1

Uroczystości Najświętszej Maryi Panny patronki Luksemburga

Z wieloma naszymi strapieniami sami nie potrafimy sobie poradzić. Potrzebujemy Jej macierzyńskiej pomocy i wsparcia. Potrzebujemy Jej pocieszenia – mówił abp Marek Jędraszewski w homilii, którą wygłosił na zakończenie Oktawy ku czci Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych (Notre-Dame Consolatrice des Affligés) – Patronki Wielkiego Księstwa Luksemburg.

Obchodzona od czterech wieków Oktawa ku czci Najświętszej Marii Panny patronki Luksemburga jest jednym z najważniejszych wydarzeń religijnych w życiu stolicy, przyciągającym ponad sto tysięcy pielgrzymów ze wszystkich parafii kraju oraz wielu z przygranicznych diecezji Belgii, Francji i Niemiec. Na zaproszenie arcybiskupa Luksemburga arcybiskup Jędraszewski przewodniczył uroczystościom oraz wygłosił homilię w języku francuskim.

Metropolita krakowski rozpoczął swoją homilię od nawiązania do usłyszanej podczas I czytania skargi Syjonu, dotyczącej poczucia opuszczenia przez Boga. Porównał ją do dramatycznego wołania Chrystusa na krzyżu, będącego wyrazem przerażającej samotności i pustki. Zaznaczył, że w skargę Zbawiciela wpisywały się także przeżycia apostołów, dla których moment Jego śmierci był niezrozumiały i przeczył temu, w co wierzyli.

– I właśnie w tym tak dramatycznym momencie ich życia w najwyższym stopniu ukazała się prawda o Ojcu niebieskim, zawarta w retorycznym pytaniu samego Boga: “Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona?”. Aby jednak, w związku z tym pytaniem, nie zrodziła się jakakolwiek wątpliwość, zaraz po nim pojawiło się jednoznaczne stwierdzenie: “Nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie”.

Arcybiskup podkreślił, że momentem spełnienia się proroctwa Izajasza była chwila, w której Chrystus ofiarował Janowi, a wraz z nim, także i nam, Maryję jako Matkę. – W osobie św. Jana Apostoła otrzymał Matkę także cały, rodzący się z Krwi Chrystusa, święty, katolicki i apostolski Kościół.

Hierarcha zwrócił również uwagę na fakt, że zawarte w Ewangelii słowa: “uczeń wziął Ją do siebie” należy rozumieć przez pryzmat zbawczej perspektywy. Maryja stała się duchową Matką św. Jana, ponieważ wzięła go do domu swojej wiary, nadziei i miłości.

Tytułowanie Maryi “Matką Kościoła” zostało oficjalnie ogłoszone przez papieża Pawła VI, a Ojciec św. Franciszek ustanowił Jej święto w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego.

– W tytule “Matka Kościoła” mieści się niezmierne bogactwo treści. Są to treści odnoszące się zarówno do słowa “Matka”, jak i do słowa “Kościół”. Podczas dzisiejszych uroczystości te przebogate treści sprowadzamy do niektórych ich tylko aspektów: słowo “Matka” przemawia do nas najbardziej jako “Pocieszycielka Strapionych”, a słowo “Kościół” ogranicza się do tej jego czcigodnej cząstki, jaką jest Kościół lokalny w Luksemburgu.

Na zakończenie, arcybiskup nawiązał do cudownego wizerunku Najświętszej Maryi Panny, “Pocieszycielki Strapionych” – patronki Luksemburga. Początek jej opieki nad Luksemburgiem przypada na rok 1624, kiedy to studenci kolegium jezuickiego wynieśli poza mury miasta wyrzeźbioną w drewnie lipowym figurę Maryi. 16 października 1666 roku obrano Ją Patronką Luksemburga, symbolicznie przekazując Jej klucze do miasta.

Źródło: https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,34235,abp-jedraszewski-w-luksemburgu-przewodniczyl-uroczystosciom-maryi-pocieszycielki-strapionych.html




Nowenna i akt poświęcenia NSM

Uroczyste złożenie aktu będzie miało miejsce 13 maja 2018 r., po Mszy św. trydenckiej o godz. 10:00 w  kaplicy św. Anny, ul. Kossobudzkiego 10, 09-400 Płock. Zapraszamy!




Poświęcenie Anglii Maryi

W ramach przygotowań do ponownego poświęcenia Anglii jako „Posagu Maryi” w 2020 r., peregrynację po diecezjach angielskich rozpocznie w czerwcu br. figura Matki Bożej z Walsingham.

Anglia została oddana jako Posag Maryi przez kardynała Bernarda Griffina w 1948 roku. Ponowne poświęcenie kraju Maryi ma na celu pozyskanie Jej „pełnej miłości troski i ochrona naszego kraju”. Wydarzenie odbędzie się w okolicach uroczystości Zwiastowania w 2020 r.

Według organizatorów określenie „Posag Maryi” oznacza, że ​​Anglia została „zarezerwowana” dla Maryi. Wyrażenie to pochodzi z czasów św. Edwarda Wyznawcy (1042-1066), ale pierwszą jego wzmiankę można znaleźć na XIV-wiecznym obrazie przedstawiającym króla Ryszarda II trzymającego pergamin z napisem: „To jest twój posag, O pobożna Dziewico”.

Przed ponownym poświęceniem figura Matki Bożej z Kaplicy Slipper w Katolickim Sanktuarium Narodowym w Walsingham zostanie przywieziona do każdej katedry w Anglii na trzydniowe triduum modlitewne rozpoczynające się 21 czerwca 2018 r. w katedrze metropolitalnej w Liverpoolu.

Program będzie realizowany w każdej katedrze od czwartku do soboty i będzie składał się z wykładów o „Posagu Maryi”, wystaw, Mszy i adoracji.

Dwuletnia peregrynacja została zorganizowana przez Sanktuarium w Walsingham oraz przez Kongregację Matki Bożej z Ransom i posiada pełne wsparcie biskupów.

Peregrynacja zakończy się w Katedrze Westminster w 2020 r. Dokładna data zostanie podana w późniejszym terminie.

Kardynał Vincent Nichols nazwał ponowne poświęcenie Anglii Maryi „chwilą wielkiej obietnicy … dla Kościoła w Anglii oraz dla jego misji”.

Źródło: http://www.thetablet.co.uk/news/8876/walsingham-our-lady-tour-of-england-begins




O wartości współcierpienia z Jezusem i Maryją

o. Emil Neubert

Jezus modlił się, nauczał i pokazał, w jaki sposób powinniśmy żyć. Czy to wszystko, co zrobił, aby ocalić świat? Nie, wybawił go przede wszystkim poprzez swoją Mękę i swoją Śmierć.

Możesz Mu pomóc ratować swoich braci. Czy rozumiesz jednak, że aby to czynić musisz nauczyć się cierpieć?

Być może uważasz, że tylko sam Chrystus miał cierpieć, a ty jesteś z tego zwolniony. Jeżeli jednak twój apostolat jest kontynuacją misji Chrystusa, jak mógłbyś ratować dusze inaczej niż przez Chrystusa i poprzez środki, których On sam używał?

