łonie. Jeżeli do kogo, to do niewiast odnoszą się zatem Jego stówa: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę” (Mt 11, 28).

Zaledwie powiedziano Panu Jezusowi, że świekra Piotrowa zachorowała, a już był u jej łoża i uzdrowił ją. Kiedy raz w synagodze zauważył w tłumie starowinę przygarbioną i schorowaną, natychmiast uzdrawia ją. Przed bramą miasteczka Naim spotyka się z orszakiem pogrzebowym: to wdowa, gorzko płacząc, idzie za zwłokami jedynaka. Zaraz Pan Jezus przystępuje do nieboszczyka i do nieszczęśliwej wdowy, wymawia te słowa pełne pociechy: „Nie płacz!” i oddaje jej syna żywego.

Niewiasta chananejska żali się przed Nim, że jej dziecko chore: On wymawia jedno słowo, i dziecko wstaje zdrowe. Niewiasta, którą od 12 lat dręczyły krwotoki i która cały swój majątek bez skutku wydała na doktorów, pragnie tylko dotknąć się brzegu Jego szaty, bo nie śmie Go prosić o pomoc, a On zaraz zwraca się ku niej, odzywa się łaskawie, a ona natychmiast „poczuła na ciele, iż była uzdrowiona od choroby” (Mk 5, 29).

A podobnie jak w potrzebach ciała, także w potrzebach duszy, i to jeszcze bardziej, okazywał Pan Jezus swoją dobroć niewiastom. Oto jest młoda jeszcze kobieta, o której całe miasto ma wiele mówi. Ta, gdy Pan Jezus był pewnego razu zaproszony na ucztę, nie waha się wpaść między biesiadników i rzucić się do nóg Jezusowych, które nawet skrapla łzami i włosami obciera. Biesiadnicy na ten widok oburzają się. A Pan Jezus pozwala na to, odpuszcza jej wszystką winę i każe jej odejść w pokoju. Gorliwcy faryzejscy przyprowadzają do Niego cudzołożnicę, oczekując od Niego wyroku potępienia na nią. Pan Jezus widząc spłoszoną i zawstydzoną grzesznicę, oraz jej błagalne wejrzenie, tudzież całą jej postać, budzącą litość, a świadczącą o skrusze i żalu, wszystkich, co chcieli ją ukamienować, zawstydzonych odpędza precz, a biedną ofiarę grzechu uwalnia: szczery bowiem jej żal zmazał wszystką winę. Innym razem prorocze Jego oko spostrzegło, że do studni Jakubowej przyjdzie po wodę niewiasta Samarytanka, żyjąca w cudzołóstwie. On przybywa przed nią, czeka na nią i rozmawia z nią, a skutek jest ten, że także i jej dusza została odzyskana dla życia czystego i uczciwego.

I tak z ust Jezusowych i z Serca Jego płynął kojący balsam do tysięcy uciśnionych, walczących, grzesznych i zbawienia spragnionych dusz niewieścich. Odkąd królestwo Chrystusowe zjawiło się na ziemi, a kobiety zaczęły się garnąć pod Jego znaki, świat niewieści za jednym razem poczuł, że nadeszła godzina, w której niewiasta została wywyższona, oczyszczona i uszczęśliwiona.

Za to wszystko kobieta natychmiast odwdzięczyła się Chrystusowi Panu. Razem z Apostołami niewiasty towarzyszyły Mu po wszystkich drogach, po których On kroczył. Gdziekolwiek się zjawił, tłumnie doń spieszyły, aby z czcią najgłębszą otworzyć spragnione dusze na słowo obietnicy dóbr wiekuistych. Niewiasty galilejskie, nawet ze sfer dworskich, służyły Mu swoim majątkiem. Marta przyjmuje Go do domu swego, Maryja namaszcza kosztownymi olejki. Niewiasty ze współczuciem i ze smutkiem otaczają Go w godzinie śmierci na krzyżu, nie dbając na nienawiść tłuszczy, wyzutej ze wszelkich uczuć ludzkich. Niewiasty to były, które się krzątały wokół Jego pogrzebu i dostarczyły kosztownych prześcieradeł i wonnych maści dla Jego Najświętszego Ciała, niewiasty czuwały nad Jego grobem, niewiasty jeszcze w grobie wczas rano w niedzielę Zmartwychwstania chciały Mu oddać przysługę miłości. Niewiastom też Pan Jezus Zmartwychwstały ukazał się pierwszy. Nie dziwota, że potem niewiasty, szczególnie takie, jak nawrócona Samarytanka, Magdalena, i niewiasty od grobu, były najwymowniejszymi krzewicielkami królestwa Chrystusowego.

