1

Zjednoczenie z Maryją a pokój duszy

o. Emil Neubert

Wszyscy mistrzowie życia duchowego podkreślają znaczenie zachowania pokoju duszy. Bóg może nieraz chcieć, abyśmy doświadczyli bolesnych prób. Nigdy jednak nie pragnie, abyśmy stracili wewnętrzny pokój.

Pokój jest jednym z najpewniejszych znaków w akcie zwanym w języku ascetycznym „rozeznawaniem duchów”, które stanowi umiejętność rozpoznawania, czy działamy pod wpływem łaski, natury, czy może złego ducha. Każdy ruch wewnętrzny, każdy akt pobożności czy dzieło gorliwości, które zakłócają spokój duszy, pochodzą albo od diabła, albo z zepsutej natury. Wszystko to, co wprowadza duszę w stan pogodnego pokoju, pochodzi od Boga. Bóg jest Bogiem pokoju; On nie działa w nieporządku; Jego wizyty czasami napawają nas strachem, ale nigdy nie wzburzają.

W jaki sposób zachować na stałe pokój Boży w duszy? Trzeba zawsze pragnąć, aby spełniała się wola Boża. Pokój jest poczuciem porządku, natomiast porządek w duszy pojawia się wtedy, gdy wypełnia się w nas wola Boga. Pozostajemy w niepokoju, jeśli odmawiamy posłuszeństwa życzeniu Najwyższego. „Kto się Mu sprzeciwiał, a miał pokój?”, pyta świątobliwy Hiob[1]. Pokój powraca, gdy tylko zgodzimy się dostosować do pragnień Bożych, niezależnie od tego, jakiej ofiary by to wymagało.

Z Maryją to dostosowanie się jest szczególnie łatwe. Po pierwsze, wraz z Nią szybko porzuca się samolubstwo, jak to było wcześniej wytłumaczone. Wówczas czujemy się stosowniej przygotowani do podążania za wolą Boga. Obok Tej, która z taką prostotą i hojnością mówiła: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego!”, spełnianie pragnień Boga staje się prostsze. Wystarczy skierować wzrok na Matkę Bożą, spokojną pośród ciężkich doświadczeń, aby odczuć Jej pokój w sobie. Co więcej, z siłą, jaką daje Jej naśladowanie, łączy się także wszechmocne pośrednictwo, którego przywilej otrzymała dla swoich dzieci. Dlatego pokój, a szczególnie pokój, który „przewyższa wszelki umysł”[2], jest naturalnym stanem dusz maryjnych.

Zdarza się, oczywiście, że zostanie on narażony na zakłócenia. Wszyscy pozostajemy dziećmi Adama i dlatego jesteśmy nieustannie wystawiani na ryzyko poszukiwania w swoich dziełach własnego „ja”. Jednak, gdy tylko odczuwamy niepokój, możemy zwracać się do Matki, aby wyznać Jej wszelkie słabości i zawsze otrzymujemy dobre słowo, które przynosi ukojenie.

Czasami spokój dusz maryjnych jest zakłócony cierpieniem fizycznym lub moralnym. Jedno spojrzenie na Matkę Bolesną i na ukrzyżowanego Jezusa powoduje jednak u duszy natychmiastowe wyrzeczenie się siebie, a wraz z nim powraca niebiański pokój.

Czasami duszę przeraża perspektywa ofiary. To, o co prosi Bóg, jest zbyt trudne; wydaje się niemożliwe do zrealizowania. Dusza się od tego odwraca, stara się o tym zapomnieć, ale Boże przynaglenie podąża za nią. Wówczas ona rzuca się do stóp Maryi: „Matko, nie mogę!”. A Maryja łagodnie pozwala duszy zrozumieć, że Jezus pragnie jedynie jej szczęścia i że Ona pomoże zrealizować to Jego pragnienie. I gdy tylko dusza odpowiada nieśmiałym: „tak”, zostaje przemieniona i uszczęśliwiona odzyskanym pokojem.

Czasami niepokój wywołuje myśl o jakimś drażliwym zadaniu do wykonania. Przypomnienie sobie o swojej całkowitej przynależności do Maryi dodaje wówczas odwagi i przynosi pokój. Tak pisze o tym pewna przełożona wspólnoty zakonnej:

W przeszłości perspektywa powzięcia pewnych koniecznych kroków dręczyła mnie i napawała lękiem, zwłaszcza gdy chodziło o odmowę pozwolenia lub o zganienie wad. Teraz, gdy podobna perspektywa mogłaby mnie zmartwić, mówię po prostu do siebie: „Jestem cała Twoja, o Matko moja, będę robić wszystko, co zechcesz, a moja dusza pozostaje w pokoju”.

Są osoby, które się niepokoją niezależnością intelektualną innych. Próbują, poprzez argumenty i dyskusje, skłonić kogoś do akceptacji jakiegoś sposobu myślenia. A gdy te wysiłki pozostają próżne, wpadają w stan rozpaczy. W innych wypadkach powodem niepokoju jest dla nich zachowanie bliźnich. „Jak ludzie mogą tak postępować?”, myślą, „co za skandal!”. Czynią uwagi pod czyimś adresem, bezpośrednio lub poprzez aluzję, samodzielnie lub za pośrednictwem osób trzecich… Kiedy wszystko to okazuje się bezużyteczne, czują się wzburzeni. Niech tylko opowiedzą o swoim smutku Maryi. Ona pozwoli im zrozumieć, że ich problemem jest to, że są bardziej zainteresowani sobą niż Bogiem; że jeśli nie mają obowiązku wychowania jakiejś duszy, to powinni modlić się za nią i ją motywować, być może udzielić jej czasem jakiejś rady, ale nie zmuszać jej do zmiany myślenia lub postępowania. Gdy zaś są odpowiedzialne za kogoś, Bóg patrzy na ich wysiłek, a nie na sukces. Niech modlą się i naśladują Jego cierpliwość. On czasami musi czekać wiele lat na nawrócenie grzesznika. Jeśli osoba wykonuje swój apostolat w imię Maryi, to może być pewna, że działa dla dobra dusz. Nie jest ważne, czy zobaczy to dobro tu na ziemi, czy dowie się o nim dopiero w niebie.

Czasem martwi nas wiadomość o nieszczęściu osobistym lub publicznym. Także w takich chwilach pokój odnajdujemy przy Maryi.

Oto fragment z pamiętnika:

2 listopad 1943 roku. Nasze kolejne klęski, odwrót, naruszenie rozejmu przez Hitlera i wszystkie jego żądania, coraz bardziej brutalne, zaczęły mnie trapić dzień po dniu i często zabierały spokój, do czasu, gdy zdecydowałem się wszystko opowiedzieć Maryi. Ona pozwoliła mi zrozumieć, że ostatecznie „miłującym Boga, wszystko dopomaga do dobrego”, że nie opuści kraju, który jest dumny z bycia Jej królestwem i gdzie ma tak wiele kochających Ją dzieci. Od tamtego czasu złe wieści nadal mnie dotykają, ale nie odbierają mi ani pokoju, ani ufności. Raczej skłaniają mnie do gorącej modlitwy i większej świętości w moim życiu.

Duszy zjednoczonej z Maryją pokusa nie może zakłócić pokoju, a przynajmniej nie na długo, ponieważ walka u Jej boku prowadzi do pewnego zwycięstwa. Pewien młody człowiek pisze:

Moja dusza jest czasami nękana przez pokusę. Mówię: „Matko, poddaję się Tobie. Powiedz mi, co mam robić”. I spokój powraca.

Zdarza się czasem, że ulegamy pokusie i popełniamy grzech powszedni, a może nawet śmiertelny; innym razem jesteśmy niewierni łasce. To oznacza nieporządek, a wszelki nieład prowadzi do utraty pokoju duszy. W takim przypadku, aby go odzyskać, nie powinno się czekać na zwyczajowy dzień spowiedzi; nie powinno się nawet czekać, aż dokonamy wynagrodzenia. Idźmy natychmiast do Jezusa w towarzystwie naszej Matki, z naszą skruchą, ale z pełnym zaufaniem i dajmy Jezusowi potrójną radość, która przywróci nam pokój. Gdy idziemy do Niego z Matką cieszy się, widząc nas w towarzystwie Tej, którą kocha tak bardzo, a którą uczynił Ucieczką grzesznych. Gdy idziemy z naszą skruchą, cieszymy Go pokornym wyznaniem naszej winy. Przypomnijmy sobie radość, jaką sprawili Mu: grzeszna kobieta płacząca u Jego stóp, syn marnotrawny, wyznający swoją niegodność czy dobry łotr na krzyżu. A ponieważ przyznajemy się do win w obecności Maryi, to wyznanie jest bardziej szczere i pokorne, i daje jeszcze więcej radości Jezusowi. I wreszcie, gdy idziemy do Niego z naszą ufnością, pokazujemy Mu, że wierzymy w Jego miłość, że widzimy Jego miłosierdzie, nieskończenie większe od naszej nędzy. Wspomnijmy tu na Jego entuzjazm dla wiary setnika, Kananejki czy jawnogrzesznicy. A ponieważ przychodzimy do Niego z Matką Niebieską, nasza ufność jest jeszcze mocniejsza, dzięki czemu dajemy Zbawicielowi radość szczególnie słodką. Więc, jeśli Go zasmuciliśmy, powinniśmy niezwłocznie powrócić do Niego, aby sprawić Mu potrójną radość, a On wszystko nam przebaczy i wszystko zapomni. Jezus jest zadowolony; my także powinniśmy być szczęśliwi i utwierdzeni w pokoju. Później trzeba tylko skonsultować z Maryją, czy nie powinniśmy dokonać jakiegoś wynagrodzenia, aby przekształcić swój nieszczęsny błąd w „szczęśliwą winę”. Ale nie szukajmy pokoju duszy tylko w myśli o takiej rekompensacie; lecz raczej w rozważaniu miłości Jezusa i Maryi.

Praktyka powracania do Pana Jezusa w towarzystwie Jego Matki, ze skruchą i z ufnością, odnosi skutek za każdym razem, gdy z jakiejkolwiek przyczyny stracimy pokój.

Niektóre dusze nieustannie się niepokoją, ponieważ ciągle żyją w przeświadczeniu, że obraziły Boga. Są one biedne, choć skądinąd być może niezwykle czyste, wielkoduszne i gorliwe. Czy nigdy nie osiągną pokoju? One też powinny pójść do Maryi, i zamiast wiecznie męczyć spowiednika obawami, niech wyznają je przed Matką Niebieską. Ona nauczy ich osądzać własne sumienie, ale nie pod przerażającym widmem grzechu, wymyślonym przez ich bujną wyobraźnię, ale przed nieskończenie kochającym i miłosiernym Jezusem. „Panie Jezu, jeśli Cię uraziłem, przepraszam! Jeśli Cię nie obraziłem, dziękuję! W obu przypadkach, pozostaję Twoim przyjacielem. Z Twoją Matką wierzę, że Twoja miłość do mnie jest większa od mojej niegodziwości. Poddaję się Tobie”. Bez wątpienia, doświadczenia wielu dusz skłoniły św. Ludwika Marię de Montfort do napisania w kilku miejscach swojego Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Maryi, że „ten, kto prawdziwie czci Najświętszą Dziewicę, nie jest… skrupulatny ani bojaźliwy”, ponieważ nawet gdyby był, „ta Matka pięknej miłości usunie z [jego] serca wszelkie wątpliwości i wszelki nieuporządkowany służalczy lęk”[3].

Oto doświadczenie kapłana długo dręczonego wyrzutami sumienia:

Dla osoby skłonnej do skrupulatności największą korzyścią (wynikającą z życia w zjednoczeniu z Maryją) jest większa ufność, mniej psychicznych udręczeń oraz ciągła potrzeba, aby żyć swoją wiarą.

Wśród zajęć i trosk życia, dusza maryjna cieszy się nieustannym pokojem. Oto wyznanie matki, dla której codziennością są problemy związane z wychowaniem dzieci i obowiązkami rodzinnymi:

Cóż to za łaska poznać Matkę Bożą zjednoczoną w każdej chwili z duszą! I jakie siły! Człowiek czuje się prowadzony przez Dobrego Boga i przez Najświętszą Maryję Pannę; rozpraszają się wszystkie niepokoje. Sprawia to Trójca Święta. Mój Boże, obym nie stawiała przeszkód!

We wszystkich niepokojach zwracajmy się natychmiast do Maryi! Ta uwaga ma ogromne znaczenie. Często kusi nas, aby samemu rozważać lub konsultować z innymi powody naszych wewnętrznych kłopotów. Jest to taktyka niestosowna i czysta strata czasu, powodująca pogorszenie samopoczucia. Tylko przed Bogiem można znaleźć pokój, a Maryja jest bezpośrednią drogą prowadzącą do Niego.

A zatem im bardziej dusza jednoczy się z Maryją, tym bardziej odczuwa niemal nieprzerwanie Boży pokój. Gdy Herod szukał nowonarodzonego Króla, aby Go zabić, Jezus spał spokojnie w ramionach Matki zmierzającej do Egiptu. Jest to idealny wzór dla każdej maryjnej duszy, która zawsze spoczywa w pokoju w ramionach swojej Matki.

Źródło: Ojciec Emil Neubert SM, Życie w zjednoczeniu z Maryją. Cor Eorum, Płock 2016

[1] Hb 9, 4.

[2] Flp 4, 7.

[3] L. M. de Montfort, Traktat…, op. cit., nr 109, 215, 264.




Maryja – Matka Emanuela

o. Andrzej L. Krupa OP

Z tajemnicy Emanuela, Boga-z-nami, wynika bezpośrednio natura Bożego macierzyństwa Maryi. Jaki bowiem jest „owoc Jej żywota”, taką też Ona jest Matką. „Owocem Jej żywota” jest nie tylko Bóg-człowiek, ale i w pełnym znaczeniu Bóg-z-nami. Wszystko, czym On się stał z mocy Wcielenia, wszystko to determinuje charakter Jej macierzyństwa w stosunku do Niego.

Już w Jej łonie dokonał się ten zaczątek jedności Boga-z-nami, o której pełną realizację modlił się Chrystus tuż przed swoją męką: „Niechaj wszyscy będą jednością jak Ty, Ojcze, jesteś we mnie a ja jestem w Tobie, tak niechaj oni będą jednością w nas”. Maryja jako Matka Boga-z-nami weszła w macierzyński stosunek nie tylko z Bogiem, ale także z tymi wszystkimi, którzy z Nim razem stanowią i stanowić będą jedność. „Jak Maryja, uczy [św.] Pius X, miała w swym łonie Zbawiciela, tak też nosiła w nim także tych wszystkich, których zawierało w sobie życie Zbawiciela. Wszyscyśmy więc… wyszli z łona Maryi na podobieństwo ciała złączonego z głową” [Enc. Ad diem illum].

Również dzięki Jej macierzyństwu naszym udziałem stały się wszystkie dobrodziejstwa, które On ze sobą przyniósł na ziemię. Przez Nią otrzymaliśmy wszystkie owoce zbawienia; przez Nią też staliśmy się synami Bożymi.

Jeśli nadto weźmiemy pod uwagę, że tytuł Chrystusa Bóg-z-nami zasadniczo oznacza to samo, co drugi Adam lub Głowa ciała mistycznego, to konsekwentnie musimy przyjąć, że tytuł Matki Boga-z-nami oznacza również to samo, co druga, nowa Ewa, Towarzyszka Chrystusa w dziele odkupienia ludzi, Matka duchowa ludzi. Z tajemnicą więc Matki Emanuela, czyli Boga-z-nami związana jest ściśle prawda o współudziale Maryi z Chrystusem w dziele naszego odkupienia i odrodzenia.

