1

Cnoty Maryi: wiara

Cnotą odnoszącą się wprost do Boga, po cnocie Miłości, jest cnota Wiary. Przypatrzmy się jaką była wiara Maryi.

1. Przenajświętsza Panna jak w cnocie miłości Boga i bliźniego, pozostawiła nam wzór najwyższy, tak i w cnocie wiary. Toteż Kościół święty do Niej stosuje te słowa Pisma Bożego: Ja Matka nadobnej to jest świętej miłości, i uznania – to jest wiary.

I słusznie nazywamy Ją Matką wiary, powiada święty Ireneusz, gdyż co Ewa wyrządziła nam złego przez niedowierzanie słowom Bożym, to Maryja naprawiła Swoją niezachwianą wiarą. Ewa, dodaje święty Augustyn, zawierzyła szatanowi przemawiającemu do niej przez węża, i przyniosła światu zgubę; Maryja uwierzyła słowom Anioła, że pozostając Dziewicą stanie się Matką Syna Bożego, i przyniosła ludziom zbawienie.

2. Święty Alfons, wierze przenajświętszej Panny przypisuje niejako to, że odtąd każda dusza wierząca ma dla siebie otwarte niebo. Przenajświętsza Panna, powiada on, uwierzywszy w tajemnicę wcielenia Syna Bożego, zanim nawet tajemnica ta spełnioną została, i wskutek tego dając przyzwolenie Swoje na stanie się Matką Zbawiciela, tak silną wiarą Swoją, otworzyła ludziom niebo.

Toteż i święta Elżbieta pozdrawiając przenajświętszą Pannę gdy przyszła ją nawiedzić, głównie z powodu Jej wiary zowie Ją błogosławioną, i wierze Jej przypisuje to że się stała Matką Syna Bożego. Powiedziała bowiem do Niej : Błogosławionaś któraś uwierzyła, gdy z spełni się to co Ci jest powiedziane od Boga.

3. Otóż, jak cnota wiary świętej w przenajświętszej Pannie sprowadziła na Nią tę łaskę że się stała Rodzicielką Boga, tak i dla każdej duszy jest ona podstawą wszelkich innych cnót chrześcijańskich. Bez wiary wszelkie inne cnoty nie byłyby cnotami, za które Pan Bóg nagradza w niebie: gdyż nie byłyby to cnoty spełniane przez wzgląd na Boga. A także im kto ma silniejszą wiarę, tym łatwiej mu wystrzegać się grzechu, a postępować tak jak prawowierny chrześcijanin postępować powinien.

Nawzajem zaś, kto w wierze się chwieje, albo, broń Boże, traci ją zupełnie, ten łatwo dopuszcza się wszelkiego złego. I dlatego, dziś, częściej niż kiedykolwiek, dochodzą nas wieści o ciężkich zbrodniach ludzkich, bo ludzie w tych czasach bardzo od wiary odbiegli.

W czym głównie przenajświętsza Panna objawiła wiarę niezachwianą.

Święty Alfons powiada, że Maryja więcej posiadała wiary aniżeli wszyscy ludzie i wszyscy Aniołowie, nawet razem wzięci. I tak tego dowodzi:

1 . Widziała, pisze, Syna Swojego rodzonego się w ubogiej Betlejemskiej stajence, a wierzyła, że jest najwyższym Stwórcą świata. Widziała że musi uchodzić przed królem Herodem, gdyż ten chciał Go zamordować, a nie wątpiła że jest Królem królów, najwyższą władze nad wszystkimi posiadającym. Widziała że się pojawił w czasie jak każdy człowiek, a wierzyła że jest Bogiem odwiecznym. Widziała Go ubogim, nie tylko nie posiadającym dostatku lecz pozbawionym wszelkich wygód, złożonym na sianku, w bydlęcym żłobku, a uznawała wszechmocnym Panem niebios i ziemi. Zauważała że nie mówi jak każde dziecię, a nie wątpiła że jest Mądrością odwieczną i Słowem Boga samego. Słyszała Go jak każde niemowie rzewnie kwilącym, a wierzyła, że stanowi On wesele nieba całego.

2 . Toteż przez tak wielką i niezachwianą wiarę, Matka Boża stała się Pochodnią wiernych, jak zowie Ją święty Metody, i Berłem prawowiernej wiary, jak znowu nazywa Ją święty Cyryl Aleksandryjski. I także zasługom to Jej wiary przypisuje Kościół moc, jaką posiada, wytępiania wszelkich herezji, to jest odstępstw od wiary.

Mówimy bowiem w pacierzach kościelnych: Wesel się Maryjo Panno, bo wszelkie herezje, Tyś Sama pogromiła na całym śmiecie.

W pieśniach Salomonowych, Pan Bóg tak przemawia do przenajświętszej Panny: Zraniłaś serce Moje… jednym okiem Twoim. Otóż, święty Tomasz z Wilanowa powiada że oko to oznacza wiarę Maryi, przez którą stała się Ona tak miłą Bogu.

3. Lecz pomnijmy na to najmilsi, że wiara przenajświętszej Panny dlatego tak drogą Ją w oczach Boga czyniła, że była to wiara żywa, to jest ożywiona uczynkami odpowiednimi wierze. Wiara bowiem służyć nam powinna, powiada święty Alfons, nie tylko za prawidło wierzenia, lecz i za prawidło postępowania. Stąd ostrzega nas święty Grzegorz: że ten prawdziwie wierzy, kto czynem dopełnia tego co mu wiara nakazuje. I dlatego w Piśmie świętym Pan Bóg mówi: Sprawiedliwy mój z wiary, to jest według wiary żyje.

A w innym miejscu powiedziano: Wiara bez uczynków wierze odpowiednich, martwą jest, niewystarczającą do zbawienia.

Prośmy Maryję aby nie tylko w wierze świętej nas utwierdzała, lecz także i według niej żyć dała.

Wiara Maryi, którą przez całe życie ożywioną była w stopniu najwyższym, objawia się w Niej najbardziej w chwili męki i śmierci Pana Jezusa.

1. Ewangelia święta mówi, że gdy Żydzi schwytali w Ogrojcu Zbawiciela, aby mu zadać śmierć krzyżową, Uczniowie wszyscy opuściwszy Go pouciekali. Nad czym zastanawiając się święty Alfons powiada. Maryja ujrzała Syna Swego okrytego największymi obelgami, okrutnie męczonego i na koniec rozpiętego na krzyżu pomiędzy dwoma złoczyńcami, lecz chociaż wtedy inni za chwiali się w wierze, Ona wytrwała stale w przekonaniu że On jest Bogiem.

A i błogosławiony Albert wielki podobną czyni uwagę. Przenajświętsza Panna, pisze on, dała najwyższy dowód wytrwałości w wierze, podczas Meki Pańskiej. Gdy bowiem wtedy Uczniowie ulegli zwątpieniu, Ona ani na chwile nie zachwiała się w wierze w Bóstwo Jezusa.

2. Stała obok krzyża Jezusowego Matka Jego, powiada Ewangelia; a stojąc tam patrzyła jak niezmiernie cierpi Zbawiciel. Widziała jak się nad Nim jakby nad ostatnim z ludzi pastwi zapamiętałe Żydostwo; słyszy jak Go wszyscy lżą i znieważają. Na koniec patrzy na Jego ciężkie konanie. A gdy cała rzesza zgromadzonego ludu bluźni Mu, gdy najbliżsi uczniowie odstąpili Go, gdy Piotr się Go zaparł, Maryja tym silniej wierzy że jest On Bogiem, im lepiej czuje, ile cierpi i co na Siebie dopuścił z miłości ku ludziom!

Toteż Ojcowie świeci utrzymują, że po śmierci Zbawiciela aż do Jego Zmartwychwstania, wiara niezachwiana, wiara żywa, tylko w jednej przenajświętszej Pannie się ostała, i że Ona wtedy w Sobie niejako cały Kościół przedstawiała

3. Niechże najmilsi, i naszej wiary nic i nikt nie będzie zdolny zachwiać. Im bardziej słyszymy bluźnierstwa przeciw najdobrotliwszemu Zbawcy naszemu przez różnego rodzaju niedowiarków; im większą liczbą widzimy odpadających od wiary w Bóstwo Jego, lub chwiejących się w tej świętej wierze, my tym silniej wierzmy w Niego, tym ściślej trzymajmy się we wszystkim nauki Kościoła przez Niego założonego. A pamiętajmy że dwie rzeczy najłatwiej odwodzą od wiary: przestawanie z ludźmi bez wiary, i czytanie złych książek. I jednego więc i drugiego strzeżmy się pilnie. Z niedowiarkami, o ile to od nas zależy, nie zadawajmy się wcale. Złej zaś książki strzeżmy się, jak najzjadliwszej dla duszy każdej trucizny. I o to prośmy Przenajświętszą Pannę.

Źródło: o. Jan Tomasz Leszczyński, Czytanie majowe o cnotach Maryi, Polish American Publishing Company, 1920

Obraz Matki Bożej Piaskowej w bazylice oo. Karmelitów w Krakowie.




Pierwsze Objawienie Maryi

Matka Boża na Kolumnie (oficjalnie w języku hiszpańskim Nuestra Señora del Pilar de Zaragoza) jest uznawana za pierwsze objawienie maryjne w historii Chrześcijaństwa i za jedyne, które wydarzyło się jeszcze za życia Matki Boskiej.

Chociaż była to bilokacja Matki Bożej, ponieważ mieszkała z Janem Apostołem w Jerozolimie, jest uważana za objawienie przez tradycję Kościoła.

Historia jest wyjątkowa i ciekawa. Ok. 40 r n.e. Maryja odwiedziła Apostoła Św. Jakuba gdy on modlił się pewnej nocy na brzegu rzeki Ebro w Saragossie.

Brat św. Jana Ewangelisty, podróżował z wielkimi trudnościami do rzymskiej Hispania (dzisiejsza Hiszpania), aby ewangelizować miejscowe plemiona. Nie tylko zmagał się z wielkimi trudnościami, ale także widział bardzo mało apostolskich owoców nawrócenia. Tradycja mówi, że kiedy był już u progu zniechęcenia, Matka Boża ukazała się mu w towarzystwie tysięcy aniołów.

Maryja stanęła na marmurowej kolumnie i dała Św. Jakubowi swoją podobiznę, prosząc o wybudowanie kaplicy ku Jej czci. Św. Jakub zgodził się na to. Do niewielkiej kaplicy dodane zostało wielkie sanktuarium nazywane Matki Bożej na Kolumnie. Przez lata pocałunki pielgrzymów wyżłobiły otwór w cokole, tak duży, że zmieścić się w nim może głowa człowieka.

Dla upamiętnienie ukazania się Naszej Pani, w r. 1642, ludność Saragossy poprzysięgła zawsze czcić Maryję jako patronkę Saragossy.

