1

Wpływ Maryi na życie społeczne

o. Andrzej Krupa OP

Człowiek z natury swej jest istotą społeczną. Jego życie, jego tak fizyczny jak i duchowy rozwój zależy w dużej mierze od środowiska, w którym żyje, rozwija się, kształtuje i doskonali. Jednostka wychowana i uformowana wpływa z kolei na rozwój społeczności, w której rozwija swoją działalność. Jednostki wybitne mają wyjątkowy wpływ na rozwój społeczności. One wpływają na sposób myślenia ludzi, one formują opinię ogółu, one wytwarzają w swoim środowisku swoistą atmosferę, która na nim wyciska pewne piętno. Nawet wielkie przemiany społeczne dokonują się zwykle pod wpływem jednostek.

Zasady te mają swoje zastosowanie nie tylko w społeczności przyrodzonej, ale także i w nadprzyrodzonej, jakim jest mistyczne ciało Chrystusa. Owszem, w społeczności nadprzyrodzonej znaczenie ich jest jeszcze większe, gdyż więź społeczna jest tu ściślejsza. Ciało mistyczne bowiem nie jest tylko zespołem luźno ze sobą współistniejących jednostek, lecz jest jednym, żywym organizmem, w którym wszyscy są „jedni drugich członkami”[1]. Z tego też tytułu tak dobro jak i zło jest ich wspólnym dobrem lub złem. „Jeśli co cierpi jeden członek, uczy św. Paweł, społem cierpią wszystkie członki, jeśli odbiera cześć jeden członek, wespół radują się wszystkie członki”[2].

Jednostkami, które wywarły zdecydowany wpływ na powstanie ciała mistycznego i wywierają nadal wpływ na jego rozwój, jest Chrystus i Maryja. Wszystko, cokolwiek w tej społeczności istnieje, cokolwiek ona posiada, zawdzięcza to w pełni Chrystusowi i Maryi. Wpływ ich w ciele mistycznym nie da się w ogóle nawet przyrównać do wpływu jakiejkolwiek jednostki w przyrodzonej czy nadprzyrodzonej społeczności.

Chrystus bowiem jest jej „Twórcą, Głową, Opiekunem, Zbawicielem”[3]. Posiada w niej nie tylko najwyższą władzę, ale jest także w pełni źródłem jej życia, mocy i działania[4]. Wszystko więc w niej jest Chrystusowe. Istotą najbliżej z Chrystusem współdziałającą w powstaniu i rozwoju mistycznego ciała jest Najśw. Panna. Rola Jej w nim jest tak ważna, jak ważna jest rola matki w powstaniu i rozwoju życia. Ona bowiem rodząc Chrystusa, który jest Głową, zrodziła równocześnie całe ciało wraz z wszystkimi jego członkami. „Jak ten Jeden [Chrystus] był przeznaczony, by być naszą Głową, pisze św. Augustyn, tak nas wielu było przeznaczonych, byśmy byli Jego członkami”[5].

Prawem życia, owszem życiem samym nowej, nadprzyrodzonej społeczności, utworzonej przez Chrystusa i Maryję, jest miłość. Ona nie tylko łączy ludzi z Bogiem, ale także łączy wzajemnie ludzi ze sobą. Ta wzajemna wymiana miłości nigdy nie może być przerwana. Zerwanie miłości z bratem spowodowałoby równoczesną przerwę miłości z Bogiem. „Każdy kto… nie miłuje brata swego, uczy św. Jan, nie jest z Boga… Kto nie miłuje, trwa w śmierci… Jeśli miłujemy się nawzajem, Bóg w nas przebywa, a miłość Jego doskonała jest w nas”[6].

Tej właśnie miłości chcąc Bóg ludziom udzielić, zesłał na ziemię Syna swego, „abyśmy przezeń żyli”[7]. W tym samym też celu Chrystus uczynił swoją Matkę Matką ludzi, by miłość Bożą rodziła w ich duszach.

Społeczność ta dąży zasadniczo do osiągnięcia celu nadprzyrodzonego i pełny swój rozwój osiągnie dopiero w wieczności. Członkami jej jednak są ci ludzie, którzy żyją na ziemi. Stąd też członkowie ci, żyjąc zgodnie z zasadami Chrystusa wywierają swój wpływ także i na uformowanie życia ludzkiego na ziemi.

a) Społeczna misja Maryi

Jak Boże macierzyństwo Maryi, tak i wszelka Jej misja w chrześcijaństwie zależna jest ściśle od osoby i misji Chrystusa. Syn Boży stał się człowiekiem nie tylko w tym celu, by być Bogiem w ciele ludzkim, ale przede wszystkim dlatego, by zbawić świat, by zaprowadzić nowy porządek między Bogiem i ludźmi. Przyszedł więc na świat nie tylko, by „nawiedzić lud swój”[8], ale by na stałe z nim się związać jako jego Głowa w porządku nadprzyrodzonym.

Wcielenie rozpatrywane z tego punktu widzenia nie jest jakimś jednym tylko samym w sobie zamkniętym faktem, lecz jest początkiem nowej rzeczywistości, nowego porządku rozdzielania tajemnic Bożych[9]. Dzieje zbawienia świata i wszystko, cokolwiek z tym faktem się łączy, jest tylko dalszym etapem zaczętej w chwili Wcielenia, przez Boga-człowieka, misji[10].

Faktem, który zaistniał łącznie z dokonaniem się tajemnicy Wcielenia i który stał się podstawą zarówno nowego stosunku człowieka z Bogiem, jak i źródłem „rozdzielania tajemnic Bożych”, jest mistyczne ciało Chrystusa. Bóg bowiem stając się człowiekiem, stał się równocześnie Głową ludzkości. Mocą tego aktu nie tylko sam objął władzę nad ludźmi, nie tylko we własne ręce ujął kierownictwo ich w stosunku z Bogiem, ale tak ściśle z nimi się zespolił, że razem utworzyli nowe, nadprzyrodzone, realne ciało. Ciału temu do tego stopnia udzielił Chrystus własnego życia i własnego Ducha, że członki jego niejako „przyoblekły się”[11] w Chrystusa, owszem, jak mówi św. Augustyn, stały się Chrystusem[12].

Na skutek Wcielenia Chrystus posiada więc podwójne ciało. Jedno fizyczne zrodzone z Najśw. Maryi, drugie mistyczne, społeczne, powstałe z zespolenia się z Nim ludzi, których przyszedł zbawić. Te dwa ciała posiadają realne istnienie. „Należy odróżnić, uczy papież Pius XII, ciało społeczne Kościoła, którego Chrystus jest Głową i Rządcą, od Jego ciała fizycznego, które zrodzone z Bogarodzicy Dziewicy, siedzi obecnie po prawicy Ojca”[13].

Wraz z powstaniem mistycznego ciała zaistniała też nawa ekonomia zbawienia. Od tego bowiem momentu, w którym Chrystus utworzył z ludźmi jedną mistyczną całość, działa nie sam, ale łącznie ze wszystkimi członkami, z całym swym mistycznym organizmem. W udzielaniu swych łask posługuje się ludźmi jako swoimi członkami. Działa więc na ludzi poprzez ludzi.

Najważniejszą funkcję w swym mistycznym ciele powierzył Chrystus Najśw. Maryi Pannie. W tym samym bowiem momencie, w którym Ona stała się Matką Boga, stała się też Matką Chrystusa-Głowy i Matką mistycznego ciała, gdyż „Głowa i członki są jedną jak gdyby mistyczną osobą”[14].

Macierzyństwo duchowe Maryi jest zatem naturalną konsekwencją Jej macierzyństwa Bożego. „Kiedy Panna z Nazaret, uczy Pius XII, w odpowiedzi na słowa anioła wypowiedziała swoje Fiat i kiedy w Jej łonie Słowo ciałem się stało, stała się Ona nie tylko Matką Boga w porządku fizycznym natury, ale także i w nadprzyrodzonym porządku łaski stała się Matką tych wszystkich, którzy przez Ducha Świętego staną się czymś jednym razem z Jej Boskim Synem jako ich Głową”[15].

I jak nie jest czymś przygodnym dla Chrystusa to, że jest Głową mistycznego ciała, tak nie jest czymś przygodnym dla Maryi to, że jest Matką duchową ludzi.

Z faktu współdziałania Maryi w powstaniu mistycznego ciała i Jej współdziałania w dalszym rozwoju wynikają pewne stosunki, które Ją łączą z Chrystusem i z ludźmi.

Jako Matka Chrystusa-Głowy jest Ona Towarzyszką w dziele zbawienia i uświęcania ludzi. Jako zaś Matka duchowa ludzi jest Pośredniczką, Współodkupicielką i Szafarką wszystkich łask.

W tych wszystkich funkcjach wyraża się w pełni Jej macierzyński stosunek do mistycznego ciała Chrystusa. Z tego też względu Jej macierzyńskie funkcje są zarazem funkcjami społecznymi. Więzią zaś społeczną, na której opiera się jedność i siła każdej społeczności, jest miłość. Maryja jako Matka nie tylko sama miłuje ludzi jako swoje dzieci, ale także rodzi w ich duszach miłość Bożą, która sprawia, że ludzie miłują Boga jako Ojca, że miłują także i siebie wzajemnie jako synowie jednego Ojca i bracia Chrystusa. Z tego tytułu papież Pius XII nazwał Ją „Matką Bożej miłości”[16].

b) Matka Bożej miłości

Świat i wszystko, cokolwiek w nim istnieje, stworzył Bóg ze swej dobroci[17]. W niej wszelkie byty stworzone mają rację tak swego istnienia jak i wszelkiego dobra, które w sobie posiadają. „Ponieważ Bóg jest dobry, pisze św. Augustyn, to istniejemy i o ile jesteśmy, o tyle dobrymi jesteśmy”[18].

Jak dobroć Boga jest przyczyną stworzenia świata, tak przyczyną wyniesienia do porządku nadprzyrodzonego jest miłość Boża. „Bóg jest miłością, uczy św. Jan, a kto trwa w miłości, w Bogu trwa a Bóg w nim”[19].

Między dobrocią Boga a Jego miłością jest ta tylko różnica, że zasadniczo dobroć Boża oznacza istotę Boga, o ile stanowi podstawę działania Boga na zewnątrz, miłość zaś oznacza tę samą istotę, o ile jest podstawą wewnętrznego życia Trójcy Świętej. Bóg Ojciec miłując Syna i Syn miłując Ojca tchną razem Ducha Świętego. Duch Święty więc jest substancjalną ich obopólną Miłością.

Tej właśnie miłości udziela Bóg bytom rozumnym, gdy czyni ich uczestnikami natury Bożej. „Miłość Boża, pisze św. Paweł, rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany”[20].

Miłość, której nam Bóg tym sposobem udziela, różni się istotnie od tej miłości, którą On jest sam w sobie. Nie udziela nam bowiem Bóg swego Bóstwa, lecz wlewa w nas miłość stworzoną na podobieństwo własnej miłości. Dzięki niej właśnie możemy miłować Boga w podobny sposób, jak On sam siebie miłuje. „Powiedziano, pisze św. Augustyn, że miłość Boża rozlana jest w sercach naszych, nie ta, którą On sam nas miłuje, lecz ta, mocą której czyni nas swoimi miłośnikami — qua nos facit dilectores suos”[21].

Miłość więc, której Bóg człowiekowi udziela, nie jest tylko uczuciem wiążącym go z Bogiem, lecz jest nadprzyrodzoną właściwością wynoszącą go do wyższego, nadprzyrodzonego porządku czyniącą go realnie uczestnikiem Bożej natury. Ona czyni właśnie człowieka podobnym do Boga, czyni go przybranym Jego synem, daje mu „serce nowe”, dzięki któremu miłuje on tak Boga, jak syn miłuje ojca.

Miłości tej udzielają bytom rozumnym razem wszystkie trzy osoby Trójcy Świętej. Posiadając bowiem jedną i tę samą wspólną naturę, posiadają też jedno i to samo wspólne działanie na zewnątrz. Udzie-lanie jej jednak przypisywane jest w szczególniejszy sposób Duchowi Świętemu, gdyż jest On substancjalną Miłością Bożą.

Duch Święty jednak nie działa sam wprost na dusze ludzkie, lecz za pośrednictwem ludzi, którymi posługuje się jako swym narzędziem. Przede wszystkim zaś działa przez człowieczeństwo Chrystusa i przez Najśw. Maryję Pannę.

1. Chrystus narzędziem Miłości Bożej. Źródłem i główną przyczyną sprawczą łaski w duszach ludzkich może być tylko Bóg[22]. Łaska bowiem z istoty swej jest „uczestnictwem w naturze Bożej”[23]. Żadne więc stworzenie nie może udzielać łaski samo od siebie, ani też nie może być jej główną przyczyną sprawczą[24].