Kościół czci Najświętszą Maryję Pannę jako Współodkupicielkę – współpracującą z Chrystusem w dziele odkupienia świata. Tymczasem Ona sama nie nauczała. Modliła się tylko i cierpiała. Cierpiała więcej niż wszyscy święci, wszyscy apostołowie i wszyscy męczennicy. Cierpiała w jedności z Chrystusem, we wszystkich Jego cierpieniach i w Jego intencjach. Pamiętaj, że twoja misja duszy walczącej jest jedynie uczestnictwem w misji Maryi. Jeżeli Maryja przyczyniła się do naszego odkupienia poprzez swoje cierpienie, jak inaczej mógłbyś uczestniczyć w Jej misji niż tylko poprzez cierpienie?

Podobnie jak Chrystus i Matka Boża, wszyscy prawdziwi apostołowie rozumieli zbawczą wartość cierpienia. Każdy z nich stosował do siebie słowa Apostoła Pawła: „Dopełniam to, czego nie dostaje utrapieniom Chrystusowym, w ciele moim za ciało Jego, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Nie tylko nie powstrzymywały ich napotykane krzyże, ale radowali się, gdy im się przytrafiały, przekonani, że krzyż pomoże im w apostolacie. Nakładali nawet na siebie cierpienia, aby dać swoim działaniom jak największą skuteczność.

Pamiętaj: najbardziej dobroczynny wpływ na dusze ma nie ten apostoł, który umie najlepiej mówić czy organizować, czy nawet najlepiej się modlić, ale ten, który umie najlepiej cierpieć w zjednoczeniu z Chrystusem.

Dlaczego jednak Chrystus musiał cierpieć? I dlaczego każdy apostoł musi cierpieć jak Chrystus? Otóż dlatego, że grzech musi być odpokutowany, a grzech polega na czerpaniu zakazanej przyjemności – przyjemności duchowej, poprzez pychę lub przyjemności ciała, poprzez łakomstwo, a przede wszystkim poprzez nieczystość. Pokuta polega na zaakceptowaniu lub na nałożeniu na siebie cierpień dla zrównoważenia obrazy wyrządzonej Bogu.

Ponadto i przede wszystkim każdy grzech jest wykroczeniem przeciwko miłości. Zrekompensować go może tylko jeszcze większa miłość. Na ziemi nie ma jednak lepszego środka służącego miłości niż dobrowolne cierpienie znoszone dla kochanej osoby. Pan Jezus powiedział: „Większej nad tę miłość nikt nie ma, żeby kto życie swe oddał za przyjaciół swoich” (J 15,13). A zatem, jeżeli chcesz zdobyć dla Chrystusa osoby, które grzeszyły przeciwko miłości, szukając zakazanych przyjemności ducha lub ciała, tak jak Chrystus, musisz ofiarować swoje cierpienia jako akty ekspiacji i miłości.

„Cierpieć” to trudne słowo, wiem. Przez wieki krzyż był głupstwem dla niewierzących i zawadą dla dusz małej wiary. Sami Apostołowie byli nim na początku zgorszeni. Być może przypominasz sobie epizod opowiedziany w Ewangelii na temat
św. Piotra. Tuż przed Męką Pan Jezus zapytał Apostołów, za kogo mają Go ludzie. Słysząc różne odpowiedzi, zapytał ich: „A wy za kogo mnie uważacie?”. Piotr, w imieniu wszystkich, odpowiedział: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”. Jezus, uszczęśliwiony jego wiarą, odpowiedział mu: „Błogosławiony jesteś Szymonie, Bar Jona; bo ciało i krew nie objawiła tobie, ale Ojciec mój, który jest w niebiosach. A ja tobie powiadam, że ty jesteś opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiosach; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiosach” (Mt 16,13-19). Zauważ, że Piotr został wysoko oceniony za swoją wiarę, ogłoszony głową Kościoła, obdarzony Boską mocą. Niedługo potem „począł Jezus wykazywać uczniom swoim, iż potrzeba, aby szedł do Jeruzalem, i wiele wycierpiał od starszych i od doktorów i od przedniejszych kapłanów, i był zabity, i trzeciego dnia zmartwychwstał” (Mt 16,21). Piotr, mając w pamięci swoje przywileje, zaczął karcić swojego Nauczyciela, mówiąc: „Boże cię uchowaj, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie”. Jezus jednak, obróciwszy się, rzekł Piotrowi: „Idź za mną, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie rozumiesz, co jest Bożego, ale co jest ludzkiego” (Mt 16,22-23). Ani biedny Piotr, ani jego towarzysze nie rozumieli jeszcze tajemnicy krzyża. Dlatego też, gdy kilka tygodni później Jezus był ukrzyżowany, wszyscy byli wstrząśnięci i zaskoczeni; pochowali się i uważali, że wszystko się skończyło.

Ciągle nie rozumieli wartości cierpienia. Po rekolekcjach w Wieczerniku, gdzie modlili się podczas dziesięciu dni „z Maryją, Matką Jezusa”, przyszedł Duch Święty, dając im świadomość Chrystusa. Wówczas zrozumieli i od tamtego czasu byli szczęśliwi, mogąc cierpieć dla swego Nauczyciela i przelewając swoją krew za Jego naukę.

Ty także proś Maryję, aby ci wyjednała Ducha Świętego, który sprawi, że zrozumiesz, że aby być apostołem walczącym Chrystusa i Maryi, musisz zaakceptować cierpienie ze swoim Nauczycielem i ze swoją Matką.

***

Niewątpliwie słyszałeś już o Proboszczu z Ars, sławnym apostole dziewiętnastego wieku. Jego przykład daje nam namacalny dowód wielkiej skuteczności cierpienia w apostolacie.

Gdy ten Boży człowiek został właśnie powołany na urząd proboszcza parafii w Ars, zapytał mera: „W jaki sposób spędza się niedziele w mojej parafii?”.

„Dla wielu”, odpowiedział mer, „niedziela to praca rano, a kabaret i tańce wieczorem. Młodzi mężczyźni i dziewczęta mają w głowie tylko zabawę i rozrywkę. Nie byłoby źle, gdyby zapewniali je sobie tylko we własnym gronie. Niestety, nasza wieś ma tak „piękną” reputację, że stała się miejscem spotkań tancerzy z okolicy. Ksiądz proboszcz będzie świadkiem tej uroczej wrzawy. Proszę pomyśleć, tańczy się na placu kościelnym, w pobliżu cmentarza, w sąsiedztwie księdza ogrodu. Zobaczy ksiądz pary kręcące się przy żywopłocie… Wieczorem usłyszy ksiądz ordynarny, pijacki śmiech, sprośne piosenki, bluźnierstwa. I tak aż do rana”.

„Uchowaj, Boże!”, odrzekł biedny Proboszcz.

Otóż parafia ta w ciągu kilku lat stała się najgorliwszą parafią w całej Francji. Jak udało się Świętemu do tego doprowadzić?

