1

Pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny i jego źródło cz. 2

o. Czesław Lacrampe OP

Będzie Ona tedy Matką Boga i Matką ludzi, czego, ma się rozumieć, zasłużyć sobie w ścisłym  znaczeniu — ex condigno — w żaden sposób nie mogła. W tym celu uzyska już naprzód, jako owoc per anticipationem swego przyszłego przeznaczenia uwolnienie od grzechu pierworodnego i wszelkiej pożądliwości, będącej jego następstwem, i to uzyska je od pierwszej chwili swego poczęcia tak, iż od początku swego istnienia będzie pełna łaski. W momencie, który Jej został przeznaczony, zjawi się na świecie, ozdobiona przez samego Boga wszelkimi darami natury i łaski, przygotowana i obficie wyposażona do Boskich swych zaślubin, mających nastąpić między Nią a Synem, którego ma się stać Matką, wreszcie między Nią a Duchem Św., którego tchnieniu będzie zawdzięczać obie te godności, i Oblubienicy i Matki (86).

Tak się przedstawia plan Boży czyli, innymi słowy, ordo intentionis. Zobaczmy teraz, jak się przedstawia jego urzeczywistnienie — czyli ordo executionis,— w jaki sposób Maryja wchodzi w posiadanie tych praw, które są związane z Jej pośrednictwem.

Rola Jej zaczyna się od tego, że pośredniczy między Bogiem a Mesjaszem. Jaki jest własny Jej udział czynny w tej pierwszej funkcji?

Zacznijmy od zwrócenia uwagi na to, że skoro Maryja została niejako uprzedzona przez łaskę tak, iż otrzymała swe istnienie wraz z tym wszystkim, co Ją czyniło miłą Bogu i zdolną ponad wszystkie stworzenia do czynów o wartości zasługi, wolno przeto powiedzieć, że w porządku chronologicznym Jej zasługi wyprzedziły zasługi Chrystusa.

Ma się rozumieć, że ściśle mówiąc, Maryja nie mogła w żaden sposób czy to de condigno czy de congruo zasłużyć sobie ani na przywilej Niepokalanego Poczęcia, ani na to pierwsze uświęcenie, które od pierwszej chwili istnienia dało Jej pełnię łask, ani na zaszczytną godność boskiego macierzyństwa i tego drugiego uświęcenia, jeszcze wyższego, które przepełniło Jej duszę i całą Jej istotę z chwilą, kiedy Słowo Boże stało się ciałem w Jej łonie i podniosło Ją poniekąd do poziomu Bożego, ani w ogóle tego wszystkiego, co zawiera w sobie Wcielenie Syna Bożego.

Wszystkiego tego Bóg dokonał podobnie, jak i zamierzył, całkowicie dobrowolnie i najzupełniej darmo, niczym do tego nie zniewolony.

Ale skoro raz na zawsze ustalimy ten całkiem darmowy charakter łask i prerogatyw Maryi, to musimy następnie uznać, że i Ona sama od pierwszej chwili, kiedy zaczęła używać swego rozumu i wolności (87) każdym ze swych czynów, nawet najmniejszym, ale popełnionym z największą doskonałością, wzmagała jeszcze swą świętość. Pod wpływem niezmierzonej miłości, która przepełniała Jej duszę, zasługa Jej rosła w każdym momencie, powiększając się bez przerwy, wzmagając się proporcjonalnie do wysiłku woli, przenikniętej miłością. W ten sposób z jednej strony otrzymywała coraz więcej łaski, aby móc zwiększać swe zasługi, a zwiększając te ostatnie, zdobywała sobie coraz większe prawo do wzrostu łaski. Jeśli przyjmiemy, jak chcą niektórzy teologowie, że „łaski Maryi od pierwszej chwili przewyższały łaski wszystkich aniołów i ludzi razem wziętych” (88), to wyniknie z tego, że do ostatniego tchnienia, które wydała na ziemi i które ten postęp łask zakończyło, powstała nie dająca się obliczyć i nawet pomyśleć suma łask i zasług.

Możemy tedy śmiało mówić o zasługach Maryi; mogła Ona, choćby tylko de congruo, zasługiwać na łaski, podobnie jak i o świętych patriarchach Starego Testamentu mówi się, że mocą swych świętych pożądań i wytrwałością w modłach przyśpieszyli chwilę przybycia Mesjasza (89). I o Niej też możemy powiedzieć, że wiernym współdziałaniem z łaskami, otrzymanymi i pomnożonymi tą wiernością, zasłużyła nie na wykonanie dekretu o Wcieleniu Słowa Bożego, ale na to, aby to Słowo Boże w Jej przeczystym łonie przybrało postać ludzką (90). W tym to sensie tradycja do Niej stosuje ten wiersz Ps. 44, 10: „Et concupiscet Rex decorem tlllim” (91), a Kościół wzywa Ją, jako królową nieba, aby się radowała, gdyż ten, którego zasłużyła nosić w swym łonie, zmartwychwstał — quem meruisti portare — surrexit.

Oto jednak zbliża się godzina, kiedy Bóg zażąda od Maryi uroczystego aktu, przez który otrzyma wszystkie prawa Pośredniczki. Ponieważ mają być zawarte zaślubiny duchowe między Synem Bożym a ludzkością, którą Maryja przedstawia, przeto koniecznym jest z Jej strony przyzwolenie, i w chwili, kiedy je da, nastąpi Wcielenie. Bóg chce poniekąd postępować z Nią, jak równy z równą; jak wina została dokonana dobrowolnym czynem, tak i odkupienie ma być przyjęte i dokonane w sposób dobrowolny (92). Chodzi o to, aby zbawienie świata zostało dokonane przy czynnym współudziale ludzkości z Bogiem, który, ma się rozumieć, i na całą inicjatywę tej wielkiej sprawy.

Scena Zwiastowania zawiera w sobie wszystkie rysy mesjanicznych zapowiedzi. zawartych w Objawieniu, zapomnianych przez ogół Żydów, ale przechowanych i ujętych w jedną świetlaną całość w pełnym mieści sercu Maryi. Anioł — podobnie jak szatan w pierwszej scenie w raju — proponuje Jej wielkie dzieło do dokonania i w imieniu Boga czeka na przyzwolenie, które by było owocem rozumnego zastanowienia i całkowicie dobrowolnym. Maryja jeden tylko warunek wysuwa, a mianowicie, że zachowa swe dziewictwo, wie bowiem, że zapowiedziany Emanuel ma się z dziewicy narodzić. Nie jest to więc z Jej strony ani niewiadomością, ani wahaniem się, ale raczej zapytaniem o znak, po którym by mogła poznać pochodzenie wezwania. Usłyszawszy odpowiedź Anioła, zawierającą ten znak i, objąwszy jednym rzutem oka przerażające w swej niezmierzonej wielkości dzieło, które od Jej przyzwolenia zależy, odpowiada z całą prostotą: „Oto ja służebnica Pana mego, niech mi się stanie wedle słowa twego”. W tej samej chwili w Jej dziewiczym łonie Słowo stało się ciałem!

W ten sposób Maryja weszła w posiadanie swej roli Pośredniczki i zjednoczyła się z boskim Odkupicielem, z którym nic już Jej nie rozdzieli. Od tej chwili o niczym już nie wie i niczego nie chce, jak tylko żyć dla Niego i dla dzieła, które dzięki Niej przyszedł dokonać na świecie. Podobnie jak On i wraz z Nim pragnie ona zasłużyć, aby móc, o ile to w Jej mocy leży, współdziałać w zbawieniu tych, do których On został posłany.

Jasnym jest, że zasługa łask, które Jej są osobiste i które wciąż powiększają wartość Jej czynów w oczach Bożych, jest zasługą w ścisłym  słowa tego znaczeniu czyli de condigno. Natomiast te zasługi, które przez doskonałość swej miłości i świętość swych uczynków zdobywa w łączności z myślą i wolą swego boskiego Syna dla zbawienia ludzi, te nie mogą mieć tak ścisłego charakteru i są zasługami de congruo. W samej rzeczy jeden tylko Chrystus, jako Głowa rodu ludzkiego i jedyne powszechne źródło zbawienia, a jednocześnie jedyny Pośrednik mógł na mocy ścisłego prawa — de condigno — zdobywać zasługi dla ludzkości (93).

Co za cudowna równorzędność! Podobnie jak Ewa nie mogła ani sama, ani głównie spowodować upadku całego swego potomstwa, a tylko współdziałała w grzechu w łączności z pierwszą głową rodu ludzkiego, tak samo i Maryja nie byłaby w stanie ani sama, ani jako główna przyczyna odkupić ludzkości, mogła jednak czynnie wziąć w tym odkupieniu udział w łączności z Tym, który był drugą powszechną Głową rodu ludzkości, i mocą Jego zasług. A jednak zasługi Jej nie są bynajmniej fikcją, ale czymś aż nadto rzeczywistym. Podobnie, jak zasługi Chrystusa i łącznie z nimi, zasługi Maryi dochodzą do szczytu doskonałości przez wielkoduszność, z jaką przyjmuje Ona ofiarę, i dzięki temu Jej pośrednictwo, podobnie jak pośrednictwo Jezusowe, ma w sobie moc zadośćuczynienia, wyzwolenia i naprawienia zburzonego porządku. Bo przecież ofiara Maryi, podobnie jak i Jezusa, zaczęta w chwili Wcielenia, nie ustanie ani na chwilę aż do Golgoty. Na znak tej przyszłej i ostatecznej ofiary, która ma zastąpić całopalne ofiary Starego Testamentu, tak nieskuteczne same przez się, składa Ona w ofierze ciało swego boskiego Syna już w czasie obrzędu obrzezania (94). Słowa starca Symeona i prorokini Anny wyrażają głośno to, co Maryja wie w głębi swej duszy, a mianowicie, że to małe dzieciątko jest ofiarą złożoną za grzechy, że jest ono tym Zbawicielem, położonym na znak, któremu się sprzeciwiać będą, że zostanie On zabity jako ofiara, że wreszcie ten sam miecz ofiarny przebije i Jej macierzyńskie serce (95). Oto pierwszy krok na drodze całopalnej ofiary.

A oto ostatni. Chrystus powoli wchodzi na Golgotę; sam wydał się dobrowolnie w ręce swych oprawców, poddał się bez oporu niesłychanym ich katuszom, ich pośmiewisku, pogardzie, bluźnierstwu, biczowaniu, plwocinom, cierniom, wreszcie gwoździom, krzyżowi i lancy: wszystko to przyjął dobrowolnie „quia ipse voluit”. Straszna to chwila nawet dla Jego natury ludzkiej, a jednak chwila radosna, gdyż to, co jest tak wstrętne niższym sferom Jego woli, dla wszystkich jej sfer duchowych, dla niezmierzonej Jego miłości Boga, jest od dawna przedmiotem gorącego oczekiwania, pożądania, to też i teraz zostaje przyjęte z radością.

Spójrzmy teraz na Maryję. W milczeniu, jak przystało na istotę, która w tej tragedii odgrywa drugorzędną rolę i która cała pogrążona jest w cierpieniu, bierze Ona jednak rzeczywisty udział w męce Syna i krok w krok idzie za Nim na Golgotę. W tej najważniejszej dla świata chwili Maryja odnawia całkiem dobrowolnie swe pierwsze przyzwolenie, dane w chwili Zwiastowania. Tekst ewangeliczny z powściągliwością, odpowiadającą powadze sceny, zaznacza tylko w kilku słowach pełną szlachetności, bohaterstwa i mocy ducha postawę Maryi: „I stała pod krzyżem Jezusa Matka Jego” (96). Nie zapominajmy, że jest ona niewiastą, że jest matką, że przywilej Niepokalanego Poczęcia nie wyzwolił Jej z prawa, które jako karę za grzech nałożyło cierpienie, a rola Współodkupicielki tym bardziej Ją temu prawu poddała — i spróbujmy zmierzyć otchłań niezgłębioną bólu, który zniosła w tych chwilach Matka Najświętsza. I bynajmniej nie należy sobie wyobrażać spazmów lub omdleń, które dowodzą zawsze niemocy słabej natury ludzkiej, niemocy fizycznej, a nieraz i duchowej, i które przerywają choć na chwilę ostrą świadomość bólu (97). Nic z tego u Maryi. Wyczerpana do ostateczności, odczuwająca swymi nerwami każdy ból Chrystusa, z przebitym sercem na widok straszliwej ofiary, ponoszonej przez Niego, nieskończenie smutna w duszy wobec tego morza złości, które widzi wśród ludzi i to nawet najlepszych, i wobec ich niewdzięczności względem Jej Syna i względem Boga, z miłości do którego On sam siebie składa w ofierze — Maryja u stóp krzyża stoi.

Jakże często tradycja, komentując te słowa, stawiała sobie pytanie: dlaczego? Oto, aby zjednoczyć swą dobrowolną ofiarę z ofiarą Boga Ojca, który nie przebacza własnemu Synowi, lecz wydaje Go na śmierć. I Maryja ofiarowuje Go na śmierć (98), gotowa sama dokonać tej ofiary, gdyby kaci zawiedli, podobnie jak Abraham gotów to był uczynić z Izaakiem (99).

Ale Maryja łączy swą ofiarę i z ofiarą Syna. Niewątpliwie Jej niezgłębiona czułość Matki dla Syna, ludzka z Jej strony, bo On jest ciałem z Jej ciała, ale boska ze względu na swój przedmiot, bo Syn Jej jest jednocześnie Jej Bogiem, umiłowanym ponad wszystko, czułość ta gotowa by Ją popchnąć do ofiarowania tysiąckroć swego własnego życia na miejscu Jezusa; lecz to nie jest możliwym, to też oddana całkowicie swej boleści, pragnie we wszystkim współczuć ze swym Synem i podzielić, o ile to tylko jest możliwe, wszystkie utrapienia boskiej Ofiary, wiszącej na krzyżu (100). Podobnie jak Chrystus na krzyżu, z którym jest tak ściśle złączona, i Ona jest jednocześnie ofiarnikiem i ofiarą i przez to może być nazwana „Współodkupicielką”.

Zaiste, trzeba było cudu miłości Bożej, aby ten ogrom męki i cierpienia nie przyprawił Jej o śmierć. „Pene commortua”, niemal współumarła z Chrystusem, mówi o Niej Benedykt XV (101). Ale cud ten nie był bez racji, dla celów odkupienia był on nawet konieczny. W samej rzeczy Maryja musiała przeżyć swą mękę, aby móc w najwyższym wyrzeczeniu złożyć ofiarę z tego, co Jej było najdroższe. Zgodziwszy się raz na bolesną ofiarę swego Syna za zbawienie wszystkich ludzi, musiała się Ona jeszcze zrzec na ich korzyść swych praw macierzyńskich, „materna in filium iura pro hominum salute abdicavit”, mówi w tej samej Encyklice Benedykt XV.

Oto, jak nam św. Jan tę scenę przedstawia: „Gdy tedy ujrzał Jezus Matkę i ucznia, którego miłował, stojącego, rzekł Matce swej: Niewiasto, oto syn Twój. Potem rzekł uczniowi: Oto Matka twoja. I od onej godziny wziął Ją uczeń pod swą pieczę” (102).

Są wprawdzie egzegeci, jak Knabenbauer (103) i Lagrange (104), którzy wahają się przed uznaniem głębszego sensu tych słów, jaki w nich już od III w. zwykło się dostrzegać. Sądzą oni, że sens literalny mówi nam tylko, iż „Jezus, jako miłujący Syn, czuły na opuszczenie, w którem się znajdzie Jego Matka, oddaje Ją pod opiekę tego, którego umiłował; wiedząc zaś, że Maryja więcej da uczniowi, niż on Jej, daje mu Ją równocześnie za Matkę; nie jest to bynajmniej ciężarem, jak to zwykle bywa, ale przywilejem”.