Drewniana statua jest stosunkowo prostym wizerunkiem o wysokości 15 cali, stojącym na filarze jaspisu o wysokości 5,9 stopy. Lecz korona zdobiąca jej głowę to arcydzieło. Została wykonana w 44 dni przez 33 robotników. Korona przypominająca słońce jest wykonana z 2836 diamentów oszlifowanych trójkątnie, 2725 róż, 145 pereł, 74 szmaragdów, 62 rubinów i 46 szafirów. Korona Dzieciątka Jezus ma identyczny kształt, choć mniejszy rozmiar.

Nuestra Señora del Pilar jest nie tylko patronką Hiszpanii, ale także wszystkich ludów latynoskich, ponieważ 12 października 1492 r., Krzysztof Kolumb przybył na ziemię amerykańską i odbyła się pierwsza w Ameryce Msza św.

Źródło: na podstawie Alejandro Bermudez (CNA) oraz opracowania “Niewiasta z Orbity”, archiwum własne.




Cnoty Maryi: miłość bliźniego

To rozkazanie mamy, aby kto miłuje Boga miłował i brata to jest bliźniego swego (Jan 4,41).

  1. Według świętego Tomasza, przyczyną tego jest, że kto miłuje Boga, miłuje to wszystko co Pan Bóg miłuje. A że Pan Bóg umiłował ludzi do tego stopnia, że nie tylko z miłości stworzył ich na obraz i podobieństwo Swoje, ale nawet męką i krwią własną, gdy w grzech zapadli, odkupił, wiec kto tylko prawdziwie miłuje Boga, miłuje i ludzi, to jest bliźnich swoich. Toteż według słusznego wniosku jaki stąd wyprowadza święty Alfons, ponieważ nie było i nie będzie istoty miłującej Boga prawdziwiej i bardziej jak przenajświętsza Panna, wiec podobnie nie było i nigdy nie będzie istoty, bardziej miłującej bliźniego.
  2. Skoro Ewangelie wspomniały o życiu Maryi nie tak już ukrytym w jakim zostawała przebywając w Nazarecie z Panem Jezusem do trzydziestego roku Jego wieku, zaraz też opisują Jej czyn dowodzący uczynnej miłości bliźniego. Pierwszy raz publicznie jako Matka Zbawiciela okazuje się Maryja na godach w Kanie Galilejskiej. I tam też zaraz spełnia dwa uczynki miłosierdzia. Widząc gospodarzy godowych wielce zasmuconych brakiem wina, powiedziała do Syna: Wina nie mają (J.2,3). I Pan Jezus, wnet wodę przemienił w wino, a cud ten obecnych przywiódł do uwierzenia w Niego jako w Odkupiciela. Mówi bowiem Ewangelia: I uwierzyli weń uczniowie Jego (tamże, 11). Zaledwie więc Maryja ukazała się między ludźmi, a oto pociesza strapionych, i co ważniejsze: obdarza wiarą w Jezusa przedtem niewierzących. A czy może być uczynek większego miłosierdzia, jak obdarzyć kogoś wiarą?
  3. Ponieważ od uczniów Jezusowych, którzy wtedy, z łaski Maryi, uwierzyli w Niego, rozeszła się wiara na świat cały, a od nich i do nas przeszła, więc za ten Jej uczynek miłości bliźniego, i my winniśmy Jej wdzięczność. A czymże najmilej dla Niej takową okazać możemy? Oto i w tym starając się naśladować Ją, wedle naszej możności. Wspomagajmy w potrzebie zostających, komu na to starczy. Pocieszajmy strapionych, na co każdemu zdobyć się nie trudno Ale najbardziej spełniajmy uczynki miłosierdzia względem dusz bliźnich naszych, zwłaszcza tych, o których zbawienie szczególnie dbać powinniśmy. I żeby tak było, prośmy o to Maryję.

Przenajświętsza Panna nawiedza świętą Elżbietę.

Przypatrzmy się jaki znowu dowód uczynnej miłości bliźniego, przedstawia nam Maryja, w nawiedzeniu świętej Elżbiety.

1. Ze wszelkich rodzajów utrapień jakie spotykają człowieka, najdotkliwszym ze wszech miar jest upadek na zdrowiu. A stąd doglądanie chorego, i niesienie mu pomocy jakiej potrzebuje, jest jednym z największych uczynków miłości bliźniego. Otóż zdarzyło się, że kiedy przenajświętsza Panna mieszkała w Nazarecie, krewna Jej, święta Elżbieta, zachorowała mając wydać na świat dziecię. Była to niewiasta podeszłego wieku; a więc słabość ta groziła niebezpieczeństwem, i bardzo zależało jej na tym, aby miała przy sobie kogoś, kto by ją w tej chorobie z wielką troskliwością doglądał. Skoro więc Matka Boża dowiedziała się o potrzebie w jakiej zostaje Jej krewna, bez zwłoki udała się do niej, chociaż mieszkała daleko, i aby się tam dostać trzeba było przebywać górzystą krainę. Powstawszy Maryja, powiada Ewangelia, poszła w góry z pośpiechem. (Łuk 1,39)

3. Maryja była uboga, więc drogę tę, choć długą, pieszo odbyła. Znajdowała się Sama w podobnym stanie jak Elżbietą, a stąd tym bardziej podróż ta ją trudziła. Żyjąc w wielkim odosobnieniu, oddana była najwyższej bogobojności, i przerwać ją musiała. A jednak wszystko to nie powstrzymało Jej od spełnienia tego uczynku miłości bliźniego , i nawet się nie zawahała, gdyż Ewangelia wyraźnie mówi, że poszła z pośpiechem. Przybywszy zaś na miejsce, nie tylko pozostała przy chorej dopóki ta Jej pomocy potrzebowała i otoczyła ją największą troskliwością, lecz na całą jej rodziną najobfitsze dobrodziejstwa Boskie sprowadziła. Elżbieta, mimo wieku podeszłego, najszczęśliwiej rozwiązaną została; małżonek jej, który był ślepy, wzrok odzyskał, a synek jeszcze w łonie jej pozostający, tak uświęconym został, że później pan Jezus powiedział o nim iż nie było świętszego nad syna Elżbiety.

3. Takie to wiec spełniała Maryja uczynki miłości bliźniego, jak wszystkich cnót, tak i tej ucząc nas przykładem. Z wyżej zaś przytoczonego, powinniśmy brać bardzo potrzebną naukę, że w jakimkolwiek stanie się kto znajduje, chociażby mu niełatwo przychodziło, powinien wedle możności nieść pomoc bliźniemu, takiej potrzebującemu. Bo oto widzimy, że Maryja ubogą będąc jednak miłosierne uczynki spełniała. W najwyższej kontemplacji zatopiona, jednak z tego powodu ciszę Swego pobytu w Nazarecie przerwała. I nareszcie, chociaż brzemienną była, w długą i trudzącą podróż się udała, byle chorej przynieść potrzebną pomoc, Słowem, nic Jej nie powstrzymało od spełnienia uczynku miłości bliźniego, gdy się do tego sposobność nadarzała. Prośmy Ją, aby i nam łaskę uczynnej miłości bliźniego , gdy się do tego sposobność nadarza, wyjednać raczyła.

Czym najbardziej przenajświętsza Panna dowiodła miłości bliźniego?

Pan Jezus powiedział że najwyższy dowód miłości bliźniego daje ten, kto z tej miłości życie własne poświęca (Jan 15,13).

Patrzmy, że Maryja z miłości bliźnich uczyniła ofiarę jeszcze więcej Ją kosztującą.

1. Święty Alfons utrzymuje, że jak Pan Bóg chciał aby Syn Jego jednorodzony stał się Synem Maryi nie wcześniej, aż Ona da na to przyzwolenie, po które posłał do Niej Anioła przy Zwiastowaniu, tak podobnie chciał, ażeby Pan Jezus nie poświęcał za ludzi życia Swojego, bez zgody na to Maryi. A to dlatego, dodaje tenże święty Doktor, aby z życiem Syna zaofiarowanym zostało i serce Matki.

Święty Tomasz zaś mówi, że każde dziecko jest jakby własnością matki, a więc żeby Pan Jezus mógł zostać poświęconym na śmierć krzyżową za zbawienie świata, potrzeba było aby Matka na to zezwoliła.

Otóż, Maryja na to się zgodziła, bo jak wiemy, Sama w tym celu na własnych rękach zaofiarowała Syna w Świątyni, kiedy jeszcze był dzieckiem.

2. Ale któż z nas i tego nie wie, że Go kochała nie tylko nad życie, lecz że dla uchowania Go od śmierci, byłaby milion razy życie własne poświęciła. Zatem Maryja poświęcając na śmierć Jezusa, a to z miłości ku ludziom, dała dowód miłości bliźnich o tyle większej od tej jakiej by dowodził ten, kto by za drugich życie poświęcił, o ile Syna miłowała więcej od życia własnego. Toteż wyżej już przytoczony święty Alfons powiada, że Maryja boleściami które zniosła przy śmierci Jezusa, dobrowolnie przez Nią zaofiarowanego dla odkupienia ludzi, wysłużyła to, żeby z zasług męki Zbawiciela korzystali ludzie. Tak więc jak Maryja umiłowała bliźnich, oto jaką ofiarą kosztowała Ją ta miłość, i oto co Jej miłości ku bliźnim zawdzięczamy.

3. Od nas najmilsi, co się tyczy obowiązku miłowania bliźniego, Pan Bóg tak wielkiej jak po Matce Swojej, nie domaga sią ofiary. A jednak jakże często przeciw tej cnocie wykraczamy! I nie dość na tym: nam nie tylko trudno zdobyć sią na ofiarę, chociaż niewiele nas kosztującą, gdy takiej wymaga miłość bliźniego, ale nawet wprost krzywdy jego dopuszczają sią niektórzy. Bo niestety są tacy, którzy i na mieniu i na sławie przynoszą drugim uszczerbek, a co najsmutniejsze, i dla dusz bliźnich stają sią powodem wielkiej szkody, albo i zguby.

Mój Boże! to Maryja z miłości bliźniego poświeciła życie Syna, droższego Jej nad wszystko, a my byśmy dla tejże miłości nie mieli zdobywać sią na jakąkolwiek ofiarą, albo nawet stawać sią powodem smutku, lub zguby na duszy bliźniego? O Maryjo, uchowaj nas od tego.

Źródło: o. Jan Tomasz Leszczyński, Czytanie majowe o cnotach Maryi, Polish American Publishing Company, 1920




SIEDEM BOLEŚCI MATKI BOŻEJ. BOLEŚĆ IV

Im więcej kogoś kochamy, tym bardziej czujemy jego utratę. Ciężkie, krwawe łzy, które dziecię przelewa nad grobem rodziców; ale cięższe, krwawsze Izy, które matka przelewa nad grobem syna swego.

