1

Objawienie Maryi w La Salette

Było to dnia 19 września 1846 roku, w sobotę, w dzień poprzedzający Święto Siedmiu Boleści Maryi. Słoneczny ranek zagościł w kotlinie La Salette. Dwoje pastuszków, Maksymin i Melania, wypędzają swoje stado zygzakowatą drogą po zboczu Planeau pod górę, na pastwisko w granicach gminy La Salette. Nie domyślają się, że prowadzi ich tajemnicza dłoń. Piotr Selme, gospodarz, u którego w tym tygodniu Maksymin jest na służbie, przez całe przedpołudnie kosi trawę w pobliżu dzieci pasących stada.

Około południa słychać z wioski La Salette głos dzwonu na Anioł Pański.  Dzieci spędzają zwierzęta razem i prowadzą je w inne miejsce płaskowyżu. Najpierw poją krowy w potoku Sezia, w tzw. zbiorniku dla bydła i pędzą je na łagodne zbocze góry Gargas. Same zaś siadają w dole, na lewym zboczu Sezii, obok źródła dla zwierząt i spożywają przyniesiony ze sobą czarny chleb z serem. Piją do tego świeżą źródlaną wodę, a wierny towarzysz Maksymina – pies Lulu, również dostaje swoją porcję jedzenia.

Inni pasterze, pasący niedaleko Maksymina i Melanii, też przyprowadzili swoje bydło do źródła, aby je napoić i aby również się posilić. Maksymin i Melania zostają w końcu sami. Siadają wygodnie po prawej stronie strumienia, obok małej studni, która w lecie zawsze wysychała. Ponieważ bawiły się przez całe przedpołudnie i już od samego świtu były na nogach, są zmęczone. Słońce praży na odsłoniętych stokach – i dzieci, wbrew swoim zwyczajom, zasypiają.

Po półtorej godzinie Melania nagle się budzi. Pierwsza jej myśl dotyczy krów. Zrywa się na równe nogi i rozgląda się wokoło, wypatrując zwierząt. Nie może ich jednak zobaczyć z niecki, w której się znajduje. Wówczas przestraszona woła: Maksyminie, chodź, nie ma naszych krów! Na wpół śpiący jeszcze chłopiec mówi do swej towarzyszki: Co się stało? Co tak krzyczysz? Melania znów powtarza: Krowy zniknęły! Dzieci zrywają się szybko z miejsca i pędzone strachem biegną pod górę, na małe wzniesienie. Spostrzegają, że krowy pasą się na przeciwległym zboczu góry Gargas.

Z westchnieniem ulgi Melania chce zawrócić z powrotem do niecki, ale w połowie drogi staje jak wryta, ogarnięta ponownie strachem. Najpierw nie może wydobyć z siebie żadnego słowa. Później woła słabym głosem: Memin, spójrz na tę wielką jasność tam w dole! Gdzie, gdzie? – odpowiada chłopiec i doskakuje do dziewczynki. Nad kamieniem, na którym spali niedawno, unosi się tajemnicza, wielka ognista kula. To wyglądało jak słońce, które spadło na ziemię – powiedzą dzieci później – ale o wiele piękniejsze i jaśniejsze niż słońce. Światło staje się coraz większe i im bardziej się powiększa, tym intensywniej świeci. Co to może być? – jak błyskawica przez głowę dziewczynki przelatuje myśl: to może być Zły, którym grozili jej niekiedy ludzie majstra, gdy była niegrzeczna. Ach, Boże kochany – wzdycha i wypuszcza z ręki pasterski kij. Maksymin jest również wystraszony. Podobnie jak Melania wypuszcza kij, ale natychmiast go podnosi i mówi: Trzymaj swój kij, ja trzymam swój, a jeżeli to coś nam zrobi, już ja je zdzielę. W tym momencie jasność zaczyna robić się nagle przeźroczysta. W roziskrzonym świetle ukazują się dwie ręce, w rękach zaś ukryta twarz. Coraz wyraźniej zarysowuje się kształt postaci. Zdaje się siedzieć, pochylona z głową do przodu, jak kobieta, którą przygniata ciężkie brzemię lub wielkie cierpienie. Następnie świetlista kula zaczyna się rozjaśniać ku górze, a dziwna osoba wstaje, odejmuje ręce od twarzy, chowa je w szerokich rękawach sukni, zbliża się do pastuszków i uspokaja ich słowami pełnymi dobroci. Zwraca się do dzieci, które wciąż jeszcze stoją nieruchomo, nie spuszczając z Niej oczu. I teraz słyszą głos: “Zbliżcie się moje dzieci, nie bójcie się! Jestem tutaj, aby przekazać wam ważne Orędzie”.

Głos nieznajomej Pani brzmi serdecznie i łagodnie jak muzyka. Wszelki strach gdzieś pierzchnął, a dzieci zbiegają zboczem w dół, do tajemniczej postaci. Pani pełna majestatu podchodzi bliżej, a potem stają tak blisko siebie, że nikt nie mógłby przejść między nimi. Przed nimi stoi Pani pełna dostojeństwa, ale i matczynej troski. Jest tak piękna, iż od tej pory dzieci mają dla Niej tylko jedno imię – “la belle Dame” – Piękna Pani. Ma na sobie złocistą szatę, na której promienieją niezliczone gwiazdy. Korona z róż otacza Jej głowę. W każdej róży lśni świetlisty diament, a całość wygląda jak lśniący diadem królowej. Na długą, białą szatę ma zaś założony złocistożółty fartuch. Na Jej nogach – skromne białe buty, obsypane jednak perłami, a Jej stopy przyozdabia mała girlanda z róż we wszystkich kolorach. Trzeci wieniec z róż okala Jej niebieską chustę na ramionach, na których dźwiga ciężki, złoty łańcuch. Na małym łańcuszku wokół szyi wisi krzyż z młotkiem i obcęgami po bokach. A Chrystusa na krzyżu widzą dzieci, jak gdyby był żywy. Promienieje z Niego całe światło, w którym zanurzona jest Zjawiona. Szlachetna, owalna twarz Pięknej Pani jest pełna wdzięku, którego żaden artysta nie jest w stanie oddać. Promieniuje najjaśniejszym blaskiem. Oczy zaś pełne są nieskończonego bólu, Pani płacze bez przerwy gorzkimi łzami. Jednakże łzy te płyną jedynie do wysokości krzyża na piersi i zamieniają się tam w promienisty wieniec świetlistych pereł. Całe zjawisko jest przeźroczyste i unosi się odrobinę nad ziemią. Wszystko błyszczy i migocze, iskrzy się i promienieje. Dzieci stoją zdumione i zapominają o wszystkim wokół siebie.