A jednak na tym to tekście już Orygenes w III wieku opiera myśl utożsamienia się naszego z Chrystusem i przyjęcia nas przez Maryję za synów adoptowanych. Staje się Ona od tej chwili Matką duchową wszystkich ludzi. „Nikt nie może, mieć, mówi on, należytego zrozumienia Ewangelii, pozostawionej Kościołowi przez św. Jana, jeśli nie przyjął Maryi za Matkę. Ponieważ należy być drugim Janem, koniecznym jest, aby być, jak Jan, nazwanym przez Jezusa Jezusem (tzn. Synem Maryi), ktokolwiek bowiem wedle prawdy sądzi o Maryi, wie, że nie miała Ona innego syna, tylko Jezusa. Skoro więc Jezus mówi Maryi; oto Twój syn, a nie: ten także jest Twoim synem, to tak, jakby Jej mówił: Oto Jezus, którego jesteś Matką; ktokolwiek bądź bowiem należy do liczby doskonałych, nie żyje już tylko własnym życiem, lecz żyje w nim Chrystus. Otóż, ponieważ Chrystus w nim żyje, przeto powiedziane jest o nim do Maryi; Oto Chrystus, Twój Syn” (105).

Choćby jednak interpretacja tego tekstu mogła być i inna, choćbyśmy, jak chcą jedni, widzieli w nim sens typiczny lub, jak twierdzą drudzy, tylko sens przenośny, faktem jest, iż
wprost niezliczony szereg ojców, doktorów, egzegetów i papieży (106) nie waha się twierdzić, że w owej chwili Jezus miał na myśli wszystkich ludzi. Było to więc niejako oficjalne ogłoszenie duchowego macierzyństwa Maryi, jakby ostatnia wola Zbawiciela, wedle słów św. Ambrożego (107), natchniona tą miłością, którą Chrystus, prawdziwy syn Boga jako Ojca i Maryi jako Matki, miał dla nas wszystkich, swych braci przybranych, i przekazana nam jako przez świadka i wykonawcę, godnego takiego zapisodawcy i takiego zapisu, przez najukochańszego ucznia Chrystusa — św. Jana.

Ponieważ zaś słowo Boże sprawia zawsze, i to w najskuteczniejszy sposób to, co wyraża, przeto w tej samej chwili cała ludzkość związana została z Maryją nowym węzłem macierzyństwa. W tej samej chwili, kiedy nowa Ewa w boleściach współmęki z nowym Adamem traciła swego jedynego Syna, umierającego na krzyżu w Jej oczach, rodziło się Jej nowe dziecko — odkupiony człowiek, odrodzony w łasce krwią nowego Adama przez śmierć fizyczną Jezusa. Bo przecież Chrystus został wydany na śmierć, aby nas zrodzić na życie (108).

Zresztą, cóż w tym słuszniejszego? Jezus znał przecież zamiary swego Ojca wobec Maryi. Wiedział On dobrze, że najpierw, jako pośredniczka między Ojcem a ludzkością, otrzymała udział we Wcieleniu, aby przez nie mogło być dokonane Odkupienie. Wiedział On również, jak doskonale odpowiedziała Ona w następstwie temu, czego Bóg od Niej oczekiwał, widział Ją dawniej, widział i w tej ostatniej chwili, zjednoczoną w głębi duszy z Jego misją Zbawiciela, znał to niezmierzone pragnienie Jej serca, aby wielkie dzieło Odkupienia zostało nareszcie dokonane — cóż przeto bardziej naturalnego, jak widzieć w tych słowach tak uroczystych, a jednocześnie ostatnich, z którymi się do Matki zwraca (109), nie tylko pragnienie zapewnienia jej opieki na te kilka lat, które miała jeszcze spędzić na ziemi, ale przede wszystkim wolę powierzenia Jej, jako najbardziej zainteresowanej w Jego dziele, roli pośrednictwa między Nim, Jej Synem przyrodzonym a ludźmi, Jej dziećmi przybranymi.

Tak przedstawia w samej rzeczy myśl chrześcijańska rolę Maryi, i nikt nie wyraził tego dobitniej, jak Leon XIII w swych dwóch Encyklikach „Octobris mense adveniente” (22 września 1891 r.) (110) i „Adjutricem populi” (5 września 1895) (111). „Ipsa est mater nostra, pisał przed nim jeszcze Pius VIII w wyżej przytoczonej Encyklice Praesentissimum, „cui nos tradidit Christus in cruce moriturus ut sicut ille  apud Patrem ita haec apud Filium interpellaret pro nobis”.

Ze wszystkiego, co było dotąd powiedziane, wynika tedy, że Maryja naprawdę jest pośredniczką, tzn. że stanowisko Jej jest między Bogiem a ludzkością i że na tym stanowisku bierze udział w dziele zbawienia, łącząc ze sobą dwa krańce, między którymi pośredniczy, dość różna i odrębna od nich obu, a jednak mająca i z jednym i z drugim coś wspólnego.

Że różni się od Boga, nie potrzebuje dowodzenia — i Ona bowiem jest tylko stworzeniem i to stworzeniem, na którym ciąży na mocy jego pochodzenia ludzkiego dług zaciągnięty przez grzech pierworodny. Ale różni się i to znacznie i od człowieka, albowiem zachowana została od winy grzechu pierworodnego, otrzymała od pierwszej chwili istnienia pełnię darów nadprzyrodzonych i osiągnęła niedoścignioną przez ludzi świętość życia. Niezmierna wartość Jej zasług, a przede wszystkim najwznioślejsza z Jej prerogatyw, łaska macierzyństwa Boskiego, stawiają Ją wysoko ponad całym rodem ludzkim.

Niższa, jako stworzenie, od Boga, ale wyższa na mocy swych przywilejów od ogółu ludzi, Maryja jest tak postawiona, że może doskonale służyć za łącznik między tymi dwoma krańcami, a to dlatego, że z każdym z nich ma coś wspólnego.

W samej rzeczy jest Ona bardzo bliska Bogu, z którym, jako Matka Boga, jest jakby w najściślejszym stosunku pokrewieństwa (112); ozdobiona wszystkimi łaskami, które Ją czynią niezrównanie miłą w oczach Bożych, ma Ona nie tylko przywileje, ale istotne prawa względem swego Boskiego Syna, a przez Niego i wobec Trójcy Przenajświętszej.

Ale jakże bliska jest i względem nas! Wszak jest z natury swej naszą siostrą, ulepioną z tej samej gliny, pochodzącą z tej samej rasy, poddaną wszystkim naszym biedom, z wyjątkiem grzechu i niedoskonałości, które zeń wypływają. Jest Ona następnie w porządku łaski naszą Matką, przez swe przyzwolenie bowiem na poczęcie Chrystusa i na Jego śmierć na krzyżu, dała nam samo źródło łaski i nie przestaje odtąd przelewać na nas zdroje życia nadprzyrodzonego w wykonaniu swych obowiązków Matki wszystkich ludzi.

Maryja ma tedy wszelkie dane zarówno w stosunku do Boga, jak i do nas, aby być między Nim a nami łącznikiem. Stąd wypływa, że w łączności z Chrystusem, (aczkolwiek, ma się rozumieć, poniżej Niego) ma Ona udział 1) w zadośćuczynieniu, które ukaja sprawiedliwość Bożą; 2) w wyzwoleniu, które uwalnia człowieka z niewoli grzechu, od kar wiecznych, na które zasłużył i z rąk szatana, prowadzącego go na potępienie; 3) w nawiązaniu nowych stosunków między Bogiem i ludźmi, stosunków, znajdujących swój wyraz w Kościele wojującym, cierpiącym i tryumfującym, którego głową i królem jest Chrystus, ale którego Maryja jest obok Chrystusa królową, biorącą udział w rządach Syna, „królową regentką”, „princeps ministra”, wedle słów Piusa X.

Zaiste i pośrednictwo Maryi ma też, choć poniżej pośrednictwa Chrystusowego, cechy powszechności i doskonałości, co właśnie zawarte jest w nazwie wszechpośrednictwa.

Źródło: Lacrampe, C. OP, Wszechpośrednictwo N. Maryi Panny, Lublin – Uniwersytet 1929 [język uwspółcześniono].

Przypisy:

86. Garriguet, L. La Vierg-e Marie. Paris, 1916, str. 56—61. Janssen l. De Deo-homine, tom V. P. II, membr. II, cap. I, cl, qu. 35, str. 474 ss. Campana. Marie dans le dogme catholique. Trąd. Viei. T. I. Moatligeon, 1912, str. 130 ss.

87. Wielu Świętych i Doktorów Kościoła nie waha się przyznać Maryi użytku rozumu od chwili, kiedy dusza jej złączyła się z ciałem w łonie Sw. Anny. Sw. Franciszek Salezy: Sermon pour la Presentation de la Ste Vierge. Patrz: Hugon. La Merę de grace. Paris, 1926, str. 31 ss.

88. Hugon, tamże, str. 17 ss. Billot. De verbo incarnato. Thesis 42, 41, str. 405.

89. Gonet. Cłypeus t. V disp. 7 art. 4. Ed. Vives, str. 531. Cajetanus in III qu. 2 art. 12.

90. „B. V. dicitur meruisse portare Dominum omnium, non quia meruit ipsum incarnari, sed quia meruit ex gratia sibi data illum puritatis et sanctitatis gradum ut congrue posset esse mater Dei”. III, qu. 2, art. 11, ad 3. „B. V. non meruit Incarnationem, sed supposita Incarnatione, meruit
quod per eam fieret, non quidem merito condigni, sed merito congrui in quantum decebat quod Mater Dei esset purissima et perfectissima”. III Sent. dist. IV, qu. 3, art. l, ad 5.

91. „Nullum dicendi finem facerem, si describere haec vellem quaecunque ad manum habeo testimonia S. S. Patrum affirmantium pulchritudine sua effecisse, ut Deus veluti attractus in eam descenderet carnem assumpturus”. Ballerini, Sylloge monumentorum ad mysterium Conceptionis Immaculatate Virginis Deiparae illustrandum. T. II, str. 153. Romae 1854.

92. „Aptum humanae restaurationis principium, ut angelus a Deo mitteretur ad virginem, quia prima perditionis humanae fuit causa, cum serpens a diaboio mittebatur ad mulierem spiritu superbiae decipiendam”.
III qu. XXX. art. l, 2, 4.

93. Oto, jak Pius X streszcza tradycyjną myśl na tym punkcie: „In humanae salutis opus de congruo promeret Maria nobis, quae Christus de condigno”. Enc. „Ad diem :lium” (1904).

94. Żyd 10,5.

95. Łuk. 2,22 ss.

96. Jan, 19, 25.

97. Hugon l. c„ str. 111—113; Terrien, !. c., I. ;I, c. l str. 200.

98. Rzym. 8,32. ,,Nullo modo dubitari potest, quin virilis eius animus et ratio constantissima vellet etiam tradere Filium suum pro salute generis humani; ut Mater per omnia conformis esset Patri”. S. Bonaventura, Iii Sent Dist. 28, art. 11, qu. 2 ad u;t. Patrz także Leon Xiii. Enc. Jucnida (1884).

99. ,,Placandaeque Dei iustitiae, quantum ad se pertinebat Filium immolavit”. Benedictus XV. Encvkl. 1918. Patrz też Sw. Antonin. Sum. Theol. IV. Cap. >. I.

100. „Propriam animam si necesse (vel possibile) fuisset obtulisset passioni propria voluntate et eam in passione Filii crucifixit cum Filio; et sic duas animas obtulit, sicque effectum dilectionis duplicavit”. Bł. Albert Wielki: Mariale sive quaestiones super Evangelium „Missus est”. Resp. ad 99. XLV—XLIX. §. II. Patrz też Bover „La mediac^on uniyersal de!a San-
ctissima. Virgen en las obras de] B. Alberto Magno”. Gregcrianum V!I, str. 511-548.

101. Słowa te Benedykta XV streszczają piękny tekst Wilhelma Petyt (Short), kanonika Sw. Augustyna XIII wieku (f 1208). „Plane gladius acutissimus, dolor Dominicae passionis animam piae matris penetrans atque transverberans eam spiritualiter Filio commori fecit. Martyres alii fuere moriendo pro Christo. Haec commoriendo Christo martyr fuit et commartyr Christi. Illorum corporale, Matris spirituale et proinde praestantius fuit martyrium. Plus est esse commartyrem Christi, quam martyrem Christi; martyres suo, hoc est, hominum foris sanguiae, sed Maria Filii, hoc est, Dei sanguine intus rubebat”. In Cant. III, 10. Cytowane przez Terrien, l. c. III, str. 227 w odsyłaczu.

102. Jan 19, 26-27.

103. Comm. in Joannem, str. 546.

104. Evangiie selon Ś. Jean, str. 494. Paris. 1925.

105. In Johannem, praefatio. P. Gr. XiV. 31.

106. Girerd, T. Marie Merę des hommes ou Marie Merę de grace. Reyue de clerge francais. 1920 (maj), str. 162.

107. Comm. in Lucam c. 23. P. L. XV, 1S20. K’8. Rzym. 8, 17.

109. Campana. Marie dans le dogme catholique. Trąd. VieL, t. I, st. 347.

110. Patrz od słów „Ubi vero per mysterium crucis”…

111. Eximiae in caritatis Christi mysterium ex eo quoque iuculenter proditur, quod moriens Matrem ille suam ioanni suo disciplo matrem voluit relictam testamento memori: Ecce tilius Tuus. In Joanne autem, quod perpetuo sensit Ecciesia, designavit Christus personam humani generis.

112. Ad fines divinitatis propria operatione attigit, dum Deum concepit, peperit, genuit et lacte proprio pavit. Cajetan in II—II qu. 103 art. 4 ad. 2.




O poświęceniu rodzin Niepokalanemu Sercu Maryi

Siostry Karmelitanki Bose

W Fatimie, Matka Boża z bólem wspominała o rodzinach, że odeszły tak bardzo od tego, czym powinny być (a wiemy o tem aż nadto dobrze), że grzechy popełniane przez rodziny najwięcej bolą i ranią Serce Boże. Jeżeli więc pragniemy odrodzenia, od rodzin musi się ono rozpocząć. Dlatego one przede wszystkim powinny się ofiarować Niepokalanemu Sercu Maryi, by pod okiem i opieką Matki Najświętszej przerobić się i ukształtować swoje życie na
modłę nazaretańskiego.

Ognisko domowe, którego Królową, Panią i Matką będzie Maryja, nie poprzestanie na słowach tylko ofiarowania, ale w życiu zmieni się w krótkim czasie i wejdzie na tory prawdziwie chrześcijańskie i katolickie. Obecność Maryi nie zniesie żadnego śladu pogaństwa, ani w założeniu rodziny, ani w jej obyczajach. Wszyscy jej członkowie, począwszy od głowy czyli ojca, a skończywszy na dzieciach, muszą być świadomi konieczności zmiany życia, zachowania się i obcowania wzajemnego. W tych wszystkich wypadkach objawia się spoganienie nowoczesne w najwyższym stopniu.

Podstawą jego brak szacunku między ojcem a matką, a zwłaszcza między dziećmi a rodzicami. Nastąpił tutaj dziwny, wprost niepojęty, bo iście koleżeński
stosunek, że syn lub córka odzywają się po imieniu do ojca i matki. Jakże nie na miejscu taka poufałość, jak bardzo obniżająca godność i powagę  rodzicielską. Czyż w takich warunkach i wobec takiego ustosunkowania się może być mowa o jakimkolwiek wychowaniu? Nic więc dziwnego, że najczęściej porządek jest przewrócony i dzieci zabierają się do naprawy postępowania rodziców, a ci nie mają głosu w urabianiu charakteru u swoich własnych dzieci.

Inny porządek został ustanowiony przez Boga. Sam Syn Boży jest najwyższym i niedoścignionym wzorem jaki powinien być stosunek dzieci do rodziców. Rodziny nie będą chrześcijańskie i katolickie, w całym tego słowa znaczeniu, dopóki nie ułożą życia na modłę Nazaretu. Nie wystarczy samo odmówienie aktu, trzeba żyć duchem ofiarowania czyli nazaretańskim. Prośmy Matkę Najświętszą o opiekę specjalną i o zaprowadzenie porządku, jaki panował na łonie Przenajśw. Rodziny.