Ach! ale jakaż matka tak syna swego kochała, jak Maryja Jezusa? bo jaki syn bardziej na miłość matki zasługiwał, jak Jezus. Był Jej Synem jedynakiem, był najpiękniejszym, najrozumniejszym, najlepszym Synem między synami ludzkimi, bo był także Bogiem. Przyszedł na świat, aby zapalić we wszystkich sercach ogień miłości, pomyślmy więc, jaki to pożar miłości zapalić musiał w sercu Maryi. Bo jak sama najświętsza Maryja Panna św. Brygidzie objawiła: „Jedno było serce Syna mego i moje.“

Ona była sługą i Matka, Jezus był Bogiem i Synem. Ale cały ten pożar miłości przy męce Chrystusa Pana, zamienił się w morze goryczy. Od tej chwili, gdy po raz pierwszy spotkała się z Synem swoim na śmierć skazanym, dźwigającym krzyż, na górę kalwaryjską.

Najświętsza Maryja Panna sama objawiła św. Brygidzie, że odkąd zbliżał się czas męki Jezusa, oczy Jej ciągle we łzach pływały, myśląc, że wkrótce utracić miała Syna swego, a zimny pot występował na całe Jej ciało panieńskie, rozmyślając męki owe okrutne, którym przytomną być miała! Przyszedł na koniec ów dzień opłakany, w którym Syn Matkę żegnał. Ach! jakie to rozstanie, jakie to pożegnanie być musiało? Zbladła, zadrżała Maryja na pierwsze słowo Syna swego, ból serce Jej ścisnął, i język Jej zdrętwiały oniemiał. Nareszcie zawołała głosem, szlochaniem i łkaniem przerywanym: „Synu mój, tysiące życia dałabym za Ciebie, byłem przynajmniej z Tobą umrzeć mogła. Ale Twoja i przedwiecznego Ojca wola niechaj się wypełni.” Udała się już w późny wieczór do swego mieszkania. Ach! i my pospieszmy do tej Matki naszej, rozważając Jej boleści. Bo tu żywo przed oczyma duszy Jej stanęła cała męka Syna ukochanego. Tu widzi Zbawiciela świata, modlącego się w ogrodzie oliwnym, ów tak ciężki smutek, żal i bojaźń, walkę, widzi pot krwawymi kroplami występujący na czoło Jego. Widzi blask jarzących się pochodni, tłum zbójców, z łańcuchami i powrozami zbliżający się pod zasłoną i milczeniem nocy.

Już się zbliżyli, porywają niewinnego baranka, który żadnego im nie czyni oporu, szarpią, ciasną przez potok Cedron. Słyszy policzek wymierzony w twarz anielską. Widzi jak Go wśród bluźnierstw, przekleństw, naigrywania, bijąc i szarpiąc, wleką od Annasza do Kaifasza, od Piłata do Heroda, a stamtąd na szyderstwo białą szatą przyodzianego, do Piłata z powrotem.

Słyszy skargi żydowskie przeciwko Niemu fałszywie przekładane, a nikt, nikt nie powstaje, aby za najniewinniejszym się ujął, aby dał świadectwo o prawdzie, każdy krok Jego był nacechowany nowym dobrodziejstwem, a wszyscy przeciw niemu powstali, z samych uczniów wybranych, jeden Go zdradził, jeden się Go zaparł. Słyszy Maryja, okropne biczowanie, które ciało kawałkami wydzierając aż do kości przecina. W jednej chwili krew zalewa Syna Jej, widzi Maryja jak łachmany purpury zarzucają na Niego, jak koronę ciernistą wbijają w głowę Jego, jak trzcinę na pośmiewisko, zamiast berła wciskają w ręce Jego! Słyszy na koniec Maryja, to okropne wycie, tylu tysięcy głosów jak piekielny grzmot: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!”.

To wszystko Maryja okiem duszy swojej widziała, ale to nie było dosyć, okiem ciała jeszcze widzieć musiała, to co najokropniejszego do cierpienia pozostało. Bo ledwie poranek zaświtał, przyszedł Jan św., ulubiony uczeń do Matki Jezusowej, oznajmiając Jej już wydany wyrok śmierci. Z nim Maryja pospiesza. Ależ któż ukaże im drogę którą Jezusa powiedli? Ach! tu tylko trzeba było spojrzeć na ziemię, i iść za krwawymi śladami, bo droga, którą Chrystus szedł, była jak wstęga czerwona.

Idzie Maryja z Janem św. boczną, krótszą ulicą, aby wyprzedzić Syna swego, i staje czekając, kiedy się przybliży ta bolesna procesja. Już, już się sypią tłumy rozjuszonego żydostwa, bluźniąc i krzycząc, już następują kaci z gwoździami, młotami, powrozami i innymi narzędziami do ukrzyżowania, już słyszy głos trębacza, wywołującego wyrok śmierci Jezusa, a za nim, o widoku straszliwy dla każdego najbardziej nieczułego serca, ale najstraszliwszy dla serca Maryi! widzi Syna swego krwią zbroczonego, od stóp do głów, jakby jedną raną okrytego, dźwigającego ciężki krzyż na ramionach swoich. Jezus krew otarł z oczu swoich, poznała Matka Syna, po znał Syn Matkę, a ten wzrok, to wzajemne poznanie, dwa najdoskonalsze serca, jakie były od początku świata, jakoby jedną strzałą przeszyły.

Nie umarła Maryja z bólu w tej chwili, bo ją Bóg jeszcze na większe zatrzymał cierpienia, ale tysiączna cześć bólu takiego, byłaby wystarczyła aby każdemu innemu śmierć zadać.

Zbliża się Matka do Syna, aby ucałować nogi Jego, aby otrzeć krew z ciała Jego, ale żydzi odpychają Ją, i nie dają przystępu. Maryjo, czy powrócisz płakać w zaciszu izdebki Twojej? Ach nie! Ty idziesz dalej, Ty spieszysz na Kalwarię, Ty chcesz wychylić ten kielich goryczy aż do ostatniej kropelki. Ty chcesz razem z Synem być ukrzyżowaną. Litujmy się i my nad tą boleścią Maryi.

Bądźmy i my towarzyszami Jezusa i Maryi na tej krwawej drodze krzyżowej, znosząc cierpliwie wszelki krzyż, który Bóg na nas zsyła.

Dlaczego, pyta św. Chryzostom w innych boleściach i cierpieniach nie chciał Chrystus Pan mieć żadnego towarzysza, ale w dźwiganiu krzyża chciał być poratowany przez Szymona Cyrenejczyka? Oto dlatego, mówi św. Ojciec, że nam krzyż Chrystusa nic nie pomoże, jeżeli naszego krzyża aż do śmierci dźwigać nie zechcemy.

Ukazał się dnia jednego Zbawiciel siostrze Dionierze, zakonnicy w Florencji, i rzekł do niej: „Pamiętaj o mnie i kochaj mnie, a ja o tobie pamiętać i kochać Cię będę“, a to mówiąc, podał jej bukiet kwiatów, ale pośrodku był krzyż, pokazując, że wszystkie pociechy na tej ziemi z krzyżem złączone być powinny.

Wesoło więc i z radością bierzmy krzyż nasz na siebie. Czy to on się nazywa ubóstwo, czy choroba, czy prześladowanie, czy jakkolwiek bądź inaczej, i spieszmy za Maryją i Jezusem, abyśmy doszli do Ojczyzny naszej z tym znakiem, na którym spełniło się zbawienie świata, i w którym spełni się zbawienie nasze.

c.d.n.

Źródło: Siedem uwag o siedmiu boleściach Najświętszej Maryi Panny dla osób w smutku i utrapieniu zostających. oo. Misjonarze, 1857.

Obraz: Fresco of the Seven Sorrows of the Blessed Virgin, by Tempesta and Circignani, Santo Stefano Rotondo, Rome (ncregister.com).




Matka Boża Zwycięska

Kult Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej powstał na Wschodzie na ziemiach cesarstwa bizantyjskiego. Wizerunki Madonny, umieszczane na statkach wojennych, wiodły flotę bizantyjską w bój i do zwycięstw.

Najwięcej upowszechnionym typem wizerunków Najświętszej Panny na Wschodzie — była t. zw. ,,Odigitrja“, typ odpowiadający obrazowi Matki Boskiej Częstochowskiej.

Madonna – Odigitrja była opiekunką sił zbrojnych cesarstwa bizantyjskiego, Matką Boską Zwycięską tych czasów.

“Najświętsza Panna Odigitria (Maryja z Dzieciątkiem)”
Mozaika bizantyjska, XII/XIII w., na fasadzie Duomo (Cattedrale di S. Maria Nu, Monreale (PA), Sycylia, Włochy.

Promieniując na zewnątrz, kult Matki Boskiej Zwycięskiej rozszerzył się z czasem na ziemiach ruskich, które uległy wpływom kultury bizantyjskiej. Stąd, w epoce Ludwika Węgierskiego, Jadwigi i Władysława Jagiełły przedostał się do Polski.

Pierwsze przejawy kultu Matki Boskiej Zwycięskiej w Polsce przypadają na czasy, kiedy począł słynąć, sprowadzony ze Wschodu, wizerunek Matki Boskiej Jasnogórskiej.

Pierwszy kościół pod wezwaniem Najśw. Maryi P. Zwycięskiej stanął w Polsce za czasów Władysława Jagiełły. Był to, po dzień obecny istniejący, kościół PP. Brygitek w Lublinie, ufundowany w r. 1426 na pamiątkę zwycięstwa pod Grunwaldem.

W formie ostatecznej kult Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej na zachodzie i południu Europy skrystalizował się pod koniec XVI wieku, po pogromie floty tureckiej pod Lepanto i zespolił się ściśle z tajemniczego pochodzenia wizerunkiem Najśw. Panny Śnieżnej z kościoła Santa Maria Maggiore w Rzymie.

Salus Populi Romani w Santa Maria Maggiore, Rzym

Wizerunek ten obnoszono bowiem w uroczystej procesji po ulicach stolicy chrześcijaństwa w dniu bitwy pod Lepanto. Za czasów papieża Liberiusza (352 — 368), pewnej patrycjuszowskiej rodzinie w Rzymie objawiła się Najświętsza Panna i wyraziła swą wolę, aby na wzgórzu, które znajdą pokryte śniegiem, wystawiono kościół pod Jej wezwaniem. W parę dni później, wśród największych upałów, rankiem 5 sierpnia 359 roku, spadł w Rzymie śnieg i białym całunem pokrył wzgórze Eskwilinu. Spełniając wolę Najświętszej Panny, wzniesiono na wzgórzu tym wspaniałą świątynię, pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej.

W wiekach następnych przyjęła się także nazwa inna, mianowicie „Santa Maria Maggiore” , „Najświętszej Maryi P. Większej” . Klejnotem nowej świątyni był starożytny obraz Najśw. Panny, przypisywany św. Łukaszowi Ewangeliście, który to wizerunek od wezwania kościoła, nazwano wizerunkiem Najświętszej Maryi P. Śnieżnej.

W dniu bitwy pod Lepanto, 7 października 1571 roku, w chwili gdy połączona flota hiszpańsko – papieska zaatakowała potężną armadę turecką, wyszła z kościoła na Eskwilinie uroczysta procesja różańcowa, na czele której niesiono wizerunek Najświętszej Panny Śnieżnej.