Zjawiona obejmuje dzieci spojrzeniem pełnym matczynej miłości. Potem zaczyna mówić: “Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię Mojego Syna. Jest ono tak ciężkie i tak przygniatające, że już dłużej nie będę mogła go podtrzymywać.

Od jak dawna już cierpię z waszego powodu! Chcąc, aby Mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona nieustannie wstawiać się za wami. Ale wy sobie nic z tego nie robicie.

Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam.

Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ramię Mego Syna tak ciężkim. Woźnice przeklinają, wymawiając Imię Mojego Syna. Te dwie rzeczy czynią ramię Mego Syna tak ciężkim.

Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, ale nic sobie z tego nie robiliście; przeciwnie, znajdując zepsute ziemniaki, przeklinaliście, wymawiając Imię Mojego Syna. Będą się one psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale.”

Tu Zjawiona przerywa nagle. Podczas gdy mówi o ziemniakach, Melania odwraca się do Maksymina, jak gdyby chciała go zapytać, co Piękna Pani chce przez to powiedzieć. Melania rozumie tylko niektóre słowa francuskie, m.in. również pomme jako jabłko. “Ach, nie rozumiecie, dzieci! Powiem wam to inaczej.” Powtarza im w miejscowej gwarze to, co już powiedziała o zbiorach i kontynuuje w dialekcie: “Jeżeli macie zboże, nie trzeba go zasiewać, bo wszystko, co posiejecie, zjedzą zwierzęta. A jeżeli coś wyrośnie, obróci się w proch przy młóceniu. Nastanie wielki głód, lecz zanim to nastąpi, dzieci poniżej lat siedmiu będą dostawały dreszczy i będą umierać na rękach trzymających je osób. Inni będą cierpieć z powodu głodu. Orzechy się zepsują, a winogrona zgniją.”

Zjawiona znowu przerwała. Każdemu z dwojga dzieci powierzona zostaje tajemnica w taki sposób, że żadne nie słyszy, co Pani mówi drugiemu. Później Pani kontynuuje: “Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w sterty zboża, a ziemniaki same się zasadzą. A teraz Zjawiona stawia im pytanie: Czy dobrze się modlicie, moje dzieci? Obydwoje odpowiadają zupełnie szczerze: Niespecjalnie, proszę Pani. Na to następuje matczyne napomnienie: Ach dzieci, trzeba się dobrze modlić, rano i wieczorem. Jeżeli nie macie czasu, odmawiajcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a jeżeli będziecie mogły, módlcie się więcej. Latem na Mszę Świętą chodzi zaledwie kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedziele przez całe lato, a w zimie, gdy nie wiedzą, czym się zająć, idą na Mszę świętą jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do rzeźni jak psy! Piękna Pani stawia dzieciom jeszcze jedno pytanie: Moje dzieci, czy nie widziałyście nigdy zepsutego zboża?”

Maksymin, nie zastanawiając się długo odpowiada w imieniu ich obojga: “Nie, proszę Pani, nigdy nie widzieliśmy”.

Wtedy Pani zwraca się do chłopca: “Lecz ty Maksyminie, musiałeś je widzieć. Nie przypominasz sobie, jak kiedyś szedłeś z ojcem z Coin do Corps? Tam wstąpiliście do zagrody. Gospodarz powiedział: „Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się psuje”. Poszliście razem. Twój ojciec wziął dwa lub trzy kłosy w dłonie, pokruszył je i wszystko obróciło się w proch. W drodze powrotnej do domu ojciec dał ci kawałek chleba ze słowami: „Weź to, kto wie, czy na Boże Narodzenie będziemy mieli jeszcze cokolwiek, jeżeli zboże będzie się dalej tak psuło”. – “Tak, zgadza się, proszę Pani!” – woła ożywiony Maksymin – “teraz sobie przypominam. Nie pomyślałem o tym”.

Wtedy Piękna Pani daje im taki nakaz: “A więc, moje dzieci, ogłoście to całemu mojemu ludowi!”

Potem oddala się od pastuszków, przechodzi strumień Sezia i unosi się w górę drogą w kształcie litery S. Przy tym powtarza swoją prośbę, tym razem już nie w dialekcie, spoglądając w stronę Rzymu: “A więc, moje dzieci, przekażcie to dobrze całemu mojemu ludowi!”

Przybywszy na szczyt wzniesienia Pani unosi się na około półtora metra nad ziemię. Jeszcze raz ogarnia swoim matczynym spojrzeniem dzieci i całą ziemię. Przestaje płakać i wydaje się jeszcze piękniejsza niż przedtem. Jednak głęboki smutek pozostaje na Jej obliczu. Pastuszkowie patrzą teraz ze zdziwieniem, jak postać zaczyna rozpływać się w blasku, który Ją opromienia. Najpierw znika głowa, później ramiona, a w końcu całe ciało. Tylko kilka róż, którymi były przyozdobione Jej stopy, unosi się jeszcze przez chwilę w powietrzu. Maksymin podskakuje do góry i chce je chwycić, jednak wtedy znikają również i one, i wszystko się kończy.

Dzieci stoją pogrążone w zadumie. Melania pierwsza odzyskuje mowę: Musiała to być jakaś wielka Święta! A Maksymin dodaje: O gdybyśmy wiedzieli, że to była wielka Święta, poprosilibyśmy Ją, aby nas zabrała ze sobą do nieba! A Melania z żalem wzdycha: Ach, gdyby tak jeszcze tu była! Potem dodaje: Chyba nie chciała, abyśmy zobaczyli, dokąd pójdzie.

Dzieciom zostaje wspomnienie – wspomnienie, które jest obecne w ich sercach i nigdy nie wygaśnie – a także polecenie Pięknej Pani, by przekazały dalej Jej Orędzie.

