1

Pius XI: O Różańcu Świętym

PIUS XI

ENCYKLIKA INGRAVESCENTIBUS MALIS

jego Świątobliwości Ojca Świętego, Piusa XI, do czcigodnych braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszów pokój i jedność ze Stolicą Apostolską utrzymujących, O różańcu św. N. Maryi P.*

CZCIGODNI BRACIA

POZDROWIENIE I BŁOGOSŁAWIEŃSTWO APOSTOLSKIE

Wobec wzrastającej fali zła (Ingravescentibus malis), szerzącego się w naszych czasach, świadczyliśmy niejednokrotnie, świeżo zaś w encyklice Divini Redemptoris [1], że jedynym na nie lekarstwem jest powrót do Chrystusa i świętych Jego przykazań. Bo On jeden “ma słowa żywota wiecznego” [2]; nie może bowiem ani jednostka ani społeczeństwo – jeśli wzgardzą Jego majestatem i prawem Bożym – niczego utworzyć, co by zwolna w sposób wielce żałosny nie rozpadło się w gruzy.

Ale ktokolwiek z uwagą zagłębi się w dziejach Kościoła, zauważy łacno, że losy chrześcijaństwa nierozerwalnie spoiły się z przemożną opieką Bogarodzicy Dziewicy. Ilekroć bowiem szeroko krzewiące się błędy rozedrzeć usiłowały nieszytą szatę Kościoła i podkopać jego jedność, ojcowie nasi uciekali się ufnym sercem do Tej, która “sama jedna wszystkie pokonała herezje na całym świecie”[3], a wskutek Jej zwycięstwa szczęśliwsze nastawały czasy. Kiedy zaś niewierni mahometanie, dufni w swą flotę potężną i wojsko ogromne nieśli narodom Europy klęskę i niewolę, wzywano z woli Ojca świętego z całą usilnością opieki Matki niebiańskiej i pokonano w ten sposób wrogów i statki ich zatopiono. A jak w niebezpieczeństwie publicznym, tak i prywatnym udawali się wierni wszystkich czasów z gorącym błaganiem do Maryi, aby łaskawie przyszła im w pomoc i uprosiła im osłodę i lekarstwo w cierpieniach. I nikt nigdy na próżno nie uciekał się do przemożnego Jej wstawiennictwa, kto z pobożną i ufną modlitwą do niej się udawał.

W dzisiejszych zaś czasach Kościołowi i społeczeństwu niemniej poważne zagrażają niebezpieczeństwa. Skoro tak niezmiernie wielu lekceważy, albo zgoła odrzuca najwyższy i wieczny autorytet Boga nakazującego i zakazującego, nastąpić musi nieuchronnie osłabienie poczucia obowiązków chrześcijańskich oraz nadwątlenie albo nawet całkowity zanik wiary w duszach, a w końcu podważenie i ostateczny upadek samych fundamentów społeczności ludzkiej. Dlatego z jednej strony widzimy nieubłaganą walkę klasową między tymi, którzy opływają w dostatki a robotnikami, którzy z pracy rąk wyżywić muszą siebie i rodzinę. Jak powszechnie wiadomo, doszło w niektórych krajach nawet do tego, że zniesiono zupełnie prawo własności prywatnej i wszelkie mienie ogłoszono wspólnym dobrem. Z drugiej strony nie brak polityków, głoszących wyraźny kult państwa, którzy podkreślają zawsze i wszędzie znaczenie porządku społecznego i autorytetu i szczycą się, że to oni najskuteczniej zwalczają zgubne plany komunistów; wzgardziwszy jednak światłem prawdy ewangelicznej, usiłują wznowić błędy pogańskie i pogański sposób życia. Do zamysłów tych dochodzi owa podstępna bardzo i wielce niebezpieczna sekta tych, którzy przecząc istnieniu Boga, albo nienawidząc Go, nazywają siebie bluźnierczo nieprzyjaciółmi Stwórcy wiekuistego; wkradają się wszędzie; uwłaczają wszelkiej religii i zabijają wiarę w duszach; depcą w końcu wszelkie prawa ludzkie i Boskie: a ponieważ mają w pogardzie nadzieję dóbr niebiańskich i mamią ludzi obietnicą urojonej szczęśliwości doczesnej, zdobytej chociażby za cenę największych zbrodni, wywołują zuchwale krwawe zamieszki, bunty i wojny domowe, a tym samym całkowitą przygotowują anarchię.

Ale, Czcigodni Bracia, chociaż tak liczne i wielkie grożą nam niebezpieczeństwa i gorszych jeszcze lękamy się w przyszłości, nie powinniśmy upadać na duchu, ani porzucać nadziei i ufności, na Bogu jedynie opartej. Ten, który uleczalne stworzył ludy i narody [4]., niewątpliwie nie opuści tych, których drogą Krwią swoją odkupił; nie opuści Kościoła swojego. Musimy jednak, jak to podnieśliśmy już na początku, udać się jako do możnej Orędowniczki i Patronki, do Najśw. Maryi Panny; albowiem wedle słów św. Bernarda “taka jest wola (Boga), że przez Maryję wszystko otrzymać możemy” [5]. Pośród różnych i bardzo pożytecznych nabożeństw do Matki Bożej zajmuje wedle ogólnego przeświadczenia wiernych pierwsze i naczelne miejsce Różaniec. Ten sposób modlitwy, nazwany przez niektórych “Psałterzem Najśw. Maryi Panny”, albo “Skrótem Ewangelii i streszczeniem życia chrześcijańskiego”, tymi słowy jedynie określa i gorąco zaleca Poprzednik Nasz, śp. Leon XIII: “Wspaniały wieniec z Pozdrowienia Anielskiego uwity, Modlitwą Pańską przeplatany, z obowiązkiem rozmyślania złączony, najpiękniejszy sposób modlitwy… i do zdobycia żywota wiecznego szczególnie skuteczny” [6].. Wskazują na to kwiaty same, z których ów wieniec mistyczny uwity. Jakież bowiem stosowniejsze i świętsze można by znaleźć modlitwy? Pierwsza z nich wypłynęła z ust samego Zbawiciela, wtenczas, kiedy Go uczniowie prosili: “Naucz nas modlić się” [7].; prześwięte to błaganie pozwala nam w miarę sił naszych głosić chwałę Bożą, ale nie zapomina też o wszelakich potrzebach ciała i duszy. Bo czyżby naprawdę zdarzyć się mogło, żeby Ojciec odwieczny, słowy własnego Syna proszony, nie przybył nam na pomoc? Drugą modlitwą jest Pozdrowienie Anielskie, zaczynające się od słów pochwalnych archanioła Gabriela i św. Elżbiety, a kończące się ową błagalną prośbą do Matki Bożej, aby sobie teraz i w ostatniej godzinie wspomożenie Jej wyjednać.

Do modłów tych, odmawianych ustnie, dochodzi rozpamiętywanie świętych tajemnic, stawiających nam przed oczy radości, smutki i triumfy Jezusa Chrystusa i Matki Jego, tak, że z nich czerpiemy osłodę i pociechę w utrapieniach swoich; i pod wpływem owych świętych przykładów po wyższych stopniach doskonałości dążymy do ojczyzny szczęśliwości wiecznej.

Łatwy to, bez wątpienia, Czcigodni Bracia, i do wszystkich dostosowany umysłów, nawet prostych i nieuczonych, sposób modlitwy rozpowszechniony cudownie przez św. Dominika nie bez zachęty ze strony Matki Bożej i bez pobudki niebiańskiej. Jakże bardzo mylą się ci, którzy odrzucają go jako rzekomo bezduszne i jednostajne powtarzanie zawsze tych samych słów, stosowne co najwyżej dla dzieci i kobiet! Wobec takiego zarzutu należy zaznaczyć, że chociaż pobożność, podobnie jak miłość, często te same powtarza słowa, nie wyraża jednak tych samych myśli, lecz dorzuca zawsze coś nowego, dobytego z głębi serca, gorejącego miłością. Nadto ten sposób modlitwy tchnie naprawdę prostotą ewangeliczną i pokorą ducha i tej prostoty i pokory wymaga; kto nimi wzgardzi, nie znajdzie drogi do nieba, jak poucza nas Zbawiciel Boży: “Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie poprawicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego” [8]. Jeśli świat w swej pysze Różaniec ośmiesza i odrzuca, to nieprzejrzany wręcz zastęp świętych ze wszystkich wieków i każdego stanu nie tylko serdecznie go pokochał i pobożnie odmawiał, ale używał go też zawsze jako potężnego oręża w walce z szatanem, dla zachowania czystości życia, dla skuteczniejszego uzyskania cnót i w końcu do szerzenia pokoju wśród ludzi. Nie zbywało też na wielu wybitnych bardzo uczonych, którzy mimo nawału wyczerpujących studiów i badań naukowych, nie opuszczali żadnego dnia, żeby nie uklęknąć przed obrazem Matki Bożej i nie odmówić pobożnie Różańca. Nawet królowie i książęta uważali to za święty obowiązek, mimo, że obarczeni byli kłopotami i trudami rządzenia. Dlatego nie tylko ręce prostaczków i ubogich piastują i ściskają tę koronkę mistyczną, ale przynosi ona zaszczyt ludziom wszelkiego stanu.

Nie chcemy też pominąć milczeniem, że Najśw. Panna sama, i w naszych czasach, ten sposób modlitwy gorąco poleciła, objawiając się w grocie w Lourdes i własnym przykładem ucząc niewinne dziewczątko odmawiania Różańca. Czemuż więc nie mielibyśmy się wszystkiego spodziewać, wzywając należycie i święcie, jako się godzi, Matkę niebiańską?

Pragniemy też, Czcigodni Bracia, aby wszyscy wierni, zwłaszcza w nadchodzącym październiku, tak w świątyniach, jako też w domach prywatnych z większą jeszcze to czynili żarliwością. Modlić należy się w roku bieżącym przede wszystkim w tej intencji, aby wszyscy, zarówno ci nieprzyjaciele Boga, którzy wyrzekają się Stwórcy odwiecznego i zuchwale Nim gardzą, jako też ci, którzy następują na wiarę katolicką i swobodę przynależną Kościołowi, oraz ci w końcu, którzy w szale nienawiści buntują się przeciw prawom Boskim i ludzkim i ku ruinie i zagładzie usiłują pociągnąć społeczność ludzką, pokonani przecież zostali za przemożnym wstawiennictwem Bogarodzicy Dziewicy i w duchu pokuty szczerze się nawrócili i pod Jej opiekę się oddali. Niech Ta, która wielce szkodliwą sektę albigensów zwycięsko przepędziła z granic krajów chrześcijańskich, uproszona naszym błaganiem, zwalczy także nowe błędy, zwłaszcza błędy komunistów, którzy z niejednego powodu i niejedną zbrodnią przypominają owe dawne sekty. Jak w czasie wypraw krzyżowych narody europejskie podnosiły jeden głos i jedno błaganie, tak dziś na całym świecie w miastach i miasteczkach, a nawet po wioskach i siołach, prośmy gorąco w wspólnym porywie umysłów i serc Wielką Boga Rodzicielkę o to jedno, aby pognębieni zostali grabarze cywilizacji chrześcijańskiej; aby zmęczonym i zatrwożonym narodom zabłysła jutrzenka prawdziwego pokoju. Jeśli wszyscy chrześcijanie połączą swe ufne i żarliwe wołanie błagalne, możemy niezłomną żywić nadzieję, że Najświętsza Panna jak dawniej, tak i dziś uprosi u swego Syna Bożego, aby wzburzone fale przycichły, opadły i uspokoiły się i aby ten wspólny chwalebny wysiłek modlitewny promiennym uwieńczony został zwycięstwem.

Nadto Różaniec jest nie tylko skutecznym orężem w walce z wrogami Boga i z nieprzyjaciółmi wiary, ale krzewi także i rozwija cnoty ewangeliczne i zdobywa dla nich dusze. Przede wszystkim podsyca wiarę katolicką, odradzającą się łatwo pod wpływem rozważania świętych tajemnic, i podnosi dusze do prawd od Boga użyczonych. Przyzna to każdy, że doniosłe to znaczenie posiada on zwłaszcza w czasach dzisiejszych, kiedy pewna niechęć do spraw duchowych i pewna odraza do nauki chrześcijańskiej opanowała niemało dusz, nawet pomiędzy wiernymi.

Natomiast ożywia nadzieję osiągnięcia dóbr nieśmiertelnych triumf Jezusa Chrystusa i Matki Jego, który w ostatniej części Różańca rozważamy, ukazując nam niebo otwarte i wzywając nas do zdobywania wiecznej ojczyzny. Dlatego teraz, kiedy serca ludzkie rozpala taka chuć posiadania dóbr ziemskich a ludzie coraz namiętniej płoną pożądaniem dóbr znikomych i przemijających rozkoszy, przypomina się wszystkim skarby niebieskie, “dokąd złodziej się nie zbliży i gdzie mól nie niweczy” [9]. i przywodzi na myśl dobra, trwające na wieki.

A dlaczegóż by ci, w których duszach wyschła i wyziębła miłość, skoro w czasie Różańca ze smutkiem serdecznym rozważą mękę i śmierć Zbawiciela naszego oraz utrapienia Bolesnej Jego Matki, nie mieli zapłonąć pragnieniem płacenia miłością za miłość? Z owej Bożej bowiem miłości nie może nie zbudzić się naprawdę gorętsza miłość bliźniego, jeśli się nabożnie rozważy, ile trudów, ile bólu wycierpiał Chrystus Pan, aby wszyscy wrócili do utraconego dziedzictwa synów Bożych.

Przeto, Czcigodni Bracia, niech to będzie przedmiotem szczególnej waszej troski, aby tak owocny sposób modlitwy rozpowszechniał się coraz więcej, w poszanowaniu był u wszystkich i pobożność wszystkich pomnażał. Przyczyńcie się własnym słowem i przez usta współpracowników waszych w duszpasterstwie do tego, aby wierni wszelkiego stanu jasno i wyraźnie poznali piękność i pożytek Różańca. Niech z niego czerpie siłę młodzież, aby mogła okiełznać rosnącą moc złego i czystość zachować nietkniętą. W nim starcy powinni często szukać ukojenia, osłody i pokoju w uciążliwościach wieku. A bojownikom Akcji Katolickiej niech doda bodźca do ochotniejszego i gorliwszego apostolstwa. Strapionym zaś wszelkiego rodzaju – a zwłaszcza konającym w ostatniej godzinie – niech przyniesie osłodę i wzmocni nadzieję osiągnięcia szczęśliwości wiecznej.

Niech szczególnie też ojcowie i matki przyświecają pod tym względem dzieciom dobrym przykładem. Kiedy zwłaszcza pod koniec dnia wracają wszyscy od pracy i zajęć w zacisze domowe, powinno grono dziatek pod przewodnictwem rodziców i przed świętym obrazem Matki Niebiańskiej jednym głosem, w jednej wierze, w jednym duchu odmawiać Różaniec. Jest to przepiękny i zbawienny zwyczaj; nie można wątpić, że zapewni rodzinie pogodne współżycie i sprowadzi na nią dary niebieskie. Ilekroć też przyjmujemy nowozaślubione małżeństwa i po ojcowsku do nich przemawiamy, dajemy im zawsze koronkę i gorąco ją polecamy. Zachęcamy ich usilnie – na własny powołując się przykład – aby ani w jednym dniu nie zaniedbali tych modłów, choćby nie wiedzieć jak obarczeni byli kłopotami i pracami.

Z tych powodów uważaliśmy, Czcigodni Bracia, za rzecz odpowiednią, aby zachęcić was, a przez was, wszystkie owieczki wasze do tej modlitwy różańcowej, a nie wątpimy, że chętnie, jak zawsze, słuchając Naszego polecenia, obfite zbierzecie owoce. Jest inna jeszcze sprawa, która przy pisaniu tej encykliki leży Nam na sercu; mianowicie pragniemy, by wraz z Nami wszyscy Nasi synowie w Chrystusie złożyli Najchwalebniejszej Bogarodzicy serdeczne podziękowanie za silniejsze zdrowie, szczęśliwie przez Nas odzyskane. Jak to już przy innej napisaliśmy okazji [10], łaskę tę przypisujemy wstawiennictwu Dziewicy z Lisieux, św. Teresie od. Dzieciątka Jezus; niemniej jednak wiemy, że wszystkie łaski Najwyższego i Wszechmocnego Boga pochodzą przez ręce Bogarodzicy.