Zwracamy się do wszystkich rodzin, bez wyjątku, jak Polska długa i szeroka, z gorącym wezwaniem, by się poświęciły Niepokalanemu Sercu Maryi. Niech w tym wielkim dziele odrodzenia naszej Ojczyźnie nie zabraknie ani jednego ogniska domowego. Matka Najświętsza pragnie każdy dom polski zamienić na Nazaret i otoczyć go płaszczem Swojej opieki matczynej. Nie bądźmy głusi na wołanie Jej Serca Najświętszego, ale niech znajdzie u nas, w naszych duszach, oddźwięk zrozumienia.

Młodzież i dzieci, to cząstka szczególnie droga Najsłodszemu Sercu Maryi i przez Nią umiłowana. O ofiarowanie Jej tych serc niewinnych przede wszystkim się upomina. One są bardziej podatne na Jej matczyne wpływy, na przyjęcie odrodzenia, płynącego z Jej Niepokalanego Serca, od dusz, które dopiero przez pokutę mogą wejść na drogi czystości.

Maryja strzec będzie tych niewinnych serc, które się Jej oddadzą i pod płaszczem Jej czułej opieki, przejdą one bezpiecznie przez to życie ziemskie, wśród największych nawet nie bezpieczeństw. Dlatego młodzież i dzieci mają się poświęcić Niepokalanemu Sercu Maryi osobnymi aktami ofiarowania, za raz po odmówieniu ofiarowania przez rodziców. Jakże byłoby wskazanem, aby oprócz tego poświęciły się Najsłodszemu Sercu Maryi szkoły, internaty, sierocińce, a nawet przedszkola.

Z obawy przed chorobami zakaźnymi szczepi się największe maleństwa. Czyż nie byłoby wskazanym uczynić to samo, gdy chodzi o ich dusze? Niemowlęta, które nie umieją jeszcze mówić, niech się ofiarują ustami swoich matek. Maryi potrzeba czystych i niewinnych serc, by je zalewać Swoją czystością i w ten sposób uczynić z nich przybytki Przenajśw. Trójcy. Oby ich się jak najwięcej na naszej polskiej ziemi znałazło. W tym celu wyszukujmy i dostarczajmy Maryi serc niewinnych dziatek nadających się na mieszkanie dla Boga samego.

Matka Najświętsza, ukazując się pastuszkom w Fatimie powiedziała, że dopiero, gdy jej Niepokalane Serce zatriumfuje nastanie pokój trwały na świecie. Stąd możemy wnioskować, że kult Niepokalanego Serca Maryi to nie zwyczajne nabożeństwo, polegające na odmówieniu aktu ofiarowania oraz rozmaitych modlitw.

Dla ułatwienia podajemy porządek, jaki powinien być zachowany przy ofiarowaniu się rodzin. W dniu obranym na tę uroczystość wszyscy członkowie przystąpią do Komunii św. Obraz Niepokalanego Serca Maryi należy umieścić na pierwszym miejscu, najbardziej zaszczytnym w domu,
wśród kwiatów i światła. O ile możliwe jak najpiękniej przystroić. Jeżeli w rodzinie odbyła się już dawniej Intronizacja, obraz Najsłodszego Serca Maryi winien być umieszczony przy obrazie Najświętszego Serca Jezusowego, gdyż Maryja ma zaprowadzić dusze, które się Jej
Niepokalanemu Sercu poświęcają do tym pełniejszego oddania się Chrystusowi Królowi.

Najpierw kapłan, zaproszony na tę uroczystość, poświęca obraz w obecności całej zebranej rodziny. […]

Odmawia się wspólnie cząstkę Różańca i Litanię do Matki Najśw. Następnie rodzice odczytują niżej podany akt ofiarowania:

Do stóp Twoich, o Maryjo, Matko Ukochana, przychodzi dzisiaj cała nasza rodzina, aby poświęcić się nieodwołalnie Twojemu Niepokalanemu Sercu. Oddajemy Ci nasze dusze, serca i ciała. Uczyń z nich przybytki Trójcy Przenajświętszej, oczyść je z wszelkiego brudu, z wszelkiej zmysłowości, z wszelkiego grzechu, aby się mogły stać mieszkaniem Boga Samego, gdyż na to zostaliśmy stworzeni i ochrzczeni. Usuń z naszych dusz i serc wszystko, co się nie podoba Bogu, co razi Jego ojcowskie, pełne świętości oko. Naucz nas cnót nazaretańskich czyli wzajemnej miłości i poszanowania, oraz cichości, wiernego spełniania obowiązków stanu i poddawania się woli Bożej w krzyżach i przeciwnościach.

Przemień nasz dom w prawdziwy Nazaret, w którym Ty, o Maryjo, będziesz nam Panią, Mistrzynią i Matką Najlepszą. Z Twojego Serca Niepokalanego, z tej przystani najwyższej świętości, chcemy czerpać odrodzenie dla naszych dusz, czystość dla naszych serc oraz wszystkie cnoty, miłe Tobie i Jezusowi. Bądź nam, o Maryjo, Przewodniczką na drodze do nieba, prowadź nas do Serca Twojego Boskiego Syna, strzeż nas przed zarazą zepsucia dzisiejszego świata i przed zatrutym tchnieniem jego zmysłowości i pychy.

Pod płaszczem Twojej matczynej opieki pragniemy przebyć tę pielgrzymkę życiową, nie zbaczając z drogi przykazań boskich i kościelnych. Wierzymy, że Twoje Najsłodsze Serce będzie nam światłem w ciemnościach, siłą w przeciwnościach oraz jedyną po mocą i ratunkiem w dążeniu do nieba.

Obieramy Cię dzisiaj, o Matko Najświętsza, uroczyście, Panią naszej rodziny i naszego domu, oddalaj od nas wszelką nieczystość duszy i ciała i spraw, byśmy coraz bardziej żyli czystością Twojego Niepokalanego Serca. Amen.

Źródło: Siostry Karmelitanki Bose, Niepokalane Serce Maryi zbawi świat, Warszawa 2019. Całość tekstu do pobrania na stronie: matris.pl (ebook do pobrania)




Pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny i jego źródło cz. 1

o. Czesław Lacrampe OP

Wystarczy zajrzeć do źródeł tradycji kościelnej, do dzieł Ojców i Doktorów Kościoła, do traktatów teologicznych, do ksiąg liturgicznych, słowem do całej tak bogatej literatury kościelnej, aby się przekonać, że tytuł „pośredniczki”, lub inne mu podobne i z nim równoznaczne bardzo często bywały dawane Matce Zbawiciela. Znajdziemy je w pismach dydaktycznych i polemicznych, w kazaniach i katechezach, w pieśniach i modlitwach, słowem we wszystkich formach piśmiennych, w których się myśl chrześcijańska utrwaliła. Zależnie od autorów i ich zamiarów, od momentów dziejowych, od okazji, które dane pisma wywołały, znaczenia, nadawane tym terminom, mogą być nieco różne; nie przeciwstawiają się one jednak sobie bynajmniej, a raczej uzupełniają się nawzajem. Po dokładnym przeglądzie najważniejszych świadectw, które od IV wieku (49) ciągną się bez przerwy aż do naszych czasów można sprowadzić te znaczenia do następujących:

Maryja bywa nazwana pośredniczką między Bogiem a ludzkością i między Jezusem a ludźmi.

Służy Ona za pośredniczkę dla Boga, aby mógł stać się w Jezusie człowiekiem i przez Niego zejść aż do nas i zbawić nas.

Służy Ona za pośredniczkę człowiekowi, aby mógł się stać jako Jezus Bogiem i przez Niego wznieść się do Boga Ojca i znaleźć u Niego miłosierdzie, łaskę i chwałę.

Służy Ona za pośredniczkę i Jezusowi, iżby mógł przez swe człowieczeństwo stać się naszym bratem, i to bratem rodzonym przez swą naturę ludzką.

Służy wreszcie za pośredniczkę nam wszystkim, abyśmy mogli przez bóstwo Jezusa stać się braćmi Jego — braćmi adoptowanymi przez Jego łaskę. Nie sposób wymienić wszystkich wyrażeń, odnoszących się do roli N. Maryi Panny, które spotykamy u pisarzy kościelnych:

Oto cnoty Jej są źródłem zasługi, a boleść u stóp krzyża ma wartość ofiary; już w swym życiu ziemskim, a tym bardziej w chwale niebieskiej spełnia rolę wstawiennictwa; dobrowolnie
wyraża swą zgodę, aby być Matką Odkupiciela i wziąć udział w Jego dziele; adoptuje nas jako swe własne dzieci i od tej chwili karmi nasze dusze łaskami boskimi, których otrzymuje od swego Syna naczelne i powszechne szafarstwo na mocy swego podwójnego macierzyństwa — wszystko to sprawia, że prawnie należy się Jej tytuł Pośredniczki, który też Jej dają S. Tarazjusz Konstantynopolitański (IX w.) (50) Izydor bp Soluński (51) (XII w.), Eadmer (XII w.) (52) lub Pośredniczki zbawienia, jak chce Św. Bernard (XII w.) (53), lub Pośredniczki między Bogiem i ludźmi, jak się wyrażają Bazyli z Seleucji (V w.) (54) i Św. Wawrzyniec Justiniani (XV w.) (55) lub Pośredniczki przy Pośredniku — tzn. między Chrystusem a nami, tak jak sam Chrystus jest pośrednikiem między nami a Bogiem, wedle słów bł. Alberta Wielkiego (XIII w.) i (56) Św. Bonawentury (XIII w.) (57), lub wreszcie Matki żyjących, Matki miłosierdzia, Matki, przyczyny lub narzędzia zbawienia (58), Pośredniczki świata przed Pośrednikiem (59).

Historia tedy, która krok za krokiem śledzi świadectwa składane przez minione wieki, musi przyznać, że większość Ojców i pisarzy kościelnych jednogłośnie i bez różnicy zdań uznaje powszechne pośrednictwo N. Maryi Panny.

Ataki protestantów w XVI i jansenistów w XVII w., takie „Monita salutaria ad cultores suos indiscretos” Adama de Widenfeld (1673), skierowane przeciw czci Matki Zbawiciela, bynajmniej nie osłabiły tego doktrynalnego rozwoju, ale go tylko pogłębiły, wywołując siłą reakcji odpowiedzi. Nie zliczy już dziś traktatów, które od tego czasu powstają w obronie czci Matki Najświętszej i które zajmują się Jej przywilejami, Jej rolą i kultem, Jej należnym. Wszystkie one w koronie chwały Maryi to najmocniej podkreślają, że jest Ona Pośredniczką, Współodkupicielką, Orędowniczką rodu ludzkiego, że Ona przyczyniła się do pogodzenia nas z Bogiem, do naszego odrodzenia, że i teraz przyczynia się do naszego odrodzenia (60).

Łatwo tedy zrozumieć, że i sam Kościół w swym nauczaniu posługuje się tymi samymi nazwami, dając im zawsze to samo właściwe znaczenie pomimo rozmaitych terminów.

Na zakończenie naszego wykazu podajemy przeto słowa tych, którym z posłannictwa Bożego przypada obowiązek przechowywania w czystości i wyjaśniania całemu Kościołowi prawd, zawartych w skarbcu objawienia.

Benedykt XIV w swej bulli „Gloriosae Dominae” nazywa Maryję „tym boskim strumieniem, za pomocą którego podobało się Bogu wylać na naszą nędzę ludzką zdroje łask swych i darów” (61).

Pius VIII w bulli „Praesentissimum” przypomina, że Maryja jest naszą Matką, a to dlatego, iż Chrystus, umierając na krzyżu powierzył nas Jej na to, aby bez ustanku wstawiała się za nami do swego Syna, podobnie jak Jej Syn to czyni za nami do Ojca. Tę samą myśl znajdujemy i u Grzegorza XVI (62).

Pius IX w sławnej swej Bulli „Ineffabilis”, dającej dogmatyczne określenie Niepokalanego Poczęcia, sławi Maryję jako „przemożną pośredniczkę i orędowniczkę całego świata wobec swego jedynego Syna… została Ona bowiem ustanowiona przez Boga królową nieba i ziemi. Zaś w Encyklice „Ubi primum” posuwa się tak daleko, że mówi: „Taka jest wola tego, który chciał, abyśmy mieli wszystko przez Maryję” (63).

Leon XIII, którego Encykliki maryjne tworzą całkowity traktat teologii mariologicznej (64), niejeden raz nazywa Maryję „pośredniczką naszego pokoju wobec Boga” (Enc. Supremi Apostolatus), „rozdawczynią łask niebieskich” (Enc. Superiore anno), „tą, przez którą skarb wszelkich łask został nam dany” (Enc. Octobri mense), „tą, którą błagamy o pomoc, opierając niejako naszą modlitwę na Jej mocy pośredniczenia” (Enc. Jucunda semper), „tą, której moc już w Jej życiu śmiertelnym się okazała, ale która jest o wiele skuteczniejsza teraz z wyżyn nieba” (Enc. Adjutricem populi, — Fidentem piumque, — Ductrici temporis).

Pius X, święcąc w swej Encyklice „Ad diem illum laetissimum” pięćdziesięciolecie dogmatycznego orzeczenia Niepokalanego Poczęcia, przypomina, że „Maryja zasłużyła sobie, aby stać się odnowicielką upadłej ludzkości i rozdawczynią skarbów bożych, zdobytych za cenę krwi Jezusa Chrystusa”.

Wielka wojna, rozdzierająca ludzkość w tak straszny sposób, dała okazję Benedyktowi XV wezwać listem z 5 maja 1917 roku wszystkich wiernych, aby błagali Boga o pokój przez wstawiennictwo Maryi, „przez której ręce, na mocy pełnego miłości postanowienia Opatrzności, otrzymujemy wszystkie łaski”. A na prośbę Biskupów Belgii, przedstawioną przez Kardynała Mercier’a, S. Kongregacja Obrządków zezwoliła odnośnym ich diecezjom, a także i tym wszystkim, które by o to poprosiły, na osobne Officium i Mszę Św. „De festo B. Mariae Virginis Mediatricis omnium gratiarum”, naznaczając je na dzień 31 maja. Wiele diecezji całego świata pośpieszyło poprosić o łaskę wprowadzenia tego święta, i można się spodziewać, że niedługo będzie ono powszechnym świętem całego Kościoła katolickiego (65).

I dziś miłościwie nam panujący Papież Pius XI nie opuścił sposobności, aby potwierdzić swą wielką powagą w Encyklice, którą przytoczyliśmy na wstępie, uprawnienia N. Maryi Panny do tytułu „Pośredniczki”, tak często jej dawanego.

Wypadnie nam jednak postawić sobie teraz pytanie, czym jest uzasadnione przyznawanie Matce Najświętszej tej roli i tego tytułu? Odpowiedź na to pytanie znajduje się już właściwie
w tym szeregu świadectw, któreśmy przytoczyli i który zmuszeni byliśmy zresztą ograniczyć do najcharakterystyczniejszych odgłosów podania kościelnego. Chcąc jednak nieco zgłębić zajmujące nas zagadnienie, zobaczymy po kolei, że N. Maryja Panna otrzymała darmo prerogatywy, zawarte w tytule Pośredniczki od Boga, że jednak niemniej zyskała je sama, odpowiadając wiernie odwiecznym zamiarom Bożym.

Przeznaczenie Matki Najświętszej, aby być Pośredniczką, było ze strony Boga całkowicie dobrowolne i niczym  nie wywołane, słowem, jak się zwykło mówić w teologii, darmo jej udzielone. Wypadnie tu przypomnieć to, cośmy wyżej, w rozdziale I, powiedzieli, mianowicie, że wszelkie działanie Boże, wychodzące poza Niego „ad extra”, jest całkowicie wolne, że nie jest żadną koniecznością ani potrzebą, słowem niczymq wywołane, ani wymuszone. Skoro tedy nawet Wcielenie i Odkupienie są darem Boga darmo nam danym przez Jego wspaniałomyślność, skoro Bóg mógł był doskonale nic nie stwarzać, nie podnosić swych stworzeń rozumnych do porządku nadprzyrodzonego, a, gdy zeń same spadły w przepaść grzechu, nie ratować ich stamtąd, albo ratować innymi sposobami—to jasnym jest, że i Pośrednictwo Maryi nie mogło pod żadnym względem być koniecznością dla Boga. Jeśli tedy Bóg to Jej pośrednictwo przyjmuje, to dlatego tylko, że sam dobrowolnie je zamyślił i zdecydował, jako jeden ze składników tego wielkiego planu, którego Jezus Chrystus jest centrum, a którego celem jest ponowne nawiązanie między Bogiem a ludźmi stosunków przyjaźni, zerwanych przez grzech (66).