Wiadomość o Objawieniu i cudownym źródle rozchodziła się niezwykle szybko. W pierwszą rocznicę Objawienia, dnia 19 września 1847 roku, frekwencja przypominała wędrówkę ludów. Już dzień wcześniej wszystkie ulice i drogi pełne były ludzi. Kościoły w okolicznych wioskach były oblegane przez tych, którzy chcieli przystąpić do sakramentów świętych – znak, że to nie tylko ciekawość wiodła te tłumy ludzi do La Salette.

Do badania i oceny objawienia Maryjnego uprawniony jest biskup diecezji, w której się ono zdarzyło. Biskup wypowiada się w tym wypadku jako oficjalny reprezentant całego Kościoła przy czym zobowiązuje się do wnikliwego przeanalizowania faktów i potwierdza naturalną pewność, idącą w parze z tymi udowodnionymi faktami.

La Salette należy do diecezji Grenoble. Dlatego też Objawienie z La Salette zostało poddane badaniu przez ówczesnego biskupa Grenoble Philiberta de Bruillard. Gdy usłyszał o cudownym wydarzeniu w La Salette – po raz pierwszy dnia 5 października 1846 roku, a więc 14 dni po Objawieniu, od proboszcza Melin z Corps – powołał dwie komisje, składające się z kanoników katedralnych i profesorów seminarium duchownego. Miały one zbadać i sprawdzić szczegółowo Objawienie. On sam tym badaniom przewodniczył. Wysłał wszystkie dokumenty i wyniki badań do Rzymu i otrzymał za swoje surowe i mądre badanie wyraźną pochwałę.

W wyniku tego dnia 19 września 1851 roku mógł obwieścić światu:

“Objawienie się Najświętszej Maryi Panny dwojgu pastuszkom na jednej z gór należących do łańcucha Alp, położonej w parafii La Salette, dnia 19 września 1846 roku, posiada w sobie wszystkie cechy prawdziwości i  wierni mają uzasadnione podstawy uznać je za niewątpliwe i pewne”.

Za decydujące uznał następujące problemy:

1. Wydarzenia z La Salette, ani jego okoliczności, ani jego celu ściśle religijnego nie da się wytłumaczyć innymi przyczynami, jak tylko przez Bożą interwencję.

2. Cudowne następstwa wydarzenia są świadectwem samego Boga sprawiającego cuda, a takie świadectwo przewyższa świadectwa ludzi czy też ich zastrzeżenia.

3. Tym dwom motywom, rozważanym osobno i razem, należy podporządkować całe zagadnienie. Obalają one wszystkie, doskonale nam zresztą znane, zarzuty i wątpliwości związane z La Salette.

4. Zważywszy wreszcie, że poddanie się przestrogom z nieba może nas uchronić przed nowymi karami, które nam zagrażają, stwierdzamy, że dalsze wahanie się i upór może nas tylko narazić na zło, którego nie można by naprawić.

Rok później, w maju 1852 roku, biskup Philibert de Bruillard osobiście położył kamień węgielny pod sanktuarium, którego budowa w trudnych do przebycia górach do dzisiaj jest świadectwem wielkiej ofiarności ludzi owego czasu. W celu rozpowszechniania ważnego Orędzia z La Salette powołał do istnienia Zgromadzenie Księży – Misjonarzy Matki Bożej z La Salette. Założenie nowego zgromadzenia biskup de Bruillard uważał za ukoronowanie dzieła swojego życia. Jego ostatnią wolą było, aby jego serce zostało złożone na Świętej Górze w sanktuarium Pięknej Pani.

Źródło: http://saletyni.pl/la-salette/objawienie




8 września – Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi

We wszystkich kościołach i kaplicach w Polsce zostanie odnowiony Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi. To historyczne wydarzenie będzie miało miejsce w najbliższy piątek, 8 września, w uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Wypełniona zostanie w ten sposób wola Maryi wyrażona 100 lat temu w Fatimie – przypomina rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik.

Rzecznik KEP podkreśla, że biskupi zapraszają do licznej obecności na Mszach Świętych właśnie 8 września i do odnowienia tego historycznego aktu.

Po raz pierwszy Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi został wypowiedziany 8 września 1946 r., na Jasnej Górze. Polscy biskupi, na czele z prymasem kard. Augustem Hlondem, oddali wtedy nasz kraj Niepokalanemu Sercu Maryi. Akt Poświęcenia ponowili biskupi polscy 6 czerwca br. w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem na Krzeptówkach pod przewodnictwem abp. Stanisława Gądeckiego, Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

„Dziś chcemy powtórzyć w parafiach to głębokie duchowe wydarzenie sprzed lat. Jednak nie chodzi tylko o wspomnienie historyczne, lecz przede wszystkim o odnowienia naszej relacji z Matką Bożą. Najbliższe uroczystości to dobry moment, by zawierzyć Maryi nasze życie, nasze radości i problemy; aby powiedzieć Jej o tym co dla nas trudne w życiu osobistym, społecznym i politycznym” – wskazał ks. Rytel-Andrianik.

Dodał, że aktu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi dokonał Jan Paweł II w 1984 r. „Papież z Polski wielokrotnie manifestował swoje przywiązanie do Matki Chrystusa, oddawał się w Jej opiekę przy różnych okazjach. Szczególnie można było zaobserwować to w chwili zamachu na jego życie. Akt Poświęcenia, który będzie miał miejsce w Polsce w najbliższy piątek jest nawiązaniem do słów Jana Pawła II +Totus Tuus+” „+Cały Twój+”– podkreślił rzecznik KEP.

Ks. Rytel-Andrianik nawiązał również do 100. rocznicy objawień w Fatimie i jubileuszu 300-lecia koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. „Wydarzenia te są szczególną motywacją do zawierzenia życia Matce Boga. Prośmy Maryję w intencji naszego życia, błogosławieństwo dla rodzin, o wiarę dla wątpiących i o pokój na świecie” – wskazał.

Publikujemy pełny tekst Aktu Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi:

Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi

O Święta i Niepokalana Dziewico!

Jakimi pochwałami zdołamy wysławić Ciebie, która za­mknęłaś w swym łonie Tego, którego niebiosa ogarnąć nie mogą. Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosła­wiony jest owoc Twojego łona.