„Obraz Matki Boskiej Śnieżnej, — pisze znakomity mariolog polski O. K. M. Żukiewicz, — obnoszono procesjonalnie przy śpiewie Różańca, a jeśli dodamy jeszcze, że modlitwa różańcowa w tak krytycznej dla chrześcijaństwa chwili, wysłuchaną zo stała, nic dziwnego, że wiara ludów — Różaniec w rękę obrazu Matki Boskiej Śnieżnej włożyła, i odtąd jako obraz Różańcowy chce go uważać”. W ten sposób — zwycięstwo pod Lepanto, dodało nowe szczegóły do dziejów obrazu Matki Boskiej Śnieżnej. Stał się przez nie obrazem i synonimem Matki Boskiej Różańcowej.

Matka Boska Różańcowa, od tego pamiętnego zwycięstwa, będzie uważaną wyrokiem Kościoła, jako Matka Boska Zwycięska. „Matka miłosierna — pisał w encyklice, wydanej bezpośrednio po zwycięstwie, — papież Pius V, — Przyjaciółka pobożnych i całego rodu ludzkiego Pocieszycielka, przyczyniła się u Zbawiciela wieków za tymi, których obciążyły grzechy, a oni nie przestali wołać do Niej, aż wyprosili dnia 7-go października 1571 roku wspaniałe owo nad turczynem zwycięstwo, które nigdy nie powinno być zapomniane.

Matka Boża Różańcowa (jeden z wizerunków)

Zwycięstwo pod Lepanto wywarło olbrzymie wrażenie w całym świecie chrześcijańskim i zadecydowało o upowszechnieniu się kultu Najświętszej Panny Śnieżnej.

W Polsce, wystawionej na ciągły napór ekspansji tureckiej, kult ten przyjął się szybko i szeroko. Obrazy Najśw. Maryi Panny Śnieżnej obok — malowanych na wzór jasnogórskiego — należały od końca w. XVI do najpopularniejszych wizerunków Bogarodzicy w Polsce. Niemal połowa wizerunków Matki Bożej w Polsce, wsławionych cudami i łaskami, to kopie obrazu z kościoła na Eskwilinie w Rzymie.

Zachowany w kościele podominikańskim w Poznaniu obraz nadwornego malarza króla Zygmunta III, — wenecjanina Tomasza Dolabelli (zm. w Krakowie w r. 1650), zespala się również z kultem Matki Boskiej Zwycięskiej. Na brzegu morza, na którego falach wre bój armady chrześcijańskiej z flotą turecką, przedstawił malarz błagalną procesję różańcową. Obraz ten powstał około roku 1621, a więc w pięćdziesięcioletnią rocznicę bitwy pod Lepanto, w czasach, w których naród polski doświadczył szczególnej opieki Najświętszej Panny Zwycięskiej.

Procesja polska – fragment Bitwy pod Lepanto, Tomasza Dolabelli

Ks. Atanazy Kierśnicki w swym kazaniu, wydanym z powodu uroczystości koronacji obrazu Matki Boskiej w Częstochowie w r. 1717 mówi — co następuje:

„Lat temu dziewięćdziesiąt siedem, gdy przed osmanową potencją, do granic naszych zbliżoną we trzykroć sto tysięcy pohańców, zadrżały przedmurza tego fundamenty, gdy pod ludźmi, końmi, mułami, wielbłądami, armatami, stękała ziemia, a po zabitym hetmanie Stanisławie Żółkiewskim, po zabranych w bisurmańskie łyka najznaczniejszych wojownikach, strach powszechny w tęgie lody okował serca koronnych obywateli, na ten czas, Wawrzyniec Gębicki, arcybiskup gnieźnieński, prymas i prorex Rzeczypospolitej, ustawicznie łzami miękczył niby w diament skamieniałe gniewy niebieskie, aż też nocy jednej, w Skierniewicach przez okno pałacowe w niebo patrząc, obaczył w jasności wielkiej Najświętszą Bogarodzicę, na nowiu księżycowym stojącą i głos rzetelny usłyszał: „Nie trać serca Wawrzyńcze! Staram się ja pilnie o Polskę, imieniowi memu przychylną. Syn mój odwrócił od was te plagi, których się obawiasz”.

Słowa kaznodziei wiernie odpowiadają rzeczywistości. Po klęsce pod Cecora, granice Polski były otwarte. Wiadomą zaś było rzeczą, że sułtan Osman II. przygotowuje potężną armię do nowego napadu. Niepewność i przerażenie ogarnęło cały kraj, gdyż Polska, wyczerpana poprzednimi walkami, nie była przygotowana do dalszej wojny. Hetman Chodkiewicz zebrawszy z wysiłkiem 35.000 wojska regularnego i 30.000 kozaków wyszedł naprzeciw nieprzyjaciela i pod koniec sierpnia 1621 roku okopał się pod Chocimem.

W pierwszych dniach września straże polskie dały znać o zbliżaniu się nieprzyjaciela. W parę dni później — blisko półmilionowa armia turecka ścisnęła oblężeniem okopy polskie i rozpoczęły się długotrwałe walki, w których rycerstwo polskie bohatersko odpierało nawałę wroga. W owych to czasach trwogi i oczekiwania zmiłowania Pańskiego, — żył w klasztorze o. o. jezuitów w Kaliszu, ksiądz Mikołaj Oborski. W pierwszych dniach października 1621 r., kiedy pod Chocimem decydowały się losy garści wojska polskiego i z nim całego państwa, ks. Oborski, modląc się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, ujrzał nagle dalekie pola chocimskie, okopy polskie, tysiące namiotów tureckich i nieprzeliczone zastępy nieprzyjaciół. W górze, w świetlanych obłokach, unosiła się w promiennym rydwanie, zaprzężonym w dwa białe rumaki, Najświętsza Panna. Rydwan posuwał się uroczyście z zachodu na wschód.

Kiedy w parę dni potem nadeszła do Kalisza radosna wieść o odparciu ostatniego szturmu i zawarciu zaszczytnego dla Polski rozejmu, ojcowie jezuici, zestawiwszy dnie i godziny, doszli do przekonania, że widzenie ks. Oborskiego uprzedziło bezpośrednio zawarcie rozejmu.

Jak zwycięstwo pod Lepanto zespoliło się ściśle z wizerunkiem Najświętszej Panny Śnieżnej z kościoła na Eskwilinie w Rzymie, — tak pomyślne zakończenie wojny tureckiej w roku 1621, wiara współczesnych związała z wizerunkiem Matki Boskiej Różańcowej z kościoła św. Trójcy o.o. dominikanów w Krakowie. Obraz ten jest wierną i doskonałą kopią obrazu rzymskiego Najśw. Maryi Panny Śnieżnej; ofiarował go dominikanom krakowskim pod koniec XVI stulecia biskup łucki, Bernard Maciejowski, późniejszy pasterz diecezji krakowskiej.

Zwycięstwo pod Chocimiem stanowi moment kulminacyjny w historii kultu Najśw. Panny Zwycięskiej; dlatego szerzej zobrazujemy te czasy i wypadki. Pod Chocimiem umilkły działa i rozpoczęły się wstępne pertraktacje; położenie wojsk polskich było ciężkie, zapasy amunicji wyczerpały się całkowicie, a głód i zaraza przerzedzały szeregi obrońców ojczyzny.

W tych pełnych trwogi i niepokoju chwilach, w dniu 3 października, wyruszyła z kościoła o. o. dominikanów w Krakowie uroczysta procesja błagalna. „Ze szczególną uroczystością i okazałością, — pisze kronikarz klasztoru dominikanów, — odbyła się ta procesja, bo widziałeś w niej żaków szkolnych, sodalisów wszystkich bractw kościelnych z mnogimi chorągwiami i feretronami i z podobnymi wszystkie zakony, całe duchowieństwo świeckie z kanoniki, a celebrował sam J. O. Książę J. Mc. Biskup, prowadzony przez wielkorządcę krakowskiego Stanisława Witowskiego, chorążego łęczyckiego.

Z obu zaś boków duchowieństwa postępowało kilkaset mężczyzn i kobiet z bractwa Różańcowego z gorejącymi świecami. Obraz Matki Boskiej niesiony i otoczony był przez uczniów akademii, jak też braci bractwa Różańcowego i gdy ukazał się przed kościołem (o. o. dominikanów), odezwały się dzwony z wieżyc, dał się słyszeć huk dział z baszt i bram miasta, co zawiadomiło okoliczne włości na kilka mil o tym nabożeństwie.

Podczas tego procesjonalnego pochodu, ani bicie dzwonów, ani huk dział, nie były w stanie przygłuszyć śpiewu zgromadzonych ludzi, śpiewu, co niósł w niebo błagalne modły krakowian o ratunek wiary i ojczyzny. Gdy z tym cudownym obrazem przybyto przed kościół Mariacki, zatrzymała się procesja; na dany znak z wieży, umilkły działa i dzwony; wśród uroczystej ciszy, odśpiewano jeden z psalmów pokutnych, rozpoczynający się antyfoną:

„Nie racz pamiętać o Boże

Ojców naszych przewinienia,

Ani nasze przekroczenia

Błagamy Ciebie w pokorze,

I powstrzymaj ukaranie

Za grzechy nasze o Panie.”

Po tym śpiewie, wróciła procesja do kościoła o. o. dominikanów, a gdy na wzniesionym tam ołtarzu w środku, przy wejściu do prezbiterium postawiono obraz Najświętszej Maryi, zabrzmiała z chóru stara pieśń: „Bogarodzico!” Słuchano z takim uczuciem tej odwiecznej bojowej pieśni naszej, jakoby ją wytrąbywano przed rozpoczynającą się pod Chocimiem walką.

Pobudziła ona wszystkich do serdecznych modłów o wstawiennictwo Najświętszej Panny do Boga, aby w tej walce pobłogosławił orężowi polskiemu. A ta niewysławionego miłosierdzia nasza Matka większe dobrodziejstwo nam u Boga wy jednała, bo powstrzymała walkę z bisurmanami — padła na nich taka trwoga i popłoch, iż sami naglili o pokój i w cztery dni potem, na dniu 7 października stanęły chocimskie traktaty.

Gdy do Krakowa wieść o tym doszła, zdziwieni wszyscy, uznali to za dzieło niewysłowionej dobroci Orędowniczki naszej. Stanisław Lubomirski, wojewoda krakowski, który po śmierci Chodkiewicza hetmanił wojsku i pokój z Turkami zawarł, dał tego świadectwo, opowiadając:

„Już przez sześć dni traktowaliśmy o pokój z Turkami, ale przystać na ich warunki nie można było, bo mniejsza już o stratę, jaką poniosłaby Rzeczpospolita, ale pokój ten byłby hańbiący. Wtem w nocy z 3 na 4-go października, gdym nie spał, bo nieszczęścia ojczyzny sen odganiały ode mnie, a nawet śpiąc czuwałem, objawiła mi się Matka Boska, bo kto by Jej nie rozpoznał po otaczającym Ją świetle z wszystkich barw, od których noc zajaśniała mi jasnością nawet w życiu moim niewidzianą wśród dnia, i usłyszałem od niej to jedno słowo: „WYTRWAŁOŚĆ” .

