1

Maryja – życie w Bogu

Kto chce opowiedzieć historię życia jakiegoś człowieka, zaczyna od narodzenia, a kończy na śmierci, bo i niczego więcej nie wie.

Inaczej jest, gdy się zapatrujemy na życie człowieka w świetle wiary. W tym świetle — życie człowieka nie tylko trwa nadal po śmierci, w krainie wieczności, lecz ono miało już dawno swój początek – przed jego poczęciem się, i przed narodzeniem. Człowiek bowiem nie spada tak sobie skądś prosto na ziemię; stwarza go Bóg, przede wszystkim co do duszy. A w Bogu nie ma ani wczoraj, ani dziś, lecz co z woli Jego dzieje się w czasie, to już od dni wieczności nosił w Swym umyśle i w sercu.

Malarz, chcąc namalować śliczny obraz Matki Bożej, najpierw długo wcześniej myśli i myśli o nim. Ten obraz w umyśle jego już gotowy, żyje, zanim po raz pierwszy pędzlem pociągnie. A gdy wykończy obraz, i chciałby powstanie jego opowiedzieć, to miałby wiele do mówienia, skąd i jak mu przyszła owa myśl, i co się działo w sercu, gdy sobie obraz najpierw w duszy niejako malował, i co chciał przedstawić. I to można by nazwać wstępem do historii obrazu.

To samo należy powiedzieć zwłaszcza o wszystkich, których Chrystus Pan odkupił, że oni mają swoją pierwotną historię, że od wieków żyli w myśli Bożej. Apostoł Paweł święty naucza: „Bóg Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa wybrał nas w Nim przed założeniem świata.“ Pewne jest, że i Królowa wszystkich Odkupionych i Wybranych, Matka Jezusowa, zanim jeszcze świat został stworzony, już żyła, istniała w duchu, w myśli, w sercu Bożym, a więc w wieczności Bożej ma swoją prehistorię.

Gdy idziesz sobie wąskimi ulicami miasta, niewiele zobaczysz; wstąp na wieżę ratusza, będziesz miał widok na całe miasto i na okolicę. Wstąp na wysoką górę, zobaczysz daleko więcej; zobaczysz, jak z dala nadciąga chmura burzowa, czego się ludzie nawet nie domyślają – a choć nie jesteś prorokiem, możesz im powiedzieć, żeby uciekali do domów, bo burza idzie. Im wyżej kto stoi, tym więcej naraz wzrokiem ogarnia.

Bóg stoi nieskończenie wysoko ponad wszystkimi stworzeniami, ponad wszystkimi wiekami; oko Jego obejmuje naraz wszystko, co było przed tysiącami lat, i co nastąpi po lat tysiącach. U Boga nie ma ani wczoraj, ani jutra, lecz jedno wielkie Dziś. Bóg nie potrzebuje czekać, aż się coś stanie, by to widzieć; widzi już z daleka, wie, jak i dokąd idzie.

Tak też Bóg w wieczności Swojej długo, długo wcześniej, przed stworzeniem świata widział, jak pierwsi ludzie na ziemi nie wytrwają w dobrym. Widział, jak grzech na podobieństwo dzikiego potoku zaleje ludzi, porwie ich z sobą w straszną przepaść nieszczęścia i tutaj i na wieki. Na widok tego wzruszyło się miłosierdzie Jego, i postanowił w sposób cudowny wyrwać ludzi z tego potopu nieszczęścia, znowu ich szczęśliwymi uczynić. Miało się to dokonać tak, że Syn Boży stanie się człowiekiem, i jako Bóg-Człowiek nauką Swoją, przykładem Swoim, czynami Swymi i łaską wybawi świat od grzechu, śmierci i piekła. To wyniszczenie się Syna Bożego we Wcieleniu, życie w ubóstwie, w pracach, śmierć okrutna i bolesna, to miało być ceną, za którą Odkupiciel świata miał ludzi z Bogiem pojednać, wysłużyć dla nich odpuszczenie grzechu i kary, wysłużyć łaskę, przyjaźń i dziedzictwo Niebieskie. Jednakże nie miał się, jak pierwszy człowiek, Adam, zjawić na ziemi jako człowiek dorosły, lecz jak wszyscy potomkowie Adama, narodzić się z najdelikatniejszego zaczątku i przez wszystkie przypadłości niemowlęcia i matki przechodzić.

Kto więc z wszystkich córek Ewy będzie ową Błogosławioną, która się ma stać Matką Bożą?

Król, szukając dla syna oblubienicy, nie może jej sobie stworzyć na zawołanie; może tylko rozglądać się po dworach książęcych, czy nie znajdzie stosownej panienki, i może wybrać najgodniejszą. U Boga było inaczej, gdy wyznaczał Matkę Synowi Swemu. Bóg nie potrzebował czekać, aż się Wcielenie Syna dopełni, a po tym rozglądać się, która z niewiast będzie najlepszą, najczystszą, najgodniejszą, i po tym ją wybrać i przyozdobić godnością Matki. Nie, Bóg już wcześniej to uczynił, sam ją stworzył i uformował sobie taką, jaka najdoskonalej będzie odpowiednią i godną Matką Syna.

Dajmy na to, że sławny architekt posiada nader kosztowny obraz Jezusa, cudo piękności, i rozmyśla, gdzie by ten obraz w kościele jakimś umieścić na ołtarzu. W tym celu mógłby obrać jeden z już istniejących kościołów, kościół najwspanialszy; albo też mógłby sam całkiem nowy na ten cel wybudować. I czyni to drugie. On sam układa wspaniały plan budowania: najpierw oznacza wielkość, piękność, ozdoby kościoła, wszystko, zanim położy pierwszy kamień węgielny. Następnie wybiera plac, urządza go stosownie, po czym rozpoczyna już samo budowanie, jak najściślej według nakreślonego planu. Gdy kościół stanie wykończony, obraz ów Jezusa postawi na ołtarzu najpiękniejszym.

Tak uczynił Bóg, co i wyznajemy i powtarzamy w owej modlitwie kościelnej: „Wszechmogący, wieczny Boże, któryś ciało i duszę najchwalebniejszej Panny Maryi za sprawą Ducha świętego przygotował, iżby się godnym Syna Twojego stała mieszkaniem…”

Otóż Bóg Ojciec i Duch święty Synowi Bożemu przysposobił, powiedzieć można, osobno uformował Matkę, z której się miał narodzić. Mówiąc po ludzku, do tego kościoła dla Syna Swojego obmyślił plan, najpierw w przedwiecznej Swej mądrości obraz Jej nakreślił, wszystkie ozdoby do godnego wyposażenia tej jedynej świątyni wcześniej oznaczył; plac, to znaczy, lud i pokolenie tego ludu i rodzinę pokolenia, z której miała pochodzić, On sam wybrał, a gdy przyjdzie czas, plan Swój wykona, i w boskiej Swej mocy i mądrości zbuduje ten kościół dla Syna. Matka Boża więc nie zostanie dopiero wybraną spośród córek Ewy żyjących w czasie, gdy się Wcielenie Syna ma spełnić; Ona już przed wszelkimi dziejami rodzaju ludzkiego wybrana i wyznaczona wcześniej, od najpierwszej chwili życia Swego, zostanie nadzwyczajnymi łaskami wyposażoną od Boga, żeby mogła być godną Matką Boskiego Majestatu Syna.

To więc pierwsze, co wiemy o Matce Bożej, — Jej przedwieczne przeznaczenie, przedwieczne wybranie, zanim ludzie zostali stworzeni. Ów obraz, który, że tak powiem, stał przed oczyma Bożymi, możemy sobie w głównych za rysach przedstawić: obraz to cudny i wspaniały!

Tej więc czci najgodniejszej osobie Ojciec przedwieczny jednorodzonego Syna Swego, którego Sobie zrodził z serca Swego, współistotnego, i którego jak Siebie samego miłuje, odda w ten sposób, że jeden i ten sam będzie przyrodzonym, naturalnym Synem Boga Ojca, oraz Synem Panny. Bo Panną będzie i pozostanie zarazem Matką – cud jedyny, i nie będzie już drugiego podobnego na świecie. Dlatego też Ona będzie jedynie i wyłącznie dla Boga, od samego początku Bogu oddana, poświęcona i uświęcona, więc też wolną od wszelakiej i najmniejszej zmazy grzechowej, i nic nie może być w Niej takiego, co by się najświętszym oczom Pana Boga nie podobało. Z tej też przyczyny „książę tego świata“, szatan, nie będzie miał żadnej naprzeciw Niej mocy, i owszem, Ona to będzie tą, która go zwycięży. Z jednej strony jako stworzenie, z drugiej jako Matka Stworzyciela będzie węzłem pomiędzy stworzeniem a Stwórcą. Jako arcydzieło Boże Ona w stworzeniu pierwsze zajmie miejsce, na pniu rodzaju ludzkiego będzie najszlachetniejszym kwiatem, będzie różą duchowną, niebieską; a jako Matka Króla Nieba i ziemi będzie Panią i Królową wszystkiego, co tylko do królestwa Syna Jej należy.

Ponieważ Boskie Jej Dziecię będzie zbawieniem, będzie Odkupicielem całego świata, więc już dlatego w sposób całkiem nadzwyczajny stoi Ona w najściślejszym stosunku do wszystkich, którzy są odkupieni. Według rady Bożej jednakże Ona sama w sposób jedyny razem ze swym Synem przyłoży się do zbawienia ludzkiego. Przykład Jej, modlitwa Jej, całe Jej życie, boleści i śmierć Jej zjednoczą się do tego dzieła wspólnego z przykładem, modlitwą, życiem, męką i śmiercią Syna. Ona Syna, którego weźmie od Boga, odda znowu Bogu dla zbawienia ludzi; dla ich zbawienia będzie Go karmiła, wychowywała, na końcu na śmierć Go ofiaruje. Syn będzie Ojcem duchownym Odkupionych, a Ona Matką Odkupionych. I dlatego Bóg da Jej serce matki nie tylko dla Syna, lecz i dla Odkupionych przez Syna. A kiedy Syn będzie Głową duchowną nowej Bożej Rodziny, Matka Jego będzie jej Sercem. Tak więc będzie nierozerwalnie i najściślej złączoną, ze swym Synem i z całą odkupioną ludzkością. Aniołowie będą się Jej kłaniali jako swojej Królowej, ludzie będą Ją pozdrawiać jako „przyczynę swojej radości”, grzesznik będzie się do Niej udawał jako do swej „ucieczki” i „pośredniczki”, sprawiedliwy będzie Ją pozdrawiał jako „słodkość życia” i „jako swą nadzieję”, a piekło drżeć będzie na Jej imię. A imię tej po trzykroć przedziwnej Matki będzie: MARYJA.

Oto jakby z dala widziany obraz Matki Bożej, który Mądrość Boża nakreśliła przed wiekami. Gdy się Bóg zabierał do tworzenia światów, przed oczyma Jego stał Bóg-Człowiek i Matka Jego. I od dnia, gdy stworzył pierwszych ludzi, byli mu obecnymi, i przy kierowaniu dziejami świata nie tracił ich z oczu.

Tak oto Maryja, zanim w życie wstąpiła, żyła już od dni wieczności i w tysiącach lat, w myśli i w planach Boga, a jak Pismo mówi, w „drogach Jego.”

Teraz już nieco zrozumiemy. Prawie we wszystkie uroczystości Maryi, w Brewiarzu i w Lekcjach Mszy św. podawane są ustępy z Pisma św. — dziwne zaprawdę! które najpierw odnoszą się do przedwiecznej Mądrości, to jest, do Słowa Bożego, Jezusa, a które Kościół stosuje do Maryi. I oto w duchu, w rozumieniu Kościoła Ona sama, Maryja, opowiada Swą, rzekłbyś, prehistorią, Swe życie w Bogu przedwieczne. Z wiarą i nabożeństwem posłuchaj tej opowieści:

„Pan mnie posiągł na początku dróg swoich, pierwej, niźli co uczynił z początku. Od wiekum jest zrządzona, i z starodawna, pierwej, niźli się ziemia stała. Jeszcze O „nie było przepaści, a jam już poczęta była. Ani jeszcze źródła wód były wyniknęły, ani jeszcze góry ciężką wielkością były stanęły, przed pagórkami jam się rodziła. Gdy gotował niebiosa, tamem ja była. Gdy pewnym porządkiem i kołem otaczał przepaści, gdy niebiosa utwierdzał wzgórę, i ważył źródła wód, gdy zawieszał fundamenty ziemi, z Nimem była, wszystko składając, i kochałam się na każdy dzień, igrając przed Nim na każdy czas, igrając na okręgu ziemi; a kochanie moje być z synami człowieczymi” (Przyp. 8, 22—31.)

To pierwsza niejako karta, pierwszy wielki rozdział w historii Matki Bożej, a więc i Pani naszej, wielkiej Matki Rodziny Chrystusowej. Na obrazie, który masz przed sobą, widzisz u góry Boga Ojca, jak oto co dopiero stworzył słońce, księżyc, gwiazdy i ziemię; ale tak się wydaje, jakby to czynił od niechcenia — główna uwaga skierowana na Maryję. Maryja jest przy Nim i przed Nim. Stoi na kuli ziemskiej, ale wysoko sięga ponad nią do Nieba aż do Boga Ojca. Oczy Jej słodkie, łaskawe, dobrotliwe spuszczone ku ziemi; widać, że „kochaniem u Jej jest być z synami człowieczymi”. Ręce ku nim wyciągnięte, jakby wszystek świat chciała podnieść do serca Swego. Z rąk idą promienie błogosławieństwa na ziemię; słusznie, albowiem te ręce będą się tylekroć składały do macierzyńskiej za ludzi modlitwy, by im uprosić u Boga łaskę i zmiłowanie, błogosławieństwo i zbawienie.