Nie tylko na początku chrześcijaństwa tak było, lecz także w późniejszych wiekach, i tak jest aż po nasze czasy. Gdziekolwiek Chrystus zjawił się w jakim kraju, wnet wśród niewiast znajdował najwdzięczniejsze słuchaczki. Niewiasty z Maryją Magdaleną siadały u stóp Jego, aby otrzymać naukę i oswobodzenie dla dusz swoich i wzbogacić się wewnątrz bogactwami Serca Jego; niewiasty z tąż Martą czyniły zabiegi, żeby Chrystus Pan królem był namaszczony, by świątynie Jego i ołtarze tonęły w blasku ozdób, a święta Jego stały się wspaniałymi manifestacjami; niewiasty za przykładem Marty poświęcają się na Jego służbę, a na wzór onych matek ewangelicznych wiodą dzieci do Niego; niewiasty pozyskują dla Niego całe rodziny i miasta, a nawet całe państwa i narody wcielają do królestwa Jego; niewiasty poświęcają dla Niego swoje życie w ofierze.

Chrystus Pan też obfitymi błogosławieństwami obdarzył świat niewieści wszystkich wieków. Z małej garstki onych niewiast galilejskich stała się rzesza wielka wspaniałych postaci, takich jak święte dziewice, wdowy, pustelniczki, matki, założycielki zakonów męczenniczki! Jest to zaiste wspaniały orszak, jakim nie będzie mógł poszczycić się chyba żaden inny król, jeno król nasz i Pan Jezus Chrystus.

* * *

Dzisiaj spośród szeregów niewieścich nieraz rozlega się głos: „Nie chcemy, żeby ten nad nami królował!” Co więcej, słychać tu i ówdzie nawet okrzyk: „Ukrzyżuj Go!” A skutek tego wołania jakiż jest? Czy może kobieta w większym jest poszanowaniu? Albo czy może stała się odtąd wierniejsza, skromniejsza, czystsza, ofiarniejsza, szczęśliwsza? Może miejsce go typu kobiety, który stworzył Chrystus w Maryi, Agnieszce, Teresie, Elżbiecie i innych, zajął znowu inny typ niewieści, w rodzaju wolnomyślnej Izebeli, chciwej władzy i krwawej Atalii, rozpustnej Semiramis, lekkomyślnej Diny, kuszącej i przewrotnej Dalili, wstecznej i tyrańskiej Herodiady?

Bodajby życie i czyny takich typów przynosiło światu więcej szczęścia aniżeli życie i działalność uczennic Chrystusowych, które służyły Bogu i rodzinie pełne poświęcenia i zaparcia się siebie, które słowem i przykładem krzewiły wiarę i dobre obyczaje w życiu publicznym, albo w samotnej celi, modląc się i czyniąc zadość za drugich ściągały i ściągają na świat potoki łask Boskich, które tam, gdzie się gnieździ zbrodnia, występek, nędza, niedola, za „Bóg zapłać!” albo za niewdzięczność opiekują się chorymi, sierotami, kalekami, opuszczonymi i trędowatymi! Także kobieta musi dzisiaj zająć zdecydowane stanowisko wobec pytania, czy nad światem ma zapanować jako król Chrystus czy też Belial.

Przyszedł więc czas, w którym każda niewiasta, każdego wieku i stanu, winna zastanowić się nad powagą położenia. Dzisiaj trzeba sobie powiedzieć, że Chrystusowi Panu należy się pierwsze miejsce w życiu, i że on musi zawładnąć myślami, słowami i uczynkami. Nie dość jednak tego: dzisiaj także kobieta musi pójść, żeby drugich zyskiwać dla Chrystusa i uczyć drugich, jak się dla Chrystusa pracuje, jak się dla Niego cierpi. Pole dla tej pracy apostolskiej niewiasty otwiera się rozległe, szczególnie w katolickich stowarzyszeniach kobiecych, w kongregacjach, bractwach i sodalicjach.