W końcu, ponieważ bardzo niedawno ośmielono się publicznie w prasie ciężko znieważyć imię Najświętszej Panny, nie możemy pominąć tej sposobności, aby razem z Episkopatem i ludem tego narodu, który czci Maryję jako Królową Korony Polskiej, także z popędu własnego serca nie złożyć Tej Niebiańskiej Królowej należnego Jej zadosyćuczynienia i z żalem i oburzeniem nie napiętnować przed całym światem katolickim tego niecnego czynu w łonie ucywilizowanego narodu bezkarnie popełnionego.

Tymczasem zaś jako zadatek łask Bożych i w dowód ojcowskiej Naszej miłości przesyłamy w Panu jak najmiłościwiej wam, Czcigodni Bracia, i owieczkom pieczy waszej powierzonym, Błogosławieństwo Apostolskie.

Dan w Castel Gandolfo, w pobliżu Rzymu, dnia 29 września, w uroczystość Św. Michała Archanioła, w roku 1937, szesnastym Naszego Pontyfikatu.

PIUS PP. XI

Przypisy:

* Acta Apost. Sedis, tom XXIX, str. 373, w przekładzie J. E. Ks. Biskupa Dra Okoniewskiego.

1. Acta Ap. Sedis 1937, vol. XXIX, p. 65.

2. Cf. Io 6, 69.

3. Ex Brev. Rom.

4. Cf. Sap 1,14.

5. Sermo in Nativ. B. M. V. 1.

6. Acta Leonis, 1898, vol. XVIII, pp. 154, 155.

7. Lc. 11,1.

8. Mat. 18, 3.

9. Lc. 12, 53.

10. Cf. odręczne pismo do J. E. kardynała Pacellego, Osseroatore Romano, 5 września, 1937, nr 207.

Źródło: Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie, Nr 11, listopad 1937, s. 473 – 478. (via www.opoka.pl)

Ilustracja: Fragment obrazu Matka Boża z Różańcem, Guido Reni, 1596, (Creative Commons via Wikipedia)




Poświęcenie rodzaju ludzkiego Maryi w intencji pokoju na świecie

Reginald Garrigou-Lagrange OP

Powaga wydarzeń ostatnich lat, rewolucja bolszewicka, hiszpańska wojna domowa oraz wojna światowa pokazują, że wierni powinni coraz mocniej uciekać się do Boga poprzez wielkich pośredników, których dał nam On ze względu na naszą słabość. Okropieństwo tych wydarzeń pokazuje w sposób szczególnie uderzający, do czego zdolni są ludzie, gdy zupełnie wyrzekają się Boga i organizują swoje życie bez Niego, z dala od Niego i przeciw Niemu. Kiedy zamiast wierzyć w Boga, pokładać w Nim nadzieję i przede wszystkim kochać Go, a w Nim naszego bliźniego, chcemy wierzyć w ludzkość, mieć w niej nadzieję i kochać ją w sposób czysto ziemski, nie musimy długo czekać, aby ukazała się nam ze wszystkimi swymi skazami i otwartymi ranami: pychą życia, pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i całą brutalnością, jaka z tego wynika. Gdy zamiast czynić Boga naszym celem ostatecznym, który wszyscy mogą jednocześnie posiadać, poszukujemy naszego ostatecznego celu w dobrach ziemskich, szybko odkrywamy, że głęboko nas one dzielą, bowiem ten sam dom, to samo pole, to samo terytorium nie może należeć jednocześnie i integralnie do kilku właścicieli. Im bardziej materializujemy swoje życie, tym bardziej pobudzone zostają niższe pożądania niepodporządkowane  wyższej formie miłości, tym ostrzejsze stają się konflikty między jednostkami, klasami i narodami, aż w końcu ziemia staje się prawdziwym piekłem.

Pan Jezus pokazuje zatem ludziom, kim bez Niego się stają. Jest to uderzający komentarz do tych słów Zbawiciela: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15, 5); „Kto nie jest ze mną, przeciwko mnie jest; a kto nie gromadzi ze mną, rozprasza” (Mt 12, 30); „Szukajcie więc naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane” (Mt 6, 33). Psalmista w ten sam sposób mówi: „Jeśli Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go budują; jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa ten, który go strzeże” (Ps 126, 1).

Dwa wielkie zła naszej epoki, jak powiedział papież Pius XI, to z jednej strony materialistyczny i ateistyczny komunizm oparty na programie „bezbożników”, a z drugiej strony nieograniczony nacjonalizm, którego celem jest ustanowienie zwierzchnictwa silniejszych narodów nad słabszymi, bez poszanowania prawa Boskiego i naturalnego. Stąd wynika gorzki konflikt, w którym pogrąża się cały świat.

Jako lekarstwo na to zło, najgorliwsi wśród katolików pochodzących z narodów będących de facto po przeciwnych stronach odczuwają potrzebę wspólnej modlitwy, która ponownie zjednoczy przed Bogiem dusze prawdziwych chrześcijan we wszystkich krajach, aby coraz mocniej utwierdzać rządy Boga i Jego Chrystusa w miejsce panowania pychy i chciwości. W tym celu codziennie odprawiane są Msze i adoracja Najświętszego Sakramentu. Ten ostatni został ustanowiony w różnych krajach w tak szybki i powszechny sposób, że należy uważać go za owoc wielkiej łaski od Boga.

Pokój zewnętrzny nie zostanie osiągnięty przez świat inaczej, jak tylko poprzez spokój wewnętrzny dusz, prowadzący je na powrót do Boga i do ustanowienia panowania Chrystusa w głębi ich umysłów, serc i woli. Aby zbłąkane dusze powracały do Tego, Który sam może je zbawić, konieczne jest skorzystanie z wstawiennictwa Maryi, Uniwersalnej Pośredniczki i Matki wszystkich ludzi. Mówi się o grzesznikach, którzy wydają się na zawsze zgubieni, że należy ich zawierzyć Maryi: to samo dotyczy zbłąkanych ludów chrześcijańskich.

Wpływ Najświętszej Maryi Panny ma doprowadzić dusze do Jej Syna, podobnie jak wpływ Chrystusa, Uniwersalnego Pośrednika, ma na celu doprowadzenie ich do Jego Ojca.

Modlitwa Maryi, zwłaszcza odkąd została wzięta do nieba, jest powszechna w najszerszym tego słowa znaczeniu. Modli się nie tylko za poszczególne dusze na ziemi i w czyśćcu, ale także za rodziny i wszystkie narody, które powinny żyć w promieniach światła Ewangelii i pod wpływem Kościoła. Co więcej, siła Jej modlitwy bierze się stąd, że ​​jest bardziej oświecona i pochodzi z miłości Boga i dusz, i nic nie może Jej osłabić ani przerwać. Miłosierna miłość Maryi do ludzi przewyższa miłość wszystkich aniołów i świętych razem wziętych, podobnie jak moc Jej wstawiennictwa u Najświętszego Serca Jej Syna.

Dlatego wiele pobożnych dusz ze wszystkich stron świata, przed niespotykanym dotąd bezładem i tragicznymi cierpieniami tej godziny, odczuwa potrzebę uciekania się do odkupieńczej Miłości Chrystusa za wstawiennictwem Maryi Pośredniczki.

W wielu krajach, zwłaszcza w klasztorach żarliwego życia kontemplacyjnego, przypomina się, że wielu francuskich biskupów zebrało się w Lourdes podczas drugiego krajowego kongresu maryjnego, 27 lipca 1929 r., i wyraziło papieżowi swoje pragnienie poświęcenia rodzaju ludzkiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Należy także pamiętać, że ks. Deschamps SJ, w 1900 r., Kardynał Richard, arcybiskup Paryża, w 1906 r., ks. Le Dore, przełożony generalny eudystów, w 1908 i 1912 r. oraz ks. Lintelo SJ, w 1914 r. zainicjowali stworzenie petycji skierowanych do papieża w celu doprowadzenia do poświęcenia rodzaju ludzkiego Niepokalanemu Sercu Maryi.

Aktem zbiorowym biskupi Francji na początku I wojny światowej, w grudniu 1914 r., poświęcili Francję Maryi. Kardynał Mercier w 1915 r. w liście pasterskim o Maryi Pośredniczce pozdrowił Najświętszą Dziewicę, Matkę rodzaju ludzkiego, jako Królową Świata. Ks. Lucas, nowy przełożony generalny eudystów, uzyskał w ciągu kilku miesięcy ponad trzysta tysięcy podpisów, aby przyspieszyć za sprawą tej konsekrację pokój Chrystusa poprzez Jego panowanie.

Siłą, której potrzebujemy w obecnych wstrząsach, jest modlitwa Maryi, Matki wszystkich ludzi, która otrzyma dla nas pokój od Zbawiciela. Jej wstawiennictwo ma ogromną moc przeciwko złemu duchowi, który opanował ludzi, klasy i narody. Jeśli formalny pakt z demonem, uczyniony przez człowieka intencjonalnie, może mieć tragiczne konsekwencje w życiu duszy i zesłać ją na wieczne potępienie, jakiż duchowy skutek przyniesie konsekracja Maryi, dokonana w głębokim duchu wiary i często odnawiana z jeszcze większą wiernością?

Być może pamiętamy, że w grudniu 1836 r. czcigodny proboszcz kościoła Matki Bożej Zwycięskiej w Paryżu, odprawiając Mszę św. przy ołtarzu Najświętszej Dziewicy, zrozpaczony myślą o widocznym niepowodzeniu swojej posługi, usłyszał te słowa: „Poświęć swoją parafię Najświętszemu i Niepokalanemu Sercu Maryi”, a kiedy dokonano konsekracji, w parafii rozpoczęły się przemiany.

Modlitwa Maryi za nas jest modlitwą Matki bardzo mądrej, bardzo kochającej i bardzo silnej, która nieustannie czuwa nad swoimi dziećmi, nad wszystkimi ludźmi powołanymi do przyjęcia owoców Odkupienia. Takie jest doświadczenie każdego, kto codziennie poświęca Maryi wszystkie swoje dzieła, materialne i duchowe, i wszystkie swoje przedsięwzięcia. Odzyskuje wiarę i pewność siebie, gdy wszystko wydaje się stracone.

Otóż, jeżeli dzięki indywidualnemu poświęceniu Maryi swojej duszy otrzymujemy codziennie wielkie łaski światła, miłości i siły, jakież będą owoce poświęcenia rodzaju ludzkiego Zbawicielowi przez samą Maryję, dokonanego na prośbę powszechnego Ojca wszystkich wiernych — najwyższego Pasterza? Jakiż będzie skutek konsekracji dokonanej w ten sposób, zwłaszcza jeśli wierni między różnymi narodami zjednoczą się, aby zmienić swoje życie zgodnie z tym poświęceniem, w żarliwej modlitwie często odnawianej podczas Mszy Świętej?

Aby sprawić, że Ojciec Święty spełni ten akt, konieczne jest, aby wystarczająca liczba wiernych zrozumiała ostatnią lekcję, którą otrzymała od Opatrzności Bożej. Innymi słowy, wystarczająca liczba wiernych powinna przyjąć znaczenie i doniosłość tej konsekracji. W przeciwnym razie nie będzie w stanie uzyskać wymaganych efektów. W Boskim planie utrapienia mijają, gdy przyniosą skutek, jaki miały wywołać, gdy dusze z nich skorzystały – tak jak czyściec kończy się, gdy dusza zostaje oczyszczona.

Jak mawiała pewna świątobliwa osoba duchowna [1]: „Nie żyjemy dla siebie; musimy wszystko widzieć takie, jakie jest to w planie Bożym; nasze obecne cierpienia – nawet gdyby miały osiągnąć szczyt i gdybyśmy sami zostali poświęceni w tej tragedii – zdobywają i przygotowują przyszłe triumfy Kościoła […] Kościół przechodzi zatem od walki do walki i od zwycięstwa do zwycięstwa, następujące kolejno po sobie, aż do Wieczności, która będzie ostatecznym zwycięstwem. «Czyż nie było potrzeba, żeby to cierpiał Chrystus, i tak wszedł do chwały swojej» (Łk 24, 26). Kościół i dusze muszą iść tą samą drogą. Kościół nie żyje tylko przez jeden dzień; kiedy męczennicy padali jak płatki śniegu zimą, czyż nie można było pomyśleć, że wszystko zostało stracone? Nie, ich krew przygotowywała triumfy przyszłości”.

W trudnym okresie, przez który przechodzimy, Kościół potrzebuje bardzo hojnych dusz, prawdziwych świętych. To Maryja, Matka Łaski Bożej, Matka Najczystsza, Dziewica Najroztropniejsza i Najsilniejsza, kształtuje te dusze.

Z różnych stron Pan Jezus proponuje duszom wewnętrznym modlitwę, której forma może się różnić, ale której treść jest zawsze taka sama: „W naszych czasach, gdy duch pychy doprowadzony do stanu ateizmu stara się rozprzestrzenić między narodami, O Panie, bądź jak dusza mojej duszy, życie mego życia, daj mi głębsze zrozumienie tajemnicy Odkupienia i Twego świętego poniżenia samego siebie – lekarstwa na wszelką pychę. Daj mi szczere pragnienie uczestnictwa , w stopniu przeznaczonym dla mnie przez Opatrzność, w tych zbawiennych upokorzeniach i spraw, abym znalazł w tym pragnieniu siłę, pokój i – jeżeli tego pragniesz – radość, aby wzbudzić moją odwagę i zaufanie otaczających mnie ludzi”.

Aby wejść praktycznie w głąb tajemnicy Odkupienia, konieczne jest, aby Maryja, która u stóp Krzyża weszła w nią głębiej niż jakiekolwiek inne stworzenie, nauczyła nas w naszych duszach i objawiła nam słowami Ewangelii, ducha, w którym Ona żyła w całej pełni.

Niech Matka Zbawiciela raczy poprzez swoją modlitwę umieścić wszystkich wiernych różnych narodów pod promieniami tych słów Chrystusa: „A ja chwałę, którą mi dałeś, dałem im, aby byli jedno, jak i my jedno jesteśmy” (Jan 17, 22).

Należy mieć nadzieję, że pewnego dnia, kiedy nadejdzie godzina wyznaczona przez Opatrzność Bożą, i kiedy dusze zostaną przygotowane, Najwyższy Pasterz, w odpowiedzi na modlitwy biskupów i wiernych, poświęci ludzkość Miłosiernemu i Niepokalanemu Sercu Maryi [2], aby Matka Boża jeszcze mocniej prowadziła nas do swego Syna i w ten sposób uzyskała pokój dla świata. Byłoby to nowe potwierdzenie powszechnego pośrednictwa Najświętszej Maryi Panny.

Idźmy do Niej z największą pewnością: została nazwana „nadzieją utrapionych”, a idąc do Niej jako do najlepszej i najmądrzejszej spośród matek, pójdziemy do Jezusa jako do naszego jedynego i miłosiernego Zbawiciela.
 

Źródło: R. Garrigou-Lagrange OP, La Mère du Sauveur et notre vie intérieure, Paris 1948.

[1] Matka Maria od Jezusa, założycielka Towarzystwa Córek Serca Jezusa: „Pensees de la Servante de Dieu, Mere Marie de Jesus (1841–1884), Rome, 1918, ss. 43 sqq ..

[2] Poświęcenie zostało dokonane przez papieża Piusa XII w 1942 r.