Nauka o ścisłej łączności Matki z Chrystusem w dziele naszego odrodzenia i uświęcenia znajduje swoje potwierdzenie w najstarszej wierze Kościoła. Odkąd bowiem tylko Kościół w swojej liturgii zaczął czcić Maryję, zawsze stosował do Niej teksty zaczerpnięte z ksiąg Mądrościowych. Teksty te w swoim pełnym i dosłownym znaczeniu mogą odnosić się tylko do Chrystusa. Stosując je także i do Maryi, Kościół dawał przez to wyraz swej wierze, że i Ona bierze udział w tym posłannictwie, które „Mądrość Boża” ma do spełnienia w świecie.

Mądrość Boża, o której jest mowa w tych księgach, oznacza ogólnie plan Boży istniejący w myśli Boga, dotyczący stworzenia świata i doprowadzenia bytów stworzonych do ich właściwego celu. Mądrość, czytamy w nich: „Jasnością jest wiecznej światłości i zwierciadłem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci Jego… Dosięga tedy mocą od końca aż do końca i urządza wszystko z łagodnością” [Mdr 7, 26-8].

Szczególniejszym zaś przedmiotem troski Bożej Mądrości jest człowiek. Dla niego Mądrość Boża pragnie stać się życiem i zbawieniem: „A kochanie moje być z synami ludzkimi… Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot i zaczerpnie zbawienie od Pana” [Przp 8, 31-5].

Brana konkretnie Mądrość Boża oznacza w Starym Testamencie samą istotę Boga. Oznacza też niekiedy Jego wszechmoc i dobroć, o ile te przymioty są podstawą Bożego działania w świecie stworzonym.

Nowy Testament natomiast utożsamia Mądrość z Chrystusem. Myśl ta występuje już w ewangeliach synoptycznych i u św. Jana. Szczególniejszym zaś jej apostołem jest św. Paweł. W niej widzi on jedność odwiecznych planów działania Bożego i zrealizowanie się Starego Testamentu w Nowym.

Św. Paweł mówiąc o Chrystusie jako o Mądrości, używa prawie tych samych słów, którymi posługuje się Stary Testament, gdy mówi o niej. Pisze on, że Chrystus: „jest odblaskiem chwały i wyrazem istoty Jego [Boga] i utrzymuje wszystko w mocy swej” [Hbr 1,3]. Posiada On te same prerogatywy, które Stary Testament przypisuje Mądrości Bożej. Jest On „mocą Bożą i Bożą Mądrością” [1 Kor 1, 24]. Jemu zawierzył Bóg zrealizowanie swoich planów dotyczących zbawienia człowieka. W sobie posiada On pełnię łask Bożych przeznaczoną dla ludzi: „Głosimy, pisze św. Paweł, Mądrość Bożą pełną tajemnic i ukrytą, którą Bóg już przed wiekami przeznaczył na chwałę naszą” [1 Kor 2, 7]. Plany zaś Boże w stosunku do ludzkości urzeczywistnił On w ten sposób, że sam „stal się dla nas od Boga Mądrością, usprawiedliwieniem, uświęceniem i odkupieniem” [1 Kor 1, 30].

Teksty więc z ksiąg Mądrościowych, którym Nowy Testament nadał tak wybitne znaczenie chrystologiczne, mogą ściśle rzecz biorąc odnosić się w pełnym znaczeniu dosłownym tylko do Chrystusa Słowa Wcielonego. Wartość ich więc dla mariologii zależy od tego, w jakim znaczeniu stosuje je Kościół do Maryi.

Pewną próbę dowodzenia teologicznego słuszności praktyki Kościoła stosowania tekstów z ksiąg Mądrościowych do Maryi dał nam papież Pius IX w encyklice Ineffabilis Deus. Maryja, jego zdaniem, słusznie może być łączona z osobą Słowa Bożego, gdyż od wieków „jednym i tym samym dekretem”, mocą którego zostało postanowione przez Boga Wcielenie się „Mądrości Bożej”, Ona też została przeznaczona na Matkę Słowa Wcielonego. „Tych samych słów, dowodzi papież, którymi posługuje się Pismo święte, gdy mówi o niestworzonej Mądrości i określa Jej odwieczne pochodzenie, zwykł [Kościół] używać zarówno w swych kościelnych oficjach, jak i w świętej liturgii, gdy mówi o pochodzeniu Najśw. Panny, które jednym i tym samym dekretem wraz z Wcieleniem Mądrości Bożej zostało postanowione”.

Papież w swym dowodzeniu położył głównie nacisk na łączność Maryi z osobą Słowa Wcielonego. Chciał bowiem wykazać, że Syn Boży złączony od wieków ze swoją przyszłą Matką, nie mógł dopuścić do tego, by Ona w momencie swego Poczęcia mogła popaść w grzech pierworodny. Pominął natomiast w swym rozumowaniu aspekt Jej łączności z dziełem Jej Syna, gdyż to nie wchodziło w zakres jego dowodzenia. Teksty zaś z ksiąg Mądrościowych, które, zdaniem papieża, mówią o łączności Maryi z osobą Chrystusa, większy jeszcze nacisk kładą na Jej łączność z Jego dziełem. Czytamy w nich bowiem: „Pan mnie posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku, Od wieków jestem ustanowiona i od dawna, pierwej niźli ziemia się stała… Z Nim byłam wszystko urządzając… Błogosławiony człowiek, który mnie słucha… Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot i wyczerpie zbawienie od Pana” [Przp 8, 22-35]. Na innym miejscu zaś czytamy: „A przyszły mi razem z nią wszystkie dobra i niezliczone bogactwa przez ręce jej” [Mdr 7, 11].

W jakim znaczeniu teksty te można odnosić do Maryi? Nie w znaczeniu czysto skrypturystycznym, gdyż rozpatrywane same w sobie w ogóle nie mówią o Maryi. Badając je jednak w świetle „analogii wiary” można, a nawet trzeba, przyznać im sens maryjny. Jeśli mianowicie zestawimy je z innymi prawdami wyraźnie objawionymi, z którymi one są w ścisłej łączności, to przekonamy się, że mogą one również odnosić się do Maryi i to w znaczeniu nie tylko dostosowanym czy metaforycznym, ale w jakimś stopniu rzeczywistym.

Wyraźnie zaś objawiona jest prawda, że Maryja jest Matką Emanuela, czyli Boga-z-nami. Prawda ta była zapowiedziana już w Starym Testamencie, a w Nowym wyraźnie potwierdzona. Teologicznie zaś jest rzeczą pewną, że Jej wybranie na Matkę Emanuela „zostało postanowione jednym i tym samym dekretem wraz z Wcieleniem Mądrości Bożej” [Ineffabilis Deus]. Jest więc Ona w ścisłym znaczeniu Matką tego, który „stał się dla nas Mądrością od Boga” [1 Kor 1, 30]. Macierzyństwo Boże więc złączyło Ją nie tylko z osobą Chrystusa, ale i także z Jego dziełem, które przyszedł spełnić jako „Mądrość Boża pełna tajemnic i ukryta, którą Bóg już przed wiekami przeznaczył na chwałę naszą” [1 Kor 2,24].

Jeśli zatem Maryja złączona jest tak ściśle z Chrystusem jako Mądrością Bożą, to tym samym złączona jest z Nim w wykonaniu tych planów Bożych, o których mówią księgi Mądrościowe. Mogą więc one w pewnej mierze, stosownie do Jej natury, odnosić się także i do Maryi.

Misję tę Maryja spełnia nie tylko łącznie i w zależności od Chrystusa, ale także zgodnie z ustanowioną przez Niego ekonomią zbawienia, czyli w ramach funkcji spełnianych przez Nią w stosunku do mistycznego ciała Chrystusa.

Źródło: Źródło: o. Andrzej L. Krupa OP, Electa ut sol : studium teologiczne o Najświętszej Maryi Pannie, Lublin 1963 [Imprimatur: Lublin, 25 I 1963, ks. infułat P. Sopniak, vicarius generalis; język uwspółcześniono, przypisy pominięto].

Ilustracja: Matka Boża Stolica Mądrości, Kościół św. Piotra, Leuven.




Maryja udziela prawdziwej mądrości

ks. Kazimierz Riedl

Błogosławiony Albert Wielki niech zaświadczy, że Najśw. Panna Maryja udziela prawdziwej mądrości. W młodziutkim wieku wstąpił ten święty do zakonu św. Dominika, sławnego z głębokiej nauki i gorliwości o Chwałę Bożą i cześć Maryi. Był jednak bardzo tępego pojęcia, tak że współuczniowie jego naśmiewali się z niego. Nie mógł Albert długo jako nieutwierdzony jeszcze w pokorze, znieść takiego upokorzenia i już zamyślał wystąpić z zakonu. Myślą tą zajęty położył się na spoczynek. I miał dziwne widzenie. Oto zdawało się Albertowi, że przez mur klasztorny chce przeskoczyć i porzucić życie zakonne. Ale oto na murze ujrzał cztery dziewice przedziwnej piękności, a jedną z nich świetniejszą nad trzy inne. Gdy już był na szczycie muru, strąciła go jedna z owych dziewic; co gdy się i drugi raz powtórzyło, a on jednak koniecznie chciał mur przeskoczyć, wtedy trzecia z dziewic radziła mu, aby się udał do tej czwartej Pani, która jest Najświętsza Bogarodzicą, jeśli ma jaką prośbę, a Ona go wysłucha. Więc on z pokorą przypada do stóp Maryi, a Ona go pyta, dlaczego chce puścić klasztor? On zaś odpowiadając, wyznał całą prawdę i prosił Maryję o dar mądrości.

— Jakiej nauce, czy w boskiej czy w ludzkiej chcesz się odznaczyć? – zapytała Maryja.

On zaś odpowiedział, że w filozofii. Przyrzekła mu to Najświętsza Panna, ale pod tym warunkiem, że na trzy lata przed śmiercią wszystko zapomni – Abyś – mówiła – wiedział, żeś tę mądrość nie przez twą pilność i pracę, ale z mej łaski otrzymał.

Przystał na ten warunek Albert i podziękowawszy, wrócił do klasztoru. Widzenie znikło, ale na dowód, że to nie było senne marzenie, ale prawdziwe zjawienie, Albert, który dotychczas najprostszych rzeczy filozoficznych nie pojmował, odmienił się do niepoznania; pojmował i rozumiał najtrudniejsze kwestie, tak, że współuczniowie wydziwić się nie mogli, że ten Albert tak nie pojętny, tak ogromne czyni postępy.

Wkrótce też został doktorem i profesorem filozofii; tysiące uczniów gromadziło się wkoło niego, by tak sławnego nauczyciela mogli usłyszeć. Do tych jego uczniów należał także św. Tomasz z Akwinu, anielskim doktorem nazwany. Oświeciwszy cały ówczesny uczony świat chrześcijański swą nauką, pozostawił po sobie Albert wielką liczbę bardzo uczonych dzieł, które sam napisał.

Gdy już się zestarzał, a siwy włos pokrywał mu sędziwą głowę, razu jednego, gdy w sali wykładowej, przepełnionej słuchaczami, wśród natężonej tychże uwagi z całym zasobem swej uczoności wyjaśniał najtrudniejsze kwestie — nagle zamilkł; słowa mu na ustach zamarły, a on nie był w stanie ani jednego słówka wypowiedzieć; wszystko zapomniał tak jakby nic przedtem nie był wiedział. Po chwili głębokiego milczenia opowiedział słuchaczom w rzewnych słowach, że całą swą naukę otrzymał w darze od N. Panny z tym warunkiem, że na trzy lata przed śmiercią wszystko zapomni. Potem pożegnał się z swoimi słuchaczami, a oni z płaczem odprowadzili go do celi zakonnej, gdzie trzy lata spędził na modlitwie i pokucie, w pokorze i miłości Jezusa i Maryi, i zasłużył sobie na oglądanie niestworzonej Mądrości, samego Jezusa Chrystusa.

Proś i ty Najświętszą Pannę o prawdziwą mądrość; bo i ty choćbyś był prostaczkiem i nieuczonym, możesz być prawdziwie mądrym, jeżeli tylko dobrze poznasz cel twego życia i marność tego świata, jeśli poznasz Boga i Jego nieskończoną miłość ku ludziom.

Źródło: Kazimierz Riedl, Oto Matka twoja. Wydawnictwo Matris, Warszawa 2019.

Ilustracja: Modląca się Maryja Panna, spoglądająca w dół, Guido Reni, Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication.




Niepokalane Poczęcie

Réné-Maria La Broise

U wszystkich innych, którzy się rodzą z Adama, według zwyczajnych praw, natura zaczyna swoje istnienie w takim stanie, do jakiego doprowadził ją pierwszy człowiek, kiedy przez swe nieposłuszeństwo oderwał ją od Boga. Przychodzi więc na świat pozbawiona łaski, a brak tej doskonałości, wymagany wszakże przez jej nadprzyrodzone przeznaczenie, jest skazą, która ją plami. Dopiero później na chrzcie wkracza Chrystusowa łaska odkupienia; ona maże winę, wlewając łaskę poświęcającą do duszy; ona wszczepia do bożej rodziny latorośl rodziny ludzkiej.

U Maryi zaś nigdy nie brakowało darów nadprzyrodzonych, nigdy nie było zmazy, nigdy oddalenia od Boga. Od pierwszej chwili łaska zdobi i napełnia jej duszę. Jeżeli i Maryja musi być odkupiona, ponieważ jak inne dzieci pochodzi także z rodu Adama, łaska odkupienia zlewa się na nią w sposób zupełnie odmienny, albowiem zamiast naprawiać w niej zło, chroni ją od niego, zamiast dźwigać z ogólnego upadku, nie dozwala jej znaleźć się w liczbie winnych, ale od pierwszej chwili podnosi ją do godności dzieci bożych.

Ten jedyny w swoim rodzaju sposób odkupienia, to odwrócenie zwykłego stosunku natury i łaski, zwiastuje Tę, która ma wejść w zupełnie wyjątkowy i jedyny stosunek z Twórcą łaski i odkupienia. Istotnie, Niepokalane Poczęcie Maryi łączy się ściśle ze wszystkimi jej przywilejami i to właśnie czyni tę tajemnicę tak chwalebną dla Najśw. Panny. Jeżeli Bóg wprowadza Maryję na świat z taką pełnią niewinności i świętości, to dlatego, że naprzód już widzi ją w tej roli, do której ją przeznacza i przygotowuje jego odwieczna miłość.

Poczęcie bez zmazy to niezrównana czystość przynależna Matce Boga. Ponieważ ma nosić, karmić, na rękach swych piastować Słowo wcielone, do którego mówić będzie „mój Synu”, dlatego nie może nawet przelotnie być odwróconą od Boga, stać pod sztandarem szatana. Ponieważ wszystkie jej członki, wszystkie zmysły i cała jej istota przeznaczona jest na usługi Jezusa, nie może czuć żadnej z tych skłonności ziemskich, które, w zwykłym porządku rzeczy, płyną z grzechu pierworodnego. Bezwzględna niewinność musi stworzyć w niej bezwzględną harmonię i od pierwszej chwili kierować ją do Tego, który jest racją jej istnienia.

Przeznaczona do tego, ażeby ofiarować Jezusa na zbawienie świata i żeby z nim złożyć siebie samą w mistycznej ofierze, musi na wzór Najwyższego Kapłana być „niepokalaną, odłączoną od grzeszników” (Hbr 7, 26), a jako żertwa godna Boga nie mieć grzechu ani zmazy. Wywyższona ponad wszystkie chóry anielskie, będzie tak przez swą czystość, jak i przez swoje dostojeństwo, królową czystych duchów.

