1

Objawienia Maryi: Notre Dame de Garaison

W roku 1515 Maryja, Matka Jezusa Chrystusa, Odkupiciela trzykrotnie ukazała się młodej dziewczynie, pastuszce Anglèze de Sagazan.

25 lat później zbudowano w tym miejscu Sanktuarium.

W 1590 r. żołnierze hugenotów zdewastowali sanktuarium i wrzucili do pieca posąg Piety z cedru: po dwóch godzinach został wyjęty w stanie nienaruszonym, a od tego czasu jest czczony jako „Cudowny i cudowny posąg”. Wielu chorych przybywa do tego miejsca wybranego przez Maryję „aby rozdawać Jej łaski”, a w lokalnym języku Sanktuarium nosi nazwę: „Notre Dame de Garaison”.

W XIX wieku powstało tutaj zgromadzenie Misjonarzy Niepokalanego Poczęcia (znane jako Ojcowie Garaison) jako instytucja edukacyjna. Posąg został ukoronowany przez biskupa Laurence’a w 1865 roku i to właśnie z Garaison pochodzą pierwsi kapelani sanktuarium w Lourdes, w szczególności ojciec Rémi Sempé.

Od 1 września 2015 r. w Sanktuarium miejsce znalazło Zgromadzenie Świętego Krzyża założone w Le Mans przez bł. Ojca Basile Moreau (1837), którego charyzmatem jest wychowanie młodzieży i wspieranie rodziny poprzez modlitwę .

Źródło: Diocese Tars.




Kraków: owoce Roku św. Józefa

W marcu br. Abp M. Jędraszewski zatwierdził nowe Sanktuarium św. Józefa – Obrońcy Krakowa w kościele rektoralnym pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Krakowie przy ul. Rakowickiej.

Sanktuarium to, ustanowione przez władzę kościelną jako szczególne miejsce kultu i uzyskiwania Bożych łask, cieszy się przywilejem możliwości uzyskania odpustu zupełnego przez wiernych, którzy nawiedzając je odmówią pobożnie modlitwę Ojcze Nasz i wyznanie Wierzę w następujących dniach: w uroczystość tytularną Sanktuarium każdego roku dnia 19 marca lub w niedzielę następującą po tej dacie według roztropnego wyboru rektora (Enchiridion indulgentiarum, N. 13), a także raz w roku, w dzień dowolnie wybrany przez każdego wiernego przybywającego do Sanktuarium oraz ilekroć bierze on udział w pielgrzymce do tego miejsca, która odbywa się przy licznym udziale wiernych (Enchiridion indulgentiarum, Nadanie 33, §1).

Aby uzyskać odpust zupełny, należy prócz nawiedzenia Sanktuarium spełnić warunki zawsze do tego wymagane, to znaczy: sakramentalna spowiedź, przyjęcie Komunii Świętej, wykluczenie wszelkiego przywiązania do grzechu, nawet powszedniego, oraz dowolna modlitwa w intencjach Ojca Świętego – mogą one być wypełnione także w dniach bliskich nawiedzenia Sanktuarium (Enchiridion indulgentiarum, N. 20).

Źródło: Archidiecezja Krakowska, karmelici – zdjęcie.




Matka Boża Arabska w Bahrajnie

10 grudnia w Bahrajnie, muzułmańskim kraju w Zatoce Perskiej, odbędzie się poświęcenie nowej katedry – Katedry Matki Bożej Arabskiej, przez Kardynała Luisa Antonio Tagle, prefekta watykańskiej Kongregacji Ewangelizacji Narodów.

Katedra jest zbudowana w kształcie arki, która może pomieścić 2300 osób. Będzie to finał przygotowań, które rozpoczęły się 11 lutego 2013 r., w uroczystość Matki Bożej z Lourdes, kiedy zapadła decyzja o budowie katedry.

Centralnym punktem katedry będzie figura Matki Bożej Arabskiej. Tytuł Matki Bożej Arabskiej został zatwierdzony w 1948 roku. Mała kaplica w Ahmadi w Kuwejcie została poświęcona na Jej cześć 8 grudnia tego roku. W 1957 r. Pius XII wydał dekret ogłaszający Matkę Bożą Arabską główną patronką terytorium i Wikariatu Apostolskiego Kuwejtu. W 2011 roku Watykan oficjalnie ogłosił Matkę Boską Arabską patronką wikariatów Kuwejtu i Arabii.

Źródło: CNA.