Może jednak Bóg posłużyć się stworzeniem jako narzędziem w udzielaniu ludziom swej łaski. Takim narzędziem jest przede wszystkim człowieczeństwo Chrystusa hipostatycznie zjednoczone z osobą Słowa. „Chrystus według Bóstwa, pisze św. Tomasz, jest mocą własną (auctoritative) źródłem łaski, według zaś człowieczeństwa jest jej narzędziem”[25].

W działaniu narzędzia można rozróżnić podwójną czynność. Jedną, którą wykonuje przy jego pomocy główno-działający; drugą, którą wykonuje narzędzie jako narzędzie zgodnie ze swoją przydatnością. Główno-działający posługując się narzędziem wykonuje przez nie własne, przez się zamierzone dzieło. W tym wypadku, jak zauważa św. Tomasz, „czynność narzędzia jako narzędzia nie jest inna od czynności główno-działającego”[26]. Narzędzie zaś, o ile jest samo w sobie pewną rzeczą, posiada swoje właściwości, które główno-działający wykorzystuje dla wykonania swego dzieła. Ma więc i ono pewien wpływ na jakość i rodzaj czynności przez niego wykonanej.

Wpływ ten jest tym większy, o ile narzędzie nie jest rzeczą martwą, lecz bytem żywym, obdarzonym nadto świadomością i wolną wolą. Wtedy chociaż działa mocą i według woli główno-działającego, to jednak w ramach wykonywanej przez się czynności, posiada pewną samodzielność. Nie tylko przyczynia się więc do powstania dzieła, ale daje mu coś także i od siebie, pozostawia na nim ślad osobistego, własnego działania. W ten sposób nowo powstałe dzieło jest w pewnym stopniu wspólną własnością zarówno główno-działającego, jak i narzędzia. Z tego względu św. Tomasz uważa, że zbawienie człowieka jest wspólnym dziełem Bóstwa i człowieczeństwa Chrystusa. „Czynność natury ludzkiej Chrystusa, dowodzi on, o ile jest narzędziem Bóstwa, nie jest inna od czynności Bóstwa; nie jest inne to zbawienie, którego dokonuje człowieczeństwo Chrystusa, a inne to, którego dokonuje Jego Bóstwo; jednak natura ludzka Chrystusa, o ile jest jakąś naturą, posiada pewną własną czynność oprócz Bożej”[27].

Człowieczeństwo Chrystusa jest jednak wyjątkowym narzędziem Boga. Jest ono bowiem substancjalnie zjednoczone z osobą Słowa i razem z Jego Bóstwem stanowi jedną substancjalną całość. I z tego względu chociaż i ono posiada swoją własną naturę i swoje własne działanie, to jednak jest to działanie osoby Boskiej.

Również ze względu na jedność osoby Boskiej w dwóch naturach Chrystusa, ten sam Duch Święty, który jest „Duchem Syna”[28], jest równocześnie Duchem całego Chrystusa. Pismo św. bowiem nazywa Go „Duchem Chrystusa”[29], „Duchem Jezusa”[30], „Duchem Jezusa Chrystusa”[31].

Człowieczeństwo Chrystusa jest zatem napełnione tym samym Duchem Świętym, tą samą Miłością, którą Ojciec i Syn wzajemnie się miłują. W Nim więc przejawia się nie tylko miłość ludzka, ale także i ta, „którą Ojciec niebieski i Duch Święty żywią dla grzeszników”[32].

Bóg stając się człowiekiem chciał nie tylko okazywać ludziom miłość Bożą poprzez swą naturę ludzką, ale także i skutecznie im jej udzielać. „Tę zaś miłość, uczy papież Pius XII, chcąc [Bóg] w sposób widzialny i cudowny uzewnętrznić przyjął do hipostatycznej jedności ze sobą naszą naturę; dzięki temu — jak z dziecinną prostotą zauważył Maximus z Turynu — „w Chrystusie ciało nasze nas miłuje” (Max. Taurinensis, Sermo 39; PL 57, 594)[33]. „Z serca Słowa Wcielonego, pisze dalej papież, bywa ona wlewana przez Ducha Świętego do dusz wszystkich wierzących”[34].

Wlewając zaś w dusze ludzkie swego Ducha, Chrystus jednoczy ludzi ze sobą w jeden nadprzyrodzony organizm, w jedno mistyczne ciało w ten sposób, że On jest tego ciała Głową, ludzie jego członkami, a Duch Święty jest jego duszą. On je ożywia, rządzi nim i kieruje; spełnia w nim zatem podobne funkcje, jakie dusza spełnia w ciele ludzkim.

Chrystus nie poprzestał jednak na tym. Chcąc działanie Ducha Świętego jeszcze bardziej dostosować do natury ludzkiej, swoją własną Matkę uczynił Matką ludzi. Chciał, by Ona na sposób macierzyński przyczyniała się do zrodzenia miłości Bożej w ich duszach, by ją w nich pielęgnowała i ją rozwijała. W tym znaczeniu papież Pius XII nazywa Maryję jako Matkę ludzi najcenniejszym darem Serca Jezusa danym ludzkości. „To Najśw. Serce dało nam Maryję jako najcenniejszy dar, jako Dziewiczą Matkę Boga i jako najukochańszą Matkę nas wszystkich. Według ciała była Ona Matką naszego Zbawiciela i Jego Towarzyszką w tym celu, by synów Ewy doprowadzić do życia łaski, dzięki czemu zasłużyła sobie na miano duchowej Matki całego rodzaju ludzkiego”[35].

2. Maryja narzędziem Miłości Bożej. Jeśli Chrystus jako człowiek nie może być sam w sobie źródłem i główną przyczyną sprawczą łaski, to tym bardziej nie może nią być Najśw. Maryja Panna. Ona bowiem jest tylko czystym stworzeniem. Dlatego to z naciskiem podkreśla papież Pius X: „Jak najbardziej dalecy jesteśmy od tego, by Bogarodzicy przyznawać moc przyczyny sprawczej łaski nadprzyrodzonej, co należy jedynie do Boga”[36].

Bóg jednak posługuje się Maryją jako swym narzędziem w udzielaniu ludziom swojej łaski. „Jest Ona, jak uczy Pius XII, kanałem czystym jak kryształ, a nie źródłem tej przeobfitej łaski Bożej”[37].

Nie jest też Ona takim samym narzędziem jak Chrystus. Chrystus bowiem jest substancjalnie złączony z Bóstwem, Maryja zaś tylko moralnie. Jest Ona jednak tak ściśle z Bogiem złączona, że ściślejsza łączność między czystym stworzeniem a Bogiem w ogóle już nie może istnieć. Jest bowiem Ona Matką Boga. Na skutek tej łączności z Bogiem posiada Ona w sobie taką obfitość Ducha Świętego, jakiej nie posiada w sobie żadne inne stworzenie. „Jej dusza, pisze papież Pius XII, napełniona była bardziej Duchem Jezusa Chrystusa, aniżeli wszystkie inne dusze stworzone razem wzięte”[38].

Już w chwili Poczęcia Duch Święty napełnił Ją tak obficie wszelkimi łaskami, że „jaśniała taką pełnią niewinności i świętości, jakiej w żaden sposób nie ma większej od niej niżej Boga i jakiej nikt, prócz Boga, nie jest w stanie nawet myślą ogarnąć”[39].

W chwili zaś, gdy stała się Matką Boga, ten sam Duch Święty, który „chciał i sprawił, by z Niej począł się i narodził się ten, od którego On sam pochodzi”[40], napełnił Jej macierzyńskie Serce taką miłością do Syna Bożego, którą można przyrównać tylko do tej miłości, jaką Go miłuje Ojciec[41]. Jest to miłość jedyna i niespotykana w żadnym innym stosunku stworzenia z Bogiem. Wszelkie inne stworzenie, chociażby wyniesione zostało do najwyższej godności i doskonałości, może osiągnąć godność i doskonałość tylko przybranego syna Bożego; Maryja zaś jest „prawdziwą i naturalną Matką Chrystusa”[42].

Ta prawdziwa i naturalna Matka Boga jest równocześnie prawdziwą Matką ludzi. W tym samym bowiem momencie, w którym poczęła Chrystusa Boga, poczęła Chrystusa-Głowę ludzkości, a wraz z Nim całe Jego ciało mistyczne. Tajemnica więc Jej macierzyństwa Bożego zawiera w sobie tajemnicę Jej duchowego macierzyństwa. „Matka Boga, uczy papież Leon XIII, jest jednocześnie Matką naszą — Exstitit fila simul Mater Dei, simul Mater rostra”[43]. Maryja więc otacza ludzi tą samą troską i darzy tą samą miłością, jaką otaczała i darzyła swego jednorodzonego Syna. Tak uczy też papież Pius XII: „Mistyczne ciało Chrystusa zrodzone z przebitego Serca naszego Zbawcy darzyła [Bogarodzica] tą samą matczyną troską i oddaną miłością, z jaką pieściła i karmiła Dziecię Jezus w kołysce”[44].

Jednym więc i tym samym uczuciem macierzyńskim, które obudziło się w Niej w chwili, gdy poczęła Syna Bożego, objęła Ona zarówno swego „Jednorodzonego”, jak i wszystkich swoich synów przybranych. Od tego momentu stała się Ona jak gdyby innym człowiekiem. Macierzyństwo — w stosunku do Boga i w stosunku do ludzi — stało się niejako Jej istotą. Każde zaś macierzyństwo z natury swej przemienia niewiastę i czyni ją istotą całkowicie oddaną dziecku. Ona tylko dla niego żyje, o nim myśli, około niego obracają się wszystkie jej troski. Macierzyństwo Beże, które sam Duch Święty kształtował w duszy Maryi, jeszcze w większym stopniu Ją przemieniło i tak udoskonaliło, że stała się Ona, jak mówi papież Leon XIII, „najlepszą — bez porównania —ze wszystkich matek”[45].

Tę macierzyńską miłość Maryi uczynił Bóg swoim narzędziem dla udzielania ludziom łaski. Jest to bowiem miłość z istoty swej płodna. Źródłem jej jest ten sam Duch Święty, którego mocą stała się Ona Matką Boga i którego też mocą jako Matka ludzi przyczynia się do naszego odrodzenia. Miłość ta obudziła w Maryi analogiczne dyspozycje macierzyńskie w stosunku do wszystkich ludzi w porządku nadprzyrodzonym, jakie w porządku natury budzi w duszy matki miłość macierzyńska do jej dziecka. Stąd też to macierzyńskie współdziałanie Maryi z Bogiem w udzielaniu ludziom łaski, można — w analogicznym znaczeniu — nazwać „rodzeniem” ich do życia Bożego.

Tak pojmował to współdziałanie Maryi z Bogiem już św. Augustyn, gdy pisał: „Jest Ona zaiste Matką członków Jego [Chrystusa], którymi my jesteśmy, gdyż miłością współdziałała, by wierni, którzy tej Głowy są członkami, zrodzili się w Kościele”[46].

Papież zaś Pius XII przyrównuje współdziałanie Maryi z Bogiem w porządku łaski do działania słońca w porządku natury. „Pod wpływem światła i ciepła słońca, pisze on, rośliny kwitną na ziemi i wydają owoce; pod wpływem i przy pomocy tego słońca, którym jest Maryja, dobre myśli wydają owoce w duszach”[47].

Maryja w swym działaniu jako narzędzie życia Bożego nie jest samodzielna, lecz całkowicie zależna i podporządkowana Chrystusowi. Jego bowiem Duch Ją ożywia, udziela Jej mocy i kieruje Jej działa-niem. Nie stanowi Ona też w ekonomii zbawienia ani jakiejś integralnej części, od której zależałoby Boże działanie, ani też wyodrębnionego ogniwa w szeregu zależnych od siebie przyczyn, poprzez które dostaje się ludziom życie Boże, lecz działa zawsze łącznie z Chrystusem i przez Chrystusa. Z Nim razem wykonuje jedną i tę samą czynność, która prowadzi do wywołania tego samego skutku, jakim jest odrodzenie człowieka. „Również przez Maryję, jak uczy Pius X, osiągamy łatwiej to życie, którego źródłem i początkiem jest Chrystus”[48]. Dlatego też nie rodzi Ona w duszach ludzkich siebie samej, lecz Chrystusa; udziela im bowiem Jego Ducha i Jego Miłości. „Tych, którzy należą do Chrystusa, uczy Leon XIII, Maryja nie zrodziła, ani nie mogła ich zrodzić, jak tylko w jednej wierze i w jednej miłości; czyż bowiem „podzielony jest Chrystus?” (1 Kor 1, 13). Wszyscy więc winniśmy żyć życiem Chrystusa, byśmy w jednym i tym samym ciele „wydawali owoce dla Boga (Rz 7, 4)”[49].

Zbytnie wyodrębnianie działalności Maryi od Chrystusa może łatwo prowadzić do niewłaściwego pojmowania Jej roli, jaką Ona z woli Boga spełnia w udzielaniu ludziom życia Bożego.