Oto mija już sto lat od Twojego objawienia się trojgu dzie­ciom w Fatimie, gdzie prosiłaś o modlitwę i pokutę za grzeszników oraz o nawrócenie. Dzisiaj stajemy przed Tobą my, polscy biskupi, duchowieństwo, osoby życia konsekro­wanego, wierni świeccy i zwracamy się do Twego Niepoka­lanego Serca, postanawiając rzetelnie odpowiedzieć na Two­ją prośbę.

Pragniemy, z Bożą pomocą – na różnych płaszczyznach na­szego życia i pracy – stanowić jeden, nawracający się nie­ustannie Lud Boży, w którym nie ma nienawiści, przemocy i wyzysku. Pragniemy żyć w łasce uświęcającej, aby nasz Ko­ściół stał się prawdziwym Domem Bożym i Bramą Nieba.

Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!

Matko Świętej Rodziny z Nazaretu, bądź opiekunką pol­skich rodzin. Chcemy uczynić wszystko co niezbędne, by bronić godności kobiety i wspomagać małżonków w wier­nym wytrwaniu w świętym związku sakramentalnym. Zobowiązujemy się bronić związku małżeńskiego ustano­wionego przez Boga i nie dawać posłuchu podszeptom złe­go ducha, zachęcającego nas do nadużywania wolności i do realizowania źle rozumianej tolerancji.

Chcemy, aby wszyscy małżonkowie objawiali swoim życiem Bożą miłość, a dzieci i młodzież nie utraciły wiary i nie zo­stały dotknięte zepsuciem moralnym.

Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!

Maryjo, Przybytku Ducha Świętego, Ty chroniłaś poczę­te życie Jezusa a teraz uczysz nas, jak troszczyć się o dzieci nienarodzone. Chcemy dar życia uważać za największą ła­skę od Boga i za najcenniejszy skarb. Postanawiamy stać na straży poczętego życia, aby każdy człowiek mógł wzrastać w pokoju i bezpieczeństwie we własnej rodzinie.

Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!

Rodzicielko Założyciela Kościoła, my polscy biskupi – w naszej pasterskiej posłudze – będziemy dążyli do tego, by wzrastało i umacniało się Mistyczne Ciało Chrystusa, by duchowieństwo dochowywało wierności Bogu, Krzyżowi świętemu i Ewangelii, a osoby życia konsekrowanego reali­zowały swój zakonny charyzmat i były dla świata czytelnym znakiem obecności Twojego Syna.

Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!

Nasza Matko i Królowo, pragniemy – poprzez autentycz­nie chrześcijański styl życia – przyczyniać się do powrotu tych, którzy odeszli z Owczarni Chrystusa, aby odnaleźli na nowo Twojego Syna i zrozumieli, że tylko On jest „Drogą i Prawdą i Życiem” (J 14, 6).

Wszyscy: Niepokalane Serce Maryi, przyrzekamy!

Przyrzekamy uczynić wszystko, aby w naszym życiu osobi­stym, rodzinnym, narodowym i społecznym realizowała się nie nasza własna wola, ale wola Twojego Syna.

Poświęcając się Twemu Niepokalanemu Sercu, pragniemy jak najściślej zjednoczyć się z Tobą, Najświętsza Dziewico, oddając się Chrystusowi – jedynemu Zbawicielowi, który żyje i króluje na wieki wieków.

Wszyscy: Amen.

Źródło: episkopat.pl




Maryja wychowawczynią pokoleń

„Maryja wychowawczynią pokoleń” – to hasło, wokół którego koncentrować się będą wydarzenia związane z rozpoczynającym się 10 września VII Tygodniem Wychowania. Temat został wybrany ze względu na przypadający dwa dni wcześniej, 8 września, dzień trzechsetnej rocznicy koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. – Maryja doznaje czci we wszystkich pokoleniach wierzących a jednocześnie jest ich nauczycielką i przewodniczką – piszą biskupi w liście pasterskim przed Tygodniem Wychowania. Rozważają w nim to, czego uczą się od Matki Bożej kolejne generacje odwiedzające jasnogórskie sanktuarium.

Przykładem wychowawczyni, której się ufa, jest Maryja, gotowa zawsze nas wysłuchać. – Dobry wychowawca nie chce uzależniać wychowanka od siebie, ale pragnie doprowadzić dziecko do mądrego korzystania z wolności – piszą biskupi. Matkę Bożą podają jako wzór rodzica, który ma czas dla swoich dzieci.

Ojciec Święty Franciszek, podsumowując swój pobyt w Polsce z okazji Światowych Dni Młodzieży, powiedział, że przed obrazem Matki Bożej na Jasnej Górze otrzymał dar „spojrzenia Matki”. Do tych słów nawiązują biskupi polscy przed Tygodniem  Wychowania. – Obecni w jasnogórskiej kaplicy czują na sobie wzrok Matki. Jest to spojrzenie, które wydobywa z tłumu i podnosi w górę, bo Matka zawsze umie zobaczyć w swych dzieciach dobro – czytamy w liście pasterskim. Biskupi dodają, że spojrzenie Matki przychodzi z pomocą w sytuacjach bezradności i zniechęcenia oraz jest źródłem nadziei i nowych sił.  Zachęcając do ufności we wstawiennictwo Maryi, cytują słowa Prymasa Tysiąclecia, który mówił: „Znalazłem dłonie, w których mogę ubezpieczyć Kościół w Polsce. Wszystko postawiłem na Maryję”.

Źródło: episkopat.pl




Figurki Maryi przetrwały huragan Harvey

Oprócz ogromnych szkód spowodowanych zalaniem i wiatrami, huragan Harvey, który przeszedł przez Houston w weekend 26-27 sierpnia, spowodował również kilka pożarów.

Rodzina Roja musiała ewakuować swój dom, gdy zbliżył się do niego Harvey. Byli

zdruzgotani, dowiedziawszy się, że został zniszczony przez pożar.

Ale były dwie rzeczy, które pozostały nienaruszone: figurki Najświętszej Maryi Panny.

„Niektórzy obwiniają Boga, inni obwiniają huragan, ale jedynymi rzeczami, które pozostały tutaj nienaruszone, były sakramentalia”, powiedziała Natalia Rojas. „Jak widać, jedyną rzeczą, która przetrwała jest ta figurka”.