Jasnym jest, że skoro Bóg chciał, aby Jego Syn się wcielił, wypadało Mu dać Matkę Niepokalaną w swym poczęciu, niemożliwym jest bowiem, aby Matka Odkupiciela była zarażona grzechem; a jednak Ona pierwsza musiała być odkupiona już naprzód przez zasługi swego przyszłego Syna. Wypadało, aby była ona doskonałą i posiadała pełnię darów natury i łaski, która wynosiłaby Ją co do zasług i świętości ponad wszystkie stworzenia; wypadało wreszcie, aby była jak najściślej złączona z zadaniami pośrednictwa swego Syna na to, aby ludzkość i od Niej i przez Nią otrzymała swój udział w zadośćuczynieniu i usprawiedliwieniu.

Można tedy z całą ścisłością powiedzieć, że w aktualnym planie, powziętym przez Boga dla dokonania Odkupienia przez Wcielenie, pośrednictwo N. Maryi Panny było konieczne i dla
Boga i dla człowieka.

To też w swych odwiecznych planach uprzednio do wszelkich Jej zasług osobistych Bóg przeznacza Maryję do tej roli pośredniczenia i w pierwszej chwili po upadku zapowiada Ją pierwszym rodzicom; oto mówi On do diabła pod postacią węża: „Żeś to uczynił przeklętyś…. Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą i między nasieniem twym, a nasieniem Jej; Ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę Jej” (67).

Egzegeci zwykli nazywać ten tekst protoewangelią, tzn. pierwszą zapowiedzią Mesjasza-Wybawiciela (68). Choćby brakło innych po temu wskazówek, wystarczałoby to światło, które rzucają nań dwa inne teksty Pisma Św. (Mądrości 11, 24 i Jan 8, 44), w których stary wąż, identyfikowany z szatanem, jest uczyniony odpowiedzialnym za wejście na świat śmierci. Tego samego dowodzi i klasyczny tekst Św. Pawła w liście do Rzymian (69), w którym przeprowadzony jest paralelizm między Adamem i Chrystusem i z którego wypływa i drugi paralelizm między Ewą i Maryją. Jak bowiem w upadku Adam i Ewa, tak w naprawie zniszczonego dzieła Jezus i Maryja tworzą dwie nierozdzielne grupy, i już od czasów apostolskich najpoważniejsi świadkowie objawienia wciąż je sobie przeciwstawiają.

Oto, jak streszcza tradycyjną myśl na tym punkcie Kardynał Newman (70): „W starym testamencie Ewa miała stanowisko wyraźnie określone i to istotne. Wprawdzie losy rodu ludzkiego spoczywały na Adamie, on był naszym przedstawicielem i w nim to wszyscy upadliśmy. Gdyby sama Ewa była zgrzeszyła, a Adam wytrwał w dobrem, nie bylibyśmy stracili nadprzyrodzonych przywilejów, które mu były dane jako naszemu pierwszemu ojcu. Choć więc Ewa nie była głową rasy ludzkiej, miała jednak wobec niej zadanie jej tylko właściwe; Adam… nazwał ją matką wszystkich żyjących, a nazwa ta wyrażała nie tylko sam fakt, ale i godność; i jak była ona w stosunku z całym rodem ludzkim, tak samo otrzymała i specjalną rolę w próbie, jakiej został on poddany, i w jego upadku… Ewa współdziałała w grzechu nie jak narzędzie lub członek, bierny wykonawca rozkazów, ale w sposób poufny i osobisty; ona to doprowadziła do grzechu, jako jego pozytywna przyczyna sprawcza, jako przyczyna sine qua non. Otrzymała też swój udział w karze; wyrok wydany na nią uznaje w niej czynnik sprawczy pokusy i grzechu stąd wynikłego…W tym wiekopomnym dramacie trzy osoby wzięły udział; wąż, niewiasta i mężczyzna.

„Ale oto w chwili ogłaszania wyroku Bóg zapowiedział zdarzenie, w którym znowu mieli się spotkać wąż, niewiasta i mężczyzna; mężczyzna miał być drugim Adamem, niewiasta miała być drugą Ewą i ta druga Ewa miała być matką nowego Adama. «Położę nieprzyjaźń między tobą i niewiastą, między jej nasieniem i twoim». Potomstwo niewiasty to Wcielone Słowo, a niewiasta, której jest Ono potomstwem czy też synem, jest Maryja, Jego Matka. Oto, jakie miejsce Bóg wyznaczył N. Maryi Pannie w planie Odkupienia!” (71).

„Zdjęty litością — śpiewa liturgia — nad pierwszym naszym rodzicem, który, uwiedziony przez diabła, ukąsił zatrutego owocu i legł śmiercią tknięty, Bóg natychmiast naznaczył drzewo, aby wynagrodziło szkodę, którą wyrządziło. Porządek naszego zbawienia tego żądał, aby przemyślność (Boża) wywiodła w pole wielorakie podstępy diabelskie, i aby uzdrowienie przyszło z tego samego źródła, skąd powstała rana” (72).

Racją bytu Maryi jest tedy Jej Pośrednictwo. Oto, co tradycyjny wykład proroczych słów księgi Rodzaju nie przestaje nam głosić od II wieku (73).

Pierwsza niewiasta powstała z łona Adama, aby być jego towarzyszką nierozłączną i uczestniczką jego płodności; jako dziewica jeszcze czysta i nieskalana została ona uwiedziona i pokonana przez diabła aż do tego stopnia, że dopuściła się nieposłuszeństwa względem Boga. Przez nią wszedł na świat grzech i śmierć i dalej szerzyć się będzie w rodzie ludzkim; oto ta, która miała rodzić dzieci na życie wieczne, dzięki uległości i winie pierwszego mężczyzny, ponoszącego za to główną odpowiedzialność, rodzi je teraz na śmierć i na zgubę wieczną.

I druga Ewa dana będzie nowemu Adamowi jako nierozłączna towarzyszka i współuczestniczka w jego płodności nadprzyrodzonej, ale zrodzona będzie na życie łaski na mocy Jego przyszłych zasług, które Ją już naprzód uchronią od cienia zła i grzechu. Do Niej to posłany będzie Anioł, zwiastujący dobrą nowinę, i po wysłuchaniu jego słów, spełni ona akt posłuszeństwa rozkazowi Bożemu, przez który ostatecznie pogrąży szatana i, zjednoczona
na zawsze najściślejszymi więzami z nowym Adamem, przyniesie ludzkości pierwiastek nowego życia i zbawienia.

W słowach tych streszczamy naukę Św. Ignacego Antiocheńskiego (74), Św. Justyna (75), Św. Ireneusza (76), dla których, jak mówi sam Harnack „rola Maryi w naprawie zniszczonego dzieła nie należy bynajmniej do spekulacji teologicznej, ale do istoty religii” (77); następnie Tertuijana (78), Św. Hipolita (79), Św. Grzegorza Cudotwórcy (80), ucznia Orygynesa. Po soborze nicejskim podobnych świadectw mamy coraz więcej: Na Wschodzie można wskazać Św. Jana Chryzostoma, Św. Cyryla Jerozolimskiego, Św. Epifaniusza z Cypru, Św. Efrema Syryjczyka, Św. Jana Damasceńskiego. Na Zachodzie natomiast na Św. Hieronima, Św. Augustyna, których lapidarne słowa stały się klasycznym wyrazem zajmującej nas doktryny: „Mors per Evam, vita per Mariam” (81). „Quoniam per feminam mors nobis acciderat, vita nobis per feminam nasceretur” (82); następnie Św. Ambrożego (83), Św. Piotra Chrysolog-a i tego, który z największą może pobożnością i serdecznością o Matce Najświętszej mówił i pisał, — Św. Bernarda; oto jedno z najpiękniejszych jego powiedzeń:

„Dzieło zniszczone przez pierwszego człowieka, Bóg w swej mądrości i łaskawości jeszcze korzystniej naprawił, dając nam nowego Adama na miejsce starego i przetwarzając Ewę w Maryję… Ewa była dla nas zaiste okrutną pośredniczką, przez nią bowiem ów stary wąż zatruł samego nawet mężczyznę swym jadem. Jakże wierną w porównaniu z nią była Maryja, która miała przygotować niezawodne lekarstwo, dające zbawienie jednej i drugiej płci. Tamta była narzędziem uwiedzenia — ta przebłagania. Tamta namówiła do przestępstwa — ta przyniosła odkupienie” (84).

Św. Bernard, można powiedzieć, ujmuje w syntetyczną całość doktrynę o pośrednictwie N. Maryi Panny taką, jaką rozwinęły poprzedzające go pokolenia, i przekazuje ją średnim wiekom i naszym czasom. Od jego czasów nie sposób naliczyć świadectw, potwierdzających to ogólne przekonanie. Wszystkie one razem pozwalają nam stwierdzić, że Mądrość Boża i Jego Miłość dla świata wyznaczyła od wieków Maryi rolę Powszechnej Pośredniczki, i że dla wykonania tej misji otrzymała Ona wszystkie pozostałe swoje przywileje (85).

Źródło: Lacrampe, C. OP, Wszechpośrednictwo N. Maryi Panny, Lublin – Uniwersytet 1929 [język uwspółcześniono].

Przypisy:

49. Przytaczamy tu teksty, które zawierają termin „Pośredniczki” lub jemu równoznaczne. Teksty, które zajmują się wogóle rolą Marji w dziele odkupienia są znacznie starsze i sięgają czasów apostolskich.

50. Homilia in S. S. Deiparae Praesentationem. P. Gr. XCVIII, 1500.

51. Sermo in Dormitionem. B. V. Mariae. P. Gr. CXXXIX, 163.

52. Liber de excellentia Virginis Mariae. P. L. CXLIX, 574.

53. Epistoła 174. P. L. CCXXXII, 333.

54. Oratio 39 in Sanctae Deiparae Annuntiationem. P. Gr. LXXXV, 444.

55. Sermo in Annuntiatione B. V. M. Op. omnia, Antyerpiae, 1706, t. III, str. l.

56. De laudibus B. Mariae Virginis, 1.11 c. 5. Op. omnia. Ed. Vives, t. 36, str. 68. Także Mariale, qu. 29, § 2-5. O. omnia, t. 37, str. 61.

57. III. Sent. Dist. III, qu. l art. 3 qu. 2.

58. Terrien. Merę des hommes. Paris 1902, t. l, str. 532. Bittremieux.  De mediatione B. M. V. Brug-is, 1926. str. 112-126. Petau. De Incarnatione, LXIV, c. 9. Ed. Vives. Z tych trzech autorów czerpiemy przytoczone świadectwa, tak skrzętnie przez nich zebrane.

59. Z pośród wielu świadectw o pośrednictwie Marji nader cenne zarówno ze względu na swą wyrazistość, jak i na starożytność, są stówa Św. Efrema, wyjęte z jego czwartej modlitwy do N. Maryi Panny; „Domina mea Sanctissima Dei Genitrix et gratia plena, pelagus inexhaustus divinarum secretarumque largitionum ac munerum, bonorum omnium erogatio, omnium post Trinitatem Domina, post Paraditum alius consolator, et post Mediatorem Mediatrix totius mundi, vide meam fidem, meumque desiderium divinitus datum”… Op. omnia, Ed. Venetiis, t. III, str. 528.

60. Diet. Theol. Cath. „Marie Mediatrice”, vol. IX col. 2390-2405.

61. Gloriosae Dominae (1748). Op. omnia. Ed. Prati 1846, t. XVI, str. 428.

62. Legnani G. H. De theologica certitudine maternitatis B. M. Virginis quoad fideles. Venezia 1899, str. 19 ss.

63. „Si quid spei in nobis est; si quid gratiae, si quid salutis, ab ea noverimus redundare… quia sic est voluntas eius, qui totum nos habere voluit per Mariam. Pii IX Acta, t. I, str. 164.

64. Le Rohellec.  Marie dispensatrice des graces divines.  Paris, 1925, str. 71.

65. Tamże, str. 68.

66. Kardynał Lepicier formułuje to w następujących słowach: Praedestinatio B. Virginis in Matrem Dei pendet a praevisione peccati Adami, ut si homo non peccasset, ita praedestinata non fuisset in Matrem Dei”. De B. Virgine Maria. Paris, 1906, cz. I., rozdz. l, art. 2, str. 15. Ponieważ
boskie macierzyństwo Maryi jest podstawą wszystkich jej prerogatyw, przeto jasnym jest, że o pośrednictwie, które wszystkie te prerogatywy obejmuje można powiedzieć to samo, co i o macierzyństwie.

67. Rozdz. 3, 14-15.

68. Murillo L„ S. J. El Genesis. Romae 1914, str. 305-306.—Zschoppe, H., Historia Sacra N. Testament!. Ed. 7, Leipzig-, 1920, str. 37. — Bover J. Universalis B. Virginis Meditatio ex Proto-Evangelio demonstrata. Gregorianum, vol V, str. 574.

69. Rzym. 5, 12 i 6, 23; Col. l, 13 i 2, 14.

70. Du culte de !a Ste Vierge dans 1’Eg-lise catholique. Trad. des Benedictins de Farnborough. Paris 1908. str. 48 ss. Powyższa praca jest listem otwartym Newmana do E. B. Pusey, który w swym „Eirenicon” (1865) atakował to, co nazywał Marjolatrją Kościoła katolickiego.

71. Bazyli z Seleucji orat. 3 n. 4. P. Gr. LXXXV, 61.

72. „De parentis protoplasti

Fraude Factor condolens
Quando pomi noxialis
In necem morsu corruit
Ipse lignum tunc notavit
Damna ligni ut solveret.

Hoc opus nostrae salutis
Ordo depoposcerat
Multiformis proditoris
Ars ut artem falleret
Et medelam ferret inde
Hostis unde laeserat.

73. Neubert, E. Marie dans FEglise anteniceenne. Paris, 1908, str. 238.

74. List do Efezów, c. 19.

75. Dialog z Trytonem 100, 4—6. Poi. przekł. Ks. Bpa Lisieckiego, str. 280. Sw. Justyn pierwszy z pisarzy kościelnych sławi Marję za Jej zwycięstwo, którem uprzedziła Odkupienie „le triomphe anticipe de la Redemption”. Patrz Lagrange: St. Justin, Paris, 1914. str. 176.

76. Adversus haereses III, 21—23; V, 19. P. Gr. VII, 955 ss. i 1175.

77. Texte und Untersuchungen c. 31, str. 66, cytowane przez Bittremieux, l. c., str. 105—106. Patrz także Nathanael Bonwetsch. Die Theologie des Ireneus. Giitersioch 1925, str. 102 ss.

78. De carne Christi, 117. P. L. II, 782.

79. Epist. ad Diognetum, dwa ostatnie rozdziały. Patres Apost. Ed. Funck. I, 396 ss.

80. Sermo de Nativitate Christi 23; 1-a Homilia de Annuntiatione B. M. V. P. Gr. X, 147 ss.

81. Epist. 21 n. 105. P. L. XXII, 408.

82. De agone Christiano 22. P. L. XL, 303.

83. Z pomiędzy ojców łacińskich Sw. Ambroży częściej od innnych rozwijatę antytezę; jemu to przypisywane są słowa: Malum per feminam immo per feminam bonum; quia per Evam occidimur, per Mariam stamus; per Evam prostrati, erecti per Mariam; per Evam servituti addicti, per Marłam liberi effecti. Eva nobis sustulit diuturnitatem, Maria nobis reddidit perpetuitatem;

Eva nos dominari fecit per arboris pommum, Maria absolvit per arboris donum, quia et Christus in ligno pependit ut fructus… felix Eva per quam natus est populus, felicior Maria per quam natus est Christus”. Sermo 45, De primo Adam et secundo 2, 5. P. L. XVIII, 692. Patrz doskonałe studjum: Bover J. M. — La mediacion universai de Maria segun San Ambrosio. Gregorianum, V str. 25 ss.