Nie znaczy to jednak, by Jej działanie było zbyteczne. Chciał bowiem Bóg, by tajemnica udzielania ludziom życia łaski dokonywała się przy czynnym współdziałaniu Maryi jako nowej Ewy z Chrystusem jako nowym Adamem; chciał, by tak jak Ewa „stała się przyczyną śmierci dla całego rodzaju ludzkiego”, tak też, by Maryja „stała się przyczyną zbawienia dla całego rodzaju ludzkiego”[50]. Zycie więc Boże otrzymują ludzie zarówno od Chrystusa drugiego Adama i od Maryi drugiej Ewy. Macierzyńskie funkcje Maryi jako Matki są w obecnej ekonomii zbawienia niezastąpione i niepowtarzalne[51]. Bez Niej inne byłoby przyjście Chrystusa na świat; bez Niej też w inny sposób ludzie otrzymywaliby łaskę od Boga.

Wewnętrzna i całkowita zależność Maryi od Chrystusa nie tylko w niczym nie pomniejsza ważności Jej roli, ale jeszcze bardziej ją podnosi. Maryja bowiem pozostawiona sobie samej, chociażby posiadała i wyjątkową łaskę, byłaby tylko zwykłym narzędziem w ręku Boga; złączona zaś z Chrystusem jest Niewiastą „wybraną jako słońce”; „Niewiastą odzianą w słońce”. Napełniona bowiem Duchem Chrystusowym, Duchem Jego Miłości, działa w porządku nadprzyrodzonym jak słońce, budząc i podtrzymując życie Boże w duszach ludzkich. Przez Nią i pod Jej wpływem ta sama Miłość, która ma swe źródło w Trójcy Świętej i którą Chrystus przyniósł na świat, rodzi się w duszach ludzkich i przynosi owoce dla Boga.

Maryja więc jest Matką Miłości Bożej z podwójnego tytułu. Najpierw dlatego, że zrodziła Chrystusa, w którym Miłość Boża przejawiła się w szczególniejszy sposób, a następnie, że Miłość tę rodzi także w duszach wiernych. Jest to jednak jedno macierzyństwo, gdyż ten sam Duch, za którego sprawą Chrystus narodził się z Maryi, ten sam też dokonuje odrodzenia każdego chrześcijanina: „Z tego samego Ducha i ten [człowiek] jest odrodzony, z którego Tamten [Chrystus] się zrodził”[52].

Rodząc miłość Bożą w sercach poszczególnych ludzi Maryja przyczynia się nie tylko do udoskonalenia jednostek, ale i całych społeczeństw. Im więcej bowiem jest jednostek ożywionych Duchem miłości, tym doskonalsza jest społeczność. Tam zaś, gdzie prawem jest miłość, tam główną troską człowieka jest czynienie innym dobra. Taki cel chciał Bóg osiągnąć, gdy chciał dzielić się z ludźmi swoją Miłością. Chciał bowiem, by ludzie na Jego wzór wzajemnie się miłowali: „Jeśli się miłujemy wzajemnie, uczy św. Jan, Bóg w nas przebywa a miłość Jego doskonała jest”[53].

Powyższe zasady odnoszą się przede wszystkim do życia nadprzyrodzonego. Pośrednio jednak wywierają one swój wpływ także na życie doczesne. Ludzie bowiem ożywieni miłością Boga żyją w społeczeństwie ludzkim na ziemi, wnoszą zatem w życie doczesne te wartości, które udoskonalają człowieka. Miłość, według św. Pawła, przyczynia się najpierw do usunięcia z duszy wielu wad, które to życie czynią bardzo uciążliwe. „Miłość cierpliwa jest, uczy św. Paweł, łaskawa jest; miłość nie zazdrości, złości nie wyrządza, nie nadyma się; zaszczytów nie pragnie, nie szuka swego, gniewem się nie unosi, nie myśli złego, nie raduje się z nieprawości, ale weseli się z prawdy”[54]. Miłość również jest źródłem wielu czynów, z których wyrastają najpiękniejsze dzieła ludzkie.

Źródło: o. Andrzej L. Krupa OP, „Electa ut sol : studium teologiczne o Najświętszej Maryi Pannie”, Lublin 1963 [język uwspółcześniono].

[1] 1 Kor 12, 27; Rz 12, 15; Ef 4, 25.

[2] 1 Kor 12, 26.

[3] Pius XII, Enc., Mystici Corporis; AAS 35 (1943) 204.

[4] Ibid., 216-218.

[5] S. Augustinus, De praedest. sanctorum, c. 15, n. 31; PL 44, 983.

[6] 1 J 3, 10, 14; 4, 12.

[7] Ibid., 4, 9.

[8] Łk 7, 16.

[9] Ef 3, 9.

[10] Zob.: A. Nicola s, La Vierge Marie et le plan divin, Paris 18828, t. I, s. 371-372; J. A n g e r, La doctrine du Corps mystique de Jesus-Christ, Paris 19468, s. 324; R. Laurent in, Court traite cle theologie mariale, Paris 1953, s. 75; Ch. Balić OFM, Marie. Mere de Dieu et Mere des hommes dans la pensee de l’Eternel, W: Soc. Canad. d’etudes Mariales, Ottawa 1958, t. II, s. 167; M. Belanger OMI, Introduction d l’etude de „la maternite spirituelle; ibid., t. I, s. 39-42; J. A 1 f ar o SJ, Significatio Mariae in Mysterio Salutis, „Gregorianum”, 40 (1959) 13-14.

[11] Gal 3, 27; Ef 4, 24.

[12] S. Augustinus, In Joannis Ev. tract. 21, n. 8; PL 35, 1568: „Nie tylko staliśmy się chrześcijanami, ale… staliśmy się Chrystusem. Jeśli On jest Głową, my członkami, jesteśmy całym człowiekiem, On i my. Głowa i członki są zatem pełnym Chrystusem”; Id., Enar. in Ps. 26, enar. 2, n. 2; PL 36, 200: „Okazuje się z tego, że jesteśmy całym Chrystusem, gdyż razem wszyscy jesteśmy złączeni i w Nim jesteśmy i własnością Chrystusa i Chrystusem jesteśmy, gdyż Głowa i ciało jest niejako całym Chrystusem”.

[13] Pius XII, Enc., Mystici Corporis; AAS 35 (1943) 221.

[14] S. Thomas, Sum. theol., III, q. 48, a. 2, ad 1; S. Augustinus, Enar. in Ps. 30, serm. 1, n. 4; PL 36, 232.

[15] Pius XII, Nuntius radioph., You have opened; AAS 39 (1947) 271. Również Pius X, Enc., Ad diem Illum; A. Tondini, s. 310, dowodzi, że między macierzyństwem Bożym Maryi a Jej macierzyństwem duchowym w stosunku do ludzi istnieje ścisła łączność.

[16] Pius XII, Alloc., Mai,forse; Discorsi e radiomessaggi de sua Santitd Pio XII, Roma 1955, t. VI, s. 37; Id., Nuntius radioph., Oggi, al compiersi; AAS 36 (1944) 255.

[17] Conc. Vatic., Ses. 3, De fide, c. 1 (Denz. 1783); S. Thomas, Sum. theol., III, q. 1, a. 1.

[18] S. Augustinus, De doctrina christ., c. 32, n. 33; PL 34, 32.

[19] 1 J 4, 16.

[20] Rz 5, 5.

[21] S. Augustinus, De spin. et littera, c. 32, n. 56; PL 44, 237. W dziele swoim: De Trinit., XV, c. 17, n. 31; PL 42, 1082 tę samą myśl wyraża św. Augustyn w ten sposób: „Tylko z Boga posiada człowiek to, mocą czego Boga miłuje”. Św. Tomasz głosi tę samą naukę: Expos. in Ev. S. Joannis, s. 15, lect. 3, n. 1: „Bóg nas miłując, czyni nas swoimi miłośnikami”.

[22] S. Thomas, Sum. theol., III, q. 62, a. 5.

[23] 2 P 1, 4.

[24] S. Thomas, Sum. theol., I—II, q. 112, a. 1.

[25] Id., Sum. theol., III, q. 27, a. 5; cfr. ibid., III, q. 8, a. 1, ad 1; III, q. 48, a. 6, ad 3.

[26] Ibid., III, q. 19, a. 1, ad 2.

[27] Ibid.

[28] Gal 4, 6.

[29] Rz 8, 9.

[30] Dz 16, 7.

[31] Flp 1, 19.

[32] Pius XII, Enc., Haurietis aquas; AAS 48 (1956) 338, 325, 344-345.

[33] Ibid., 229.

[34] Ibid., 335.

[35] Pius XII, Enc., Haurietis aquas; AAS 48 (1956) 332.

[36] Pius X, Enc., Ad diem illum; A. Tondini, s. 312.

[37] Pius XII, Nuntius radioph., It would indeed; AAS 46 (1954) 727.

[38] Id., Enc., Mystici Corporis; AAS 35 (1943) 247.

[39] Pius IX, Enc., Ineffabilis Deus; A. Tondini, s. 30.

[40] Ibid.

[41] Ibid.

[42] S. Thomas, Sum. theol., III, q. 35, a. 3, ad 2.

[43] Leo XIII, Enc., Adiutricem populi; A. Tondini, s. 230.

[44] Pius XII, Enc., Mystici Corporis; AAS 35 (1943) 248; cfr. Leo XIII, Enc., Octobri mense; A, Tondini, s. 136; Pius XI, Enc., Lux veritatis; AAS 23 (1931) 514.

[45] Leo XIII, Enc., Adiutricem populi; A. Tondini, s. 232.

[46] S. Augustinus, De sancta virginitate, c. 6, n. 6; PL 40, 399.

[47] Pius XII, Nuntius radioph., Quando, iusciate; AAS 45 (1953) 851.

[48] Pius X, Enc., Ad diem inum; A. Tondini, s. 310.

[49] Leo XIII, Enc., Adiutricem populi; A. Tondini, s. 232.

[50] S. Irenaeus, Ady. haer., III, c. 22, n. 4; PG 7, 959.

[51] Zob.: R. L a uren t i n, Court traite de th6ologie marsale, Paris 1953, s. 100.

[52] S. Augustinus, De praedest. sanot., c. 15, n. 31; PL 44, 982.

[53] 1 J 4, 12.

[54] 1 Kor 13, 4-7.




Św. Józef a „czasy łoskotu”

Jan Rybałt

Ludzkość naszych czasów, ledwo zdjęta, a raczej powoli i mozolnie odgważdżana z krzyża, na którym leżała rozpięta między przeciwstawnymi biegunami podłości bez nazwy i bohaterstwa bez granic, schłostana męką i wykrwawiona ze złudzeń, słyszy ten zew, jak gromkie rozdzieranie się zasłony. Zza tej zasłony wynurza się wizja świętości, podobnej do

krainy śnieżnych szczytów, płonących w słońcu bożej miłości i bezdennych przepaść w których zagubić można wszelką połowiczność i tchórzostwo. – Ale tęsknota do niej jest wciąż jeszcze tęsknotą pragnień, nie przekonania. Zryw tej tęsknoty przygważdża wciąż jeszcze świadomość ostra i zabójcza, jak sztylet: „Przecież to nie dla nas! Jakże my tam

pójdziemy, my, którzy jesteśmy ze świata? Któż nam wskaże, którędy drogi nasze prowadzą do jej dróg? Wszyscy święci, nawet ci, którzy nam się wydają tacy ludzcy, bliscy, święty Antoni, cudna kochana Terenia, twórczyni „małej drogi” i hojna rozdawczyni róż byli przecież też zakonnikami. A inni? to pustelnicy, męczennicy, teologowie. Albo jeszcze bardziej dalecy i obcy stygmatycy – słupnicy”. Czyż istniał kiedykolwiek człowiek na którym by się dokonało naprawdę przymierze problemów świeckości z promieniami aureol? Człowiek, który żyjąc tym, co stanowi pospolitą treść doli człowieczej, który nie uchylając się od niczego, co na każdym odcinku dziejów i pod każdą szerokością geograficzną stanowi atrybut bytowania ziemskiego dopiął tej doskonałości, która upodabnia do Ojca w niebiosach? Człowiek spod znaku dnia powszedniego, który by zwycięsko dowiódł na własnym przykładzie, iż wszystkie konflikty dadzą się rozwiązać w myśl nakazu Bożego, bez żadnych innych izolatorów niszczycielskiego wpływu świata, jak włączenie wszystkich nerwów woli i czucia do przewodów prądu Jego łaski?

Taki święty istnieje! Istnieje od samych początków ery Chrystusowej! Zwie się On: Józef, Oblubieniec Maryi i Domniemany Ojciec Słowa Przedwiecznego!

[…]

Epoka nasza jest – jak żadna dotąd, epoką huku i łoskotu!

Od zgrzytu hamulców i warkotu motorów, od wycia syren i wrzasku jazz-bandów, od ochrypłego gardłowania megafonów i krzykliwej prasy, od tych wszystkich hałasów życia codziennego po szczekliwy terkot karabinów maszynowych, furkot samolotów i huk bomb – przechodzimy, my, ludzie połowy wieku dwudziestego przez największe nasilenie łoskotu, jaki pokarał kulę ziemską od początku jej istnienia, a zapewne i po jej koniec.