Poczęcie bez zmazy pierworodnej oznacza pełne zwycięstwo Matki Bożej. “Syn jej ma zetrzeć w proch i pył tyranię szatana i grzechu, Maryja będzie mu w tym dziele pomocną. Odkupiona przez Syna, będzie z nim współdziałać w odkupieniu świata; będzie zawsze blisko niego tak podczas walki, jak i w czasie triumfu. Bóg chce, żeby Maryja od początku swego istnienia zajmowała to zaszczytne stanowisko, do którego jej przyszłe wolne czyny dadzą jej nowe prawa. Przez to, że ją oświecił jasnością swoją i ożywił łaską swoją od tej pierwszej chwili życia, w której wszyscy inni są pogrążeni w ciemnościach śmierci, przez to odłączył ją od reszty odkupionych, odosobnił i postawił ją na odrębnych prawach. Dając jej zwycięstwo nad tym grzechem, który jest grzechem pierwszej pary ludzkiej, przeciwstawia ją Ewie grzesznicy, poświęca ją na nową Ewę i stawia ją przy boku nowego Adama. Tak złączona ze swym Synem „węzłem bardzo ścisłym i nierozerwalnym, z nim i przez niego prowadzić będzie odwieczną walkę przeciw wężowi jadowitemu, a odnosząc pełne zwycięstwo, zmiażdży głowę jego niepokalaną stopą swoją” (1).

Poczęcie bez zmazy oznacza pełność łaski, właściwą Matce Boga. Przyjdzie czas, że w łonie swoim nosić będzie samo źródło wszystkich dóbr nadprzyrodzonych; wtedy Maryja stanie się łożyskiem, którym te dobra popłyną na wszelkie stworzenie; jej boskie macierzyństwo uczyni ją równocześnie matką wszystkich sprawiedliwych i całego Kościoła świętych. Oto dlaczego już teraz, w pierwszej chwili jej życia, trzeba było, żeby otrzymała łaskę zbawienia w sposób wyłącznie jej właściwy; w tym momencie, w którym życia nadprzyrodzonego brak wszystkim, ona już w nie obfituje; przez swą niepokalaną piękność jest już wzorem oblubienicy, „nie mającej zmazy ani zmarszczki” (Efez 5, 27). Będąc pierworodną wśród odkupionych i pierwszą między przybranymi dziećmi Boga (2), wchłania niejako w siebie całą zbawczą i uświęcającą potęgę Zbawiciela.

Ta, której oczekujemy, jest oblubienicą, a jej związek ma pojednać dwa królestwa; naprzeciw niej, aż do granicy, król śle poselstwo z iście książęcymi dary. Aniołowie widzą przygotowane dla niej boskie klejnoty; już wznosi się „promień dymu z wonnych rzeczy, mirry i kadzidła” (3); poza orszakiem, który się zbliża, przeczuwają Króla pokoju, który przyjdzie, ażeby ziemię połączyć z niebem. Niebawem ukaże się oblubienica, niebawem zabrzmi jej radosna pieśń: „Weseląc się będę się weseliła w Panu, rozraduje się dusza moja w Bogu moim, iż mię oblekł w szaty zbawienia i ubiorem sprawiedliwości odział mnie, jako oblubienicę ubraną klejnotami” (4).

Źródło: La Broise, Réné-Maria, Najświętsza Maryja Panna, Wydawnictwo Księży Jezuitów Kraków 1934 [imprimatur, 4 maja 1934, bp Adam Stefan; język uwspółcześniono]

Przypisy

  1. Pius IX, bulla Ineffabilis Deus (1854)
  2. To właściwy tytuł Maili, gdyż Chrystus nawet jako człowiek nie może być żadną miarą synem przybranym.
  3. Pnp 3, 6. Zobacz scenę opisaną w wersach 6-11.
  4. Introit z mszy na Niepokalane Poczęcie (wzięty z Izajasza 61, 10).



Pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny i jego źródło cz. 2

o. Czesław Lacrampe OP

Będzie Ona tedy Matką Boga i Matką ludzi, czego, ma się rozumieć, zasłużyć sobie w ścisłym  znaczeniu — ex condigno — w żaden sposób nie mogła. W tym celu uzyska już naprzód, jako owoc per anticipationem swego przyszłego przeznaczenia uwolnienie od grzechu pierworodnego i wszelkiej pożądliwości, będącej jego następstwem, i to uzyska je od pierwszej chwili swego poczęcia tak, iż od początku swego istnienia będzie pełna łaski. W momencie, który Jej został przeznaczony, zjawi się na świecie, ozdobiona przez samego Boga wszelkimi darami natury i łaski, przygotowana i obficie wyposażona do Boskich swych zaślubin, mających nastąpić między Nią a Synem, którego ma się stać Matką, wreszcie między Nią a Duchem Św., którego tchnieniu będzie zawdzięczać obie te godności, i Oblubienicy i Matki (86).

Tak się przedstawia plan Boży czyli, innymi słowy, ordo intentionis. Zobaczmy teraz, jak się przedstawia jego urzeczywistnienie — czyli ordo executionis,— w jaki sposób Maryja wchodzi w posiadanie tych praw, które są związane z Jej pośrednictwem.

Rola Jej zaczyna się od tego, że pośredniczy między Bogiem a Mesjaszem. Jaki jest własny Jej udział czynny w tej pierwszej funkcji?

Zacznijmy od zwrócenia uwagi na to, że skoro Maryja została niejako uprzedzona przez łaskę tak, iż otrzymała swe istnienie wraz z tym wszystkim, co Ją czyniło miłą Bogu i zdolną ponad wszystkie stworzenia do czynów o wartości zasługi, wolno przeto powiedzieć, że w porządku chronologicznym Jej zasługi wyprzedziły zasługi Chrystusa.

Ma się rozumieć, że ściśle mówiąc, Maryja nie mogła w żaden sposób czy to de condigno czy de congruo zasłużyć sobie ani na przywilej Niepokalanego Poczęcia, ani na to pierwsze uświęcenie, które od pierwszej chwili istnienia dało Jej pełnię łask, ani na zaszczytną godność boskiego macierzyństwa i tego drugiego uświęcenia, jeszcze wyższego, które przepełniło Jej duszę i całą Jej istotę z chwilą, kiedy Słowo Boże stało się ciałem w Jej łonie i podniosło Ją poniekąd do poziomu Bożego, ani w ogóle tego wszystkiego, co zawiera w sobie Wcielenie Syna Bożego.

Wszystkiego tego Bóg dokonał podobnie, jak i zamierzył, całkowicie dobrowolnie i najzupełniej darmo, niczym do tego nie zniewolony.

Ale skoro raz na zawsze ustalimy ten całkiem darmowy charakter łask i prerogatyw Maryi, to musimy następnie uznać, że i Ona sama od pierwszej chwili, kiedy zaczęła używać swego rozumu i wolności (87) każdym ze swych czynów, nawet najmniejszym, ale popełnionym z największą doskonałością, wzmagała jeszcze swą świętość. Pod wpływem niezmierzonej miłości, która przepełniała Jej duszę, zasługa Jej rosła w każdym momencie, powiększając się bez przerwy, wzmagając się proporcjonalnie do wysiłku woli, przenikniętej miłością. W ten sposób z jednej strony otrzymywała coraz więcej łaski, aby móc zwiększać swe zasługi, a zwiększając te ostatnie, zdobywała sobie coraz większe prawo do wzrostu łaski. Jeśli przyjmiemy, jak chcą niektórzy teologowie, że „łaski Maryi od pierwszej chwili przewyższały łaski wszystkich aniołów i ludzi razem wziętych” (88), to wyniknie z tego, że do ostatniego tchnienia, które wydała na ziemi i które ten postęp łask zakończyło, powstała nie dająca się obliczyć i nawet pomyśleć suma łask i zasług.

Możemy tedy śmiało mówić o zasługach Maryi; mogła Ona, choćby tylko de congruo, zasługiwać na łaski, podobnie jak i o świętych patriarchach Starego Testamentu mówi się, że mocą swych świętych pożądań i wytrwałością w modłach przyśpieszyli chwilę przybycia Mesjasza (89). I o Niej też możemy powiedzieć, że wiernym współdziałaniem z łaskami, otrzymanymi i pomnożonymi tą wiernością, zasłużyła nie na wykonanie dekretu o Wcieleniu Słowa Bożego, ale na to, aby to Słowo Boże w Jej przeczystym łonie przybrało postać ludzką (90). W tym to sensie tradycja do Niej stosuje ten wiersz Ps. 44, 10: „Et concupiscet Rex decorem tlllim” (91), a Kościół wzywa Ją, jako królową nieba, aby się radowała, gdyż ten, którego zasłużyła nosić w swym łonie, zmartwychwstał — quem meruisti portare — surrexit.

Oto jednak zbliża się godzina, kiedy Bóg zażąda od Maryi uroczystego aktu, przez który otrzyma wszystkie prawa Pośredniczki. Ponieważ mają być zawarte zaślubiny duchowe między Synem Bożym a ludzkością, którą Maryja przedstawia, przeto koniecznym jest z Jej strony przyzwolenie, i w chwili, kiedy je da, nastąpi Wcielenie. Bóg chce poniekąd postępować z Nią, jak równy z równą; jak wina została dokonana dobrowolnym czynem, tak i odkupienie ma być przyjęte i dokonane w sposób dobrowolny (92). Chodzi o to, aby zbawienie świata zostało dokonane przy czynnym współudziale ludzkości z Bogiem, który, ma się rozumieć, i na całą inicjatywę tej wielkiej sprawy.

Scena Zwiastowania zawiera w sobie wszystkie rysy mesjanicznych zapowiedzi. zawartych w Objawieniu, zapomnianych przez ogół Żydów, ale przechowanych i ujętych w jedną świetlaną całość w pełnym mieści sercu Maryi. Anioł — podobnie jak szatan w pierwszej scenie w raju — proponuje Jej wielkie dzieło do dokonania i w imieniu Boga czeka na przyzwolenie, które by było owocem rozumnego zastanowienia i całkowicie dobrowolnym. Maryja jeden tylko warunek wysuwa, a mianowicie, że zachowa swe dziewictwo, wie bowiem, że zapowiedziany Emanuel ma się z dziewicy narodzić. Nie jest to więc z Jej strony ani niewiadomością, ani wahaniem się, ale raczej zapytaniem o znak, po którym by mogła poznać pochodzenie wezwania. Usłyszawszy odpowiedź Anioła, zawierającą ten znak i, objąwszy jednym rzutem oka przerażające w swej niezmierzonej wielkości dzieło, które od Jej przyzwolenia zależy, odpowiada z całą prostotą: „Oto ja służebnica Pana mego, niech mi się stanie wedle słowa twego”. W tej samej chwili w Jej dziewiczym łonie Słowo stało się ciałem!

W ten sposób Maryja weszła w posiadanie swej roli Pośredniczki i zjednoczyła się z boskim Odkupicielem, z którym nic już Jej nie rozdzieli. Od tej chwili o niczym już nie wie i niczego nie chce, jak tylko żyć dla Niego i dla dzieła, które dzięki Niej przyszedł dokonać na świecie. Podobnie jak On i wraz z Nim pragnie ona zasłużyć, aby móc, o ile to w Jej mocy leży, współdziałać w zbawieniu tych, do których On został posłany.

Jasnym jest, że zasługa łask, które Jej są osobiste i które wciąż powiększają wartość Jej czynów w oczach Bożych, jest zasługą w ścisłym  słowa tego znaczeniu czyli de condigno. Natomiast te zasługi, które przez doskonałość swej miłości i świętość swych uczynków zdobywa w łączności z myślą i wolą swego boskiego Syna dla zbawienia ludzi, te nie mogą mieć tak ścisłego charakteru i są zasługami de congruo. W samej rzeczy jeden tylko Chrystus, jako Głowa rodu ludzkiego i jedyne powszechne źródło zbawienia, a jednocześnie jedyny Pośrednik mógł na mocy ścisłego prawa — de condigno — zdobywać zasługi dla ludzkości (93).

Co za cudowna równorzędność! Podobnie jak Ewa nie mogła ani sama, ani głównie spowodować upadku całego swego potomstwa, a tylko współdziałała w grzechu w łączności z pierwszą głową rodu ludzkiego, tak samo i Maryja nie byłaby w stanie ani sama, ani jako główna przyczyna odkupić ludzkości, mogła jednak czynnie wziąć w tym odkupieniu udział w łączności z Tym, który był drugą powszechną Głową rodu ludzkości, i mocą Jego zasług. A jednak zasługi Jej nie są bynajmniej fikcją, ale czymś aż nadto rzeczywistym. Podobnie, jak zasługi Chrystusa i łącznie z nimi, zasługi Maryi dochodzą do szczytu doskonałości przez wielkoduszność, z jaką przyjmuje Ona ofiarę, i dzięki temu Jej pośrednictwo, podobnie jak pośrednictwo Jezusowe, ma w sobie moc zadośćuczynienia, wyzwolenia i naprawienia zburzonego porządku. Bo przecież ofiara Maryi, podobnie jak i Jezusa, zaczęta w chwili Wcielenia, nie ustanie ani na chwilę aż do Golgoty. Na znak tej przyszłej i ostatecznej ofiary, która ma zastąpić całopalne ofiary Starego Testamentu, tak nieskuteczne same przez się, składa Ona w ofierze ciało swego boskiego Syna już w czasie obrzędu obrzezania (94). Słowa starca Symeona i prorokini Anny wyrażają głośno to, co Maryja wie w głębi swej duszy, a mianowicie, że to małe dzieciątko jest ofiarą złożoną za grzechy, że jest ono tym Zbawicielem, położonym na znak, któremu się sprzeciwiać będą, że zostanie On zabity jako ofiara, że wreszcie ten sam miecz ofiarny przebije i Jej macierzyńskie serce (95). Oto pierwszy krok na drodze całopalnej ofiary.

A oto ostatni. Chrystus powoli wchodzi na Golgotę; sam wydał się dobrowolnie w ręce swych oprawców, poddał się bez oporu niesłychanym ich katuszom, ich pośmiewisku, pogardzie, bluźnierstwu, biczowaniu, plwocinom, cierniom, wreszcie gwoździom, krzyżowi i lancy: wszystko to przyjął dobrowolnie „quia ipse voluit”. Straszna to chwila nawet dla Jego natury ludzkiej, a jednak chwila radosna, gdyż to, co jest tak wstrętne niższym sferom Jego woli, dla wszystkich jej sfer duchowych, dla niezmierzonej Jego miłości Boga, jest od dawna przedmiotem gorącego oczekiwania, pożądania, to też i teraz zostaje przyjęte z radością.

Spójrzmy teraz na Maryję. W milczeniu, jak przystało na istotę, która w tej tragedii odgrywa drugorzędną rolę i która cała pogrążona jest w cierpieniu, bierze Ona jednak rzeczywisty udział w męce Syna i krok w krok idzie za Nim na Golgotę. W tej najważniejszej dla świata chwili Maryja odnawia całkiem dobrowolnie swe pierwsze przyzwolenie, dane w chwili Zwiastowania. Tekst ewangeliczny z powściągliwością, odpowiadającą powadze sceny, zaznacza tylko w kilku słowach pełną szlachetności, bohaterstwa i mocy ducha postawę Maryi: „I stała pod krzyżem Jezusa Matka Jego” (96). Nie zapominajmy, że jest ona niewiastą, że jest matką, że przywilej Niepokalanego Poczęcia nie wyzwolił Jej z prawa, które jako karę za grzech nałożyło cierpienie, a rola Współodkupicielki tym bardziej Ją temu prawu poddała — i spróbujmy zmierzyć otchłań niezgłębioną bólu, który zniosła w tych chwilach Matka Najświętsza. I bynajmniej nie należy sobie wyobrażać spazmów lub omdleń, które dowodzą zawsze niemocy słabej natury ludzkiej, niemocy fizycznej, a nieraz i duchowej, i które przerywają choć na chwilę ostrą świadomość bólu (97). Nic z tego u Maryi. Wyczerpana do ostateczności, odczuwająca swymi nerwami każdy ból Chrystusa, z przebitym sercem na widok straszliwej ofiary, ponoszonej przez Niego, nieskończenie smutna w duszy wobec tego morza złości, które widzi wśród ludzi i to nawet najlepszych, i wobec ich niewdzięczności względem Jej Syna i względem Boga, z miłości do którego On sam siebie składa w ofierze — Maryja u stóp krzyża stoi.