Kościół Święty Matka i św. Józef

Nasze czytanie zaczerpniemy z modlitwy ku czci Świętego Józefa: „O, święty Józefie, którego opieka jest tak wielka, potężna i natychmiastowa przed tronem Boga, składam w tobie wszystkie moje sprawy i pragnienia. O, święty Józefie, pomóż mi swoim potężnym wstawiennictwem i uzyskaj dla mnie wszystkie duchowe błogosławieństwa przez Twego przybranego Syna Jezusa Chrystusa, naszego Pana, tak abym skorzystawszy tutaj na ziemi z Twej niebiańskiej mocy, mógł złożyć Ci moje dziękczynienie i hołd w niebie. O, święty Józefie, nigdy nie męczę się kontemplowaniem Ciebie i Jezusa śpiącego w Twoich ramionach. Nie śmiem podejść, gdy On odpoczywa blisko twego serca. Przytul Go w moim imieniu, pocałuj Jego cudną głowę i poproś, by odwzajemnił pocałunek. Święty Józefie, patronie dusz konających, gdy wydamy ostatnie tchnienie, módl się za nami w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”.

Istnieje wiele tytułów, które możemy nadać Kościołowi rzymskokatolickiemu. Święty Kościół został nazwany mistycznym ciałem Chrystusa, w którym Chrystus i Jego święty Kościół są jedną i tą samą mistyczną osobą, głową i ciałem zjednoczonymi ze sobą. Kościół został również stosownie nazwany oblubienicą Chrystusa, z Chrystusem jako Oblubieńcem, który nigdy nie oddzieli się ani nie rozwiedzie ze swoją małżonką. Kościół jest winnicą Pana, w której Chrystus jest krzewem winnym i to On daje życie nam, jego latoroślom. Kościół jest barką, łodzią z Piotrem niosącą nas przez ocean tego świata do portu niebieskiego. Ale ze wszystkich cudownych tytułów, jakie nadajemy Kościołowi rzymskokatolickiemu, najpiękniejszym i najbardziej wzruszającym jest być może tytuł Świętej Matki Kościoła.

Tak, Święta Matka Kościół — matka, która troszczy się o nas szczególnie duchowo, dając nam środki do zbawienia i uniknięcia piekła. Święta Matka Kościół jest matką, bo zrodziła nas, wydała nas na świat z łona chrzcielnicy, zrodziła w sposób nadprzyrodzony dzięki darowi łaski uświęcającej, dała nam ziarno życia wiecznego. Matka Kościół karmiła nas wtedy Ciałem, Krwią, Duszą i Boskością swego Pana i Oblubieńca. Karmi nas Najświętszą Eucharystią. Uzdrawia nas w konfesjonale udzielając nam rozgrzeszenia. Nawet dla najgorszego z grzechów śmiertelnych jest zawsze nadzieja. A Święta Matka Kościół umacnia nas przy bierzmowaniu, byśmy publicznie świadczyli o wierze katolickiej, która jest jedyną wiarą podobającą się Bogu.

W ten sposób Matka Kościół zapewnia nam, kapłanom, owoce odkupienia, które mogą być rozpowszechniane i stosowane wśród niezliczonych dusz, zwłaszcza gdy ci sami kapłani składają Najświętszą Ofiarę Mszy i odtwarzają Ofiarę Kalwarii, na ołtarzu w sposób bezkrwawy. Kościół zapewnia także sakrament małżeństwa ochrzczonym parom. Będzie z nami również pod koniec życia, nigdy o nas nie zapomni, będzie tam z ostatnim namaszczeniem i ostatnim odpustem dla wszystkich. I dzięki temu możemy teraz radzić sobie z pozostałościami grzechu i ze strachem przed śmiercią nawet na końcu życia. Nasza Święta Matka Kościół będzie z nami nawet po śmierci i będzie się modlić za dusze wiernych zmarłych aż do końca świata. A jeśli otrzymamy zbawienie i jeśli otrzymamy uszczęśliwiającą wizję Boga twarzą w twarz, to będzie to zasługą naszej Świętej Matki Kościoła. Chrystus i Kościół zjednoczeni razem, gdyż poza tą świętą parą — Chrystusem w Kościele — nikt nie może być zbawiony. Jeśli zostanę zbawiony, będę to zawdzięczał Chrystusowi, mojemu Panu, jak również mojej Matce Kościołowi, bo stanowią oni jedną Mistyczną Osobę, która zapewniła mi środki do osiągnięcia mojego właściwego celu. Dlatego zawsze powinniśmy kochać Kościół. A o tym zapomnieliśmy. Kochaj prawdziwie Świętą Matkę Kościół i nigdy nie mów o nim źle, bo on jest naszą Matką.

Ludzie są zbyt niedbali, kiedy mówią o Kościele. Nie rozumieją, czym jest Kościół. Jest on doskonałą oblubienicą Chrystusa. Jest nieskazitelny i bezgrzeszny, a jednak ma wiele dzieci, które przez swoje liczne grzechy przyprawiają go o ból serca, a w niektórych przypadkach zniesławiają go. Ale chce ich w sobie zatrzymać, nawet jeśli są mu niewierne. Grzechy dzieci nie deprawują matki. A Oblubienica Syna Bożego pamięta, że Dziewicza Matka Boża, sama Dziewica Maryja, jest członkiem Kościoła. Oczywiście Kościół jest ponad Nią. Ona jest najwyższym członkiem ze wszystkich. Nigdy nie powinniśmy mówić, że w jakiś sposób Kościół zgrzeszył lub Kościół jest grzeszny. Nigdy nie mów, że Kościół traci kontrolę lub w jakiś sposób nie jest w stanie wykonać swojej misji ratowania dusz. Nigdy nie powinniśmy tracić do niego zaufania. Bramy piekielne mogą mocno uderzyć w Kościół katolicki, burze i fale morza tego świata mogą uderzyć w łódź Piotrową, ale nasi wrogowie nigdy nie przemogą naszej Matki.