Pewnego dnia wyjawił swój sekret kilku kapłanom z okolicy, którzy skarżyli się na bezużyteczność swoich starań. „Pracowaliśmy, głosiliśmy kazania, pouczaliśmy, modliliśmy się. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Wszystko na darmo”.

Proboszcz z Ars odpowiedział na to: „Pracowaliście, nauczaliście, modliliście się, ale czy zrobiliście wszystko co w waszej mocy? Czy pościliście, czy biczowaliście się, czy spaliście na twardym? Tak długo, jak tego nie uczynicie, nie możecie twierdzić, że zrobiliście wszystko, co mogliście uczynić”.

Poszczenie, biczowanie się, spanie na twardym – wszystko to praktykował święty Ksiądz dopóki nie uzyskał nawrócenia swojego stada. Każdego dnia, na długo przed świtem, szedł do kościoła. Klęcząc lub leżąc krzyżem przed ołtarzem, wołał: „Boże mój, daj mi nawrócenie mojej parafii. Zgadzam się cierpieć wszystko, czego sobie zażyczysz, w każdym czasie mojego życia, pod warunkiem, że się nawrócą!”. W południe był jeszcze w kościele, jeśli jego obowiązki duszpasterskie nie wywoływały go na zewnątrz, a bywały dni, gdy, zaniedbując całkowicie swoje ciało, nie opuszczał stopni ołtarza, na których klęczał aż do ostatniej modlitwy Anioł Pański.

Za sprawą cudu wytrwałości przeżywał czasami dwa, trzy dni nie spożywając żadnego pokarmu. A gdy już jadł, jego posiłek składał się prawie wyłącznie z gotowanych ziemniaków, często całkiem szarych od pleśni.

Około dwudziestej pierwszej szedł do swojego pokoju i zdejmował sutannę. Następnie, biorąc do prawej ręki krótki, żelazny łańcuch zakończony kawałkami ołowiu, biczował lewe ramię w przerażający sposób. Krew zabarwiała czerwienią jego płócienną koszulę, która wkrótce się rozdzierała, a czasami sama dyscyplina rozlatywała się w strzępy. W niektóre wieczory biczował się w ten sposób ponad godzinę. Zatrzymywał się na chwilę, wyczerpany lub przestraszony bólem, a już po chwili słychać było na nowo nieubłagany bicz.

Kiedy skończył, brał stary koc i kładł się na pędach winorośli zmieszanych ze słomą lub na podłodze strychu, używając końca belki za poduszkę[1].

Wówczas zaczęły się nawrócenia mieszkańców Ars, jeden po drugim, wszystkich bez wyjątku, a wioska stała się azylem pobożności i czystości. Można było powiedzieć, że stała się klasztorem. Z Ars wpływ świętego Proboszcza promieniował na sąsiednie wioski, a wkrótce na cały region i na całą Francję. W końcu jego świętość stała się sławna na całym świecie, skąd przybywały do niego dusze, aby się u niego wyspowiadać, aby się nawrócić lub aby dowiedzieć się od niego, jaka jest wola Boża w ich życiu.

***

To zrozumiałe, że nie możesz dokładnie powtarzać przerażających umartwień Proboszcza z Ars. Życie zwykłej duszy walczącej jest z konieczności różne od życia kapłana odpowiedzialnego za dusze we wsi, która całkowicie upadła moralnie. Jednak nawet jeżeli większości z nas trudno naśladować sposób życia Proboszcza z Ars, jego ducha powinien naśladować każdy prawdziwy apostoł.

[1]     Vide: F. Trochu, L’Ame du Curé d’Ars, Vitte 1928, s. 7-23.

Źródło: o. E. Neubert, Królowa dusz walczących, Płock 2017, s. 174-179, tytuł pochodzi od redakcji.

Ilustracja: fragment obrazu autorstwa Giovanni Antonio Capello, Jezus spotyka Matkę (public domain via wikimedia).




Maryja jako zorza w świetle nauki św. Tomasza z Akwinu

O. Konstanty Maria Żukiewicz

W dniu 7 marca, w rocznicę śmierci św. Tomasza z Akwinu, Kościół Katolicki obchodzi uroczystość tego Świętego, zwanego Doktorem Anielskim. Z tej okazji przytaczamy fragment książki Rozmyślania o Matce Bożej w świetle nauki św. Tomasza z Akwinu autorstwa o. Konstantego Marii Żukiewicza.

Święty Tomasz widzi Najświętszą Pannę w symbolu gwiazdy i to nie gwiazdy ogólnie wziętej, ale gwiazdy porannej, królującej, zorzy.

Czemu tak? „Zorza — według Jego myśli — jest uosobieniem światła, a światło jest najwspanialszym tworem Bożym, wśród tworów bezrozumnych — a Ona — woła Święty — jest wspanialszą od słońca i ponad wszystkie gwiazdy najpotężniejszą (Ks. Mądr. XII, 29). Ale to w stosunku do Niej Samej; głębsze jeszcze jest znaczenie zorzy w stosunku do nas.

„Zorza — powiada Mistrz Anielski — jest końcem nocy i ciemności. Kiedy Jakub walczył z aniołem, rzekł anioł do niego: teraz mię puść, bo wschodzi zorza. Pasowanie się to — tłumaczy Święty — oznacza modlitwę — jakby anioł chciał powiedzieć do Jakuba — nie uciekaj się do nas i nie przymuszaj twoją prośbą — bo oto wschodzi Błogosławiona Dziewica. Ona ma moc rozpędzać cienie -— bo Ją to przepowiadał prorok: „Lud, który usiadł w ciemnościach śmierci, ujrzał światło wielkie” (Izaj. IX, 2), które w postaci Najświętszej Panny, dla niego wschodziło”.

Nieraz słyszymy zdanie: pod ciemną urodziłem się gwiazdą, to znowu, pod jasną, szczęśliwą urodziłem się gwiazdą. Maryja niech wejdzie w życie twoje, a strąci znad czoła twojego ciemną, a zapali ci jasną gwiazdę. „Zorza — tłumaczy dalej Doktor Anielski — jest przewodniczką wędrowców i Ją miał na myśli Pan Jezus, mówiąc: „gdy światłość macie, chodźcie w światłości” (Jan XII, 35).

Życie nasze jest drogą, a my wszyscy — wędrowcami, więc na drogę życia daj matko swojemu dziecku nabożeństwo do Matki Bożej, pójść z nim, ani być zawsze razem nie możesz, a trwożysz się, czy pójdzie tą drogą wiary i cnoty — na które go kierowałaś. Matka Boża ciebie zawsze i wszędzie zastąpi — jak pięknie powiedział O. Antoniewicz: „Gdzie matka radzi, tam Maryja prowadzi”, a przed nim św. Bernard: „Idąc za gwiazdą Maryją, nie zbłądzisz”.

Miłość święta niech zapali tę gwiazdę uczuciom twoim, a wtedy nie tylko potrafisz kochać płomiennie ale i wytrwale.