Wspomniałem, że i ty, chrześcijański czytelniku, jesteś cząstką tej przedwiecznej historii Matki Bożej. To prawda. W przedwiecznej Radzie Bożej odkupienia ludzi przez Syna, byłeś i ty objęty; i ze względu na ciebie chciał Bóg dać Synowi Swemu Matkę, i chciał, żeby ta Matka Odkupiciela twojego i dla ciebie miała serce macierzyńskie, z Synem Swym współpracowała, modliła się, cierpiała i ofiarowała i dla twojego odkupienia; chciał, by i tobie była „przyczyną radości”, „bramą niebieską“, „Królową“ twoją.

Według przedwiecznego planu Bożego była więc Maryja wybrana i dla ciebie, a więc po Synu Jej, Zbawicielu twoim, Jej przede wszystkim masz do zawdzięczenia zbawienie. Za tym idzie, że Bóg w Trójcy jedyny chce, byś Maryję przyjął jako taką, jaką ci jest daną od Boga, że masz mieć dla Niej serce i uczucia synowskie. Zapoznaj się więc jak najdokładniej z Jej życiem, z Jej godnością, z Jej przykładem, z Jej sercem macierzyńskim; przytul się do Niej jako chory do uzdrowienia chorych, jak wierny sługa do swej Pani, dobry uczeń do swej Mistrzyni, poczciwe dziecko do swej matki.

Niedawno czytałem książkę, i zauważyłem, że w niej była mowa o uszanowaniu, o CZCI Boga dla Maryi. W pierwszej chwili zdziwiła mnie ta mowa, ale czytając dalsze objaśnienie, uspokoiłem się zupełnie. Do istoty czci należy: z wielkim uszanowaniem i z wielką miłością myśleć o świętości. Można zatem mówić o owej czci Pana Boga, albowiem Bóg przed wiekami z miłością myślał o Maryi, gdyż Ona jest dziełem Jego, On sam wyniósł Ją tak wysoko i tyle godną miłości uczynił.

Możesz i masz wysoko cenić godność, wielkość i świętość, do której Ją Bóg wybrał, i możesz Ją dlatego miłować. Jakżeby to miało nie podobać się Bogu, czcić i kochać tej, którą On sam tak czcigodną uczynił? I owszem, to się musi nie podobać, jeśli ktoś tego nie czyni. Na czym się ta cześć, to nabożeństwo zasadza, dowiesz się w dalszym ciągu.

Tymczasem niech sama Matka Boża powie, czego żąda i co za takie nabożeństwo obiecuje.

W owym miejscu Pisma świętego, z którego przytoczyłem słowna o przedwiecznym w myśli Bożej poczęciu Maryi, Matka Boża przemawia do Swoich czcicieli jakby w jakimś kazaniu. Złote to słowa jako wyraz przedziwnej miłości macierzyńskiej, więc trzeba słuchać nabożnie i kłaść je sobie do serca.

Oto co mówi:

„Pychą i hardością, i drogą złą, i ustami dwujęzycznymi brzydzę się.“

„Moja jest rada i prawość, moja jest roztropność, moje jest męstwo.“

„Ja miłuję tych, którzy mnie miłują, a którzy rano czują, do mnie, znajdą mnie.“

„Przy mnie są bogactwa i sława, pyszne majętności i sprawiedliwość.”

„Na drogach sprawiedliwości chodzę, w pośrodku ścieżek prawa, abym ubogaciła te, którzy mnie miłują, i skarby ich abym napełniła.“

„Teraz tedy, synowie, słuchajcie mnie: Błogosławieni, którzy strzegą dróg moich.“

„Słuchajcie ćwiczenia, a bądźcie mądrymi, a nie odrzucajcie go.“

„Błogosławiony człowiek, który mnie słucha, i który czuwa u drzwi moich na każdy dzień.“

„Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot, i wyczerpnie zbawienie od Pana”.

W tym kazaniu Maryi najgłówniejszą rzeczą są te słowa: Synowie, słuchajcie mnie. Błogosławieni, którzy strzegą dróg moich.

Drogi Maryi można zobaczyć w Jej żywocie ziemskim. Najważniejszym więc, co trzeba czynić, z nabożeństwa ku Maryi, to rozważać, jak Ona tu „chodziła“. Wtedy zobaczysz, jak prawdziwie mówi: „Drogami złymi, drogami pychy i fałszu brzydzę się. I znowu zobaczysz Ją na drodze do Boga, by się z Nim w modlitwie zajmować; zobaczysz na drodze do jakiegoś szlachetnego dzieła, na drodze miłości bliźniego, na drodze sprawiedliwości i na drodze prawości.

Jednak nie wystarczy przypatrywać się Jej drogom. Trzeba za Nią iść. Mówi bowiem wyraźnie, że się należy dróg Jej trzymać, a więc naśladować Ją, i mówi, że tylko ci wezmą życie i zbawienie od Pana, którzy Ją „znajdą“.

Znajdziesz Ją, gdy pójdziesz za Nią wszędzie. Uczyniłbyś więc coś dla Maryi nader miłego a dla siebie pożytecznego, gdybyś zaraz teraz chciał się rozejrzeć i zapytać: A gdzie ja chodzę? Czy jestem na drodze Maryi? Ta droga — to wąska i stroma droga przykazań Bożych z ciasną bramą, która wiedzie do żywota. Czy też chodzę ja drogami „złymi“, ową szeroką drogą, którą wielu idzie, a której koniec to brama przestronna, a za nią otwiera się przepaść wiekuistego zatracenia?

Rzetelna na to pytanie odpowiedź przyniesie ci więcej pożytku, niż dalsze czytanie; więc przestań czytać, odłóż książkę na bok, a odpowiedz sobie na to pytanie.

Źródło: Franz Seraph Hattler SJ, Obraz naszej Matki. 1902. Język uwspółcześniono.




Małe Oficjum Maryi (2)

Dziedzictwo dominikańskie
Pośród tego powszechnego użytku zakon dominikański otrzymał swój własny obrzęd Małego Oficjum.
W przedmowie do angielskiego wydania Oficjum Maryi ojciec Hilary Carpenter OP mówi o nim jako o „cennym dziedzictwie synów i córek św. Dominika”. To prawda – jest to dziedzictwo, które istniało niejako przed samymi spadkobiercami; dziedzictwo, którym dzielili się w różnych formach z innymi osobami spoza rodziny dominikańskiej. Mimo to Oficjum jest cennym dziedzictwem dominikańskim, ponieważ dominikanie od najwcześniejszych dni uparcie trzymali się tej formy hołdu dla swojej najpiękniejszej Patronki.
W początkach istnienia Zakonu jego ustawodawstwo jasno określało obowiązek odmawiania godzin maryjnych. Oficjalnie dzień dominikanów rozpoczął się i kończył uwielbieniem ich Matki. Oficjum miało charakter prywatny, z wyjątkiem Jutrzni, która była odmawiana przed opuszczeniem sali sypialnej przez wspólnotę, oraz Komplety. Dopiero w 1921 roku papież Pius XI zniósł ten obowiązek w przypadku pierwszego i drugiego zakonu. Dziś w Konstytucjach Dominikanów czytamy: „W nowicjacie codziennie i wspólnie należy odmawiać Oficjum Najświętszej Maryi Panny i zaleca się wszystkim braciom, aby odmawiali go na osobności” [1].
Układ dominikańskiego Małego Oficjum różni się od Oficjum Rzymskiego, jednak w ogólnym układzie obu Oficjów wyraźnie widać wspólne pochodzenie. Różnorodność versus prostota są trafnymi terminami do rozróżnienia obu form. Dlatego pod różnymi względami każde Oficjum ma niezależne od siebie zalety. Ryt rzymski intensywnie dzieli swój rok, podczas gdy ryt dominikański dzięki większej zwartości wykazuje większą jedność. „Badanie dowolnego rytu rzuca mnóstwo światła na inne; wiele części jest wspólnych i te same elementy występują, chociaż w różnych zastosowaniach i miejscach” [2].
Jako że Oficjum jest prawdziwie modlitwą liturgiczną, gdy odmawia się ją w zjednoczeniu z Synem Maryi, znika znikome znaczenie stworzenia w cieniu chwały Kościoła. Taka jest oficjalna funkcja modlitwy liturgicznej. „Dzięki temu możemy zrozumieć, dlaczego św. Dominik przypisywał liturgii tak istotne znaczenie … przede wszystkim dlatego, że jest ona par excellence hołdem Bożym i pozwala nam wywiązać się z naszego głównego obowiązku, czyli wielbienia Boga; ale także dlatego, że prowadzi zakonnika do doskonałości jego stanu, ponieważ jest to najprostszy i najpewniejszy sposób upodobnienia się do Jezusa Chrystusa” [3]. Widzieć Małe Oficjum Najświętszej Dziewicy w jego prawdziwej perspektywie – postrzegać je jako uczestnictwo w otoczeniu Najświętszej Ofiary – jest błogosławieństwem. O ileż większy jest faktyczny udział w tym śpiewie do Matki Bożej! Dla tych, którzy korzystają z Małego Oficjum, „bezinteresowne i wielkoduszne uczestnictwo w zasadniczym posłuszeństwie Pana Jezusa jest podstawowym wymogiem” wobec nich jako członków Jego Mistycznego Ciała. Ten aspekt posłuszeństwa w recytacji Oficjum wywołuje u dzieci św. Dominika radość, gdy dziękują Bogu za ofiarowanie Marii ludzkości. Jednocześnie Oficjum składa Maryi gratulacje i błaga o Jej matczyne wstawiennictwo.
Po raz kolejny klasyczne „contemplare et contemplata aliis tradere” św. Tomasza z Akwinu – „kontemplować i przekazywać innym owoce kontemplacji” – stało się przedmiotem wielu dyskusji i interpretacji. Boska jedność osiągnięta w kontemplacji jest istotą modlitwy dominikańskiej. Jednak modlitwa dominikanina się rozszerza: „bo lepiej jest oświecić niż tylko oświetlić; lepiej jest podać owoce kontemplacji, niż tylko kontemplować”, jak to zwięźle ujmuje św. Tomasz. W jego modlitwie „objawia się jego powołanie, już nie podzielone, ale zjednoczone w podwójnej zdolności, by wchłonąć światło, stać się świetlistym, nie podejrzewając tego, by dawać światło daleko i szeroko” [4].

Dobrowolne przyjęcie tego Oficjum dzisiaj daje braciom, siostrom i świeckim tercjarzom zakonu dominikanów miano Kaznodziejów Słowa Wiecznego. Apostolska intencja ich modlitwy owocuje ziarnem zasadzonym przez ojców kaznodziejów i jednocześnie wspiera ich samych. Jak wyjaśnia ojciec Joret w znakomitym rozdziale poświęconym relacji Mszy i Oficjum: „Świadomość, że wspierają oni Ojców w ich misji powinna być zachętą i bodźcem do wytrwałości. Zakon pozostaje wierny starożytnej praktyce uzupełniania Wielkiego Oficjum Małym Oficjum Matki Bożej, dostojnej Patronki zgromadzenia” [5].
Takie było marzenie Dominika na ziemi; teraz musi być jego rozkoszą w niebie. Regularność, identyczność, powtarzalność Liturgii Godzin Maryi powinny być jak windy w tej żmudnej wspinaczce, a nie przeszkody. Odmawiający Oficjum „nie muszą być jak ludzie, którzy codziennie przechodzą tą samą drogą, otoczeni murami i zamkniętymi bramami, ponieważ mogą otworzyć bramy i spojrzeć w przyjemności poza nimi. Ta forma modlitwy może zostać wzbogacona wiedzą o niej samej. Niektóre formuły ujawniają swoje sekrety dopiero po częstym użyciu i przemyślanym powtarzaniu”[6].
Z podekscytowaniem zażyłego uczuciem czytamy, że nasi święci bracia i siostry w Świętym Dominiku bardzo cenili nabożeństwo do Oficjum Matki Bożej. Święci Antoninus i Vincent Ferrer byli przyzwyczajeni do codziennego recytowania go na kolanach. Seraficzna Katarzyna ze Sieny uznała je za jeden z doskonalszych sposobów zbliżenia się do ukochanego Oblubieńca, podczas gdy Małgorzata, węgierska perła świętości, czerpała z jego odmawiania największe pocieszenie. Zarówno żywoty świętych, jak i niezliczone nauki Boskiego Oficjum dają liczne dowody gorliwości rodziny dominikańskiej w odmawianiu Oficjum jej Królowej na przestrzeni wieków.

Wnioski
Zatem dla dzisiejszego dominikanina w każdym zakonie Małe Oficjum Najświętszej Maryi Panny jest nabożeństwem praktycznym i żywotnym, a nie czymś zapomnianym. W Liturgii Godzin Maryi ich dominikańskie życia znajduje pewne dopełnienie, gdyż przez nie oddają cześć Matce, a dzięki Nią zbliżają się do Chrystusa, Jej Syna. Codziennie Ją wychwalają – Matkę Bożą.

Przypisy:
[1]Constitutiones Fratmm. S. Ordinis Praedicaton 11n. Rzym, 1932. n. 565.
[2]Mary Ryan, MA, Our Lady’s Hours. Cork: The Mercier Press, 1946, s. 18.
[3]Marie-Vincent Bernadot, O.P., “The Place of the Liturgy in Dominican Spirituality.” Translated by A. Townsend, O.P., in Dominican Spirituality. Milwaukee: Bruce, 1934, p. 91.
[4]Antoine Gardeil, O.P., The Gifts of the Holy Ghost in the Dominican Saints. Milwaukee: Bruce, 1937, p. 101.
[5]FD Joret OP, Dominican Life. Westminster, Md .: The Newman Bookshop, 1947, s. 152.
[6]Ryan, op. cit., S. 172.

Źródło: J. Gardner, OP. Mary’s seven jewels – her hours. „Dominicana” 34(4), December 1949 (tłum. red. GM).