Jakże często tradycja, komentując te słowa, stawiała sobie pytanie: dlaczego? Oto, aby zjednoczyć swą dobrowolną ofiarę z ofiarą Boga Ojca, który nie przebacza własnemu Synowi, lecz wydaje Go na śmierć. I Maryja ofiarowuje Go na śmierć (98), gotowa sama dokonać tej ofiary, gdyby kaci zawiedli, podobnie jak Abraham gotów to był uczynić z Izaakiem (99).

Ale Maryja łączy swą ofiarę i z ofiarą Syna. Niewątpliwie Jej niezgłębiona czułość Matki dla Syna, ludzka z Jej strony, bo On jest ciałem z Jej ciała, ale boska ze względu na swój przedmiot, bo Syn Jej jest jednocześnie Jej Bogiem, umiłowanym ponad wszystko, czułość ta gotowa by Ją popchnąć do ofiarowania tysiąckroć swego własnego życia na miejscu Jezusa; lecz to nie jest możliwym, to też oddana całkowicie swej boleści, pragnie we wszystkim współczuć ze swym Synem i podzielić, o ile to tylko jest możliwe, wszystkie utrapienia boskiej Ofiary, wiszącej na krzyżu (100). Podobnie jak Chrystus na krzyżu, z którym jest tak ściśle złączona, i Ona jest jednocześnie ofiarnikiem i ofiarą i przez to może być nazwana „Współodkupicielką”.

Zaiste, trzeba było cudu miłości Bożej, aby ten ogrom męki i cierpienia nie przyprawił Jej o śmierć. „Pene commortua”, niemal współumarła z Chrystusem, mówi o Niej Benedykt XV (101). Ale cud ten nie był bez racji, dla celów odkupienia był on nawet konieczny. W samej rzeczy Maryja musiała przeżyć swą mękę, aby móc w najwyższym wyrzeczeniu złożyć ofiarę z tego, co Jej było najdroższe. Zgodziwszy się raz na bolesną ofiarę swego Syna za zbawienie wszystkich ludzi, musiała się Ona jeszcze zrzec na ich korzyść swych praw macierzyńskich, „materna in filium iura pro hominum salute abdicavit”, mówi w tej samej Encyklice Benedykt XV.

Oto, jak nam św. Jan tę scenę przedstawia: „Gdy tedy ujrzał Jezus Matkę i ucznia, którego miłował, stojącego, rzekł Matce swej: Niewiasto, oto syn Twój. Potem rzekł uczniowi: Oto Matka twoja. I od onej godziny wziął Ją uczeń pod swą pieczę” (102).

Są wprawdzie egzegeci, jak Knabenbauer (103) i Lagrange (104), którzy wahają się przed uznaniem głębszego sensu tych słów, jaki w nich już od III w. zwykło się dostrzegać. Sądzą oni, że sens literalny mówi nam tylko, iż „Jezus, jako miłujący Syn, czuły na opuszczenie, w którem się znajdzie Jego Matka, oddaje Ją pod opiekę tego, którego umiłował; wiedząc zaś, że Maryja więcej da uczniowi, niż on Jej, daje mu Ją równocześnie za Matkę; nie jest to bynajmniej ciężarem, jak to zwykle bywa, ale przywilejem”.

A jednak na tym to tekście już Orygenes w III wieku opiera myśl utożsamienia się naszego z Chrystusem i przyjęcia nas przez Maryję za synów adoptowanych. Staje się Ona od tej chwili Matką duchową wszystkich ludzi. „Nikt nie może, mieć, mówi on, należytego zrozumienia Ewangelii, pozostawionej Kościołowi przez św. Jana, jeśli nie przyjął Maryi za Matkę. Ponieważ należy być drugim Janem, koniecznym jest, aby być, jak Jan, nazwanym przez Jezusa Jezusem (tzn. Synem Maryi), ktokolwiek bowiem wedle prawdy sądzi o Maryi, wie, że nie miała Ona innego syna, tylko Jezusa. Skoro więc Jezus mówi Maryi; oto Twój syn, a nie: ten także jest Twoim synem, to tak, jakby Jej mówił: Oto Jezus, którego jesteś Matką; ktokolwiek bądź bowiem należy do liczby doskonałych, nie żyje już tylko własnym życiem, lecz żyje w nim Chrystus. Otóż, ponieważ Chrystus w nim żyje, przeto powiedziane jest o nim do Maryi; Oto Chrystus, Twój Syn” (105).

Choćby jednak interpretacja tego tekstu mogła być i inna, choćbyśmy, jak chcą jedni, widzieli w nim sens typiczny lub, jak twierdzą drudzy, tylko sens przenośny, faktem jest, iż
wprost niezliczony szereg ojców, doktorów, egzegetów i papieży (106) nie waha się twierdzić, że w owej chwili Jezus miał na myśli wszystkich ludzi. Było to więc niejako oficjalne ogłoszenie duchowego macierzyństwa Maryi, jakby ostatnia wola Zbawiciela, wedle słów św. Ambrożego (107), natchniona tą miłością, którą Chrystus, prawdziwy syn Boga jako Ojca i Maryi jako Matki, miał dla nas wszystkich, swych braci przybranych, i przekazana nam jako przez świadka i wykonawcę, godnego takiego zapisodawcy i takiego zapisu, przez najukochańszego ucznia Chrystusa — św. Jana.

Ponieważ zaś słowo Boże sprawia zawsze, i to w najskuteczniejszy sposób to, co wyraża, przeto w tej samej chwili cała ludzkość związana została z Maryją nowym węzłem macierzyństwa. W tej samej chwili, kiedy nowa Ewa w boleściach współmęki z nowym Adamem traciła swego jedynego Syna, umierającego na krzyżu w Jej oczach, rodziło się Jej nowe dziecko — odkupiony człowiek, odrodzony w łasce krwią nowego Adama przez śmierć fizyczną Jezusa. Bo przecież Chrystus został wydany na śmierć, aby nas zrodzić na życie (108).

Zresztą, cóż w tym słuszniejszego? Jezus znał przecież zamiary swego Ojca wobec Maryi. Wiedział On dobrze, że najpierw, jako pośredniczka między Ojcem a ludzkością, otrzymała udział we Wcieleniu, aby przez nie mogło być dokonane Odkupienie. Wiedział On również, jak doskonale odpowiedziała Ona w następstwie temu, czego Bóg od Niej oczekiwał, widział Ją dawniej, widział i w tej ostatniej chwili, zjednoczoną w głębi duszy z Jego misją Zbawiciela, znał to niezmierzone pragnienie Jej serca, aby wielkie dzieło Odkupienia zostało nareszcie dokonane — cóż przeto bardziej naturalnego, jak widzieć w tych słowach tak uroczystych, a jednocześnie ostatnich, z którymi się do Matki zwraca (109), nie tylko pragnienie zapewnienia jej opieki na te kilka lat, które miała jeszcze spędzić na ziemi, ale przede wszystkim wolę powierzenia Jej, jako najbardziej zainteresowanej w Jego dziele, roli pośrednictwa między Nim, Jej Synem przyrodzonym a ludźmi, Jej dziećmi przybranymi.

Tak przedstawia w samej rzeczy myśl chrześcijańska rolę Maryi, i nikt nie wyraził tego dobitniej, jak Leon XIII w swych dwóch Encyklikach „Octobris mense adveniente” (22 września 1891 r.) (110) i „Adjutricem populi” (5 września 1895) (111). „Ipsa est mater nostra, pisał przed nim jeszcze Pius VIII w wyżej przytoczonej Encyklice Praesentissimum, „cui nos tradidit Christus in cruce moriturus ut sicut ille  apud Patrem ita haec apud Filium interpellaret pro nobis”.

Ze wszystkiego, co było dotąd powiedziane, wynika tedy, że Maryja naprawdę jest pośredniczką, tzn. że stanowisko Jej jest między Bogiem a ludzkością i że na tym stanowisku bierze udział w dziele zbawienia, łącząc ze sobą dwa krańce, między którymi pośredniczy, dość różna i odrębna od nich obu, a jednak mająca i z jednym i z drugim coś wspólnego.

Że różni się od Boga, nie potrzebuje dowodzenia — i Ona bowiem jest tylko stworzeniem i to stworzeniem, na którym ciąży na mocy jego pochodzenia ludzkiego dług zaciągnięty przez grzech pierworodny. Ale różni się i to znacznie i od człowieka, albowiem zachowana została od winy grzechu pierworodnego, otrzymała od pierwszej chwili istnienia pełnię darów nadprzyrodzonych i osiągnęła niedoścignioną przez ludzi świętość życia. Niezmierna wartość Jej zasług, a przede wszystkim najwznioślejsza z Jej prerogatyw, łaska macierzyństwa Boskiego, stawiają Ją wysoko ponad całym rodem ludzkim.

Niższa, jako stworzenie, od Boga, ale wyższa na mocy swych przywilejów od ogółu ludzi, Maryja jest tak postawiona, że może doskonale służyć za łącznik między tymi dwoma krańcami, a to dlatego, że z każdym z nich ma coś wspólnego.

W samej rzeczy jest Ona bardzo bliska Bogu, z którym, jako Matka Boga, jest jakby w najściślejszym stosunku pokrewieństwa (112); ozdobiona wszystkimi łaskami, które Ją czynią niezrównanie miłą w oczach Bożych, ma Ona nie tylko przywileje, ale istotne prawa względem swego Boskiego Syna, a przez Niego i wobec Trójcy Przenajświętszej.

Ale jakże bliska jest i względem nas! Wszak jest z natury swej naszą siostrą, ulepioną z tej samej gliny, pochodzącą z tej samej rasy, poddaną wszystkim naszym biedom, z wyjątkiem grzechu i niedoskonałości, które zeń wypływają. Jest Ona następnie w porządku łaski naszą Matką, przez swe przyzwolenie bowiem na poczęcie Chrystusa i na Jego śmierć na krzyżu, dała nam samo źródło łaski i nie przestaje odtąd przelewać na nas zdroje życia nadprzyrodzonego w wykonaniu swych obowiązków Matki wszystkich ludzi.

Maryja ma tedy wszelkie dane zarówno w stosunku do Boga, jak i do nas, aby być między Nim a nami łącznikiem. Stąd wypływa, że w łączności z Chrystusem, (aczkolwiek, ma się rozumieć, poniżej Niego) ma Ona udział 1) w zadośćuczynieniu, które ukaja sprawiedliwość Bożą; 2) w wyzwoleniu, które uwalnia człowieka z niewoli grzechu, od kar wiecznych, na które zasłużył i z rąk szatana, prowadzącego go na potępienie; 3) w nawiązaniu nowych stosunków między Bogiem i ludźmi, stosunków, znajdujących swój wyraz w Kościele wojującym, cierpiącym i tryumfującym, którego głową i królem jest Chrystus, ale którego Maryja jest obok Chrystusa królową, biorącą udział w rządach Syna, „królową regentką”, „princeps ministra”, wedle słów Piusa X.

Zaiste i pośrednictwo Maryi ma też, choć poniżej pośrednictwa Chrystusowego, cechy powszechności i doskonałości, co właśnie zawarte jest w nazwie wszechpośrednictwa.

Źródło: Lacrampe, C. OP, Wszechpośrednictwo N. Maryi Panny, Lublin – Uniwersytet 1929 [język uwspółcześniono].

Przypisy:

86. Garriguet, L. La Vierg-e Marie. Paris, 1916, str. 56—61. Janssen l. De Deo-homine, tom V. P. II, membr. II, cap. I, cl, qu. 35, str. 474 ss. Campana. Marie dans le dogme catholique. Trąd. Viei. T. I. Moatligeon, 1912, str. 130 ss.

87. Wielu Świętych i Doktorów Kościoła nie waha się przyznać Maryi użytku rozumu od chwili, kiedy dusza jej złączyła się z ciałem w łonie Sw. Anny. Sw. Franciszek Salezy: Sermon pour la Presentation de la Ste Vierge. Patrz: Hugon. La Merę de grace. Paris, 1926, str. 31 ss.

88. Hugon, tamże, str. 17 ss. Billot. De verbo incarnato. Thesis 42, 41, str. 405.

89. Gonet. Cłypeus t. V disp. 7 art. 4. Ed. Vives, str. 531. Cajetanus in III qu. 2 art. 12.

90. „B. V. dicitur meruisse portare Dominum omnium, non quia meruit ipsum incarnari, sed quia meruit ex gratia sibi data illum puritatis et sanctitatis gradum ut congrue posset esse mater Dei”. III, qu. 2, art. 11, ad 3. „B. V. non meruit Incarnationem, sed supposita Incarnatione, meruit
quod per eam fieret, non quidem merito condigni, sed merito congrui in quantum decebat quod Mater Dei esset purissima et perfectissima”. III Sent. dist. IV, qu. 3, art. l, ad 5.

91. „Nullum dicendi finem facerem, si describere haec vellem quaecunque ad manum habeo testimonia S. S. Patrum affirmantium pulchritudine sua effecisse, ut Deus veluti attractus in eam descenderet carnem assumpturus”. Ballerini, Sylloge monumentorum ad mysterium Conceptionis Immaculatate Virginis Deiparae illustrandum. T. II, str. 153. Romae 1854.

92. „Aptum humanae restaurationis principium, ut angelus a Deo mitteretur ad virginem, quia prima perditionis humanae fuit causa, cum serpens a diaboio mittebatur ad mulierem spiritu superbiae decipiendam”.
III qu. XXX. art. l, 2, 4.

93. Oto, jak Pius X streszcza tradycyjną myśl na tym punkcie: „In humanae salutis opus de congruo promeret Maria nobis, quae Christus de condigno”. Enc. „Ad diem :lium” (1904).

94. Żyd 10,5.

95. Łuk. 2,22 ss.

96. Jan, 19, 25.

97. Hugon l. c„ str. 111—113; Terrien, !. c., I. ;I, c. l str. 200.

98. Rzym. 8,32. ,,Nullo modo dubitari potest, quin virilis eius animus et ratio constantissima vellet etiam tradere Filium suum pro salute generis humani; ut Mater per omnia conformis esset Patri”. S. Bonaventura, Iii Sent Dist. 28, art. 11, qu. 2 ad u;t. Patrz także Leon Xiii. Enc. Jucnida (1884).

99. ,,Placandaeque Dei iustitiae, quantum ad se pertinebat Filium immolavit”. Benedictus XV. Encvkl. 1918. Patrz też Sw. Antonin. Sum. Theol. IV. Cap. >. I.

100. „Propriam animam si necesse (vel possibile) fuisset obtulisset passioni propria voluntate et eam in passione Filii crucifixit cum Filio; et sic duas animas obtulit, sicque effectum dilectionis duplicavit”. Bł. Albert Wielki: Mariale sive quaestiones super Evangelium „Missus est”. Resp. ad 99. XLV—XLIX. §. II. Patrz też Bover „La mediac^on uniyersal de!a San-
ctissima. Virgen en las obras de] B. Alberto Magno”. Gregcrianum V!I, str. 511-548.