Często wielu z nas wykazuje brak nadziei. To grzech XX i XXI wieku. Albo przepełnia nas rozpacz, albo zarozumiałość. To grzechy współczesnego człowieka. Brakuje nam nadziei i być może zaczynamy wątpić w skuteczność i moc Chrystusa działającego przez swój Kościół i stajemy się posępni i brak nam nadziei i zastanawiamy się, czy naprawdę mamy dar wiary, na którym zakotwiczona jest nadzieja. Czy naprawdę wierzymy?

Przyznaję, że przyswoiliśmy treść wiary. Nie wątpię, że znamy podstawy Katechizmu, wiemy, dlaczego Bóg nas stworzył, znamy definicję Trójcy Świętej: jeden Bóg w trzech Osobach Boskich. Znamy tajemnicę przeistoczenia w tym sensie, że Święta Eucharystia jest rzeczywiście zasadniczo Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem Syna Bożego i Syna Maryi. Ale czy naprawdę mamy dar wiary? O darze wiary mówi Pismo Święte, które dosłownie może przenosić góry. Nasz Pan powiedział nam, że gdybyśmy mieli wiarę choćby wielkości ziarnka gorczycy, moglibyśmy powiedzieć górze: „przesuń się”, a byłaby poruszona. Święty Grzegorz, cudotwórca, wielki święty z dawnych czasów, spowodował poruszenie góry w sposób dosłowny. Pragnął wybudować klasztor, i góra stanowiła przeszkodę w jego projekcie budowlanym. Musiała się ruszyć. Ostatecznie zbudowano klasztor.

Czy zdajemy sobie sprawę, że mamy wszechmocnego Boga, który nad nami czuwa? W każdej chwili wszechmocny Syn Boży i Syn Maryi jest niewidzialną Głową Kościoła. Jego Wikariusz, Papież, jest tylko Jego widzialnym przedstawicielem. Jest w łodzi, może śpi na swojej poduszce, a my spieszymy się, jak apostołowie, by Go obudzić, ale On jest obecny. Czy zdajemy sobie sprawę, że nawet wiatry i fale morza tego świata uderzające o łódź Piotrową natychmiast cichną, zaszczepione słowem Pana wszystkiego. Nawet wiatry i morze są Mu posłuszne. On panuje niepodzielnie.

Zastanawiam się, czy wierzymy, że dosłownie wszystko, co się dzieje, wszystko jest pod parasolem woli Bożej, poza bezpośrednim grzechem człowieka, ale to jest częścią Jego planu. Czy stracił kontrolę nad Kościołem? Czy stracił kontrolę nad światem i poddał się? Czy zdajemy sobie sprawę, że mamy wszechmocnego orędownika przed tronem Boga oraz wsparcie Najświętszej Maryi Panny? Matka Boża będzie się wstawiała za nami w każdej chwili. Modlitwy Zdrowaś Maryjo, które ofiarujemy, nie są bezużyteczne. Ona zmiażdżyła głowę węża, zmiażdżyła samego szatana i zmiażdży twoją głowę i zdepcze tego samego węża w naszym własnym życiu, jeśli tylko na to pozwolimy. I mamy potężnego Świętego Józefa, który jest również wszechmocny w swoim wstawiennictwie. Mamy Patrona i Opiekuna Kościoła powszechnego. Był on z nami i jak kiedyś trzymał Dzieciątko Jezus w swoich potężnych rękach i ramionach i trzymał Dzieciątko Jezus w cieple i bezpieczeństwie swego świętego płaszcza, który miał na sobie, tak też Święty Józef trzyma i chroni Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, w tych samych potężnych ramionach, w tym samym płaszczu ochronnym. Kiedy Święty Józef wstawia się przed Synem Bożym, staje przed naszym Panem jako postać ojca, jako ten, który nie błaga jak żebrak, ale z miłością nalega, aby modlitwy zostały wysłuchane. Pamiętacie, co kiedyś stwierdziła św. Teresa od Jezusa? Cytuję: „Do dziś nie pamiętam, żebym kiedykolwiek prosiła go o cokolwiek, a on nie udzielił tego 100-krotnie. Zadziwiają mnie te wielkie łaski, jakimi Bóg mnie obdarzył przez tego błogosławionego Świętego, i niebezpieczeństwa, od których uwolnił mnie zarówno na ciele, jak i na duszy”. O innych świętych powiada: „Wydaje się, że Pan udzielił nam łaski, aby pomóc nam w niektórych naszych potrzebach. Dzisiaj podróżuję mówiąc: św. Krzysztofie, módl się za nami; Rafael Archaniele, módl się za nami, ale moje doświadczenie pokazuje, że chwalebny święty Józef pomaga nam w każdych okolicznościach, we wszystkich potrzebach. Pan chce nas nauczyć, że skoro sam był mu poddany na ziemi, bo był on Jego opiekunem i nazywał się jego ojcem i mógł mu rozkazywać, tak i w niebie nadal spełnia wszystko, o co prosi Józef”.