Słuchajmy dalej naszego Świętego: „Zorza jest matką barw. Błogosławiona Dziewica mówi o sobie — jam matką pięknej miłości”. Piękna miłość to nic innego, tylko świat ideałów, a ideał tylko potrafi nam umaić i urozmaicić to życie, bez niego ono powszednie i nudne.

„Zorza jest początkiem pociechy i radości. Idź na morze — woła Święty — zapytaj żeglarza, jak on pragnie zejścia jutrzenki, a zrozumiesz, co to jest radość. Zgaś słońce a zginie dzień — niech odejdzie Maryja, a rozprzestrzeni się długa, nieprzebyta noc”.

***

Człowiek pewien opisuje, jak się dokonało jego wstąpienie do Kartuzów. Matka w dzieciństwie ofiarowała go Matce Bożej. „Gdy dorosłem — wyznaje — powiedziała mi o tym. To gwiazda, mówiła, twojego życia”. I szczęściło mu się. Majątek miał wielki, towarzyszkę życia równą sobie zapatrywaniami, dzieci dobre i piękne, i mówiono powszechnie: świeci im gwiazda szczęścia!

A jednak on nie był szczęśliwym, miłość Maryi, która w nim rosła od dzieciństwa, którą w młodości nazwano mu poetyczną zachcianką — rosła w nim coraz potężniej. Odmawiając czwartą bolesną tajemnicę Różańca, w której Maryja spotyka się z Synem, poczuł natchnienie, że w godzinie bólu Ona idzie na nasze spotkanie. Więc człowiek szczęścia modlił się o wielkie cierpienie, by się z Nią spotkać, by być bliżej Niej. Modlitwa została wysłuchaną. Dzieci pomarły, a na mogiłkach ich rodzice uczynili postanowienia; ona wstąpiła do Karmelitanek, on — do Kartuzów.

„Nigdy nie sądziłem — pisał już z celi klasztornej — że tyle szczęścia może przynieść Matka Boża, miłość Jej jest tak uszczęśliwiającą, że dziś pragnę wszystkiego, Co najgorsze, kalectwa, trądu, okrutnej śmierci, byleby tylko Ona świeciła w nocy moich bólów”. A zatem niech nam świeci zorza przejasna!

„Potrzeba tę zorzę mówi nam na zakończenie św. Tomasz ściągnąć w życie, ale ściągnąć obiema rękami. Jedną ręką jest płacz twój, a drugą modlitwa”. Wylewajmy więc łzy naszych bólów w modlitwie przed ołtarzem Matki Bożej, modląc się zarazem o wielką miłość Jej — a wtedy — zapewnia nas Święty — zrozumiemy słowa Pisma św., do Niej dostosowane: „Nad zdrowie i piękność umiłowałem Ją i umyśliłem mieć Ją, miasto światłości, gdyż światłość Jej nigdy nie zgaśnie” (Ks. Mądr. VII, 10).

Źródło: O. Konstanty Maria Żukiewicz, Rozmyślania o Matce Bożej w świetle nauki św. Tomasza z Akwinu, Warszawa 1928, język uwspółcześniono.

Na ilustracji: fragment fresku przestawiającego św. Dominika, NMP i św. Tomasza z Akwinu (Fra Angelico).




Św. Stanisław Kostka (3) – w Rostkowie

ks. Stanisław Bońkowski

STANISŁAW W ROSTKOWIE

Rok przyjścia na świat św. Stanisława Kostki nie jest na ogół przez biografów szeroko omawiany i nie stanowi dla nich specjalnego problemu. Przyjmują oni powszechnie znany i przez nikogo nie kwestionowany rok 1550 jako rok urodzenia św. Stanisława. […]

Niepewny jest natomiast dzień i miesiąc urodzin Stanisława. […] Musimy poprzestać na stwierdzeniu, że Stanisław urodził się w drugiej połowie 1550 roku i wkrótce po urodzeniu został ochrzczony. W procesach kanonizacyjnych znajdujemy ślady troski Jana i Małgorzaty z Kryskich, by co prędzej przynieść dziecię do kościoła i uczynić je uczestnikiem łaski sakramentu chrztu św. Jeden z zaprzysięgłych w procesie krakowskim zeznaje: „Prędko po urodzeniu w kościele farnym św. Wojciecha biskupa i męczennika, miasteczku płockiego powiatu, podług Kościoła Rzymskiego obrządku ochrzczony i otrzymał imię Stanisław. Zaraz po chrzcie jakoby Bogu poświęcony na ziemię przed ołtarzem Najświętszego Sakramentu położony”.

Wprawdzie Rostkowo należało wówczas do parafii Węgra, ale dwór rodzinny Kostków należał do kościoła parafialnego w Przasnyszu. […] Dla pełniejszego zobrazowania ceremonii chrztu świętego warto przytoczyć świadectwo naocznego świadka, który w późnej starości fakt ten opisywał. Świadkiem tym jest Dorota Zachowska, córka Jana Zachowskiego, obywatela i radcy przasnyskiego, który prawdopodobnie był jednym z owych szlachetnych mężów asystujących ceremonii chrztu świętego. Dorota Zachowska, jako kilkunastoletnia wówczas dziewczyna, była obecna przy chrzcie Stanisława. Według jej relacji ojcem chrzestnym był Andrzej Radzanowski z Radzanowa. Ówczesnym zwyczajem po ceremonii chrztu świętego ojciec chrzestny zaniósł dziecię przed Najśw. Sakrament i położył je na stopniach dużego ołtarza. Nie należy sądzić — jak to często spotyka się w żywotach Stanisława — by ta symboliczna czynność miała być zapowiedzią przyszłej świętości dziecka lub oznaczać akt oddania dziecka na służbę Bogu. I dziś w diecezji płockiej i w wielu innych diecezjach istnieje zwyczaj, iż po ceremonii chrztu rodzice chrzestni obchodzą tzw. ofiarę wokół dużego ołtarza i dopiero potem wracają do domu. Radzanowski prawdopodobnie dostosował się do istniejącego zwyczaju w kościele parafialnym w Przasnyszu. Trudno jest dziś ustalić szafarza chrztu św. Stanisława. Proboszczem przasnyskim w tym czasie był prałat Stanisław Boniecki. Chrztu świętego dziecku Jana i Małgorzaty z Kryskich udzielił zapewne wikariusz, zastępca proboszcza, zwany wówczas komendatariuszem. W roku urodzenia Stanisława takim właśnie komendatariuszem przasnyskim był Hubert Maciej Komorowski. Najprawdopodobniej on ochrzcił młodego Kostkę i nadał mu imię Stanisław.

[…] na obiór takiego imienia decydująco prawdopodobnie wpłynęła matka Małgorzata. Wychowana bowiem była w Drobinie, przy kościele parafialnym pod wezwaniem św. Stanisława biskupa i męczennika fundowanym przez jej przodków. Uczucia religijne i cześć dla świętego męczennika przelała Małgorzata na swego syna dając mu imię Stanisław. Cześć do świętego Stanisława biskupa, męczennika, żywa była wśród parafii przasnyskiej. Był tam bowiem ołtarz „tituli” S. Stanislai Ep. et Mart”.