101. Słowa te Benedykta XV streszczają piękny tekst Wilhelma Petyt (Short), kanonika Sw. Augustyna XIII wieku (f 1208). „Plane gladius acutissimus, dolor Dominicae passionis animam piae matris penetrans atque transverberans eam spiritualiter Filio commori fecit. Martyres alii fuere moriendo pro Christo. Haec commoriendo Christo martyr fuit et commartyr Christi. Illorum corporale, Matris spirituale et proinde praestantius fuit martyrium. Plus est esse commartyrem Christi, quam martyrem Christi; martyres suo, hoc est, hominum foris sanguiae, sed Maria Filii, hoc est, Dei sanguine intus rubebat”. In Cant. III, 10. Cytowane przez Terrien, l. c. III, str. 227 w odsyłaczu.

102. Jan 19, 26-27.

103. Comm. in Joannem, str. 546.

104. Evangiie selon Ś. Jean, str. 494. Paris. 1925.

105. In Johannem, praefatio. P. Gr. XiV. 31.

106. Girerd, T. Marie Merę des hommes ou Marie Merę de grace. Reyue de clerge francais. 1920 (maj), str. 162.

107. Comm. in Lucam c. 23. P. L. XV, 1S20. K’8. Rzym. 8, 17.

109. Campana. Marie dans le dogme catholique. Trąd. VieL, t. I, st. 347.

110. Patrz od słów „Ubi vero per mysterium crucis”…

111. Eximiae in caritatis Christi mysterium ex eo quoque iuculenter proditur, quod moriens Matrem ille suam ioanni suo disciplo matrem voluit relictam testamento memori: Ecce tilius Tuus. In Joanne autem, quod perpetuo sensit Ecciesia, designavit Christus personam humani generis.

112. Ad fines divinitatis propria operatione attigit, dum Deum concepit, peperit, genuit et lacte proprio pavit. Cajetan in II—II qu. 103 art. 4 ad. 2.




O poświęceniu rodzin Niepokalanemu Sercu Maryi

Siostry Karmelitanki Bose

W Fatimie, Matka Boża z bólem wspominała o rodzinach, że odeszły tak bardzo od tego, czym powinny być (a wiemy o tem aż nadto dobrze), że grzechy popełniane przez rodziny najwięcej bolą i ranią Serce Boże. Jeżeli więc pragniemy odrodzenia, od rodzin musi się ono rozpocząć. Dlatego one przede wszystkim powinny się ofiarować Niepokalanemu Sercu Maryi, by pod okiem i opieką Matki Najświętszej przerobić się i ukształtować swoje życie na
modłę nazaretańskiego.

Ognisko domowe, którego Królową, Panią i Matką będzie Maryja, nie poprzestanie na słowach tylko ofiarowania, ale w życiu zmieni się w krótkim czasie i wejdzie na tory prawdziwie chrześcijańskie i katolickie. Obecność Maryi nie zniesie żadnego śladu pogaństwa, ani w założeniu rodziny, ani w jej obyczajach. Wszyscy jej członkowie, począwszy od głowy czyli ojca, a skończywszy na dzieciach, muszą być świadomi konieczności zmiany życia, zachowania się i obcowania wzajemnego. W tych wszystkich wypadkach objawia się spoganienie nowoczesne w najwyższym stopniu.

Podstawą jego brak szacunku między ojcem a matką, a zwłaszcza między dziećmi a rodzicami. Nastąpił tutaj dziwny, wprost niepojęty, bo iście koleżeński
stosunek, że syn lub córka odzywają się po imieniu do ojca i matki. Jakże nie na miejscu taka poufałość, jak bardzo obniżająca godność i powagę  rodzicielską. Czyż w takich warunkach i wobec takiego ustosunkowania się może być mowa o jakimkolwiek wychowaniu? Nic więc dziwnego, że najczęściej porządek jest przewrócony i dzieci zabierają się do naprawy postępowania rodziców, a ci nie mają głosu w urabianiu charakteru u swoich własnych dzieci.

Inny porządek został ustanowiony przez Boga. Sam Syn Boży jest najwyższym i niedoścignionym wzorem jaki powinien być stosunek dzieci do rodziców. Rodziny nie będą chrześcijańskie i katolickie, w całym tego słowa znaczeniu, dopóki nie ułożą życia na modłę Nazaretu. Nie wystarczy samo odmówienie aktu, trzeba żyć duchem ofiarowania czyli nazaretańskim. Prośmy Matkę Najświętszą o opiekę specjalną i o zaprowadzenie porządku, jaki panował na łonie Przenajśw. Rodziny.

Zwracamy się do wszystkich rodzin, bez wyjątku, jak Polska długa i szeroka, z gorącym wezwaniem, by się poświęciły Niepokalanemu Sercu Maryi. Niech w tym wielkim dziele odrodzenia naszej Ojczyźnie nie zabraknie ani jednego ogniska domowego. Matka Najświętsza pragnie każdy dom polski zamienić na Nazaret i otoczyć go płaszczem Swojej opieki matczynej. Nie bądźmy głusi na wołanie Jej Serca Najświętszego, ale niech znajdzie u nas, w naszych duszach, oddźwięk zrozumienia.

Młodzież i dzieci, to cząstka szczególnie droga Najsłodszemu Sercu Maryi i przez Nią umiłowana. O ofiarowanie Jej tych serc niewinnych przede wszystkim się upomina. One są bardziej podatne na Jej matczyne wpływy, na przyjęcie odrodzenia, płynącego z Jej Niepokalanego Serca, od dusz, które dopiero przez pokutę mogą wejść na drogi czystości.

Maryja strzec będzie tych niewinnych serc, które się Jej oddadzą i pod płaszczem Jej czułej opieki, przejdą one bezpiecznie przez to życie ziemskie, wśród największych nawet nie bezpieczeństw. Dlatego młodzież i dzieci mają się poświęcić Niepokalanemu Sercu Maryi osobnymi aktami ofiarowania, za raz po odmówieniu ofiarowania przez rodziców. Jakże byłoby wskazanem, aby oprócz tego poświęciły się Najsłodszemu Sercu Maryi szkoły, internaty, sierocińce, a nawet przedszkola.

Z obawy przed chorobami zakaźnymi szczepi się największe maleństwa. Czyż nie byłoby wskazanym uczynić to samo, gdy chodzi o ich dusze? Niemowlęta, które nie umieją jeszcze mówić, niech się ofiarują ustami swoich matek. Maryi potrzeba czystych i niewinnych serc, by je zalewać Swoją czystością i w ten sposób uczynić z nich przybytki Przenajśw. Trójcy. Oby ich się jak najwięcej na naszej polskiej ziemi znałazło. W tym celu wyszukujmy i dostarczajmy Maryi serc niewinnych dziatek nadających się na mieszkanie dla Boga samego.

Matka Najświętsza, ukazując się pastuszkom w Fatimie powiedziała, że dopiero, gdy jej Niepokalane Serce zatriumfuje nastanie pokój trwały na świecie. Stąd możemy wnioskować, że kult Niepokalanego Serca Maryi to nie zwyczajne nabożeństwo, polegające na odmówieniu aktu ofiarowania oraz rozmaitych modlitw.

Dla ułatwienia podajemy porządek, jaki powinien być zachowany przy ofiarowaniu się rodzin. W dniu obranym na tę uroczystość wszyscy członkowie przystąpią do Komunii św. Obraz Niepokalanego Serca Maryi należy umieścić na pierwszym miejscu, najbardziej zaszczytnym w domu,
wśród kwiatów i światła. O ile możliwe jak najpiękniej przystroić. Jeżeli w rodzinie odbyła się już dawniej Intronizacja, obraz Najsłodszego Serca Maryi winien być umieszczony przy obrazie Najświętszego Serca Jezusowego, gdyż Maryja ma zaprowadzić dusze, które się Jej
Niepokalanemu Sercu poświęcają do tym pełniejszego oddania się Chrystusowi Królowi.

Najpierw kapłan, zaproszony na tę uroczystość, poświęca obraz w obecności całej zebranej rodziny. […]

Odmawia się wspólnie cząstkę Różańca i Litanię do Matki Najśw. Następnie rodzice odczytują niżej podany akt ofiarowania:

Do stóp Twoich, o Maryjo, Matko Ukochana, przychodzi dzisiaj cała nasza rodzina, aby poświęcić się nieodwołalnie Twojemu Niepokalanemu Sercu. Oddajemy Ci nasze dusze, serca i ciała. Uczyń z nich przybytki Trójcy Przenajświętszej, oczyść je z wszelkiego brudu, z wszelkiej zmysłowości, z wszelkiego grzechu, aby się mogły stać mieszkaniem Boga Samego, gdyż na to zostaliśmy stworzeni i ochrzczeni. Usuń z naszych dusz i serc wszystko, co się nie podoba Bogu, co razi Jego ojcowskie, pełne świętości oko. Naucz nas cnót nazaretańskich czyli wzajemnej miłości i poszanowania, oraz cichości, wiernego spełniania obowiązków stanu i poddawania się woli Bożej w krzyżach i przeciwnościach.

Przemień nasz dom w prawdziwy Nazaret, w którym Ty, o Maryjo, będziesz nam Panią, Mistrzynią i Matką Najlepszą. Z Twojego Serca Niepokalanego, z tej przystani najwyższej świętości, chcemy czerpać odrodzenie dla naszych dusz, czystość dla naszych serc oraz wszystkie cnoty, miłe Tobie i Jezusowi. Bądź nam, o Maryjo, Przewodniczką na drodze do nieba, prowadź nas do Serca Twojego Boskiego Syna, strzeż nas przed zarazą zepsucia dzisiejszego świata i przed zatrutym tchnieniem jego zmysłowości i pychy.

Pod płaszczem Twojej matczynej opieki pragniemy przebyć tę pielgrzymkę życiową, nie zbaczając z drogi przykazań boskich i kościelnych. Wierzymy, że Twoje Najsłodsze Serce będzie nam światłem w ciemnościach, siłą w przeciwnościach oraz jedyną po mocą i ratunkiem w dążeniu do nieba.

Obieramy Cię dzisiaj, o Matko Najświętsza, uroczyście, Panią naszej rodziny i naszego domu, oddalaj od nas wszelką nieczystość duszy i ciała i spraw, byśmy coraz bardziej żyli czystością Twojego Niepokalanego Serca. Amen.

Źródło: Siostry Karmelitanki Bose, Niepokalane Serce Maryi zbawi świat, Warszawa 2019. Całość tekstu do pobrania na stronie: matris.pl (ebook do pobrania)




Pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny i jego źródło cz. 1

o. Czesław Lacrampe OP

Wystarczy zajrzeć do źródeł tradycji kościelnej, do dzieł Ojców i Doktorów Kościoła, do traktatów teologicznych, do ksiąg liturgicznych, słowem do całej tak bogatej literatury kościelnej, aby się przekonać, że tytuł „pośredniczki”, lub inne mu podobne i z nim równoznaczne bardzo często bywały dawane Matce Zbawiciela. Znajdziemy je w pismach dydaktycznych i polemicznych, w kazaniach i katechezach, w pieśniach i modlitwach, słowem we wszystkich formach piśmiennych, w których się myśl chrześcijańska utrwaliła. Zależnie od autorów i ich zamiarów, od momentów dziejowych, od okazji, które dane pisma wywołały, znaczenia, nadawane tym terminom, mogą być nieco różne; nie przeciwstawiają się one jednak sobie bynajmniej, a raczej uzupełniają się nawzajem. Po dokładnym przeglądzie najważniejszych świadectw, które od IV wieku (49) ciągną się bez przerwy aż do naszych czasów można sprowadzić te znaczenia do następujących:

Maryja bywa nazwana pośredniczką między Bogiem a ludzkością i między Jezusem a ludźmi.

Służy Ona za pośredniczkę dla Boga, aby mógł stać się w Jezusie człowiekiem i przez Niego zejść aż do nas i zbawić nas.

Służy Ona za pośredniczkę człowiekowi, aby mógł się stać jako Jezus Bogiem i przez Niego wznieść się do Boga Ojca i znaleźć u Niego miłosierdzie, łaskę i chwałę.

Służy Ona za pośredniczkę i Jezusowi, iżby mógł przez swe człowieczeństwo stać się naszym bratem, i to bratem rodzonym przez swą naturę ludzką.

Służy wreszcie za pośredniczkę nam wszystkim, abyśmy mogli przez bóstwo Jezusa stać się braćmi Jego — braćmi adoptowanymi przez Jego łaskę. Nie sposób wymienić wszystkich wyrażeń, odnoszących się do roli N. Maryi Panny, które spotykamy u pisarzy kościelnych:

Oto cnoty Jej są źródłem zasługi, a boleść u stóp krzyża ma wartość ofiary; już w swym życiu ziemskim, a tym bardziej w chwale niebieskiej spełnia rolę wstawiennictwa; dobrowolnie
wyraża swą zgodę, aby być Matką Odkupiciela i wziąć udział w Jego dziele; adoptuje nas jako swe własne dzieci i od tej chwili karmi nasze dusze łaskami boskimi, których otrzymuje od swego Syna naczelne i powszechne szafarstwo na mocy swego podwójnego macierzyństwa — wszystko to sprawia, że prawnie należy się Jej tytuł Pośredniczki, który też Jej dają S. Tarazjusz Konstantynopolitański (IX w.) (50) Izydor bp Soluński (51) (XII w.), Eadmer (XII w.) (52) lub Pośredniczki zbawienia, jak chce Św. Bernard (XII w.) (53), lub Pośredniczki między Bogiem i ludźmi, jak się wyrażają Bazyli z Seleucji (V w.) (54) i Św. Wawrzyniec Justiniani (XV w.) (55) lub Pośredniczki przy Pośredniku — tzn. między Chrystusem a nami, tak jak sam Chrystus jest pośrednikiem między nami a Bogiem, wedle słów bł. Alberta Wielkiego (XIII w.) i (56) Św. Bonawentury (XIII w.) (57), lub wreszcie Matki żyjących, Matki miłosierdzia, Matki, przyczyny lub narzędzia zbawienia (58), Pośredniczki świata przed Pośrednikiem (59).

Historia tedy, która krok za krokiem śledzi świadectwa składane przez minione wieki, musi przyznać, że większość Ojców i pisarzy kościelnych jednogłośnie i bez różnicy zdań uznaje powszechne pośrednictwo N. Maryi Panny.

Ataki protestantów w XVI i jansenistów w XVII w., takie „Monita salutaria ad cultores suos indiscretos” Adama de Widenfeld (1673), skierowane przeciw czci Matki Zbawiciela, bynajmniej nie osłabiły tego doktrynalnego rozwoju, ale go tylko pogłębiły, wywołując siłą reakcji odpowiedzi. Nie zliczy już dziś traktatów, które od tego czasu powstają w obronie czci Matki Najświętszej i które zajmują się Jej przywilejami, Jej rolą i kultem, Jej należnym. Wszystkie one w koronie chwały Maryi to najmocniej podkreślają, że jest Ona Pośredniczką, Współodkupicielką, Orędowniczką rodu ludzkiego, że Ona przyczyniła się do pogodzenia nas z Bogiem, do naszego odrodzenia, że i teraz przyczynia się do naszego odrodzenia (60).

Łatwo tedy zrozumieć, że i sam Kościół w swym nauczaniu posługuje się tymi samymi nazwami, dając im zawsze to samo właściwe znaczenie pomimo rozmaitych terminów.