Bez wątpienia są to trudne czasy dla Kościoła i dla świata. Ale nie miejmy wątpliwości, że dobry Pan jest po naszej stronie. Jeden człowiek i Bóg tworzą armię, jak powiada święta Teresa z Avila. Nie miejmy wątpliwości, że dobry Pan jest po naszej stronie, że wszechmocna Dziewica jest z nami i że Józef wciąż nas chroni w Egipcie tego świata. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Źródło: Sensus Fidelium.




Płock: Nowenna i poświęcenie się św. Józefowi

W dniu 8 grudnia br. kończy się rok św. Józefa w Kościele katolickim. Z tej okazji płoccy wierni Mszy św. trydenckiej złożą osobisty akt ofiarowania się św. Józefowi. Akt będzie poprzedzony nowenną w dniach 29.11-07.12.

Nowennę wraz z aktem ofiarowania się św. Józefowi można pobrać tu.




SIEDEM BOLEŚCI MATKI BOŻEJ. BOLEŚĆ V

Oto nowe bolesne, niesłychane męczeństwo dla najtkliwszego serca Maryi się rozpoczyna, Matka patrzy na śmierć Syna.

Aby dobrze poznać całą tę boleść zaważmy, kim była ta Matka, kto był tym Synem? jaką to była ta śmierć? Święty Jan Ewangelista krótko nam to opisał, mówiąc: „Stała obok krzyża Matka Jego”.

I cóż można więcej powiedzieć? Stańmy więc i my obok krzyża, stańmy z Maryją i rozmyślajmy, nad tym piątym mieczem, który wówczas przebił serce Maryi! A poznamy dobrze, że nie było nigdy smutku nad smutek Maryi, ani boleści, która by się z Jej boleścią zrównać mogła.

Gdy wyszli na górę Kalwarii, zdarli z Jezusa odzienie, ach! z jaką boleścią! gdyż już przyschło do ran. Rozciągnęli Boga swego na krzyż, i gwoździami przybili do krzyża ręce i nogi Jego! Cóż się działo na widok taki w sercu Maryi? Za każdym uderzeniem młota, mocniej biło z żalu i boleści serce Jej zakrwawione. Tego już nikt opisać, tego już pojąć nikt nie zdoła. Wznieśli nareszcie krzyż w górę, osadzili go klinami mocno w ziemi, i zostawili tak Zbawiciela, aż w boleściach najostrzejszych ducha nie odda.

Odstąpili krzyżownicy od krzyża, a Maryja do krzyża się zbliżyła. Nie mogła Ona pocieszyć, nie mogła ulżyć męki, a więc chciała z Nim ją podzielać. Niemniej jako Jezus na krzyżu, cierpiała pod krzyżem Maryja. Ach! dlaczego Maryja dobrowolnie na taką boleść się wystawiała? Przecież ta hańba, która pokryła Jezusa, i na Nią spadała, przecież przekleństwa i złorzeczenia żydostwa i Ją nie minęły. Maryja nie miała żadnego względu, ani na hańbę ani na złorzeczenia, boleść Syna napełniła, przepełniła całe serce Matki, tam już dla inne go ucznia miejsca nie było.

Ach! kto by był obecny na górze Kalwaryjskiej wówczas, byłby widział, jakoby dwa ołtarze, na których dwie ofiary się odbywały. Jednym było ciało najświętsze Zbawiciela, drugim serce najczystsze Maryi. Lecz nie, raczej tylko jeden był ołtarz, krzyż, a na tym jednym ołtarzu dwie ofiary się odprawiały. Ukrzyżowany był Syn, ukrzyżowana była i Matka. Czym gwoździe były dla rąk i nóg Jezusa, tym widok tych gwoździ był dla serca Maryi. Syn ofiarował ciało, a Matka w tejże samej chwili ofiarowała serce swoje. Ach! gdy Matka koło Syna przebywa umierającego, jakaż to boleść Jej! Jednak ma ulgę, ma pociechę w tej boleści, kiedy Mu także ulżyć zdoła, to łóżeczko poprawia, to mu lekarstwo do ust podaje, to pot z czoła mu ociera, ale Ty Maryjo! Matko najboleśniejsza, Tyś i tej ulgi, tej pociechy innych Matek mieć nie mogła. Słyszy, słyszy jak Syn Jej, przemawia: „pragnę”, a biedna Matka kropli wody na ochłodę podać mu nie może, to co najbiedniejsza niewiasta może. „Ach Synu mój”, mówi Maryja, „nie mam ja innej wody, jak tylko wodę łez moich.”