Drugim motywem nadania takiego imienia dziecku mógł być wpływ rodziny Kryskich. Imię Stanisław było dziedziczne w rodzinie Kryskich. Słynny zwłaszcza był o tym samym imieniu wuj Stanisława, Stanisław Kryski — dyplomata, polityk słynący z krasomówstwa. Dwa więc motywy mogą nam wytłumaczyć chrzestne imię Stanisława: wzgląd religijny — cześć do św. Stanisława męczennika i tradycje rodzinne Kryskich. Nigdzie nie wymienia się imienia z bierzmowania, chociaż sakrament bierzmowania Stanisław najprawdopodobniej otrzymał. Krótko bowiem przed śmiercią, gdy Stanisław przyjmował inne sakramenty chorych, jeden z obecnych przy tym ojców, zapytał go, czy był bierzmowany. Stanisław wyraził wtedy wątpliwość, „an confirmatus esset”. Biorąc pod uwagę religijną atmosferę domu Kostków, ich troskę o wychowanie należy sądzić, że nie zaniedbali i tego obowiązku katolickiej wiary względem swoich dzieci. Stanisław zaś istotnie mógł wtedy nie pamiętać. Wątpliwość nasunęła mu się przecież wówczas, gdy przyjmował inne sakramenty, kiedy umysł jego już był osłabiony, a przeżycia religijne potęgowały się. Wiemy z ostatnich jego chwil, że bardzo dokładnie badał swoje sumienie, pytał, czy nie wyrządził komu krzywdy lub przykrości, na wszelki wypadek dwa razy przed śmiercią spowiadał się. Zrozumiała jest więc wątpliwość jego delikatnego sumienia.

Inna kwestia, którą należy się zająć przy omawianiu danych personalnych Stanisława, to sprawa jego „pochodzenia”. Silna i powszechna tradycja oparta na zeznaniach świadków — znających rodzinę Kostków — stwierdza, że Stanisław pochodził z Rostkowa koło Przasnysza. Jest to fakt historyczny nie wymagający dowodzenia. Należy wyjaśnić tylko pewne wątpliwości. Otóż Stanisław na pytania wstępne przy egzaminie do nowicjatu oświadczył, że pochodzi „ex Pultovia civitate” [z Pułtuska].

[…] W życiu kościelnym diecezji płockiej Pułtusk odgrywał ważną rolę, można by powiedzieć, praktycznie ważniejszą niż Płock. Przede wszystkim od 1227 roku do 1872 był siedzibą biskupów płockich i w XVI wieku określano go często jako „oppidum episcopi plocensis”. Pułtusk był własnością biskupów płockich, którzy obok obowiązków kościelnych piastowali urzędy świeckie, rezydowali w Pułtusku i nosili tytuł „książąt ziemi pułtuskiej” lub po prostu „książąt pułtuskich”. W administracji kościelnej Pułtusk był archidiakonatem od roku 1443, a od roku 1449 ma kolegiatę wraz z kapitułą. Można powiedzieć, że był on ogniskiem życia religijnego, a po założeniu przez jezuitów kolegium w roku 1566 był ogniskiem życia kulturalnego terenów diecezji wysuniętych na wschód. Tylko wzgląd religijny, a potem kulturalny pozwala nazwać Pułtusk najważniejszym miasteczkiem po Płocku na zawiślańskim Mazowszu.

Wydaje się, że tylko ten aspekt, może dać wyjaśnienie, dlaczego Stanisław podał się „ex Pultovia civitate”. Bo niewątpliwie Stanisław znał Pułtusk i to raczej od strony życia kościelnego. Zapytany dla celów kościelnych wskazał Pułtusk. Co więcej, Stanisław na pewno wiedział już o założeniu kolegium jezuitów w Pułtusku, dlatego powiedzenie „ex Pultovia civitate” wyjaśniało jezuitom rzymskim chociaż w przybliżeniu miejsce jego pochodzenia.

Tyle wiadomości możemy zanotować na podstawie dokumentów odnoszących się do pierwszych nieomal miesięcy życia Stanisława. Gdy chodzi o dziecięco-chłopięce lata Stanisława, tradycja nie przekazała nam bliższych szczegółów. Owszem, są wzmianki natury ogólnej na temat najbliższej rodziny i atmosfery rodzinnego domu Stanisława. Nawet legenda jest bardzo uboga. Poza dwoma opowiadaniami o uciszeniu żab i zachowaniu się Stanisława przy stole podczas uczty nic nie wnosi do życiorysu Świętego.

W oparciu zatem o informacje natury ogólnej będziemy usiłowali odtworzyć obraz życia św. Stanisława z tego właśnie okresu. Będziemy usiłowali rozwiązać problemy wieku dziecięcego, z którymi Stanisław na pewno w Rostkowie spotkał się i które na swój sposób przeżywał. Najpierw chcemy przypatrzeć się religijnemu życiu Stanisława do lat 14, a więc do wyjazdu na studia do Wiednia. […]

Młodzi Kostkowie byli poddani procesowi świadomego wychowania i od najmłodszych Jat spotykali się w domu z ideałami życia katolickiego. W domu uczyli się szacunku dla każdego człowieka nawet najniżej społecznie postawionego. Szanowali służbę domową jako domowników. Co więcej, ci właśnie pracownicy brali uczynny udział w ich wychowaniu, mogli zwracać uwagę młodym Kostkom, korygować ich dziecięce występki.

Zasadniczą rolę w religijnym wychowaniu młodych Kostków spełniała pewnie matka Małgorzata z Kryskich. Od niej też pewnie Stanisław uczył się pierwszych prawd wiary katolickiej i ona pewnie wdrażała go w praktykę religijnego życia. Ten sam świadek — Paweł — jasno stwierdził: „Stanisław pobożnie i religijnie wychowany w wierze katolickiej od młodości zaczął wieść życie chrześcijańskie”. W Wiedniu zauważono, że Stanisław często przebywał na prywatnej modlitwie i często przystępował do sakramentów świętych. Wprawdzie to świadectwo odnosi się do okresu wiedeńskiego, ale wydaje się, że ono rzutuje również nieco w przeszłość. Zamiłowanie do modlitwy, do życia sakramentalnego wyniósł Stanisław z Rostkowa. […] Zaangażowanie w życiu religijnym zdobył w rodzinnym domu, a warunki w konwikcie jezuickim w Wiedniu dały mu możliwość realizacji nabytych praktyk religijnych. Stanisław musiał wcześniej nawiązać kontakt religijny z Bogiem, skoro — jak sam zaświadcza — w modlitwie, którą zapamiętał, „sam oddał się Bogu na służbę”.