Istota Mszy Świętej

Ojciec Święty Pius XII w Encyklice Mediator Dei wyjaśnia istotę Mszy Świętej, którą jest konsekracja ziszczająca akt ofiarniczy.

W każdej Eucharystii Chrystus ofiaruje się Ojcu, jako żertwa „przez bezkrwawe wyniszczenie“ „(…per incruentam immolationem Summus Sacerdos id agit, quod iąm in Cruce fecit, semetipsum Patri hostiam offerens acceptissimam). Skoro tedy bezkrwawe wyniszczenie decyduje o ofiarowywaniu się Zbawiciela jako żertwy, więc należy ono do istoty aktu ofiarniczego, jest formalnym tego aktu czynnikiem. Konsekracja jest zaofiarowaniem przez bezkrwawe wyniszczenie (oblatio per in cruentam immolationem)”.

Jak wyjaśnia ks. prof. filozofii Tadeusz Guz, właśnie owa konsekracja stanowi istotę Mszy Świętej, natomiast kwestia rytu, w jakim Msza Święta jest sprawowana, jest sprawą drugorzędną.

Ojciec Święty w dalszej części nauczania podkreśla także znaczenie udziału wiernych oraz ich wewnętrznego usposobienia. Poniżej fragmenty Encykliki:

Tajemnica Przenajświętszej Eucharystii, ustanowiona przez Najwyższego Kapłana Chrystusa i z Jego woli odnawiana stale w Kościele przez Jego kapłanów, jest szczytem i jakby ośrodkiem religii chrześcijańskiej.

Chrystus Pan, Kapłan na wieki według obrządku Melchizedeka, który „ponieważ umiłował swoich, co byli na świecie” „w czasie Ostatniej Wieczerzy, tej nocy kiedy Go wydano – aby zostawić ukochanej Oblubienicy swojej, Kościołowi, widzialną krwawą ofiarę, jakiej miał dopełnić raz jeden na Krzyżu i która by pozostała jej pamiątką aż do końca wieków i której moc zbawcza byłaby aplikowana na odpuszczenie grzechów, jakie codziennie popełniamy – ofiarował Bogu Ojcu Ciało i Krew swoją pod postaciami chleba i wina i pod tymiż postaciami podał Ciało i Krew swoją do spożycia Apostołom, których ustanowił wtedy kapłanami Nowego Przymierza, nakazując im i ich następcom w kapłaństwie, by ofiarowali”.

Wobec tego Przenajświętsza Ofiara Ołtarza nie jest tylko czystym i zwykłym wspomnieniem mąk i śmierci Jezusa, Chrystusa ale prawdziwym i istotnym składaniem ofiary, co uczynił już na Krzyżu, ofiarując siebie samego Ojcu Przedwiecznemu jako Hostię najmilszą. „Albowiem tu i tam jedna i ta sama jest Hostia, i ten sam składa obecnie Ofiarę za pośrednictwem kapłanów, który niegdyś siebie samego ofiarował Ojcu na Krzyżu, z różnicą tylko w sposobie ofiarowania”.

Jeden jest więc i ten sam Kapłan, Chrystus Jezus, którego przenajświętszą osobę kapłan zastępuje. Ten ostatni bowiem dzięki kapłańskiemu namaszczeniu, które otrzymał, upodabnia się do Najwyższego Kapłana i ma władzę działania mocą i osobą samego Chrystusa”. Przeto czynnością swą kapłańską Chrystusowi niejako „użycza swojego języka i ręki dostarcza”.

Również i żertwa ofiarna jest ta sama – mianowicie Boski Zbawiciel w swojej naturze ludzkiej i w rzeczywistości swego Ciała i Krwi. Sposób jednak ofiarowania Chrystusa jest odmienny. Na Krzyżu bowiem ofiarował On Bogu siebie samego całego i swoje cierpienia, ofiarowanie zaś żertwy dokonało się przez śmierć krwawą dobrowolnie przyjętą. Natomiast na ołtarzu, skoro Jego natura ludzka jest w stanie chwały, „śmierć panować Mu nie będzie”. Niemożliwe jest już przelanie krwi. Jednakże z postanowieniem Boskiej Mądrości naszego Zbawiciela, to ofiarowanie zostaje nam przedziwnie ukazane przez zewnętrzne znaki, które są wskaźnikami (indices) Jego śmierci. Albowiem przez „Przeistoczenie” chleba w Ciało a wina w Krew Chrystusa, na ołtarzu jest obecnie tak Jego Ciało jak i Krew Jego; postaci zaś eucharystyczne, pod którymi jest On obecny, wyobrażają krwawe rozdzielenie Ciała i Krwi. W ten sposób to upamiętniające przedstawienie Jego śmierci, która w rzeczywistości miała miejsce na Kalwarii, powtarza się w poszczególnych ofiarach ołtarza, ponieważ różne wskaźniki (indices) oznaczają i przedstawiają Chrystusa Jezusa w stanie żertwy.

Cele

Ponadto i przewidziane cele są identyczne; pierwszym jest oddanie chwały Ojcu Niebieskiemu. Od żłóbka aż do śmierci Jezus Chrystus pałał gorliwością o Bożą chwałę. I ofiara Jego Krwi na Krzyżu weszła do niebios jako wonność słodka. By taki hymn chwały nigdy nie ustawał w Ofierze Eucharystycznej, członki ciała łączą się z Głową swoją i z Nim razem oraz z Aniołami i Archaniołami śpiewają pieśń nieśmiertelną, oddając Ojcu Niebieskiemu pełną cześć i chwałę.

Drugim przewidzianym celem jest należne Bogu dziękczynienie. Jedynie Boski Zbawiciel, jako umiłowany Syn Ojca Przedwiecznego, znając Jego nieskończoną miłość, mógł zaśpiewać godny Go hymn dziękczynienia. To już było Jego zamiarem i wolą wtedy, gdy przy Ostatniej Wieczerzy „złożył dzięki”. Nie przestał tego czynić, wisząc na Krzyżu i tego nie zaprzestaje w Przenajświętszej Ofierze Ołtarza, która oznacza czyn podzięki czyli czyn eucharystyczny; ponieważ to „jest rzeczą zaiste godną i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną”.

Trzecim celem jest zadośćuczynienie, przebłaganie, przejednanie. Nie wątpliwie nikt oprócz Chrystusa nie mógł całkowicie zadośćuczynić Bogu Wszechmogącemu za grzechy rodzaju ludzkiego. Sam więc chciał ofiarować się na Krzyżu „jako ubłaganie za grzechy nasze: a nie tylko za grzechy nasze, ale i za całego świata”. Również i na ołtarzach ofiarowuje się co dzień dla naszego odkupienia, abyśmy uwolnieni od wiecznego potępienia, zostali zaliczeni do grona wybranych. Czyni to nie tylko dla nas, którzy zażywamy tego śmiertelnego życia, ale również za wszystkich „którzy w Chrystusie spoczywają, którzy nas uprzedzili ze znakiem wiary i śpią snem pokoju”, albowiem czy żywi czy umarli, „jednakże od tegoż jedynego Chrystusa nie odstępujemy”.

Czwarty wreszcie cel to prośba. Człowiek, jako syn marnotrawny, wszystkich otrzymanych od Ojca niebieskiego dóbr, źle użył i roztrwonił je, toteż doszedł do skrajnej nadzy. Jednakowoż Chrystus z Krzyża „zanosząc modlitwy i błagania… z wołaniem wielkim i ze łzami został wysłuchany dla swej uległości”. W ten sam skuteczny sposób jest On również rzecznikiem naszym na ołtarzach, byśmy nasyceni zostali wszelkim błogosławieństwem i łaską.

Msza św. daje wszystkim wiernym udział w Odkupieniu Chrystusa

Jednak kupno to nie uzyskuje od razu pełnej swej skuteczności. Trzeba bowiem, by Chrystus, po odkupieniu świata przenajdroższą ceną swojej osoby, wszedł rzeczywiście w prawdziwe posiadanie dusz ludzkich. Przeto, aby to odkupienie i zbawienie było skuteczne i Bogu miłe, w stosunku do każdego poszczególnego człowieka i do wszystkich następnych pokoleń aż do końca wieków, trzeba koniecznie, aby każdy poszczególny człowiek wszedł w życiowy kontakt z ofiarą krzyża, iżby przez to zostały mu udzielone owocujące z niej zasługi. Można niejako powiedzieć, że Chrystus na Kalwarii założył oczyszczającą i zbawczą sadzawkę, którą napełnił swoją krwią przelaną: otóż, o ile ludzie się nie zanurzą w jej falach i nie obmyją w niej swoich zmaz grzechowych, nie będą oczywiście mogli dostąpić ani oczyszczenia, ani zbawienia.

Aby więc Krew Baranka mogła wybielić poszczególnych grzeszników, trzeba współpracy wiernych. Aczkolwiek bowiem, mówiąc ogólnie, Chrystus przez swą śmierć krzyżową pojednał z Ojcem cały rodzaj ludzki, jednakowoż chciał, aby wszyscy się przyłączyli i byli doprowadzeni do Jego Krzyża zwłaszcza przez Sakramenty i przez Ofiarę Eucharystii, iżby uzyskali zbawienne owoce przezeń na Krzyżu zrodzone. Dzięki temu czynnemu uczestnictwu jednostek, członki z każdym dniem coraz bardziej upodobniają się do Tego, który jest ich Boską Głową i zbawienie, wypływające z Głowy napełnia członki, tak, że możemy powtórzyć słowa św. Pawła: „Jestem z Chrystusem przybity do Krzyża: żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.

Już przy innej sposobności zasadniczo obszerniej stwierdziliśmy, że Jezus Chrystus umierając na krzyżu obdarzył Kościół swój niezmierzonym skarbem Odkupienia bez żadnego w tym ze strony Kościoła współudziału; natomiast jeśli idzie o szafowanie tym skarbem, niepokalaną Oblubienicę swoją nie tylko dopuszcza do udziału w tym dziele uświęcania, lecz pragnie, aby ono poniekąd powstało z jej również działania.

W ten sposób przez ofiarę Eucharystyczną wykonuje się dzieło Odkupienia i uwielbia się Ofiara Krzyża

Dostojna zaś Ofiara Ołtarza jest doskonałym jakoby narzędziem, którym zasługi zrodzone z Krzyża boskiego Zbawiciela rozdzielone bywają wierzącym: „ilekroć obchodzona jest pamiątka owej Ofiary, tylekroć dokonuje się dzieło naszego odkupienia”. To jednak nie zmniejsza godności Ofiary krwawej, a raczej jej wielkość i konieczność oświetla i bardziej unaocznia, jak twierdzi Sobór Trydencki. Codzienna ofiara poucza nas, że poza Krzyżem Pana naszego Jezusa Chrystusa nie ma zbawienia. Sam Bóg chce, aby nie ustawała ta Ofiara „od wchodu słońca aż do zachodu”, iżby nie ustawał hymn chwały i dziękczynienia, należny Stwórcy od ludzi, skoro nieustannie potrzebują Jego pomocy, a Boskiej Krwi Zbawiciela potrzebują do zgładzenia grzechów, którymi wyzywają sprawiedliwość Jego.

Uczestnictwo wiernych

Trzeba więc, Czcigodni Bracia, aby wszyscy wierni uświadomili sobie, że ich najwyższym obowiązkiem i największym zaszczytem jest brać udział w Ofierze Eucharystycznej i to nie w sposób opieszały, niedbały, z myślą czym innym zajętą i roztargnioną, ale w sposób tak gorliwy i czynny, by zjednoczyli się jak najściślej z Najwyższym Kapłanem, według słów Apostoła: „To w sobie czujecie, co w Chrystusie Jezusie” oraz aby wraz z Nim i przez Niego składali tę Ofiarę i wraz z Nim siebie ofiarowali.

Wierni muszą uczestniczyć, jednocząc się z Chrystusem Kapłanem i z Chrystusem Żertwą

Zaiste, Chrystus jest Kapłanem, ale Kapłanem dla nas, nie dla siebie, gdyż zanosi Ojcu Przedwiecznemu prośby i wyrazy czci religijnej imieniem całego rodu ludzkiego; on jest również Żertwą, lecz dla nas, gdyż w miejsce człowieka obarczonego grzechem siebie samego postawił. Owe słowa Apostoła „to… w sobie czujcie, co i w Chrystusie Jezusie” domagają się od wszystkich chrześcijan, by wzbudzili w sobie – o ile to w mocy człowieka – te uczucia, które przejmowały duszę Boskiego Zbawiciela, gdy składał ofiarę ze Siebie samego, a mianowicie niech odtwarzają pokorne poddanie umysłu i niech Majestatowi Bożemu składają adorację, cześć, uwielbienie i dziękczynienie. Wymagają nadto od nich, by przybrali niejako postawę ofiary, by zaparli się siebie według przykazania Ewangelii, by oddawali się dobrowolnie i chętnie uczynkom pokuty, grzechy swoje znienawidzili i zadość za nie czynili. Wreszcie wymagają one, byśmy ponieśli wraz z Chrystusem śmierć mistyczną na Krzyżu i to tak, żebyśmy mogli przyswoić sobie hasło Pawłowe: „Z Chrystusem jestem przybity na Krzyżu”.

Wierni wszakże nie posiadają władzy kapłańskiej, gdyż nie są szafarzami Chrystusa ani pośrednikami między Bogiem a ludem

Jednak chociaż wierni uczestniczą w Ofierze Eucharystycznej, nie posiadają tym samym władzy kapłańskiej. To koniecznie musicie jasno wytłumaczyć owieczkom waszym.