Gdy historia osądzi naszą epokę, nazwie ją z pewnością – jak nazwała inne „epoką jaskiniową” czy „epoką kamienia łupanego” – „epoką łoskotu”.

To się skończy. Kiedy? Trudno przewidzieć. Ale właściwie już na naszych oczach powstaje zapowiedź „ery bezgłośnej”.

Rozwój elektryfikacji, która ogarnie powoli wszystkie gałęzie przemysłu i komunikacji, podpisze za parę dziesiątków lat dymisję większości zgrzytów i kakofonii. Nawet technika zabijania, uwolniona od hucznego dynamitu, a zbrojna w niewidzialne i bezgłośne promienie kosmiczne, zapewni śmierć niedosłyszalną. – Na razie jednak, my wszyscy dziś żyjący, umrzemy zapewne jeszcze wśród zgiełku i wrzawy.

Do jakiego stopnia Sąd Boży uwzględni to, żebyśmy żyli w tym okresie rozrywającym słuch, spokój i nerwy, rozpraszającym skupienie i zaskakującym wszelką czujność – wiadomo tylko Panu wszelkiego Miłosierdzia. Ale chyba wolno nam ufać, że będzie to stanowiło pewnego rodzaju okoliczność łagodzącą na wiele błędów powstałych z braku odporności i skupienia.

Istnieje natomiast inna orgia łoskotu, której nie zaradzi technika i przyszłość, jeśli jej nie zażegna własny wysiłek wewnętrzny, sprężony z łaską: zgiełk i wrzawa, szalejące we własnej duszy!

Czasy tego łoskotu trwają od początku świata i będą trwały do jego końca, znaczone znakami w duszach i sercach ludzi, którzy w jakiejkolwiek epoce i we wszystkich otaczających warunkach, zarówno w ciszy, jak w hałasie, potrafili nakazać sobie „uciszenie wewnętrzne”.

Wokół kwestii „uciszenia wewnętrznego”, jak wokół każdej sprawy, o znaczeniu doniosłym i ogólnoludzkim, obraca się również sporo nieporozumień. Wyobrażamy sobie, iż da się ono wyłącznie osiągnąć drogą milczenia, a przecież na ustawiczne milczenie nas nie stać, bo życie ciągle wymaga od nas słów. Wyobrażamy sobie, iż jego nieodzownym warunkiem jest odosobnienie, a na odosobnienie, nieraz chcielibyśmy, ale nigdy prawie nie możemy sobie pozwolić. – Oczywiste jest, że zmęczenie i samotność są wielką pomocą w osiągnięciu „uciszenia wewnętrznego”. Ale ponieważ dla wielu z nas – nawet dla tych, którzy się w nich kochają, są one nieosiągalnym marzeniem, a „uciszenie wewnętrzne” jest naczelnym nakazem doskonałości i warunkiem koniecznym – jakiegokolwiek zjednoczenia z Bogiem – przeto musimy się postarać o wynalezienie innych dróg, które by nas do niego doprowadziły.

Tego, że wśród otaczającego zgiełku i nawet wśród powodzi własnych, koniecznych, obowiązkowych słów, zachować można „uciszenie wewnętrzne”, dowiedli liczni święci, a nawet i nie święci, ale ludzie nauki, myśliciele, badacze.

Uciszenie wewnętrzne jest jak gładka powierzchnia głębokiego stawu, leżącego w samym sercu rozwrzeszczanego miasta. Trwa ona gładka i nieporuszona, przyjmując w siebie i odbijając blask słońca – niewrażliwa na krzyżujące się nad nią fale dźwięków.

Zdolny jest ją tylko poruszyć wiatr z nieba, niosący rozkazy Najwyższego. Wtedy dopiero gładka powierzchnia porusza się, zaczyna przemawiać poszumem fal, nieraz bardzo głośnym nawet, ale wyraźnie dającym się odróżnić od otaczających czczych hałasów.

Święty Józefie, wielki Milczący, wielki mistrzu uciszenia wewnętrznego, Ty, któremu dana została doskonałość środków i osiągnięć, naucz nas jak należy odnaleźć te nasze „własne drogi” do niego! Bo drogami tymi nawet nie zawsze bywają samotność i milczenie, jeśli nie spotykają się one z wolą na nie nastawioną, i z duszą umiejącą ją wykorzystać. Rozgwar wewnętrzny można zabrać ze sobą i na pustynię zaludnioną wspomnieniami, pragnieniami, pokusami i całym ich orszakiem duchowego jazgotu. – A w najbardziej potwornym łoskocie zewnętrznym można zachować duszę cichą i skupioną, idealnie wolną od zgiełku.

Czy nie sądzisz, święty Józefie, iż naczelnym postulatem uciszenia wewnętrznego jest porażenie jakąś wielką ideą? Bo umiłowanie jakiejkolwiek wielkiej idei, czy to będzie Królestwo Boże i służba Jego sprawie, czy różne doczesne jego pochodne, w rodzaju rzetelnego pragnienia przysłużenia się krajowi, czy ludzkości, dokonania odkrycia, czy stworzenia arcydzieła, nakazuje zawsze w pierwszym rzędzie: nasłuchiwanie. Nasłuchiwanie głosu łaski, czy natchnienia, pulsu przyrody, czy rytmu dziejów. A nasłuchiwać można tylko w ciszy. I tylko w ciszy można pochwycić odpowiedź.

Człowiek porażony wielką ideą, nie będzie się rozpraszał w niepotrzebnych rozmowach, bo za drogi mu na to czas, nie będzie szukał towarzystwa ludzi niezdolnych wzbogacić jego wewnętrzną treść, albo dać mu możność wypróbowania wartości tej treści. Na porażkę, lub nieszczęście nie odpowie narzekaniem, bo w każdym zdarzeniu będzie nasłuchiwał głosu przeznaczenia. Każdą radość zamknie w świetlistym kręgu skupienia, aby nie umknęła mu drogą słów. W codziennym rachunku sumienia będzie badał wartość wszystkich słów i dźwięków, które mu przeszkodziły w uchwyceniu głosu jego idei, aby następny dzień oczyścić jeszcze dokładniej z ich mącącego wpływu.

Ale czyż to znaczy, iż trzeba zawsze milczeć i zawsze żyć na marginesie wielkiego nurtu życia? Ludzie, którzy byli tytanami uciszenia wewnętrznego, chrypli od kazań czy wykładów, głuchli od słuchania spowiedzi czy egzaminów, ręce im mdlały od opisu doskonałości Bożych i łask, które im Pan wyświadczył, czy od opisu cudów wszechświata, a nogi uginały się od wędrówek apostolskich, czy odkrywczych. – Ale właśnie o to chodzi: aby tylko „z pełni serca mówiły usta” i uszy słuchały i pracowała wola i myślał mózg. A tą pełnią serca musi być to, co jedynie pełnię dać może: Imię Boga we wszystkich przejawach Jego woli!

Święty Józefie, wielki Milczący, wielki mistrzu uciszenia wewnętrznego, módl się za nami! Za nami, którzy żyjemy w koszmarze łoskotu i w piekle niepokoju wewnętrznego! Módl się za nami!

Źródło: Źródło: Rybałt Jan, Głos mówiącego milczeniem, Nakładem Krajowej Centrali „Caritas” 1946 (język uwspółcześniono).

Ilustracja: Fragment obrazu Św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, autorstwa Guido Reni (Public Domain via Wikimedia Commons)




Maryja jako Nowa Ewa w nauczaniu Ojców Kościoła

1. Św. Justyn Męczennik (c. AD 100–165)

… bośmy zrozumieli, że nim jest i że przed wszystkimi stworzeniami wyszedł z Ojca mocą i … stał się człowiekiem przez Dziewicę, by owo nieposłuszeństwo wężowe tą samą drogą, jaką się rozpoczęło, również do końca dobiegło. Ewa bowiem jako dziewica nienaruszona poczęła słowo wężowe i zrodziła nieposłuszeństwo i śmierć. Wiarę natomiast i radość poczęła Dziewica Maryja, gdy jej anioł Gabriel zwiastował dobrą nowinę, że Duch Święty zstąpi na nią i Moc Najwyższego Swym cieniem ją ogarnie, że dlatego też to Święte, co się z niej narodzi, jest Synem Bożym. Odpowiedziała więc: „Niech mi się stanie według słowa twego”. (Dialog z Tryfonem, 100, [w:] Pisma Ojców Kościoła, J. Sajdak [red.], Poznań 1926)

2. Św. Ireneusz (c. AD 130–202)

Jak Ewa mając Adama za męża, będąc jednak panną, przez swe nieposłuszeństwo stała się dla siebie i całego rodzaju ludzkiego przyczyną śmierci, tak Maryja mając wyznaczonego męża, pozostając jednak panną, przez swe posłuszeństwo, stała się dla siebie i dla całego rodzaju ludzkiego przyczyną zbawienia. […] Bo tak tylko mogło to, co było związane, zostać rozwiązane przez zerwanie więzów. Pierwsze węzły zostały związane przez drugie i drugie uwolniły pierwsze. […] Tak też węzeł nieposłuszeństwa Ewy został rozwiązany przez posłuszeństwo Maryi. (Przeciw herezjom, III, 22, [w:] Ojcowie Kościoła greccy i syryjscy. Teksty o Matce Bożej. Ks. W. Kania [red.], Niepokalanów 1981).

Chociaż jedna była nieposłuszna Bogu, druga była przekonana do posłuszeństwa Bogu, tak aby Dziewica Maryja stała się orędowniczką dziewicy Ewy. I tak jak ludzkość została przywiązana do śmierci przez dziewicę, tak została uwolniona przez dziewicę: waga została zrównoważona — nieposłuszeństwo dziewicy przez posłuszeństwo dziewicy. (Przeciw herezjom, V, 19, 1; tłum. wł.).

A więc jak przez nieposłuszeństwo dziewicy człowiek upadł, a upadając umarł, tak, przez dziewicę, która była posłuszna Słowu Bożemu, człowiek na powrót ożył i przyjął życie. […] Trzeba było bowiem zjednoczyć i streścić Adama w Chrystusa, aby to, co śmiertelne wchłonięte zostało przez nieśmiertelność, a Ewa przez Maryję, aby dziewica stała się orędowniczką dziewicy i usunęła dziewicze nieposłuszeństwo przez posłuszeństwo dziewicy. (Wykład nauki apostolskiej, 33, W. Myszor [red.], Kraków 1997).

3. Tertulian (c. AD 155–220)

Przeto skoro takim był według tradycji pierwszy Adam, to słusznie Bóg wydał następnego Adama albo Adama ostatniego, jak mówi Apostoł (1 Kor 15, 45), z ziemi czyli z ciała jeszcze nienaruszonego zrodzeniem. W ten sposób stał się on duchem ożywiającym. A jednak nie chcę zaprzestać wykorzystywać imienia Adama. Dlaczego Apostoł nazwał Chrystusa Adamem, skoro człowiek w nim nie pochodził z ziemi? Lecz tego twierdzenia i rozum bron: Bóg na skutek rywalizującego działania odzyskał obraz i podobieństwo (Rdz 1, 26), które zabrał diabeł.

Słowo — budujące kazamaty śmierci — wśliznęło się do Ewy jeszcze dziewicy, tak samo Słowo Boże budujące przybytek życia powinno wejść do Dziewicy, aby ta sama płeć, która sprowadziła zgubę, doprowadziła do zbawienia. Ewa uwierzyła wężowi, Maryja uwierzyła Gabrielowi. Grzech Ewy, polegający na wierze okazanej diabłu, Maryja naprawiła wierząc aniołowi. (O Ciele Chrystusa, 17, [w:] Teksty o Matce Bożej. Ojcowie Kościoła Łacińscy. Tłum. W. Eborowicz, W. Kania, Niepokalanów 1981).

4. Św. Cyryl Jerozolimski (c. AD 313–386)

Przez dziewicę, przez Ewę, śmierć przyszła, przez Dziewicę, to znaczy z Dziewicy miało objawić się życie. Gdy tamta dała się oszukać wężowi, ta miała otrzymać radosną wieść of Gabriela. (Katecheza: „Który przyjął ciało i stał się człowiekiem”, 15, [w:] Ojcowie Kościoła greccy i syryjscy. Teksty o Matce Bożej. Ks. W. Kania [red.], Niepokalanów 1981).

5. Św. Hieronim (c. AD 347–420)

Skoro zaś Dziewica poczęła w żywocie i porodziła nam Syna, „którego panowanie na ramieniu Jego, Boga, Mocnego, Ojca przyszłego wieku“ (Iz 9, 6), przekreślone zostało przekleństwo. Śmierć przez Ewę, życie przez Maryję (Listy, XXII, 21, tłum. J. Czuj, Warszawa 1952).