„Znikła, a ja w zachwyceniu ukląkłem, lecz po tym dopiero odzyskałem wiedzę, co mi czynić należy; podniósłszy oczy, ręce i serce w niebo, złożyłem dzięki Bogu, że mnie niegodnemu tym napomnieniem dał poradę. I dzięki złożyłem Najświętszej Maryi, objawiającej swym pojawieniem, iż ta Jej tylokrotnie nad nami w ubiegłej przeszłości widoczna opieka, i teraz nas nie opuściła. To pojawienie taką ufnością i pewnością mnie natchnęło, że na drugi dzień dałem sułtanowi odpowiedź, że jedynie zapewnienie o dotrzymaniu dawnych umów z Polską — wstrzyma mnie od dalszej wojny, do której prowadzenia mieliśmy… tylko jedną już beczkę prochu w obozie. I tą odpowiedzią tak mu zaimponowałem, iż teraz wielki wezyr Dylawer basza słał nam łagodniejsze warunki, ale ich nie przyjąłem, obstając przy pierwszych, które podałem, a tak po trzydniowych rokowaniach, mając na pamięci święte słowo: Wytrwałość — przywiodłem pogan do tego, że zrobili pokój, jaki sam chciałem” .

W tych to miesiącach walk pod Chocimiem powstała w Polsce następująca modlitwa, doskonale odzwierciadlająca wiarę i ducha owych czasów:

„Bądź pozdrowiona Panno Matko Boga,

Ciebie wzywamy wspomóż zwalczyć wroga,

Ocal nam Polskę w tym srogim frasunku,

Niechaj znów dozna Twojego ratunku!

Przyczyń się Panno, niech z Twojej obrony

Zbawienie będzie dla Polskiej Korony” .

Echem tych wydarzeń są ody ks. Krasuckiego i ks. kanonika Sebastiana Piskorskiego, napisane pod wrażeniem zwycięstwa Chocimskiego, przepojone wiarą w opiekę Najświętszej Panny nad Polską:

„Dzień zwycięstwa, nad pokonaną w walce Turcją,

Obchodzi miasto królewskie, z wielką wystawnością,

Zwleka wór z siebie, a przyodziewa się w purpurę.

I szła wtedy Przejasna, bielsza od śniegów jutrzenka

Na wozie gwiaździstym wieziona po niebie;

Depcąca noc — Bogarodzica, a jednak Dziewica korna

I nieśli obraz, pierwsi w narodzie,

Głosy uwielbień opowiadały Jej chwałę,

Mieszały się z dźwiękiem muzyki…

Obraz dziewicy! Która, oczyma swymi

Spoglądała ku niebu, obejmowała ziemię. Teraz, znowu

Wandalów tyranię, niemotą zapiera usta,

I pieśń rozgłośna leci do Panny Możnej:

Dziewico zniszcz fińską dzicz swawolną, równym odwetu losem!

I tak, jak zginęła potęga turecka, krwią obfitą, plamiącą brzegi Neupaktu,

Spraw, aby i teraz powróciła ci Lechia,

Dawne uroczystości w kornym pokłonie.”

„Od czasu bitwy grunwaldzkiej, — pisze historyk, — aż do zwycięskiej odsieczy, przyniesionej Wiedniowi przez króla Jana, nie było w dziejach Polski wypadku wojennego, który by tyle blasku zlał na oręż polski, ile tak zwana wojna chocimska”… „Ze wszystkich wojen, jakie prowadziła Polska, wojna z Turcją największe budziła zajęcie w Europie, ponieważ Turcja była najpotężniejszym państwem militarnym i najwięcej miała wrogów wśród państw chrześcijańskich”… „Od niepamiętnych czasów nie stawała u progów Polski tak wielka siła zbrojna, nie groziło jej tak wielkie niebezpieczeństwo”…

Do dnia dzisiejszego — kościoły polskie z polecenia papieża Grzegorza XV obchodzą uroczystym nabożeństwem i hymnem „Te Deum“ pamiątkę zwycięstwa chocimskiego, odniesionego za łaską Bogarodzicy.

Po czasy obecne zachowany w kościele o. o. domnikanów w Krakowie i czcią wyjątkową otoczony obraz Matki Boskiej, zespolony z kultem Najświętszej Panny Zwycięskiej, znany jest szeroko pod nazwą wizerunku Matki Boskiej Różańcowej.

Pamiętać jednak należy, że tytuły Matka Boska Różańcowa, Najświętsza Panna Śnieżna lub Większa — są równoznaczne z tytułem Matka Boska Zwycięska. Żywą pamiątką tych czasów, pomnikiem zwycięstwa pod Chocimiem, jest wspaniały kościół wotywny o. o. karmelitów, wzniesiony przez hetmana Stanisława Lubomirskiego w Wiśniczu pod Bochnią i kościół dominikanek, zbudowany na Gródku w Krakowie pod wezwaniem Najśw. Panny Śnieżnej czyli Zwycięskiej, kosztem Anny z Branickich Lubomirskiej, kasztelanowej wojnickiej, matki hetmana Stanisława Lubomirskiego.

Lata wojen moskiewskch, kozackich i szwedzkich były epoką dalszego rozkwitu kultu Najświętszej Maryi Zwycięskiej, czczonej w Polsce także pod imieniem „Mariae terribilis”, „Pani o groźnym obliczu”.

Mówią bowiem wiarogodne źródła, — że w chwilach decydujących dla narodu polskiego, w momentach wielkich niebezpieczeństw, zjawiała się wrogom naszym Ta, co na Jasnej Górze i w Ostrej Bramie jaśnieje — w takim majestacie władzy i mocy, promieniejącym z Jej oblicza, że „Szwedzi, Kozacy i Tatarzy na Jej widok trupem padali”.

W obozach wrogów, szeptem, zbladłymi ustami, podawano sobie wieści o „Pani o strasznym obliczu” , o „Maria Terribilis” .

Maria Terribilis… słodka i łaskawa Pani i Matka dla swego narodu, śmierć i pioruny miała w oczach dla jego wrogów.

Gdy w r. 1648 Bohdan Chmielnicki oblegał Lwów, mieszczanie, przypisując swe ocalenie Najświętszej Pannie, wmurowali w ścianę katedry tablicę dziękczynną, z takim napisem: „Maryję straszną, jak zastęp wojsk uszykowanych, poczuli Tatarzy i Kozacy zbuntowani, a senat i lud lwowski uznaje i kornie wielbi w oswobodzeniu miasta od oblężenia Roku Pańskiego 1648″.

Bezpośrednio po wojnach szwedzkich — stanął w Warszawie kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Zwycięskiej, zbudowany przez Jana Kazimierza, jako votum po zwycięstwie nad Szwedami, w miejscu, gdzie obecnie wznosi się Pałac Staszica. Kościół Matki Boskiej Zwycięskiej (S. Mariae de Victoria) księży dominikanów – obserwantów, którzy przy kościele tym posiadali swój klasztor, wzniesiony na miejscu t. zw. „Kaplicy moskiewskiej” . Kaplicę tę zbudował król Zygmunt III w ro ku 1620 jako kaplicę grobową, w której złożono ciała Wasila i Dymitra Szujskich, wziętych do niewoli po bitwie pod Kłuszynem w r. 1611. Prochy Szujskich spoczywały tutaj zaledwie lat piętnaście. W r. 1635 król Władysław IV zezwolił carowi Aleksemu Michajłowiczowi zabrać doczesne szczątki władców moskiewskich.

Powstanie kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej w Warszawie było następstwem ślubów króla Jana Kazimierza, złożonych w dniach 1 i 8 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej. W ślubach, złożonych 1-go kwietnia, oddał Jan Kazimierz koronę polską w błogosławione ręce Bogarodzicy, jako Królowej Polski. O ślubach z dnia 8 kwietnia, tak mówi współczesny kronikarz lwowski:

„Kiedy w siedem dni po ślubach nadeszła do Lwowa radosna wieść o wielkim zwycięstwie polskim nad Szwedami pod Warką, król udał się do katedry i uczynił votum, że któregokolwiek czasu zwycięstwo otrzyma, tedy w dowód wdzięczności bazylikę pod tytułem Królowej Polski wystawi, po czym uklęknąwszy, jedną z szesnastu na nieprzyjacielu zdobytych chorągwi, — do stóp Najświętszej Panny rzucił” .

Następcy Jana Kazimierza i magnaci polscy przyczyniali się znacznymi ofiarami do rozszerzenia i przyozdobienia kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej w Warszawie, który dopiero za Stanisława Augusta ukończono ostatecznie.

W początkach minionego stulecia kościół dominikanów-obserwantów zaczął chylić się do ruiny. Ponieważ nie było środków na odbudowę, zamieniono w r. 1808 zrujnowany gmach na koszary, a w jedenaście lat później przystąpiono do rozbiórki kościoła i klasztoru.

W r. 1820 Stanisław Staszic wzniósł na tern miejscu wspaniały pałac, który ofiarował Warszawskie mu Towarzystwu Przyjaciół Nauk. Lata rządów Sobieskiego, wypełnione całkowicie tytanicznymi zmaganiami się o całość państwa polskiego i panowania krzyża nad Europą, były epoką ponownego rozkwitu kultu Matki Boskiej Zwycięskiej.

Pamiętnym dla Polski było szczególnie lato 1675 r. Olbrzymia, 300.000 ludzi licząca armia turecko – tatarska, pod wodzą Nuradyna — zbliżała się do Lwowa. Król Jan III Sobieski — z największym wysiłkiem — zdołał zebrać niespełna sześć tysięcy żołnierzy dla osłony Lwowa i całej Rzeczypospolitej.

Wczesnym rankiem 25 sierpnia, podjazdy polskie dały znać o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Na odgłos dzwonów rzesze wiernych wypełniły kościoły. Na przedpolu miasta rychło zawrzała walka. Przez długie, straszne godziny wyczekiwania, tłumy, pod przewodnictwem królowej Marii Kazimiery modliły się przed wizerunkiem Najświętszej Panny Zwycięskiej w kościele oo. jezuitów, przeświadczone, że jedynie od Niebieskiej Pani narodu — przyjść może ratunek.

Lewe skrzydło polskie, które pierwsze starło się z przyjacielem, pod naporem druzgocącej przewagi wroga — poczęło chwiać się i ustępować w mrok nadciągającej burzy. Gromadzące się od samego rana obłoki — zebrały się nad miastem i wojskiem Sobieskiego w jedną, ogromną, ciemną, nisko płynącą chmurę. W chwili, gdy lewe skrzydło polskie poczęło się cofać, huk i trzask pierwszych piorunów zawtórował grzmotom dział polskich. Równocześnie Sobieski rzucił rezerwy do ataku:

Z okrzykiem „Żyje Jezus! Żyje Maryja!” — ruszyła husaria i chorągwie pancerne, a wraz z masą ludzi i koni — gnała na szeregi tureckie, huraganem pędzona, straszliwa chmura i otwarła nad armią tatarską upusty ulewy, sypała gradem, oślepiała błyskawicami, ogłuszała i przerażała grzmotem nieprzeliczonych piorunów, — a siła wichury obalała jeźdźców. Starcie było krótkie. Armia nieprzyjacielska w popłochu rzuciła się do ucieczki. W ślad za nią ruszyły w pościg chorągwie polskie wraz z sprzymierzeńcem swoim burzą.