Znaleźli się bowiem tacy, którzy przyłączyli się do błędów już ongiś potępionych. Nauczają mianowicie, jakoby w Nowym Testamencie nazwa kapłaństwa to tylko oznaczała, co przypada w udziale wszystkim odrodzonym wodą Chrztu świętego; oraz że przykazanie, które Jezus Chrystus dał Apostołom przy Ostatniej Wieczerzy, aby czynili to, co Sam uczynił, odnosi się bezpośrednio do całego Kościoła wiernych; przeto, że dopiero później powstało hierarchiczne kapłaństwo. Z tego powodu mniemają, że ludowi przysługuje prawdziwa władza kapłańska, a że kapłan działa jedynie z tytułu delegowanego mu przez społeczność stanowiska. Skutkiem tego Ofiarę Eucharystyczną uważają za prawdziwe „koncelebrowanie”, i sądzą, że jest stosowniejsze, aby kapłani wraz z ludem współdziałając „koncelebrowali”, niż żeby składali Ofiarę prywatnie bez obecności ludu.

Jest rzeczą zbyteczną tłumaczyć, jak dalece takie zwodnicze błędy sprzeciwiają się prawdom, które już przedtem wyłożyliśmy, mówiąc o stanowisku, jakie kapłan zajmuje w Ciele Mistycznym Chrystusa. To jedno tylko pragniemy przypomnieć, że kapłan jedynie dlatego działa w imieniu wiernych, że zastępuje osobę Jezusa Chrystusa Pana naszego, który jest Głową wszystkich członków i za nich wszystkich siebie ofiaruje; dlatego więc przystępuje on do ołtarza jako sługa Chrystusowy, od Chrystusa niższy, lecz wyższy od ludu. Natomiast lud, ponieważ żadną miarą nie zastępuje osoby Boskiego Odkupiciela ani też nie jest pośrednikiem między sobą a Bogiem, w żaden sposób nie może posiadać władzy kapłańskiej.

Wierni w pewnym prawdziwym znaczeniu ofiarują

To wszystko jest prawdą wiary. Ale poza tym należy stwierdzić, że również i wierni ofiarują Boską Hostię, jednakże w odmienny sposób.

Wynika to z dokumentów papieskich, z nauki Doktorów, z samej liturgii Mszy św.

Już niektórzy Poprzednicy Nasi i Doktorzy Kościoła nader jasno to przedstawili. „Nie tylko kapłani”, jak pisze nieśmiertelnej pamięci Innocenty III, „ofiarują, lecz również wszyscy wierni. Albowiem to, co dokonuje się specjalnie przez posługą kapłanów, to powszechnie wierni czynią intencją”. Niech wolno będzie przytoczyć tu choć jedno z wielu zdań św. Roberta Bellarmina: „Ofiarę”, powiada, „składa w pierwszym rzędzie osoba Chrystusa. Przeto owo ofiarowanie następujące po konsekracji stanowi pewne zaświadczenie, że cały Kościół zgodny jest z ofiarą składaną przez Chrystusa i razem z Nim ofiaruje”.

Również obrzędy Ofiary Eucharystycznej i modlitwy niemniej jasno wyrażają i okazują, że Ofiara żertwy dokonuje się przez kapłanów wraz z ludem. Nie tylko bowiem po ofiarowaniu chleba i wina kapłan, zwracając się do ludu, wymawia te słowa znaczące: „Módlcie się bracia, aby moja i wasza ofiara była przyjęta przez Boga Ojca wszechmogącego”, lecz oprócz tego modły, w których Boską Hostię ofiaruje się Bogu, są przeważnie utrzymane w liczbie mnogiej; jest w nich niejedna wzmianka, że także lud uczestniczy w tej wzniosłej Ofierze, jako że i on ją ofiaruje. Czytamy np. te słowa: „za których Tobie ofiarujemy, lub którzy Ci składają… Prosimy Cię przeto, Panie abyś tę ofiarę sług twoich i całej rodziny twojej miłościwie przyjął… My słudzy twoi, Panie oraz lud twój święty, ofiarujemy przedostojnemu Majestatowi twojemu, z darów i dobrodziejstw twoich, Hostię czystą, Hostię świętą, Hostię niepokalaną…”.

(…)

Przede wszystkim zjednoczenie wewnętrzne

Jakkolwiek zaś rozmaite i różne (dissimilia) mogą być zewnętrzne sposoby i okoliczności, w jakich lud chrześcijański uczestniczy w Eucharystycznej Ofierze i w innych liturgicznych czynnościach, to jednak należy zawsze najusilniej zabiegać o to, by umysły obecnych najściślejszymi, jak tylko możliwe, węzłami łączyły się z Bogiem Odkupicielem, oraz by ich życie codziennie bardziej się uświęcało i by codziennie bardziej wzmagała się chwała Niebieskiego Ojca.

Źródło: Pius XII Encyklika Mediator Dei, vademecumliturgiczne.pl; Guz T., 2017, https://www.youtube.com/watch?v=zGOBQ7J0dF0




Wiara, nadzieja i miłość Maryi (2)

Jacek Woroniecki OP

WIARA MARYI

W OKRESIE TAJEMNIC BOLESNYCH

I w życiu Matki Najświętszej przyszła godzina kiedy Jej dusza miała być poddana najwyższej próbie. Cnoty teologiczne, którymi w całej pełni żyła, miały w tych chwilach dojść do najwyższego stopnia rozwoju po to, aby i nam służyć za wzór i za źródło mocy wtedy kiedy P. Bogu podoba się poddać próbom i nasze dusze.

Na tę próbę Maryja była od dawna przygotowana i słowami starca Symeona i niejednokrotnymi zapowiedziami własnego Jej boskiego Syna. Jak Apostołom tak i Matce swej musiał On nieraz mówić: iż potrzeba jest, aby szedł do Jeruzalem i wiele cierpiał od starszych i od doktorów i od przedniejszych kapłanów i był zabity i trzeciego dnia zmartwychwstał (Mat. 16, 21).

Pomimo jednak, że była Ona na to przygotowana, umysł nasz nie może sobie wyobrazić bólu i przerażenia, jakie musiało ogarnąć duszę Matki Bożej, gdy te groźne zapowiedzi doszły do urzeczywistnienia, gdy Syn Jej schwytany na modlitwie w Getsemani prowadzony potem od jednego trybunału do drugiego, ubiczowany i cierniem ukoronowany, wziął na plecy krzyż, na którym miał wkrótce zawisnąć, aby wszystkich pociągnąć do Siebie (Jan 12, 32).

I w duszy Maryi musiała w tych chwilach zapanować godzina i moc ciemności, w której wiara Jej doszła do największej swej doskonałości. Bo jak każda cnota — wedle słów św. Pawła — w słabości wykazuje się doskonałą (II Kor. 12, 9), tak samo i wiara: dopiero gdy umysł ogarną ciemności i siły jego przyrodzone zupełnie zaczną zawodzić, a on kieruje się tylko słowem Bożym i na prawdzie objawionej przez Boga opiera całe swe postępowanie, wtedy wiara jego dochodzi do pełni doskonałości jak ślicznie naucza z własnego i ze św. Teresy doświadczenia św. Jan od Krzyża.

I umysł Matki Najświętszej w czasie męki Jej Syna musiała ogarnąć całkowita ciemność, gdy idzie o światło przyrodzone, a jedynie tylko nadprzyrodzone światło wiary dawało Jej tę moc, która sprawiła, że z daleka brała udział we wszystkich poniżeniach i udręczeniach swego Syna, od Getsemani aż do pretorium Piłata, że później krok w krok szła za Nim po Jego drodze krzyżowej i że wreszcie mężnie stała podle Jego krzyża (Jan 19, 25) póki nie wyzionął ducha.

Z prawd wiary naszej jedna musiała w tej chwili ze szczególną siłą przeniknąć umysł Maryi, a był nią dogmat Odkupienia. Jak w chwili Zwiastowania cała Jej dusza skupiła się około tajemnicy Wcielenia, aby tymi słowami „niech mi się stanie wedle słowa Twego” dać na nią przyzwolenie i tym samym wziąć w niej czynny udział, tak teraz w czasie męki dusza Maryi skupia się około tajemnicy Odkupienia.

I tu także nie tylko wierzy Ona głęboko w tę tajemnicę, ale wierzy, że w dokonaniu się jej ma mieć swą cząstkę, wierzy, że Bóg żąda i teraz od Niej, podobnie jak w chwili Zwiastowania, dobrowolnego przyzwolenia, że jak w dokonaniu się Wcielenia tak i w dokonaniu się Odkupienia Ona jedna spośród całego stworzenia ma wziąć z pełną świadomością czynny udział.

Łatwo teraz przedstawić sobie do jakiego stopnia doskonałości dochodzi wiara Matki Bożej w czasie męki Jej Syna! Z jednej strony najsilniejszy sprzeciw wszystkich przyrodzonych władz i skłonności natury ludzkiej, zupełna niemożność zrozumienia przyrodzonym światłem rozumu jak może coś równie ohydnego mieć miejsce i straszny rozdzierający aż do dna ból serca macierzyńskiego. A ponad tym ten sam rozum oświecony błyszczącym gdzieś tam w głębi tej ciemni dogmatem Odkupienia nie przestaje powtarzać: niech mi się stanie wedle słowa Twego.

Nad całym tym buntem czynników przyrodzonych panuje całkowicie duch wiary. Pomimo ciemności, które zalegają Jej umysł i bólu, który przenika serce, Maryja wierzy, że na krzyżu odbywa się Odkupienie rodu ludzkiego; Ona w to wierzy i Ona tego chce, Ona chce w tym Odkupieniu współpracować Swym cierpieniem, bo wie, że Bóg się tego od Niej spodziewa, podobnie jak się spodziewał przyzwolenia na Wcielenie.

Z Jej wiary wypływa i Jej męstwo, które sprawia, że nie słania się, nie mdleje, ale, jak św. Jan daje nam do zrozumienia, przez cały czas trwania męki krzyżowej z niesłychaną mocą ducha stoi wedle krzyża.

NADZIEJA MARYI

W OKRESIE TAJEMNIC BOLESNYCH

Podobnie jak wiara tak i nadzieja Matki Bożej dochodzi w czasie męki Jej Syna do najwyższego stopnia napięcia i doskonałości. Była ona koniecznym następstwem tej wiary, która otwierała przed oczami Jej duszy niezgłębione przepaści miłosierdzia Bożego.

Idąc z daleka, zmieszana z tłumem za Chrystusem dźwigającym swój krzyż, a następnie stojąc tam na Golgocie podle tegoż krzyża, musiała sobie Matka Najświętsza przypominać te słowa swego Syna: albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki, kto wierzy weń nie zginął, ale miał żywot wieczny (Jan 3, 16).

W świetle wiary w tajemnice Odkupienia jasnym Jej było, że oto w tym momencie Bóg daje światu największy dowód swego miłosierdzia, z którego ród ludzki czerpać będzie zbawienie aż do końca wieków. Więcej nawet, zdawała sobie Ona niewątpliwie sprawę, że i wszystkie łaski, które od początku świata spłynęły na ludzi, tu mają swe źródło, że i Ona sama nie jest wyjęta z tego kręgu promieniowania męki Zbawiciela, że wszystkie łaski tak obficie zlane przez Boga w Jej duszę, a nade wszystko łaska Niepokalanego Poczęcia udzielone Jej zostały już naprzód „przez wzgląd na zasługi Chrystusa”, jak to miał w 19 wieków później orzec Pius IX.

Miałoby się ochotę powiedzieć, że Matka Boża w czasie męki Syna miała jakby doświadczalne poczucie mistyczne Odkupienia i dla siebie osobiście i dla całego rodu ludzkiego i to nadawało Jej nadziei tę moc i pewność niezrównaną. Widziała Ona niejako, że te wielkie rzeczy, które Bóg dla Niej uczynił i które, chroniąc Ją od grzechu pierworodnego, wyniosły Ją ponad całą ludzkość, i Jej też dane były przez wzgląd na ten dar bezcenny, który oto tu w tych bolesnych chwilach Syn Jej składał z siebie Ojcu Przedwiecznemu.

Toteż w rozdzierającym bólu duszy nie brakowało i nuty wdzięczności za te wielkie rzeczy, które męka krzyżowa już przed wiekami Jej zdobyła, a wdzięczność ta wzmagała jeszcze nadzieję i ufność w to miłosierdzie bez granic, którego Bóg dawał na Golgocie najwyższy wyraz.

Nadzieja Maryi nie ograniczała się jednak do swych własnych potrzeb, ale obejmowała całą ludzkość, za którą ta krwawa ofiara była składana. Nim jeszcze padły z wysokości krzyża te znamienne słowa, które w osobie św. Jana oddawały Jej nas wszystkich jako prawdziwe dzieci duchowe, Matka Najświętsza obejmowała wszystkie dzieci Boże nie tylko swą miłością ale i nadzieją, ufając we wszechmoc dobroci Bożej względem rodu ludzkiego.

Tym bardziej otrzymawszy z ust Syna to oficjalne poniekąd zatwierdzenie w roli Matki tych wszystkich, za których On umierał, jakże gorąco musiała Ona zapragnąć dla nas wszystkich tego szczęścia wiecznego, które aż takiej zapłaty wymagało! A pragnienie to oparte na ufności w miłosierdzie Boże i na przekonaniu, że Bóg sam pragnie o wiele bardziej od Niej, aby wszyscy ludzie byli zbawieni (I Tym. 2, 4) utrwaliło w Niej aż do końca Jej ziemskiej wędrówki tę cnotę nadziei, która ma nam przyświecać jako najwyższy wzór tej cnoty przez całe nasze życie.

Jak swą wiarą tak i swą nadzieją u stóp krzyża Matka Najświętsza wysłużyła wszystkim swym dzieciom duchowym szczególną pomoc Bożą do uzyskania i praktykowania tych cnót teologicznych, będących zaczątkiem i podstawą naszego życia nadprzyrodzonego. Nie darmo zwracamy się do Niej ze słowami: Nadziejo nasza witaj. Zaiste Jej nadzieja stała się naszą nadzieją, z Jej nadziei winniśmy wszyscy czerpać wzmocnienie naszej, i w chwilach, gdy zacznie się ona chwiać, nie gdzie indziej jak w Jej macierzyńskim Sercu winniśmy szukać ożywienia i utrwalenia naszej ufności w miłosierdzie Boże. Do Niej wołajmy wtedy słowami Psalmisty: Tyś nadzieja moja, Tyś dział mój, w ziemi żyjących (Ps. 141, 6).