6. Św. Ambroży (c. AD 339–397)

Przez mężczyznę i kobietę ciało zostało wyrzucone z raju; przez dziewicę zostało połączone z Bogiem (Listy, LXIII, xxxiii, tłum. wł.).

Bóg stworzył Adama z ziemi dziewiczej — Chrystus narodził się z dziewicy. Pierwszy był stworzony na obraz Boży (Rdz 1, 27), drugi był obrazem Bożym. Adam ma pierwszeństwo nad wszystkimi nierozumnymi zwierzętami (Rdz 2, 19). Chrystus nad wszystkimi żyjącymi. Przez kobietę głupota, przez Dziewicę mądrość. (Wykład Ewangelii według św. Łukasza, IV, 7, [w:] Teksty o Matce Bożej. Ojcowie Kościoła Łacińscy. Tłum. W. Eborowicz, W. Kania, Niepokalanów 1981).

7. Św. Augustyn

Otrzymał On bowiem od nas ciało i ofiarował je. Ale skąd je otrzymał? Z łona Maryi Panny, aby ofiarować czyste ciało za nieczyste. (Kazanie o Psalmie 149, 2, tłum. wł.).

Z tym łączy się wielka tajemnica, że skoro przez niewiastę śmierć na nas przyszła, życie nam przez Niewiastę się zrodziło, aby od obydwóch natur, żeńskiej i męskiej, zwyciężony diabeł doznawał udręczeń, ponieważ cieszył się z upadku obydwóch, a za mało byłoby kary dla niego, gdyby obydwie natury były w nas wybawione, a nie przez obydwie bylibyśmy wybawieni. (Chrześcijańska walka, XXII, 24, [w:] św. Augustyn, Pisma Katechetyczne. W. Budzik (przekład), Poznań 1929, język uwspółcześniono).

 […] ale jest oczywiście matką Jego cielesnych członków, którymi my jesteśmy; ponieważ miała ona swój udział w miłości, by urodzili się wierni w Kościele […]. (O świętym dziewictwie, VI, 6, [w:] św. Augustyn, Pisma Monastyczne, P. Nehring (przekład), Kraków 2002).

Jako że nasz pierwotny upadek nastąpił, gdy kobieta poczęła w sercu truciznę węża, nie jest zaskoczeniem, że nasze zbawienie przyszło, gdy kobieta poczęła w swym łonie ciało Wszechmogącego. Oboje, mężczyzna i kobieta, upadli: oboje musieli zostać przywróceni. Przez kobietę zostaliśmy posłani na zgubę: dzięki kobiecie przywrócono nam zbawienie. (Kazanie 289, ii, tłum. wł.).




Małe Oficjum ku czci Najświętszej Maryi Panny

Liturgia Godzin pozwala stworzeniu włączyć się w życie Boga. Małe Oficjum ku czci Najświętszej Maryi Panny jest w istocie tą samą, natchnioną przez Ducha Świętego, modlitwą, choć dużo prostszą w swej formie niż Brewiarz. Towarzyszy Kościołowi już od ponad dziesięciu wieków. Modlitwa ukochana przez dzieci Maryi i znienawidzona przez wrogów Kościoła. Ułożona i rozpowszechniana przez św. Piotra Damianiego, odmawiana przez św. Ludwika Francuskiego, św. Brygidę Szwedzką, św. Katarzynę Sieneńską, św. Jadwigę, św. Wincentego Ferreriusza i wielu innych świętych. Bolesław Krzywousty nakazywał jej odmawianie przed walką z poganami, bowiem dodawała rycerzom siły w walce z wrogiem.

Zachęcamy do odwiedzenia:

Pobierz fragment Oficjum tutaj




Maryja Współodkupicielka w nauczaniu papieży

ks. William Most

Ojcowie Kościoła mówili o Maryi jako o Nowej Ewie, nadając Jej tym samym tytuł, który zawiera wiele ważnych prawd dotyczących Maryi. Aby dokładnie zrozumieć, które prawdy są zawarte w tej patrystycznej koncepcji, musimy zwrócić się ku wytycznym Kościoła. Otóż, chociaż wskazówki te są czasami podawane w formie uroczystych definicji, takich jak Niepokalane Poczęcie i Wniebowzięcie, znaczna część nauczania Kościoła jest promulgowana w innych formach.

Często nawet wśród wykształconych katolików pojawia się osobliwe nieporozumienie: uważa się, że nic poza uroczystą definicja nie ma dla katolików mocy wiążącej. Błąd ten stał się tak powszechny, że papież Pius XII uznał za stosowne go sprostować. W encyklice Humani generis z 12 sierpnia 1950 roku napisał:

Nie trzeba też sądzić, że pouczenia w encyklikach zawarte nie wymagają same przez się wewnętrznego poddania dlatego tylko, że papieże nie występują co do nich z najwyższą nauczycielską powagą. Albowiem i te rzeczy są przedmiotem tego zwyczajnego Nauczycielstwa, do którego także odnoszą się słowa: „Kto was słucha, mnie słucha”[1].

Większość nauk zawartych w encyklikach dotyczy spraw już uregulowanych i zaakceptowanych w doktrynie katolickiej. Jeżeli jednak papież wykracza poza ten obszar i celowo podaje w encyklice lub w innym oficjalnym dokumencie osąd na temat spraw doktrynalnych, który był do tej pory kontrowersyjny, wówczas wszyscy katolicy muszą uznać kontrowersję za rozstrzygniętą. Muszą zaakceptować to, czego uczy Ojciec Święty, udzielając prawdziwej wewnętrznej zgody na jego słowa[2]. Fakt, że te wypowiedzi nie mają formy uroczystych definicji, nie unicestwia ich mocy wiążącej. Wszakże nauczanie Apostołów nie miało formy definicji, a jednak nasz Pan powiedział: „Kto was słucha, Mnie słucha”[3].

Nadszedł czas, aby zmierzyć się z pytaniem, czy rola Maryi jako Nowej Ewy obejmowała także bezpośrednią współpracę z Nowym Adamem na Kalwarii. Warto w tym momencie przyjrzeć się problemowi tak dokładnie, jak to tylko możliwe. Poznaliśmy już rozróżnienie pomiędzy odkupieniem obiektywnym a odkupieniem subiektywnym: odkupienie obiektywne polega na Chrystusowym zadośćuczynieniu i na jednorazowym uzyskaniu dla nas całego skarbu łaski. Odkupienie subiektywne jest rozdaniem tego przebaczenia i łaski. Jest oczywiste, że Maryja współdziałała przynajmniej pośrednio w odkupieniu obiektywnym. Współpracowała z Odkupicielem, będąc Jego Matką. Ona bowiem, jako reprezentantka rodzaju ludzkiego[4], dała ciało Boskiej Ofierze, aby On mógł cierpieć i umrzeć za nas.

Teraz jednak pytanie brzmi: czy Maryja współpracowała także bezpośrednio w dziele odkupienia obiektywnego? Jeżeli twierdzimy, że Maryja była obecna na Kalwarii w podobny sposób jak Jan, jako cierpliwy widz, cierpiący na widok bólów swego Syna, ofiarowując to cierpienia w zjednoczeniu z Chrystusem w podobny sposób jak Jan, niekoniecznie oznacza to, że współpracowała bezpośrednio przy odkupieniu obiektywnym. Gdyby bowiem Jej zadośćuczynienie i zasługa były tego samego rodzaju co u Jana, Jej ofiara byłaby cenna, bardzo cenna, ale należałaby do porządku odkupienia subiektywnego[5]. Nie stanowiłaby bowiem ona część ceny uznanej przez odwiecznego Ojca. Dlatego, jeśli chcemy udowodnić, że Maryja współpracowała bezpośrednio w dziele odkupienia obiektywnego, musimy pokazać, że Jej zasługi i cierpienia nie były jedynie zasługą świętej, lecz prywatnej osoby; musimy pokazać, że były zasługą osoby powołanej przez Boga Ojca do oficjalnej współpracy nad dziełem Syna. Wówczas brałaby Ona udział we wspólnym dziele, tak jak Stara Ewa uczestniczyła we wspólnym dziele grzechu pierworodnego.

Oczywiście nie sugerujemy tym samym, że cena zapłacona przez samego Chrystusa była w jakikolwiek sposób niewystarczająca. Chcemy jedynie powiedzieć, że jedna i ta sama rzecz — odkupienie — może zostać wysłużona na podstawie dwóch różnych praw: jedno z nich jest doskonałe i całkowicie wystarczalne samo w sobie; drugie jest prawem niższego rzędu, zupełnie niewystarczające samo w sobie. Wówczas odkupienie staje się rzeczywiście równoległe do upadku: w obu mamy głowę rodzaju ludzkiego, której własna praca jest wystarczająca i konieczna, współpracującą z uczestnikiem niższego rzędu, którego własna praca byłaby zdecydowanie niewystarczająca.

Tekst papieski może wyjaśnić to oficjalne uczestnictwo Maryi w odkupieniu na Kalwarii na różne sposoby. Jednym z nich niewątpliwie byłoby powiedzenie, że Maryja była obecna na Kalwarii jako Nowa Ewa. Innym sposobem byłoby stwierdzenie, że Maryja wysłużyła to samo, co wysłużył Chrystus. Jak zobaczymy, istnieją i inne sposoby na ujęcie tej problematyki.

Zainteresowanie teologów kwestią współpracy Maryi w odkupieniu nie ogranicza się do czasów współczesnych. Dyskutowali o nim już średniowieczni teologowie, ale dopiero w ciągu ostatniego stulecia pojawiły się liczne papieskie oświadczenia w tej sprawie. Papież Pius IX i papież Leon XIII przekazali nam kilka tekstów, które można łatwo odczytać jako potwierdzenie uczestnictwa Maryi w sposób oficjalny i bezpośredni w ofierze na Kalwarii, ale niestety słowa ich nie są na tyle jasne, aby mogły wykluczyć wszelkie uzasadnione wątpliwości.

Kredyt za przekazanie nam pierwszych naprawdę jasnych stwierdzeń na temat roli Maryi na Kalwarii należy się Świętemu Piusowi X. Ten święty papież jako motto swego pontyfikatu wybrał sentencję: „Odnowić wszystko w Chrystusie”. Przed końcem pierwszego roku swego pontyfikatu, wydał pamiętną encyklikę Ad diem illum, w której wyjaśnił, że najważniejszym środkiem, za pomocą którego miał nadzieję odnowić wszystko w Chrystusie, była Maryja. Rzucił także bezcenne światło na problem, który tutaj badamy. Po zacytowaniu stwierdzenia św. Bonawentury mówiącego o tym, że Maryja na Kalwarii wolałaby sama cierpieć w miejsce swego Syna, Święty Pius X mówi tak:

Wynikiem tej wspólności uczuć i cierpień między Maryją a Jezusem jest to, że Maryja „zasłużyła na to, aby stać się Odkupicielką upadłej ludzkości” (Eadmeri Mon., De Excellentia Virg. Mariae, c. IX) i stąd szafarką wszystkich skarbów, które Jezus nam uzyskał […]”[6].

Słowa te są tak wyraźne, że nie jest potrzebny już żaden komentarz: Ojciec Święty mówi po prostu o Maryi na Kalwarii jako o Odkupicielce świata. Jednakże, jakby obawiając się, że jakiś teolog może mieć wątpliwości co do tego znaczenia, Ojciec Święty, nieco dalej daje jeszcze jedno, mocniejsze stwierdzenie tej samej prawdy:

Wszelako, ponieważ Maryja […] uczestniczyła przez Jezusa Chrystusa w dziele odkupienia, zasługuje de congruo, jak mówią teologowie, jak zasłużył się Jezus Chrystus de condigno […].

Widzimy tutaj, jak skrupulatnie wnikliwy jest Ojciec Święty: niezadowolony z tego, że nazwał Maryję „Odkupicielką upadłej ludzkości”, teraz powtarza tę samą myśl na dwa inne sposoby, mówiąc, że Chrystus związał Ją ze sobą w dziele odkupienia, i że zasłużyła, choć w mniejszym stopniu, na to, na co Chrystus zasłużył ze ścisłej sprawiedliwości[7]. Jest jednak coś więcej: krótkie wyrażenie „jak mówią” ostrzega teologów, że Ojciec Święty chce, aby jego słowa dotyczące relacji zasługi Maryi i zasługi Chrystusa były rozumiane w sensie, w jakim takie słowa są powszechnie używane przez teologów. Wyraźnie nawiązuje on tu do faktu, że dość wielu teologów maryjnych stosowało tę samą wagę pojęć dotyczących zasług, aby opisać współpracę Maryi z Chrystusem[8]. Dlatego Święty Pius X powiedział nam na kilka bardzo precyzyjnych sposobów, że Maryja była oficjalnie związana ze swym Synem nawet na Kalwarii — innymi słowy, że rola Nowej Ewy rozciąga się nawet na wielką Ofiarę Kalwarii.