La Salette: Powrotna fala do Boga

ks. Franciszek Czarnik MS

Przez długie dni zimowe nieprzebrane masy śniegu i grube pokrywy lodu nazbierały się w górach. Zdusiły wszelkie piękne życie. Nie ma — zdawałoby się —mocy, żeby rozkuć te kajdany…

Pewnego dnia ciepły wiatr południowy dotknął jednak zimnych zboczy. Ponura martwota zniknęła, wróciło życie ze śpiewami, kwiatami, zielenią… Od wielu lat w wiosce la Salette, w okolicznych miasteczkach i osiedlach zamarło życie religijne. Jego miejsce zajęło rozwydrzenie moralne: grubiaństwo, duch buntu, lekceważenie postu i dni świętych, przekleństwa i bluźnierstwa najokropniejsze wśród starszych i dzieci. Do sakramentów św. nikt prawie nie przystępował, kościoły parafialne świeciły pustkami, na mszę św. chodziło dosłownie kilka starszych niewiast, inni szli, aby popatrzeć i wykpić. Księża ledwo mogli pokazać się publicznie, najgorliwszych nawet duszpasterzy spotykały zniewagi. Szal życia i użycia ogarnął wszystkich. Najuroczystsze święta parafialne hańbiono orgiami: ordynarnymi śpiewami, tańcami, pijatyką, które trwały bez przerwy kilkanaście dni i nocy. Nie sposób było tych ludzi opamiętać. Zwierzę ludzkie szalało, zdoławszy wmówić w człowieka, że tak jest dobrze, że w tym jest cel i szczęście.

Dziewiętnasty września 1846 r. stał się wiosną zmartwychwstania dla tych zapamiętałych. Słowa Pięknej Pani, pełne groźby i miłości, opowiadanie dzieci stanowcze i wierne, niezwykłe uzdrowienia dokonały tego, co zdawało się niemożliwe. Poprzez serca powiał duch skruchy i gorliwości.

Pierwszą zdobyczą Królowej z la Salette był gospodarz Melanii, Chrzciciel Pra. W dzień objawienia wieczorem postanowił iść nazajutrz grabić liście. Opowiadanie dzieci starał się brać lekko, na żart. Ale — nie pokazując tego po sobie — zastanawiał się. Przestraszył się gróźb Pięknej Pani. Nie miał odwagi pracować już w niedzielę. Rozpoczął życie lepsze i bardziej chrześcijańskie.

Ojciec Maksymina był jednym z najsławniejszych pijaków w okolicy. I, jakby mu ta sława nie wystarczała, starał się i syna wciągnąć w swoje ślady. Sześcioletnie dziecko brał do karczmy i raczył je mocnym alkoholem, śmiejąc się z grymasów chłopca. Ale Piękna Pani zemściła się na nim po matczynemu. Woda z la Salette przyniosła zdrowie schorzałym piersiom i opamiętanie w życiu. „Stało się. Nawróciłem się! Idę zaraz do ks. proboszcza, żeby się wyspowiadać!” W rzeczy samej: odtąd nie słyszało się przekleństw, zerwał z karczmą. Oddał się modlitwie i przystępowaniu do sakramentów św., nie opuścił ani jednej mszy św. A na tak cudownie znalezionej drodze wytrwał do końca i, trzy lata później, śmiercią prawdziwie chrześcijańską i budującą zadokumentował swoje nawrócenie.

Hasło powrotu do Boga zabrzmiało. Trzy tygodnie po zjawieniu dziekan miejscowy mógł napisać do biskupa: „Objawienie wywarło cudowne skutki. Ludzie uczęszczają na nabożeństwa i przestali pracować w niedzielę”. Kościoły przybrały wygląd jak najbardziej wzruszający i budujący. Starzy i młodzi garnęli się do nich ze świętą gorliwością. Nie słyszało się przekleństw i bluźnierstw. Na Boże Narodzenie konfesjonały były dosłownie oblężone. Na pasterce 500 osób przystąpiło do komunii św., w tym połowa mężczyzn. Nikt nie pracuje w niedzielę. Zbiory na polach, nadchodzi burza, nikt nie ratuje zboża. Trzeba dopiero specjalnego rozkazu ks. proboszcza. Zamiast szalonych dancingów – uczęszczanie do kościoła, pielgrzymki na górę zjawienia; zamiast hulatyk, złorzeczeń na Boga i życie –  modlitwy, łzy pokuty i radość nawrócenia.

Góra saletyńska stała się cudotwórczą kazalnicą. Poważna i surowa zmusza do poważnego zastanowienia. Tam wysoko, gdzie nikną wszelkie ślady ludzkiego, hałaśliwego życia, tam sprawa duszy staje się pierwszą. Tam nie idą ciekawi wycieczkowicze. Tam wszystkie ścieżyny i zaciszne miejsca znaczone modlitwą. Bo tam królestwo Pośredniczki grzeszników.

Odmiana dusz zaczyna się najczęściej przy cudownej studzience, w obliczu statuy Dziewicy siedzącej z rękoma wspartymi o kolana, z twarzą ukrytą w dłoniach. Reszta dokonuje się w konfesjonałach. Gdyby one mogły mówić!

Młody oficer sztabowy przybył na górę zjawienia. Ciekawie przygląda się tłumom, okolicy, budowom. Nie może zrozumieć, po co tylu ludzi ciągnie w to opuszczone miejsce. Po godzinie, znudzony, zabiera się do wyjścia, żałując, że tyle się natrudził. Idzie jeszcze z wizytą do ks. przełożonego. Po dziesięciu minutach grzecznościowej rozmowy o niczym, chce odejść.

— Czy pan oglądał już wszystko, co na tej górze interesuje pielgrzymów? — pyta ksiądz.

— Zdaje mi się, że tak.

– Czy widział pan cudowne źródełko?

— No, nie. Nie wiedziałem nic o nim. Gdzie jest?

— Tam, na dole. Nim pan zejdzie z góry, proszę je zobaczyć. Co więcej, proszę wypić szklankę wody z tego źródła. Nikomu nie zaszkodziła, a wielu pomogła. Proszę to zrobić dla mnie

— Jeżeli to księdzu sprawi przyjemność, to owszem.

Wytworny wojskowy odszedł. Upływały godziny: chyba już dawno opuścił górę.

Wieczorem donoszą księdzu, że jakiś oficer sztabowy prosi o spowiedź. Tak, to był on. — Proszę księdza, zawołał spuszczając pokornie głowę. Jestem wielkim grzesznikiem. Co za ciężar mię gniecie!, Muszę go zrzucić… bo ta szklanka wody wszystko we mnie przewróciła. Nie mogę żyć dłużej w niezgodzie z Bogiem. — Nazajutrz przystąpił do komunii św. i modlił się długo. Odtąd i na zawsze stał się przykładem dla miasta i apostołem wśród kolegów.

19 września 1855 redaktor bezbożnego dziennika usługiwał do mszy św. na górze zjawienia. Po nabożeństwie opowiedział księdzu historię swojego życia.

— Jestem starym grzesznikiem, nawróconym tutaj. Pokutuję, służąc do mszy św. Oto, jak się to stało. Umieszczając nieraz w moim dzienniku artykuły o nowym cudzie w la Salette, postanowiłem przyjść tu, nie by bronić prawdy, bo nie myślałem, że jest. Przybywszy, nie napotkałem ani zabobonu, ani chciwości, ani podstępu, ani przebiegłości czy sprytu. Szukałem broni przeciw la Salette, a sam zostałem rozbrojony. Cały rok myśl o la Salette nie opuszczała mię i męczyła. Przyszedłem jeszcze raz potajemnie, by spojrzeć poważnie, bez uprzedzeń. Spędziłem kilka dni, uczestniczyłem w licznych nabożeństwach, prosiłem Boga. Byłem wytrącony z równowagi, ale nie nawrócony. Jak to zrobić? Jak porzucić swe dawne przekonania, by stać się zdobyczą la Salette? Przeżywałem to, co św. Augustyn. Wierzyłem, choć nie chciałem wierzyć, choć nie chciałem uczynić nic dla tej wiary. Oto przyszedłem po raz trzeci, by zwyciężyć lub paść, by stać się obrońcą albo wrogiem religii, bez wahania, bez krętactw, po prostu. Odprawiłem rekolekcje. Spowiednik uznał, że mogę przystąpić do komunii św. Rodzinie i otoczeniu dawałem zły przykład tchórzostwa i obojętności religijnej. Po powrocie sprawę postawię szczerze. Zresztą od dwóch lat zauważono, że jestem inny. Uczę się służyć do mszy św., by postępować tak, jak postępują ludzie, których szanuję. Chcę pokazać, że, będąc chrześcijaninem, nie wstydzę się tego. To jest moja pokuta i moja odpłata.

W roku 1923 Ojciec św. Pius XI na prywatnym przyjęciu zapytał najwyższego przełożonego księży misjonarzy saletynów, czy dzieją się cuda w la Salette. „Tak — brzmiała odpowiedź — są cuda i jest ich bardzo dużo. Ale, tam, w górze, Najświętsza Panna jest specjalistką w nawracaniu grzeszników”.

I to jest dowodem prawdziwości objawienia w la Salette, bo Bóg nie posługuje się kłamstwem, by poruszać i nawracać serca. I to jest dla nas celną pociechy zachętą, by wytrwale prosić o tę największą z łask, o łaskę nawrócenia i pięknego życia dla tych, którzy są nam tak bliscy i drodzy, a tak daleko od Boga odeszli.

I to nas samych zachęci, by sprawę wiary postawić szczerze, by postępować tak, jak ludzie, których szanujemy, by, będąc katolikiem, nie wstydzić się tego. To będzie naszą pokutą i naszą odpłatą dla Boga i najmiłościwszej Pojednawczyni grzeszników z la Salette.

Źródło: ks. Fr. Czarnik MS, U stóp Matki Płaczącej, Rzeszów 1948. [Imprimatur: Bp W. Tomaka, Przemyśl, 9 kwietnia, 1948; język uwspółcześniono].

Ilustracja: archiwum.




La Salette: U stóp Matki Płaczącej

ks. Franciszek Czarnik MS

Naprawdę zapadłą była francuska wioska la Salette, wrzucona w wąwozy południowo – zachodnich Alp, u podnóża szczytu Planeau. Mieszkańcy dzień za dniem biedzili się jedynie nad tym, jakby koniec z końcem związać. Czym innym się nie interesowali, nawet kościołem parafialnym, który cały tydzień, nie wyłączając niedzieli, świecił pustkami. Aż tu 19 września 1846 roku całe osiedle stanęło na nogach. Od chaty do chaty opowiadano sobie cuda prawdziwe.

Oto Maksymin, 11-letni pastuszek od Piotra Selme, i 14-letnia służąca od Chrzciciela Pra, Melania, na górze, co się wznosi nad wioską, ujrzeli jakąś dziwną Piękną Panią, która mówiła im niesłychane rzeczy. Prawda to czy nie, ale wszyscy tak powtarzają.

Maksymin Giraud i Melania Mathieu pochodzili z sąsiedniego miasteczka Corps. Do la Salette sprowadziła ich bieda. Melanka od marca służyła za pastuszkę. Nie pierwsza to była dla niej służba, bo skoro tylko doszła do odrobiny sił, opuściła chatę w której przedtem i tak rzadko się zjawiała, chodząc po żebrach od maleńkości. Maksymin znowu hasał sobie po ulicach lub pasał jedyną kozę ojcowską. Ani ojciec, ani macocha nie troszczyli się o niego. Strasznie był lekkomyślny. Toteż Piotr Selme, który od poniedziałku wziął roztrzepańca tymczasowo na pastuszka, musiał go mieć ciągle na oku.

Mimo wszystko dzieci były niezepsute, o prawej duszy. Pierwszy raz spotkały się w czwartek, 17 września, gdy pędziły trzody do stajni. Na zawieranie znajomości nie było czasu. W piątek — zawsze pod dozorem Piotra Selme — pasły bydło na Planeau. Podobnie w sobotę, 19 września, od samego ranka. W południe zaprowadziły bydło do strumyka Sezja pod Planeau.

Maksymin nie miał ochoty wracać pod dozór gospodarza, postanowili więc zatrzymać się tutaj do wieczora. Posilili się chudą porcją sera i wbrew zwyczajowi położyli się do snu. Spały tak godzinę, półtorej. Pierwsza zerwała się Melania. Przelękniona o los trzody, woła na Maksymina.

Wybiegają na Planeau i spostrzegają, jak krówki wypoczywają po drugiej stronie rzeczki. Spieszą więc z powrotem po swoje rzeczy, pierwsza idzie Melania. Zaledwie postąpiła 8 kroków, gdy stanęła jak wryta. — Maksymin — patrz, światło. 25 kroków niżej, tam, gdzie znajdowały się ich rzeczy, błyszczała lśniąca kula. Na darmo dzieci mrużą oczy.

Wśród oślepiającego migotania kula otwiera się i we wnętrzu zaznaczają się kształty osoby siedzącej, z łokciami opartymi na kolanach, z twarzą w dłoniach. Dzieci truchleją z przerażenia. Dziwna osoba szybko wyprostowuje się i przemawia słodko: „Zbliżcie się, moje dzieci, nic się nie bójcie, jestem tu, by wam opowiedzieć wielką nowinę”. Od razu przestają się bać i przybiegają do stóp Pięknej Pani: Wpatrują się w nią bez trudności, choć cała płonie ogromnym blaskiem. Suknia Jej długa, bielutka. Na ramionach prosta wieśniacza chusta, zdobiona różami i złotym łańcuchem. Na piersiach krucyfiks z młotkiem i obcęgami. Na głowie czepek wiejski z wiankiem róż. Twarz pełna przejmującego smutku. „Płakała przez cały czas rozmowy z nami. Widziałam Jej łzy, jak płynęły” — wyznawała Melania. Pozdrowiła dzieci miłym spojrzeniem i poczęła mówić z boleścią:

– Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę musiała puścić rękę mojego Syna. Jest ona tak mocna i tak ciężka, że nie będę mogła dłużej jej powstrzymać. Od jak dawna cierpię dla was. Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić. A wy sobie z tego nic nie robicie. Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam. Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To obciąża tak bardzo rękę mego Syna. Woźnice bluźnią, dorzucając do bluźnierstw imię mojego Syna. Te dwie rzeczy tak bardzo obciążają rękę mojego Syna. Jeżeli zbiory się psują —tu łzy jeszcze obficiej płynęły po twarzy Pięknej Pani — to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, lecz wy nic się tym nie przejmowaliście. Przeciwnie, gdyście znaleźli ziemniaki zepsute, bluźniliście i do bluźnierstw mieszaliście imię mojego Syna. I będą się psuły dalej tak, że tego roku na Boże Narodzenie już ich nie będzie. Jeżeli macie zboże, nie trzeba go siać, bo wszystko co zasiejecie zjedzą robaki. A jeżeli co wyrośnie, obróci się w proch przy młóceniu. Przyjdzie wielki głód. Zanim głód przyjdzie, dzieci poniżej siedmiu lat dostaną drżączki i będą umierać na rękach trzymających je osób. A inni będą pokutować przez głód. Orzechy zrobaczeją, winogrona zgniją.

W tym miejscu Piękna Pani powierzyła najpierw chłopcu potem dziewczynce tajemnice, nakazując, by ich nie zdradziły nikomu. Dzieci pozostały wierne poleceniu. Nawet między sobą nie mówiły o nich nigdy. Po wiele razy chciano je podchwycić, to znowu zmusić groźbą, albo pociągnąć piękną obietnicą. Nie ustąpiły. Jedynie, i to po długim namyśle, na wyraźne życzenie Ojca św. Piusa IX, przesłały je do Rzymu w opieczętowanych kopertach. Papież, przeczytawszy tajemnice, wyrzekł z boleścią: „Oto nieszczęścia, które grożą Francji, ale nie tylko ona winna: Niemcy, Włochy, cała Europa zawiniła i zasługuje na karę. Nie tyle się obawiam otwartego bezbożnictwa, ile obojętności i względu ludzkiego. Słusznie nazywamy Kościół wojującym”.