MIŁOŚĆ MARYI

W OKRESIE TAJEMNIC BOLESNYCH

Największym dowodem miłości na tym świecie jest życie swoje ofiarować za tych, których się miłuje i którym pragnie się służyć. Sam Zbawiciel tak wyraźnie to powiedział Apostołom w Swym ostatnim przemówieniu w Wieczerniku (Jan 15, 13), a i Matce Swej musiał to nieraz przed tym mówić, przygotowując Ją w ten sposób na wielkie chwile Swej ofiarnej męki i śmierci.

Toteż gdy nadeszły, zastały Ją gotową i do tego, aby się zgodzić na tę bolesną ofiarę śmierci Syna i do tego też, aby z Nią połączyć i własną ofiarę miłości.

Wiedziała Ona dobrze, że nie jedną tylko śmiercią męczeńską można Bogu złożyć ofiarę życia i że od ogromnej większości ludzi Bóg żąda ofiary życia przez codzienne spełnianie Jego świętej woli. Słowa Jezusa, ustanawiające Ją Matką św. Jana, a z nim i nas wszystkich, dały Jej jasno zrozumieć, że od Niej właśnie takiej ofiary Bóg żąda, toteż nie zawahała się jej złożyć w łączności z ofiarą Syna, która powoli spełnia się na krzyżu. Był to najpiękniejszy akt miłości, jaki stworzenie złożyło Stwórcy, a jego łączność z miłością Zbawiciela, w chwili gdy spełniał Swą krwawą ofiarę na Golgocie, nadawała mu wartości, większej niż cała miłość wszystkich stworzeń tego świata razem wziętych.

I nic w tym dziwnego. Miłość Maryi wypływała z duszy dziewiczej, nie skalanej żadnym grzechem, wolnej od skazy pierworodnej i od grzechu miłości własnej, tak często hamującej najlepsze poruszenia naszej duszy. Nic w Niej nie było, co by Ją wstrzymywało w czymkolwiek od całkowitego oddania się Bogu, a oddanie to doszło do szczytu na Golgocie, porwane ofiarną miłością Zbawiciela. Zaiste żądanie Boże, abyśmy Go kochali „ze wszystkiej myśli swojej i ze wszystkiej siły swojej“ (Mat. 22, 37; Marek 12, 30), spełnione tu zostało w takiej pełni i w takiej doskonałości, jakiej drugiego przykładu dzieje ludzkie nie znają.

Miłość ta obejmowała jednym aktem i Boga i wszystkich ludzi, których ten Bóg tak ukochał, że Syna Swego Jednorodzonego wydał na śmierć dla ich zbawienia. Nigdy głęboki związek między miłością Boga i miłością bliźniego nie został tak jasno stwierdzony, jak na Golgocie, ale widocznym był on tylko dla Matki Najświętszej, która jedna pojmowała całą doniosłość ofiary krzyżowej. I z tej więc strony miłość Jej doszła do szczytu doskonałości, rozciągając się do wszystkich ludzi, wszystkich czasów, przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, i ofiarując Bogu Ojcu za nie serdeczny Swój ból macierzyński w łączności z męką Swego Syna na krzyżu. Tu mamy rację dlaczego Kościół pozwala nazywać Maryję Współodkupicielką rodu ludzkiego i Wszechpośredniczką wszystkich łask zbawienia. (PiusX., Benedykt XV).

Nie trzeba też myśleć, aby ta miłość Matki naszej Najświętszej w tych decydujących dla ludzkości chwilach była tylko jakąś miłością ogólnikową, obejmującą wszystkich ludzi razem, ale nie zatrzymująca się nad potrzebami poszczególnych jednostek. Przeciwnie, możemy być pewni, że z iście macierzyńską troskliwością myślała Ona najpierw o losie tych wszystkich, którzy brali udział w męce Zbawiciela, że wraz z Nim błagała litości dla Jego oprawców, „nie wiedzących co czynią“, że nie bez Jej udziału i dobry łotr i setnik uzyskali łaskę nawrócenia, że wreszcie Jej miłosna opieka uzyskała łaskę wytrwania u stóp krzyża i św. Janowi i św. Magdalenie wraz z innymi niewiastami.

Toteż gdy usłyszała zwrócone do Siebie słowa „oto Syn Twój“, zrozumiała bez trudu, że to idzie nie o jednego Jana, ale o wszystkich ludzi i że to wezwanie do objęcia roli Matki względem wszystkich ludzi jest ukoronowaniem przeczystej miłości Jej serca macierzyńskiego, umiejącej tak cudownie połączyć miłość Boga z miłością bliźniego.

c.d.n.

Źródło: Woroniecki J. (1939). Wiara, nadzieja i miłość w życiu Najświętszej Maryi Panny. Mariański Instytut Różańcowy.




Małe Oficjum Maryi – Jej siedem klejnotów (1)

JOSEPH GARDNER, O.P.

Maryja jest Matką Boga. Rozważając tę piękną myślą, święci prześcigali się nawzajem w komponowaniu hymnów niewysłowionych pochwał na cześć ich kochającej Matki. Ona, która jest niejako „spełnieniem marzeń Bożych”, jest Matką par excellence. To do Niej roztrzęsione oko umysłu nieuchronnie zwraca się, by zgłębić głęboką tajemnicę Wcielenia. Jak woła św. Augustyn: „Ona jest formą lub wyrazem Boga, czymś, jak Bóg postawiony w naszym zasięgu”. Dzięki Niej – ludzkiej istocie – promienie ujawniającego się światła zalewają słabe ludzkie umysły. Ona wspomaga te umysły, aby były zdolne do uchwycenia wzniosłości wydarzenia pojawienia się Boga-Człowieka w żłóbku.

Puer natus est nobis et filius datus est nobis: Dziecię się narodziło nam, Syn został nam dany. Kościół wielokrotnie z radością śpiewa tę antyfonę w Oficjum i we Mszy na Boże Narodzenie. Brak jednak pochodnych słów odpowiadających powyższym: Mater datus est nobis (‘Matka została nam dana’) Chociaż jednak nie jest to wyrażone w tych samych słowach, uczucie to przejawia się w wielu innych formach. Czcząc Syna, Kościół zawsze przyznawał Matce niezrównanie honorowe miejsce. Mistyczna Oblubienica Chrystusa wie bardzo dobrze, że wywyższone piękno Maryi pochodzi z bliskości Źródła wszelkiej doskonałości. „Jako że”, jak powiada św. Bernard, „nie było na ziemi nic bardziej Jego godnego niż Jej dziewicze łono”, Syn Dziewicy pragnie, aby Jej chwała była wyśpiewywana razem z Jego własną. Od wieków jedno szczególne nabożeństwo w liturgii Kościoła wyraża w najwyższym stopniu tę szczególną cześć oddawaną Matce Bożej. Tym nabożeństwem jest Małe Oficjum o Najświętszej Maryi Pannie.

Boskie Oficjum w liturgii Kościoła 

Msza jest ukoronowaniem kultu chrześcijańskiego. Liturgia sama w sobie obejmuje te formy kultu, które Kościół Chrystusowy przyjmuje jako oficjalną modlitwę. Według słów Dom Festigiere’a, liturgia jest „metodą autentycznie ustanowioną przez Kościół, aby dusze upodobnić do Jezusa” [1]. Wokół Mszy, korony liturgii, skupiają się różne inne formy kultu jako oprawa klejnotów. Wśród wszystkich innych modlitw liturgicznych szczególne miejsce zajmuje Boskie Oficjum. Skomponowane jako dzieło Boga, słowa psalmów, antyfon i wersetów Boskiego Oficjum zawsze przyćmiewały inne klejnoty kultu. W tej kwestii święty papież Pius X, cytując św. Augustyna, napisał: „Aby człowiek mógł we właściwy sposób wychwalać Boga, sam Bóg skomponował dla siebie hymny pochwalne. Jako że Bóg raczył głosić swoją chwałę, człowiek znalazł sposobność, aby głosić chwałę Bogu” [2]. 

W czwartym rozdziale Apokalipsy, w charakterystycznym dla siebie wysublimowanym wyrażeniu, św. Jan pisze o uroczystych hymnach pochwalnych, które są składane przed Tronem Wszechmocnego. Boskie Oficjum jest jedynie zjednoczeniem człowieka na ziemi z tym niebiańskim chórem. Pismo Święte i święci Ojcowie wciąż na nowo dostarczają licznych dowodów na uporządkowanie modlitw według określonych godzin. Psalmista pisze: „siedem razy dziennie Cię wychwalałem”, co objawia się szczególnie w godzinach modlitw wczesnych wspólnot chrześcijańskich. Z pieśni porannych i wieczornych pierwszych chrześcijan wzięło początek obecne horarium Oficjum Kościoła. W Konstytucjach Apostolskich pochodzących z drugiego lub trzeciego wieku często przypisywanych św. Klemensowi Rzymskiemu, czytamy: „Módlcie się rano o trzeciej godzinie (tercja), szóstej (seksta) i dziewiątej (nona), wieczorem i przy pianiu koguta”.

Pierwotnie łacińskie officium oznaczało „obowiązek”. Przede wszystkim odnosiło się do czegoś, co było zrobione z posłuszeństwa. Wszelka modlitwa liturgiczna, na której czele stoi Boskie Oficjum, powinna być miejscem codziennego ofiarowania Boskiej Ofiary Kalwarii, która sama w sobie była Bożym aktem posłuszeństwa. Świadczą o tym słowa Apostoła Narodów: „Sam się uniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej” [3]. 

Gdyby tylko rozważyć swoją rolę w tym Boskim dramacie, teraz już nie jako jednostki, ale jako głosu Oblubieńca Chrystusa, Kościoła, z jaką gorliwością staralibyśmy się naśladować wielbicieli Apokalipsy św. Jana. Natura ludzka słabnie pod wpływem rozproszeń i trudności. Degustując wzniosłości, często szuka błota. Jednak człowiek, jako członek Mistycznego Ciała Chrystusa, posiada niezrównane pocieszenie. Dopóki celowo nie odsuwa się od swojej Głowy, kadzidło pochwał wznosi się do nieba. Chrystus modli się w człowieku. Takie odczucia wymownie wyraża ojciec Clerissac: „Jeśli oddasz się całym sercem modlitwie liturgicznej, nie może ona nie zawładnąć tobą – ciałem i duszą. Zabarwi twoje myśli różnymi odcieniami nadprzyrodzonego światła, nasyci twoją wolę i serce siłą i miłością, a nawet poruszy twoje zmysły i całą twoją istotę” [4].

Układ i historia Małego Oficjum

Oficjum Najświętszej Maryi Panny to jeszcze jeden klejnot, który skupia się wokół korony liturgii – Mszy św. W związku z tym siedem godzin składających się na Oficjum jest jak siedem klejnotów Maryi. Określenie „małe” jest dołączony do tytułu jako znak, że ten szczególny kult jest uzupełnieniem wielkiego Oficjum. Od najwcześniejszych stuleci Kościół przestrzegał indywidualnych godzin Oficjum z odpowiadającymi im godzinami Małego Oficjum. Podobnie jak sama Najświętsza Maryja Panna zawsze odzwierciedlała piękno swego Boskiego Syna, tak samo Małe Oficjum odzwierciedla wielkość Boskiego Oficjum. Rzeczywiście, wszystko, co dotyczy Boskiego Oficjum, można w sposób proporcjonalny zastosować do Oficjum Maryi.

Jeśli chodzi o układ Małego Oficjum, nie można przedstawić rozstrzygających dowodów na jedno konkretne autorstwo. Przypisuje się je często św. Janowi Damasceńskiemu (VIII w.). Chociaż takiego twierdzenia nie można udowodnić, jest pewne, że ten oddany syn Maryi recytował to Oficjum. W tym samym stuleciu również benedyktyni ze słynnego klasztoru na Monte Cassino zostali zobowiązani do odmawiania tego samego Oficjum. Powyższe przykłady świadczą o tym, że Małe Oficjum stosunkowo wcześnie stało się częścią liturgii chrześcijańskiej. Dobrze potwierdzony jest fakt, że honorowym miejscem Maryi w kolebce chrześcijaństwa był Wschód. Nie jest wykluczone, że mnisi wschodni byli jednymi z pierwszych, którzy praktykowali to nabożeństwo. W XI wieku cały Kościół za pomocą tej modlitwy wyśpiewywał pochwały niebiańskiej Królowej. Święty Piotr Damiani prowadził w tamtym wieku prym w gorliwym pielęgnowaniu Małego Oficjum. Około dwudziestu lat po jego śmierci czytamy, że papież Urban II zobowiązał duchowieństwo do odmawiania Oficjum Maryi. Jednocześnie Święty Papież gorąco polecał to nabożeństwo świeckim.

Aż do czasów papieża dominikanina św. Piusa V w drugiej połowie XVI wieku obowiązek odmawiania Małego Oficjum obowiązywał wszystkich duchownych. Nie należy jednak przypuszczać, że byli oni jedynymi wielbicielami tego nabożeństwa. Świeccy także je wysoko cenili. Już w 1496 r. w raporcie napisanym przez sekretarza ambasady weneckiej, prezentującym życie w Anglii, czytamy: „Wszyscy oni codziennie słuchają Mszy św. i odmawiają wiele publicznych różańców … A ktokolwiek potrafi czytać, nosi ze sobą Oficjum Najświętszej Maryi Panny i odmawia je w Kościele z którymś z towarzyszów cichym głosem, wiersz po wierszu, na sposób zakonny” [5]. Często uczono się go na pamięć i często służyło ono jako elementarz do nauki czytania dla dzieci średniowiecza. […]

W czasach, gdy Anglia była nazywana Ziemią Maryi, uczonych z Eton i Oksfordu upominano, aby codziennie recytowali godziny Matki Bożej. Nawet gdy Maryja straciła ten tytułu na angielskiej ziemi, wierni świeccy potajemnie odmawiali Jej Oficjum, czego dowodów dostarczają biografowie tamtego okresu, powołując się na licznie zachowane rejestry karne.