Dwóm następnym papieżom, Benedyktowi XV i Piusowi XI, trudno było poprawić precyzyjność, z jaką wypowiedział się Święty Pius X. Uczynili jednak dużo więcej stwierdzeń, które możemy poddać analizie. Możemy przytoczyć tu jeden krótki fragment z tekstu papieża Benedykta XV:

Wraz z cierpiącym i umierającym Synem doświadczyła Maryja wielkich cierpień i niemalże śmierci. Wyrzekła się matczynego prawa do swego Syna, aby wyjednać zbawienie ludzkości i przebłagać Boską sprawiedliwość. Poświęciła swego Syna w stopniu, w jakim było to w Jej mocy, aby można było prawdziwie twierdzić, że razem z Chrystusem odkupiła rodzaj ludzki[9].

Te ostatnie słowa, „[…] razem z Chrystusem odkupiła rodzaj ludzki”, są wystarczająco ekspresywne, mimo że nie są sformułowane w teologicznym języku Świętego Piusa X.

Papież Pius XII został słusznie nazwany „papieżem Maryi”. Jemu zawdzięczamy kilka tekstów o przejrzystej jasności dotyczących roli Maryi na Kalwarii. Jednak na chwilę obecną zadowolimy się zacytowaniem dwóch z nich[10]. Pierwszy pochodzi z jego wielkiej encykliki o Mistycznym Ciele i jest szczególnie bezpośredni:

Ona wolna od wszelkiej zmazy zarówno osobistej jak i pierworodnej dziedzicznej, zawsze najściślej z Synem swym zjednoczona, ofiarowała Go na Golgocie Ojcu Przedwiecznemu wraz z całopalną ofiarą matczynych swych praw i matczynej swej miłości, jako nowa Ewa […][11].

W tekście tym rzeczywiście jest zawarta prosta i bezpośrednia odpowiedź na nasze pytanie. Zapytaliśmy, czy możemy rozszerzyć tradycyjne pojęcie Nowej Ewy, tak aby włączyć w nie bezpośrednie i oficjalne uczestnictwo Maryi w ofierze na Kalwarii. Otóż żywy głos Kościoła, który jako jedyny może wypowiedzieć się na temat właściwej interpretacji Pisma Świętego i Tradycji, mówi nam, że Maryja „ofiarowała Go na Golgocie […] jako nowa Ewa”. Z pewnością jest to odpowiedź, której poszukiwaliśmy.

Tekst szczególnej urody znajduje się we fragmencie o Królowaniu Maryi. Dnia 13 maja 1946 roku papież Pius XII wysłał kardynała legata, który miał go reprezentować w Fatimie, aby ukoronował tamtejszą figurę Matki Bożej. Sam przemówił do tłumów przez watykańskie radio:

Ze swej natury i na mocy prawa podboju Jezus jest Królem przez całą wieczność: przez Niego, z Nim i w podporządkowaniu Jemu, Maryja jest Królową z łaski, dzięki Boskiemu związkowi, na mocy prawa podboju i poprzez indywidulane obranie[12].

W tekście tym znajdujemy błyskotliwy zwrot wypowiedzi, który może uciec uwadze czytelnika. Zauważamy, że cytowany papież powiedział, że Jezus jest Królem „z natury i na mocy prawa podboju”. Łatwo to zrozumieć: jest On ze swej natury Królem, ponieważ jest Bogiem. Wyrażenie „na mocy prawa podboju” jest znane teologom. Rodzaj ludzki był w niewoli diabła. Chrystus wyzwolił nas z tej niewoli przez odkupienie, a więc my jesteśmy Jego „na mocy prawa podboju”. Nie ma nic nowego w tym odwołaniu się do Chrystusa. Warto jednak pamiętać o następującym fakcie: po zapewnieniu o właściwym Maryi podporządkowaniu, papież Pius XII wymienił różne prawa, na mocy których Maryja jest Królową. Wśród nich znajdujemy „prawo podboju”. Otóż zgodnie z ogólną zasadą interpretacji językowej, ​​gdy ten sam mówca używa tych samych słów w tym samym kontekście, powinien mieć na myśli ten sam ich sens, o ile nie podkreśli wprost, że jest inaczej. W rozważanym fragmencie, Papież wyraźnie wskazuje na zamierzone przez niego różnice w rozumieniu wyrażenia „na mocy prawa podboju” w odniesieniu do Maryi oraz do Chrystusa. Powiedział bowiem: „przez Niego, z Nim i w podporządkowaniu Jemu, Maryja jest Królową”. W związku z tym, jako że sam papież Pius XII określił niezbędne zastrzeżenia dotyczące posługiwania się omawianym wyrażeniem, nikt nie powinien dodawać żadnych nowych interpretacji. Łatwo wyciągnąć wniosek: w odniesieniu do Chrystusa wyrażenie ma zastosowanie do apogeum i do sedna odkupienia obiektywnego, do samej Kalwarii. W odniesieniu do Maryi, oznacza, że przez Niego, z Nim i w podporządkowaniu Jemu, Ona także współpracowała w dziele odkupienia obiektywnego na samej Kalwarii[13].

Podsumowując, Święty Pius X stwierdził, że Maryja, Odkupicielka upadłej ludzkości, współpracowała z Chrystusem nawet na Kalwarii, a tym samym, choć w mniejszym stopniu, wysłużyła to, co On wysłużył dla nas ze ścisłej sprawiedliwości. Papież Benedykt XV wymownym językiem oświadczył, że Maryja razem z Chrystusem odkupiła ludzkość. I wreszcie papież Pius XII, w możliwie najbardziej prostolinijny sposób, powiedział nam, że Maryja działała jako Nowa Ewa na Kalwarii, a zatem króluje teraz jako Królowa ze swoim Synem na mocy prawa podboju. W powyższym dostrzegamy zatem pewien wzorzec: Maryja była najściślej zjednoczona ze swym Synem nie tylko na początku Jego drogi, przy Zwiastowaniu, ale także podczas ofiary na Kalwarii.

Źródło: ks. W. Most, Mary in Our Life, New York. 1954. [tłum. red.]

[1] AAS 42:568 [polskie wyd.: Pius XII, Encyklika Humani Generis, 14, „Przegląd powszechny” 1951, t. 231, s. 147].

[2] Więcej na temat doktrynalnej władzy encyklik, vide: artykuły J. C. Fentona w „American Ecclesiastical Review”, sierpień i wrzesień, 1949 (s. 136-50 i 210-20); lipiec, 1950 (s. 59-67); marzec, 1953 (s. 177-98, szczególnie s. 189); kwiecień, 1953 (s. 287-301). Szczególnie wart uwagi jest fragment artykułu z lipca 1950 r.: „Przynajmniej jednak w sposób pośredni każde odrzucenie autorytatywnej doktrynalnej wypowiedzi zawartej w papieskiej encyklice sprzeciwia się teologicznej cnocie samej wiary”. Jest zatem oczywiste, że odrzucenie oświadczenia doktrynalnego zawartego w encyklice jest materią grzechu.

Źródło, w którym można znaleźć encykliki i inne podobne wypowiedzi papieży jest oficjalne czasopismo watykańskie, „Acta Apostolicae Sedis” (AAS).Wczesna seria tego samego czasopisma, z własnym zestawem numerów tomów, wychodziło pod nazwą „Acta Sanctae Sedis” (ASS). W Humani generisOjciec Święty wyjaśnia, że nie tylko encykliki, ale inne oświadczenia papieskie opublikowane w AAS mają ten sam autorytet (patrz „American Ecclesiastical Review”, 128, 187).”

[3] Łk 10, 16.

[4] Vide: ST, III, q.30, a.1: „[…] zgodę na Wcielenie wyraziła Dziewica w imieniu człowieczeństwa”. Tekst ten autorstwa św. Tomasza jest cytowany przez papieża Piusa XII w encyklice Mystici Corporis. Vide: NCWC edition, par. 110.

[5] Warto zauważyć, że jeżeli Maryja była Nową Ewą na Kalwarii, wówczas Jej zasługi zmierzały w kierunku zdobywania wielkiego skarbu łaski; tymczasem zasługi Jana stosują się tylko do rozdzielania tego skarbu. .

[6] Święty Pius X, Ad diem illum (2 lutego, 1904 r.), ASS 36:453‒54, [polskie wyd.: Pius X, Encyklika Jego Świątobliwości Piusa X. papieża, z dnia 2-go lutego 1904 roku: dla patriarchów, prymasów, arcybiskupów, biskupów i innych ordynariatów w zgodzie i wspólności ze Stolicą Apostolską pozostających, Pelplin 1904, s. 4, jęz. uwspółcześniono]. Niektórzy mariolodzy, pomimo że przyznają, że Maryja z pewnością współpracowała bezpośrednio w odkupieniu obiektywnym, utrzymują, że Święty Pius X nie był pierwszym, który to wyjaśnił. Mają oni wątpliwości co do znaczenia jego słów.

[7] Pojęcia de congruo i de condigno odnoszą się do dwóch rodzajów zasług. Zasługa w ogólności stanowi roszczenie do nagrody. Otóż, gdy roszczenie opiera się na fakcie, że ściśle równa co do wartości zapłata jest wniesiona za nagrodę, wczas nagroda jest należna na mocy sprawiedliwości; jest to zasługa de condigno(zasługa słuszna, oparta na sprawiedliwości). Jeżeli jednak zapłata nie jest tak wielka jak wartość nagrody, nagroda może być nadal udzielona, ​​z przyjaźni lub wielkoduszności Boga; jest to zasługa de congruo (zasługa stosowna, oparta na łaskawości).

Zasługi dla innych możemy zdobyć tylko z łaskawości. Zasługa Maryi zdobyta dla innych różni się od naszej tym, że należy do porządku odkupienia obiektywnego, a nie subiektywnego, a także z powodu Jej wspaniałej świętości i wyjątkowej misji współpracy w dziele odkupienia. Wielu teologów uważa, że ​​skoro miała Ona nie tylko tak wielką godność, ale że spełniła swoją misję, to wykonała jakby swoją część umowy. Stąd wynika, że Jej roszczenie do zasług wydaje się być nie tylko stosowne, ale także sprawiedliwe, choć w mniejszym stopniu niż w przypadku Chrystusa. W rzeczywistości lepiej byłoby opracować nowy zestaw pojęć odpowiednich dla Jej wyjątkowej zasługi. Sugerując, że jej zasługa jest sprawiedliwa, teologowie nie zaprzeczają nauczaniu św. Piusa X, bowiem cytuje on tylko wcześniejszy aksjomat. Tym samym aprobuje przynajmniej twierdzenie, że Maryja zasługuje w obiektywnym porządku odkupienia i stosownie. Nie wyklucza, że ​​prawda jest jeszcze większa niż sugeruje to przywołany aksjomat. Cf. „Marianum” XV (1953), s. 277-87.

[8] Cytaty licznych teologów, którzy używali tej formuły do opisania zasług Maryi i Chrystusa, zob.: Roschini, Mariologia, II, 272-77; E. Druwé SJ, „La Mediation universelle de Marie”,[w:] H. Du Manoir SJ, red., Maria (Paris, 1949), I, 446-48. Niedługo przed pojawieniem się Ad diem illum, została opublikowana Mariologia autorstwa kardynała Lepiciera (w 1901 r.), z listem pochwalnym papieża Leona XIII; zawierała omawianą formułę.

[9] Papież Benedykt XV, Inter Sodalicia (22 marca, 1918 r.), AAS 10:182.

[10] Bardzo ważny, rozstrzygający tekst z konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus będzie dyskutowany w rozdziale VI. Pozostałe teksty znajdują się w Załączniku III B.

[11] Papież Pius XII, Mystici Corporis (29 czerwca, 1943 r.), AAS 35:247 [polskie wyd.: Mystici Corporis Christi,op. cit., s. 93‒94].

[12] Cytowane w „American Ecclesiastical Review” (listopad 1949 r.), AAS 38:266. Zob. także omówienie Królewskości Maryi oparte na bardziej kompletnym cytacie ze wspomnianego fragment, w rozdziale VII.

[13] Niektóre bardzo ważne papieskie teksty, dodające nową moc do cytowanych w tym rozdziale fragmentów, pojawiły się od czasu pierwszego wydania niniejszej książki. Są one omówione w Dodatku VII. Inne papieskie teksty i opinie teologów znajdujących się w mniejszości omówiono w Dodatku III.