W miejscu zgliszczy znalazła zarówno wielką figurę Matki Boskiej, jak i mniejszą, wielkości dłoni.

„Rozglądałam się, szukając rzeczy i znalazłam tylko Matkę Bożą”.

„Wiele w życiu doświadczyłem… [Nasza rodzina] stara się pokazać innym rodzinom, jak pozostać silnym, jak wierzyć w Boga i trzymać wszystkich razem w rodzinie”, powiedział Jezus Rojas, ojciec Natalii. Dodał, że byli wdzięczni za pracę miejscowej straży pożarnej, która walczyła z ogniem, nawet gdy zbliżał się huragan.

Natalia wyraziła swą wdzięczność, że ​​jej rodzina została ewakuowana i że Najświętsza Maryja Panna była znakiem nadziei dla jej rodziny w czasie tej katastrofy.

„Doceniajcie to, co macie, słuchajcie ostrzeżeń, kochajcie swoje dzieci i dziękujcie Bogu za dzisiaj i wczoraj, i módlcie się o lepsze jutro”, powiedziała.

Źródło: catholicnewsagency.com




Obchody jubileuszu 300-lecia koronacji Obrazu Jasnogórskiego

W sobotę, 26 sierpnia na Jasnej Górze odbyły się centralne uroczystości Jubileuszu 300. rocznicy koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej.

W obchodach Jubileuszu 300. rocznicy koronacji Jasnogórskiego Wizerunku wzięli udział pasterze Kościoła w Polsce z abp. Stanisławem Gądeckim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu na czele. Obecni byli także przedstawiciele najwyższych władz państwowych wraz z Prezydentem RP Andrzejem Dudą i Premier Beatą Szydło z członkami rządu oraz parlamentarzystami. W uroczystościach uczestniczyli licznie zgromadzeni wierni.

Z okazji Jubileuszu przesłanie do Polaków skierował Ojciec Święty Franciszek:

„[…]trzysta lat temu Papież pozwolił, aby nałożyć korony papieskie na Wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej, waszej Królowej. To wielki zaszczyt mieć za matkę Królową, samą Królową aniołów i świętych, która chwalebnie króluje w niebie. Niemniej jednak, jest jeszcze większą radością fakt, że Królowa jest matką i że ma się Królową za matkę, że kocha się jak matkę Tę, którą nazywacie „Panią”! święty bowiem Wizerunek ukazuje, że Maryja nie jest jakąś odległą królową, która siedzi na tronie, lecz że jest matką, która obejmuje Syna, a wraz z Nim nas wszystkich, swojej dzieci. Jest to prawdziwa Matka ze zranionym obliczem, matka, która cierpi, gdyż naprawdę bierze sobie do serca problemy naszego życia. Jest to Matka bliska, która nigdy nie spuszcza nas z oczu. Jest to Matka czuła, która trzyma nas za rękę podczas codziennej wędrówki. życzę wam, byście tego doświadczali podczas uroczystego jubileuszu, który obchodzicie. Niech to będzie sposobna chwila, aby odczuć, iż nikt z nas nie jest sierotą na tym świecie pełnym sierot! Nikt z nas nie jest sierotą, gdyż każdy ma w pobliżu siebie Matkę – nieprześcignioną w czułości Królową! Ona nas zna i towarzyszy nam, na swój typowo matczyny sposób –  pokorny i odważny zarazem, nigdy nie nachalny, a zawsze trwający w dobrym, cierpliwy względem zła i aktywny w promowaniu zgody”.

„Niech Matka Boża uprosi wam łaskę, byście się wspólnie radowali jako rodzina zgromadzona wokół Matki. W tym duchu wspólnoty kościelnej, która dodatkowo jest wzmocniona dzięki więzi, jaka łączy Polskę z Następcą Piotra, z serca udzielam wam błogosławieństwa apostolskiego i proszę was wszystkich, abyście zechcieli modlić się za mnie. Dziękuję! Niech was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch święty”.

Słowa powitania w imieniu paulinów skierował do zgromadzonych o. Arnold Chrapkowski, generał Zakonu Paulinów: „Trzy wieki temu pielgrzymi zgromadzeni na jasnogórskich Błoniach byli świadkami koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej papieskimi koronami. Dzisiaj my przybywamy na Jasną Górę, by […] dziękować Bogu za to, że mamy Królową, która jest Matką, że mamy Matkę, która jest Królową. W tej wspólnocie wiary, wznosimy przed Boży tron hymn uwielbienia za obecność Maryi w naszym życiu i w dziejach naszego Narodu. Maryja z Jasnej Góry wciąż jest obecna w tle toczących się wydarzeń, a Jej Czcigodny Jasnogórski Wizerunek uobecnia radosne i trudne dzieje Kościoła i Polski. U boku Maryi i pod Jej matczynym wzrokiem, wśród wielu burz Polacy walczyli o wolność i niezawisłość. Tu uczyliśmy się także, jak zagospodarować odzyskaną wolność. Jasna Góra, duchowa stolica Polski, to sanktuarium wolności, miejsce, w którym ludzka wolność nie tylko była ocalona, ale nade wszystko uświęcona i ukierunkowana na Boga. Oby nasze sumienia nieskażone zniewoleniem oraz przemienione w duchu Ewangelii życie, były żywym diamentem w koronie Bożej Matki”.

„Dzisiaj modlimy się o mądrość i jedność dla wszystkich Polaków, abyśmy potrafili różnić się, ale mądrze, uczciwie i z troską o naród, którego korzenie są osadzone w tradycji krzyża, pod którym stoi nieugięcie Matka i Królowa – kontynuował generał Zakonu – Tej naszej najlepszej Matce chcemy dziś na nowo przyrzec wierność krzyżowi Jej Syna i zawołać: „Królowo Polski, przyrzekamy!”.

„8 września 1717 roku, nieomal pięćdziesiąt lat po złożonych w katedrze lwowskiej ślubach królewskich króla Jana Kazimierza, Ojciec Święty Klemens XI, na prośbę płynącą z Jasnej Góry, zezwolił na ukoronowanie Cudownego Obrazu Matki Bożej papieskimi koronami, które zresztą sam ufundował i z Rzymu tutaj przysłał. Uroczystego aktu koronacji Cudownego Wizerunku Matki Bożej, pierwszej na polskich ziemiach, dokonał trzysta lat temu właśnie tutaj, na Jasnej Górze, bp Krzysztof Jan Szembek, biskup chełmski” – przypomniał Prymas Polski.