84. Sermo infra oct. Assumptioms. P. L. CLXXXIII, 429.

85. Paralelizm między Marją i Ewą dobrze opracowat w szeregu artykułów Dom Renaudin O. S. B. La mission de corredemptrice et la definibilite de 1’assomption”. Revue Thomiste 1904, 1905, 1906.




Żołnierz Chrystusa i Maryi poprzez przykład życia

Emil Neubert SM

Piękne przemówienia mówców zbierają oklaski; ale to proste słowa świętych nawracają i uświęcają. Proboszcz z Ars, poprzez wyjaśnianie katechizmu ludziom tłoczącym się w jego małym kościele lub wypowiadając kilka słów do penitentów w konfesjonale działał cuda, których nie udawało się zdziałać żadnemu z wielkich kaznodziejów Paryża. Uczony kardynał du Perron tak wypowiadał się o działalności św. Franciszka Salezego, ówczesnego biskupa genewskiego: „Jeżeli chcesz odeprzeć zarzuty heretyków, przyprowadź ich do mnie. Jeżeli chcesz ich nawrócić, zaprowadź ich do Biskupa Genewy”. 

Nie musisz być świętym, aby mieć prawo mówić; nie musisz starać się go przypominać. Musisz być tylko prawdziwym uczniem Chrystusa i odważyć się takiego ucznia przypominać.

Uczeń Chrystusa praktykuje przede wszystkim cnoty zwane naturalnymi, czyli cnoty, które odnajdujemy w człowieku godnym szacunku i szanującym siebie. A to dlatego, że Chrystus był doskonałym Człowiekiem i doskonałym Bogiem.

Bądź zawsze szczery i prawdomówny! Pogardzaj kłamstwem! Chrystus powiedział: „Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37).

Bądź wzorem uczciwości. Czy można by sobie wyobrazić Chrystusa oszukującego w celu osiągnięcia swoich korzyści? Prawość, szczególnie w obecnych czasach, stała się tak rzadka, że z łatwością zjednuje człowiekowi szacunek i zaufanie innych.

Staraj się wykonywać dobrze każdą pracę, nawet jeżeli inni swoją psują lub celowo ją niszczą. Rozważaj jak Chrystus Cieśla wykonywał swoje zajęcia.

Usiłuj stać się ekspertem w swojej dziedzinie. Słowo wykwalifikowanego mechanika ma większą wagę niż słowo partacza, nawet jeżeli zna się on na religii czy socjologii, a nie tylko na samochodach.

Niech twoja cnota nie budzi żadnych wątpliwości! Dzięki niej będziesz mógł każdego obdarzyć spokojnym i niezmąconym spojrzeniem.

Bądź uprzejmy w stosunku do wszystkich, przyjaciół i wrogów. Niech twój język i zachowanie będą pełne szacunku, a inni będą Cię szanować.

Bądź więcej niż uprzejmy: bądź pełen godności! Jeżeli jesteś młody, nie wymaga się od ciebie powagi starca. Ale nawet młody chrześcijanin powinien mieć poczucie swojej godności jako brat i świadek Chrystusa. Noblesse oblige!

Żyj w skupieniu! Myśl często o Chrystusie, który zamieszkuje w tobie. W ten sposób, stopniowo będziesz Nim promieniował wokół siebie. Nawet niewierzący doświadczą w tobie owej tajemniczej obecności, która sprawi, że rozpoznają w tobie Boga, którego oni nie ważą się nazwać.

Bądź chrześcijaninem bez strachu i bez wymówek! Po prostu – chrześcijaninem bez chełpliwości i bez szukania ludzkiego poważania. Wszyscy – łącznie z wrogami chrześcijaństwa – szanują osoby posiadające odwagę cywilną, postępujące zgodnie ze swoimi przekonaniami i konsekwentne w przestrzeganiu zasad. Przypomnij sobie słowa Chrystusa: „Albowiem kto by się wstydził mnie i słów moich między plemieniem tym cudzołożnym i grzesznym, zawstydzi się go i Syn Człowieczy, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi” (Mk 8, 38).

Umiej utrzymać swoją duszę w pokoju, nawet pośród nieprzyjaciół, zniewag czy prześladowań. Kto zawsze potrafi panować nad sobą, z łatwością panuje nad innymi.

Z miłości do Chrystusa, uśmiechaj się do wszystkich, którzy do ciebie się zwracają; nie jak sprzedawca chcący sprzedać swój towar, ale jak chrześcijanin odnajdujący Chrystusa we wszystkich swoich braciach, nawet w tych wrogo nastawionych.

Bądź miłosierny wobec każdego. Wyświadczaj wszystkie możliwe przysługi, nie tylko swoim przyjaciołom i nie tylko katolikom, ale także innym: miłosierdzie chrześcijan jest uniwersalne. „Jeśli miłujecie tych, co was miłują, cóż za zapłatę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż więcej czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 5, 46-47).

Wyświadczając innym przysługę, rób to z miłości do Chrystusa, a nie tylko wykorzystując prawo, aby, razem z przysługą, dać im radę lub wygłosić kazanie.

Zachowuj się przy innych tak, aby twoje towarzystwo sprawiało, że będą szczęśliwsi. Jak? Poproś swoją Matkę niebieską, aby nauczyła cię sprawiać przyjemność Jezusowi, który w nich zamieszkuje.

W ten sposób zawsze będziesz świadkiem Chrystusa, nawet nie wspominając Jego imienia. Być może nikogo natychmiast nie nawrócisz, ale twoje zachowanie przyciągnie ich bliżej Boga, a kiedy przyjdzie właściwa chwila, wrażenie, jakie na nich wywarłeś, ułatwi im przyjęcie łaski Bożej. Najwięcej owocu nie przynosi zazwyczaj nasienie, które wzrasta natychmiast, ale to, któremu wzejście zajmuje więcej czasu.

Jak wypracować taką doskonałość w każdych okolicznościach? Otóż, można ją osiągnąć zastanawiając się często, co Chrystus uczyniłby na twoim miejscu i prosząc Matkę Chrystusa, aby nauczyła Cię postępować, tak jak On. Czyż nie jest Jej misją uformować cię na podobieństwo swego Pierworodnego? Jeżeli będziesz Ją wzywał, Ona sprawi, że zrozumiesz to, w jaki sposób Chrystus zareagowałby na twoim miejscu i wyjedna ci odwagę bycia drugim Chrystusem.

Często przeglądasz strony Ewangelii, aby tam odnaleźć nauczanie Chrystusa na temat różnych życiowych problemów. Ale czy odnajdziesz tam największą z danych nam przez Niego nauk, a mianowicie wiedzę o Jego Osobie? Rozważaj nie tylko Jego słowa, ale przede wszystkim Jego życie, ponieważ bardziej oddziaływał On na ludzi swoim życiem aniżeli swoimi słowami.

Rozważając to, przypomnij sobie, że Maryja odbyła to rozważanie przed tobą. Całe swoje życie poświęciła medytowaniu wszystkiego tego, co widziała i słyszała o swoim Synu. Nie zapominaj także, że, zgodnie ze słowami świętego papieża Piusa X, „nikt nie jest lepszym przewodnikiem w nauczaniu Jezusa niż Maryja”. Proś Ją, w każdym rozważanym wydarzeniu świętej opowieści, aby pomogła ci zrozumieć i doświadczyć to, co Ona zrozumiała i czego doświadczyła; i błagaj Ją, aby dała ci siłę przetłumaczenia tej wiedzy na twoje życie.

Syn Maryi był jeszcze nieznany, gdy przyszedł ochrzcić się w Jordanie. Jan Chrzciciel powiedział dwóm Jego uczniom, Andrzejowi i Janowi: „Oto Baranek Boży”. Nie zrozumieli tego, ale rozpoczęli rozmowę z młodym Nieznajomym, jakim wówczas był dla nich Jezus, i On ich zdobył. Opuścili Jana Chrzciciela, aby przyłączyć się do Jezusa. Andrzej przyprowadził Mu Szymona, swojego brata. Jezus spojrzał na niego i powiedział: „Ty jesteś Szymon, syn Jony; ty będziesz nazwany Kefas (co się wykłada: Opoka)” (J 1, 42). Od tamtej chwili Piotr miał największy entuzjazm ze wszystkich Jego uczniów. Następnego dnia Jezus spotkał Filipa. Powiedział do niego bez wyjaśniania: „Pójdź za mną!”. I Filip, także zafascynowany Jezusem dołączył zaraz do grupki. Chciał także przyprowadzić swojego przyjaciela, Natanaela. Ten był jednak racjonalistą. Uprzedzony przeciwko Nazarejczykowi zażądał dowodu. Gdy tylko Jezus przemówił jednym słowem, Natanael, przepełniony entuzjazmem, przyłączył się do Niego. Potem Jezus powołał jeszcze siedmiu innych uczniów – których chciał powołać – a oni poszli za Nim posłusznie. Dwunastka opuściła swoje sprawy, swoją pracę, swoje domy, swoje pola, a nawet swoje żony i dzieci, aby zawsze być blisko Jezusa, dzieląc Jego ubóstwo, Jego niedostatki, a wkrótce także prześladowania i zagrożenie śmiercią.

Tych dwunastu, to były dusze wybrane. Jednak zwykli Izraelici także byli pod urokiem młodego Proroka. Kiedy dowiadywali się, że Jezus z Nazaretu właśnie przyjechał do ich miasteczka czy wsi, opuszczali swoje zajęcia i zbierali się wokół Niego, słuchając długimi godzinami i podążając za Nim aż na pustynię. Tracili poczucie czasu i świadomość swoich potrzeb. Przebywali z Nim przez kilka dni z rzędu, zapominając o jedzeniu, ponieważ nie pomyśleli o zaopatrzeniu się w żywność. Nie rozumieli wszystkich Jego nauk, ale znacznie bardziej niż one fascynowała ich Jego Osoba.

Żadna szczera dusza nie oparła się Jego wpływowi. Byli tam prości i pobożni Izraelici; ale między nimi byli także celnicy, wielcy grzesznicy, a nawet upadłe kobiety, które przyszły do Niego, aby opłakiwać swoje grzechy. Pewnego dnia słudzy przysłani przez kapłanów przyszli pojmać Jezusa. Oni także ulegli urokowi Jego Osoby i kiedy, wróciwszy do swoich mocodawców, zostali zapytani: „dlaczego Go nie przyprowadziliście?”, odpowiedzieli: „Nigdy żaden człowiek nie przemawiał jak ten człowiek”. Nawet Piłat był z szacunku onieśmielony, stojąc przed tym Żydem, którego przyprowadzono mu jako złoczyńcę i wichrzyciela porządku publicznego. Pomimo że Jezus zechciał wypowiedzieć do niego tylko kilka słów, Piłata napełnił w obecności Jezusa pobożny strach. Pozbawiony szat i przybity do krzyża pomiędzy dwoma łotrami, Jezus doświadczał niewypowiedzianych udręk. Jednak jeden ze złodziei, obraziwszy Go, poczuł skruchę i w swym towarzyszu tortur rozpoznał najwyższego Pana niebios. Nawet centurion, który Go pilnował, krzyknął przy Jego śmierci: „Prawdziwie człowiek ten był Synem Bożym”.

Cóż takiego dawało Chrystusowi ten cudowny wpływ na dusze? Po części niewątpliwie miała na nie wpływ Jego Boskość. Ale nie wszystko, co robił, miało cudowną naturę. Wielka część tego wpływu była możliwa dzięki naturalnemu usposobieniu i cechom Chrystusa, udoskonalonym przez łaskę.

Była ona możliwa dzięki Jego nieustannemu skupieniu w Bogu, które odczuwały nawet nieznające Go osoby.

Była ona możliwa dzięki zawsze doskonałej powadze Jego Osoby, tak w towarzystwie przyjaciół jak i wrogów, nawet i przede wszystkim podczas Jego Męki, w obecności żołnierzy, arcykapłanów, Piłata, Heroda i Jego oprawców.

Była ona możliwa dzięki świętości Jego życia. Swoim wrogom mógł rzucić to wyzwanie: „Kto z was dowiedzie na mnie grzechu?” (Jn 8, 46).

Była ona możliwa dzięki Jego nieustraszonej szczerości, która sprawiała, że zawsze mówił prawdę, nawet jeśli ta prawda dezorientowała Jego przyjaciół, irytowała Jego wrogów, sprowadziła na Niego wyrok śmierci. „Nauczycielu, wiemy, żeś jest prawdomówny, a nie dbasz o nikogo” (Mk 12, 14).

Była ona możliwa dzięki Jego odwadze, za sprawą której sam (Apostołowie nie byli bowiem dla Niego wsparciem) stawiał czoła licznym swoim przeciwnikom: kupcom w Świątyni i kapłanom, którzy ich bronili; swoim rodakom w Nazarecie, którzy chcieli strącić Go z urwiska; faryzeuszom, uczonym w piśmie, arcykapłanom i ich zwolennikom; Piłatowi, rzymskiemu namiestnikowi; Herodowi, tetrarsze Galilei.

Jednak bardziej niż cokolwiek najwięcej serc i umysłów zyskała Mu Jego miłość.

Jego miłość była płomienna. Wszyscy, którzy się do Niego zbliżali czuli, że kocha ich wszystkimi władzami swojej duszy i że pragnie jedynie sprawić, aby byli szczęśliwi.

Jego miłość była oddana. Od świtu do nocy nauczał, pocieszał i dokonywał cudów, przemierzając miasta i wsie w poszukiwaniu dusz, nie czekając aż przyjdą do Niego. Pozbawił się odpoczynku i snu; zapominał o jedzeniu, aby w całości  oddać się tym, którzy Jego potrzebowali.

Jego miłość była bezinteresowna. Nikt nigdy nie mógł doszukać się w Nim najmniejszego egoistycznego odruchu. Całkowicie zapominał o sobie. Toteż św. Paweł mógł napisać o Nim: „Chrystus nie miał upodobania w sobie” (Rz 15, 3).

Jego miłość była uniwersalna. Każdy mógł do Niego przyjść. Czynił cuda dla wielu osób, które później obróciły się przeciwko Niemu. Rozdał cudownie rozmnożony chleb pięciu tysiącom ludzi, którzy opuścili Go dzień po tym, jak obiecał Chleb Eucharystyczny. Prosił o przebaczenie dla swoich wrogów: „Ojcze! Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).

Jego miłość była niestrudzona. Obojętność, niezrozumienie, konflikty, nienawiść nie zniechęcały Go, a wręcz przeciwnie – wzbudzały w Nim jeszcze większą miłość. I w chwili, gdy prawie wszyscy się Go wyparli, z nienawiści bądź z obojętności, On dał im największy dowód swojej miłości, umierając za nich.

Jego miłość była miłosierna. Ktokolwiek cierpiał na ciele lub duszy, miał u Niego wyjątkowe prawo pierwszeństwa. Grzesznicy byli mu szczególnie drodzy. Głosił, że dla niech przyszedł; bronił ich.

Jego miłość była czuła. Wzruszało Go każde cierpienie. Aby przynieść ludziom ulgę, dokonywał licznych cudów. Płakał nad Łazarzem i nad występną Jerozolimą. 

Jego miłość była subtelna. Umiał wzbogacić każdy swój dar poprzez sposób, w jaki go dawał. Wieczorem, w szabat, gdy był zmęczony całodziennym nauczaniem, przyniesiono Mu chorych z Kafarnaum. Zamiast ­­ich uzdrowić ogólnym błogosławieństwem, zdecydował się położyć ręce na każdym z nich z osobna. Innego dnia trędowaci poprosili, aby ich uzdrowił z ich odrażającej choroby. Nikt nie miał odwagi zbliżyć się do trędowatego, a nieszczęśnicy dotknięci tą chorobą musieli trzymać się z dala od innych. Ale Jezus wyciągnął do nich ręce, dotknął ich i uleczył.