Małe Oficjum jest uniwersalne. „Z biegiem czasu i w różnych miejscach powstawały różne jego formy. Oficjum Rytu Rzymskiego zostało ustalone przez Brewiarz św. Piusa V w 1568 r. Jednak obok tego Brewiarza mogły istnieć i inne, pod warunkiem, że były używane od dwóch stuleci: na przykład Brewiarz św. Piotra w Rzymie, św. Ambrożego w Mediolanie, benedyktynów, norbertanów, cystersów, karmelitanek, dominikanów, brygitek… Niektóre z nich zachowały prostsze formy Oficjum Matki Bożej” [6].

cdn.

  1. La Liturgie Catholique, Maredsous, 1913, s. 119.
  2. Divino Afflatu.
  3. Flp 2, 8.
  4. Humbert Clerissac, OP, The Spirit of Saint Dominic. London: Burns, Oates & Washbourne, s. 67.
  5. Małe Oficjum Najświętszej Maryi Panny. Westminster, Md .: The Newman Press, przedruk 1948, s. 6.
  6. Mary Ryan, MA, Our Lady’s Hou.rs. Cork: The Mercier Press, 1946, s. 17.



Maryja i Przenajświętszy Sakrament

We wszystkim Maryja jest naszym wzorem, ucząc nas, jak mamy stawać się czcicielami w duchu i prawdzie.

O. Meschler tak opisuje pierwsze spotkanie Maryi z narodzonym Bogiem, który przyjął Jej – i tylko Jej – święte ciało:

“Maryja spędziła noc na modlitwie, Duch Św. zaś nadał Jej modlitwom tak potężny wzlot i tak pociągającą siłę nad sercem Boga, Jej Syna, że Ten spoczął nagle, jakby cud jaki, na skraju Jej szaty, czysty, jak świeżo spadły śnieg, piękny, jak anioł Boży, jednorodzony Syn Boga, a Jej Dziecię; spoglądał na Nią z majestatem Boga żywego, z głębią nieskończonej mądrości, z dostojną powagą Sędziego świata, z cichym smutkiem Odkupiciela, ze słodyczą i miłym wyrazem dziecięcia, z uśmiechem syna, który jest równocześnie Stworzycielem i Bogiem swej Matki. Spogląda na Nią, i płacze, i swe rączęta błagalnie ku Niej wyciąga, jakby prosił, by Ona Go przyjęła — On Bóg, opuszczony na tym świecie.

Maryja nań patrzy, pochyla Mu się do nóg, okrywa Go hołdem swego uwielbienia i miłości, wesela i współczucia i po raz pierwszy z nieskończonym zachwytem korzysta z prawa służby macierzyńskiej Zbawicielowi. Nie może się dość napatrzeć na piękność Jego oblicza, a wpatrując się weń, zostaje przekształcona w zupełnie nową czystość, świętość i podobieństwo z Nim.”

Ten sam żywy Bóg, w ciele i krwi Maryi, swojej Matki, jest obecny w Przenajświętszym Sakramencie.

Z Podręcznika do publicznej adoracji Przenajświętszego Sakramentu (1913):

“Synu, Jam Bóg twój i wszystko twoje. Ja, co mam stolicę na niebiesiech, zarazem zostaję u ciebie na ziemi w świątyni Mojej; ilekroć zechcesz, znajdziesz we Mnie życie i będziesz czerpał zbawienie od Pana twego. O synu! nie uczyniłem tego dla żadnego narodu.

Jeżelibyś mieszkał w dalekich krajach niewiernych i powiedziano by ci, że jest pewien naród, u którego raczy przemieszkiwać prawdziwy Bóg i że wszelki człowiek o każdej godzinie ma swobodny przystęp do Niego i może twarzą w twarz, z Nim rozmawiać, bez wątpienia zawołałbyś: o szczęśliwy i błogosławiony to naród, który ma takiego Pana Boga!

W uniesieniu ducha twego mówiłbyś zapewne: pójdę do takiego narodu i na własne oczy oglądam ten cud tak wielki. O jak miłe przybytki tego Boga! pożąda i ustaje dusza moja do przybytków Jego; wstanę i pójdę do Niego. Wyjdź, duszo moja z krainy twojej i od rodzeństwa twego; pójdź, a oglądajmy to słowo, które się stało; pójdź, ofiarujmy Mu złoto, mirrę i kadzidło.

Synu, oto stoję u drzwi twoich. Aby się stać uczestnikiem takiego szczęścia nie trzeba ci przebywać gór, ani przepływać morza, ani wychodzić ze swej krainy, ani też opuszczać rodzeństwa twego.

Zawsze ci wolny przystęp: żadnej nie masz straży, zawsze i o każdej godzinie wszystko gotowe dla ciebie; oczy Moje zwrócone i uszy nadstawione, serce nareszcie Moje otwarte. Przyjdź, pozwalam, przyjdź; pragnę cię widzieć, bo to rozkosz Moja być z tobą. Przyjdź, synu, bo oczekiwaniem oczekuję na cię, abym cię oglądał i wysłuchał prośby twoje; przyjdź do Pana twego, i oddaj Mu śluby twoje.

Przyjdź do źródła wytryskującego wodę na żywot wieczny, a bez żadnej zapłaty otrzymasz wino i mleko.

Przyjdź do Tego, co rozmnaża chleby na puszczy, a tłustością napełni się dusza twoja. Przyjdź nareszcie, synu, a napełnię cię dobrami; wyleję na łono twoje dobrą, nadobfitą i natłoczoną miarę łask Moich.”

O Panie! o Boże! jeżeli wolno tak powiedzieć, nad wyraz rozrzutny! o ja nieszczęśliwy, jeżelibym po tylu płomieniach miłości Twojej stygnął i nie chciał do Ciebie przystąpić! Któż kiedy słyszał? pozwalasz wstąpić do pałacu Twego mnie, com niegodzien, abyś wszedł pod dach mój, owszem nie tylko pozwalasz, ale wzywasz i zmuszasz.

O Panie! z największą gorącością ducha wypełnię wolę Twoją; pójdę, oglądam miejsce, gdzieś położon Ty, Król mój i Bóg mój!

O Panie! jakże mogę nie usłuchać wezwania Twojego i nie pójść do Ciebie, kiedy wspomnę z jaką to skwapliwością zbiegali się do Ciebie ludzie, w czasie Twojego ziemskiego życia. Kiedy pomyślę jak to śpieszyli do Ciebie ze wszystkich miasteczek Galilei. Judei i Jerozolimy.

Kiedy nareszcie czytam, że tak wielkie tłumy ludu koło Ciebie się cisnęły, iż trzeba było zdejmować z domów dachy, aby człowieka paraliżem rażonego postawić przed Tobą.

Tak, tak o Panie mój! co wieczór będę przychodził z Marią Magdaleną oglądać grób Twój (św. cyborium) gdzie Ty, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, z pokorą i miłością przebywasz.

Upadłszy na ziemię, będę Tobie cześć oddawał: wyznawał przed Tobą nieprawości moje i wysławiał święte imię Twoje; będę uwielbiał Cię i zanosił błagania i spodziewam się, że będę wysłuchanym; będę nareszcie kołatał, a na pewno otworzysz mi. O Boże mój! na tym pastwisku będziesz mną kierował, a na niczym mi nie zbędzie.

Tam się nauczę ścieżek sprawiedliwości Twojej; tam się oświecę, aby się nie lękać ziemskiego nieszczęścia; tam to nareszcie rózga Twoja i kij Twój staną się dla mnie pociechą.

Tam to otrzymam męstwo przeciwko wszystkim, co mnie dręczą i prześladują; tam to nareszcie otoczy mnie miłosierdzie Twoje i będzie mi towarzyszyło po wszystkie dni żywota mego, dopóki nie zamieszkam na wieki w niebieskim twoim domu.

Nie potrzebuję dowodzić, że Pan Jezus w Najśw. Sakramencie na cześć i uwielbienie zasługuje; bo któż nie przyzna, że niewolnicy winni czcić swojego Pana, uczniowie swojego Mistrza, podwładni swojego Króla, stworzenia swojego Stwórcę. Są jeszcze inne pobudki, które nas do tej czci skłaniają, a do tych należy naprzód upokorzenie się Pana Jezusa z miłości ku nam.

Nie ma tajemnicy, w której by się Pan Jezus tak głęboko uniżył, jak w Najśw. Sakramencie. W innych tajemnicach objawia obok poniżenia się Bóstwo swoje, — nawet na krzyżu widzimy Jego promienie, tak że ci sami, którzy Go ukrzyżowali, musieli wyznać: „Prawdziwie człowiek ten był Synem Bożym” (Mar 15,39); lecz w tej tajemnicy ukrywa nie tylko Bóstwo ale i człowieczeństwo swoje. Im głębsze zaś jest uniżenie się Pana Jezusa, tym większą winna być cześć nasza, bo dla nas właśnie Pan się uniżył.

Jednak na tym nie dosyć. Oprócz upokorzeń, którym Pan dobrowolnie się poddał, znosi jeszcze upokorzenia od ludzi, wręcz przeciwne pragnieniom Jego Boskiego Serca. Słowa Proroka: „Nasycon będzie urągania” (Jerem, III, 30), teraz dopiero spełniają się w całej prawdzie, bo ileż to zniewag poniósł: dotąd i ponosi Pan Jezus w Najśw. Tajemnicy.

Rzuć okiem na czasy ubiegłe, a zobaczysz domy Boże zbezczeszczone lub powalone w gruzy, przybytki wyłamane, ołtarze wywrócone, naczynia święte splugawione; zobaczysz o zgrozo! Ciało Pańskie świętokradzko zdeptane, rzucone w błoto, palone w ogniu, kłute nożami; zobaczysz kapłanów katolickich kryjących się w tajnych podziemiach, innych jęczących w więzieniach, innych mordowanych; przy ołtarzu, innych wleczonych na rusztowanie. Może te zbrodnie nie są tak częste: ale za to są inne i częste i wielkie, a tymi są Komunie świętokradzkie. Czyż bowiem może być większa zniewaga dla Pana nad tę, iż On Święty Świętych musi wchodzić do serca plugawego, w którym już szatan zajął mieszkanie. Powiadają Ojcowie święci, iż z całej męki nic nie było tak bolesne dla Zbawiciela ja ko Komunia pierwszego świętokradzcy Judasza. A jednak takich świętokradztw ileż się ustawicznie popełnia.

Lecz może za to wierni katolicy wynagradzają Panu obelgi doznane? Jedni wynagradzają, lecz inni wyrządzają nowe zniewagi, tym dotkliwsze, że pochodzą od przyjaciół. Zamiast czci i miłości odbiera od wielu lekceważenie i oziębłość; słusznie zatem może powtórzyć skargę Dawida: „Gdyby mi był złorzeczył nieprzyjaciel mój, łatwiej bym wytrwał” (Ps. 54), ale ty chrześcijaninie, przyjacielu i powierniku mój, któryś wspólnie ze mną słodkie pożywał pokarmy— ty o mnie zapominasz?! ty mną gardzisz?! to jest boleść nad boleściami.

Chcesz poznać, jak ludzie odwdzięczają się Panu Jezusowi, zajrzyj do ich wnętrza wtenczas, gdy stoją przed Jego ołtarzem; cóż tam zobaczysz? Oto myśli próżne, błąkające się, zajęte wszystkim tylko nie Bogiem, uczucia niskie, samolubne, ziemskie, często brudne, próżną ciekawość, chęć podobania się i zwrócenia na się oczu, troski o dom i gospodarstwo, czcze marzenia i plany; — słowem wszystko, prócz miłości Pana Jezusa. Lecz po cóż zaglądać do wnętrza, — wszakże nieraz widzisz w koś ciele ludzi stojących bez myśli, bez czucia, ziewających ze znudzenia, wodzących błędnie oczyma lub co gorsza prowadzących rozmowy i żarty; widzisz, jak wielu dzisiejszych mężczyzn z klasy wyższej wchodzi do kościoła jakby do teatru, bez najmniejszej oznaki czci, — jak wiele dzisiejszych kobiet małej wiary ledwie raczy głowę schylić podczas Podniesienia, — jak wielu dzisiejszych katolików nawet nie wie, w którym ołtarzu Najśw. Sakrament spoczywa.

Wszystkie te zniewagi, jakie P. Jezus w Najśw. Tajemnicy ustawicznie ponosi, winny dusze miłujące podwojoną czcią i miłością wynagradzać. Zapewne i ty do nich należysz, a więc poznaj sposoby uczczenia. Jeżeli chcesz należycie uczcić Przenajśw. Sakrament staraj się wyrządzane mu zniewagi wynagradzać przeciwnymi aktami.

Stąd gdy niewierni urągają, ty tym silniej wierz, a tę wiarę wyznawaj publicznie. Mianowicie nie wahaj się klękać w kościele, iść za procesją lub towarzyszyć Najśw. Sakramentowi niesionemu do chorego. Jeżeli zaś na ulicy spotkasz, kapłana z Wiatykiem św., oddaj Panu pokłon głęboki, nie zważając na szydzących. Wszakże dawniej książęta i cesarze mieli się za szczęśliwych, gdy mogli towarzyszyć Panu Jezusowi. Teodozjusz np., Książe Briancon, ilekroć usłyszał głos dzwonka, zwiastujący, że kapłan idzie z św. Wiatykiem, choćby to było o północy zrywał się ze snu i wychodził spiesznie z lampą lub pochodnią, aby ze czcią odprowadzić Najśw. Sakrament aż do do mu chorego. Cesarz Rudolf, spotkawszy raz kapłana staruszka idącego pieszo z Najśw. Sakramentem, wsadził go na konia, a sam służył za przewodnika. Podobne rysy czytamy o cesarzu Ferdynandzie II, Karolu II, królu hiszpańskim, Sebastianie, portugalskim i innych. A dziś, o mój Boże, lada chudy pachołek zadziera głowę i wielkim się mieni wobec Pana zastępów!