„Po trzystu latach od tych wydarzeń, przybyliśmy z radością na Jasną Górę, przybyliśmy tutaj do Matki Bożej Częstochowskiej, bo wiemy że Jej obecność jest dla nas zobowiązująca – podkreślił kaznodzieja – Wciąż jeszcze, zwłaszcza poprzez różne wydarzenia osobiste, ale i społeczne, i narodowe, rozpoznajemy, że to Bóg nam dał (…) w Niej właśnie przedziwną pomoc i obronę, a Jej święty obraz jasnogórski wsławił niezwykłą czcią wiernych.” – zaznaczył Prymas.

Po homilii odnowione zostały Jasnogórskie Śluby Narodu. Tekst odczytał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki.

Źródło: episkopat.pl




Moja Matka

o. Józef Schryvers

Proste, ale głębokie dzieło poświęcone Maryi jako naszej duchowej Matce. Książka podziwiana i polecana przez św. Maksymiliana Kolbego.

Pobierz plik

Ilustracja: Roberto Ferruzzi, Madonnina




Żywot Świętego Bernarda (3): Przyjęcie do zakonu i nowicjat

Ks. Franciszek Uryga

Po kilku dniach błąkania się po puszczach i moczarach leśnych, wśród których zbudowane było Citeaux, przybyli nasi bohaterowie do klasztoru. Po otwarciu bramy, ujrzał ku niemałemu zdziwieniu Opat, św. Stefan, liczne grono poważnych mężów i urodziwych młodzieńców, proszących na klęczkach o przyjęcie. Pod wrażeniem takiego widoku, nie przypuszczał w pierwszej chwili św. Opat, aby grono przybyłych, przedstawiających się świetnie, należących widocznie do wyższych klas społecznych, miało na celu przedstawienie prośby o przyjęcie do zakonu tak surowego; gdy jednak z nieudawaną pokorą, upadłszy do jego nóg, jeden po drugim powtarzał swe prośby i gdy wszyscy stanowczo oświadczyli, że kierowani natchnieniem Bożym, zwrócili swe kroki tam, gdzie karność zakonna w całej ostrości była zachowywana, św. Stefan, nie mogąc się oprzeć ich naleganiom i natchnieniu własnemu, wszystkich wreszcie z radością ojcowską przyjął pod swoje kierownictwo, spodziewając się, że ludzie z takim poświęceniem staną się kiedyś chlubą i ozdobą zakonu cysterskiego. Nadzieja św. Stefana nie była płonna, bo im to właściwie, a przede wszystkim ich wodzowi, św. Bernardowi, należy przypisać świetny rozwój i chwalę zakonu, którą niebawem cały świat głosił. Czy tylko same prośby nowo wstępujących przekonały św. Opata do przyjęcia do zakonu naraz aż trzydziestu nowicjuszów? Byli to przecież ludzie, którzy zrywali węzły małżeńskie, rodzinne i przyjacielskie i z niezagojonymi jeszcze ranami serca usuwali się na zawsze od świata. Czy może św. Stefan, by osuszać i uprawiać bagniste okolice leśne, potrzebował używać do tej poniżającej pracy tak znakomitych mężów, osierocając jednocześnie niejedną rodzinę i pogrążając ją w ciężkiej żałobie. Sądząc według świata, każdy dozna nieprzyjemnego uczucia oburzenia na myśl, że tak znakomici i zasłużeni rycerze, których dotąd najmilszą zabawą było potykać się orężnie w czasie igrzysk i odbierać za biegłość w szermierce oklaski i nagrody z rąk hrabianek i księżniczek, teraz postawieni na równi z prostymi robotnikami, niegdyś swymi poddanymi, będą na rozkaz przełożonego karczować lasy i osuszać wilgotne pola. Któżby się nie odważył w duszy uczynić zarzutu, że w zamian za pyszne pałace obierają ubogie celki, których nawet podczas silnych mrozów, by się umartwiać, nie ogrzewali. Tutaj nie było przepychu, złoconych komnat, ani sprzętów drogich i zbytkownych, nie dawano obiadów i uczt wystawnych, nic tu nie było, co by zbytkom schlebiało, a ciało napawało rozkoszą. Dziś wielu może nie pojmuje, że ci ludzie mieli siłę i odwagę wyrzec się wszystkiego. Co dziś uważamy za rzecz trudną, było rzeczą łatwą dla ludzi z czasów św. Stefana, ludzi żywej wiary, gorącej miłości, niezachwianej nadziei, mądrych według wyrażenia pisma świętego: „O jak wielmożne są, Panie, sprawy Twoje, nazbyt głębokie stały się myśli Twoje, mąż bezrozumny nie pozna, a głupi nie rozumie tego”[1].

Tajemnica Słowa wcielonego bliżej nam to wyjaśni. Czyż nie było rzeczą łatwą dla naszego Zbawcy przyjść na świat w dostatkach i przepychu? Dlaczegóż jednak urodził się w stajence ubogiej, z matki zapomnianej od bogatych krewnych? Dlaczego żył w niedostatku, zaparciu samego siebie i wyniszczeniu? Dlaczego poniósł śmierć najhaniebniejszą, wycierpiawszy wprzód wszelkiego rodzaju męki i katownie? Dlaczego wylał wszystką Krew Najświętszą, kiedy przelanie jednej kropelki tejże Krwi, uronienie jednej Jego łzy, samo nawet przyjście na świat wystarczyło na zmazanie wszystkich grzechów? Boski Zbawca chciał nam przez to dać do poznania, że cierpienia doczesne, że upokorzenia i wzgardy, są tak dla człowieka odrodzonego konieczne, jak rozkosze były udziałem człowieka w raju. Cierpienia i zaparcie się samego siebie, umartwienia ducha są dla chrześcijanina bronią i tarczą, podobnie jak siła i przemoc są narzędziami wielkości tego świata. Nikt nie zaprzeczy, że ostateczne zwycięstwo dobrego nad złem, światłości nad ciemnością, może być odniesione tylko przez krzyże, przyjmowane z wiarą. Podnieśmy tylko oczy na Ukrzyżowanego, a nie potrzebujemy sobie stawiać pytania, czy jest rzeczą możliwą, wyrzec się rodziców, przyjaciół i rodzinnych związków. Jeżeli dalej zastanowimy się nad skutkami grzechu, a mianowicie grzechu śmiertelnego, czyż w niejednym z nas nie obudzi się chęć i pragnienie pójść za przykładem owych trzydziestu pokutników? A gdyby jeszcze odważył się kto zarzucić św. Bernardowi i jego towarzyszom, ze, opuszczając rodziców i rodzinę, pogwałcili prawa boskie i ludzkie , ten musi przecież uwzględnić wewnętrzne ich powołanie, pochodzące od Boga, a zmuszające ich, jak niegdyś św. Pawła , do posłuszeństwa. Przecież napomina psalmista pański: „Dziś jeżeli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcież serc waszych”[2]. Ileż to zresztą ludzi opuszcza rodziców i rodzinę nie z pobudek religijnych, ale li tylko dla materialnego zysku lub uciech światowych. Nie potępiajmy więc św. Bernarda i Jego braci, którzy z wewnętrznego powołania i z miłości dla Boga oderwali się od rodziny i tyle dobrego zdziałali.