Piękna Pani mówiła dalej:

– Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały staną się stosami zboża; ziemniaki same się zasadzą. Czy odmawiacie dobrze pacierz, moje dzieci? — zapytała z matczyną troskliwością. — Nie bardzo — O, moje dzieci, trzeba go dobrze odmawiać wieczorem i rano; gdy nie będziecie mogły więcej, zmówcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś, a gdy będziecie miały czas, zmówcie więcej. Podczas lata tylko kilka starszych kobiet idzie na Mszę św. Inni pracują w niedzielę całe lato. A w zimie, gdy nie wiedzą co robić, idą do kościoła po to tylko, by sobie żartować z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do jatek jak psy. Nie widziałyście zepsutego zboża, moje dzieci? — pyta jak dobra matka. — O, nie, proszę pani, nie widziałyśmy wcale, odpowiada Maksymin. — Lecz ty, mój chłopcze, ty musiałeś je widzieć raz, koło Coin, wraz ze swym ojcem. Właściciel pola zagadnął twego ojca, by obejrzał jego zepsute zboże. Poszliście obaj. Wzięliście do rąk dwa lub trzy kłosy zboża, potarliście je i wszystko obróciło się w proch. A potem, gdyście wracali, o pół godziny drogi do Corps, ojciec twój dał ci kawałek chleba mówiąc: „Masz, mój chłopcze, jedz chleb tego roku, bo nie wiem, kto go będzie jadł nadchodzącego lata, jeżeli zboże będzie się tak psuło dalej” — O, tak, proszę pani — zawołał mały — teraz to sobie przypominam. Przed chwilą nie mogłem sobie przypomnieć.

Jakby nie zważając na swobodne gawędzenie chłopca, Piękna Pani ustanawia tych dwoje pastuszków, zabiedzonych, nie umiejących czytać ni pisać, swymi apostołami! „A więc, moje dzieci, opowiedzcie to wszystkiemu memu ludowi”, powiedziała po dwa razy. Równocześnie postąpiła naprzód brzegiem strumyka, a potem nieco w górę, po zboczu Planeau. Uniosła się lekko ponad źdźbła trawy, w majestatycznym milczeniu. Dzieciom żal się zrobiło za dobrą Piękną Panią. Pobiegły za nią. Na małym pagórku zatrzymała się zwrócona na południowy wschód, ku Rzymowi. Nieruchoma, a majestatyczna, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, podniosła oczy ku niebu, potem z matczyną słodyczą opuściła je ku ziemi. Nie płakała już, lecz nie ustąpił bezbrzeżny smutek. Poczęła znikać. Blask, promieniujący z całej osoby, jakby pochłaniał głowę, ramiona, stopy. Maksymin chciał pochwycić choć różę. Na darmo…

– To może jaka święta, westchnęła Melania.

– Gdybyśmy były wiedziały że to wielka święta, powiedziałybyśmy jej, żeby nas z sobą zabrała — dodał Maksymin.

– O, gdyby tak tu jeszcze była. Ona nie chce się pokazać, byśmy nie wiedziały, gdzie idzie!

Lecz Pięknej Pani naprawdę już nie było… Dzieci zostały same. Niewiele zrozumiały z tego całego zdarzenia, a najmniej z rozkazu, który im dała odchodząca Piękna Pani. Świadomość wielkiego zadania drzemała w głębi ich małych prostaczych serc.

Obudzi je i zamieni w odwagę niezwykłą i gorliwość nieostygłą sama Zjawiona, która czuwać będzie, ażeby Jej słowa, wypowiedziane w górskim zakątku, wobec tych dwojga, niewiele znaczących świadków, nie zginęły, lecz naprawdę stały się wielką nowiną dla całego Jej ludu — by wstrząsnęły obojętnymi — by zapalały ochotnych — by wszystkim mówiły o czuwającej, troskliwej opiece dobrej Orędowniczki i Matki wszystkich, targanych życiem, biednych ludzi.

Źródło: ks. Fr. Czarnik M.S, U stóp Matki Płaczącej, Rzeszów 1948. [Imprimatur: Bp W. Tomaka, Przemyśl, 9 kwietnia, 1948; język uwspółcześniono].

Ilustracja: archiwum.




Koronka ku czci Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny

„O, wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie, a przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść moja” (Jeremiasz 1, 12)

Pewnego razu, gdy św. Weronika z Binasco rozważała Mękę Pańską, Pan Jezus rzekł do niej: „Córko moja, miłe mi są łzy, które wylewasz nad męką moją, ale ponieważ niezmiernie kocham moją Matkę Marię, większą sprawisz mi pociechę, gdy rozważać będziesz boleści, które Ona wycierpiała w czasie mojej męki”. Przed św. Brygidą skarżyła się Matka Najświętsza, że mało jest dusz które by rozważały Jej boleści i z Nią współcierpiały. Św. Alfons Liguori w dziele „Uwielbienia Marii” opowiada, że po Wniebowzięciu, okazała się św. Janowi Ewangeliście Najświętsza Maria Panna prosząca Syna swego o łaski, dla czcicieli boleści, które wycierpiała w ciągu swego życia. Wówczas Pan Jezus obiecał następujące szczególne łaski dla tych wszystkich, którzy czcić będą boleści Jego Najświętszej Matki:

1. Czciciele boleści Najświętszej Panny nie umrą bez szczerej pokuty za grzechy, gdy prosić będą o łaski potrzebne przez zasługi Jej boleści.

2. Matka Bolesna bronić będzie swych czcicieli w uciskach wewnętrznych, w godzinie śmierci.

3. Uprosi im szczególne nabożeństwodo Męki Pańskiej i osobną chwałę w niebie.

4. Szczególniej opiekować się będzie swymi czcicielami i rozporządzać nimi według swego upodobania.

Sposób odmawiania koronki ku czci siedmiu boleści Najświętszej Marii Panny.

Koronka ta złożona z 7 części, z których każda składa się z 1 Ojcze nasz i 7 Zdrowaś Mario. W czasie odmawiania należy rozważać 7 boleści Najświętszej Marii Panny i odczytywać je z tej książeczki.

W 1 części: 1 Boleść Najświętszej Marii Panny — Proroctwo Symeona.

W 2 części: 2 Boleść Najświętszej Marii Panny — Ucieczkę do Egiptu.

W 3 części: 3 Boleść Najświętszej Marii Panny — Zgubienie Dzieciątka Jezus w świątyni.

W 4 części : 4 boleść Najświętszej Marii Panny — Spotkanie P. Jezusa z Matką Najświętszą na drodze krzyżowej.

W 5 części: 5 Boleść Najświętszej Marii Panny — Ukrzyżowanie Pana Jezusa. 

W 6 części: 6 Boleść Najświętszej Marii Panny — Zdjęcie z krzyża.

W 7 części: 7 Boleść Najświętszej Marii Panny — Złożenie do grobu.

Na zakończenie 3 „Zdrowaś Mario” ku czci łez wylanych przez Najświętszą Pannę.

Przed rozpoczęciem koronki:

1. staw się w obecności Boga i mów :

„Wierzę o Boże mój, że tu jesteś obecny, że mnie widzisz i przenikasz serce moje. Obym o Tobie ciągle pamiętał, w ciągu tej koronki.

2. Uczyń akt żalu za grzechy i mów :

„Żałuję, o Boże mój, za wszystkie grzechy moje, zwłaszcza za grzechy śmiertelne, żem nimi tak często Ciebie, moje Dobro najwyższe, zasmucał i obrażał. Kocham Cię nad wszystko — obym Cię już nigdy w życiu nie obraził!”

Ojcze, bądź miłościw mnie grzesznemu!

3. Tu przypomnij intencję na jaką chcesz tą koronkę odmówić.

4. Proś Ducha św. o łaskę dobrej modlitwy :

„Przyjdź Duchu św. napełnij serca Twoich wiernych i racz w nich zapalić ogień miłości Twojej”.

V. Wypuść Ducha Twego a będą stworzone.

Q. I odnowisz oblicze ziemi.

Módlmy się.

Boże, któryś oświecił serca wiernych światłem Ducha św., daj nam abyśmy w tymże duchu poznali prawdę, i Jego pociechy zawsze doznawali, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

KORONKA KU CZCI SIEDMIU BOLEŚCI NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY

W Imię Ojca † i Syna † i Ducha św. Amen.

1. Ojcze nasz i 7 Zdrowaś Mario.

I. Boleść: Proroctwo Symeona.

1. Najświętsza Maria Panna wstępuje do świątyni Jerozolimskiej.

2. Ofiaruje Jezusa Ojcu Niebieskiemu.

3. Symeon bierze na ręce Jezusa i przepowiada Marii: „A Twoją duszę przeniknie miecz”.

4. Maria widzi w duchu całą Mękę Jezusa.

5. Jej Serce przebija miecz boleści.

6. Wraca do domu z Jezusem i Józefem.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! uproś mi przez tę pierwszą boleść Twoją, poznanie grzechów moich, obrzydzenie ich sobie i silną wolę niegrzeszenia więcej.

II. Boleść : Ucieczka do Egiptu.

1. Anioł we śnie poleca Józefowi uciekać z Jezusem i Marią do Egiptu, bo Herod chce zabić Dzieciątko.

2. Józef ogłasza Marii wolę Bożą.  

3. Najświętsza Maria Panna z Dziecięciem i Józefem opuszcza Betlejem.

4. Znosi cierpliwie niewygody podróży.

5. Z Jezusem i Józefem przybywa do Egiptu.

6. Po trzech latach powraca Najświętsza Rodzina do Nazaretu.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę drugą boleść Twoją uproś mi łaskę, abym zawsze uciekał skutecznie przed pokusami szatana i okazjami do grzechu.

III. Boleść: Zgubienie Dzieciątka Jezus w świątyni.

1. Józef i Maria idą z Jezusem na święta do Jerozolimy.

2. Najświętsza Rodzina modli się żarliwie w świątyni.

3. Maria i Józef wracając do domu, widzą,  że zgubili Jezusa.

4. Powracają do Jerozolimy i przez trzy dni z utęsknieniem Go szukają.

5. Znajdują z radością Jezusa w świątyni.

6. Rodzina św. wraca do Nazaretu.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! Przez tę trzecią boleść Twoją błagam Cię o łaski, ażebym zgubiwszy kiedy Jezusa przez grzech, mógł Go znów zaraz odnaleźć w Sakramencie Pokuty.

IV. Boleść: Najświętsza Maria Panna spotyka Pana Jezusa z krzyżem na drodze krzyżowej.

1. Pan Jezus idzie z krzyżem na górę Kalwarię.

2. Upada po trzykroć pod krzyżem.

3. Najświętsza Maria Panna spotyka Jezusa na drodze krzyżowej.

4. Serce Marii przebija miecz boleści, na widok Jezusa zakrwawionego.

5. Pan Jezus naucza płaczące niewiasty.

6. Św. Weronika ociera Najświętsze Oblicze Pana Jezusa.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę czwartą boleść Twoją, błagam Cię, abyś mi zawsze towarzyszyła, na wszystkich drogach życia mego, a zwłaszcza w godzinę śmierci mojej. Uproś mi przebaczenie złości moich, i odwróć ode mnie karę Bożą.

V. Boleść: Ukrzyżowanie Pana Jezusa.

1. Pan Jezus z szat obnażony i do krzyża przybity.

2. Serce Marii na ten widok przebija miecz boleści.

3. Pan Jezus z krzyżem podniesiony.

4. Wisi wpośród dwóch łotrów.

5. Przechodzący bluźnią Jezusowi.

6. Moje to grzechy były przyczyną ukrzyżowania Pana Jezusa.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę piątą boleść Twoją, uproś mi łaskę szczęśliwej śmierci, godnego przyjęcia Świętych Sakramentów i oddania duszy w ręce Stwórcy mojego.

VI. Boleść: Zdjęcie z krzyża Ciała Chrystusowego i złożenie na łonie Najświętszej Marii Panny.

1. Pan Jezus umiera na krzyżu.

2. Żołnierz przebija włócznią bok i serce Jezusa.

3. Pod krzyżem stoją Matka Bolesna, św. Jan Ewangelista i pobożne niewiasty.

4. Józef z Arymatei i Nikodem, zdejmują z krzyża Najświętsze Ciało Jezusowe.

5. Składają na łonie Najświętszej Marii Panny.

6. Serce Marii przebija miecz boleści.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę szóstą boleść Twoją uproś mi moc do cierpliwego znoszenia przeciwności życia i do zgadzania się z wolą Bożą.

VII. Boleść: Złożenie do grobu Najświętszego Ciała Jezusowego.

1. Najświętsze Ciało Jezusa zdjęte z krzyża, w prześcieradła zawijają i maściami namaszczają.

2. Najświętsze Ciało Jezusa odnoszą do grobu.

3. Matka Najświętsza idzie z niewiastami w tym smutnym pochodzie.

4. Ciało Chrystusowe składają w grobie, wykutym w skale.

5. Serce Marii przebija miecz boleści.

6. Matka Bolesna opuszcza z niewiastami górę kalwaryjską.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna, przez tę siódmą boleść Twoją uproś mi wyzucie się ze wszelkich przywiązań ziemskich, i gorące pragnienie zdobycia nieba, dla wychwalania Tam Boga w Trójcy Jedynego i Ciebie, o Matko moja, na wieki wieków. Amen.

Módl się za nami, Dziewico Najboleśniejsza! Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych!

Módlmy się:

Boże, przy którego Męce, według proroctwa Symeona, najsłodszą Duszę przenajchwalebniejszej Marii, Panny i Matki, miecz boleści przeniknął, spraw miłościwie, abyśmy, którzy pamiątkę Jej boleści z pobożnością rozpamiętywamy, za chwalebną przyczyną i zasługami wszystkich Świętych pod krzyżem statecznie stojących, zbawienny skutek Męki Twojej otrzymali. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem i z Duchem św., na wieki wieków. Amen.

Módlmy się:

Najszlachetniejsza Matko Jezusa, przez wszystkie boleści Twoje, a osobliwie przez oną najokrutniejszą boleść, która Serce Twoje przeszyła, kiedyś widziała konającego Syna Twego, nie opuszczaj mnie przy skonaniu moim. Amen.

Panie Jezu Chryste, przez ową gorzkość, którąś na krzyżu cierpiał, osobliwie w oną godzinę, kiedy najszlachetniejsza dusza Twoja, wychodziła z Ciała Twego, zmiłuj się nad duszą moją, przy wyjściu jej z ciała mojego. Przez zasługi Twych siedmiu boleści, o Matko Bolesna, wyjednaj mi następujące łaski: (tu wymień, co pragniesz sobie uprosić).

Na zakończenie koronki : 3 Zdrowaś Mario, ku czci łez wylanych przez Najświętszą Marię Pannę i 3 Zdrowaś Mario, na zadośćuczynienie za wszystkie obelgi miotane przeciw Matce Bożej. O Królowo Męczenników, błagam Cię przyjmij mię, za sługę i niewolnika swego, a w godzinę śmierci mojej zabierz mię, abym ze wszystkimi Wybranymi Boskimi, Twoimi osobliwie ukochanymi, Ciebie kochał i wychwalał na wieki, wieków. Amen.

Źródło: Zachęta do odmawiania Koronki ku czci Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny. Nihil obstat: Steph. Marnidłowski, Censor. L. 4469. Pozwalamy drukować, † W. Tomaka, Wikariusz Generalny, Przemyśl, 3. X. 1938 (język uwspółcześniono)

Ilustracja: Fragment obrazu Matka Boża od Siedmiu Boleści autorstwa Adriaena Isenbrandta, ca. 1490-1551 (Creative Commons Attribution 3.0 Unported)




Rola Maryi w edukacji: Nauczanie ideałów

George B. Barrett SM

Psychologiczny proces ideogenezy, który towarzyszy zdolności umysłu ludzkiego do wyodrębniania istoty rzeczy z konkretnego przedmiotu i wyrażenia tej istoty w formie uniwersalnej koncepcji, może służyć jako punkt wyjścia dla kwestii uchwycenia właściwego związku między Najświętszą Maryją Panną a nauczaniem młodzieży o ideałach.