Jego miłość była subtelna. Szanował grzeszników, a przede wszystkim grzeszne kobiety! Nawracał ich jednym słowem miłości, bez czynienia im wymówek.

Jego miłość była nieskończenie hojna: „Większej nad tę miłość nikt nie ma, żeby kto życie swe oddał za przyjaciół swoich” (J 15, 13). On oddał swoje życie za wrogów.

Czy rozważałeś kiedyś fakt, że te ludzkie cechy Jezus odziedziczył po swojej Matce? Był bowiem Bogiem, jak Jego Ojciec, i Człowiekiem, jak Jego Matka. I to od swojej Matki, tylko od swojej Matki, otrzymał ludzką naturę. Bez wątpienia, Jego naturalne cechy były w Nim uszlachetnione poprzez boskość i poprzez Jego duszę stworzoną bezpośrednio przez Boga. Jednak fundament dla tych cech otrzymał od Maryi.

Odziedziczył po Niej w szczególności nieopisaną słodycz, łagodność, delikatność w miłości. Nieszczęśliwi, grzesznicy i małe dzieci instynktownie lgnęły do Niego za sprawą maryjnego charakteru Jego duszy, który przyciągał swoją nieodpartą słodyczą.

Poprzez zachowanie i charakter staraj się być drugim Chrystusem – Chrystusem, Synem Boga i Synem Maryi – i wówczas także ty zdobędziesz dla Niego wiele dusz.

Źródło: o. Emil Neubert SM, Królowa dusz walczących, Płock 2016.




Życie wieczne jako postulat godności ludzkiej

O. Tilmann Pesch

1. Godność ludzka! Nawet materializm mówi o godności ludzkiej. Przewodnicy jego powiadają nam, że „człowiek jest tylko zwierzęciem: ma te same organa, te same objawy życia, takie same życie i takąż śmierć. Węgiel, tlen i inne pierwiastki i substancje, które się na ciało ludzkie składają, są tejże natury, co i pierwiastki składające się na ciało zwierzęce. I to właśnie stanowi godność ludzką. Duch człowieczy jest cząstką wielkiej materii świata. A cóż może być wspanialszego, pytają, cóż wznioślejszego, jak być umieszczonym, jako małe kółko w wielkiej maszynie świata? Najbardziej idealną rzeczą, jakiej człowiek może pragnąć na świecie, jest zwierzęca rozkosz płciowa; najtreściwszą zaś i najpożyteczniejszą, która najwięcej do tamtej idealnej się przyczynia – jak największa ilość chemicznych pierwiastków. Cząstki żelaza, które drgały w skroniach poety, myślały w mózgu filozofa, które wirowały w piersi nieludzkiego tyrana, lub cierpiały w sercu niewinnie prześladowanego, teraz może szumią w kołach lokomotywy”.

Piękne słowa! ale kto z myślących nie odwróci się z obrzydzeniem od takiej godności ludzkiej? Goethe nawet ośmielił się wypowiedzieć to zdanie: „Materializm umie tylko bluźnić Bogu, a uwielbiać łajno”.

2. Czy może lepiej wygląda „godność człowieka” w pojęciu panteistów? Otóż nigdzie i nigdy godność człowieka nie może się opierać na kłamstwie, a przecież panteizm najwyraźniej kłamie; tak w tym co przypisuje człowiekowi, jak i w tym, czego mu odmawia.

Panteizm mówi: „Jesteś zjawą bóstwa, jesteś Bogiem, dlatego masz boską nieomylność, boską nieograniczoność, boskie szczęście, boską świętość; wszystko co myślisz, co chcesz i co czynisz, jest absolutnie doskonałe i usprawiedliwione; nikomu nie masz potrzeby zdawać rachunku”.

Życie jednak ludzkie przekonywa na każdym kroku, że te przymioty są kłamliwe, że się dlatego tylko wynosi człowieka na wysokość, aby go tym głębiej zepchnąć w błoto. Tego się zwykle ponad miarę wywyższ, kogo się chce przywieść do upadku.

Panteizm odmawia człowiekowi rzeczywistości. Mówi on do niego: ty nie jesteś ani substancją, ani bytem, ani istotą działającą, jesteś tylko modalnością bytu, czynnością cudzą, pozorem tylko, uzewnętrznieniem pra-substancji, czymś jakby do niej przyklejonym.

Przeciwko takiej niedorzeczności powstaje doświadczenie i mówi: Wiem, że ja myślę, że ja chcę, że ja kocham to, co inni nienawidzą, że ja nienawidzę tego, co inni kochają. Ja poruszam swoją ręką, ponieważ mi się to podoba i poruszam, jak mi się podoba. Jestem więc punktem wyjścia czynności moich, jestem istotą działającą, przyczyną w sobie istniejącą, od której pochodzi działanie; jestem istotą samodzielną, która w żaden sposób nie pozwoli poniżyć się do przypadłości, do cudzej czynności, do pustego zjawiska. Moje samopoczucie mówi mi, że mam byt swój, różny i odrębny od bytów innych. Ja wiem, żem jest sprawcą wielu czynności, za które będę odpowiedzialny przed wyższą istotą. Żadne kłamstwo nie zdoła mi zaciemnić tego przeświadczenia. A jeżeli wiem, żem jest przyczyną, punktem wyjścia, że posiadam możność wolnego działania, to muszę się uznawać za istotę, nie przylepioną do czegoś innego, lecz posiadającą w sobie byt.

Kiedy więc panteizm czyni z człowieka tylko zjawisko, przypadłość, moralność boskiej wszechjedności (des Gott-All-Eins), pozornie go podnosi, rzeczywiście zaś ogromnie go poniża.

Jeżeli się z człowieka chce zrobić szatana złości i nieszczęścia, należy weń tylko wmówić, że jest Bogiem. Nic nie ma wygodniejszego nad moralność panteistyczną, w niej to leży tajemnica rozpowszechnienia się tej niedorzecznej nauki.

Tak by więc wyglądało według materializmu i panteizmu znaczenie człowieka: jest on wtłoczony i wpleciony w straszliwe kolisko świata, w jego olbrzymią maszynerię, w jej rozpędzone koła i żelazne tryby, w jej ogłuszające tłoki i młoty, które go miażdżą. Czuje się wobec tego zupełnie bezsilny i bezbronny. W tym rozpaczliwym położeniu ma tę smutną pociechę, że czasem zdobędzie odrobinę miodu przyjemności; że przy marnej pracy zapomni na chwilę o swoim nieznośnym losie i że sobie może powiedzieć: miliardy tak cierpią, jak ja. Mój krzyk znika w wiekuistym rzężeniu ludzkości, którą miażdży wszechświat, posuwający się dalej bez sensu i celu.

A takie teorie po to się tylko stawia, żeby człowiek miał możność i wolność czynić źle, grzeszyć. Wprawdzie jeszcze kodeks karny [w 1895 r. – przyp. red.] odważa się stawiać przeszkody tej tak „uzasadnionej” wolności!

„Jeżeli dusza nasza jest śmiertelną, mówi Mendelssohn w dziele Phädon, to rozum jest tylko złudzeniem, które nam Jowisz po to zesłał, aby nas biednych oszukać, to jesteśmy jak trzoda stworzona po to, aby szukała strawy i zdychała; to w kilka dni po śmierci wszystko jedno będzie, czy byłem ozdobą, czy hańbą stworzenia, czy się starałem powiększyć liczbę szczęśliwych, czy też nędzarzy; – to najpodlejszy człowiek ma władzę usunąć się spod panowania boskiego, sztyletem przeciąć więzy łączące go z Bogiem.

Jeżeli duch ludzki jest czymś przemijającym, to najmądrzejsi prawodawcy, filozofowie i myśliciele oszukali nas i siebie; to cały rodzaj ludzki się umówił, aby nieprawdę ochraniać i czcić oszustów, którzy ją wymyślili; to państwo złożone z wolnych, myślących istot, nie jest niczym więcej, jak stadem nierozumnego bydła! Okradziony z nadziei nieśmiertelności człowiek, ten cud stworzenia, będzie najnędzniejszym na świecie zwierzęciem, które na swoje nieszczęście musi o swym losie myśleć, bać się śmierci i rozpaczać”.

3. Na czymże tedy polega godność ludzka? – Odpowiedź łatwa i jasna!

Według elementarnej zasady porządku, rzecz każda powinna być na swoim miejscu; wyższa na wyższym, niższa na niższym. Gdzie zaś pomiędzy wyższą a niższą zachodzi stosunek, to niższa winna być podporządkowana wyższej, nie zaś odwrotnie. Wyższą rzeczą w człowieku jest życie rozumowe, nie zmysłowe. Stąd w nim wszystko (w zakresie natury) ku temu zmierzać powinno, by w odpowiedni sposób udoskonalić życie rozumne.

Tę szlachetną wyższość ludzkiej natury Pismo św. tymi wyraża słowy: „Cóż jest człowiek, że nań pamiętasz? albo syn człowieczy, że go nawiedzasz? Uczyniłeś go mało co mniejszym od aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go. I postawiłeś go ponad dziełami rąk swoich. Podałeś wszystko pod nogi jego”[1]. Więcej jeszcze znaczącymi są te słowa Pisma św., że Bóg stworzył człowieka „na wyobrażenie swoje”[2].

Wszystko więc w człowieku zmierza ku temu, aby swój rozum mógł odpowiednio rozwinąć, a sił swego umysłu w odpowiedni używał sposób.

Ale czy po to głównie otrzymał człowiek dar rozumu, by pełniej mógł zaspokoić wymagania swej natury cielesnej? by sobie mógł urządzić wygodniejsze i przyjemniejsze życie? W takim razie stanowisko człowieka byłoby gorsze niż najpodlejszego zwierzęcia. Bo te istoty nierozumne cieszą się ze swej sytości bez niedomagań, budują sobie legowiska z taką zręcznością, że w cień stawiają wszelką ludzką architekturę. Mimo całego sprytu smakoszów i rozkoszników nigdy jeszcze nie zdołała ludzkość dorównać zwierzętom pod względem zaspokojenia żądz naturalnych. Stare pogaństwo w kierunku urządzeń życiowych, używania, wyprzedziło najbardziej nowoczesny postęp; a jakiż tego wszystkiego był rezultat? – Cierpienie, błoto, zwyrodnienie.

Nie, nie w tym leży znaczenie człowieka, aby sił swego rozumu, swoich zdolności umysłowych używał jedynie dla dopięcia większych wygód w życiu ziemskim. Chociaż z drugiej strony może, powinien nawet, daru myślenia używać na to również, by mu się w życiu pod względem doczesnym lepiej działo, by to życie w odpowiedniej mierze upiększyć, by zmusić siły natury do służenia sobie; może i powinien ze swoją mocą ducha wejść w zapasy z siłami wrogimi jego ziemskiej pomyślności.

Lecz to nie jest rzeczą pierwszą i najważniejszą. Wszystko to musi być opromienione i uzacnione czymś wyższym, aby było godnym człowieka. To zaś wyższe leży w dziedzinie prawdy, do której zdobycia jesteśmy powołani i obdarzeni zdolnościami duchowymi.

4. Człowiek patrząc w siebie widzi, że stoi o wiele wyżej niż otaczająca go przyroda, dlatego nie powinien się jej poddawać, ani się wobec niej poniżać. Patrzy w górę i poznaje, że on sam i wszystko inne zależne jest od Boga, który jest stwórcą i celem wszechrzeczy, dlatego nie powinien się pychą unosić i czynić z siebie bożka. Skoro się wynosi ponad siebie, spada poniżej siebie.

Godność zatem i wielkość człowieka na tym polega, żeby panował nad wszystkim, co od niego niższe, w zależności jednak od Boga. „O ile mi to pomoże do służby Bożej?”. W tym pytaniu dana jest norma człowiekowi dla wszystkich jego dążności, dla wszystkiego, co go spotka.

Czymże by jednak była ta służba Bogu, od której zależy godność człowieka, gdyby nie było wieczności i życia pozagrobowego? Byłaby doprawdy niemałą udręką.

Jeśli Bóg, który z natury swej jest dobrocią, woła mię do służby swojej, czyni to dlatego, żebym w niej znalazł swoje szczęście i zaspokojenie mojej istoty. Jeśli Bóg chce, żebym Go szukał, to chce również, bym w Nim znalazł odpocznienie moje. Ani pełnego szczęścia, ani odpocznienia w tym życiu znaleźć nie można, dopiero w wieczności.

We wszystkim, czego Bóg chce, musi również zgodnie z najgłębszą istotą swoją szukać swej czci i chwały. Bóg bowiem jest świętością i prawdą. Jeżeli tedy Bóg chce, abym Mu służył, to chce tego dla swej czci i dla swej chwały. Chwała Boża, płynąca z wolnego pełnienia woli Bożej – oto godność człowieka! A jakże małą i jak niegodną Boga byłaby chwała, oddawana przez człowieka Majestatowi Bożemu, gdyby się wszystko ze śmiercią kończyło!

Największe wypadki świata są za małe, a prawdy, dostępne dla naszego poznania, za nikłe i powierzchowne, najszlachetniejsze dążenia doczesne zbyt są nacechowane słabością natury ludzkiej, ażeby mogły być jedynym i ostatecznym hołdem, który Bogu składamy.

Rozumiemy, na co jest to szczebiocące dziecko, gdy pomyślimy, że ono wyrośnie kiedyś na silnego mężczyznę, zdolnego do zapasów o wyższe zadania życia. Rozumiemy służbę Bożą, którą człowiek na tej ziemi spełniać winien, gdy wspomnimy, że ta służba udoskonalona, trwająca dalej, zostanie ukoronowana w wieczności. Należymy do Boga, to znaczy: jesteśmy dla wieczności. Myśl o Bogu, o chwale Bożej w wieczności, o szczęściu wiekuistym powinna przyświecać całemu życiu, wszystkim trudom i pracom człowieka.

5. Dopiero przez wzgląd na wieczność otrzymuje życie ziemskie wyższą wartość i namaszczenie, które nas godzi z pospolitością życia doczesnego. „Jak tło złote, mówi Franz Hettinger, na którym starzy mistrzowie malowali swoje obrazy, uwydatnia i oświeca postać, tak myśl o wieczności jest tłem wszystkich naszych czynów i nadaje nadziemskiego uświęcenia wszystkim cierpieniom i dążnościom naszym, jest ona różdżką czarodziejską, która to co ziemskie zamienia na niebieskie i czyni nas już tutaj uczestnikami życia Bożego. Jak gwiazdy oświecają ciemności nocy, tak te myśli wieczne oświecają nikłe i zmienne pragnienia doczesne; jak żeglarz ku gwieździe polarnej, tak duch nasz spogląda ku wieczności”.

Jest bowiem wieczność. Gdyby jej nie było, człowiek żyłby tu tylko po to, żeby cierpieć i dręczyć się; byłby najmizerniejszą istotą.

Żył niegdyś młodzieniec, imieniem Alojzy, który od lat dziecinnych we wszystkim, co mu się zdarzyło, co przedsiębrał, zadawał sobie to pytanie: „Co mi to pomoże do wieczności?”.

Tylko spoglądanie ku wieczności nadaje życiu wartość, chroni godność ludzką. Nawet taki Augustyn, kiedy w młodych latach nie spoglądał ku wieczności, stoczył się w bagno występków, dopiero gdy zwrócił oczy ku niej, wzruszony do głębi zawołał: „Kraino wieczności, kraino bezbrzeżna, ty jedynie zawierasz to, co trwałe i dobre; kto wielkości swej na tobie nie buduje, ten na próżno pracuje, ten gotuje sobie zgubę; kto w tobie szczęśliwości swej nie szuka, ten wiecznej nabawi się nędzy”.

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 106-113 [Imprimatur: Kraków, 28 lutego, 1924 r., †Adam Stefan; język uwspółcześniono; tytuł zmieniono]

Ilustracja: Trzy drogi do wieczności, autor: Georgin François, 1825, Cornell University: Persuasive Cartography: The PJ Mode Collection (Creative Commons via Wikimedia).