A nadto przyznajmy, że ten, który się poświęca Bogu i o rzeczach wiecznych ustawicznie rozmyśla i nad tym tylko pracuje, by duszę zbawić , z pewnością stanie się doskonalszym od tego, którego dusza jest między niebem a ziemią rozdzielona, „żaden nie może dwóm panom służyć”, mówi Zbawiciel. Św. Bernard i tylu Świętych są tego najlepszym przykładem. Tą drogą postępowało wielu, odkąd Kościół Chrystusowy istnieje. Dla tych pobudek i przyczyn opuszczali niegdyś pustelnicy domy rodzinne, dla tych pobudek św. Stefan żył i pragnął to życie świątobliwe zaszczepić w uczniach, których mu Bóg nie poskąpił. Oto dla tych jedynie pobudek przyjmuje święty opat owych trzydziestu mężów zgłaszających się do klasztoru: życie w odosobnieniu, cierpieniach i umartwieniach ciała uczyni ich podobniejszymi Jezusowi Chrystusowi. Nieliczne grono zakonników w Citeaux pomnaża się w tak cudowny sposób. Nowoprzybyli po odbytej próbie poddają się ochoczo surowej regule i rozpoczynają nowicjat. Bernard jednak odznaczał się przed innymi surowszym i wstrzemięźliwszym życiem. Zasada: „jeśli zaczynasz, zaczynaj doskonale”, zajmowała teraz w jego umyśle pierwsze miejsce. Nieustannie zwracał duszę do celu, dla którego się do klasztoru udał; często zwykł był do siebie mawiać: „Bernarde, ad quid venisti?” „Bernardzie, pocoś tu przyszedł?”. Współcześni piszą, że św. Stefan, śledząc pilnie postępki nowicjuszów, nie mógł się dosyć nadziwić hartowi duszy i życiu pokutniczemu Bernarda, który, nieustannie zagłębiony w sobie, rzadko kiedy zwracał uwagę na otaczające go przedmioty. Zmysły miał tak na zewnątrz uśpione, że patrząc, nie widział, smakując, nie czuł. Do kaplicy chodził codziennie kilka razy na modlitwy wspólne, a nie wiedział, czy są w niej trzy lub jedno okno, nie umiał też powiedzieć, czy sala sypialna jest sklepiona czy nie. Kiedy razu pewnego przyniesiono mu oliwy do lampy w dzbanku, napił się jej, sądząc, że to woda i nie byłby spostrzegł pomyłki, gdyby mu bracia, którzy, ujrzawszy wargi jego lśniące od tłustości, nie byli zwrócili uwagi. Wiele podobnych roztargnień św. Bernarda, świadczących o wielkim wewnętrznym skupieniu, przytaczają jego biografowie. Jedzenie uważał za wielką męczarnię tak, że często ani nie spojrzał na strawę. Całe pożywienie Świętego składało się z czarnego razowego chleba, umoczonego w ciepłej wodzie; w wyjątkowych razach używał nieco owoców lub jarzyn, przyprawionych miodem leśnym. Częste czuwanie we dnie i w nocy uważał za rzecz najprzyjemniejszą. Jeśli choć na chwilę głowę skłonił do snu, poczytywał ten czas za stracony, a chociaż, jak się to bardzo często zdarzało, całą noc spędzał na modlitwie i rozmyślaniu, mniemał przecież, że za mało się modli. Ciągłymi postami, czuwaniem i niewygodami tak dalece osłabił swoje delikatne ciało, że nie mógł żadnego pożywniejszego pokarmu strawić. Pomimo to nie lękał się żadnej pracy, od żadnego zatrudnienia nie wymawiał się, owszem, do czego tylko przyłożył rękę, pracował z takim zapałem i gorliwością, że chociaż praca nie odpowiadała jego siłom fizycznym, chociaż niekiedy omdlewał ze znużenia, nigdy nie słyszano go skarżącego się na zmęczenie. Jeżeli spostrzegł, że pracy, którą bracia wykonywali, nie podoła, brał się do lżejszej, jako to: do mycia garnków w kuchni, zamiatania podwórza, obcinania cienkich gałązek, wiązania w snopy zboża. Razu pewnego św. Stefan, widząc podczas żniwa św. Bernarda wielce zmęczonego, przywołał go do siebie i rozkazał nieco wytchnąć. Św. Bernard tak się tym zmartwił, że, upadłszy na kolana, ze łzami w oczach prosił Boga o siły, aby, jak inni, wytrwale mógł pracować. Łaski tej Bóg mu nie odmówił ; zaraz bowiem tak się uczuł silnym na ciele , że przyszedłszy do braci, bez wielkiego natężenia sił mógł dalej zbierać zboże, co mu wielką radość sprawiło. Będąc. wielkim miłośnikiem modlitwy, nawet wśród pracy ręcznej nie zapominał o Bogu, ale ciągle swe myśli zwracał a to na rzeczy pozagrobowe, a to na prawdy i tajemnice zbawienia. Stąd też zwykł był później mawiać, że wiadomości, które miał, zebrał na polach i borach, gdzie księgą mądrości był świat przestronny, a nauczycielem — zboża, buki i dęby. W czasie wolnym od pracy ręcznej i modlitw chórowych poświęcał się czytaniu pisma św., którego dobre zrozumienie w części zawdzięczał ciągłemu powtarzaniu i zwracaniu uwagi na te same przedmioty. Wielokrotnie mawiał, że wszystkie prawdy w piśmie św. zawarte, mają więcej siły i potęgi, aniżeli jakiekolwiek najlepsze komentarze. Zabierając się do czytania tak pisma św. jak i tekstów Ojców Kościoła, uzbrajał się w pokorę i uległość, aby tym łatwiej‚ skłonić swą wolę do przyjęcia prawd w nich zawartych. Pomimo ustawicznego czuwania nad sobą, aby najmniejszego błędu nie popełnić i ściśle zachować regułę nie tylko pozornie, ale wolą i sercem, dopuścił się jednak dwóch lekkich przewinień, które go do tym większej gorliwości i baczności nad sobą samym pobudzały. Po wstąpieniu do nowicjatu miał zwyczaj codziennie odmawiać za duszę swej kochanej matki Aletty siedem psalmów pokutnych. Pewnego wieczora, nie odmówiwszy ich, położył się spać. Św. Stefan, któremu Bóg objawił tę małą opieszałość, przywołał Bernarda na drugi dzień i rzekł łagodnie: „Bernardzie, Bernardzie, komu zleciłeś wczoraj obowiązek zmówienia siedmiu psalmów pokutnych za spokój duszy ś.p. twej matki?”. Święty młodzieniec, przerażony tym niespodziewanym pytaniem, zwłaszcza , że nikomu się nie zwierzył ze zwyczaju odprawiania tych modlitw, upadł z pokorą do nóg św. Opata i prosił o przebaczenie, przyrzekając, że nigdy już nie dopuści się takiego niedbalstwa.