Choć efektem ideogenezy jest zawsze abstrakcyjna koncepcja, nie ma pojęć, którym nie towarzyszyłby jakiś wizerunek. Na przykład pojęcie piękna będzie zawierać takie elementy jak: prawda, dobroć, jedność i proporcja. W umyśle racjonalnego człowieka z tym abstrakcyjnym pojęciem zawsze będzie złączony obraz pięknego przedmiotu — pięknego dnia, pięknego krajobrazu lub pięknej kobiety. Obraz może być mniej lub bardziej rozmyty i niewyraźny, ale jego forma zależeć będzie przede wszystkim od najsilniejszych skojarzeń człowieka.

Świat ideałów jest złożonym światem zasad, standardów, wartości i motywów, z których wszystkie są zasadniczo pojęciami abstrakcyjnymi. Niemniej za każdym z nich stoi obraz będący efektem własnego doświadczenia człowieka. Obraz ten wynika z jego wcześniejszych przeżyć i jest determinowany w dużej mierze poprzez istniejący w umyśle silny związek między zaproponowanym ideałem a osobami, które najlepiej ten ideał reprezentują.

Ta dominująca rola skojarzeń przy tworzeniu idealnego obrazu stanowi naturalny fundament dla strategicznego miejsca, które Matka Boża powinna zająć w nauczaniu młodzieży o ideałach. Ów aspekt wskazuje również podejście, dzięki któremu otrzymuje Ona to miejsce w zadaniu zaszczepiania ideałów katolickim chłopcom i dziewczętom na wszystkich poziomach nauczania. Zasadniczo Maryja powinna stać się na tyle istotną częścią całego programu katolickiego wychowania, aby wyłaniała się z doświadczenia ucznia jako postać idealna, obraz doskonałości w tle każdej jego moralnej decyzji, każdego ważnego wyboru i każdego zastosowania zasad chrześcijańskich w życiu codziennym, do którego młody człowiek zostaje wezwany.

Przewidując ewentualną przyszłą krytykę lub zastrzeżenia, warto tutaj zaznaczyć, że tak ambitny program nie może być zaproponowany bez rozeznania towarzyszących mu ograniczeń. Na samym początku trzeba założyć ich istnienie, zarówno w odniesieniu do nauczyciela oraz ucznia, jak i samej natury omawianych aktów psychicznych. Jednym z takich założeń jest na przykład przyznanie, że systematyczne przedstawianie ideału uczniowi czy nauczycielowi nie spowoduje automatycznie całkowitego zaakceptowania przez nich tego ideału. Dopóki dana osoba działa w wolności, nie umiemy przewidzieć jej reakcji nawet na najlepiej zaplanowany program kształcenia. Dodatkowo istnieje wiele innych czynników, które wnikają w środowisko dziecka i wywierają na niego różny wpływ, a ich względnego efektu nie jesteśmy w stanie określić. Należy także uwzględnić ideały inne niż religijne, które w naturalny sposób wpływają na dziecko wraz z jego rosnącym doświadczeniem i poszerzającymi się zainteresowaniami.

W innym sensie program mający na celu spowodowanie, że Maryja stanie się w umysłach uczniów obrazem doskonałości, jest programem bez ograniczeń, ponieważ jego rzeczywiste granice można określić tylko w kategoriach możliwości dziecka do przyjmowania treści i uczenia się, a także możliwości nauczyciela do nauczania i wpływania na dzieci. Jest to ideał, którego nauczyciel powinien nauczać, a który dziecko powinno przyjmować — dobro zasadniczo osiągalne, ale wystarczająco wzniosłe, by stanowiło nieustanne wyzwanie dla każdego.

Za ideał można uznawać ideę lub osobę. Tutaj interesuje nas oczywiście ta ostatnia. Niemniej jednak istotne elementy obu koncepcji są takie same. Każdy ideał jest rodzajem doskonałości. Jest on rzeczą, którą wyobrażamy sobie jako pożądaną lub posiadającą wartość. Aby uniknąć klasyfikacji ideału jako zwykłego złudzenia lub chimery powinno się go określać zasadniczo w sferze rzeczy możliwych do osiągnięcia, chociaż nie trzeba zakładać jego rzeczywistego uzyskania.

Ideał pojmowany jako idea jest zazwyczaj skonkretyzowany w zbiorze zasad; jako osoba natomiast jest żywym wzorem zastosowania tych zasad w działaniu. Chociaż wszystkie ideały wymagają poznania intelektualnego i poruszenia woli, odznaczają się wysoce emocjonalną i inspirującą treścią.

Każdy ideał służy osobie jako kierująca nim siła lub standard działania. Jest to standard, który został ustanowiony świadomie i celowo lub zaakceptowany dla opanowania własnego zachowania i który posiada swego rodzaju pierwszeństwo przed innymi wartościami uznawanymi przez daną osobę.

Obraz doskonałości, który pragniemy rozwijać w skojarzeniach dziecka, musi spełniać wszystkie opisane warunki prawdziwego ideału. Wiemy, że Najświętsza Maryja Panna wypełnia każdy z nich w sposób doskonalszy niż jakikolwiek inny osobowy ideał w całej historii ludzkości. Jako model doskonałości człowieka nie ma sobie równych wśród stworzeń Bożych. A przecież ta nieskazitelność może być zrozumiała nawet dla najmłodszego dziecka. W pełni pojmuje ono wymowę słowa matka, a gdy dorasta, zaczyna rozumieć także znaczenie heroicznej ofiary, doskonałego dziewictwa, integralności osobistej, pełni łask i wszystkich innych kategorii używanych do opisania doskonałości Maryi. Gdy te idealne cechy są związane z duchowymi potrzebami dorastającego chłopca lub dziewczynki, Maryja jako model doskonałości staje się dla nich nie tylko wzorem, ale inspiracją, żyjącą regułą postępowania i osobistą wartością w ich życiu, reprezentującą wszystko, co najlepsze w ludzkim rozwoju. Życie Maryi, idealnie zgodne z wolą Boga i będące doskonałą służbą Jego Wcielonemu Słowu, daje życie i dynamikę zasadom wywodzącym się z Dziesięciu Przykazań, które na zajęciach religii często wydają się zimne i bezosobowe. Wszystkie błogosławieństwa z Kazania na Górze, które reprezentują doskonałość przykazań, zawarte są w tytułach Maryi: Najświętszej Panny, Najświętszej Matki i Niepokalanej. Tymczasem jednak, pomimo doskonałości tak wzniosłej i tak dalece szlachetniejszej niż doskonałość nawet największych świętych, Maryja jako ideał nie jest niedostępna. Sama jest dzieckiem Adama i swoją doskonałość osiągnęła jako człowiek. Świętość nie oddala Maryi od Jej dzieci, ale faktycznie przybliża je do Niej w miłości i sympatii, ponieważ jest Ona „jedyną chlubą”[1] wszystkich ludzkich osiągnięć. Matka Boża spełnia zatem wymagania obrazu doskonałości, który można systematycznie i niezmiennie przedstawiać katolickiemu dziecku, w miarę jak przechodzi ono przez szkołę podstawową i liceum.

Przedstawianie tego obrazu uczniom może przybrać dwie formy — jedną bezpośrednią, a drugą pośrednią. Metodę pośrednią można by nazwać przedstawianiem ideału poprzez swego rodzaju rozsiewanie go. W ramach tego sposobu szkoła powinna zapewnić wyraźnie maryjną atmosferę i prawdziwie maryjne środowisko, które miałoby na dziecko wpływ podobny temu, który wywiera na nie jego dom rodzinny. Jest to bardziej subtelna forma oddziaływania niż właściwe nauczanie lub inne podejście bezpośrednie, ale jest nie mniej skuteczna.

Kiedy Ulisses, bohater utworu Alfreda Tennysona, mówił: „Jestem częścią wszystkiego, co spotkałem”, wyrażał po prostu psychiczny fakt, że żaden człowiek nie może całkowicie uciec od wpływu jakiegokolwiek środowiska, w którym żył i żyje. W mniejszym lub większym stopniu oraz na korzyść bądź na niekorzyść odziaływanie na osobowość człowieka, na jego osądy i poczucie wartości wynika w sposób konieczny, niczym z prawa naturalnego, z wpływu jego środowiska.  Im silniejszy jest wpływ czynników środowiskowych, tym większy i bardziej trwały efekt, jaki one wywierają.

Jeżeli szkoła zostanie osadzona na fundamencie gruntownie opracowanego programu formacji maryjnej, przygotowującego dziecko do całkowitego przyjęcia Maryi jako osobistego ideału doskonałości, instytucja ta powinna stworzyć jak najbardziej sprzyjające środowisko dla rozwoju tego obrazu. Pierwszeństwo dane Sodalicji Najświętszej Maryi Panny lub Legionowi Maryi wśród innych organizacji szkolnych musi zrobić wrażenie na młodzieńczych umysłach. Wpływ organizacji maryjnych będzie szczególnie silny, jeżeli członkostwo w nich stanie się oznaką przynależności do elity szkoły i jeżeli przepisy szkolne zapewnią godziny spotkań niepokrywające się z zajęciami sportowymi i z innymi aktywnościami. Dział maryjny w bibliotece, oferujący różnorodny wybór książek o ciekawej treści i wysokiej estetyce, może stanowić rzeczywistą konkurencję dla lekkiej, świeckiej literatury. Dodatkowo inne środki tworzące zwykle środowisko katolickich instytucji, takie jak figurki lub obrazy Matki Bożej w salach lekcyjnych, witryny z różańcami i innymi maryjnymi dewocjonaliami, powinny wspierać tworzenie rzeczywistej, ale nienarzucającej się maryjnej atmosfery.

Niemałą rolę w procesie pośredniego przedstawiania Maryi uczniom powinno odgrywać wniknięcie Jej ideału do życia nauczyciela. Wpływ nauczyciela jest najistotniejszym czynnikiem oddziałującym na szkolne doświadczenie dziecka. Nauczyciel przenika do jego duszy przez wiele różnych drzwi: poprzez swoją postawę i ideały, poprzez wyznawane wartości, poprzez słowa i gesty. Nawet najmniej istotne rzeczy, które czyni lub mówi, nie uchodzą uwadze dziecka. Uczeń szybko się zorientuje, jakie są najważniejsze wartości w życiu jego nauczyciela. Jeśli jest ono zdominowane przez Maryję będącą dla wychowawcy obrazem doskonałości, fakt ten przejawi się w jego upodobaniach i wartościach, a także w bardziej subtelny sposób. W jego wypowiedziach pojawią się z pewnością zwięzłe odwołania do Matki Bożej, gdy tylko okoliczności na nie pozwolą.

Nauczyciel musi jednak unikać dwóch niebezpieczeństw. Pierwszym jest sztuczność, która przejawia się tym, że nauczyciel próbuje wymusić  skojarzenia, czyniąc wzmianki o  Maryi nieco na siłę. Dzieci szybko wykrywają sztuczność takich wysiłków i zwykle reagują na nie negatywnie. Drugim niebezpieczeństwem jest sentymentalizm. Emocje mają swoje miejsce w życiu duchowym, ale nigdy nie powinny być uważane za jego źródło. Szczególnie chłopcy będą czuć niechęć do wszystkiego, co ma choćby posmak sentymentalizmu. Nauczyciel musi kierować się rozsądkiem i roztropnością w okazywaniu publicznie tego, co powinno być zasadniczo osobistą pobożnością.

Metoda bezpośrednia przedstawienia Maryi jako obrazu doskonałości umysłom dzieci polega na przekazywaniu im instrukcji i wskazówek. Nikt nie staje się ideałem dla drugiej osoby, jeżeli nie jest kochany. Nikt nie kocha tego, czego nie zna. Święci, którzy odznaczali się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej, jednogłośnie twierdzili, że poznać Maryję to Ją pokochać. 

Logicznym i naturalnym kontekstem do przekazania tej wiedzy są zajęcia z religii. Forma i treść nauczania będą zależały od dojrzałości dziecka, ale na żadnym poziomie, nawet na najniższym, nie powinny się one składać wyłącznie z pobożnych wskazówek lub ciekawych opowieści. Nauczanie powinno zasadniczo i solidnie opierać się na doktrynie, tłumaczyć rolę i umiejscowienie Maryi w Bożej ekonomii odkupienia. Jej podstawą powinna być prawda o roli Niepokalanej jako Matki Odkupiciela i Matki odkupionych. Całą uwagę należy poświęcić wyjątkowym prerogatywom Najświętszej Maryi Panny, podkreślając szczególnie zajmowane przez Nią miejsce w całości doktryny chrześcijańskiej.

Chrystus włączył Matką Najświętszą we wszystkie tajemnice swego życia i dlatego właśnie dziecko powinno umieć odnaleźć Ją w każdym aspekcie życia Zbawiciela. Takie podejście będzie wymagać nie tylko odpowiedniego zapisu w programie nauczania religii w zakresie formalnego wykładu z mariologii, ale także starań ze strony nauczyciela, aby uczynić Maryję integralną częścią całego dogmatu katolickiego, zwłaszcza w zakresie stosowania chrześcijańskich prawd i zasad w codziennym życiu. W tym wszystkim nie wolno nam zapominać, że staramy się przedstawiać Maryję jako ideał, jako obraz doskonałości, przenikający myślenie dziecka, porządkujący system jego wartości, a także ustalający poziom jego moralnych i duchowych aspiracji. Ideał ten musi być atrakcyjny i przyjemny. Powinien także być przedstawiony w nawiązaniu do konkretnych problemów i trudności, z którymi zmaga się na różnych etapach swego rozwoju dorastający chłopiec czy dziewczyna. Z tego powodu grupowe i indywidualne programy wychowawcze, które istnieją dzisiaj w niemal wszystkich szkołach, stanowią okazję do spersonalizowania i wzmocnienia bardziej formalnego nauczania na zajęciach religii.

Na przykład jednym z celów grupowych programów wychowawczych jest promowanie moralnego i duchowego rozwoju dziecka. Rozwój ten wynika głównie z doskonalącej właściwości łaski Bożej. Czy nauczyciel mógłby znaleźć lepszą okazję do przedstawienia uczniom Maryi w Jej wyjątkowej roli Matki łaski Bożej i Szafarki wszystkich łask Bożych danych ludziom? Także w tym kontekście wychowawca mógłby wyjaśnić znaczenie pojęcia łaska stanu i jego związek z Maryją. Łaską stanu jest po prostu szczególna nadprzyrodzona pomoc dana osobie, aby mogła wiernie i sumiennie wypełniać obowiązki, które niesie ze sobą stan jej życia. Także tutaj Matka Boża nie tyko daje łaskę konkretnej osobie, ale również służy jako wzór, pokazując, w jaki sposób te obowiązki powinny być spełnione. Niepokalana patrzy z miłością i aprobatą na dobrze wykonane zadania albo jest zawiedziona, obserwując niepowodzenia swoich dzieci, gdy osiągają mniej, niż Ona ma prawo od nich oczekiwać. Innymi słowy, ten, kto nie wypełnia obowiązków, nie spełnia wymagań swojego ideału, czyli Maryi — obrazu doskonałości.

W ten sposób ideał, jeżeli jest prawdziwie kochany, staje się silną motywacją w życiu młodych, pokazując im nie tylko zasady działania, ale i powód do postępowania zgodnego z tymi zasadami. Obraz doskonałości posiada podwójny aspekt wpisany w każdy prawdziwy ideał: cel, do którego się dąży, jest równocześnie siłą kierującą i prowadzącą do osiągnięcia tego celu.