Chciałaby Go przycisnąć do serca Swego, chciałaby aby skonał na Jej sercu, wyciąga ręce swoje, ach nie Syna, nie Syna tylko twarde drzewo przyciska krzyżowe! Nie było nikogo, aby pocieszył Syna, nie było tam nikogo, aby pocieszył Matkę. Wszystkie serca jakoby skały zatwardziałe, a usta tylko na naigrawania i bluźnierstwa się otwierały. Słyszy Maryja, a głos ten przedziera Jej serce, jak się użala Syn Jej najdroższy, widząc się opuszczonym od samego Ojca niebieskiego.

Boże! Boże czemuś mnie opuścił! O grzechy świata tego! O jakie straszne zgromadziłyście męki na Syna mego! Same niebo nie chce wysłuchać głosu Jego, Ojciec przedwieczny nie ma litości nad Synem swoim. Lecz co więcej, Maryja nie tylko nie mogła pocieszyć Syna swego, ale widok Jej pomnażał jeszcze boleści Zbawiciela, bo jako mówi Bernard św., i jak Sam Zbawiciel objawił Błogosław: Batyście Veranie, więcej Chrystus Pan cierpiał, widząc Maryję Matkę swoja pod krzyżem, w takich boleściach, aniżeli ze wszystkich własnych boleści.

Milczała Maryja pod krzyżem, i zapewne wszystkich to dziwić musiało, ale chociaż usta Jej milczały, serce Jej głośno przemawiało. A to serce nieustannie ofiarowało boleści i życie Syna najukochańszego, Ojcu przedwiecznemu na zbawienie świata, a jeżeli w tern morzu goryczy była jakaś kropelka pocieszającej słodyczy, to jedynie ta myśl, że przez boleści serca swego przyczyniła się do zbawienia naszego.

Sam Zbawiciel św. Brygidzie to objawił: „Przez miłość i boleść j swoją stała się Maryja Matką wszystkich! i na niebie i na ziemi! I to były także ostatnie słowa, które Chrystus Pan z krzyża do Matki swojej przemówił: „Niewiasto o to Syn Twój,” a Maryja odtąd ten słodki obowiązek Matki względem nas wszystkich na siebie przyjęła.

Ach! wiele to okrutnych boleści Maryja ponieść musiała, nim Matką naszą została, a my, za takie boleści, za taką miłość, niewdzięcznością odwdzięczać się będziemy? My zamiast ją pocieszać, z żydami na nowo te boleści odnawiać w Niej będziemy, krzyżując na i nowo Syna Jej, Zbawiciela naszego, grzechami naszymi! Ach nie! me, postanówmy szczerze, lepiej odtąd służyć tej Matce naszej, porzućmy zgraję tych, którzy krzyżują Zbawiciela, a stańmy blisko krzyża, blisko Maryi, nie odstępujmy od Matki naszej. Matka nasza cierpi, a my tylko o rozrywkach myśleć będziemy? Matka dla miłości naszej tyle ponosi, tak ciężki krzyż dźwiga, a my dla miłości tej Matki naj mniejszego krzyżyka dźwigać nie zechcemy?

Usłyszała nareszcie Maryja glos Syna swego, ale po raz ostatni. „Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha mojego”. Wzniosła Matka oczy w górę, widzi jak głowę nachyliwszy, skonał; Już płakać nie może, stoi jak wryta, serce bić przestaje, bladość śmierci pokryła Jej lica, wypiła ostatnią kroplę goryczy, spełniła się ofiara, piąty miecz krwawo przebił duszę Jej.

Oby ten miecz żalem i boleścią przebił serca nasze, oby to krótkie rozmyślanie, miłość w nas zapaliło, abyśmy odtąd godniej i goręcej Matkę naszą kochać mogli na ziemi, byśmy Ją przez to wiecznie w niebie kochać mogli.

c.d.n.

Źródło: Siedem uwag o siedmiu boleściach Najświętszej Maryi Panny dla osób w smutku i utrapieniu zostających. oo. Misjonarze, 1857.

Obraz: Fresco of the Seven Sorrows of the Blessed Virgin, by Tempesta and Circignani, Santo Stefano Rotondo, Rome (ncregister.com).




Litania o pokorę

Przez Niepokalane Serce Maryi, zawsze gotowej wspierać łaską – podającej nieustannie rękę aby pomóc nam ukrzyżować własną wolę w każdym wyborze zgodnym z Jej Sercem, czyli Jej Wolą, po to żeby jak najszybciej upodobnić nas do Swojego Syna w Jego męce, śmierci – i zmartwychwstaniu, abyśmy mogli kochać Ją Jego Najświętszym Sercem.