[1] Ps 8, 5-8.

[2] Rodz 1, 27.




Królowanie Chrystusa a kobiety

ks. Otto Cohausz SJ

Mówiąc o tym, jak to Chrystus Pan miłował mężczyzn i mężczyzn w pierwszym rzędzie gromadził koło siebie, wcale nie myśleliśmy twierdzić, jakoby Pan Jezus mniej dbał o pozyskanie świata niewieściego dla Swej sprawy, albo zgoła chciał kobietę pozostawić w tyle. Rzecz miała się wręcz przeciwnie. Nikt inny bowiem, tylko Zbawiciel wyzwolił kobietę z poniżenia, w którym ją trzymał świat przed Jego przyjściem, nikt inny, tylko On nauką Swoją i przykładem przywrócił jej cześć i szacunek; zależało Mu też na tym, żeby niewiasty naśladowały Go, i z nieskończoną dobrocią pomagał niewiastom we wszystkich potrzebach.

Przypomnijmy sobie tylko tę jedną okoliczność, że Pan Jezus, choć mógł stworzyć z niczego dla siebie naturę ludzką, przecież postanowił wziąć ją z niewiasty. Niewiastą, którą Pan Jezus zaszczycił niewysłowioną godnością, że Go obdarzyła Ciałem, jest Najświętsza Maryja Panna. Przypomnijmy sobie, z jaką to dobrocią i z jakim szacunkiem obchodził się ze Swoją Najświętszą Matką, o której los był zatroskany jeszcze na krzyżu! Przypomnijmy sobie wreszcie, jak to Pan Jezus dla niewiast był dobrotliwy i łaskawy!

Na każdym niemal kroku Pan Jezus dawał do zrozumienia, że dobrze wie, co kobieta ma za troski, co jej dolega, czego potrzebuje, co ją boli, co stanowi Jej radość. W swym nauczaniu słowa dobiera tak, żeby niewiastom dodać otuchy, pokrzepić je i pomóc im. Dlatego bardzo chętnie porównania do Swoich nauk czerpie z życia kobiety, jak np. ową przypowieść o biednej wdowie, co to chce zmiękczyć kamienne serce sędziego, i o ubogiej niewieście, poszukującej drachmy, którą była zgubiła.

Rozumie On bardzo dobrze, jak to ciężko musi się napracować gospodyni, żeby chociaż tego chleba upiec dla czeladzi swojej, wie On bardzo dobrze, jakie to ciężkie godziny musi przeżywać matka, zanim przyjdzie ta szczęśliwa chwila, w której nowo narodzone dzieciątko spocznie na Jej łonie. Jeżeli do kogo, to do niewiast odnoszą się zatem Jego stówa: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę” (Mt 11, 28).

Zaledwie powiedziano Panu Jezusowi, że świekra Piotrowa zachorowała, a już był u jej łoża i uzdrowił ją. Kiedy raz w synagodze zauważył w tłumie starowinę przygarbioną i schorowaną, natychmiast uzdrawia ją. Przed bramą miasteczka Naim spotyka się z orszakiem pogrzebowym: to wdowa, gorzko płacząc, idzie za zwłokami jedynaka. Zaraz Pan Jezus przystępuje do nieboszczyka i do nieszczęśliwej wdowy, wymawia te słowa pełne pociechy: „Nie płacz!” i oddaje jej syna żywego.

Niewiasta chananejska żali się przed Nim, że jej dziecko chore: On wymawia jedno słowo, i dziecko wstaje zdrowe. Niewiasta, którą od 12 lat dręczyły krwotoki i która cały swój majątek bez skutku wydała na doktorów, pragnie tylko dotknąć się brzegu Jego szaty, bo nie śmie Go prosić o pomoc, a On zaraz zwraca się ku niej, odzywa się łaskawie, a ona natychmiast „poczuła na ciele, iż była uzdrowiona od choroby” (Mk 5, 29).

A podobnie jak w potrzebach ciała, także w potrzebach duszy, i to jeszcze bardziej, okazywał Pan Jezus swoją dobroć niewiastom. Oto jest młoda jeszcze kobieta, o której całe miasto ma wiele mówi. Ta, gdy Pan Jezus był pewnego razu zaproszony na ucztę, nie waha się wpaść między biesiadników i rzucić się do nóg Jezusowych, które nawet skrapla łzami i włosami obciera. Biesiadnicy na ten widok oburzają się. A Pan Jezus pozwala na to, odpuszcza jej wszystką winę i każe jej odejść w pokoju. Gorliwcy faryzejscy przyprowadzają do Niego cudzołożnicę, oczekując od Niego wyroku potępienia na nią. Pan Jezus widząc spłoszoną i zawstydzoną grzesznicę, oraz jej błagalne wejrzenie, tudzież całą jej postać, budzącą litość, a świadczącą o skrusze i żalu, wszystkich, co chcieli ją ukamienować, zawstydzonych odpędza precz, a biedną ofiarę grzechu uwalnia: szczery bowiem jej żal zmazał wszystką winę. Innym razem prorocze Jego oko spostrzegło, że do studni Jakubowej przyjdzie po wodę niewiasta Samarytanka, żyjąca w cudzołóstwie. On przybywa przed nią, czeka na nią i rozmawia z nią, a skutek jest ten, że także i jej dusza została odzyskana dla życia czystego i uczciwego.

I tak z ust Jezusowych i z Serca Jego płynął kojący balsam do tysięcy uciśnionych, walczących, grzesznych i zbawienia spragnionych dusz niewieścich. Odkąd królestwo Chrystusowe zjawiło się na ziemi, a kobiety zaczęły się garnąć pod Jego znaki, świat niewieści za jednym razem poczuł, że nadeszła godzina, w której niewiasta została wywyższona, oczyszczona i uszczęśliwiona.

Za to wszystko kobieta natychmiast odwdzięczyła się Chrystusowi Panu. Razem z Apostołami niewiasty towarzyszyły Mu po wszystkich drogach, po których On kroczył. Gdziekolwiek się zjawił, tłumnie doń spieszyły, aby z czcią najgłębszą otworzyć spragnione dusze na słowo obietnicy dóbr wiekuistych. Niewiasty galilejskie, nawet ze sfer dworskich, służyły Mu swoim majątkiem. Marta przyjmuje Go do domu swego, Maryja namaszcza kosztownymi olejki. Niewiasty ze współczuciem i ze smutkiem otaczają Go w godzinie śmierci na krzyżu, nie dbając na nienawiść tłuszczy, wyzutej ze wszelkich uczuć ludzkich. Niewiasty to były, które się krzątały wokół Jego pogrzebu i dostarczyły kosztownych prześcieradeł i wonnych maści dla Jego Najświętszego Ciała, niewiasty czuwały nad Jego grobem, niewiasty jeszcze w grobie wczas rano w niedzielę Zmartwychwstania chciały Mu oddać przysługę miłości. Niewiastom też Pan Jezus Zmartwychwstały ukazał się pierwszy. Nie dziwota, że potem niewiasty, szczególnie takie, jak nawrócona Samarytanka, Magdalena, i niewiasty od grobu, były najwymowniejszymi krzewicielkami królestwa Chrystusowego.

Nie tylko na początku chrześcijaństwa tak było, lecz także w późniejszych wiekach, i tak jest aż po nasze czasy. Gdziekolwiek Chrystus zjawił się w jakim kraju, wnet wśród niewiast znajdował najwdzięczniejsze słuchaczki. Niewiasty z Maryją Magdaleną siadały u stóp Jego, aby otrzymać naukę i oswobodzenie dla dusz swoich i wzbogacić się wewnątrz bogactwami Serca Jego; niewiasty z tąż Martą czyniły zabiegi, żeby Chrystus Pan królem był namaszczony, by świątynie Jego i ołtarze tonęły w blasku ozdób, a święta Jego stały się wspaniałymi manifestacjami; niewiasty za przykładem Marty poświęcają się na Jego służbę, a na wzór onych matek ewangelicznych wiodą dzieci do Niego; niewiasty pozyskują dla Niego całe rodziny i miasta, a nawet całe państwa i narody wcielają do królestwa Jego; niewiasty poświęcają dla Niego swoje życie w ofierze.

Chrystus Pan też obfitymi błogosławieństwami obdarzył świat niewieści wszystkich wieków. Z małej garstki onych niewiast galilejskich stała się rzesza wielka wspaniałych postaci, takich jak święte dziewice, wdowy, pustelniczki, matki, założycielki zakonów męczenniczki! Jest to zaiste wspaniały orszak, jakim nie będzie mógł poszczycić się chyba żaden inny król, jeno król nasz i Pan Jezus Chrystus.

* * *

Dzisiaj spośród szeregów niewieścich nieraz rozlega się głos: „Nie chcemy, żeby ten nad nami królował!” Co więcej, słychać tu i ówdzie nawet okrzyk: „Ukrzyżuj Go!” A skutek tego wołania jakiż jest? Czy może kobieta w większym jest poszanowaniu? Albo czy może stała się odtąd wierniejsza, skromniejsza, czystsza, ofiarniejsza, szczęśliwsza? Może miejsce go typu kobiety, który stworzył Chrystus w Maryi, Agnieszce, Teresie, Elżbiecie i innych, zajął znowu inny typ niewieści, w rodzaju wolnomyślnej Izebeli, chciwej władzy i krwawej Atalii, rozpustnej Semiramis, lekkomyślnej Diny, kuszącej i przewrotnej Dalili, wstecznej i tyrańskiej Herodiady?

Bodajby życie i czyny takich typów przynosiło światu więcej szczęścia aniżeli życie i działalność uczennic Chrystusowych, które służyły Bogu i rodzinie pełne poświęcenia i zaparcia się siebie, które słowem i przykładem krzewiły wiarę i dobre obyczaje w życiu publicznym, albo w samotnej celi, modląc się i czyniąc zadość za drugich ściągały i ściągają na świat potoki łask Boskich, które tam, gdzie się gnieździ zbrodnia, występek, nędza, niedola, za „Bóg zapłać!” albo za niewdzięczność opiekują się chorymi, sierotami, kalekami, opuszczonymi i trędowatymi! Także kobieta musi dzisiaj zająć zdecydowane stanowisko wobec pytania, czy nad światem ma zapanować jako król Chrystus czy też Belial.

Przyszedł więc czas, w którym każda niewiasta, każdego wieku i stanu, winna zastanowić się nad powagą położenia. Dzisiaj trzeba sobie powiedzieć, że Chrystusowi Panu należy się pierwsze miejsce w życiu, i że on musi zawładnąć myślami, słowami i uczynkami. Nie dość jednak tego: dzisiaj także kobieta musi pójść, żeby drugich zyskiwać dla Chrystusa i uczyć drugich, jak się dla Chrystusa pracuje, jak się dla Niego cierpi. Pole dla tej pracy apostolskiej niewiasty otwiera się rozległe, szczególnie w katolickich stowarzyszeniach kobiecych, w kongregacjach, bractwach i sodalicjach.

Źródło: Otto Cohausz TJ, Jezus Chrystus Król Świata, Górna Grupa 1926 [język uwspółcześniono; imprimatur: Ks. Jan Krupiński – Wik. Gen., Kraków, dnia 30.09.1926.]

Ilustracja: Fragment pomnika Chrystusa witającego Piusa VIII, autor Pietro Tenerani, XVIII w., Bazylika św. Piotra w Rzymie.




Maryja w życiu św. kardynała Newmana

13 października odbyła się kanonizacja angielskiego kardynała Johna Henry’ego Newmana (1801-1890). Kard. Newman był konwertytą z anglikanizmu. Jego wstąpienie do Kościoła katolickiego w 1845 r. było poprzedzone wzmożoną miłością do Matki Bożej. To jego maryjność, jeszcze jako duchownego anglikańskiego, zbliżała go coraz mocniej do Kościoła katolickiego.

W 1826 r. John Henry Newman został nauczycielem w Oriel College w Oksfordzie. Tam poznał anglikanina Kościoła wysokiego, Hurrella Froude’a. Zostali przyjaciółmi. To dzięki Froude’owi Newman zainteresował się nabożeństwem do Matki Bożej. W 1832 r., w uroczystość Zwiastowania, Newman – pełniący wówczas funkcję pastora kaplicy uniwersyteckiej pw. Najświętszej Maryi Panny – nauczał w kazaniu: „Kto może ocenić świętość i doskonałość Maryi, która została wybrana na Matkę Chrystusa? Jakie musiały być Jej talenty, skoro została ustanowiona jedyną bliską ziemską krewną Syna Bożego, jedyną, którą z natury miał czcić i szanować; wybrana, aby Go szkolić i kształcić, aby Go pouczać z dnia na dzień, gdy wzrastał w mądrości i w latach?”.

Odtąd Maryja miała formować, edukować i pouczać młodego anglikańskiego duchownego, ponieważ on także dorastał w mądrości i w latach – i w oddaniu się Jej – w sposób, którego nie był w stanie przewidzieć.

Po śmierci Froude’a w 1836 roku, Newman otrzymał jego Brewiarz Rzymski. Zaczął go codziennie odmawiać, ale pomimo swojego nowego nabożeństwa do Maryi, nie uwzględniał modlitw Brewiarza wzywających Jej wstawiennictwa. Nadal kierowała nim anglikańska niechęć do niektórych aspektów katolickiego nabożeństwa do Matki Bożej.

W 1841 r. profesor C. W. Russell z katolickiego seminarium w Maynooth w Irlandii napisał do Newmana. Russell zapewnił go, że ​​głębsza znajomość nauczania Kościoła na temat Najświętszej Dziewicy pomogłaby złagodzić wszelkie obawy, jakie miał na ten temat. Russell odważył się nawet zasugerować, całkiem słusznie, że Różaniec był jedynie „serią medytacji o Wcieleniu, Męce i Chwale naszego Odkupiciela”. Wysłał także Newmanowi kopię homilii św. Alfonsa Liguoriego o Matce Bożej. Kilkadziesiąt lat później w swojej autobiografii Apologia Pro Vita Sua (1864), Newman napisał: „[Russell] miał być może największy związek z moim nawróceniem niż ktokolwiek inny”.

Zanim Newman postanowił zostać katolikiem, jego zrozumienie roli Maryi w życiu chrześcijan i w dziele odkupienia ludzkości zostało znacznie pogłębione dzięki lekturze Ojców Kościoła. Pisząc o Trzecim Soborze Ekumenicznym w Efezie (431 r.), gdzie potwierdzono godność Maryi jako Theotokos, czyli Matki Bożej, zauważył, że było to konieczne „w celu ochrony doktryny Wcielenia i zachowania wiary katolików przed podstępnym humanitaryzmem”. Z czasem zwrócił uwagę na to, że te grupy chrześcijańskie, które wyrzekły się jakiegokolwiek nabożeństwa do Matki Bożej„ wkrótce przestały uwielbiać Jej Wiecznego Syna.

Newman był pod wielkim wpływem poglądu Ojców Kościoła na Maryję jako na Drugą Ewę. Opierając się na pismach św. Justyna, św. Ireneusza i Tertuliana, Newman wyjaśnił, że Ewa spowodowała upadek człowieka i że, jako „nowa Ewa”, Maryja uczestniczyła w naszym zbawieniu. Tak jak Ewa współpracowała z diabłem, przynosząc wielkie zło, Maryja również współpracowała z łaską, aby osiągnąć znacznie większe dobro. Dzięki tej analizie Newman mógł rzucić okiem na wielką godność Matki Bożej.
Najwyższą godnością Maryi i być może jej największym tytułem jest tytuł Theotokos, czyli Matki Boga. Gdy formalnie potwierdzono użycie Theotokos na Soborze w Efezie, Newman zastanawiał się, jak to było możliwe, że anglikanie nie zobaczyli tego, co on teraz widział, a mianowicie, że całe katolickie rozumienie Maryi jest zasadniczo rozumieniem Ojców Kościoła.