U Stanisława uczucie było podłożem, na którym rozwijało się życie religijne. W Rostkowie uczucie Stanisława rozwijało się w dwóch kierunkach. Przede wszystkim od najwcześniejszych lat, można powiedzieć od dzieciństwa, Stanisław uczuciowo wiązał się z rodziną. Pierwsze życiorysy i procesy kanonizacyjne mocno podkreślają przywiązanie Stanisława do rodziny, mianowicie „Stanisław w Rostkowie był przez wszystkich kochany, a zwłaszcza kochał go ojciec”. Nie była to z pewnością miłość jednostronna. Uczucie synowskiej miłości Stanisław zachował nawet wtedy, gdy ostatecznie zdecydował się porzucić świat i zamknąć w klasztorze. Świadczy o tym list napisany z Wiednia przed ucieczką. Wypowiada w nim Stanisław całą gamę uczuć miłosnych do rodziców, przedstawiając im motywy swojej decyzji.

[…] religijne życie Stanisława aktualizowane było w najprostszej formie modlitwy. Z gruntu fałszywe jest mniemanie, jakoby Stanisław już w Rostkowie nosił w swej religijności cechy świętości i „oznaki wyjątkowej pobożności oraz cnót przeróżnych”. Otwarcie trzeba powiedzieć, że o świętości jego życia w Rostkowie nic nie wiemy. Możemy tylko wnioskować z zeznań procesów kanonizacyjnych, mówiących ogólnie o jego religijnym życiu, że był chłopcem pobożnym, religijnym, może nawet nieco bardziej religijnym niż jego rówieśnicy. I chyba w tym znaczeniu trzeba interpretować następujący tekst: „Od dzieciństwa wiele znaków przyszłej dobroci wykazywał, niektórych błogosławieństw i cnót początki pokazując. Między innymi świeciły w nim wrodzona pokora, modlitwy gorącość i chęć do rzeczy duchowych…, że od najmniejszej rozpusty i lekkości dziecinnej wstrzymywał się i nic płochliwego nie czynił i dlatego przy dworze ojczystym wszyscy go szanowali” . Zarówno w Wiedniu, jak i w Rostkowie nie uważano go w najbliższym otoczeniu za świętego. Biliński w procesie beatyfikacyjnym w 1603 roku na pytanie, czy Stanisława uważano za świętego, w okresie, w którym go znał, odpowiedział: „Był uważany powszechnie za dobrego chłopca, ale nie za świętego”.

Religijność Stanisława nacechowana była duchem maryjnym. Jan Biliński — jako jego bezpośredni wychowawca w Rostkowie — zaświadcza, że Stanisław od dzieciństwa czcił Maryję i po Bogu wszystkie swe myśli i uczucia kierował ku Matce Bożej. […] W późniejszym życiu Stanisława kult maryjny odgrywał dużą rolę. Często o Matce Boskiej mówił na sposób dziecięcy i opowiadał o Niej jako o swojej Matce. […]

Następnym zagadnieniem okresu rostkowskiego jest sprawa początków nauki Stanisława.

Podstawę do późniejszych nauk w Wiedniu otrzymał Stanisław w rodzinnym domu w Rostkowie. Rodzina Kostków była środowiskiem inteligenckim. Chociaż Jan Kostka nie zajmował wysokiego stanowiska społecznego, w domu jego żyły tradycje szlacheckie i rodzice troszczyli się o wyrobienie obyczajowe, towarzyskie i kulturalno-naukowe swych dzieci. […]

Dokumenty kościelne ukazują nam Jana Kostkę, dziadka św. Stanisława, jako fundatora prywatnych kaplic w kościele parafialnym w Przasnyszu i w Rostkowie. W roku 1488 biskup płocki pozwolił „erigi et construi oraculum in Rostkow”; a ksiądz Michał Boniecki, proboszcz przasnyski, wyliczając obowiązki kapelana kaplicy Kostków w kościele farnym w Przasnyszu nadmienił, że w razie potrzeby („necessitate exigente”) również odprawi Mszę św. w „oraculum in Rostkow”. Stwierdzić zatem można, że w pierwszej połowie XVI wieku w Rostkowie była jakaś kaplica, przy której mieszkał może kapelan i nauczał dzieci. Niektórzy badacze przeszłości Przasnysza wprost stwierdzają, bez żadnej wątpliwości, że istniał w Rostkowie kościół — kaplica, przy której stale zamieszkiwał kapelan będący zarazem duchowym nauczycielem synów Kostków.

W czasie ostatniego roku pobytu Stanisława w Rostkowie pedagogiem jego był Jan Biliński. Tak stwierdzają pierwsi biografowie i akta kanonizacyjne. Sam zresztą Biliński w procesie kanonizacyjnym pułtuskim mówi o sobie jako wychowawcy w obyczajach i nauce Stanisława i brata jego Piotra i jak opiekował się Stanisławem podczas jego choroby, spędzając siedem bezsennych nocy przy łóżku, „aby co złego nie przytrafiło się choremu”. Pod kierownictwem Bilińskiego otrzymał Stanisław, jak można wnosić z egzaminu wiedeńskiego, dobre przygotowanie. Został bowiem przyjęty na trzeci rok gramatyki i tam przez trzy lata ukończył gramatykę (trzeci rok), humanistykę i retorykę. Przyjęcie Stanisława na trzeci rok gramatyki usiłują biografowie wytłumaczyć tym, że Stanisław pobierał początkowo nauki w Pułtusku, w szkole założonej przez biskupa Noskowskiego. Jako powód takiego twierdzenia podają zeznanie Stanisława, owo omawiane przez nas „ex Pultovia civitate”. Trzeba jednak stwierdzić, że nie ma pozytywnych dowodów, jakoby Stanisław uczęszczał do szkoły w Pułtusku. Katalogi z tych lat zaginęły. Tradycja na ten temat nic nam nie przekazała, a przecież nie takie długie lata upłynęły, gdy najbliższy przyjaciel Stanisława — Warszewicki, był potem rektorem kolegium jezuickiego w Pułtusku. Wylicza się sławne nazwiska osób, które ukończyły to kolegium. O Stanisławie natomiast brak wzmianki. Systematyzując zatem ostatecznie proces wykształcenia Stanisława z okresu rostkowskiego, można by ująć tak: Do 12 roku życia wstępne nauki pobierał w domu od rodziców lub może miejscowego kapelana ich prywatnej kaplicy. Od 12 roku kształcił się i wychowywał pod opieką Jana Bilińskiego. W 14 roku życia wyjechał na dalsze nauki do Wiednia ze starszym bratem i opiekunem Bilińskim.

Źródło: ks. Stanisław Bońkowski, Święty Stanisław Kostka, Płock 1967. Język uwspółcześniono; pominięto przypisy.




Matka Boża Jasnogórska powróciła na szlak

Peregrynująca po Polsce kopia Jasnogórskiego Wizerunku powróciła na szlak po dorocznej zimowej renowacji. Obecnie Matka Boża w tzw. Obrazie Nawiedzenia kontynuuje pielgrzymkę po diecezji warszawsko-praskiej.

– Fenomen nawiedzenia polega na tym, że na 24 godziny parafia staje się Jasną Górą – zauważył o. Krzysztof Grzesica, który sam siebie nazywa „kierowcą Matki Bożej”.