Długo tegoż wieczoru biły nad Lwowem dzwony kościelne i brzmiały tryumfalne okrzyki: „Żyje Jezus! Żyje Maryja!” W podziękowaniu i kornym hołdzie dla Najśw. Panny Zwycięskiej, wmurowali mieszkańcy Krakowa w ścianę kościoła Mariackiego, po odsieczy wiedeńskiej, tablicę tej treści:

„W największym dla świata chrześcijańskiego niebezpieczeństwie, gdy do tej znakomitej świątyni Bogarodzicy Przenajświętszej, podczas 40-to godzinnego nabożeństwa, odbywała się uroczysta procesja z Najśw. Sakramentem z kościoła katedralnego, w tym samym dniu, to jest 12 września 1683 roku, Najjaśniejszy Jan III, król Polski, ogromne wojsko tureckie zwyciężył i stolicę cesarską od oblężenia przy pomocy N. Panny uwolnił.

Przed tronem niezmierzonego majestatu i chwały Boga tutaj, pod zasłoną Eucharystii ukrytego, niech każdy pada na kolana, oddaje cześć i składa dzięki. Widzą to bowiem wieki, że za przyczyną Matki swojej ukochanej miłosierdzie nam uczynił i najświetniejszym nad Turkami pod Wiedniem zwycięstwem okazał, jak potężną warownią dla chrześcijańskiego ludu jest ta Najświętsza nieba i ziemi Królowa, a dla nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego jest jakby wojsk zastępy”.

O procesji tej, o której mówi napis na tablicy, opowiada kronikarz krakowski co następuje: „To zwycięstwo, salwujące chrześcijaństwo przy widocznej pomocy Boga, nie tylko przypisać mamy królowi i rycerstwu jego, ale i pobożnym mieszkańcom Krakowa. Nie ma żadnego o tym dubium (wątpliwości), że Kraków wy modlił to zwycięstwo, bo jeżeli wpatrywać się będziemy w zdarzenia owego czasu, to zobaczymy jak modlitwy mieszkańców Krakowa wyjednały łaskę dla całej Rzeczypospolitej.

W dniu, w którym Sobieski stanął pod murami Wiednia, z natchnienia Ducha św. ks. Jan Małachowski, biskup krakowski, wezwał i zgromadził krakowian na uroczystą procesję z kościoła katedralnego do kościoła Maryi Panny “. „Około godziny 8-mej rano, kiedy na polu marsowym rozpoczął się krwawy taniec z nieprzyjacielem Boga i Ojczyzny,, a nasz król w starym kościółku Leopoldsbergu słuchał Mszy św., służąc do niej, a potem komunikując, wtedy w jego stolicy, w świątyni na zamku wawelskim, napełnionej ludem, rozpoczęły się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem błagalne modły. A gdy pod Wiedniem ojciec Marek d’Aviano, stojąc w przysionku kościoła wołał do wojska: Zwiastuję wam w imieniu Stolicy Apostolskiej, że jeżeli macie ufność w Bogu, — zwyciężycie, — w tej samej chwili wychodzący z pro cesją biskup krakowski, stanąwszy we drzwiach katedralnego kościoła, wołał do ludu słowami psalmisty: „Miejcie nadzieję w Bogu, wylewajcie przed Nim serca wasze; Bóg pomocnik wasz na wieki”.

Pomnik Matki Boskiej Zwycięskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, ufundowany kosztem znakomitego budowniczego włoskiego, zamieszkałego w stolicy Polski, — Józefa Bellottiego, — jest właśnie pamiątką odsieczy wiedeńskiej i żywym dokumentem kultu Najśw. Panny Zwycięskiej.

O szerokim upowszechnieniu się czci dla Najśw. Panny Maryi Zwycięskiej w czasach panowania Sobieskiego, świadczy wymownie szereg ówczesnych modlitw i pieśni, których twórcy szczególny nacisk położyli na momenty walki w obronie ojczyzny i Kościoła, na momenty zwycięstwa.

Tak np. w „Godzinkach” czytamy: „Witaj Jutrzenko rano powstająca, Tyś swą nogą skruszyła łeb smokowi, Tyś pyszne starła rogi turczynowi, Tyś Jasną Górę płaszczem okrywała gdy ją potęga szwedzka dobywała”.

U schyłku dawnej Rzeczypospolitej, w r. 1756 —- wzniósł Mikołaj Dębowski, w Kamieńcu Podolskim — wspaniały w pomyśle, pomnik Najśw. Panny Zwycięskiej. Pomnik ten, zamykający epokę wojen polsko – tureckich, tworzy posąg Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny, ustawiony na szczycie wyniosłego minaretu, zbudowanego przy dawnej katedrze z XVII wieku przez Turków — po zdobyciu Kamieńca i zamienieniu świątyni katolickiej na meczet.

Kult Najśw. Maryi Panny Zwycięskiej odrodził się i wzbogacił nowymi wartościami — we Francji w XIX wieku, kiedy to w r. 1836 powstała przy kościele pod tym wezwaniem w Pa ryżu, potężna organizacja religijna, mająca na celu odrodzenie moralne kraju, założona pod sztandarami Tej, „która starła głowę węża”.

„Maryję — mówi jeden z pisarzy kościelnych — Duch św. w trzech przedstawia nam obrazach: księżyca, słońca i wojska uszykowanego do boju: „Piękna jako księżyc, wybrana jako słońce, ogromna jako wojsko uszykowane porządnie” (Pieśń VI. 9).

Maryja jest straszna dla wrogów Jezusa, Ona bowiem broni nas od dwóch nieprzyjaciół: od nas samych, czyli od miłych nam wewnętrznych namiętności, od wrogów złośliwych, podstępnych, jakimi są szatani.

Matka Zwycięska dla pokonania namiętności sprowadza dla nas łaski, by nam zapewnić zwycięstwo nad mocami ciemności, ofiaruje nam wszechwładną swą opiekę, a swym wstawiennictwem rozbraja gniew Boga.

Bóg wybrał Maryję aby pokonała anioła pychy. „Pogromicielstwo szatana Bóg oddał w ręce Maryi, a przez to Niepokalana jest znakiem pewnego zwycięstwa. Zwracając się w raju do węża, którym szatan posłużył się jaka swym narzędziem, a przez niego do samego szatana, rzeki Bóg: „Położę nieprzyjaźń między tobą a niewiastą, między nasieniem twoim, a nasieniem jej, ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej”. (Genez. III. 15).

Nakreślając w ten sposób drogę współudziału Maryi w dziele Odkupienia, Bóg sam nadał jej tytuł pogromicielki szatana, zła, tytuł Maryi Zwycięskiej.

Walka ze złem, panoszącym się w życiu współczesnym, przyświecała proboszczowi parafii Matki Boskiej Zwycięskiej w Paryżu, ks. M. Dufriche – Desgenettes, twórcy arcybractwa Niepokalanego i Najświętszego Serca Marji. Istniała w Paryżu parafia prawie nieznana, nawet większej części jej mieszkańców. Znajdowała się ona w centrum miasta, między Palais Royal a Giełdą, w otoczeniu teatrów i innych miejsc rozrywek. Jest to dzielnica handlowa, a zarazem dzielnica zbrodniczych rozkoszy i namiętności, gdzie wszechwładnie panują zmysły. Kościół parafialny tej dzielnicy, poświęcony Najśw. Pannie Zwycięskiej, był prawie zawsze pusty, nawet w dnie największych uroczystości religijnych. Taką była parafia powierzona ks. Desgenettes. Przez cztery lata biedny proboszcz, wszelkimi siłami starał się nawrócić choć kilka dusz do Boga, jednak bezskutecznie. Głęboko tym zasmucony i zniechęcony, zamyślał już porzucić ten niewdzięczny posterunek, gdy oto pewien niezwykły wypadek wzbudził w nim otuchę i dodał mu sił. Dnia 3-go grudnia 1836 roku, w dzień św. Franciszka Ksawerego, stroskany swym niepowodzeniem proboszcz, odprawiał mszę św. przed ołtarzem Matki Boskiej. Po „Sanctus”, usłyszał wewnętrzny głos, który mu mówił: „Poświęć swą parafię Niepokalanemu Sercu Maryi“… Spokój i otucha od razu wstąpiły w serce kapłana. Powróciwszy po mszy św. do domu, ks. Desgenettes zajął się zaraz opracowaniem statutu arcybractwa Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi dla nawracania grzeszników.

Kilka dni później władza kościelna zaaprobowała przedłożony jej statut i w dniu 11 grudnia odbyło się pierwsze zebranie organizacyjne. Zapowiadając je z ambony, czcigodny proboszcz nie spodziewał się, aby sprawa ta zainteresowała większą gromadę wiernych. Jakież było jego zdziwienie, gdy wszedłszy wieczorem na salę zebrań — ujrzał tam do pięciuset osób, przeważnie mężczyzn. Kto ich przyprowadził lub przynajmniej powiadomił? Większość zgromadzonych nie wiedziała dokładnie w jakim celu zostało zwołane to zebranie. Wyjaśnienie proboszcza o zadaniach bractwa, wywarło wielkie wrażenie na słuchaczach. Na zakończenie odmówiono wspólnie w podniosłym nastroju litanię do Matki Boskiej, akcentując szczególnie wezwanie — „Ucieczka grzeszników — módl się za nami” — które powtórzono trzy krotnie. Sprawa była więc zapoczątkowana wyjątkowo pomyślnie.

Świątobliwy proboszcz, chcąc się jednak upewnić, czy pomysł założenia bractwa był istotnie dziełem natchnienia niebios, błagał Boga o znak widoczny, mianowicie o nawrócenie grzesznika, starca stojącego nad grobem, który już kilkakrotnie odmówił przyjęcia proboszcza, gdy ten zgłaszał się do niego. Bóg wysłuchał swojego sługę. W parę dni później starzec ów przyjął z radością kapłana i z głęboką skruchą powrócił na drogę wiary.

W ślad za tym, coraz to nowe łaski dodawały otuchy proboszczowi: Wielu grzeszników zmieniło zupełnie życie, obojętni religijnie — zaczęli coraz częściej nawiedzać kościół, uczęszczać regularnie na mszę św. i przystępować do św. sakramentów — i wkrótce parafia Najświętszej Panny Zwycięskiej należała do najgorliwszych w Paryżu.