Innym razem, otrzymawszy pozwolenie, wdał się w dłuższą rozmowę ze swymi krewnymi, którzy go w klasztorze odwiedzili. Po ich odejściu uczuł taką oziębłość do służby Bożej i tak dziwny niepokój, że, chcąc dawną gorliwość i swobodę serca odzyskać, poszedł natychmiast do kościoła, gdzie, upadłszy krzyżem na ziemię, tak długo się modlił i jęczał przed Bogiem, dopóki pierwotnej równowagi umysłu nie odzyskał. Od tego czasu miał się na baczności. Z krewnymi i przyjaciółmi mówił tylko wówczas, gdy gwałtowna tego była potrzeba.

Źródło: ks. Franciszek Uryga, Żywot Świętego Bernarda z Fontaine, Opata OO. Cystersów w Clairveaux we Francji, miodopłynnego Doktora Kościoła, Kraków 1891. Język uwspółcześniono.

[1] Psalm XCI. w. 6 7

[2] Psalm XCIV. w. 8.




Dar koron na Jubileusz 300-lecia Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej

28 lipca miało miejsce uroczyste odsłonięcie Jasnogórskiej Ikony Królowej Polski ozdobionej zrekonstruowanymi koronami papieża Klemensa XI. Na Cudowny Obraz Matki Bożej Jasnogórskiej nałożone zostały nowe krony, pobłogosławione przez papieża Franciszka 17 maja br. w Watykanie. Fundatorami złotych koron są wierni z Włoch, z sanktuarium Madonna di Capocolonna, znajdującym się na terenie diec. Crotone. Korony wykonał Michele Affidato, mistrz złotnictwa z Crotone.

Korony są repliką diademów ofiarowanych przez papieża Klemensa XI trzysta lat temu, w związku z pierwszą poza Rzymem koronacją Obrazu. W 1909 r. zostały one, w niejasnych dotąd okolicznościach, skradzione. Pomysł odwzorowania koron klementyńskich zrodził się w Jubileuszowym Roku 300-lecia koronacji Cudownego Obrazu, jako jeden z darów ofiarowanych Maryi Królowej, i dla podkreślenia szczególnego związku Jasnej Góry ze Stolicą Piotrową.

Źródło: episkopat.pl




Koronacja Cudownego Obrazu Matki Bożej Bukowskiej Literackiej (zapowiedź)

Na stadionie miejskim w Buku 10 września 2017 roku podczas uroczystej Eucharystii o godzinie 12.00 abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski dokona koronacji na prawie diecezjalnym cudownego wizerunku Matki Bożej Bukowskiej Literackiej. Homilię wygłosi kard. Zenon Grocholewski. 

Czuwanie modlitewne wraz z przedstawieniem historii Cudownego Obrazu rozpocznie się na stadionie w Buku już o godz. 9.00. W tym samym czasie przed Sanktuarium jego kustosz ks. Andrzej Szczepaniak powita piesze pielgrzymki. Następnie w Sanktuarium będzie miało miejsce nabożeństwo rozpoczynające uroczystości.

O godzinie 11:00 procesja z Cudownym Obrazem Matki Bożej Bukowskiej Literackiej wyruszy z Sanktuarium na stadion miejski. Tam w południe będzie celebrowana uroczysta Msza Święta koronacyjna pod przewodnictwem abp. Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego. Słowo Boże wygłosi kard. Zenon Grocholewski.

W programie dalszych uroczystości zaplanowano nabożeństwo do Matki Bożej Bukowskiej Literackiej – ze świadectwami – o godz. 15.00 na stadionie miejskim oraz koncert uwielbienia z Maryją Królową. O godz. 16.00 abp Stanisław Gądecki dokona Aktu oddania parafii Matce Bożej. Następnie procesja z Cudownym Obrazem Matki Bożej Bukowskiej Literackiej przejdzie ze stadionu do Sanktuarium, gdzie po godz. 17.00 nastąpi zakończenie uroczystości.

W związku z koronacją Cudownego Wizerunku Matki Bożej Bukowskiej Literackiej zostanie uruchomiony specjalny pociąg Spółki Koleje Wielkopolskie. Wszyscy chętni mieszkańcy Poznania będą mogli skorzystać z bezpłatnego przejazdu na uroczystości.

Źródło: www.episkopat.pl