Gdy bezbożni bluźnią, ty tym głośniej czcij, nawet innych do tej czci zachęcaj, w tym celu odprawiaj Mszę św. albo jej słuchaj za wynagrodzenie zniewag, jakie Pan w tej Tajemnicy ponosi,— często padaj na kolana, nie tylko w kościele ale i w domu, mówiąc: Niech będzie pochwalony Przenajśw. Sakrament itd. ,— wpisz się do bractwa, mającego za cel ustawiczną adorację — bywaj na nabożeństwach, gdzie Najśw. Sakrament jest wystawiony, obchodź uroczyście całą Oktawę Bożego Ciała, a każdy czwartek poświęć czci Najśw. Tajemnicy.

Gdzie Judasze obrażają Pana świętokradztwem, ty Go przyjmij do serca czystego, przyjmuj często, przyjmuj z należytym przygotowaniem się i dziękczynieniem, a gdy nie możesz przyjąć sakramentalnie, przyjmij przynajmniej duchownie. Gdy źli znieważają kościoły nieskromnością, ty się w nich zachowuj z czcią i pokorą; niech rozkoszą twoją będzie bawić w przybytkach Pańskich i przyczyniać się do ich ozdoby. Stąd nie szczędź grosza na ich podźwignięcie lub upiększenie, a gdy nie możesz dać wiele, daj przynajmniej lampę, lub świecę, lub kwiatek, lub obrus, lub inną ozdobę — wszakże na to zdobyć się możesz. Św. Wacław, książę czeski, własną ręką uprawiał pszenicę i wino przeznaczone do Mszy świętej; święte królowe za wielki zaszczyt sobie poczytywały, gdy mogły ofiarować ornat lub inny przyrząd do kościoła.

Gdy oziębli i leniwi zapominają o Najśw. Sakramencie, ty o Nim myśl jak najczęściej, a zawsze z sercem wzruszonym, — chętnie o Nim czytaj, rozmawiaj i słuchaj, — gorąco za Nim tęsknij, pragnąc być jakby lampą płonącą przed ołtarzem. Jeżeli możesz staraj się wysłuchać codziennie Mszy świętej i nawiedzić Najśw. Sakrament; jeżeli nie możesz, zwracaj się przynajmniej w tę stronę gdzie Pan Jezus spoczywa, aby Mu przesyłać gorące westchnienia. Ojciec Baltazar Alvarez radzi przebiec duchem świat cały i zwiedzać wszystkie kościoły, w których przechowuje się Najśw. Sakrament, aby wszędzie oddawać cześć Panu często niestety opuszczonemu i zapomnianemu. Inny mistrz duchowny (o. Faber) radzi wpatrywać się często z uczuciem żywej wiary w Przenajśw. Sakrament, mianowicie gdy jest wystawiony na ołtarzu, bo ten rodzaj czci jest miły Panu i duszy korzystny. Święta Gertruda otrzymała zapewnienie od Pana Jezusa, że ilekroć ktoś spogląda pełen zapału i pobożności wejrzeniem na Hostię Najświętszą, tyle razy wysługuje sobie nowy stopień, w przyszłym zaś widzeniu Boga obdarowany zostanie wyłącznym i odpowiednim weselem duchownym, stosownym do ilości pobożnych i gorących wejrzeń na Przenajświętsze Ciało naszego Pana, albo stosownie do tego, ile razy czynić to pragnął, lecz uczynić nie mógł.

Na koniec czcij kapłanów jako żywe monstrancje Najśw. Sakramentu i miej nabożeństwo do tych świętych, którzy się szczególną czcią i miłością tej Tajemnicy odznaczali, a do których należał św. Tomasz z Akwinu, św. Paschalis, św. Filip Nereusz, św. Wacław, św. Teresa, św. Julianna.

„NIECH BĘDZIE POCHWALONY PRZENAJŚWIĘTSZY SAKRAMENT PRAWDZIWE CIAŁO I KREW” – Najświętszej Maryi Panny; Jej i tylko Jej.

Źródło: Wstęp: o. Maurycy Meschler (Najświętsza Maryja Panna, Wyd. Matris), treść: Podręcznik do publicznej adoracji Przenajświętszego Sakramentu, Sejny, 1913.




Nowenna na uroczystość Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny

24 stycznia – 1 lutego

Wezwanie Ducha Świętego (na każdy dzień nowenny)

R. Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca Twoich wiernych i zapal w nich ogień Twojej miłości.

V. Ześlij Ducha Twego, a powstanie życie.

R. I odnowisz oblicze ziemi.

Módlmy się: Boże, któryś pouczył serca wiernych światłem Ducha Świętego, daj nam w tymże Duchu poznać co jest dobre i Jego pociechą zawsze się weselić. Przez Chrystusa, Pana naszego. R. Amen.

Dzień 1: O najczystsze Zwierciadło wszelkiej cnoty, Maryjo święta. Chociaż jesteś najczystsza pomiędzy pannami, chciałaś wszakże według prawa, po czterdziestu dniach od porodzenia, stawić się w kościele, by być oczyszczona. Spraw, prosimy, abyśmy za Twoim przykładem, strzegąc czystości naszych serc od wszelkiej winy, zasłużyli być przedstawieni w Kościele chwały. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 2: O Panno najposłuszniejsza, Ty przyszedłszy do Kościoła, chciałaś ofiarować zwykłą ofiarę, na podobieństwo wszystkich innych niewiast. Daj nam, prosimy, abyśmy, idąc za Twoim przykładem, umieli zawsze się ofiarować Bogu, wypełniając wszystkie cnoty. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 3: Panno najczystsza, Ty zachowując przepisy prawa, nie dbałaś o to, że Cię ludzie będą postrzegać jako „nieczystą”. Błagamy, uproś nam łaskę zachowania serc naszych w ciągłej niewinności, chociaż w oczach świata zdawalibyśmy się winni. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 4: Panno najświętsza, Ty ofiarując Boskiego Syna Twego Ojca Przedwiecznego, spodobałaś się całemu Niebu. Prosimy, ofiaruj Bogu nasze biedne serca, aby je swoją łaską zachował na zawsze od grzechu śmiertelnego. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 5: O Panno najpokorniejsza, składając Jezusa w ręce świętego starca Symeona, napełniłaś jego ducha niebieską słodkością. Złóż, prosimy, serce nasze w ręce Boga, by je napełnił Świętym Duchem swoim. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 6: O Panno najwierniejsza, wykupując według prawa swego Syna, Jezusa, przyczyniłaś się do Odkupienia świata. Wykup, prosimy, nasze nędzne serce z niewoli grzechu, by wobec Boga było zawsze czyste. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 7: O Panno najłaskawsza, usłyszawszy od Symeona przepowiednię Twoich boleści, poddałaś się chętnie Bożemu zrządzeniu. Spraw, prosimy, abyśmy i my także zawsze ochotnie poddani Bożym zrządzeniom, cierpliwie znosili wszelkie utrapienia. Zdrowaś Maryjo…

Dzień 8: O Panno najlitościwsza, Ty przez swego Boskiego Syna, napełniając Annę Prorokinię niebieską światłością, sprawiłaś, że wychwalała miłosierdzie Boże, wyznając Jezusa, Odkupiciela świata. Prosimy, napełnij ducha naszego łaską niebieską, byśmy mogli zażywać obficie owoców Boskiego Odkupienia. Zdrowaś Maryjo…     

Dzień 9: Panno najuleglejsza, Ty przewidując bolesną Mękę swego Syna, uczułaś, jak miecz boleści przenikał Twą duszę, a widząc zasmucenie Twego Oblubieńca, Józefa, na widok Twojej boleści, pocieszałaś Go świętymi słowami. Przejmij, prosimy, nasze dusze prawdziwym bólem za grzechy, abyśmy mogli cieszyć się uczestnictwem w Twej chwale w Niebie. Zdrowaś Maryjo…

(Każdego dnia po czytaniu)

Litania loretańska

V. Odpowiedź wziął Symeon od Ducha Świętego.

R. Że nie miał oglądać śmierci, zanim najpierw nie zobaczył Chrystusa Pańskiego.

Módlmy się. Wszechmogący, wieczny Boże, pokornie błagamy Twój majestat, abyśmy, jako Jednorodzonego Syna Twego w istocie ciała naszego w Kościele stawiono, tak i my za sprawą Twoją, z duszami oczyszczonymi przed Tobą stawić się mogli. Amen

Ilustracja: Oczyszczenie NMP, autor anonimowy, XVI-XVII w. (domena publiczna)




Dzieciństwo Maryi

Rene Marie de La Broise S.J.

Dzieciństwo Maryi jest istotnie wzorem, nawet dla dusz najbardziej posuniętych na drodze cnoty.

Mędrzec Pański mówi, że dojrzałość umysłu większą ma wartość niż sędziwa starość, a życie nieskalane więcej warte niż długowieczność. Taką była od pierwszych lat dojrzałość Maryi. Nigdy żadna wina uczynkowa, stwierdza to Kościół, nawet najdrobniejsza skaza powszednia nie uczyniła Ją mniej miłą w oczach Boga. To bezwzględne wyjęcie spod wszelkiej winy osobistej, jak i spod grzechu pierworodnego, było koniecznym ze względu na boskie macierzyństwo; a poczęcie bez zmazy było przygotowaniem do całego niepokalanego życia. Jednym ze skutków tego poczęcia w niewinności była absolutna harmonia wszystkich Jej władz, podporządkowanie namiętności i zmysłów pod panowanie rozumu.

Umysł Maryi bezustannie zajęty był Bogiem, wola zawsze w nim utwierdzona przez miłość silniejszą ponad wszelkie uroki rzeczy stworzonych.

Wreszcie była otoczona szczególniejszą pieczą zawsze czujnej Opatrzności Boga, który Jej użyczał ciągle przeobfitych łask swoich. Tyle pomocy zewnętrznej i wewnętrznej zapewniało Jej zupełne utwierdzenie w łasce, znacznie doskonalsze, niż to utwierdzenie częściowe, które Bóg dawał niektórym spośród wielkich świętych. Lecz ta szczęśliwa niemożliwość grzeszenia, a nawet odczuwania skłonności do złego, nie poddawała Jej żadnemu determinizmowi i nie była przeszkodą do zyskiwania zasług, bo nie usuwała żadnych warunków, koniecznych do tego.

Nie była Maryja wolna nawet od trosk i cierpień, nie znała tylko walki przeciw pokusom, płynącym z burzenia się namiętności. Ale odczuwała cały ten przykry i żmudny wysiłek, którego wymaga przyjęcie i znoszenie po Bożemu cierpień, umartwienie zmysłów, trudy pracy codziennej, a nade wszystko oczekiwanie tych cierpień duszy, które Jej Bóg przeznaczał. Co się tyczy wolności woli, posiadała ją taką jaką my; posiadała ją lepiej niż my, bo niebezpieczeństwo wyboru zła nie należy do istoty wolności, lecz przeciwnie jest jej niedoskonałością.

Wolność Jej była tym zupełniejszą, że żaden błąd, żadna nieświadomość, żaden niepokój zmysłów czy namiętności nie zaciemniał sadu Jej umysłu; jednym słowem była to wolność doskonała, która więcej niż nasza podobna do wolności Boga, wybierała w pełnym świetle i w pełnym opanowaniu siebie dobro, do którego dążyła. Choć Najśw. Panienka została uprzedzona tak nieporównanymi darami i łaskami, była jednak dzieckiem i pozostała nim tak długo, jak inni.

Lecz dzieciństwo Jej było, znacznie mniej niż u innych, jakimś zarysem tylko życia ludzkiego; było raczej tym dziecięctwem ewangelicznym, tak cenionym w królestwie niebieskim: stanem człowieka moralnie dojrzałego, który dobrowolnie zniża się i umniejsza, aby we wszystkim spełniać upodobanie Ojca niebieskiego.

Uległość, podrzędne we wszystkim stanowisko, ciągła zależność, tysiączne akty wyrzeczenia się, które inni spełniają, lub które im się czynić nakazuje, lecz wypełniają prawie bez zastanowienia, bez zasługi; to wszystko Maryja, będąc panią swej woli i swego sądu, przyjmowała i wykonywała całkowicie dobrowolnie.

Jeżeli tak radośnie i dobrowolnie przyjmowała »poniżenia«, to dlatego, iż była głęboko pokorna. Ta »bardzo prawdziwa znajomość siebie, która czyni człowieka nędznym we własnych oczach«, u nikogo nie osiągnęła tak wysokiego stopnia, jak u Niej. Ponieważ lepiej niż którykolwiek z wielkich ascetów, lepiej pod niektórymi względami, niż aniołowie w raju, którzy zapominając o sobie, śpiewają: »Święty, święty, święty« temu, który sam istnieje, widziała Ona, że nicość jest u podstaw każdego stworzenia; czuła niezmierzoną przepaść między sobą a Bogiem, a czując to, uniżała się przed najwyższym Majestatem Jego i składała Mu dzięki za niezliczone łaski, którymi Ją obsypał.