Na zakończenie naszego wykazu podajemy przeto słowa tych, którym z posłannictwa Bożego przypada obowiązek przechowywania w czystości i wyjaśniania całemu Kościołowi prawd, zawartych w skarbcu objawienia.

Benedykt XIV w swej bulli „Gloriosae Dominae” nazywa Maryję „tym boskim strumieniem, za pomocą którego podobało się Bogu wylać na naszą nędzę ludzką zdroje łask swych i darów” (61).

Pius VIII w bulli „Praesentissimum” przypomina, że Maryja jest naszą Matką, a to dlatego, iż Chrystus, umierając na krzyżu powierzył nas Jej na to, aby bez ustanku wstawiała się za nami do swego Syna, podobnie jak Jej Syn to czyni za nami do Ojca. Tę samą myśl znajdujemy i u Grzegorza XVI (62).

Pius IX w sławnej swej Bulli „Ineffabilis”, dającej dogmatyczne określenie Niepokalanego Poczęcia, sławi Maryję jako „przemożną pośredniczkę i orędowniczkę całego świata wobec swego jedynego Syna… została Ona bowiem ustanowiona przez Boga królową nieba i ziemi. Zaś w Encyklice „Ubi primum” posuwa się tak daleko, że mówi: „Taka jest wola tego, który chciał, abyśmy mieli wszystko przez Maryję” (63).

Leon XIII, którego Encykliki maryjne tworzą całkowity traktat teologii mariologicznej (64), niejeden raz nazywa Maryję „pośredniczką naszego pokoju wobec Boga” (Enc. Supremi Apostolatus), „rozdawczynią łask niebieskich” (Enc. Superiore anno), „tą, przez którą skarb wszelkich łask został nam dany” (Enc. Octobri mense), „tą, którą błagamy o pomoc, opierając niejako naszą modlitwę na Jej mocy pośredniczenia” (Enc. Jucunda semper), „tą, której moc już w Jej życiu śmiertelnym się okazała, ale która jest o wiele skuteczniejsza teraz z wyżyn nieba” (Enc. Adjutricem populi, — Fidentem piumque, — Ductrici temporis).

Pius X, święcąc w swej Encyklice „Ad diem illum laetissimum” pięćdziesięciolecie dogmatycznego orzeczenia Niepokalanego Poczęcia, przypomina, że „Maryja zasłużyła sobie, aby stać się odnowicielką upadłej ludzkości i rozdawczynią skarbów bożych, zdobytych za cenę krwi Jezusa Chrystusa”.

Wielka wojna, rozdzierająca ludzkość w tak straszny sposób, dała okazję Benedyktowi XV wezwać listem z 5 maja 1917 roku wszystkich wiernych, aby błagali Boga o pokój przez wstawiennictwo Maryi, „przez której ręce, na mocy pełnego miłości postanowienia Opatrzności, otrzymujemy wszystkie łaski”. A na prośbę Biskupów Belgii, przedstawioną przez Kardynała Mercier’a, S. Kongregacja Obrządków zezwoliła odnośnym ich diecezjom, a także i tym wszystkim, które by o to poprosiły, na osobne Officium i Mszę Św. „De festo B. Mariae Virginis Mediatricis omnium gratiarum”, naznaczając je na dzień 31 maja. Wiele diecezji całego świata pośpieszyło poprosić o łaskę wprowadzenia tego święta, i można się spodziewać, że niedługo będzie ono powszechnym świętem całego Kościoła katolickiego (65).

I dziś miłościwie nam panujący Papież Pius XI nie opuścił sposobności, aby potwierdzić swą wielką powagą w Encyklice, którą przytoczyliśmy na wstępie, uprawnienia N. Maryi Panny do tytułu „Pośredniczki”, tak często jej dawanego.

Wypadnie nam jednak postawić sobie teraz pytanie, czym jest uzasadnione przyznawanie Matce Najświętszej tej roli i tego tytułu? Odpowiedź na to pytanie znajduje się już właściwie
w tym szeregu świadectw, któreśmy przytoczyli i który zmuszeni byliśmy zresztą ograniczyć do najcharakterystyczniejszych odgłosów podania kościelnego. Chcąc jednak nieco zgłębić zajmujące nas zagadnienie, zobaczymy po kolei, że N. Maryja Panna otrzymała darmo prerogatywy, zawarte w tytule Pośredniczki od Boga, że jednak niemniej zyskała je sama, odpowiadając wiernie odwiecznym zamiarom Bożym.

Przeznaczenie Matki Najświętszej, aby być Pośredniczką, było ze strony Boga całkowicie dobrowolne i niczym  nie wywołane, słowem, jak się zwykło mówić w teologii, darmo jej udzielone. Wypadnie tu przypomnieć to, cośmy wyżej, w rozdziale I, powiedzieli, mianowicie, że wszelkie działanie Boże, wychodzące poza Niego „ad extra”, jest całkowicie wolne, że nie jest żadną koniecznością ani potrzebą, słowem niczymq wywołane, ani wymuszone. Skoro tedy nawet Wcielenie i Odkupienie są darem Boga darmo nam danym przez Jego wspaniałomyślność, skoro Bóg mógł był doskonale nic nie stwarzać, nie podnosić swych stworzeń rozumnych do porządku nadprzyrodzonego, a, gdy zeń same spadły w przepaść grzechu, nie ratować ich stamtąd, albo ratować innymi sposobami—to jasnym jest, że i Pośrednictwo Maryi nie mogło pod żadnym względem być koniecznością dla Boga. Jeśli tedy Bóg to Jej pośrednictwo przyjmuje, to dlatego tylko, że sam dobrowolnie je zamyślił i zdecydował, jako jeden ze składników tego wielkiego planu, którego Jezus Chrystus jest centrum, a którego celem jest ponowne nawiązanie między Bogiem a ludźmi stosunków przyjaźni, zerwanych przez grzech (66).

Jasnym jest, że skoro Bóg chciał, aby Jego Syn się wcielił, wypadało Mu dać Matkę Niepokalaną w swym poczęciu, niemożliwym jest bowiem, aby Matka Odkupiciela była zarażona grzechem; a jednak Ona pierwsza musiała być odkupiona już naprzód przez zasługi swego przyszłego Syna. Wypadało, aby była ona doskonałą i posiadała pełnię darów natury i łaski, która wynosiłaby Ją co do zasług i świętości ponad wszystkie stworzenia; wypadało wreszcie, aby była jak najściślej złączona z zadaniami pośrednictwa swego Syna na to, aby ludzkość i od Niej i przez Nią otrzymała swój udział w zadośćuczynieniu i usprawiedliwieniu.

Można tedy z całą ścisłością powiedzieć, że w aktualnym planie, powziętym przez Boga dla dokonania Odkupienia przez Wcielenie, pośrednictwo N. Maryi Panny było konieczne i dla
Boga i dla człowieka.

To też w swych odwiecznych planach uprzednio do wszelkich Jej zasług osobistych Bóg przeznacza Maryję do tej roli pośredniczenia i w pierwszej chwili po upadku zapowiada Ją pierwszym rodzicom; oto mówi On do diabła pod postacią węża: „Żeś to uczynił przeklętyś…. Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą i między nasieniem twym, a nasieniem Jej; Ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę Jej” (67).

Egzegeci zwykli nazywać ten tekst protoewangelią, tzn. pierwszą zapowiedzią Mesjasza-Wybawiciela (68). Choćby brakło innych po temu wskazówek, wystarczałoby to światło, które rzucają nań dwa inne teksty Pisma Św. (Mądrości 11, 24 i Jan 8, 44), w których stary wąż, identyfikowany z szatanem, jest uczyniony odpowiedzialnym za wejście na świat śmierci. Tego samego dowodzi i klasyczny tekst Św. Pawła w liście do Rzymian (69), w którym przeprowadzony jest paralelizm między Adamem i Chrystusem i z którego wypływa i drugi paralelizm między Ewą i Maryją. Jak bowiem w upadku Adam i Ewa, tak w naprawie zniszczonego dzieła Jezus i Maryja tworzą dwie nierozdzielne grupy, i już od czasów apostolskich najpoważniejsi świadkowie objawienia wciąż je sobie przeciwstawiają.

Oto, jak streszcza tradycyjną myśl na tym punkcie Kardynał Newman (70): „W starym testamencie Ewa miała stanowisko wyraźnie określone i to istotne. Wprawdzie losy rodu ludzkiego spoczywały na Adamie, on był naszym przedstawicielem i w nim to wszyscy upadliśmy. Gdyby sama Ewa była zgrzeszyła, a Adam wytrwał w dobrem, nie bylibyśmy stracili nadprzyrodzonych przywilejów, które mu były dane jako naszemu pierwszemu ojcu. Choć więc Ewa nie była głową rasy ludzkiej, miała jednak wobec niej zadanie jej tylko właściwe; Adam… nazwał ją matką wszystkich żyjących, a nazwa ta wyrażała nie tylko sam fakt, ale i godność; i jak była ona w stosunku z całym rodem ludzkim, tak samo otrzymała i specjalną rolę w próbie, jakiej został on poddany, i w jego upadku… Ewa współdziałała w grzechu nie jak narzędzie lub członek, bierny wykonawca rozkazów, ale w sposób poufny i osobisty; ona to doprowadziła do grzechu, jako jego pozytywna przyczyna sprawcza, jako przyczyna sine qua non. Otrzymała też swój udział w karze; wyrok wydany na nią uznaje w niej czynnik sprawczy pokusy i grzechu stąd wynikłego…W tym wiekopomnym dramacie trzy osoby wzięły udział; wąż, niewiasta i mężczyzna.

„Ale oto w chwili ogłaszania wyroku Bóg zapowiedział zdarzenie, w którym znowu mieli się spotkać wąż, niewiasta i mężczyzna; mężczyzna miał być drugim Adamem, niewiasta miała być drugą Ewą i ta druga Ewa miała być matką nowego Adama. «Położę nieprzyjaźń między tobą i niewiastą, między jej nasieniem i twoim». Potomstwo niewiasty to Wcielone Słowo, a niewiasta, której jest Ono potomstwem czy też synem, jest Maryja, Jego Matka. Oto, jakie miejsce Bóg wyznaczył N. Maryi Pannie w planie Odkupienia!” (71).

„Zdjęty litością — śpiewa liturgia — nad pierwszym naszym rodzicem, który, uwiedziony przez diabła, ukąsił zatrutego owocu i legł śmiercią tknięty, Bóg natychmiast naznaczył drzewo, aby wynagrodziło szkodę, którą wyrządziło. Porządek naszego zbawienia tego żądał, aby przemyślność (Boża) wywiodła w pole wielorakie podstępy diabelskie, i aby uzdrowienie przyszło z tego samego źródła, skąd powstała rana” (72).

Racją bytu Maryi jest tedy Jej Pośrednictwo. Oto, co tradycyjny wykład proroczych słów księgi Rodzaju nie przestaje nam głosić od II wieku (73).

Pierwsza niewiasta powstała z łona Adama, aby być jego towarzyszką nierozłączną i uczestniczką jego płodności; jako dziewica jeszcze czysta i nieskalana została ona uwiedziona i pokonana przez diabła aż do tego stopnia, że dopuściła się nieposłuszeństwa względem Boga. Przez nią wszedł na świat grzech i śmierć i dalej szerzyć się będzie w rodzie ludzkim; oto ta, która miała rodzić dzieci na życie wieczne, dzięki uległości i winie pierwszego mężczyzny, ponoszącego za to główną odpowiedzialność, rodzi je teraz na śmierć i na zgubę wieczną.

I druga Ewa dana będzie nowemu Adamowi jako nierozłączna towarzyszka i współuczestniczka w jego płodności nadprzyrodzonej, ale zrodzona będzie na życie łaski na mocy Jego przyszłych zasług, które Ją już naprzód uchronią od cienia zła i grzechu. Do Niej to posłany będzie Anioł, zwiastujący dobrą nowinę, i po wysłuchaniu jego słów, spełni ona akt posłuszeństwa rozkazowi Bożemu, przez który ostatecznie pogrąży szatana i, zjednoczona
na zawsze najściślejszymi więzami z nowym Adamem, przyniesie ludzkości pierwiastek nowego życia i zbawienia.

W słowach tych streszczamy naukę Św. Ignacego Antiocheńskiego (74), Św. Justyna (75), Św. Ireneusza (76), dla których, jak mówi sam Harnack „rola Maryi w naprawie zniszczonego dzieła nie należy bynajmniej do spekulacji teologicznej, ale do istoty religii” (77); następnie Tertuijana (78), Św. Hipolita (79), Św. Grzegorza Cudotwórcy (80), ucznia Orygynesa. Po soborze nicejskim podobnych świadectw mamy coraz więcej: Na Wschodzie można wskazać Św. Jana Chryzostoma, Św. Cyryla Jerozolimskiego, Św. Epifaniusza z Cypru, Św. Efrema Syryjczyka, Św. Jana Damasceńskiego. Na Zachodzie natomiast na Św. Hieronima, Św. Augustyna, których lapidarne słowa stały się klasycznym wyrazem zajmującej nas doktryny: „Mors per Evam, vita per Mariam” (81). „Quoniam per feminam mors nobis acciderat, vita nobis per feminam nasceretur” (82); następnie Św. Ambrożego (83), Św. Piotra Chrysolog-a i tego, który z największą może pobożnością i serdecznością o Matce Najświętszej mówił i pisał, — Św. Bernarda; oto jedno z najpiękniejszych jego powiedzeń:

„Dzieło zniszczone przez pierwszego człowieka, Bóg w swej mądrości i łaskawości jeszcze korzystniej naprawił, dając nam nowego Adama na miejsce starego i przetwarzając Ewę w Maryję… Ewa była dla nas zaiste okrutną pośredniczką, przez nią bowiem ów stary wąż zatruł samego nawet mężczyznę swym jadem. Jakże wierną w porównaniu z nią była Maryja, która miała przygotować niezawodne lekarstwo, dające zbawienie jednej i drugiej płci. Tamta była narzędziem uwiedzenia — ta przebłagania. Tamta namówiła do przestępstwa — ta przyniosła odkupienie” (84).

Św. Bernard, można powiedzieć, ujmuje w syntetyczną całość doktrynę o pośrednictwie N. Maryi Panny taką, jaką rozwinęły poprzedzające go pokolenia, i przekazuje ją średnim wiekom i naszym czasom. Od jego czasów nie sposób naliczyć świadectw, potwierdzających to ogólne przekonanie. Wszystkie one razem pozwalają nam stwierdzić, że Mądrość Boża i Jego Miłość dla świata wyznaczyła od wieków Maryi rolę Powszechnej Pośredniczki, i że dla wykonania tej misji otrzymała Ona wszystkie pozostałe swoje przywileje (85).

Źródło: Lacrampe, C. OP, Wszechpośrednictwo N. Maryi Panny, Lublin – Uniwersytet 1929 [język uwspółcześniono].

Przypisy:

49. Przytaczamy tu teksty, które zawierają termin „Pośredniczki” lub jemu równoznaczne. Teksty, które zajmują się wogóle rolą Marji w dziele odkupienia są znacznie starsze i sięgają czasów apostolskich.

50. Homilia in S. S. Deiparae Praesentationem. P. Gr. XCVIII, 1500.

51. Sermo in Dormitionem. B. V. Mariae. P. Gr. CXXXIX, 163.

52. Liber de excellentia Virginis Mariae. P. L. CXLIX, 574.

53. Epistoła 174. P. L. CCXXXII, 333.

54. Oratio 39 in Sanctae Deiparae Annuntiationem. P. Gr. LXXXV, 444.

55. Sermo in Annuntiatione B. V. M. Op. omnia, Antyerpiae, 1706, t. III, str. l.

56. De laudibus B. Mariae Virginis, 1.11 c. 5. Op. omnia. Ed. Vives, t. 36, str. 68. Także Mariale, qu. 29, § 2-5. O. omnia, t. 37, str. 61.