Najświętsze Serce Maryi otworzyło źródło łask dla skruszonych grzeszników. Arcybractwo Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi objęło nie tylko parafię — ale wkrótce rozszerzyło się na Francję i cały świat katolicki. W ten sposób kościół Najśw. Panny Zwycięstwa stał się jedną z najwięcej znanych świątyń. W chwili śmierci swego założyciela bractwo liczyło dwadzieścia milionów członków. Tak więc katolicka Francja, zjednoczona pod sztandarami Najświętszej Panny Zwycięskiej, podjęła walkę ze złem, z niemoralnością, zatruwającą dusze i niszczącą siły i odporność narodu.

***

W trzechsetletnią rocznicę klęski pod Cecora, — przerażenie, groza, w następstwie klęsk,— ogarnęły znowu dusze polskie. Wróg wtargnął w granice państwa i parł naprzód. I jak w ro ku 1621, jak w czasie najazdu szwedzkiego i walk za Jana III, z odmętów klęski i rozpaczy uratowała nas opieka Najświętszej Panny Zwycięskiej.

W dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 1920 roku, u samych wrót stolicy załamała się fala bolszewickiego uderzenia i rozpoczął się szybki jej odpływ.

Ciałem stały się wówczas słowa Najświętszej Panny wypowiedziane do świątobliwej Wandy Malczewskiej (zmarłej w roku 1896). Piętnastego sierpnia 1873 r. ukazała się Wandzie Królowa Korony Polskiej w całym majestacie. W olśniewającej jasności, na tronie z chmur pozłocistych widnieje Ona, Królowa, w sukni białej z trzema różami pąsowymi w ręku. Błękitny płaszcz spływa z ramion, stając się błękitem nieba; na głowie biała zasłona, pod nogami jasny księżyc, dwanaście gwiazd ponad głową. Na piersiach serce płomienne z napisem: „Jam Matka pięknej miłości i nadziei świętej”. Wokoło anioły niby tuman skrzący, a u stóp tronu wszyscy święci polscy, klęczą w adoracji, w niemym dziękczynieniu…

W pokorze swej Wanda zapytuje się w duszy Matki Najświętszej, skąd przyszło zjawisko tak piękne, niespodziane. I głos wewnętrzny odpowiada jej natychmiast: „Dzień dzisiejszy (15 sierpnia) będzie uroczystym świętem moim i Polski, gdy Polska znów wolną będzie… W tym dniu naród mój odniesie świetne zwycięstwo nad wrogiem”.

Podobne widzenie miała Wanda Malczewska w Wielki Piątek 1872 r. Usłyszała wówczas następujące słowa: „Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niedługo powstaną przeciw niej dawni gnębiciele, aby ją zdusić, ale Moja młoda armia, w Imię Moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę”…

Spełniły się prorocze słowa bohaterskiego księdza – kapela na Ignacego Skorupki, którymi na kilkanaście dni przed swą śmiercią na polach pod Osowcem, krzepił w odwrocie i klęsce dusze żołnierskie:

„Najświętsza Panna, Patronka i Królowa ludu polskiego nie dopuści, aby naród miał zginąć, lecz Ona to modlitwą swą i prośbą uzyska u Boga łaskę cudu… 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia, Polacy przestaną się cofać i rozpoczną się dni tryumfu polskiego” .

W mistycznym różańcu, wiążącym losy Polski z orędownictwem Pani Wszechświata przybyło jeszcze jedno ogniwo: Cud nad Wisłą.

W dziewiątą rocznicę bitwy pod Warszawą, podjęto na Pradze, na cmentarzu kamionkowskim roboty, około wzniesienia na miejscu dotychczasowego kościółka drewnianego, — monumentalnej świątyni Matki Boski Zwycięskiej.

Cmentarz na Kamionka, ze względu na wspomnienia z miejscem tym związane, nadawał się szczególnie jako teren pod budowę świątyni, mającej upamiętnić zwycięstwo z r. 1920. Na polach Kamionka odbyła się w dniu 5 kwietnia 1573 ro ku, po śmierci ostatniego z Jagiellonów, Zygmunta Augusta, pierwsza elekcja króla polskiego. W ostatnich dniach lipca 1656 r. pod szańcami Pragi i Skaryszewa, na terenie wsi Kamion i Targowe stoczono trzydniową, krwawą bitwę, pełną bohaterskich momentów w obronie stolicy.

Wieś Kamion spłonęła w czasie walki, ocalał jednak na swym cmentarzu, choć mocno nadrujnowany kościół parafialny. Część poległych w tej bitwie znalazła na cmentarzu kamionkowskim miejsce wiecznego spoczynku. Tutaj złożono także ciała obrońców Pragi i ofiar rzezi z dnia 4 listopada 1794. Na cmentarzu tym spoczywają również żołnierze polscy, polegli w bitwie pod Grochowem w dniu 25 lutego 1831 r. W tragicznych dniach sierpnia 1920 r. cmentarz na Kamionku tworzył odcinek przedpola bitwy o stolicę.

Kościół Matki Boskiej Zwycięskiej na historycznym cmentarzu kamionkowskim stanie jako votum za odzyskaną niepodległość i ocalenie ojczyzny w r. 1920. Fakt ten obudzić winien zainteresowanie i ofiarność nie tylko stolicy — ale i całego kraju. Niechże ten kościół stanie się pomnikiem wdzięczności Polski dla Niebieskiej Pani Narodu, której orędownictwo wyjednało nam zmartwychwstanie i ocalenie — a zarazem „arką przymierza”, zespalającą chwilę bieżącą z pełną chwały przeszłością.

Niechże z kościoła tego, jak z paryskiej świątyni Matki Boskiej Zwycięskiej — promienieją łaski i biją źródła odrodzenia moralnego narodu, albowiem „biada narodowi grzesznemu, ludowi nieprawością obciążonemu, nasieniu złemu. Ziemia wasza spustoszona, miasta wasze ogniem popalone, krainę waszą przed wami cudzoziemcy pożerają i spustoszeje jako w zburzeniu nieprzyjacielskim”… (Is. I, 4, 7).

Źródło: Matka Boska Zwycięska. Warszawa : Komitet Budowy Kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej, [1929] (fragmenty).

Obraz: Ognissanti (Florence) – Madonna d’Alba Chapel [CC BY 3.0]




Kalisz: zawierzenie narodu i Kościoła w Polsce św. Józefowi

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polskia Abp Stanisław Gądecki dokonał aktu Zawierzenia św. Józefowi Narodu i Kościoła w Polsce. Miało to miejsce przed cudownym obrazem św. Józefa w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu.




Różaniec od Matki Bożej

Konstanty Maria Żukiewicz, OP

„Postanowili dnia tego, bez pamiątki, nie pomijać” (2 Mach.).

Znacie wszyscy obraz Matki Boskiej Różańcowej. Z obłoków, zstępuje Najśw. Panna i klęczącemu u stóp Swoich św. Dominikowi podaje Różaniec. Szczęśliwy — powiecie — Święty, obym to ja mógł choć raz w życiu i to z oddali zobaczyć Bogarodzicę, już życie moje, nawet wśród cierpień byłoby znośniejsze, a cóż dopiero, nie śmiem tego pomyśleć, — nie otrzymać Różańca, ale choćby go dotknąć ?…

Uspokój się mój bracie, co Matka Boska uczyniła dla św. Dominika, to czyni i dla ciebie i dla nas wszystkich. Różaniec, który Mu podała nie był tylko dla niego samego, bo go miał głosić ludziom i im go podawać.

Malarz jeden namalował obraz, któremu dał tytuł „Święto Róż”. Przedstawił św. Dominika już po otrzymaniu Różańca. Idzie on w świat, który roztacza się przed wzrokiem Świętego, jako zbiór wielkości i nędzy. Widzisz tam papieża, królów, biskupów, rycerzy i magnatów, ale zabiega ci drogę i bieda wszelaka, w kalekach, smutnych i nędzarzach, są tam mężczyźni i niewiasty, księżne i żebraczki.

Dominik idzie ku nim, w szatach zakonnych i w szkaplerzu, ma pełno róż, nie zatrzymuje ich dla siebie, ale rozrzuca między tę niepoliczoną wprost rzeszę. To, co Święty czynił w swoim czasie, w wieku XIII, to uczniowie jego, czynili i czynią wciąż w wiekach następnych. Powtarzają za apostołami: „złota i srebra nie mamy”, ale co mamy, to wam dajemy, mamy bowiem dziedzictwo powierzone od Matki Boskiej i św. Dominika, wielki skarb, skarb Różańca, posłannictwo nasze, to rozdawanie wiernym Różańca.

To posłannictwo, szczególnie jasno przejawia się teraz, w tych dniach. Najświętsza Panna, wezwana modlitwą naszego Arcypasterza, prośbami kapłanów, wołaniem swoich czcicieli, przychodzi jak ongiś za czasów św. Dominika i nam niegodnym sługom Swoim podaje Różańce; „rozrzucajcie je — zda się nam mówić — między lud biedny a pobożny, na pamiątkę tych pięknych dni, które przeżyjecie, weźcie ode mnie Różaniec, a on wam przyniesie szczęście doczesne i zbawienie wieczne!”

O mów, mów do nas tak Matko, bo czegóż więcej spragnione jest serce nasze, jak szczęścia?

Odpowie nam na to, wielki czciciel Matki Boskiej, św. Piotr Damian: „Jeśli chcesz, aby ci w życiu było znośnie, bądź z Matką Boską”.

Źródło: K.M. Żuiewicz (1936). Różaniec najdoskonalszym nabożeństwem do Matki Boskiej. Lwów.




Litania do Matki Bożej Zwycięskiej

Do pobrania [format: pdf, post 1939 ante 1945]




Oddaj Matce Bożej swoje dziecko

Ks. Aleksander Woźny

Nie podejmuj się wychowywać dziecka sama, bo możesz pozbawić dziecko tego, co jest u niego piękne. Przecież nie możesz umieć wszystkiego, co do wychowania jest potrzebne.

Nawet gdybyś była profesorem psychologii, jeszcze nie wiedziałabyś wszystkiego i nie mogłabyś wziąć na siebie całej odpowiedzialności. Najlepiej więc zrobisz, gdy oddasz swe dziecko na wychowanie Matce Bożej. 

Szczególne miejsce w koncepcji wychowawczej ks. Aleksandra Woźnego zajmuje praktyka oddania przez rodziców dziecka Matce Bożej. Nie oddania go pod opiekę Maryi, lecz oddania w pełnym sensie, całkowicie, na własność. Nie chodzi tu też o gotowość zrobienia czegoś niezwykłego dla uczczenia Maryi, lecz raczej o gotowość przyjęcia Jej wielkiego daru dla nas i naszego dziecka.

Myśl o oddaniu dziecka Matce Bożej może wydawać się zrazu zaskakująca. Sam Autor w pierwszym zdaniu poświęconej tej sprawie nauki stwierdza: „Trudno nam często to zrozumieć”. W istocie rzeczy nie chodzi tu jednak o nic innego, jak o pełną realizację zobowiązań wynikających z ochrzczenia dziecka. Chrzest, o który proszą rodzice, jest przecież oddaniem dziecka Bogu, wyborem Boga, a wyrzeczeniem się zła i tego, co do zła prowadzi – przede wszystkim egoizmu i pychy.