To Jej przyzwyczajenie, by patrzeć nieustannie na Boga i życie zatopione w Nim, tłumaczy nam Jej uczucia względem ludzi. Nie tylko Jej miłość gorąca, pełna delikatności, czujna, płynęła z Jej miłości ku Bogu; ale także z Jej pokory wobec Boga płynęła pokora w stosunku do ludzi. Tych, którzy podczas Jej młodych lat mieli władzę nad Nią, jak kapłani i pobożne niewiasty, uważała za przedstawicieli jedynego Pana i była uległa najmniejszym ich życzeniom, jako znakom woli nieba. Była pokorna nawet wobec towarzyszek.

Wywyższona przez Boga nad wszystkie dzieła Jego, sama nie czuła się wyższą nad żadne z otaczających Ją dzieci. Jakże mogłaby myśleć o wynoszeniu się ponad kogokolwiek, gdy tak głęboko uniżała się przed Bogiem? Kiedy ubogi czuje do głębi swoją nędzę i tylko o niej myśli, czyż zastanawia się nad tym, że jest może bogatszy niż wielu innych? Ponieważ Maryja posiadała większą niż inni świadomość swej nicości, była ze wszystkich najpokorniejsza; a ponieważ żywiej niż inni odczuwała wewnętrzną nędzę stworzenia, czuła się też jakby najmniejszą pośród wszystkich.

A im więcej lubiła rozważać własną niegodność, tym chętniej podziwiała u innych dary Boże; porównując zaś to, co w Niej było nicością, z tym co było łaską i cnotą u innych, uniżała się w duchu przed nimi. Zapewne, gdyby równocześnie widziała w sobie i w bliźnich to, co pochodziło od stworzenia i to, co od Boga, nie mogłaby po ogólnym osądzeniu uznać się za niższą; byłby to bowiem sąd fałszywy, a doskonałość Jej rozumu zabezpieczała Ją od wszelkiego błędu. Lecz mogła, rozpatrując sprawę tylko częściowo, porównywać nicość swej stworzonej natury z darami, które widziała w towarzyszkach — i nie wątpmy, że chętnie to czyniła. Ale czemu oglądać u siebie nicość a nie cnoty, u innych cnoty a nie nicość? W tym właśnie leży tajemnica, przemiły wdzięk, ukryta woń pokory. Stosownie do słów Pieśni Maryja była lilią, towarzyszki Jej cierniami – ale lilia miała ten niezrównany urok, że nie wynosiła się nad ciernie, że rozwijała się nieświadoma swej piękności.

(…)

Mogła więc kształcić się w Świątyni, mogła w pewnej mierze być pouczana. Prawdą jednak jest, że niezmiernie mało zawdzięczała swoim wychowawcom. Jej umysł był bowiem doskonały, a wiadomości zaczerpnięte z objawienia Bożego wspomagały Ją potężnie w zdobywaniu nowych wiadomości.

W takich warunkach uczyła się zapewne i pojmowała nie tylko z szybkością nie do uwierzenia, ale prześcigała tych, których zadaniem było Ją pouczać. Wszystko jednak wskazuje na to, że Najśw. Panienka ukrywała jak najstaranniej swoje nadzwyczajne postępy i starała się na zewnątrz okazywać, że postępuje jednakowym krokiem ze swoimi towarzyszkami. Postępowała głównie przez własne badanie, zastanawianie się i porównywanie rzeczy już Jej znanych, a wreszcie przez nieustanną pomoc światła Bożego. Mędrzec St. Testamentu powinien był niezmordowanie rozważać prawo i słowo Boże; takim też było zapewne ustawiczne zajęcie Maryi.

Wzrastała w poznawaniu Boga, Jego dzieł Opatrzności, Jego planów miłości względem dusz Izraela i rodzaju ludzkiego; wnikała w mądrość Jego przykazań, szczególnie najważniejszego z nich: przykazania miłości; wchodziła głębiej niż sam Dawid w uczucia pieśni świętych; śledziła w dziejach narodu żydowskiego i w prorokach wzmagające się przygotowania do królestwa Bożego.

(…)

Przepełnione tymi myślami serce Dziewicy, wynurzało się przed Stwórcą w pieśniach pochwalnych i żarliwych błaganiach. Modliła się za siebie; gdyż jest to powszechnym prawem, że choć Bóg uprzedza modlitwę naszą swoją łaską, chce jednak, byśmy przez modlitwę jednali sobie następne łaski i wzrost świętości. Ponieważ Bóg wezwał Maryję do najwyższej świętości, musiał użyczyć Jej daru modlitwy, jakiego nie posiadała żadna ludzka istota i znajdować upodobanie w tym, że dniem i nocą prosiła Go o wzrost w miłości Bożej. Modliła się za świat; błagając Boga, by przyspieszył godzinę jego odkupienia, a może w swej pokorze ofiarowywała się za niską służebnicę tej Dziewicy, która miała dać Mesjasza.

Kiedy Maryja zatapiała się tak w prośbach i wychwalaniu Boga, była nie tylko jednym z najświętszych i najmilszych Bogu członków rodziny ludzkiej, Ona już wyobrażała całą tę rodzinę. Jest to bowiem Jej rola równocześnie macierzyńska, królewska i kapłańska, aby nosić w samej sobie i symbolizować, przewyższając ją, całą wierzącą część ludzkości.

(…)

Porywy serca Maryi bardziej się podobały Bogu, niż całopalenia patriarchów i synów Aarona; przyspieszyły godzinę miłosierdzia i Nowego Przymierza. Arka Starego Przymierza nigdy nie spoczywała w Świątyni, wystawionej po powrocie z wygnania; a jednak dzisiaj, dzięki pokornemu dziecku, które się modliło na jej dziedzińcach, nowa Świątynia sławniejszą się stała, niż dawna.

Już symbol ustępował przed rzeczywistością: Świątynia posiadała arkę prawdziwą, w której lepiej niż za czasów Mojżesza i Salomona miał spocząć majestat Boga.

Źródło: Rene Marie de La Broise, Najświętsza Panna, Matris, 2021 [fragmenty, niektóre słowa uwspółcześniono].




Święta Rodzina: Rola ojca i matki w rodzinie

Ks. Franciszek Michał William

Duch Święty wybrał i przygotował Synowi Bożemu nie tylko matkę, ale także i rodzinę. Dlatego Słowo nie przybrało ludzkiej postaci w łonie wolnej jeszcze dziewicy, ani też niewiasty, która już poprzednio była matką rodziny, lecz właśnie w łonie Dziewicy poślubionej mężowi. A niczym chyba Bóg tak wyraźnie nie zaznaczył doniosłego znaczenia rodziny, w życiu społeczeństwa i narodu, jak tym właśnie faktem, że Jezus spędził trzydzieści lat swego życia na ziemi w otoczeniu ubogiej i skromnej rodziny rzemieślniczej. Przedmiotem niniejszego rozdziału będzie przedstawienie wpływu rodziny na kształtowanie się życia religijnego.

Mężczyzna zajmował przodujące stanowisko we wszystkim, co dotyczyło zewnętrznych przejawów kultu religijnego. Przyznać trzeba, że mężczyźni korzystając z przyznanych im praw, poczuwali się również i do wypływających stąd obowiązków. Religijne funkcje zwłaszcza trudniejsze, spełniali mężczyźni: byli oni obowiązani znać wszystkie przepisy Zakonu, odmawiać dwa razy dziennie wyznanie wiary i odbywać doroczne pielgrzymki do Jerozolimy. Prerogatywy mężczyzn uwidaczniają się najjaśniej tam, gdzie chodzi o publiczną służbę Bożą. Św. Paweł pisze w pierwszym liście do Koryntian: Niewiasty niech milczą w kościołach, albowiem nie pozwala się im mówić, ale mają być poddane, jak i Zakon mówi. A jeśli się czego chcą nauczyć, niechże w domu swych mężów pytają. W tych krótkich słowach określone jest zasadniczo stanowisko kobiety w synagodze. Urząd nauczycielski przypada wyłącznie mężczyznom, niewiasty przysłuchują się i w ten sposób zapoznają się zarówno z nauką, jak i z jej objaśnieniem.

Stanowisko mężczyzny w dziedzinie religijnej nadawało mu powagę i wpływ na wychowanie dzieci. Jakież głębokie wrażenie na podatną duszę młodego chłopca wywierał fakt, że ojciec dwa razy dziennie odmawiał głośno wyznanie wiary, pouczając jednocześnie syna, że odmawianie tej modlitwy jest wyłącznym przywilejem mężczyzny. Jakżeż pogłębiać musiała poczucie religijne świadomość, że ojciec corocznie wybiera się na święta do Jerozolimy, gdzie wraz z nim wszyscy mężowie izraelscy zbierają się, aby oddać hołd jedynemu Bogu.

Nie znaczyło to jednak bynajmniej, aby kobiety były wykluczone z życia religijnego i nie brały w nim w ogóle udziału. Przeciwnie, lud izraelski, wiedziony naturalnym zdrowym rozsądkiem, rozumiał doskonale, że kobiety nie tylko miłują wiarę przodków i jej praktyki na równi z mężami, ale że każdy pobożny mąż jest darem złożonym przez matkę narodowi. Toteż słowa: „Sława matce! Błogosławiona matka, która takiego wydała syna!” świadczą o głęboko zakorzenionym przekonaniu, że prawdziwie dzielny mąż musi być synem pobożnej matki.

Kobiety na równi z mężczyznami obowiązane były do odmawiania modlitw porannych i wieczornych, a także przed i po jedzeniu; uczęszczały one do synagogi, a niewiasty pobożne — jak o tym świadczy przykład Maryi — brały także udział w pielgrzymkach do świętego miasta. Pewne czynności o charakterze religijnym należały również do kobiety, a zaniedbanie ich mogło sprowadzić nieszczęście na cały dom. I tak obowiązkiem niewiasty było utrzymywanie i zapalanie lampki oliwnej w dni sobotnie. Najważniejszym jednak zadaniem kobiety było wychowanie dzieci, a zwłaszcza chłopców, aby skoro wyrosną na dojrzałych mężów, służyli gorliwie Bogu i prawdzie objawionej „Ten kto huśta kołyskę — mawiano — porusza świat cały”.

O wzajemnym stosunku Józefa i Maryi do siebie oraz o ich stosunku do Jezusa znajdujemy w Ewangelii bardzo skąpe wskazówki. Można je jednak podporządkować ogólnym poglądom na życie rodzinne u Izraelitów. Józef był głową rodziny, odpowiedzialnym panem domu, a wobec prawa występował jako ojciec Jezusa. Anioł dał mu wyraźne polecenie, dotyczące pierwszej czynności do której jako ojciec był obowiązany: Maryja „porodzi syna i nazwiesz imię jego Jezus!”. Słowa te zawierały wskazanie, że Dziecię ma zostać obrzezane, na mocy zaś tego obrządku przyjmował Józef i dalsze obowiązki ojcowskie. Dalsze polecenia Boże, zmierzające do ochrony Dzieciątka przed zagrażającym mu niebezpieczeństwem, były również skierowane do Józefa: Wstań a weźmij Dziecię, a uchodź do Egiptu! Wstań a weźmij Dziecię a idź do ziemi izraelskiej! Nie wracaj do Betlejemu, lecz do Nazaretu! Zewnętrzna kolejność była zachowana w porządku zwyczajnym; naprzód Józef, potem Maryja i Dziecię Jezus.

Wewnętrzna jednak kolejność była zupełnie inna: naprzód Dziecię Jezus, potem Maryja i Józef. Ten wewnętrzny, istotny porządek dwa razy tylko wśród nadzwyczajnych okoliczności ujawnił się na zewnątrz. Oto gdy starzec Symeon na progu świątyni jerozolimskiej wziął Dzieciątko na ręce i począł mówić o walkach, jakie w narodzie izraelskim powstaną około osoby Odkupiciela — wówczas pominął opiekuna Jezusowego, Józefa, a zwrócił się wprost do Matki: „A duszę twą własną przeniknie miecz”. Zauważył to niewątpliwie Józef, spostrzegła i Maryja, że Symeon nie powiedział Józefowi ani słowa. Świętość Józefa chyliła się pokornie przed świętością Maryi i uchroniła go od uczucia zazdrości czy obrazy. Milczenie Symeona miało znaczenie prorocze. Józef miał służyć dziełu Odkupienia właśnie życiem pokornym, poświęconym Dziecięciu i Matce, a miał umrzeć zanim Jezus jako Mesjasz wystąpi na widownię publiczną. 

I znów po raz drugi naruszona była ta zewnętrzna kolejność przy odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej. Nie Józef, który przecież był prawnym opiekunem Jezusa, lecz właśnie Matka Jego zwróciła się do Syna z pytaniem: „Synu, cóżeś nam tak uczynił?”. Możliwe, że Józef ją do tego upoważnił. Maryja jednak w następnym zaraz zdaniu wymienia Józefa na pierwszym miejscu, oddając mu tym samym należne jako ojcu rodziny pierwszeństwo: „Oto ojciec twój i ja żałośnie szukaliśmy cię”.

Przy tej samej sposobności także Jezus naruszył dotychczasowy zewnętrzny porządek: Józef — Maryja — Dziecię Jezus, a objawił ostateczny, właściwy stan rzeczy, odpowiadając matce: „Cóż jest, żeście mnie szukali? Nie wiedzieliście, że w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba abym był?”. Jednorodzony Syn Ojca, występuje na pierwsze miejsce z chwilą gdy Ojciec niebieski stawia bezpośrednie żądania.

Źródło: Franciszek Michał William, Życie Maryi, Matki Jezusa, przeł. Ida Kopecka. Warszawa 1939. Język uwspółcześniono, tytuł pochodzi od redakcji. [Imprimatur: Varsowiae, die 13 Aprilis 1939 anni, Dr. A. Fajęcki (Consilliarius Curiae, Canonicus Metropolitanus), Mgr Br. Pągowski (Notarius)].

Ilustracja: fragment obrazu Jacoba Jordaensa: Św. Rodzina i Jan Chrzciciel, 1620-25 [public domain via wikimedia commons].