57. III. Sent. Dist. III, qu. l art. 3 qu. 2.

58. Terrien. Merę des hommes. Paris 1902, t. l, str. 532. Bittremieux.  De mediatione B. M. V. Brug-is, 1926. str. 112-126. Petau. De Incarnatione, LXIV, c. 9. Ed. Vives. Z tych trzech autorów czerpiemy przytoczone świadectwa, tak skrzętnie przez nich zebrane.

59. Z pośród wielu świadectw o pośrednictwie Marji nader cenne zarówno ze względu na swą wyrazistość, jak i na starożytność, są stówa Św. Efrema, wyjęte z jego czwartej modlitwy do N. Maryi Panny; „Domina mea Sanctissima Dei Genitrix et gratia plena, pelagus inexhaustus divinarum secretarumque largitionum ac munerum, bonorum omnium erogatio, omnium post Trinitatem Domina, post Paraditum alius consolator, et post Mediatorem Mediatrix totius mundi, vide meam fidem, meumque desiderium divinitus datum”… Op. omnia, Ed. Venetiis, t. III, str. 528.

60. Diet. Theol. Cath. „Marie Mediatrice”, vol. IX col. 2390-2405.

61. Gloriosae Dominae (1748). Op. omnia. Ed. Prati 1846, t. XVI, str. 428.

62. Legnani G. H. De theologica certitudine maternitatis B. M. Virginis quoad fideles. Venezia 1899, str. 19 ss.

63. „Si quid spei in nobis est; si quid gratiae, si quid salutis, ab ea noverimus redundare… quia sic est voluntas eius, qui totum nos habere voluit per Mariam. Pii IX Acta, t. I, str. 164.

64. Le Rohellec.  Marie dispensatrice des graces divines.  Paris, 1925, str. 71.

65. Tamże, str. 68.

66. Kardynał Lepicier formułuje to w następujących słowach: Praedestinatio B. Virginis in Matrem Dei pendet a praevisione peccati Adami, ut si homo non peccasset, ita praedestinata non fuisset in Matrem Dei”. De B. Virgine Maria. Paris, 1906, cz. I., rozdz. l, art. 2, str. 15. Ponieważ
boskie macierzyństwo Maryi jest podstawą wszystkich jej prerogatyw, przeto jasnym jest, że o pośrednictwie, które wszystkie te prerogatywy obejmuje można powiedzieć to samo, co i o macierzyństwie.

67. Rozdz. 3, 14-15.

68. Murillo L„ S. J. El Genesis. Romae 1914, str. 305-306.—Zschoppe, H., Historia Sacra N. Testament!. Ed. 7, Leipzig-, 1920, str. 37. — Bover J. Universalis B. Virginis Meditatio ex Proto-Evangelio demonstrata. Gregorianum, vol V, str. 574.

69. Rzym. 5, 12 i 6, 23; Col. l, 13 i 2, 14.

70. Du culte de !a Ste Vierge dans 1’Eg-lise catholique. Trad. des Benedictins de Farnborough. Paris 1908. str. 48 ss. Powyższa praca jest listem otwartym Newmana do E. B. Pusey, który w swym „Eirenicon” (1865) atakował to, co nazywał Marjolatrją Kościoła katolickiego.

71. Bazyli z Seleucji orat. 3 n. 4. P. Gr. LXXXV, 61.

72. „De parentis protoplasti

Fraude Factor condolens
Quando pomi noxialis
In necem morsu corruit
Ipse lignum tunc notavit
Damna ligni ut solveret.

Hoc opus nostrae salutis
Ordo depoposcerat
Multiformis proditoris
Ars ut artem falleret
Et medelam ferret inde
Hostis unde laeserat.

73. Neubert, E. Marie dans FEglise anteniceenne. Paris, 1908, str. 238.

74. List do Efezów, c. 19.

75. Dialog z Trytonem 100, 4—6. Poi. przekł. Ks. Bpa Lisieckiego, str. 280. Sw. Justyn pierwszy z pisarzy kościelnych sławi Marję za Jej zwycięstwo, którem uprzedziła Odkupienie „le triomphe anticipe de la Redemption”. Patrz Lagrange: St. Justin, Paris, 1914. str. 176.

76. Adversus haereses III, 21—23; V, 19. P. Gr. VII, 955 ss. i 1175.

77. Texte und Untersuchungen c. 31, str. 66, cytowane przez Bittremieux, l. c., str. 105—106. Patrz także Nathanael Bonwetsch. Die Theologie des Ireneus. Giitersioch 1925, str. 102 ss.

78. De carne Christi, 117. P. L. II, 782.

79. Epist. ad Diognetum, dwa ostatnie rozdziały. Patres Apost. Ed. Funck. I, 396 ss.

80. Sermo de Nativitate Christi 23; 1-a Homilia de Annuntiatione B. M. V. P. Gr. X, 147 ss.

81. Epist. 21 n. 105. P. L. XXII, 408.

82. De agone Christiano 22. P. L. XL, 303.

83. Z pomiędzy ojców łacińskich Sw. Ambroży częściej od innnych rozwijatę antytezę; jemu to przypisywane są słowa: Malum per feminam immo per feminam bonum; quia per Evam occidimur, per Mariam stamus; per Evam prostrati, erecti per Mariam; per Evam servituti addicti, per Marłam liberi effecti. Eva nobis sustulit diuturnitatem, Maria nobis reddidit perpetuitatem;

Eva nos dominari fecit per arboris pommum, Maria absolvit per arboris donum, quia et Christus in ligno pependit ut fructus… felix Eva per quam natus est populus, felicior Maria per quam natus est Christus”. Sermo 45, De primo Adam et secundo 2, 5. P. L. XVIII, 692. Patrz doskonałe studjum: Bover J. M. — La mediacion universai de Maria segun San Ambrosio. Gregorianum, V str. 25 ss.

84. Sermo infra oct. Assumptioms. P. L. CLXXXIII, 429.

85. Paralelizm między Marją i Ewą dobrze opracowat w szeregu artykułów Dom Renaudin O. S. B. La mission de corredemptrice et la definibilite de 1’assomption”. Revue Thomiste 1904, 1905, 1906.




Żołnierz Chrystusa i Maryi poprzez przykład życia

Emil Neubert SM

Piękne przemówienia mówców zbierają oklaski; ale to proste słowa świętych nawracają i uświęcają. Proboszcz z Ars, poprzez wyjaśnianie katechizmu ludziom tłoczącym się w jego małym kościele lub wypowiadając kilka słów do penitentów w konfesjonale działał cuda, których nie udawało się zdziałać żadnemu z wielkich kaznodziejów Paryża. Uczony kardynał du Perron tak wypowiadał się o działalności św. Franciszka Salezego, ówczesnego biskupa genewskiego: „Jeżeli chcesz odeprzeć zarzuty heretyków, przyprowadź ich do mnie. Jeżeli chcesz ich nawrócić, zaprowadź ich do Biskupa Genewy”. 

Nie musisz być świętym, aby mieć prawo mówić; nie musisz starać się go przypominać. Musisz być tylko prawdziwym uczniem Chrystusa i odważyć się takiego ucznia przypominać.

Uczeń Chrystusa praktykuje przede wszystkim cnoty zwane naturalnymi, czyli cnoty, które odnajdujemy w człowieku godnym szacunku i szanującym siebie. A to dlatego, że Chrystus był doskonałym Człowiekiem i doskonałym Bogiem.

Bądź zawsze szczery i prawdomówny! Pogardzaj kłamstwem! Chrystus powiedział: „Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37).

Bądź wzorem uczciwości. Czy można by sobie wyobrazić Chrystusa oszukującego w celu osiągnięcia swoich korzyści? Prawość, szczególnie w obecnych czasach, stała się tak rzadka, że z łatwością zjednuje człowiekowi szacunek i zaufanie innych.

Staraj się wykonywać dobrze każdą pracę, nawet jeżeli inni swoją psują lub celowo ją niszczą. Rozważaj jak Chrystus Cieśla wykonywał swoje zajęcia.

Usiłuj stać się ekspertem w swojej dziedzinie. Słowo wykwalifikowanego mechanika ma większą wagę niż słowo partacza, nawet jeżeli zna się on na religii czy socjologii, a nie tylko na samochodach.

Niech twoja cnota nie budzi żadnych wątpliwości! Dzięki niej będziesz mógł każdego obdarzyć spokojnym i niezmąconym spojrzeniem.

Bądź uprzejmy w stosunku do wszystkich, przyjaciół i wrogów. Niech twój język i zachowanie będą pełne szacunku, a inni będą Cię szanować.

Bądź więcej niż uprzejmy: bądź pełen godności! Jeżeli jesteś młody, nie wymaga się od ciebie powagi starca. Ale nawet młody chrześcijanin powinien mieć poczucie swojej godności jako brat i świadek Chrystusa. Noblesse oblige!

Żyj w skupieniu! Myśl często o Chrystusie, który zamieszkuje w tobie. W ten sposób, stopniowo będziesz Nim promieniował wokół siebie. Nawet niewierzący doświadczą w tobie owej tajemniczej obecności, która sprawi, że rozpoznają w tobie Boga, którego oni nie ważą się nazwać.

Bądź chrześcijaninem bez strachu i bez wymówek! Po prostu – chrześcijaninem bez chełpliwości i bez szukania ludzkiego poważania. Wszyscy – łącznie z wrogami chrześcijaństwa – szanują osoby posiadające odwagę cywilną, postępujące zgodnie ze swoimi przekonaniami i konsekwentne w przestrzeganiu zasad. Przypomnij sobie słowa Chrystusa: „Albowiem kto by się wstydził mnie i słów moich między plemieniem tym cudzołożnym i grzesznym, zawstydzi się go i Syn Człowieczy, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi” (Mk 8, 38).

Umiej utrzymać swoją duszę w pokoju, nawet pośród nieprzyjaciół, zniewag czy prześladowań. Kto zawsze potrafi panować nad sobą, z łatwością panuje nad innymi.

Z miłości do Chrystusa, uśmiechaj się do wszystkich, którzy do ciebie się zwracają; nie jak sprzedawca chcący sprzedać swój towar, ale jak chrześcijanin odnajdujący Chrystusa we wszystkich swoich braciach, nawet w tych wrogo nastawionych.

Bądź miłosierny wobec każdego. Wyświadczaj wszystkie możliwe przysługi, nie tylko swoim przyjaciołom i nie tylko katolikom, ale także innym: miłosierdzie chrześcijan jest uniwersalne. „Jeśli miłujecie tych, co was miłują, cóż za zapłatę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż więcej czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 5, 46-47).

Wyświadczając innym przysługę, rób to z miłości do Chrystusa, a nie tylko wykorzystując prawo, aby, razem z przysługą, dać im radę lub wygłosić kazanie.

Zachowuj się przy innych tak, aby twoje towarzystwo sprawiało, że będą szczęśliwsi. Jak? Poproś swoją Matkę niebieską, aby nauczyła cię sprawiać przyjemność Jezusowi, który w nich zamieszkuje.

W ten sposób zawsze będziesz świadkiem Chrystusa, nawet nie wspominając Jego imienia. Być może nikogo natychmiast nie nawrócisz, ale twoje zachowanie przyciągnie ich bliżej Boga, a kiedy przyjdzie właściwa chwila, wrażenie, jakie na nich wywarłeś, ułatwi im przyjęcie łaski Bożej. Najwięcej owocu nie przynosi zazwyczaj nasienie, które wzrasta natychmiast, ale to, któremu wzejście zajmuje więcej czasu.

Jak wypracować taką doskonałość w każdych okolicznościach? Otóż, można ją osiągnąć zastanawiając się często, co Chrystus uczyniłby na twoim miejscu i prosząc Matkę Chrystusa, aby nauczyła Cię postępować, tak jak On. Czyż nie jest Jej misją uformować cię na podobieństwo swego Pierworodnego? Jeżeli będziesz Ją wzywał, Ona sprawi, że zrozumiesz to, w jaki sposób Chrystus zareagowałby na twoim miejscu i wyjedna ci odwagę bycia drugim Chrystusem.

Często przeglądasz strony Ewangelii, aby tam odnaleźć nauczanie Chrystusa na temat różnych życiowych problemów. Ale czy odnajdziesz tam największą z danych nam przez Niego nauk, a mianowicie wiedzę o Jego Osobie? Rozważaj nie tylko Jego słowa, ale przede wszystkim Jego życie, ponieważ bardziej oddziaływał On na ludzi swoim życiem aniżeli swoimi słowami.

Rozważając to, przypomnij sobie, że Maryja odbyła to rozważanie przed tobą. Całe swoje życie poświęciła medytowaniu wszystkiego tego, co widziała i słyszała o swoim Synu. Nie zapominaj także, że, zgodnie ze słowami świętego papieża Piusa X, „nikt nie jest lepszym przewodnikiem w nauczaniu Jezusa niż Maryja”. Proś Ją, w każdym rozważanym wydarzeniu świętej opowieści, aby pomogła ci zrozumieć i doświadczyć to, co Ona zrozumiała i czego doświadczyła; i błagaj Ją, aby dała ci siłę przetłumaczenia tej wiedzy na twoje życie.

Syn Maryi był jeszcze nieznany, gdy przyszedł ochrzcić się w Jordanie. Jan Chrzciciel powiedział dwóm Jego uczniom, Andrzejowi i Janowi: „Oto Baranek Boży”. Nie zrozumieli tego, ale rozpoczęli rozmowę z młodym Nieznajomym, jakim wówczas był dla nich Jezus, i On ich zdobył. Opuścili Jana Chrzciciela, aby przyłączyć się do Jezusa. Andrzej przyprowadził Mu Szymona, swojego brata. Jezus spojrzał na niego i powiedział: „Ty jesteś Szymon, syn Jony; ty będziesz nazwany Kefas (co się wykłada: Opoka)” (J 1, 42). Od tamtej chwili Piotr miał największy entuzjazm ze wszystkich Jego uczniów. Następnego dnia Jezus spotkał Filipa. Powiedział do niego bez wyjaśniania: „Pójdź za mną!”. I Filip, także zafascynowany Jezusem dołączył zaraz do grupki. Chciał także przyprowadzić swojego przyjaciela, Natanaela. Ten był jednak racjonalistą. Uprzedzony przeciwko Nazarejczykowi zażądał dowodu. Gdy tylko Jezus przemówił jednym słowem, Natanael, przepełniony entuzjazmem, przyłączył się do Niego. Potem Jezus powołał jeszcze siedmiu innych uczniów – których chciał powołać – a oni poszli za Nim posłusznie. Dwunastka opuściła swoje sprawy, swoją pracę, swoje domy, swoje pola, a nawet swoje żony i dzieci, aby zawsze być blisko Jezusa, dzieląc Jego ubóstwo, Jego niedostatki, a wkrótce także prześladowania i zagrożenie śmiercią.

Tych dwunastu, to były dusze wybrane. Jednak zwykli Izraelici także byli pod urokiem młodego Proroka. Kiedy dowiadywali się, że Jezus z Nazaretu właśnie przyjechał do ich miasteczka czy wsi, opuszczali swoje zajęcia i zbierali się wokół Niego, słuchając długimi godzinami i podążając za Nim aż na pustynię. Tracili poczucie czasu i świadomość swoich potrzeb. Przebywali z Nim przez kilka dni z rzędu, zapominając o jedzeniu, ponieważ nie pomyśleli o zaopatrzeniu się w żywność. Nie rozumieli wszystkich Jego nauk, ale znacznie bardziej niż one fascynowała ich Jego Osoba.