Maryja tarczą wiary (2): proroctwa maryjne

ks. dr Jan Żukowski

Jak w ogólności historia objawienia i dzieje Kościoła łączą się z postacią Maryi, tak w szczególności wielka część dowodów naszej religii około Niej się formuje. Dowodami tymi są, w pierwszym rzędzie proroctwa i cuda. Próbowano wprawdzie przez kilkanaście lat, najpierw we Francji, zastąpić tradycyjną apologetykę, posługującą się głównie zewnętrznymi kryteriami, metodą nową, opierającą badanie boskiego początku objawienia na rezultatach dociekań przyrodniczych, na refleksjach moralno-społecznych lub też na historii i filozofii religii; próby te jednak, chociaż mogą mieć miejsce obok dotychczasowej apologetyki, nie są w stanie wyrugować tego sposobu obrony religii, którym posługiwał się pierwszy apologeta chrystianizmu i jego twórca, Chrystus Pan: „Wierzcież uczynkom, abyście poznali i wierzyli” (Jan 10,38). Aby hołd wiary naszej zgodny był z rozumem, „chciał Bóg z wewnętrznymi pomocami Ducha świętego złączyć zewnętrzne dowody swego Objawienia, to jest czyny Boże, a przede wszystkim cuda i proroctwa, które wykazując jawnie wszechmoc i nieskończoną mądrość Boża, i są najpewniejszymi znamionami Objawienia Bożego, zrozumiałymi dla wszystkich.

Otóż sporą część tych czynów Bożych dokonał Bóg dla Maryi i przez Maryję, podnosząc Ją w ten sposób do zaszczytu kolumny prawdy w znaczeniu biernym i czynnym. Uwydatnia się to szczególnie jasno w proroctwach. Proroctwa dotyczące Maryi dowodzą, że jest Ona w sposób nadzwyczajny przedmiotem myśli Bożej; proroctwa przez Maryję wygłoszone dowodzą, że Bóg wszechwiedzący jest z Nią, dając Jej widzenie przyszłości. A zatem czciciel Maryi, analizując Jej proroctwa, uprzytamnia sobie dowody boskości Objawienia i utwierdza się w wierze. Postać Maryi w tym stopniu wplata się w całokształt religii chrześcijańskiej, że religia ta jest bez Niej nie do wyobrażenia. Jak więc z jednej strony wszystko, co za prawdziwością wiary przemawia, także ku Maryi zmierza, tak i na odwrót dzieła Boże, dotyczące Maryi, stają się poparciem prawdy Objawienia.

Rozróżniamy proroctwa maryjne czworakiego rodzaju: słowne, rzeczowe czyli typy lub przeobrażenia, tradycje narodów pogańskich, wreszcie własne proroctwa Maryi.

Proroctwa słowne, dotyczące Maryi

Podobnie jak sam Zbawiciel, tak i Matka Jego była przedmiotem myśli i tęsknoty proroków, dlatego zwie Ją Kościół Królową patriarchów, Królową proroków, podobnie jak nazywa Jezusa Królem patriarchów. Bóg Ją „posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku” (Prz 8,22-31). Natchnieni od Boga, patrzą na nią prorocy już u kolebki całej ludzkości, widząc Ją przy skończeniu wieków.

„Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą, i między potomstwem twoim, a potomstwem jej” (Rodz 3,15). Zapowiedzianą w tej pierwszej dla upadłej ludzkości wesołej nowinie walkę i zwycięstwo niewiasty, ostatnia księga prorocza Pisma świętego przedstawia jako fakt dokonany: „I ukazał się znak wielki na niebie: Niewiasta obleczona w słońce, a księżyc pod jej nogami, a na głowie jej korona z gwiazd dwunastu. A będąc brzemienną… I smok stanął przed niewiastą, która miała porodzić… I zrzucony został ów smok wielki, wąż starodawny, nazwany diabłem i szatanem ” (Ap 12, 1.2.4.12).

Między tym pierwszym i ostatnim proroctwem spotykamy cały szereg innych, które kreślą rozmaite rysy postaci Maryi. „Oto Panna pocznie i porodzi syna i nazwą imię Jego Emanuel” (Iz 7, 14; por. Mt 1,23). „I wnijdzie różdżka z korzenia Jessego, a kwiat z korzenia jego wyrośnie” (Iż 11,1). „Pan stworzył nowinę na ziemi: białogłowa ogarnie męża” (Jr 21,22). „Rodząca porodzi” (Mi 5,2). Wielu innych przepowiedni nie przytaczamy dosłownie; można się spierać o ich sens dosłowny, lecz jeżeli weźmie się pod uwagę po pierwsze, że wiele miejsc Pisma świętego prócz sensu dosłownego ma znaczenie typiczne czyli mistyczne; po drugie, że Kościół, nieomylny tłumacz Pisma Świętego, a w szczególności Ojcowie Kościoła, których zgodne tłumaczenie jest nieomylną normą w rozumieniu ksiąg świętych, tłumaczą te przepowiednie o Maryi, to nie można zaprzeczyć, że Matka Zbawiciela wielokrotnie przez Ducha świętego została poddana myśli proroków.

Kilka przepowiedni Maryja otrzymała bezpośrednio. Archanioł Gabriel mówi do Niej: „Błogosławionaś ty między niewiastami… porodzisz syna i nazwiesz imię Jego Jezus. Ten będzie wielki, a będzie zwan Synem Najwyższego, i da Mu Pan Bóg stolicę Dawida ojca Jego, i będzie królował w domu Jakubowym na wieki: a królestwu Jego nie będzie końca” (Łk 1,28,31-33, por. 35). Od Elżbiety słyszy słowa: „Błogosławionaś ty między niewiastami, i błogosławiony owoc żywota twego […] A błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, albowiem spełni się to, co ci było powiedziane od Pana” (Łk 1,42.45). Symeon rzekł do Maryi: „Oto ten położony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą, i duszę twą własną przeniknie miecz” (Łk 2,34-35). Za proroctwo możemy też uważać słowa Jezusowe: „Oto syn twój… Oto matka twoja” (J 14,26.27), słowa te bowiem według powszechnej tradycji nadają Maryi macierzyńskie prawa i obowiązki względem ludzi i tym samym przygotowują i przepowiadają fakt przedziwny, jaki widzimy w chrześcijaństwie, mianowicie fakt czci Maryi jako Matki duchowej.

Byłoby zbyteczną rzeczą dowodzić oczywistego faktu, że wszystkie wymienione proroctwa spełniły się w najdrobniejszych szczegółach, przez co stwierdzony został ich charakter proroczy. Jeżeli więc na Maryję patrzymy, rozważając dotyczące Jej proroctwa, uprzytamniamy sobie tym samym dowody, stwierdzające prawdziwość przekonania, jakie o Maryi ma chrześcijaństwo, oraz boskość religii chrześcijańskiej i zasilamy naszą wiarę, mówiąc z Janem Damasceńskim: „Ciebie prorocy wysławiają”, i z Bernardem: „Od Najwyższego przejrzana i przygotowana, od aniołów oczekiwana, przez patriarchów zapowiedziana, przez proroków obiecana”.

Źródło: ks. dr Jan Żukowski, Marya tarczą wiary, czyli stanowisko Bogarodzicy w apologii Chrystianizmu. Lwów 1907.

Siła miłości Boga

Św. Albert Wielki | 14 listopada 2018 r.

(…) Wszystko, co jest niezbędne do zbawienia, może odnaleźć swoją najwyższą, najpełniejszą, najkorzystniejszą doskonałość tylko w miłości.

Miłość dostarcza wszystkiego, co jest potrzebne dla naszego zbawienia. Zawiera w obfitości każdą dobrą rzecz i nie brakuje jej obecności nawet najwyższego przedmiotu naszych pragnień.

Tylko dzięki samej miłości zwracamy się do Boga, przemieniamy się na Jego podobieństwo i jesteśmy z Nim zjednoczeni, abyśmy stali się z Nim jednością duchowo i otrzymywali od Niego całe nasze szczęście: tutaj w łasce, potem w chwale. Miłość nie może znaleźć odpocznienia, dopóki nie spocznie w pełnym i doskonałym posiadaniu Ukochanego.

To dzięki drodze miłości, Bóg zbliża się do człowieka, a człowiek do Boga, ale tam, gdzie nie ma miłości, Bóg nie może zamieszkiwać. Jeśli zatem posiadamy w sobie miłość, posiadamy Boga, ponieważ „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8).

Nie ma nic bardziej dojmującego niż miłość, nic bardziej subtelnego, nic bardziej przenikliwego. Miłość nie może spocząć, dopóki nie zbada wszystkich głębin i nie pozna doskonałości swego Ukochanego. Pragnie być z Nim jednym, a jeśli to możliwe, stanowi Umiłowanym jeden byt. Z tego powodu nic nie może jej w tym przeszkodzić, nic nie może wejść między nią a jej umiłowany przedmiot, którym jest Bóg, ale rzuca się naprzód, w jego kierunku i nie znajduje spokoju, dopóki nie pokona każdej przeszkody i nie dotrze aż do Ukochanego.

Miłość ma moc jednoczenia i przekształcania. Przemienia tego, który kocha w tego, który jest kochany, i tego, który jest kochany w tego, który kocha. Każdy przemienia się w drugiego, w stopniu w jakim jest to możliwe.

Najpierw rozważ inteligencję. Jak całkowicie miłość przenosi ukochaną osobę do tego, kto kocha! Z jaką słodyczą i zachwytem ta pierwsza żyje w pamięci drugiego, i jak szczerze kochający próbuje poznać, nie powierzchownie, ale dogłębnie, wszystko, co dotyczy przedmiotu swojej miłości, i stara się wejść jak najdalej w jego życie wewnętrzne!

Zastanówcie się następnie nad wolą, dzięki której również ukochany żyje w tym, który kocha. Czy nie przebywa w nim z powodu tego delikatnego uczucia, tej słodkiej i głęboko zakorzenionej radości, którą odczuwa? Z drugiej strony, kochający żyje w umiłowanym dzięki sympatii swoich pragnień, dzieląc się swoimi upodobaniami i antypatiami, radościami i smutkami, dopóki nie zdaje się tworzyć z drugim jedności. Jako że „miłość jest silna jak śmierć” (Pnp 8, 6), przenosi ona kochającego z samego siebie do serce umiłowanego i trzyma go tam w niewoli.

Dusza jest bardziej prawdziwie tam, gdzie kocha, niż tam, gdzie daje życie, ponieważ istnieje w przedmiocie kochanym poprzez własną naturę, rozum i wolę. Podczas gdy jest w ciele, ożywia tylko poprzez nadawanie mu istoty, którą dzieli z naturą zwierzęcą[1].

Istnieje zatem tylko jedna rzecz, która ma moc odciągania nas od obiektów zewnętrznych w głąb naszych własnych dusz, aby stworzyć tam bliską przyjaźń z Panem Jezusem. Tylko miłości Chrystusa i pragnienie Jego słodyczy może nas w ten sposób doprowadzić do odczuwania, pojmowania i doświadczania obecności Jego Boskości.

Tylko moc miłości jest w stanie podnieść duszę z ziemi na wyżyny Nieba, ani też nie można wznieść się do wiecznego szczęścia inaczej, jak tylko na skrzydłach miłości i pożądania.

Miłość jest życiem duszy, jej szatą godową, jej doskonałością[2].

Na miłości opiera się prawo, prorocy i nauki Pana (Mt 22, 40). Dlatego Apostoł napisał do Rzymian: „Pełnią tedy Prawa jest miłość” (Rz 13, 10), a w pierwszym liście do Tymoteusza: „Celem zaś przykazania jest miłość” (1 Tym 1, 5).

Źródło: Albertus Magnus, On Union with God, London 1911 (tłum. własne).

Ilustracja: Albertus Magnus (fresk, 1352, Treviso, Włochy).

[1] Autor mówi tutaj o duszy ludzkiej, która jako taka jest bardziej tam, gdzie kocha, niż tam, gdzie daje życie.

[2] Bez miłości nie ma doskonałej cnoty, ponieważ bez niej żadna cnota nie może doprowadzić człowieka do jego ostatecznego celu, którym jest Bóg, chociaż może doprowadzić go do niższego celu. W tym sensie, według starszych teologów, miłość jest „formą” innych cnót, ponieważ dzięki niej akty wszystkich innych cnót są nadprzyrodzone i skierowane do ich prawdziwego celu – tj. do Boga. (Cf. S. Th., II–II, q. 23, a. 7, 8).




Maryja tarczą wiary (3): proroctwa maryjne

ks. dr Jan Żukowski

Proroctwa realne

Kościół w swej wymownej liturgii i Ojcowie Kościoła widzą Maryję przeobrażoną w licznych osobach i rzeczach Starego Zakonu, które zowiemy typami lub przedobrażeniami.

Takimi typami czyli figurami były: raj, Ewa, namiot Abrahama, drabina Jakubowa, Maria siostra Mojżesza, krzak gorejący, różdżka Aaronowa, tablice kamienne, na których Bóg wyrył dziesięcioro przykazań, arka przymierza, naczynie złote, przybytek święty, runo Gedeona, miasto Boże, Rahab, świątynia Salomonowa, świecznik siedmioramienny, stół chlebów pokładnych, oblubienica Pieśni nad Pieśniami, piec ognisty, w któ­rym trzej młodzieńcy cudownie byli zachowani, góra Daniela, brama zamknięta u Ezechiela, Judyta, Estera i inne.