Jezu cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie.

Od pragnienia szczęścia [ziemskiego], wybaw mnie, Jezu.
Od pragnienia spokoju,
Od pragnienia ułatwień,
Od pragnienia wypowiedzenia się,
Od pragnienia, aby mnie kochano,
Od pragnienia, aby mnie chwalono,
Od pragnienia, aby mnie rozumiano,
Od pragnienia, aby mnie poszukiwano,
Od pragnienia, aby mnie nad drugich przenoszono,
Od pragnienia, aby mnie oszczędzano,
Od pragnienia, aby mojej rady zasięgano,
Od pragnienia, aby się z moim zdaniem liczono,
Od pragnienia, aby wszystko we mnie za dobre uważano,
Od obawy przed niepowodzeniem,
Od obawy przed krytyką,
Od obawy przed trudnościami,
Od obawy przed upokorzeniami,
Od obawy przed poniżeniem,
Od obawy przed zapomnieniem,
Od obawy przed niesprawiedliwością,
Od obawy przed posądzeniem,
Od obawy przed szyderstwem,
Od obawy przed wzgardą,

Aby drugich bardziej kochano niż mnie, proszę Cię, Jezu.
Aby drudzy zyskiwali, a ja żebym coraz bardziej traciła na znaczeniu u ludzi,
Aby drugich powołując, mnie zawsze usuwano,
Aby drugich chwalono, a o mnie zapominano,
Aby drudzy byli świętsi ode mnie, bylebym ja była taka, jaką za łaską Bożą być mogę,

Pragnę łaski na miarę czasów, w których Opatrzność kazała mi żyć, wysłuchaj mnie, Jezu.
Pragnę łaski na miarę zadań i trudności, jakie przypadły mi w udziale,
Pragnę łaski na miarę ciężaru krzyża i słabości, która ten krzyż poniesie na każdy dzień,
Pragnę łaski na miarę moich upadków, z których trzeba mi powstać,

Litania ułożona przez Jadwigę Markiewicz, zmarłą w 1962 roku.




Cnoty Maryi: nadzieja

Trzecią cnotą religijną jest Nadzieja święta. Maryja i tą cnotą jaśniała w najwyższym stopniu.

1. Nadzieja jako cnota odnosząca się do Boga, jest to oczekiwanie tego szczęścia w niebie do jakiego Pan Bóg dusze nasze przeznaczył, a oczekiwanie połączone z właściwą ufnością że je otrzymamy.

Otóż, takie oczekiwanie dóbr niebieskich jest tym żywsze, im żywszą jest wiara: bo wiara to właśnie uczy nas o tym, co nam Pan Bóg zgotował w wieczności. A znowu ufność że tego dostąpimy jest tym silniejszą, im żywsza jest miłość Boga. Albowiem miłość Boga najpierw sprawia to, że postępujemy tak jak postępować powinni ci, którzy nabywają prawa do szczęścia niebieskiego; i po drugie, im kto serdeczniej miłuje Boga, tym mocniej ufa Jego przyrzeczeniom, i nie wątpi o Jego nieprzebranej dobroci i hojności dla Swoich wybranych.

2. Z tego święty Alfons wyprowadza następujący wniosek. Ponieważ Maryja posiadała wiarę i miłość Boga w najwyższym stopniu, wiec też i cnotą nadziei podobnie w najwyższym stopniu jaśniała. Ponieważ nikt nie posiadał wiary i silniejszej i lepiej oświeconej od wiary przenajświętszej Panny, więc nikt dokładniej od Niej nie pojmował jakie szczęście czeka duszę wierną w niebie.

A stąd nikt z większym upragnieniem nie wzdychał do nieba. Nikt nie tylko nie przewyższył Jej, ale nawet ani dorównał w miłości Boga, a stąd i w świętości, więc znowu ufność Jej, że szczęścia niebieskiego dostąpi, była najmocniejsza jaka tylko być może.

Słowem, cnota nadziei jako cnota religijna, była w Niej tak wielką, że jakby w pewność się zamieniała. 3.

My wprawdzie do takiego stopnia tej świętej cnoty dojść nie możemy; ale i w duszy każdego z nas zależy ona od stopnia wiary i miłości Boga w jakim je posiadamy. Aby zatem, o ile to w naszej możności, naśladować Maryję w cnocie nadziei, starajmy się najpierw żywymi i częstymi aktami rozbudzać w sobie wiarę; a następnie udowadniajmy Panu Bogu że Go prawdziwie miłujemy, postępując tak jak On nam przykazuje.

Kiedy człowiek ma niezachwianą wiarę, a z miłości Boga żyje jak prawy chrześcijanin żyć powinien, wtedy, za łaską Boską, cieszy się on i nadzieją niezłudną że go po śmierci przyjmie Pan dobry do chwały wiekuistej.