Źródło: Otto Cohausz TJ, Jezus Chrystus Król Świata, Górna Grupa 1926 [język uwspółcześniono; imprimatur: Ks. Jan Krupiński – Wik. Gen., Kraków, dnia 30.09.1926.]

Ilustracja: Fragment pomnika Chrystusa witającego Piusa VIII, autor Pietro Tenerani, XVIII w., Bazylika św. Piotra w Rzymie.




Brazylia: największa na świecie procesja maryjna

W brazylijskim Belém (stolicy stanu Pará) odbyła się największa w świecie katolickim procesja ku czci Matki Bożej z Nazaretu, popularnie nazywanej Królową Amazonii. 4-kilometrową trasę przeszły ponad 2 mln pielgrzymów przybyłych także z innych regionów tego kraju. Procesje te odbywają się każdego roku nieprzerwanie od 227 lat.

Bezpośrednio po porannej Mszy sprawowanej przed katedrą o godz. 5:30 przez abp. Giovanniego D’Aniello wyruszyła ulicami miasta procesja z figurą Matki Bożej z Nazaretu do maryjnej bazyliki sanktuarium. W uroczystościach brali udział także biskupi z okolicznych diecezji, którzy nie biorą udziału w synodzie o Amazonii w Rzymie. Tegoroczny temat święta brzmiał „Maryja, Matka Kościoła”.

Uczniowie szkół publicznych i prywatnych ciągnęli 13 wozów, do których pielgrzymi składali swoje wota dziękczynne za otrzymane łaski: świece, wykonane z wosku części ciała ludzkiego. Wiele osób przeszło całą procesję na kolanach. Przed sanktuarium uczniowie szkół publicznych i prywatnych stali z flagami wszystkich 26 stanów brazylijskich oraz Dystryktu Federalnego.

Ukoronowaniem maryjnej pięciogodzinnej procesji była Msza sprawowana przed sanktuarium, której przewodniczył bp Gilberto Pastana z diecezji Creato w stanie Ceará. – Zostaliśmy przyprowadzeni przez Maryję i Jej Syna aż tutaj. Błogosławiony jest każdy kto szedł w procesji modląc się przez pośrednictwo Maryi i wypraszając u Niej łaskę.

Uroczystości ku czci Królowej Amazonii będą trwały aż do 28 października. Każdego dnia odbywać się będą procesje młodzieży, dzieci, rowerzystów, biegaczy i innych grup wiernych.

Na podstawie: misyjne.pl




Rzym: prośba kardynałów i biskupów o nowy dogmat maryjny

boku Nowego Adama, jako Duchowej Matki ludzkości. Jesteśmy przekonani, że Bóg Ojciec oczekuje, aby Kościół w sposób szczególny i dogmatyczny uczcił jej współodkupieńczą rolę wraz z Jezusem, przez co Bóg odpowie historycznym nowym wylaniem Ducha Świętego” – piszą sygnatariusze listu otwartego, adresowanego do papieża Franciszka. Postulat ogłoszenia piątego dogmatu argumentują m.in. potężną walką duchową, jaka toczy się obecnie na świecie i w której olbrzymią rolę odgrywa wstawiennictwo Maryi.

“Potrzebujemy Jej, ale Ona także potrzebuje nas. Jeśli czcimy Naszą Panią w całej wielkości, jaką nasz Pan Jej przyznał, może Ona w pełni podjąć macierzyńskie orędownictwo za nami, jak w Kanie Galilejskiej, może wstawiać się u swojego Syna wypraszając cuda na nasze czasy” – można przeczytać w dokumencie.