Bardziej formalne nauczanie mariologii na lekcjach religii, mające przede wszystkim podstawy doktrynalne, może być uzupełnione i rozszerzone o wymiar osobisty na godzinach wychowawczych prowadzonych w grupie. Takie tematy jak: Maryja i Ofiara Mszy, Maryja i Najświętsza Eucharystia, Maryja i Sakrament Pokuty, Maryja i posłuszeństwo oraz różne inne powiązania Maryi z dogmatami i prawdami wiary mają bardzo praktyczne i osobiste zastosowanie w codziennym życiu chrześcijanina. We wszystkich tych działaniach nauczyciel nigdy nie powinien zapominać o tym, jaki jest główny cel zajęć — rozwijanie i wzmacnianie w umysłach jego młodych podopiecznych skojarzenia pomiędzy Matką Bożą a wzniosłym ideałem życia chrześcijańskiego, który Ona reprezentuje. Każde nawiązanie do Maryi powinno przyczynić się w jakiś szczególny sposób do kreślenia coraz wyraźniejszych i bardziej konkretnych rysów obrazu doskonałości oraz do jego urzeczywistniania i nadawania mu treści w życiu młodych.

Jako że obraz może pozostać jałowy, jeżeli nie jest kochany, fundament trwałego oddania się Maryi powinien zostać zbudowany podczas grupowych godzin wychowawczych, a wzmocniony w czasie osobistych rozmów z uczniami. Dlatego należy wyraźnie rozróżnić oddanie się Maryi od tego, co można by nazwać nabożeństwem maryjnym. Praktyki codziennego recytowania różańca lub noszenie Cudownego Medalika są przykładami nabożeństw maryjnych, których nie należy mylić z prawdziwym poświęceniem się Najświętszej Maryi Pannie. Są one po prostu przejawami tego poświęcenia. Prawdziwe oddanie się Matce Bożej może przybrać wiele różnych form, wśród których święte niewolnictwo autorstwa św. Ludwika Marii Grignion de Montfort jest jednym z najbardziej popularnych. Jednakże nabożeństwem, które najlepiej służy rozwojowi autentycznej miłości do Maryi oraz podziwu dla Niej, a także które obiektywnie stanowi najwyższą formę oddania się Niepokalanej, jest naśladowanie synowskiego oddania się Chrystusa Jego Najświętszej Matce. Każde dziecko w naturalny sposób kocha swoją matkę, ale żaden syn nigdy nie kochał swojej matki tak, jak Chrystus kochał swoją. Ta forma oddania się Maryi dostarcza treści uczuciom ukrytym w każdym prawdziwym ideale. Bez nich żaden ideał nie jest skuteczny.

Oto plan przedstawienia Maryi jako idealnej osoby, obrazu doskonałości, w umysłach i sercach młodzieży katolickiej. Czy jest on w jakikolwiek sposób nierealny czy nawet naiwny? Jeżeli psychologia, która uczyniła Hitlera bohaterem nazistowskiej młodzieży, a Mussoliniego i Stalina idealnymi wcieleniami faszyzmu i komunizmu, była nierealna, w takim planie nie ma żadnej wartości. Jednakże skuteczność programów, które uformowały tak niewiarygodną lojalność i poświęcenie tym niegodnym ideałom, jest bezsporna. Z kolei rozważany tutaj plan rzuca wyzwanie temu, co najlepsze i najszlachetniejsze w młodzieży; jeżeli to wyzwanie zostanie przyjęte przez osoby pragnące rozszerzenia ideału Maryi, powodzenie omawianego programu jest zapewnione.

Źródło: Wychowawczyni dusz. O roli Maryi w edukacji. Płock 2018.

[1] Wyrażenie pochodzące z wiersza Virgin autorstwa Williama Wordswortha — przyp. tłum.




Śmierć i Wniebowzięcie Maryi

ks. William G. Most

Bo gdy inni umierają śmiercią spowodowaną przez chorobę lub wiek, to one, chociaż umierają w chorobie czy po dopełnieniu się lat, jednak nie to odłącza ich dusze od ciała, lecz pewne uderzenie i spotkanie miłości o wiele większe niż poprzednio, potężniejsze i silniejsze, tak iżby mogło zerwać zasłonę i unieść perłę duszy.

Śmierć takich dusz jest wiec bardzo łagodna i słodsza jeszcze, niż było ich życie duchowe w ciągu dni ziemskich, gdyż umierają pod wpływem wzniosłych uderzeń i błogich spotkań miłości. Są więc jak łabędzie, które najczulej śpiewają, gdy umierają.

„Mistyk mistyków”, św. Jan od Krzyża, w taki sposób opisuje śmierć dusz, które osiągają najwyższy stopień miłości Boga na tej ziemi. Otóż jeżeli kiedykolwiek jakakolwiek osoba umarła z miłości do Boga, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to była to Maryja. Miłość do Boga innych dusz była jedynie bladym cieniem w porównaniu z żywym płomieniem Jej miłości. Miłość do Boga można porównać do potężnego magnesu, przyciągającego do Niego duszę. Wraz ze wzrostem jej czystości wzrasta jej miłość do Boga, aż w końcu dusza osiąga stan, w którym, nie będąc już w stanie oprzeć się tej przyciągającej sile, opuszcza ciało.

Święty Jan od Krzyża mówi o uderzeniach i spotkaniach pełnych miłości. Te wyrażenia sugerują gwałtowne poruszenia. Jest tak nie tylko w przypadku Maryi, ale i w innych duszach, które osiągają podobną intensywność. Jednak w Jej przypadku śmierć musiała nadejść bez szoku. Taka jest opinia św. Franciszka Salezego:

[…] nie można przypuścić gwałtownych poruszeń tej niebieskiej miłości macierzyńskiego Serca Dziewicy, bo miłość sama z siebie jest kochana, wdzięczna, spokojna i cicha. Jeżeli niekiedy naciera i wywołuje w duszy wstrząsy, to dlatego że znajduje w niej opór […]. Tak więc święta miłość działała z mocą w dziewiczym Sercu Najświętszej Matki, bez wysiłku lub gwałtownego naporu, bo nie znajdowała sprzeciwu ani żadnej przeszkody[1].

Musimy bowiem pamiętać, że miłość Maryi do Boga była od samego początku o poziom wyższa niż miłość, jaką mieli pod koniec życia najwięksi święci. Franciszek Salezy wiąże śmierć Maryi z Kalwarią. Nauczając o Niej, stojącej u stóp krzyża, mówi:

Boleść Syna stała się mieczem obosiecznym, który w tej mierze przebił Serce Matki (por. Łk 2, 45), w jakiej to Serce było spojone, złączone i zjednoczone z Synem — zjednoczeniem tak doskonałym, że nic nie mogło ranić jednego Serca, by równocześnie i drugiemu nie zadało żywej rany. Chociaż to macierzyńskie Serce było zranione miłością, nie tylko nie szukało uleczenia rany, lecz kochało swą ranę nad wszelką ulgę i miłośnie zachowywało groty boleści, dlatego że zadała je miłość. Pragnęło ustawicznie z nich umierać, ponieważ od tych ran umarł ukochany Syn. Pismo Święte i wszyscy uczeni Kościoła uznają więc, że Zbawiciel zmarł wśród płomieni miłości jako doskonałe całopalenie za wszystkie grzechy świata. […]

Miłość wznieciła w tej Boskiej Oblubienicy śmiertelne boleści u stóp krzyża, a zatem słusznie przy końcu Jej życia śmierć dała Jej największe upojenie miłością[2].

W opinii większości teologów wypowiadających się przed ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu, Maryja rzeczywiście umarła. Było jednak i kilku takich, którzy bronili poglądu, że nigdy nie umarła[3]. Główny argument owej mniejszościowej grupy opierał się na fakcie, że śmierć jest karą za grzech pierworodny. Maryja jednak, jak twierdzili, nigdy nie została skażona grzechem pierworodnym i dlatego nie doświadczyła śmierci, która była jego skutkiem.

Jest to ciekawy argument. Jednakże przyczyną cierpień Jezusa i Maryi były wszystkie grzechy, pomimo że oni sami byli całkowicie wolni od wszelkiego grzechu. Jezus przyjął śmierć dla nas. Maryja, jak to już omówiliśmy, na każdym kroku uczestniczyła w losie swego Syna. Dlatego musiała umrzeć. Większość Ojców i współczesnych teologów nie traktowała poważnie wątpliwości dotyczących Jej śmierci. Niemniej jednak konstytucja określająca dogmat o Wniebowzięciu, Munificentissimus Deus, nie zawiera ani definicji, ani nawet stanowczego stwierdzenia śmierci Maryi. Ten sam dokument cytuje jednak wielu Ojców, którzy przyjmują za pewnik, że Maryja umarła. A ponieważ ton tekstu konstytucji wskazuje na ogólne przekonanie, że Maryja umarła, raczej trudno nadal podtrzymywać pogląd, jakoby została uwolniona od śmierci. Z drugiej strony, od czasu ogłoszenia dogmatu, rozgorzały burzliwe kontrowersje. Niektórzy teolodzy uważają, że argumentem na rzecz nieśmiertelności Maryi było powstrzymanie się papieża Piusa XII od stwierdzenia, że umarła.

Jako że nie ma jednomyślności co do tego faktu, nie możemy oczekiwać, że dojdziemy do ogólnego porozumienia w kwestii szczegółów Jej śmierci. Dwa miasta rywalizują o miano miejsca ostatnich chwil życia Maryi: Jerozolima i Efez[4]. Roszczenie Efezu opiera się głównie na argumencie, że została Ona powierzona opiece Jana, który z czasem tam zamieszkał. Jednak argument ten nie jest rozstrzygający: nie znamy daty śmierci Maryi, więc nie wiemy, gdzie mogła przebywać w tym czasie. Gdyby Maryja udała się z Janem do Efezu, prawdopodobnie byłaby wówczas między sześćdziesiątym a osiemdziesiątym rokiem życia. Tradycja wiążąca Jej śmierć z Jerozolimą wydaje się lepiej uargumentowana, w związku z czym większość badaczy tego zagadnienia broni roszczeń Jerozolimy.

Zostawmy jednak te nierozwiązywalne, choć interesujące sprawy i przejdźmy do samego Wniebowzięcia. Ponieważ najbardziej autorytatywną pracą na temat Wniebowzięcia jest wcześniej wspomniana konstytucja określająca dogmat, przyjrzyjmy się niektórym z głównych punktów tego dokumentu[5].

Jest oczywiste, że jedną z myśli, wysuwającą się na pierwszy plan rozważań Piusa XII,
była zasada consortium: nieustannego uczestnictwa Maryi, w każdym momencie, od początku do końca, życia, dzieła i losu Jej Syna. Papież bowiem korzystał z tej zasady w całym dokumencie. W części wprowadzającej pokazuje relację pomiędzy Wniebowzięciem a Niepokalanym Poczęciem:

Te bowiem oba przywileje jak najściślej ze sobą się łączą. Bo Chrystus zwyciężył grzech i śmierć własną Swą śmiercią; a kto przez chrzest, w sposób nadprzyrodzony, na nowo się narodził, zwyciężył grzech i śmierć dzięki temuż Chrystusowi. Jednakże Bóg nie chce przed końcem świata udzielić sprawiedliwym, jako prawa ogólnego — pełnego skutku zwycięstwa nad śmiercią. […]

Ale spod tego rodzaju ogólnego prawa zechciał Bóg wyjąć Najświętszą Maryję Pannę. Ona to, na mocy zupełnie szczególnego przywileju, swoim Niepokalanym Poczęciem zwyciężyła grzech, i dlatego nie podlega temu prawu trwania w rozkładzie grobowym, ani nie musiała aż do końca świata czekać na wybawienie swego ciała[6].

Pius XII przedstawia następnie niektóre z racji omawianego dogmatu. Tłumaczy, że zapytał o zdanie w tej sprawie wszystkich biskupów świata. Ich odpowiedź była prawie jednomyślnie twierdząca. To powszechne nauczanie władz Kościoła samo w sobie dostarcza nam dowodu. Omawiana nauka jest odbiciem wiary Kościoła, depozytariusza Tradycji, który od początku poddał objawienie Boże kierownictwu Ducha Świętego. To właśnie Kościół badał dla nas niektóre z doniosłych twierdzeń Tradycji na przestrzeni wieków. Nauczanie, że Maryja została wzięta do nieba, można odnaleźć już we wczesnych zapisach starożytnych ksiąg liturgicznych. Jest ono zawarte w pismach Ojców Kościoła. Po okresie patrystycznym ta sama doktryna została szczegółowo przebadana przez teologów scholastycznych. Papież na przykład cytował słowa św. Bernardyna ze Sieny, który

streściwszy i pilnie sprawdziwszy wszystkie wypowiedzi i spory teologów średniowiecznych w tej sprawie nie ograniczył się do przytoczenia rozważań uczonych minionej epoki, lecz dodał jeszcze własne podobieństwo; mianowicie Matki Bożej i Bożego Syna, co do szlachetności i godności ducha i ciała. Ze względu na to podobieństwo nie możemy ani pomyśleć nawet, by Królowa Nieba miała być odłączoną od Króla Nieba. Wymaga ono bezwzględnie, by Maryja „była tam tylko, gdzie jest Chrystus”. Poza tym całkowicie jest zgodne z rozumem, by dusza i ciało Niewiasty podobnie jak i Mężczyzny osiągnęło już wieczną chwałę w niebie. Dowodu, który można by określić jako „prawie namacalny” dostarcza również fakt, że Kościół nigdy nie poszukiwał relikwii Najświętszej Dziewicy i nie wystawiał ich ku czci publicznej[7].

Papież przytacza słowa św. Franciszka Salezego jako warte w tym temacie szczególnej uwagi:

Podobnie św. Franciszek Salezy, stwierdziwszy, że nie godzi się wątpić o wypełnieniu przez Jezusa Chrystusa w sposób najdoskonalszy Boskiego nakazu czci dla rodziców ze strony dzieci, stawia sobie takie pytanie: „Któryż syn, gdyby mógł, nie wskrzesiłby swej matki i nie zaprowadził jej po śmierci do nieba”[8].

Fragmenty, które przytoczyliśmy powyżej stanowią jedynie niewielką część przeglądu wcześniejszych nauk przywołanych w konstytucji Munificentissimus Deus. Po tej analizie papież przedstawia kilka własnych komentarzy w akapitach poprzedzających samo ogłoszenie dogmatu:

Wszystkie powyższe dowody i rozważania Ojców Kościoła i teologów, opierają się jako na ostatecznym fundamencie, na Piśmie świętym. Ono stawia nam niejako przed oczy Matkę Bożą najściślej złączoną z Boskim Synem, dzielącą zawsze Jego Losy. Dlatego wydaje się rzeczą wprost niemożliwą, widzieć oddzieloną od Niego po ziemskim życiu, jeśli nie duchem to przecież ciałem, Tę która Go poczęła, porodziła, mlekiem własnym wykarmiła, na rękach piastowała i do serca swego tuliła[9].

Tu znowu rozpoznajemy zasadę consortium, którą dokument został rozpoczęty. Potwierdzając cytowany wcześniej argument św. Franciszka Salezego, Pius XII kontynuuje:

Zbawiciel nasz, będąc Synem Maryi, nie mógł po prostu jako najdoskonalszy wzór zachowywania Bożego Prawa obok Ojca Przedwiecznego nie czcić także Swej umiłowanej Matki. A ponieważ mógł Ją ozdobić tak wielkim zaszczytem, jakim jest zachowanie wolną od skażenia grobowego, należy wierzyć, że naprawdę tak uczynił[10].