Żadna szczera dusza nie oparła się Jego wpływowi. Byli tam prości i pobożni Izraelici; ale między nimi byli także celnicy, wielcy grzesznicy, a nawet upadłe kobiety, które przyszły do Niego, aby opłakiwać swoje grzechy. Pewnego dnia słudzy przysłani przez kapłanów przyszli pojmać Jezusa. Oni także ulegli urokowi Jego Osoby i kiedy, wróciwszy do swoich mocodawców, zostali zapytani: „dlaczego Go nie przyprowadziliście?”, odpowiedzieli: „Nigdy żaden człowiek nie przemawiał jak ten człowiek”. Nawet Piłat był z szacunku onieśmielony, stojąc przed tym Żydem, którego przyprowadzono mu jako złoczyńcę i wichrzyciela porządku publicznego. Pomimo że Jezus zechciał wypowiedzieć do niego tylko kilka słów, Piłata napełnił w obecności Jezusa pobożny strach. Pozbawiony szat i przybity do krzyża pomiędzy dwoma łotrami, Jezus doświadczał niewypowiedzianych udręk. Jednak jeden ze złodziei, obraziwszy Go, poczuł skruchę i w swym towarzyszu tortur rozpoznał najwyższego Pana niebios. Nawet centurion, który Go pilnował, krzyknął przy Jego śmierci: „Prawdziwie człowiek ten był Synem Bożym”.

Cóż takiego dawało Chrystusowi ten cudowny wpływ na dusze? Po części niewątpliwie miała na nie wpływ Jego Boskość. Ale nie wszystko, co robił, miało cudowną naturę. Wielka część tego wpływu była możliwa dzięki naturalnemu usposobieniu i cechom Chrystusa, udoskonalonym przez łaskę.

Była ona możliwa dzięki Jego nieustannemu skupieniu w Bogu, które odczuwały nawet nieznające Go osoby.

Była ona możliwa dzięki zawsze doskonałej powadze Jego Osoby, tak w towarzystwie przyjaciół jak i wrogów, nawet i przede wszystkim podczas Jego Męki, w obecności żołnierzy, arcykapłanów, Piłata, Heroda i Jego oprawców.

Była ona możliwa dzięki świętości Jego życia. Swoim wrogom mógł rzucić to wyzwanie: „Kto z was dowiedzie na mnie grzechu?” (Jn 8, 46).

Była ona możliwa dzięki Jego nieustraszonej szczerości, która sprawiała, że zawsze mówił prawdę, nawet jeśli ta prawda dezorientowała Jego przyjaciół, irytowała Jego wrogów, sprowadziła na Niego wyrok śmierci. „Nauczycielu, wiemy, żeś jest prawdomówny, a nie dbasz o nikogo” (Mk 12, 14).

Była ona możliwa dzięki Jego odwadze, za sprawą której sam (Apostołowie nie byli bowiem dla Niego wsparciem) stawiał czoła licznym swoim przeciwnikom: kupcom w Świątyni i kapłanom, którzy ich bronili; swoim rodakom w Nazarecie, którzy chcieli strącić Go z urwiska; faryzeuszom, uczonym w piśmie, arcykapłanom i ich zwolennikom; Piłatowi, rzymskiemu namiestnikowi; Herodowi, tetrarsze Galilei.

Jednak bardziej niż cokolwiek najwięcej serc i umysłów zyskała Mu Jego miłość.

Jego miłość była płomienna. Wszyscy, którzy się do Niego zbliżali czuli, że kocha ich wszystkimi władzami swojej duszy i że pragnie jedynie sprawić, aby byli szczęśliwi.

Jego miłość była oddana. Od świtu do nocy nauczał, pocieszał i dokonywał cudów, przemierzając miasta i wsie w poszukiwaniu dusz, nie czekając aż przyjdą do Niego. Pozbawił się odpoczynku i snu; zapominał o jedzeniu, aby w całości  oddać się tym, którzy Jego potrzebowali.

Jego miłość była bezinteresowna. Nikt nigdy nie mógł doszukać się w Nim najmniejszego egoistycznego odruchu. Całkowicie zapominał o sobie. Toteż św. Paweł mógł napisać o Nim: „Chrystus nie miał upodobania w sobie” (Rz 15, 3).

Jego miłość była uniwersalna. Każdy mógł do Niego przyjść. Czynił cuda dla wielu osób, które później obróciły się przeciwko Niemu. Rozdał cudownie rozmnożony chleb pięciu tysiącom ludzi, którzy opuścili Go dzień po tym, jak obiecał Chleb Eucharystyczny. Prosił o przebaczenie dla swoich wrogów: „Ojcze! Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).

Jego miłość była niestrudzona. Obojętność, niezrozumienie, konflikty, nienawiść nie zniechęcały Go, a wręcz przeciwnie – wzbudzały w Nim jeszcze większą miłość. I w chwili, gdy prawie wszyscy się Go wyparli, z nienawiści bądź z obojętności, On dał im największy dowód swojej miłości, umierając za nich.

Jego miłość była miłosierna. Ktokolwiek cierpiał na ciele lub duszy, miał u Niego wyjątkowe prawo pierwszeństwa. Grzesznicy byli mu szczególnie drodzy. Głosił, że dla niech przyszedł; bronił ich.

Jego miłość była czuła. Wzruszało Go każde cierpienie. Aby przynieść ludziom ulgę, dokonywał licznych cudów. Płakał nad Łazarzem i nad występną Jerozolimą. 

Jego miłość była subtelna. Umiał wzbogacić każdy swój dar poprzez sposób, w jaki go dawał. Wieczorem, w szabat, gdy był zmęczony całodziennym nauczaniem, przyniesiono Mu chorych z Kafarnaum. Zamiast ­­ich uzdrowić ogólnym błogosławieństwem, zdecydował się położyć ręce na każdym z nich z osobna. Innego dnia trędowaci poprosili, aby ich uzdrowił z ich odrażającej choroby. Nikt nie miał odwagi zbliżyć się do trędowatego, a nieszczęśnicy dotknięci tą chorobą musieli trzymać się z dala od innych. Ale Jezus wyciągnął do nich ręce, dotknął ich i uleczył.

Jego miłość była subtelna. Szanował grzeszników, a przede wszystkim grzeszne kobiety! Nawracał ich jednym słowem miłości, bez czynienia im wymówek.

Jego miłość była nieskończenie hojna: „Większej nad tę miłość nikt nie ma, żeby kto życie swe oddał za przyjaciół swoich” (J 15, 13). On oddał swoje życie za wrogów.

Czy rozważałeś kiedyś fakt, że te ludzkie cechy Jezus odziedziczył po swojej Matce? Był bowiem Bogiem, jak Jego Ojciec, i Człowiekiem, jak Jego Matka. I to od swojej Matki, tylko od swojej Matki, otrzymał ludzką naturę. Bez wątpienia, Jego naturalne cechy były w Nim uszlachetnione poprzez boskość i poprzez Jego duszę stworzoną bezpośrednio przez Boga. Jednak fundament dla tych cech otrzymał od Maryi.

Odziedziczył po Niej w szczególności nieopisaną słodycz, łagodność, delikatność w miłości. Nieszczęśliwi, grzesznicy i małe dzieci instynktownie lgnęły do Niego za sprawą maryjnego charakteru Jego duszy, który przyciągał swoją nieodpartą słodyczą.

Poprzez zachowanie i charakter staraj się być drugim Chrystusem – Chrystusem, Synem Boga i Synem Maryi – i wówczas także ty zdobędziesz dla Niego wiele dusz.

Źródło: o. Emil Neubert SM, Królowa dusz walczących, Płock 2016.




Maryja w życiu św. kardynała Newmana

13 października odbyła się kanonizacja angielskiego kardynała Johna Henry’ego Newmana (1801-1890). Kard. Newman był konwertytą z anglikanizmu. Jego wstąpienie do Kościoła katolickiego w 1845 r. było poprzedzone wzmożoną miłością do Matki Bożej. To jego maryjność, jeszcze jako duchownego anglikańskiego, zbliżała go coraz mocniej do Kościoła katolickiego.

W 1826 r. John Henry Newman został nauczycielem w Oriel College w Oksfordzie. Tam poznał anglikanina Kościoła wysokiego, Hurrella Froude’a. Zostali przyjaciółmi. To dzięki Froude’owi Newman zainteresował się nabożeństwem do Matki Bożej. W 1832 r., w uroczystość Zwiastowania, Newman – pełniący wówczas funkcję pastora kaplicy uniwersyteckiej pw. Najświętszej Maryi Panny – nauczał w kazaniu: „Kto może ocenić świętość i doskonałość Maryi, która została wybrana na Matkę Chrystusa? Jakie musiały być Jej talenty, skoro została ustanowiona jedyną bliską ziemską krewną Syna Bożego, jedyną, którą z natury miał czcić i szanować; wybrana, aby Go szkolić i kształcić, aby Go pouczać z dnia na dzień, gdy wzrastał w mądrości i w latach?”.

Odtąd Maryja miała formować, edukować i pouczać młodego anglikańskiego duchownego, ponieważ on także dorastał w mądrości i w latach – i w oddaniu się Jej – w sposób, którego nie był w stanie przewidzieć.

Po śmierci Froude’a w 1836 roku, Newman otrzymał jego Brewiarz Rzymski. Zaczął go codziennie odmawiać, ale pomimo swojego nowego nabożeństwa do Maryi, nie uwzględniał modlitw Brewiarza wzywających Jej wstawiennictwa. Nadal kierowała nim anglikańska niechęć do niektórych aspektów katolickiego nabożeństwa do Matki Bożej.

W 1841 r. profesor C. W. Russell z katolickiego seminarium w Maynooth w Irlandii napisał do Newmana. Russell zapewnił go, że ​​głębsza znajomość nauczania Kościoła na temat Najświętszej Dziewicy pomogłaby złagodzić wszelkie obawy, jakie miał na ten temat. Russell odważył się nawet zasugerować, całkiem słusznie, że Różaniec był jedynie „serią medytacji o Wcieleniu, Męce i Chwale naszego Odkupiciela”. Wysłał także Newmanowi kopię homilii św. Alfonsa Liguoriego o Matce Bożej. Kilkadziesiąt lat później w swojej autobiografii Apologia Pro Vita Sua (1864), Newman napisał: „[Russell] miał być może największy związek z moim nawróceniem niż ktokolwiek inny”.

Zanim Newman postanowił zostać katolikiem, jego zrozumienie roli Maryi w życiu chrześcijan i w dziele odkupienia ludzkości zostało znacznie pogłębione dzięki lekturze Ojców Kościoła. Pisząc o Trzecim Soborze Ekumenicznym w Efezie (431 r.), gdzie potwierdzono godność Maryi jako Theotokos, czyli Matki Bożej, zauważył, że było to konieczne „w celu ochrony doktryny Wcielenia i zachowania wiary katolików przed podstępnym humanitaryzmem”. Z czasem zwrócił uwagę na to, że te grupy chrześcijańskie, które wyrzekły się jakiegokolwiek nabożeństwa do Matki Bożej„ wkrótce przestały uwielbiać Jej Wiecznego Syna.

Newman był pod wielkim wpływem poglądu Ojców Kościoła na Maryję jako na Drugą Ewę. Opierając się na pismach św. Justyna, św. Ireneusza i Tertuliana, Newman wyjaśnił, że Ewa spowodowała upadek człowieka i że, jako „nowa Ewa”, Maryja uczestniczyła w naszym zbawieniu. Tak jak Ewa współpracowała z diabłem, przynosząc wielkie zło, Maryja również współpracowała z łaską, aby osiągnąć znacznie większe dobro. Dzięki tej analizie Newman mógł rzucić okiem na wielką godność Matki Bożej.
Najwyższą godnością Maryi i być może jej największym tytułem jest tytuł Theotokos, czyli Matki Boga. Gdy formalnie potwierdzono użycie Theotokos na Soborze w Efezie, Newman zastanawiał się, jak to było możliwe, że anglikanie nie zobaczyli tego, co on teraz widział, a mianowicie, że całe katolickie rozumienie Maryi jest zasadniczo rozumieniem Ojców Kościoła.

Można śmiało powiedzieć, że im bardziej Newman zbliżał się do Kościoła, tym bardziej zbliżał się do Matki Bożej. Po nawróceniu w 1849 r. opublikował swoje przemówienia skierowane do zgromadzeń mieszanych. Rozmyślał o roli Maryi jako o bastionie wiary w życiu chrześcijanina i jako o głównym świadku Wcielenia.

„Kościół i Szatan zgodzili się w tym, że Syn i Matka szli razem; a doświadczenie  trzech [ostatnich] stuleci potwierdziło ich świadectwo, ponieważ katolicy, którzy czcili Matkę, nadal czczą Syna, podczas gdy protestanci, którzy już przestali wyznawać  Syna, rozpoczynali, szydząc z Matki”.

W odniesieniu do wstawienniczej mocy Matki Bożej Newman, niewątpliwie świadomy protestanckich obaw w tym zakresie, wykazał biblijną naturę wstawiennictwa za pomocą przykładów zaczerpniętych zarówno z postaci Starego (Abrahama, Mojżesza), jak i Nowego Testamentu (Filipa, Andrzeja).

Jeśli chodzi o Wniebowzięcie Maryi, Newman zrozumiał, że doktryna ta była nie tylko była wyznawana od najdawniejszych czasów, ale także pozostawała w pełni spójna z innymi prawdami Objawienia, w szczególności z doktryną o Bożym Macierzyństwie Maryi i zmartwychwstaniu ciała.

„Jeśli Stwórca przyjdzie na ziemię w postaci sługi i stworzenia”, pyta Newman, „dlaczego Jego Matka nie może z drugiej strony stać się Królową Niebios i być odziana w słońce i mieć księżyc pod swoimi stopami?”

W ostatnich latach wzrok Newmana znacznie się pogorszył. Nie był w stanie modlić się swoim Brewiarzem. Zastąpił go odmawianiem Różańca. Jednak jeszcze przed tym czasem, gdy nie pisał i nie czytał, ludzie wokół niego widzieli, jak często nosił Różaniec w dłoniach.

Wzrastając w miłości do tego maryjnego nabożeństwa, napisał, że Chrystus „zstąpił z nieba i zamieszkał wśród nas i umarł za nas. Wszystkie te rzeczy są w Credo, które zawiera najważniejsze rzeczy, które nam o sobie objawił. Otóż wielka moc Różańca polega na tym, że czyni z Credo modlitwę. Oczywiście Credo jest w pewnym sensie modlitwą i wielkim aktem hołdu Bogu, ale Różaniec podaje nam wielkie prawdy o Jego życiu i śmierci, aby je medytować, i przybliża je do naszych serc”. Dalej dodaje: „I tak kontemplujemy wszystkie wielkie tajemnice Jego życia i Jego narodzin w stajence, podobnie tajemnice Jego cierpienia i błogosławionego życia. Jednak nawet chrześcijanie, z całą swoją wiedzą o Bogu, zwykle mają ku Niemu więcej podziwu niż miłości, a szczególna cnota Różańca polega na szczególnym spojrzeniu na te tajemnice. Albowiem wszystkie nasze myśli o Nim mieszają się z myślami o Jego Matce, a rozważając relacje między Matką i Synem mamy przed oczami Świętą Rodzinę — dom, w którym mieszkał Bóg. Otóż rodzina, nawet po ludzku, jest rzeczą świętą. O ile bardziej rodzina, połączona nadprzyrodzonymi więzami, a przede wszystkim rodzina, w którym Bóg mieszkał ze swoją Najświętszą Matką”.

Oprac. na podst.: http://www.ncregister.com