Na podstawie: ekai.pl

Więcej o teologicznym uzasadnieniu dogmatu o Maryi Współodkupicielce zob.: ks. W. Most, Maryja Współodkupicielka, Płock 2019 (dostępne tu)




Maryja w życiu św. kardynała Newmana

13 października odbyła się kanonizacja angielskiego kardynała Johna Henry’ego Newmana (1801-1890). Kard. Newman był konwertytą z anglikanizmu. Jego wstąpienie do Kościoła katolickiego w 1845 r. było poprzedzone wzmożoną miłością do Matki Bożej. To jego maryjność, jeszcze jako duchownego anglikańskiego, zbliżała go coraz mocniej do Kościoła katolickiego.

W 1826 r. John Henry Newman został nauczycielem w Oriel College w Oksfordzie. Tam poznał anglikanina Kościoła wysokiego, Hurrella Froude’a. Zostali przyjaciółmi. To dzięki Froude’owi Newman zainteresował się nabożeństwem do Matki Bożej. W 1832 r., w uroczystość Zwiastowania, Newman – pełniący wówczas funkcję pastora kaplicy uniwersyteckiej pw. Najświętszej Maryi Panny – nauczał w kazaniu: „Kto może ocenić świętość i doskonałość Maryi, która została wybrana na Matkę Chrystusa? Jakie musiały być Jej talenty, skoro została ustanowiona jedyną bliską ziemską krewną Syna Bożego, jedyną, którą z natury miał czcić i szanować; wybrana, aby Go szkolić i kształcić, aby Go pouczać z dnia na dzień, gdy wzrastał w mądrości i w latach?”.

Odtąd Maryja miała formować, edukować i pouczać młodego anglikańskiego duchownego, ponieważ on także dorastał w mądrości i w latach – i w oddaniu się Jej – w sposób, którego nie był w stanie przewidzieć.

Po śmierci Froude’a w 1836 roku, Newman otrzymał jego Brewiarz Rzymski. Zaczął go codziennie odmawiać, ale pomimo swojego nowego nabożeństwa do Maryi, nie uwzględniał modlitw Brewiarza wzywających Jej wstawiennictwa. Nadal kierowała nim anglikańska niechęć do niektórych aspektów katolickiego nabożeństwa do Matki Bożej.

W 1841 r. profesor C. W. Russell z katolickiego seminarium w Maynooth w Irlandii napisał do Newmana. Russell zapewnił go, że ​​głębsza znajomość nauczania Kościoła na temat Najświętszej Dziewicy pomogłaby złagodzić wszelkie obawy, jakie miał na ten temat. Russell odważył się nawet zasugerować, całkiem słusznie, że Różaniec był jedynie „serią medytacji o Wcieleniu, Męce i Chwale naszego Odkupiciela”. Wysłał także Newmanowi kopię homilii św. Alfonsa Liguoriego o Matce Bożej. Kilkadziesiąt lat później w swojej autobiografii Apologia Pro Vita Sua (1864), Newman napisał: „[Russell] miał być może największy związek z moim nawróceniem niż ktokolwiek inny”.

Zanim Newman postanowił zostać katolikiem, jego zrozumienie roli Maryi w życiu chrześcijan i w dziele odkupienia ludzkości zostało znacznie pogłębione dzięki lekturze Ojców Kościoła. Pisząc o Trzecim Soborze Ekumenicznym w Efezie (431 r.), gdzie potwierdzono godność Maryi jako Theotokos, czyli Matki Bożej, zauważył, że było to konieczne „w celu ochrony doktryny Wcielenia i zachowania wiary katolików przed podstępnym humanitaryzmem”. Z czasem zwrócił uwagę na to, że te grupy chrześcijańskie, które wyrzekły się jakiegokolwiek nabożeństwa do Matki Bożej„ wkrótce przestały uwielbiać Jej Wiecznego Syna.

Newman był pod wielkim wpływem poglądu Ojców Kościoła na Maryję jako na Drugą Ewę. Opierając się na pismach św. Justyna, św. Ireneusza i Tertuliana, Newman wyjaśnił, że Ewa spowodowała upadek człowieka i że, jako „nowa Ewa”, Maryja uczestniczyła w naszym zbawieniu. Tak jak Ewa współpracowała z diabłem, przynosząc wielkie zło, Maryja również współpracowała z łaską, aby osiągnąć znacznie większe dobro. Dzięki tej analizie Newman mógł rzucić okiem na wielką godność Matki Bożej.
Najwyższą godnością Maryi i być może jej największym tytułem jest tytuł Theotokos, czyli Matki Boga. Gdy formalnie potwierdzono użycie Theotokos na Soborze w Efezie, Newman zastanawiał się, jak to było możliwe, że anglikanie nie zobaczyli tego, co on teraz widział, a mianowicie, że całe katolickie rozumienie Maryi jest zasadniczo rozumieniem Ojców Kościoła.