Paulin podkreśla, że już same momenty przejazdu obrazu do kolejnych miejsc nawiedzenia, są okazją do wielkiej manifestacji wiary oczekujących na Matkę Bożą ludzi.

Obecnie Obraz znajduje się w Legionowie.

Źródło: https://ekai.pl/kopia-jasnogorskiego-obrazu-matki-bozej-powrocila-na-szlak/




Rola Matki Bożej z Lourdes w życiu św. Maksymiliana Kolbe

O. Grzegorz Bartosik

Święty Ojciec Maksymilian Maria Kolbe (1894-1941) zarówno w swoim życiu duchowym jak i w apostolacie wielką wagę przykładał do treści niektórych objawień Matki Bożej. Jako franciszkaninowi szczególnie bliskie mu były te objawienia, w których Najświętsza Maryja Panna ukazała się jako Niepokalana. Były to zasadniczo trzy objawienia: św. Katarzynie Labouré w roku 1830 na rue du Bac w Paryżu (Objawienie Cudownego Medalika), objawienie się Maryi Żydowi Alfonsowi Ratisbonne w roku 1842 w kościele św. Andrzeja delle Fratte w Rzymie oraz objawienie się Najświętszej Maryi Panny św. Bernadetcie Soubirous w Lourdes w roku 1858. Interesujące jest to, że w jego pismach i konferencjach nie znajdujemy ani jednego odniesienia do współczesnych mu objawień w Fatimie. Wydaje się, że święty Maksymilian akceptował tylko te objawienia, które zostały już oficjalnie uznane przez Kościół.

Choć jako doktor teologii zarówno w swoim życiu duchowym, jak i w apostolstwie opierał się przede wszystkim na nauce Pisma Świętego i Magisterium Kościoła, to jednak objawieniom Matki Bożej przypisywał ogromną rolę. Traktował je jako znaki czasu poprzez które Pan Bóg przez pośrednictwo Maryi wzywa ludzi do nawrócenia i pragnie pomóc ludziom osiągnął zbawienie. Uważał, że treść objawień jakie przynosi Maryja jest przesłaniem na współczesne czasy, stąd wielokrotnie w jego pismach i konferencjach znajdujemy odniesienia do wspomnianych wyżej trzech objawień maryjnych. Spośród wspomnianych wydarzeń Ojciec Kolbe szczególnie często w swoich wypowiedziach nawiązuje do objawień Maryi w Lourdes. W sumie w jego Pismach i Konferencjach znajdujemy około 50 odniesień do tego wydarzenia.

Wydaje się, że szczególne przywiązanie naszego Świętego do objawień lourdzkich wynikało z trzech podstawowych przesłanek.

Po pierwsze jako kleryk doznał cudownego uzdrowienia za pośrednictwem wody z Lourdes. Po drugie Objawienie w Lourdes, podczas którego Maryja nazwała się Niepokalanym Poczęciem, było dla świętego Maksymiliana nie tylko potwierdzeniem ogłoszonego w roku 1854 dogmatu, ale także potwierdzeniem słuszności całej tradycji franciszkańskiej, która poczynając od bł. Jana Dunsa Szkota (+1308) broniła tezy o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Po trzecie wreszcie objawienia w Lourdes zainspirowały św. Maksymiliana do stworzenia własnej, oryginalnej koncepcji wyjaśnienia Tajemnicy Trójcy Świętej oraz koncepcji pneumahagijnego uzasadnienia apostolatu maryjnego. Do dzisiaj ta wizja Ojca Kolbego uważana jest za najbardziej twórczą jego spuściznę i nadal inspiruje wielu teologów na całym świecie. […]

Pogłębienie nabożeństwa do Niepokalanej z Lourdes

Jak zauważa Ojciec Paulin Sotowski (jeden z najlepszych znawców św. Maksymiliana i wydawca jego pism), na zainteresowanie się kleryka Maksymiliana Kolbego objawieniami w Lourdes niewątpliwy wpływ wywarł fakt, iż w kaplicy Kolegium OO. Franciszkanów w Rzymie, znajdowała się duża figura Niepokalanej Lourdes z napisem umieszczonym wokół Jej głowy: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. Młody Maksymilian siedem lat modlił się w tej kaplicy, spędzając na modlitwie po kilka godzin dziennie. Tak częsty widok tej figury nie tylko przypominał mu te objawienia, ale także skłaniał do rozmyślań nad treścią imienia, jakim Maryja nazwała się w Lourdes. W jego świadomości te objawienia były wydarzeniem niezwykle ważnym, były wyjątkowym orędziem, które Pan Bóg przez Niepokalaną zesłał ludzkości.

Drugim ważnym wydarzeniem, które jeszcze ściślej związało kleryka Maksymiliana z Niepokalaną z Lourdes był fakt cudownego uzdrowienia, jakiego doświadczył w roku 1914, używając wody z Lourdes. Oto jego osobista relacja przekazana matce w liście z dnia 6 kwietnia 1914 roku: „Nic tak ważnego nie zaszło, chyba to, żem o mało nie utracił (małego, grubego) palca u prawej ręki. Utworzyło mi się tam bowiem coś na kształt wrzodu. Pomimo zabiegów kolegialnego lekarza materia tworzyła się ciągle. W końcu lekarz orzekł, że już kość się psuje; trzeba będzie ją wyskrobać. Usłyszawszy o tym odpowiedziałem, że mam lepsze lekarstwo. Dostałem bowiem od O. Rektora cudowną wodę z Lourdes. Dając mi ją, opowiedział mi O. Rektor historię swego cudownego uzdrowienia […]. Otóż nasz lekarz usłyszawszy, że mam wodę z Lourdes, z radością sam mi ją przyłożył. I cóż się stało? Nazajutrz zamiast operacji i skrobania kości usłyszałem od lekarza szpitalnego, że nie widzi potrzeby i po kilku opatrunkach byłem zdrów. Chwała więc Panu Bogu i cześć Niepokalanej!”.