Jakaż jest siła dowodowa typów? Typ jest proroctwem realnym w odróżnieniu od proroctwa słownego; dowód, więc, na nim oparty, polega na tym, że Bóg, przewidujący przyszłość, wskazuje ją przez pewne rzeczy, zdarzenia lub osoby, które nazywają się typem. Jeśli można dowieść, że anty-typ odpowiada  typowi, i jeżeli można się upewnić, że Bóg w typie miał na myśli anty-typ, że np. przez baranka wielkanocnego chciał zwrócić uwagę na przyszłego Zbawiciela, to wtedy takie przedobrażenie tak samo dowodzi prawdziwości przedmiotu przedobrażonego, jak proroctwo dowodzi prawdziwości rzeczy przepowiedzianej: przedmiot ten jest wtedy przez Boga przewidzianym, przepowiedzianym, obiecanym i nakreślonym, a zatem prawdziwym[1].

W typach umysł badawczy widzi ziarno, z którego wyłania się owoc, pączek, z którego rozwija się kwiat, typy są cieniem, który przedmiot z przyszłości  rzuca przed siebie, „jutrzenką, zwiastującą słońce”, planem, według którego wykonano budowę. Prawda, że żydzi, którym typy bezpośrednio były dane, dla swej zwykłej ociężałości w rozumieniu rzeczy bożych, tylko w małej części owe zarysy czasów mesjańskich należycie ocenili; nam jednak, patrzącym na spełnienie typów, stają się one dowodem, utwierdzającym nas w wierze.

Studiując zatem typy mariańskie, zwracamy naszą uwagę na dowody, przemawiające za prawdziwością tak godności Maryi, jak i religii Chrystusowej, z którą postać Maryi się ściśle splata, Maryja zasila naszą wiarę. Dowód ten porusza Pius X w encyklice, wydanej z okazji jubileuszu Niepokalanego Poczęcia[2], mówiąc: „Podobało się tak Opatrzności Bożej, iż mamy Boga-Człowieka przez Maryję, która począwszy z Ducha świętego, w swym żywocie go nosiła; nic nam innego nie pozostaje, jak przyjąć Chrystusa z rąk Maryi. Stąd też w Piśmie św., ilekroć, «o przyszłej na nas łasce się prorokuje», tylekroć prawie Zbawiciela łączy się z Jego Matką Najświętszą. Posłan będzie Baranek, władca ziemi, ale ze skały pu­styni; zakwitnie kwiat, ale ze szczepu Jessego. Maryi, mającej zetrzeć głowę wężową, wyglądał praojciec Adam i powstrzymywał łzy, które mu z oczu wyciskała klątwa boża. O niej myśleli: i Noe, zamknięty w arce zbawczej i Abraham zwolniony od zabicia syna na ofiarę, i Jakub w widzeniu drabiny oraz aniołów, po niej wstępujących i zstępujących; Mojżesz, podziwiający krzew, który gorzał: a nie spalił się; i Dawid pląsający i śpiewający, gdy przeprowadzał arkę Pańską; i Eliasz w widzeniu obło­czka powstającego z morza. Krótko mówiąc: w Maryi po Chrystusie odnajdujemy koniec zakonu, wypełnienie figur i przepowiedni”.

Źródło: ks. dr Jan Żukowski, Marya tarczą wiary, czyli stanowisko Bogarodzicy w apologii Chrystianizmu. Lwów 1907 (język uwspółcześniono).

[1] Teorię typów, więc ich naturę, istnienie, cel itp. rozwija hermeneutyka. Pomijamy liczne dzieła, zwłaszcza homiletyczne, omawiające typy mariańskie. Por. P. Bacher, 30 Vorbilder und Symbole der allersel. Jungfrau Maryja. Wien, Kirsch, 1905.

[2] Ad diem illum, 2. lutego 1904.




Akt Poświęcenia dla triumfującego zwycięstwa Niepokalanego Serca Maryi

Bp Paweł Maria Hnilica SJ

Budząc się o jutrzence Twojego Triumfu, my, Twoje dzieci zjednoczone w odpowiedzi na Twoje matczyne wołanie, składamy przyrzeczenie ofiarowania się Twojemu Niepokalanemu Sercu, uczestnicząc tym samym w Twoim Triumfie.

Modlę się, droga Matko, abyś wzięła mnie w Swoje matczyne ramiona, przedstawiając mnie Bogu Ojcu w Niebie, tak abym został wybrany i przydzielony do służenia Twojemu Synowi poprzez ofiarowanie się dla Triumfu Twojego Niepokalanego Serca.

W tym uroczystym akcie, ja, jako Twoje dziecko, ofiarowuję Ci swoje TAK w zjednoczeniu z Twoim Fiat, abym został umocniony i trwał silny w tej końcowej bitwie dla wypełnienia obietnic, jakie dałaś w Fatimie: nawrócenia Rosji, kraju Twojego największego zwycięstwa, a poprzez to nawrócenia całego świata oraz zapanowania powszechnego pokoju.

Królowo Apostołów i Współodkupicielko, bądź naszym przewodnikiem pośród ciemności obecnych czasów, gdzie promienie Twojej jutrzenki docierają, aby oświetlić nasz horyzont. Twoim  Niepokalanym Sercem jako naszym schronieniem i drogowskazem,  prowadź nas na pole tej bitwy; poślij nas na szańce uzbrojonych w Twój miecz prawdy, opancerzonych zbroją cnoty, abyśmy byli wzorem nieskończonego miłosierdzia i miłości Boga Ojca.

Obiecujemy Ci, Matko Najświętsza, wierność Ojcu Świętemu jako naszemu Bożemu reprezentantowi Chrystusa pomiędzy nami, aby to poświęcenie przyniosło jedność naszych serc, umysłów i dusz dla realizacji rzeczywistego Triumfu Twojego Niepokalanego Serca, który może zstąpi na ziemię za czasów jego pontyfikatu.

Jako apostoł Twojego Triumfu, ślubuję Ci, Matko, dawać świadectwo Boskiej obecności Twojego Syna w Świętej Eucharystii, jednoczącej sile Twojej potężnej armii. Obyśmy znaleźli pewność, ufność i jednomyślność celu przed Przenajświętszym Sakramentem. Niech Chrystus utworzy we mnie idealną duszę, tak aby Jego jaśniejące odbicie promieniowało ze mnie na wszystkich.

Najświętsza Maryjo Panno, Matko najczystsza, Pośredniczko wszystkich łask Bożych, zechciej zamieszkać w moim sercu; a wraz z Tobą niech zamieszka w nim Twój Oblubieniec, Duch Święty, aby to moje poświęcenie rodziło owoce dzięki Jego darom.

Siłą Jego obecności pozostaniemy niezachwiani w ufności, silni i wytrwali w modlitwie, dążąc do całkowitego oddania się Bogu Ojcu. Niechaj Duch Święty objawi się jako fala zjednoczenia wszystkich serc na całym świecie.

Ja,…………………., Twoje dziecko, w obecności wszystkich aniołów Twojego Triumfu, wszystkich świętych w Niebie i w zjednoczeniu z Matką Kościołem, składam na Twoje ręce odnowienie obietnic mojego Chrztu świętego. Ofiarowuję Ci, droga Matko, całą moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, radości i smutki, modlitwy i ofiary, wszystko to czym jestem i wszystko to, czym stanę się poprzez uformowanie mnie przez Ojca Niebieskiego.

Ofiarowuję Ci Matko moją miłość i zobowiązanie, abyśmy pozostawali złączeni na zawsze w TAK wieczności, w głębi Twojego Triumfującego Niepokalanego Serca.

Amen.

Ja, …………………..ślubuję uroczyście moje poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi.

Zaświadczone i zaakceptowane przez:  + Biskupa Pawła Marię Hnilicę, SJ (faksymile podpisu)




Siła miłości Boga

Św. Albert Wielki

(…) Wszystko, co jest niezbędne do zbawienia, może odnaleźć swoją najwyższą, najpełniejszą, najkorzystniejszą doskonałość tylko w miłości.

Miłość dostarcza wszystkiego, co jest potrzebne dla naszego zbawienia. Zawiera w obfitości każdą dobrą rzecz i nie brakuje jej obecności nawet najwyższego przedmiotu naszych pragnień.

Tylko dzięki samej miłości zwracamy się do Boga, przemieniamy się na Jego podobieństwo i jesteśmy z Nim zjednoczeni, abyśmy stali się z Nim jednością duchowo i otrzymywali od Niego całe nasze szczęście: tutaj w łasce, potem w chwale. Miłość nie może znaleźć odpocznienia, dopóki nie spocznie w pełnym i doskonałym posiadaniu Ukochanego.

To dzięki drodze miłości, Bóg zbliża się do człowieka, a człowiek do Boga, ale tam, gdzie nie ma miłości, Bóg nie może zamieszkiwać. Jeśli zatem posiadamy w sobie miłość, posiadamy Boga, ponieważ „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8).

Nie ma nic bardziej dojmującego niż miłość, nic bardziej subtelnego, nic bardziej przenikliwego. Miłość nie może spocząć, dopóki nie zbada wszystkich głębin i nie pozna doskonałości swego Ukochanego. Pragnie być z Nim jednym, a jeśli to możliwe, stanowi Umiłowanym jeden byt. Z tego powodu nic nie może jej w tym przeszkodzić, nic nie może wejść między nią a jej umiłowany przedmiot, którym jest Bóg, ale rzuca się naprzód, w jego kierunku i nie znajduje spokoju, dopóki nie pokona każdej przeszkody i nie dotrze aż do Ukochanego.

Miłość ma moc jednoczenia i przekształcania. Przemienia tego, który kocha w tego, który jest kochany, i tego, który jest kochany w tego, który kocha. Każdy przemienia się w drugiego, w stopniu w jakim jest to możliwe.

Najpierw rozważ inteligencję. Jak całkowicie miłość przenosi ukochaną osobę do tego, kto kocha! Z jaką słodyczą i zachwytem ta pierwsza żyje w pamięci drugiego, i jak szczerze kochający próbuje poznać, nie powierzchownie, ale dogłębnie, wszystko, co dotyczy przedmiotu swojej miłości, i stara się wejść jak najdalej w jego życie wewnętrzne!

Zastanówcie się następnie nad wolą, dzięki której również ukochany żyje w tym, który kocha. Czy nie przebywa w nim z powodu tego delikatnego uczucia, tej słodkiej i głęboko zakorzenionej radości, którą odczuwa? Z drugiej strony, kochający żyje w umiłowanym dzięki sympatii swoich pragnień, dzieląc się swoimi upodobaniami i antypatiami, radościami i smutkami, dopóki nie zdaje się tworzyć z drugim jedności. Jako że „miłość jest silna jak śmierć” (Pnp 8, 6), przenosi ona kochającego z samego siebie do serce umiłowanego i trzyma go tam w niewoli.

Dusza jest bardziej prawdziwie tam, gdzie kocha, niż tam, gdzie daje życie, ponieważ istnieje w przedmiocie kochanym poprzez własną naturę, rozum i wolę. Podczas gdy jest w ciele, ożywia tylko poprzez nadawanie mu istoty, którą dzieli z naturą zwierzęcą[1].

Istnieje zatem tylko jedna rzecz, która ma moc odciągania nas od obiektów zewnętrznych w głąb naszych własnych dusz, aby stworzyć tam bliską przyjaźń z Panem Jezusem. Tylko miłość Chrystusa i pragnienie Jego słodyczy może nas w ten sposób doprowadzić do odczuwania, pojmowania i doświadczania obecności Jego Boskości.

Tylko moc miłości jest w stanie podnieść duszę z ziemi na wyżyny Nieba, ani też nie można wznieść się do wiecznego szczęścia inaczej, jak tylko na skrzydłach miłości i pożądania.

Miłość jest życiem duszy, jej szatą godową, jej doskonałością[2].

Na miłości opiera się prawo, prorocy i nauki Pana (Mt 22, 40). Dlatego Apostoł napisał do Rzymian: „Pełnią tedy Prawa jest miłość” (Rz 13, 10), a w pierwszym liście do Tymoteusza: „Celem zaś przykazania jest miłość” (1 Tym 1, 5).

Źródło: Albertus Magnus, On Union with God, London 1911 (tłum. własne).

Ilustracja: Albertus Magnus (fresk, 1352, Treviso, Włochy).

[1] Autor mówi tutaj o duszy ludzkiej, która jako taka jest bardziej tam, gdzie kocha, niż tam, gdzie daje życie.

[2] Bez miłości nie ma doskonałej cnoty, ponieważ bez niej żadna cnota nie może doprowadzić człowieka do jego ostatecznego celu, którym jest Bóg, chociaż może doprowadzić go do niższego celu. W tym sensie, według starszych teologów, miłość jest „formą” innych cnót, ponieważ dzięki niej akty wszystkich innych cnót są nadprzyrodzone i skierowane do ich prawdziwego celu – tj. do Boga. (Cf. S. Th., II–II, q. 23, a. 7, 8).