Można śmiało powiedzieć, że im bardziej Newman zbliżał się do Kościoła, tym bardziej zbliżał się do Matki Bożej. Po nawróceniu w 1849 r. opublikował swoje przemówienia skierowane do zgromadzeń mieszanych. Rozmyślał o roli Maryi jako o bastionie wiary w życiu chrześcijanina i jako o głównym świadku Wcielenia.

„Kościół i Szatan zgodzili się w tym, że Syn i Matka szli razem; a doświadczenie  trzech [ostatnich] stuleci potwierdziło ich świadectwo, ponieważ katolicy, którzy czcili Matkę, nadal czczą Syna, podczas gdy protestanci, którzy już przestali wyznawać  Syna, rozpoczynali, szydząc z Matki”.

W odniesieniu do wstawienniczej mocy Matki Bożej Newman, niewątpliwie świadomy protestanckich obaw w tym zakresie, wykazał biblijną naturę wstawiennictwa za pomocą przykładów zaczerpniętych zarówno z postaci Starego (Abrahama, Mojżesza), jak i Nowego Testamentu (Filipa, Andrzeja).

Jeśli chodzi o Wniebowzięcie Maryi, Newman zrozumiał, że doktryna ta była nie tylko była wyznawana od najdawniejszych czasów, ale także pozostawała w pełni spójna z innymi prawdami Objawienia, w szczególności z doktryną o Bożym Macierzyństwie Maryi i zmartwychwstaniu ciała.

„Jeśli Stwórca przyjdzie na ziemię w postaci sługi i stworzenia”, pyta Newman, „dlaczego Jego Matka nie może z drugiej strony stać się Królową Niebios i być odziana w słońce i mieć księżyc pod swoimi stopami?”

W ostatnich latach wzrok Newmana znacznie się pogorszył. Nie był w stanie modlić się swoim Brewiarzem. Zastąpił go odmawianiem Różańca. Jednak jeszcze przed tym czasem, gdy nie pisał i nie czytał, ludzie wokół niego widzieli, jak często nosił Różaniec w dłoniach.

Wzrastając w miłości do tego maryjnego nabożeństwa, napisał, że Chrystus „zstąpił z nieba i zamieszkał wśród nas i umarł za nas. Wszystkie te rzeczy są w Credo, które zawiera najważniejsze rzeczy, które nam o sobie objawił. Otóż wielka moc Różańca polega na tym, że czyni z Credo modlitwę. Oczywiście Credo jest w pewnym sensie modlitwą i wielkim aktem hołdu Bogu, ale Różaniec podaje nam wielkie prawdy o Jego życiu i śmierci, aby je medytować, i przybliża je do naszych serc”. Dalej dodaje: „I tak kontemplujemy wszystkie wielkie tajemnice Jego życia i Jego narodzin w stajence, podobnie tajemnice Jego cierpienia i błogosławionego życia. Jednak nawet chrześcijanie, z całą swoją wiedzą o Bogu, zwykle mają ku Niemu więcej podziwu niż miłości, a szczególna cnota Różańca polega na szczególnym spojrzeniu na te tajemnice. Albowiem wszystkie nasze myśli o Nim mieszają się z myślami o Jego Matce, a rozważając relacje między Matką i Synem mamy przed oczami Świętą Rodzinę — dom, w którym mieszkał Bóg. Otóż rodzina, nawet po ludzku, jest rzeczą świętą. O ile bardziej rodzina, połączona nadprzyrodzonymi więzami, a przede wszystkim rodzina, w którym Bóg mieszkał ze swoją Najświętszą Matką”.

Oprac. na podst.: http://www.ncregister.com