To cudowne doświadczenie skuteczności opieki Niepokalanej miało dla kleryka Maksymiliana znaczenie nie tylko w wymiarze czysto medycznym (powrót do zdrowia). Według ówczesnej praktyki Kościoła – utrata kciuka prawej ręki mogła być przeszkodą utrudniającą otrzymanie święceń kapłańskich. To cudowne uzdrowienie było więc dla niego także znakiem troski Maryi o Jego powołanie kapłańskie. Po raz kolejny doświadczył tej troski Niepokalanej gdy w roku 1917 zachorował na gruźlicę i udało się tę chorobę zaleczyć. Dzięki temu mógł bez przeszkód przyjąć święcenia kapłańskie. Te doświadczenia sprawiły, że Ojciec Maksymilian w sposób szczególny czcił Maryję Niepokalaną jako Patronkę i Opiekunkę swojego kapłaństwa. Sam zaś uważał siebie za tego, który doświadczył dobrodziejstwa uzdrowienia dzięki objawieniom Maryi w Lourdes (dzięki cudownej wodzie). […]

Kierownictwo Ducha św. i Niepokalanej

Zdaniem Ojca Maksymiliana zjednoczenie Maryi z Duchem Świętym nie skończyło się w chwili Wcielenia, bowiem jak Maryja dała życie i troszczyła się o swego Syna według ciała, czyli Chrystusa, tak teraz owocem Jej zjednoczenia z Duchem Świętym jest przekazywanie życia i troska o Jej dzieci duchowe, czyli chrześcijan. Z tego zjednoczenia Maryi z Duchem Świętym Ojciec Kolbe wyprowadza więc naukę o Jej pośrednictwie: „Zjednoczenie Ducha Świętego z Niepokalaną Dziewicą jest tak ścisłe, że Duch Święty, przenikając duszę Niepokalanej, wpływa na dusze tylko za Jej pośrednictwem. Dlatego stała się pośredniczką wszelkich łask, a stąd i prawdziwą Matką wszelkiej łaski Bożej. Stąd Królową Aniołów i Świętych, Wspomożeniem Wiernych i Ucieczką grzeszników”. W innym miejscu zaś dodaje: „Wolno wnioskować, że Maryja jako Matka Jezusa Zbawiciela, stała się Współodkupicielką rodzaju ludzkiego, a jako Oblubienica Ducha Świętego uczestniczy w rozdawnictwie łask wszelkich”. W obu tych wypowiedziach warto zwrócić uwagę na sformułowania: „Duch Święty wpływa na dusze za Jej pośrednictwem”, oraz „Maryja uczestniczy w rozdawnictwie łask”. Jak łatwo dostrzec oba sformułowania podkreślają podporządkowaną misję Maryi w stosunku do Ducha Świętego. Ona tylko uczestniczy w misji uświęcania i obdarowywania łaskami, która jest podstawową misją Trzeciej Osoby Boskiej.

Ojciec Maksymilian za szczególnie skuteczny i widoczny przejaw pośrednictwa Maryi uważał cuda, jakie dokonują się w Lourdes. „Od tej chwili Niepokalana w Lourdes poczęła wykonywać obowiązki naszej Pośredniczki: wzywa chorych, zbiera chromych i ułomnych, aby ich uleczyć i okazać naszą od Niej zależność w życiu naturalnym. Przyciąga łagodnie chorych na duszy, czyli niewierzących i grzeszników zatwardziałego serca, i wlewa w ich serce życie nadprzyrodzone, aby przekonać ich o swojej władzy udzielania nam życia nadprzyrodzonego”.

Z faktu, iż Maryja jest Pośredniczką Ojciec Maksymilian wyprowadza wniosek, że należy Jej się bezgranicznie oddać. Tylko wtedy człowiek będzie mógł jak najlepiej odpowiedzieć na Bożą miłość, jeśli odda się Niepokalanej za narzędzie w Jej rękach. Ale jak sam zaznacza, to oddanie się Niepokalanej jest w ostateczności oddaniem się Duchowi Świętemu: „Nie chciejmy poprawiać Mądrości Nieskończonej, kierować Duchem Świętym, lecz dajmy się Mu prowadzić. Wyobraźmy sobie, ze jesteśmy pędzlem w ręku nieskończonej doskonałości malarza […]. Gdy Mądrość Odwieczna, Bóg używa nas jako narzędzia, wtedy najwięcej, najdoskonalej będziemy działać, gdy jak najdoskonalej, całkowicie pozwolimy się prowadzić. Oddaliśmy się przez akt poświęcenia Niepokalanej na zupełną własność. Ona jest bez wątpienia najdoskonalszym narzędziem w ręku Boga; my zaś mamy być narzędziami w Jej niepokalanych rękach”.

Za osobę, która jego zdaniem była wyjątkowo posłusznym narzędziem w rękach Niepokalanej św. Maksymilian uważał wizjonerkę z Lourdes – św. Bernadetę Soubirous. Stawiał ją za przykład swoim czytelnikom, a sam, tak jak Bernadetta chciał być „miotłą w rękach Niepokalanej”.

To oddanie się Niepokalanej za bezwarunkowe narzędzie stało się główną ideą i motorem jego apostolstwa. W tym celu powołał też do życia ruch apostolski „Rycerstwo Niepokalanej”, aby jego członkowie byli narzędziami w rękach Niepokalanej dla budowania Królestwa Bożego.

Źródło: O. Grzegorz Bartosik, Kult Matki Bożej z Lourdes w życiu św. Maksymiliana, http://www.ptm.rel.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=40%3Asw-maksymilian-maria-kobe-o-lourdes&catid=9&Itemid=130 [dostęp: 14.02.2018] (przypisy pominięto, śródtytuły pochodzą od redakcji)




Bp Libera: na drodze krzyża człowiek jest z Maryją

Bp Libera przewodniczył w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach Mszy św. w intencji chorych oraz tych wszystkich, którzy wsparli odnowienie ołtarza głównego.

W Ksiądz Biskup nauczał, że w słowach „Oto syn Twój (…) oto Matka Twoja”, które padły z krzyża, zawiera się wielkie wołanie Jezusa skierowane do chorych, cierpiących, samotnych o tym, że “na drodze krzyża człowiek nie jest sam – zawsze jest przy nim Maryja”.

Nawiązując do opisu uzdrowienia trędowatego z Ewangelii stwierdził, że Jezus – Boski Lekarz przychodzi bardzo blisko, kiedy człowiek jest samotny, cierpiący i odrzucony, aby dotknąć swoją miłością jego serca.

Bp Libera zauważył, że Maryja – Uzdrowienie Chorych – chce być blisko wszystkich cierpiących, wszystkich przygniecionych dramatem choroby. Pomocą w takim doświadczeniu bliskości Matki Najświętszej są Jej sanktuaria rozsiane po całym świecie, także to w Oborach – z Bolesną Panią.

Można Maryi mówić o bólu fizycznym i duchowym, o dramatach, o upadkach. Ona wsłuchuje w bicie ludzkich serc i dotyka tak samo, jak Jezus dotknął trędowatego – „dotykiem pełnym czułej miłości, który przypomina, że na drodze życia człowiek nie jest sam”.

Biskup płocki powiedział też, że wpatrując się w Maryję w znaku pięknie odnowionej Piety Oborskiej, królującej w odrestaurowanym ołtarzu, będzie można jeszcze lepiej kontemplować i doświadczać matczynej bliskości i opieki Matki Najświętszej wyrażonej w Chrystusowych słowach „Oto syn Twój (…) oto Matka Twoja”.

Zawierzył także Pani Bolesnej z oborskiego sanktuarium wszystkich chorych przebywających w szpitalach, hospicjach, zakładach opiekuńczo leczniczych, obłożnie chorych w domach, dźwigających brzemię starości i samotności oraz ciężko chorych kapłanów diecezji płockiej.

Źródło: https://ekai.pl/bp-libera-na-drodze-krzyza-czlowiek-jest-z-maryja/