Poznaliśmy już dwa fragmenty, w których Pius XII skorzystał z zasady consortium. Zwróciliśmy także uwagę na jego twierdzenie, że argumenty Ojców i teologów opierały się ostatecznie na Piśmie Świętym. Wzmacnia on następnie ten ostatni punkt i pokazuje nam, że szczególnie ma na myśli koncepcję Nowej Ewy i ta koncepcja jest w rzeczywistości odmiennym sposobem określenia zasady consortium. Przestudiowaliśmy ją już dosyć szczegółowo w zakresie, w jakim dotyczyła wcześniejszych etapów życia Maryi. Zauważyliśmy, że zasada ta implikowała Niepokalane Poczęcie, że odnosiła się do Zwiastowania, a w sposób szczególny podkreśliliśmy jej zastosowanie do Kalwarii. Na tym etapie widzimy, że papież odnajduje kolejne zastosowanie:

Przede wszystkim zaś należy przypomnieć to, iż od drugiego wieku Ojcowie Kościoła przedstawiają Maryję Dziewicę jako nową Ewą, która choć poddana nowemu Adamowi — łączy się z Nim najściślej w walce przeciwko piekielnemu wrogowi. Walka ta zapowiedziana już w Protoewangelii ma zakończyć się zupełnym zwycięstwem nad grzechem i śmiercią, które zawsze łączą się ze sobą w pismach Apostoła Narodów. Jak przeto chwalebne Zmartwychwstanie Chrystusa było istotnym składnikiem, a zarazem ostatecznym trofeum zwycięstwa, tak też wspólna walka Najświętszej Dziewicy i Jej Syna winna być zakończona „uwielbieniem” Jej dziewiczego ciała. Tenże bowiem Apostoł mówi: „A gdy to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, tedy wypełni się słowo, które jest napisane: pochłonęło śmierć zwycięstwo”[11].

Przesłanie jest czytelne: Maryja jest „najściślej złączona” z Chrystusem w walce przeciwko diabłu. Walka ta doprowadziła do ich zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Zwycięstwo nad grzechem zostało odniesione na Kalwarii. Maryja miała w nim swój udział, jak powiedzieliśmy we wcześniejszym rozdziale. Zwycięstwem nad śmiercią było w przypadku Chrystusa Zmartwychwstanie, a Maryi — Wniebowzięcie. Była to „wspólna walka Najświętszej Dziewicy i Jej Syna”. Zmartwychwstanie było „istotnym składnikiem […] zwycięstwa”. Dlatego, konkluduje papież, jako że Maryja wzięła udział w walce, która przyniosła zwycięstwo, musiała również uczestniczyć w owocach zwycięstwa — pokonaniu śmierci w Zmartwychwstaniu, „istotnym składniku […] zwycięstwa”. Dokonało się to poprzez Wniebowzięcie. W umyśle ojca świętego żywoty Jezusa i Maryi można zaprezentować za pomocą dwóch równoległych linii. W jego rozważaniach są one nie tylko równoległe we wszystkich sprawach, od początku ich życia na ziemi do końca w chwale nieba, ale także wspólnie we wszystkim uczestniczą: walka jest „wspólna” dla obojga. Właśnie dlatego, że walka była wspólna dla obojga, musiało także nastąpić Wniebowzięcie, które było sposobem Maryi na uczestnictwo w Zmartwychwstaniu. Widzimy tutaj wielką rozpiętość koncepcji Nowej Ewy: nic nie stanowi od niej wyjątku; obejmuje każdy etap od początku do końca dzieła odkupienia.

Na marginesie możemy zauważyć, jaką trudnością dla teologa, który chciałby odrzucić tezę o bezpośredniej współpracy Maryi na Kalwarii, byłoby wyjaśnienie słów omawianego dokumentu ogłaszającego dogmat. Zgodnie z taką tezą dwie linie życia, Jezusa i Maryi, byłyby równoległe na swoim początku i na końcu, ale nie w środku: pośrodku linii życia Maryi utworzyłaby się bowiem luka. Musielibyśmy wówczas przypuszczać, że Pius XII dowodził, iż Maryja uczestniczyła z Chrystusem w zwycięstwie, pomimo że nie brała udziału w walce. Wniebowzięcie byłoby równoległe do Zmartwychwstania i chociaż Zmartwychwstanie jest „istotnym składnikiem” zwycięstwa Kalwarii, Maryja nie miałaby w nim bezpośredniego udziału.

Dogmat o Wniebowzięciu jest szczególnie odpowiedni i korzystny w obecnym wieku. Żyjemy bowiem w epoce nieskrępowanego materializmu i nadmiernego kultu ciała. Pokazując nam prawdziwe przeznaczenie i wartość ciała, Pius XII wyposażył nas w potężną broń przeciwko naszym współczesnym chorobom. Jeśli bowiem Chrystus jest pierwocinami tych, co posnęli[12], jest nimi również Maryja: Zmartwychwstanie Chrystusa i Wniebowzięcie Matki Bożej pokazują nam wyraźnie prawdziwe przeznaczenie i cel naszych własnych ciał.

Źródło: W. G. Most, Maryja Współodkupicielka, Płock 2019.
 

Ilustracja: Fragment ryciny Wniebowzięcie NMP autorstwa F. Rosaspiny, c. 1830, za Annibale Carracci. Public Domain via Wellcome Collection.

[1] Św. Franciszek Salezy, Traktat o Miłości Bożej, Kraków 2002, 7, XIV, s. 400–401.

[2] Ibidem, s. 399, 403.

[3] Zob. M. Jugie, Assomption de la Sainte Vierge, [w:] Maria, [red.] Du Manoir, I, 621‒658. Niektórzy, np. Jugie, twierdzą, że Maryja miała prawo do nieśmiertelności, ale nie są pewni, czy skorzystała z tego prawa, mogła bowiem z niego zrezygnować.

[4] Zob. Robert North SJ, Mary’s Last Home, AER 123, October, 1950, 242‒261 [ang. October ‘październik’].

[5] Cały tekst definicji zob. AER 124, January, 1951, 1–17. Zob. także: ibidem, Bp John Wright, „The Dogma of the Assumption”, February, 1951, 81–96; oraz Juniper B. Carol OFM, „The Apostolic Constitution Munificentissimus Deus and Our Blessed Lady’s Coredemption”, AER 125, October, 1951, 255–273 [ang. January ‘styczeń’; February ‘luty’].

[6] Pius XII, Munificentissimus Deus, konstytucja apostolska z 1 listopada 1950 r., AAS 42: 754.

[7] Ibidem, 42: 765–66.

[8] Ibidem, 42: 766.

[9] Ibidem, 42: 767–68.

[10] Ibidem, 42: 768.

[11] Ibidem, 42: 768.

[12] Zob. 1 Kor, 15, 20 [BW].




Bp Keenan: Modlitwa o nowy dogmat maryjny

Bp John Keenan

Wykład Biskupa Johna Keenana z diecezji Paisley w Szkocji

Dzień modlitwy ku czci Maryi, Amsterdam, 1 czerwca 2019 r.

Drodzy bracia i siostry, cieszę się, że mogę być tutaj z wami w dniu modlitwy poświęconej Matce Bożej w Jej godności Pani Wszystkich Narodów. Dobrze, że spotykamy się na modlitwie ustanowionej przez Tradycję Kościoła, zjednoczeni z naszymi Biskupami w celebracji Mszy Świętej, w Adoracji Eucharystycznej i w odmawianiu Różańca. Pragnę podziękować Biskupom [organizatorom modlitwy – przyp. red.] za możliwość złożenia krótkiego świadectwa na temat dzieła maryjnego, które wyłania się  w Szkocji i w Wielkiej Brytanii. Pragnę także podzielić się refleksją, dlaczego osobiście mam nadzieję, że Kościół w naszych czasach ogłosi tak zwany piąty dogmat maryjny. Wierzę, że żyjemy w czasach wielkiej walki duchowej, z pewnością ma ona miejsce na Wyspach Brytyjskich, gdzie świecki duch zawładnął ziemią. Nasza kultura przyjęła świecką etykę, zaprzeczając rzeczywistości jakiejkolwiek rzeczywistości duchowej i cenzurując wkład wiary w debatę publiczną. Jest to związane z liberalnym etosem, który twierdzi, że tylko to, co dana osoba wybierze dla siebie, może być uznane za akceptowalne dobro społeczne. Te przekonania tworzą zachodni światopogląd, który przymyka oko na ataki na ludzkie życie od poczęcia aż do naturalnej śmierci, jest całkowicie zdezorientowany co do znaczenia ludzkiej seksualności i płci, i który zgodził się na bezprecedensowe prześladowania chrześcijan na całym świecie. Zakłada on, że chrześcijanie są przyczyną wszelkiego zła i dlatego nigdy nie można ich uznać za ofiary. Wszystko to przywodzi mi na myśl wizję Idy Peerdeman[1], w której Maryja przedstawiła jej świat wypełniony pełzającymi wężami i powiedziała, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak poważna jest sytuacja, i stali się tak płytcy, że nie widzą, jak wiele szkód wyrządza to wierze.

Ale my wiemy, że w czasach walki duchowej Jezus i Maryja nigdy nie pragną sami napadać. W tych czasach wielkiego ataku na Kościół i na znaczenie osoby ludzkiej na Wyspach Brytyjskich jesteśmy świadkami, że są one również początkami wielkiego przebudzenia nabożeństwa do Matki Bożej, które, jak wierzę, ma nadprzyrodzone pochodzenie. W 2017 roku na przykład, w stulecie objawień Matki Bożej w Fatimie biskupi szkoccy w końcu odpowiedzieli na nieustające prośby naszych świeckich wiernych, aby poświęcić Szkocję Matce Bożej w naszym narodowym sanktuarium maryjnym. Było to wydarzenie, które zostało formalnie uznane w szkockim parlamencie w Holyrood.

W 2018 roku pomagałem wiernym świeckim w odmawianiu różańca na wybrzeżu. Około 40 tys. katolików zgromadziło się w ponad 400 miejscach na Wyspach Brytyjskich, aby odmawiać różaniec w ramach zadośćuczynienia za grzechy przeciw życiu i przeciw wierze i miłości, które zostały popełnione w naszym kraju w poprzednich pokoleniach. Przygotowując to wydarzenie, wzorowaliśmy się na Węgrach, Polakach i Irlandczykach. Później w ciągu roku odmawialiśmy Różaniec Narodowy pod Krzyżem jako zadośćuczynienie Bożemu Miłosierdziu w Niedzielę Wielkanocną. Mamy nadzieję rozpocząć kampanię, aby przekonać każdego jednego na dziesięciu praktykujących katolików w Wielkiej Brytanii do odmawiania codziennego Różaniec za odnowienie wiary w naszym kraju. Tymczasem biskupi Anglii i Walii planują w 2020 roku odnowić poświęcenie Anglii Matce Bożej jako „Posag Maryi”.

Tak oto te niespokojne czasy zainspirowały nową interwencję Matki Bożej jako naszej Wstawienniczki i początki nowej ery w życiu religijnym naszego Kościoła. Ze swojej strony mam nadzieję, że nastąpi ona za sprawą wielkiej powszechnej prośby o deklarację piątego dogmatu maryjnego, aby uczcić Matkę Bożą jako Współodkupicielkę, Pośredniczkę i Orędowniczkę.

Wielki angielski kardynał błogosławiony John Henry Newman pokazał katolikom, w jaki sposób pierwsza teologia maryjna Ojców naszego Kościoła przedstawiała Maryję jako nową Ewę, która wydała nowego Adama – Pana Jezusa Chrystusa – w dziele Jego odkupienia. Bóg powiedział, że nie było dobrze, aby pierwszy Adam był sam, ale tylko dlatego, że wskazywał na nowego Adama – Pana Jezusa Chrystusa – i chciał, aby świat zrozumiał, że nie jest dobrze myśleć o nowym Adamie, naszym Panu Jezusie Chrystusie, jako działającym w pojedynkę w swoim dziele odkupienia. Z pewnością ludzkość ma tylko jednego Odkupiciela i jednego Pośrednika między Bogiem a człowiekiem, a mianowicie człowieka Jezusa Chrystusa. A jednak Pan Jezus nie chce odkupić nas wszystkich sam bez miłosnego zjednoczenia naszej woli ze swoją wolą. Dając swoje fiat, czyli „tak”, Dziewica Maryja stała się nowym Pomocnikiem Adama, to znaczy Jego Współodkupicielką w Jego dziele zbawienia. Po cudzie przemiany wody w wino w Kanie uczniowie Pana Jezusa widzieli tylko Jego chwałę i wierzyli tylko w Niego jako swego wielkiego Orędownika u Ojca. A mimo wszystko Jezus pragnął, aby ten pierwszy znak mógł nastąpić tylko za sprawą orędownictwa niewiasty Maryi, Jego Matki.

Pytaniem: „Co mnie i tobie niewiasto?” Jezus w rzeczywistości wskazywał wprost na swoją godzinę na Kalwarii, gdzie świat miał zobaczyć, że zarówno Jezus, jak i Jego Matka Maryja mieli wszystko uczynić razem w akcie mistyczne zjednoczenie nowego Adama i nowej Ewy w momencie nowego stworzenia. A następnie na koniec, w ostatnim pouczeniu z Krzyża, Pan Jezus przekazał Maryję Janowi jako jego Matkę, a zatem jako Matkę wszystkich żyjących urodzonych w Bogu przez wodę i krew spływającą z Jego świętego boku. Dopiero po tym, jak oddał Maryję Janowi jako jego Matkę, Jezus mógł powiedzieć, że dzieło się dokonało. Dopiero wówczas mógł oddać ducha w ręce Ojca i zapoczątkować panowanie pokoju i pojednania, które tylko On mógł dać ludziom.

W ten sam sposób w naszych czasach rośnie poczucie, że zanim dzieło Pana Jezusa dokona się w naszej historii, świat będzie musiał najpierw przyjąć Maryję jako swoją Matkę w Jej godności Współodkupicielki, Pośredniczki i Orędowniczki. I dlatego cieszę się, że mogę tu być, aby zaoferować wam swoje braterskie wsparcie w tym dniu modlitwy poświęconej Matce Bożej Pani Narodów. Objawienie Matki Bożej Idzie Peerdeman zostało ogłoszone przez waszych biskupów za nadprzyrodzone. Spójrzmy na ostatni i największy dogmat o niebiańskich rządach Matki Bożej jako Współodkupicielki, Pośredniczki i Orędowniczki. Najświętsza Maryja Panna nadal wstawia się za naszym Kościołem i naszym światem, szczególnie w tych niespokojnych czasach, aby w końcu okazała się Jej pełnia łask, które wysłużyła wszystkim narodom, aby poznały pokój, który tylko Jej Syn może przynieść.

Źródło: Bp John Keenan, Our Lady and World Peace (tłum. red. GaudeMaria.org)

[1] Holenderska wizjonerka, której w l. 1945-1959 objawiała się Matką Boża jako Pani Wszystkich Narodów. Maryja prosiła o podjęcie starań na rzecz ogłoszenia w Kościele piątego dogmatu maryjnego o Maryi Współodkupicielce, Pośredniczce i Orędowniczce. W dn. 31 maja 2002 r. objawienia zostały uznane za mające pochodzenie nadprzyrodzone przez biskupa diecezji Haarlem-Amsterdam, Józefa Punta – przyp. red.




Wiem, że modlitwa może nawrócić Rosję

Hamish Fraser

W 1933 r. Hamish Fraser, wówczas szkocki prezbiterianin, przyłączył się do Ligi Młodych Komunistów. Działał na rzecz sił komunistycznych w czasie hiszpańskiej wojny domowej w l. 1936-39.  Między 1933 a 1945 rokiem zajmował kluczowe stanowiska wśród komunistów na Wyspach Brytyjskich. Opatrzność jednak chciała, aby poznał fałsz i jałowość komunistycznej doktryny i praktyki. Z czasem uświadomił sobie prawdziwość ostrzeżenia Piusa XI, iż „komunizm jest w swej istocie przewrotny” i nawrócił się na wiarę katolicką.