Prośmy by nam to wyjednać raczyła nasza Matka niebieska.

W przenajświętszej Pannie tym, co między innymi podnosiło do najwyższego stopnia Nadzieję, to że za życia najcięższe boleści przebywała.

1. Jest to powszechnie przez Ojców świętych przyjętym zdaniem, że jednym z najpewniejszych jakby zadatków zbawienia, jest gdy kto ciężkie koleje przebywa, a znosi wszystko z pokornym poddaniem się woli Bożej. I dlatego dusze świątobliwe tym bardziej się cieszą, im więcej doznają cierpień. Kto bowiem zapatruje się na wszystko według światła wiary, ten nie wątpi ze cokolwiek Pan Bóg na nas zsyła lub dopuszcza, wszystko to czyni z nieprzebranej miłości ku nam, a oraz według również nieograniczonej sprawiedliwości Swojej.

Gdy więc widzi że na tym świecie wiele cierpi, tym większą ma nadzieję że na tamtym będzie szczęśliwym. Kto by więc nadzwyczaj wiele cierpiał za życia, a czułby że kocha Boga prawdziwie, ten nadzwyczaj silną miałby nadzieję że go czeka po śmierci niebo.

2. Otóż, wiemy o tym dobrze, że Maryja tak wiele przebolała za życia, jak nikt z ludzi, prócz Pana Jezusa. Święty Alfons powiada że dlatego zwiemy Ją Królową Męczenników, gdyż i dłużej i więcej wycierpiała niż wszyscy razem Męczennicy. Jak róża która wyrasta, rozwija się i zakwita wśród cierni, powiedział w objawieniu Anioł świętej Brygidzie, tak przeczysta Boga naszego Rodzicielka, wzrosła i żyła wśród cierpień i dolegliwości tego świata.

Gdy zaś z drugiej strony wiemy, że jak przez całe życie wycierpiała więcej jak ktokolwiek z ludzi, tak znowu była świętszą od najświętszych, to jest mającą prawo do największe go szczęścia w niebie, więc nadzieja Jej, oczekiwanie i spodziewanie się tego szczęścia, były w Niej w najwyższym stopniu.

3. A z tego, najmilsi, jakże ważną naukę brać powinniśmy, a oraz jak wielką zaczerpywać pociechą. Powinniśmy we wszelkich cierpieniach widzieć nie co innego jak środki użyte przez Boga dla dobra naszej duszy. I znowu im więcej na tej ziemi cierpimy, tym więcej dziękujmy za to Bogu, jako za najpewniejszy znak, żeśmy z liczby wybranych do nieba.

Lecz pamiętajmy o tym, że żeby cierpienia doznawane mogły upoważniać nas do tym silniejszej nadziei zbawienia, i nawet żeby się stały jakby zadatkiem tego szczęścia jakie Bóg wybranym Swoim zgotowały w niebie, trzeba je znosić jak Maryja znosiła Swoje boleści, to jest z doskonałym poddawaniem się woli Bożej. Prośmy wiec Ją o to.

Do nadziei jako cnoty religijnej należy poniekąd i ufność, jaką pokładać powinniśmy w Bogu, w wypadkach doczesnych.

Patrzmy jaki i w tym wzór zostawiła nam Maryja.

1. Święty Alfons przytacza trzy okoliczności, w których przenajświętsza Panna objawiła wielką ufność jaką pokładała w Bogu. Oto najpierw dowiodła tego wtedy, gdy spostrzegła że Jej przeczysty małżonek święty Józef, nie wiedząc jak cudownym sposobem stała się matką, chciał powiada Ewangelia potajemnie Ją opuścić. Albowiem zdawało by się, że wówczas ze wszech miar wypadało wyjawić Józefowi tajemnice, do której nie był jeszcze dopuszczonym. A jednak Maryja tego nie uczyniła. Wolała zaufać Bogu, zdając na Niego obronę Swojej niewinności i dobrej sławy.

Druga okoliczność w której podobnie zdała się z wszelką ufnością na Opatrzność Bożą zaszła wtedy, kiedy wiedząc że już wkrótce ma wydać na świat Boże Dzieciątko, nie trapiła się wcale tym, że ubogą będąc udać sią musi do odległej i obcej mieściny. Poszła do Betlejem ufając i w tym Opatrzności Boskiej.

2. Ale ufność Maryi w Opatrzność najwyższą niemniejszą okazała się gdy zawiadomiona o rozkazie Boga aby uchodziła z Dzieciątkiem Jezus do Egiptu, zaraz tejże nocy udała się w drogę. Nie wahała się ani chwili, i wszelką ufność złożywszy w Bogu, udała się do krainy bardzo dalekiej, pogańskiej, nieznanej, nie biorąc z Sobą ani zapasów żywności, ani pieniędzy, ani sług.