Pozornie trudna droga oddania dziecka Maryi, a przez Nią Bogu, okazuje się dla tych, którzy na nią wchodzą, drogą najprostszą i najpewniejszą. Dla tych, którzy się jej lękają, ważne jest najpierw nieodrzucanie jej z góry, niezamykanie jej przed sobą. A potem ważny jest pierwszy krok – wejście z pomocą Bożą na tę drogę. Doświadczenie uczy, że staje się ona z czasem coraz łatwiejsza, jaśniejsza i bardziej oczywista. Jest wielu szczęśliwych z tego, że tą drogą w wychowaniu swych dzieci poszli; nie ma z pewnością nikogo, kto by tego żałował.

Naukę ks. Woźnego o oddaniu dziecka na własność Matce Bożej podajemy w formie skróconej, według zapisu dokonanego „na żywo” przez słuchaczy konferencji.

To, co powiem, jest rzeczą bardzo ważną, lecz trudno nam to często zrozumieć…

Miłość jest najważniejszą cnotą. Człowieka można kochać prawdziwie tylko przez Boga. Tak jest naprawdę.

Od kogo może grozić twemu dziecku – obojętnie czy ma rok, 5 lub 19 1at albo jeszcze się nie narodziło – największe niebezpieczeństwo? Od ciebie jako matki. Jeśli ktoś obcy będzie twe dziecko namawiał do złego, to dziecko może się oprzeć. Jeśli zły duch będzie je kusił, to choć raz i drugi upadnie, ale potem się dźwignie. Lecz jeśli to będzie pokusa od ciebie, trudno mu będzie uwierzyć, że namawiasz do złego i pójdzie za tym…

Kiedy takie niebezpieczeństwo grozi dziecku z twojej strony? Jeśli więcej niż swoje dziecko będziesz kochała siebie. Jeśli nie będziesz umiała obchodzić się z duszą twego dziecka, możesz je tak wypaczyć, wyrządzić dziecku taką krzywdę, że nie będziesz już w stanie jej naprawić.

Jeśli szczerze popatrzysz w siebie, to po czasie przyznasz, że największą krzywdę swemu dziecku wyrządziłaś sama. Nie chciałbym cię oskarżać, ale ci serdecznie współczuję… Znam wiele starszych matek, które to teraz przyznają.

Twoje zaślepienie pochodzi z miłości własnej. Powinnaś się koniecznie wyrzec siebie. Pan Bóg dał ci prawo do dziecka, ale ty sama możesz ze swoich praw zrobić najgorszy użytek. Pozory mogą być inne, ale na dnie duszy będziesz miała siebie na myśli. Choć masz do twego dziecka prawo, chciej z niego dobrowolnie zrezygnować. Oddaj twe dziecko Matce Bożej i proś, aby Ona oddała je Panu Jezusowi. Może ty już wypaczyłaś charakter twego dziecka, ale Ona to zmieni i takie już „naprawione”, wychowane, „umyte i uczesane”, odda Panu Jezusowi.

Nieraz spotkałem w życiu takie dusze, które były nieskalane miłością własną. Domyślałem się słusznie, że były one przez swe matki już w łonie oddane Matce Bożej. Bo ziemska matka tak swego dziecka wychować nie potrafi.

Gdy oddasz swe dziecko Matce Bożej, nie ma niebezpieczeństwa, że będziesz kochać nie je, lecz siebie.     Jeśli oddasz prawdziwie swe dziecko Matce Bożej, pozostaną ci obowiązki, ale nie prawa… Nie lubisz, jak ktoś obcy wtrąca się do twego dziecka. Gdy mu ktoś zwróci uwagę, to się obrażasz. To jest miłość własna. Teraz masz się do swego dziecka odnosić tak, jak do dziecka nie twojego, tylko do dziecka Najświętszej Maryi Panny: z pieczołowitością i uszanowaniem. Przedtem zdawało ci się, że przed nikim nie odpowiadasz za swoje dziecko. Teraz wiesz, że odpowiadasz przed Matką Bożą.

O ile dziecko jest już na tyle rozumne, powiedz mu to jasno i otwarcie, że jego Matką jest teraz Matka Boża. To będzie dla twego dziecka wielkim przeżyciem, gdy je zaprowadzisz przed ołtarz i powiesz mu to szczerze. Powtarzaj mu to często…

Jeśli zaczniesz wprowadzać to w życie, przekonasz się sama, zadziwisz. Będziesz widziała u dziecka wielkie zmiany, choć może zechce ono je przed tobą ukryć. Tym większe będzie twoje zwycięstwo… Przekonasz się, że Matka Boża wszystko może. Także to, czego ty byś nie potrafiła. Zrozumiesz, oddając je Matce Bożej, że okazałaś swemu dziecku największą miłość i kiedyś ze spokojem będziesz mogła zamknąć oczy w przekonaniu, że dzieci twe nie są sierotami, ale mają Matkę…

Wiem, jak trudno się przełamać i tak prawdziwie oddać swe dziecko na własność Matce Bożej. Chciałbym ci w tym pomóc, wykazując jak wielkie dobra wynikają z tego dla twego dziecka. Drugiego takiego dziecka, jakim jest twoje, nie ma na świecie i nie będzie do końca świata. „Ona myśli, że takiego dziecka jak jej nie ma na świecie” – mówią ludzie przeczulonym matkom. Ale to jest prawda! Jak nie ma dwóch równych listków na drzewie, dwóch równych ludzi na ziemi ani w niebie, tak nie ma dwojga równych dzieci. Wcale nie jesteś w błędzie, kiedy mówisz, że drugiego takiego dziecka jak twoje nie ma, nie było i nie będzie. Oczywiście nie możesz tego przypisywać sobie. Tylko Pan Bóg jest zdolny do tak indywidualnego traktowania ludzi.

Matka chce swoje dziecko tak ociosać, jak sobie wymarzyła i wymyśliła na wzór jakiegoś innego dziecka, a tymczasem Bóg chciał inaczej. Ty sama masz przecież umysł i serce ograniczone. Gdy swoje dziecko oddasz zupełnie pod wpływ Matki Najświętszej, możesz być pewna, że będzie ono wychowane i potraktowane zupełnie indywidualnie, będzie jedno na całym świecie.

Gdy matka ma więcej dzieci, to uczy się nie tylko na pierwszym, ale i na trzecim, i na piątym. Każde bowiem dziecko jest inne; nawet bliźnięta urodzone tej samej godziny i wychowane w tych samych warunkach są różne. Ale to tylko Bóg umie sprawić, że każdy ma coś indywidualnego, innego. Nam się często wydaje, że to jest ładne, gdy wszyscy są równi, równo umundurowani. A to wcale nie jest ładne. Tylko my nie umiemy dać nic innego, nowego.

Nie podejmuj się wychowywać dziecka sama, bo możesz pozbawić dziecko tego, co jest u niego piękne. Przecież nie możesz umieć wszystkiego, co do wychowania jest potrzebne. Nawet gdybyś była profesorem psychologii, jeszcze nie wiedziałabyś wszystkiego i nie mogłabyś wziąć na siebie całej odpowiedzialności. Najlepiej więc zrobisz, gdy oddasz swe dziecko na wychowanie Matce Bożej. Wtedy Ona, zostawiając ci to dziecko, będzie dbała o to, byś ty jak najlepiej to Jej dziecko wychowała. Ona ma na to najróżnorodniejsze sposoby: może ci dać dobrą książkę do ręki, więcej cierpliwości, podsunie dobre myśli… Ile znajdzie środków, abyś ty umiała coraz lepiej to Jej dziecko wychować!… Otrzymasz na pewno natchnienie i będziesz wiedziała, co i jak zrobić.

Wychowanie człowieka to coś bardzo delikatnego. Chodzi o to, by nie stosować do wszystkiego jednakowych, szablonowych metod, form wychowawczych. Każde dziecko ma inny temperament, inny sposób reagowania i podejścia do ludzi – a matka nie uwzględnia w wychowaniu jego indywidualności, stosuje przymus. Tymczasem tak jak słabo rośnie trawa przyciśnięta cegłą, tak samo wypacza się charakter dziecka pod przymusem.

Kiedy ktoś przyjdzie do spowiedzi i wyzna grzechy ustalonymi formułami, według szablonowego rachunku sumienia, słowami, którymi spowiada się wielu ludzi, można by być skłonnym dać mu również szablonową naukę… Ale gdy zapytam wpierw Matkę Bożą, co mam takiemu człowiekowi powiedzieć, to zawsze powiem potem coś takiego, co najbardziej do niego pasuje, czego jeszcze nikomu nie powiedziałem. Tak samo i ty: masz się pytać Matki Bożej, czego Ona chce i co masz dziecku powiedzieć. Wtedy przyjdzie ci taka myśl, której jeszcze nigdy nie miałaś. Będziesz wychowywać swoje dziecko pod natchnieniem Matki Najświętszej.

Największe niebezpieczeństwo ze strony matki grozi dziecku przez to, że chce ona mu narzucać swoją własną wolę. A dziecko buntuje się, zwłaszcza gdy dorasta, gdyż ma też swoje pragnienia i nie lubi przymusu. Gdy oddasz Matce Najświętszej swoje dziecko – jest ono prawie zabezpieczone przed twoim przymusem.

Nie myśl, że to wychowanie przez Matkę Najświętszą będzie zbyt łagodne. Ty byś już nieraz powiedziała: „A zrób, jak chcesz!” Tymczasem Matka Najświętsza powie ci wtedy: „Nie możesz tak mówić. Nie wolno ci ustąpić. Ja cię tu postawiłam na straży”.

Jeżeli dziecko będzie czuło, że za tobą stoi Matka Najświętsza, nie będzie się buntować. Tak że twoja powaga wcale na tym nie straci, ale przeciwnie – zyska.

Chciałbym ci powiedzieć o takiej matce, której proces beatyfikacyjny już się rozpoczął. To matka św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Kiedy umierała, zostawiła Tereskę w wieku pięciu lat. Zdawało się: biedna sierota bez matki. Ale przez to, że matka oddała Bogu wszystkie dzieci, z nieba dobrze wychowała swoje dziecko (Rodzice św. Teresy Ludwik i Maria Azelia Martin zostali beatyfikowani).

Czy ty możesz zagwarantować swemu dziecku, że zdążysz je wychować? Że nie umrzesz wcześniej, nim je wychowasz? Jeśli dasz Matce Bożej swobodną rękę w wychowaniu twego dziecka, to masz i możesz liczyć, że jak ciebie nie stanie, Ona sama dziecko ci wychowa i sprawi, że kiedyś razem z nim będziesz mogła chwalić Boga.

Źródło: Parafia pw. Maryi Królowej w Poznaniu : https://www.parafia-maryi-krolowej.poznan.pl/e-ambona/artykuly/140-ks-aleksander-wozny-oddaj-matce-bozej-swoje-dziecko

Ilustracja: Domenico Ghirlandaio, Matka Boża Miłosierna, 1472 r.