Prawie dziesięć lat przed Soborem Watykańskim II, w 1954 r., została wydana książka Frasera Fatal Star. Autor podkreśla w niej potrzebę absolutnego posłuszeństwa wobec nauki Kościoła, (a przesłanie Matki Bożej Fatimskiej uznaje za całościowe potwierdzenie katolickiego nauczania). Publikacja zawierała również rozdział „Komunistyczna piąta kolumna w strukturach Kościoła”. Ta piąta kolumna miała składać się z ludzi, którzy „nie widzą nic złego w łączeniu uczestniczenia we Mszy św., częstego przyjmowania sakramentów z akceptacją marksistowskich idei społecznych, politycznych i gospodarczych”. Była to część opinii katolickiej, którą komunizm starał się „zaprząc w swój rydwan”. Fraser nie wyobrażał sobie jednak, że w ciągu dziesięciu lat osoby promujące tę postawę będą kontrolować Kościół instytucjonalny na praktycznie wszystkich poziomach. Niemniej jednak, od samego początku Soboru Watykańskiego II był wyraźnie świadom niebezpieczeństwa, które stwarzała owa „piąta kolumna”. W celu zwalczania tych wpływów, na Wielkanoc 1965 r. zaczął wydawać czasopismo Approaches (obecnie Apropos).

Poniższy tekst, mający imprimatur biskupa George Ahra, S.T.D., to całość przemówienia wygłoszonego przez Frasera wkrótce po jego nawróceniu w 1952 r. Konwertyta przemawiał do ponad 10 tys. ludzi w paryskim Parc des Expositions  8 grudnia na wielkiej manifestacji fatimskiej. Jeszcze zanim zaczął mówić, jeden z gołębi, które towarzyszą pielgrzymującej figurze Matki Bożej Fatimskiej, usiadł na jego głowie i przez dłuższą chwilę tam pozostał nie zrażając się błyskami aparatów fotograficznych uwieczniających tę niezwykłą scenę.

Słowa te kieruję przede wszystkim do osób wątpiących w możliwość nawrócenia Rosji, pozwólcie więc Drodzy Słuchacze, że zwrócę uwagę na trzy sprawy: nawrócenie Rosji to po prostu nawrócenie komunistów, nie tylko rosyjskich; nieraz zdarzały się w historii nawrócenia komunistów do Kościoła; ponieważ każdy poszczególny komunista, niezależnie od narodowości, jest żołnierzem Kremla, nawrócenie każdego z nich jest, konsekwentnie, symbolicznym wypełnieniem obietnicy z Fatimy: jasnym dowodem, że nawrócenie Rosji nie jest niemożliwe; jasnym dowodem, że może się ono dokonać. Chcę mówić o tym, jakich środków użyć, aby Rosja się nawróciła, a na świecie nastał pokój.

Po pierwsze, nietrudno jest komuniście pozbawić się złudzeń. Nawet towarzysze Marty[1] i Tillon[2] – nie wspominając towarzysza Josipa Broza[3] –  zrozumieli czym tak naprawdę jest kremlowskie jarzmo. Prawdą pozostaje – jak można zobaczyć na przykładzie nigdy nie kończącego się procesu czystek i likwidacji za żelazną kurtyną – że komunizm jest nieludzkim systemem, który okazuje się nieznośny nie tylko dla katolików, ale nawet dla najbardziej ortodoksyjnych marksistów. Nawet Tito, jeden z największych wrogów duchowieństwa w szeregach ortodoksyjnych marksistów uznał dyktaturę w pełni rozwiniętego sowieckiego komunizmu za nie do zaakceptowania i, wiedząc, że tylko Stalin jest wolny od stalinizmu, mianował siebie Stalinem Jugosławii.

Tak, bardzo łatwo komuniście pozbyć się złudzeń – zwłaszcza będąc zmuszonym do życia w tak zwanym „sowieckim raju”. Doświadczenie mojego towarzysza broni El Campesino[4] ukazuje jasno, że każdy z obecnych zachodnioeuropejskich entuzjastów sowieckiej Rosji szybko wyzbyłby się swych złudzeń, gdyby musiał tam spędzić choćby rok. Dla cierpiących na uzależnienie od marksistowskich halucynacji taka terapia okazałaby się z pewnością skuteczna.

Niezależnie od stanu sowieckiej medycyny, jedna z jej dziedzin jest niesamowicie skuteczna – dziedzina leczenia „wrogów Partii”. Otóż prawie nikt z radzieckich obywateli walczących o wolność słowa nie umiera z przyczyn naturalnych. Między innymi dlatego właśnie komuniści (zachodnioeuropejscy) mogą łatwo wyleczyć się ze swoich złudzeń.

Dwa rodzaje rozczarowania

Tu się jednak problem nie kończy, lecz tak naprawdę dopiero zaczyna. Czymś innym jest utrata złudzeń, czym innym nawrócenie „rozczarowanego” komunisty. Jeśli ktoś był przez dłuższy czas komunistą (mam na myśli co najmniej kilka lat) musiało to zostawić znaczące znamię na jego psychice. Jest ona na wskroś przesiąknięta materialistycznymi przesądami, tak, że, mówiąc obrazowo,  materializm wsiąkł w każde włókno jego bytu; każda komórka jego ciała, a także jego dusza są przesiąknięte tą chorą złą ideologią.

Człowiek zatruty marksizmem ma rozum, ale nie może z niego korzystać, bowiem nie pozwalają mu na to jego uprzedzenia. Powodują one, że słowa „Bóg”, „wiara”, „zbawienie” nie mają dla niego sensu. Jego umysł działa tylko w zamkniętym kręgu błędnych przesłanek, a więc i błędnych wniosków.

Taki człowiek pada ofiarą swojej własnej niewiary. Choroba duchowa, na którą cierpi robi z niego duchowego inwalidę niezdolnego do radzenia sobie z problemami swojej duszy. Modlitwa nie ma dla niego sensu.

Ów nieszczęśnik zdany jest całkowicie na twoją dobrą wolę! Od ciebie zależą losy jego biednej duszy! Od twoich modlitw do Niepokalanej Dziewicy uzależnione jest jego zbawienie (wynikające z nawrócenia na wiarę katolicką) albo potępienia (wynikającego z pozostania na marksistowskiej pustyni, w marksistowskim grobie).

Nie mam czasu, by nawet spróbować opisać wam, jak łaska od Boga działała w przypadku mojego nawrócenia. Gdybym miał czas, mógłbym co najwyżej opisać kilka ciekawych sposobów poprzez które łaska Boża powoli rzuciła mnie, wbrew mojej woli, na kolana.

Nie szukałem wiary; należałoby raczej powiedzieć, że kiedykolwiek i gdziekolwiek się na nią natknąłem, walczyłem aby utrzymać moją własną niewiarę z całą siłą do jakiej byłem zdolny. Ostatnią rzeczą jakiej chciałem to zostać katolikiem. Dobrowolnie skapitulowałem, bo znajdowałem w sobie tylko nienasycony głód prawdy, a Prawdą tą był Jezus Chrystus.

Teraz wiem, że dar wiary, który otrzymałem nie prosząc o niego był skutkiem tego, że ktoś modlił się za mnie, biednego grzesznika. Otrzymałem łaskę Bożą dlatego, że ktoś za mnie o nią prosił.

Ja nie wierzę, ja WIEM

Na skutek mojego doświadczenia nie mogę powiedzieć z całą uczciwością, że ja wierzę, że modlitwa może nawrócić komunistów, ja WIEM, że modlitwa może nawrócić komunistów. A ponieważ nawrócenie Rosji i nawrócenie komunistów jest jednym i tym samym, dlatego właśnie mówię Wam – dzięki modlitwie Rosja się nawróci.

Czy rzeczywiście się tak stanie, czy wybuchnie trzecia wojna światowa, czy Kościół Jezusa Chrystusa powróci do katakumb – zależy od nas. Pytanie, które musimy sobie zadać brzmi: Czy jesteśmy przygotowani do modlitwy o nawrócenie Rosji? Czy jesteśmy gotowi poświęcić nasz rodzinny różaniec odmawiany każdego wieczoru w tej najchwalebniejszej z intencji?

Innymi słowy: czy jesteśmy gotowi, aby zrobić to, do czego wzywa nas sama Matka Boża? Jeśli odpowiemy twierdząco, Rosja nawróci się; nastanie  pokój; będziemy mogli patrzeć w przyszłość z ufnością.

Nie znaczy to jednak, że wystarczy wymamrotać rodzinny różaniec każdego wieczoru. Konieczne jest, aby rzeczywiście modlić się na Różańcu, przyrzekając sobie podczas modlitwy, że każdy z nas będzie dążył do tego, aby jego rodzina stawała się prawdziwie chrześcijańska. To nie przypadek, że Matka Boża Fatimska poprosiła nas, aby Różaniec był odmawiany przez całą rodzinę; aby był środkiem chrystianizacji naszych rodzin. Rodzina jest podstawową jednostką społeczeństwa; jest także podstawową jednostką apostolatu chrześcijańskiego; podstawą, bez której żadna katolicka działalność nie jest możliwa.

Musimy także pamiętać, że Matka Boża w Fatimie prosiła nie tylko o modlitwę, ale i o pokutę. Najświętsza Dziewica nie miała jednak na myśli tego, abyśmy umarli z głodu albo by bez przerwy nosić włosienicę. Poprosiła o najmniej spektakularną ze wszystkich pokut: aby zmierzyć się z codziennymi problemami naszego życia w duchu prawdziwie katolickim. Innymi słowy, zadała pokutę posłuszeństwa; poprosiła, abyśmy poddali siebie i nasze rodziny władzy Jezusa Chrystusa; poprosiła, aby nasze rodziny stały się ostoją dla wojującego Kościoła, apostolskim zrębem  wiary.

Pokuta, o którą prosiła NMP

Chrześcijanami mamy być w domu, ale i poza nim. Nie możemy wśród znajomych, w pracy, w autobusie, na spacerze czy gdziekolwiek indziej  zachowywać się jak poganie – nie możemy akceptować antykatolickich postulatów i praw w kwestiach społecznych. Mamy obowiązek walczyć o społeczną naukę Kościoła Świętego Matki naszej.

Postawą niegodną chrześcijanina jest akceptacja marksistowskich założeń, zachowań i żądań w naszych związkach zawodowych, w naszych partiach politycznych, w naszych świeckich organizacjach. Z pogaństwem musimy walczyć, nie możemy zostać przyjaciółmi wroga. Taki jest sens przekazu NMP.

Matka Boża Fatimska prosiła, i wynika to z tego, o czym mówiłem wcześniej, abyśmy we wszystkim podporządkowali się Jezusowi Chrystusowi; abyśmy uznali Jego panowanie nad wszystkimi osobami, sprawami i rzeczami, nad wszystkimi naszymi zdolnościami oraz nad naszymi członkami. W istocie, pokuta zadana w Fatimie polega na uznaniu w całości Królowania Jej Boskiego Syna. A więc wyrzeczeń i walk, które z tego panowania wynikają. To jest najważniejsze w przesłaniu Matki Bożej. Niestety, obecnie wielu jest takich, którzy uznają Chrystusa za Najwyższego Kapłana, ale odmawiają uznania Go Najwyższym Panem wszystkiego, Królem Królów.

Społeczne obowiązki chrześcijan
Jakże wielu jest takich, którzy nazywają się katolikami, pobożnie słuchają Mszy św. i ignorują to czego Kościół Chrystusowy naucza w kwestiach społecznych. Zaprzeczają panowaniu Pana Jezusa nad społeczeństwem, nad polityką, nad ekonomią. Pius XI wskazał nam wyraźnie we wspaniałej encyklice Quas Primas, że wszystkie problemy współczesnego świata spowodowane są haniebnym sprowadzeniem Kościoła Świętego do poziomu fałszywych religii i kultów oraz tym, że „panowanie Chrystusa nad wszystkimi narodami zostało odrzucone”. Jakże wielu jest ludzi nazywających się katolikami, którzy wiarę Chrystusową umieszczają poniżej fałszywych religii i kłamliwych teorii. Bo czyż ktoś, mieniący się rzymskim katolikiem, a  żyjący podług doktryn antykatolickich lub niekatolickich, nie umieszcza nauki Chrystusowej na poziomie niższym niż różne kłamstwa, którym poddaje swój rozum?

Na pytanie dlaczego zdradzają w ten sposób wiarę świętą, ludzie ci mówią, że robią to w interesie pokoju. Fakty są jednak takie, że  grzeszą oni w dwójnasób – nie tylko uznają kłamstwo za prawdę, ale i uprawomocniają działania tych, którzy chcą w imię fałszywego pokoju całkowicie zniszczyć Mistyczne Ciało Chrystusa.

Jeśli wrogowie wiary mają dziś przewagę, to dzieje się tak tylko dlatego, że zbyt wielu katolików pozostaje w tej samej grupie, co oprawcy Chrystusa, którzy ukrzyżowali Go na Golgocie. To oni odmówili uznania Jego panowania. Tak samo i my odmawiamy Mu czci, na którą On zasługuje oraz nie walczymy o to, co należy się naszemu Panu, nie reagujemy, chociaż Jego Mistyczne Ciało jest przybijane do krzyża na naszych oczach.

To na nas  a nie na komunistycznych agentach i żołnierzach spoczywa główny ciężar odpowiedzialności za to niszczenie Kościoła. Stalinowscy żołnierzy, którzy wbijają gwoździe w Mistyczne Ciało Chrystusa są agentami, ale nie Kremla, ale naszej apatii, nielojalności i tchórzostwa. To nasz letarg, nasza niewdzięczność i zdrada ponownie krzyżują Chrystusa.

Teraz rozumiemy dlaczego  Matka Boża Fatimska poprosiła nas, abyśmy zmierzyli się po katolicku z problemami życia codziennego. Nie dziwi, że pokuta, której żąda jest w istocie uznaniem panowania Jej Boskiego Syna. W momencie, gdy my katolicy uznamy w pełni nasze obowiązki, komunizm stanie się bez znaczenia, tak samo, jak nieznacząca jest dziś herezja ariańska. Początek końca komunizmu nadejdzie, gdy my, katolicy, z wystarczającą gorliwością uznamy naszą niegodność i padniemy na kolana prosząc Matkę Bożą, aby wstawiła się za nami, byśmy stali się godnymi wiary, którą zostaliśmy obdarzeni. Zwycięstwo nadejdzie, gdy będziemy błagać Maryję aby nauczyła nas żyć według słów Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
 
Jeśli Ją zignorujemy…

Moim skromnym zdaniem, Fatima jest najważniejszym wydarzeniem stulecia; być może najważniejszym wydarzeniem od czasów Reformacji. Jest to pierwszy raz, wedle mojej wiedzy, gdy Niebo ostrzegło świat o grożącym mu zniszczeniu od czasów, gdy  nasz Pan przepowiedział Jerozolimie co ją czeka[5]. Objawienia w Fatimie podobne są także do  ostrzeżenia danego Sodomie i Gomorze, dwóm miastom, które zostały zniszczone z powodu tych samych grzechów, które dziś praktykuje się w skali globalnej za aprobatą rządów i całych społeczeństw.

Jednocześnie jest nam obiecane, że wszystko będzie dobrze, jeśli wykonamy to, o co prosiła Matka Boża Fatimska. Ona dosłownie prosi nas, abyśmy ratowali się przed konsekwencjami naszej własnej głupoty.

Jeśli zignorujemy Jej przesłanie, nie będzie dla nas ratunku. Niech dobry Bóg ma nas w swojej opiece.

Na podstawie: „Fatima Crusader”, nr 4, zima 1979-80. Tłumaczenie – red. „Triumfu Niepokalanej”. Drobne korekty – red. GM.

Matka Boża z Fatimy powiedziała: “Jeśli moje prośby zostaną spełnione, Rosja się nawróci i nastanie pokój; jeśli nie, Rosja rozprzestrzeni swe błędy po całym świecie, powodując wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie musiał wiele cierpieć, niektóre narody zostaną zniszczone”.

[1] André Marty – francuski komunista – przyp. red. GM.

[2] Charles Tillon – francuski komunista – przyp. red. GM.

[3] Josip Broz Tito – prezydent Jugosławii w l. 1953–1980 – przyp. red. GM.

[4] Valentín González – hiszpański komunista, po wojnie domowej w Hiszpanii zmuszony do emigracji do ZSRR, gdzie został wysłany do gułagu – przyp. red. GM.

[5] Fraser nie uwzględnił tutaj objawienia Matki Bożej z La Salette (1846 r.), w którym zapowiedziała wojny, kataklizmy i prześladowania.