Na koniec największy dowód Swojej ufności w Bogu przedstawiła Maryja, podczas godów weselnych w Kanie Galilejskiej. Tam poprosiła Pana Jezusa aby poratował gospodarza, któremu wśród uczty wina zabrakło. Na to Zbawiciel dał odpowiedź, z której zdawało się, że tej prośby Matki nie może spełnić. A jednak nie tracąc ufności, poleciła sługom aby gotowi byli na rozkazy Jezusa, który wodą będącą w naczyniach zamienił w wino.

3. Otóż najmilsi, jaką i nasza ufność w Bogu i w Jego Opatrzność być powinna. Gdy widzimy narażoną naszą dobrą sławą, miejmy nadzieję w Bogu, że jej obronić raczy, jeśli to dla dobra naszej duszy, lub odwrócenia zgorszenia, uzna za potrzebne. W niedostatku będąc, nie opuszczajmy rąk z gnuśności, a nie zrażając się trudami i pracą, ufajmy Opatrzności. Narażeni na jakieś niebezpieczeństwa, grożące w spełnianiu tego co nam wolą Bożą wskazaniem będzie, ufajmy opiece Boskiej, jak Jej zaufała Maryja z rozkazu Boskiego unosząc do Egiptu Swoje najdroższe Dzieciątko.

I wreszcie prosząc o coś Boga, chociażby się nam zdawało że nas nie wysłuchuje, bądźmy przekonani, że jeśli to o co Go prosimy, potrzebne jest dla naszego zbawienia, nie odmówi tego nigdy Pan nasz najmiłościwszy. Ale zawsze prośby nasze polecajmy Maryi.

Źródło: o. Jan Tomasz Leszczyński, Czytanie majowe o cnotach Maryi, Polish American Publishing Company, 1920

Obraz Matki Bożej Tęskniącej w parafii pw. św. Elżbiety w Powsinie.




Matka Boża z Luján

Kilka dni temu Ojciec Święty przed modlitwą Anioł Pański podzielił się historią, jaką widział, a która wydarzyła się 15 lat temu w Sanktuarium Matki Bożej w Luján w Argentynie.

„Przychodzi mi na myśl pewna historia – którą widziałem – o pewnym ojcu, któremu lekarze powiedzieli, że jego dziewięcioletnia córka nie przeżyje nocy; była w szpitalu. I on wtedy wsiadł do autobusu i udał się 60 km do sanktuarium maryjnego. Było oczywiście zamknięte i on trzymając się kraty, spędził całą noc modląc się do Boga: «Panie ocal ją. Panie, daruj jej życie». Modlił się do Matki Bożej, całą noc wołając do Boga, wołając z głębi serca. Następnie rano, kiedy wrócił do szpitala, znalazł żonę płaczącą. I pomyślał sobie: «córka umarła». A żona mówi do niego: «to jest niezrozumiałe, nie można tego pojąć. Lekarze mówią, że stała się rzecz dziwna, wydaje się, że została uzdrowiona». To wołanie tego człowieka, który prosił o wszystko, zostało wysłuchane przez Pana, który dał mu wszystko. To nie jest jakaś historyjka: widziałem to w innej diecezji. Czy mamy taką odwagę podczas modlitwy?“

Pewien argentyński ksiądz opowiedział Radiu Watykańskiemu o szczegółach tego, co wydarzyło się tamtej letniej nocy. Przebywał akurat u swojej rodziny w Luján. Kiedy przechodził przez plac przed sanktuarium zobaczył młodego człowieka, który trzymał się kraty bramy wejściowej i miał w ręku wiązankę róż. Było to około północy. Ułatwił mu wejście do środka bazyliki. Tam pozostawił róże, ukląkł w prezbiterium i modlił się. Kapłan, świadek wydarzenia towarzyszył mu modląc się na różańcu w intencji jego córki. W następną sobotę ten sam mężczyzna podszedł do księdza z dziewczynką w wieku 8-9 lat. Przypomniał wydarzenie sprzed kilku dni. Powiedział, że kiedy o północy modlił się za swoją córkę, ona wstała, usiadła i poprosiła o jedzenie. W tej relacji nie ma imion ani nazwisk, ale są fakty. Ksiądz postanowił zachować anonimowość i nigdy później nie odezwał się do rodziny, która została pobłogosławiona uzdrowieniem córki. Zaznaczył również, że w sanktuarium w Luján cuda udzielane za pośrednictwem Maryi były jakby przechodzeniem z jednej strony Ewangelii na drugą. Nigdy nie brał danych od osób doświadczających cudów, jedynie dziękował i chwalił Boga.

Źródło: vaticannews.va

Figurka Matki Bożej z Luján została przywieziona do Polski przez kard. J. Glempa w latach 80′ ubiegłego wieku, jest umieszczona w parafii Ofiarowania Pańskiego w Warszawie (Ursynów), a niedawno została ukoronowana przez kard. K. Nycza.