Można śmiało powiedzieć, że im bardziej Newman zbliżał się do Kościoła, tym bardziej zbliżał się do Matki Bożej. Po nawróceniu w 1849 r. opublikował swoje przemówienia skierowane do zgromadzeń mieszanych. Rozmyślał o roli Maryi jako o bastionie wiary w życiu chrześcijanina i jako o głównym świadku Wcielenia.

„Kościół i Szatan zgodzili się w tym, że Syn i Matka szli razem; a doświadczenie  trzech [ostatnich] stuleci potwierdziło ich świadectwo, ponieważ katolicy, którzy czcili Matkę, nadal czczą Syna, podczas gdy protestanci, którzy już przestali wyznawać  Syna, rozpoczynali, szydząc z Matki”.

W odniesieniu do wstawienniczej mocy Matki Bożej Newman, niewątpliwie świadomy protestanckich obaw w tym zakresie, wykazał biblijną naturę wstawiennictwa za pomocą przykładów zaczerpniętych zarówno z postaci Starego (Abrahama, Mojżesza), jak i Nowego Testamentu (Filipa, Andrzeja).

Jeśli chodzi o Wniebowzięcie Maryi, Newman zrozumiał, że doktryna ta była nie tylko była wyznawana od najdawniejszych czasów, ale także pozostawała w pełni spójna z innymi prawdami Objawienia, w szczególności z doktryną o Bożym Macierzyństwie Maryi i zmartwychwstaniu ciała.

„Jeśli Stwórca przyjdzie na ziemię w postaci sługi i stworzenia”, pyta Newman, „dlaczego Jego Matka nie może z drugiej strony stać się Królową Niebios i być odziana w słońce i mieć księżyc pod swoimi stopami?”

W ostatnich latach wzrok Newmana znacznie się pogorszył. Nie był w stanie modlić się swoim Brewiarzem. Zastąpił go odmawianiem Różańca. Jednak jeszcze przed tym czasem, gdy nie pisał i nie czytał, ludzie wokół niego widzieli, jak często nosił Różaniec w dłoniach.

Wzrastając w miłości do tego maryjnego nabożeństwa, napisał, że Chrystus „zstąpił z nieba i zamieszkał wśród nas i umarł za nas. Wszystkie te rzeczy są w Credo, które zawiera najważniejsze rzeczy, które nam o sobie objawił. Otóż wielka moc Różańca polega na tym, że czyni z Credo modlitwę. Oczywiście Credo jest w pewnym sensie modlitwą i wielkim aktem hołdu Bogu, ale Różaniec podaje nam wielkie prawdy o Jego życiu i śmierci, aby je medytować, i przybliża je do naszych serc”. Dalej dodaje: „I tak kontemplujemy wszystkie wielkie tajemnice Jego życia i Jego narodzin w stajence, podobnie tajemnice Jego cierpienia i błogosławionego życia. Jednak nawet chrześcijanie, z całą swoją wiedzą o Bogu, zwykle mają ku Niemu więcej podziwu niż miłości, a szczególna cnota Różańca polega na szczególnym spojrzeniu na te tajemnice. Albowiem wszystkie nasze myśli o Nim mieszają się z myślami o Jego Matce, a rozważając relacje między Matką i Synem mamy przed oczami Świętą Rodzinę — dom, w którym mieszkał Bóg. Otóż rodzina, nawet po ludzku, jest rzeczą świętą. O ile bardziej rodzina, połączona nadprzyrodzonymi więzami, a przede wszystkim rodzina, w którym Bóg mieszkał ze swoją Najświętszą Matką”.

Oprac. na podst.: http://www.ncregister.com




Pius XI: O Różańcu Świętym

PIUS XI

ENCYKLIKA INGRAVESCENTIBUS MALIS

jego Świątobliwości Ojca Świętego, Piusa XI, do czcigodnych braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszów pokój i jedność ze Stolicą Apostolską utrzymujących, O różańcu św. N. Maryi P.*

CZCIGODNI BRACIA

POZDROWIENIE I BŁOGOSŁAWIEŃSTWO APOSTOLSKIE

Wobec wzrastającej fali zła (Ingravescentibus malis), szerzącego się w naszych czasach, świadczyliśmy niejednokrotnie, świeżo zaś w encyklice Divini Redemptoris [1], że jedynym na nie lekarstwem jest powrót do Chrystusa i świętych Jego przykazań. Bo On jeden “ma słowa żywota wiecznego” [2]; nie może bowiem ani jednostka ani społeczeństwo – jeśli wzgardzą Jego majestatem i prawem Bożym – niczego utworzyć, co by zwolna w sposób wielce żałosny nie rozpadło się w gruzy.

Ale ktokolwiek z uwagą zagłębi się w dziejach Kościoła, zauważy łacno, że losy chrześcijaństwa nierozerwalnie spoiły się z przemożną opieką Bogarodzicy Dziewicy. Ilekroć bowiem szeroko krzewiące się błędy rozedrzeć usiłowały nieszytą szatę Kościoła i podkopać jego jedność, ojcowie nasi uciekali się ufnym sercem do Tej, która “sama jedna wszystkie pokonała herezje na całym świecie”[3], a wskutek Jej zwycięstwa szczęśliwsze nastawały czasy. Kiedy zaś niewierni mahometanie, dufni w swą flotę potężną i wojsko ogromne nieśli narodom Europy klęskę i niewolę, wzywano z woli Ojca świętego z całą usilnością opieki Matki niebiańskiej i pokonano w ten sposób wrogów i statki ich zatopiono. A jak w niebezpieczeństwie publicznym, tak i prywatnym udawali się wierni wszystkich czasów z gorącym błaganiem do Maryi, aby łaskawie przyszła im w pomoc i uprosiła im osłodę i lekarstwo w cierpieniach. I nikt nigdy na próżno nie uciekał się do przemożnego Jej wstawiennictwa, kto z pobożną i ufną modlitwą do niej się udawał.

W dzisiejszych zaś czasach Kościołowi i społeczeństwu niemniej poważne zagrażają niebezpieczeństwa. Skoro tak niezmiernie wielu lekceważy, albo zgoła odrzuca najwyższy i wieczny autorytet Boga nakazującego i zakazującego, nastąpić musi nieuchronnie osłabienie poczucia obowiązków chrześcijańskich oraz nadwątlenie albo nawet całkowity zanik wiary w duszach, a w końcu podważenie i ostateczny upadek samych fundamentów społeczności ludzkiej. Dlatego z jednej strony widzimy nieubłaganą walkę klasową między tymi, którzy opływają w dostatki a robotnikami, którzy z pracy rąk wyżywić muszą siebie i rodzinę. Jak powszechnie wiadomo, doszło w niektórych krajach nawet do tego, że zniesiono zupełnie prawo własności prywatnej i wszelkie mienie ogłoszono wspólnym dobrem. Z drugiej strony nie brak polityków, głoszących wyraźny kult państwa, którzy podkreślają zawsze i wszędzie znaczenie porządku społecznego i autorytetu i szczycą się, że to oni najskuteczniej zwalczają zgubne plany komunistów; wzgardziwszy jednak światłem prawdy ewangelicznej, usiłują wznowić błędy pogańskie i pogański sposób życia. Do zamysłów tych dochodzi owa podstępna bardzo i wielce niebezpieczna sekta tych, którzy przecząc istnieniu Boga, albo nienawidząc Go, nazywają siebie bluźnierczo nieprzyjaciółmi Stwórcy wiekuistego; wkradają się wszędzie; uwłaczają wszelkiej religii i zabijają wiarę w duszach; depcą w końcu wszelkie prawa ludzkie i Boskie: a ponieważ mają w pogardzie nadzieję dóbr niebiańskich i mamią ludzi obietnicą urojonej szczęśliwości doczesnej, zdobytej chociażby za cenę największych zbrodni, wywołują zuchwale krwawe zamieszki, bunty i wojny domowe, a tym samym całkowitą przygotowują anarchię.

Ale, Czcigodni Bracia, chociaż tak liczne i wielkie grożą nam niebezpieczeństwa i gorszych jeszcze lękamy się w przyszłości, nie powinniśmy upadać na duchu, ani porzucać nadziei i ufności, na Bogu jedynie opartej. Ten, który uleczalne stworzył ludy i narody [4]., niewątpliwie nie opuści tych, których drogą Krwią swoją odkupił; nie opuści Kościoła swojego. Musimy jednak, jak to podnieśliśmy już na początku, udać się jako do możnej Orędowniczki i Patronki, do Najśw. Maryi Panny; albowiem wedle słów św. Bernarda “taka jest wola (Boga), że przez Maryję wszystko otrzymać możemy” [5]. Pośród różnych i bardzo pożytecznych nabożeństw do Matki Bożej zajmuje wedle ogólnego przeświadczenia wiernych pierwsze i naczelne miejsce Różaniec. Ten sposób modlitwy, nazwany przez niektórych “Psałterzem Najśw. Maryi Panny”, albo “Skrótem Ewangelii i streszczeniem życia chrześcijańskiego”, tymi słowy jedynie określa i gorąco zaleca Poprzednik Nasz, śp. Leon XIII: “Wspaniały wieniec z Pozdrowienia Anielskiego uwity, Modlitwą Pańską przeplatany, z obowiązkiem rozmyślania złączony, najpiękniejszy sposób modlitwy… i do zdobycia żywota wiecznego szczególnie skuteczny” [6].. Wskazują na to kwiaty same, z których ów wieniec mistyczny uwity. Jakież bowiem stosowniejsze i świętsze można by znaleźć modlitwy? Pierwsza z nich wypłynęła z ust samego Zbawiciela, wtenczas, kiedy Go uczniowie prosili: “Naucz nas modlić się” [7].; prześwięte to błaganie pozwala nam w miarę sił naszych głosić chwałę Bożą, ale nie zapomina też o wszelakich potrzebach ciała i duszy. Bo czyżby naprawdę zdarzyć się mogło, żeby Ojciec odwieczny, słowy własnego Syna proszony, nie przybył nam na pomoc? Drugą modlitwą jest Pozdrowienie Anielskie, zaczynające się od słów pochwalnych archanioła Gabriela i św. Elżbiety, a kończące się ową błagalną prośbą do Matki Bożej, aby sobie teraz i w ostatniej godzinie wspomożenie Jej wyjednać.

Do modłów tych, odmawianych ustnie, dochodzi rozpamiętywanie świętych tajemnic, stawiających nam przed oczy radości, smutki i triumfy Jezusa Chrystusa i Matki Jego, tak, że z nich czerpiemy osłodę i pociechę w utrapieniach swoich; i pod wpływem owych świętych przykładów po wyższych stopniach doskonałości dążymy do ojczyzny szczęśliwości wiecznej.

Łatwy to, bez wątpienia, Czcigodni Bracia, i do wszystkich dostosowany umysłów, nawet prostych i nieuczonych, sposób modlitwy rozpowszechniony cudownie przez św. Dominika nie bez zachęty ze strony Matki Bożej i bez pobudki niebiańskiej. Jakże bardzo mylą się ci, którzy odrzucają go jako rzekomo bezduszne i jednostajne powtarzanie zawsze tych samych słów, stosowne co najwyżej dla dzieci i kobiet! Wobec takiego zarzutu należy zaznaczyć, że chociaż pobożność, podobnie jak miłość, często te same powtarza słowa, nie wyraża jednak tych samych myśli, lecz dorzuca zawsze coś nowego, dobytego z głębi serca, gorejącego miłością. Nadto ten sposób modlitwy tchnie naprawdę prostotą ewangeliczną i pokorą ducha i tej prostoty i pokory wymaga; kto nimi wzgardzi, nie znajdzie drogi do nieba, jak poucza nas Zbawiciel Boży: “Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie poprawicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego” [8]. Jeśli świat w swej pysze Różaniec ośmiesza i odrzuca, to nieprzejrzany wręcz zastęp świętych ze wszystkich wieków i każdego stanu nie tylko serdecznie go pokochał i pobożnie odmawiał, ale używał go też zawsze jako potężnego oręża w walce z szatanem, dla zachowania czystości życia, dla skuteczniejszego uzyskania cnót i w końcu do szerzenia pokoju wśród ludzi. Nie zbywało też na wielu wybitnych bardzo uczonych, którzy mimo nawału wyczerpujących studiów i badań naukowych, nie opuszczali żadnego dnia, żeby nie uklęknąć przed obrazem Matki Bożej i nie odmówić pobożnie Różańca. Nawet królowie i książęta uważali to za święty obowiązek, mimo, że obarczeni byli kłopotami i trudami rządzenia. Dlatego nie tylko ręce prostaczków i ubogich piastują i ściskają tę koronkę mistyczną, ale przynosi ona zaszczyt ludziom wszelkiego stanu.

Nie chcemy też pominąć milczeniem, że Najśw. Panna sama, i w naszych czasach, ten sposób modlitwy gorąco poleciła, objawiając się w grocie w Lourdes i własnym przykładem ucząc niewinne dziewczątko odmawiania Różańca. Czemuż więc nie mielibyśmy się wszystkiego spodziewać, wzywając należycie i święcie, jako się godzi, Matkę niebiańską?

Pragniemy też, Czcigodni Bracia, aby wszyscy wierni, zwłaszcza w nadchodzącym październiku, tak w świątyniach, jako też w domach prywatnych z większą jeszcze to czynili żarliwością. Modlić należy się w roku bieżącym przede wszystkim w tej intencji, aby wszyscy, zarówno ci nieprzyjaciele Boga, którzy wyrzekają się Stwórcy odwiecznego i zuchwale Nim gardzą, jako też ci, którzy następują na wiarę katolicką i swobodę przynależną Kościołowi, oraz ci w końcu, którzy w szale nienawiści buntują się przeciw prawom Boskim i ludzkim i ku ruinie i zagładzie usiłują pociągnąć społeczność ludzką, pokonani przecież zostali za przemożnym wstawiennictwem Bogarodzicy Dziewicy i w duchu pokuty szczerze się nawrócili i pod Jej opiekę się oddali. Niech Ta, która wielce szkodliwą sektę albigensów zwycięsko przepędziła z granic krajów chrześcijańskich, uproszona naszym błaganiem, zwalczy także nowe błędy, zwłaszcza błędy komunistów, którzy z niejednego powodu i niejedną zbrodnią przypominają owe dawne sekty. Jak w czasie wypraw krzyżowych narody europejskie podnosiły jeden głos i jedno błaganie, tak dziś na całym świecie w miastach i miasteczkach, a nawet po wioskach i siołach, prośmy gorąco w wspólnym porywie umysłów i serc Wielką Boga Rodzicielkę o to jedno, aby pognębieni zostali grabarze cywilizacji chrześcijańskiej; aby zmęczonym i zatrwożonym narodom zabłysła jutrzenka prawdziwego pokoju. Jeśli wszyscy chrześcijanie połączą swe ufne i żarliwe wołanie błagalne, możemy niezłomną żywić nadzieję, że Najświętsza Panna jak dawniej, tak i dziś uprosi u swego Syna Bożego, aby wzburzone fale przycichły, opadły i uspokoiły się i aby ten wspólny chwalebny wysiłek modlitewny promiennym uwieńczony został zwycięstwem.

Nadto Różaniec jest nie tylko skutecznym orężem w walce z wrogami Boga i z nieprzyjaciółmi wiary, ale krzewi także i rozwija cnoty ewangeliczne i zdobywa dla nich dusze. Przede wszystkim podsyca wiarę katolicką, odradzającą się łatwo pod wpływem rozważania świętych tajemnic, i podnosi dusze do prawd od Boga użyczonych. Przyzna to każdy, że doniosłe to znaczenie posiada on zwłaszcza w czasach dzisiejszych, kiedy pewna niechęć do spraw duchowych i pewna odraza do nauki chrześcijańskiej opanowała niemało dusz, nawet pomiędzy wiernymi.

Natomiast ożywia nadzieję osiągnięcia dóbr nieśmiertelnych triumf Jezusa Chrystusa i Matki Jego, który w ostatniej części Różańca rozważamy, ukazując nam niebo otwarte i wzywając nas do zdobywania wiecznej ojczyzny. Dlatego teraz, kiedy serca ludzkie rozpala taka chuć posiadania dóbr ziemskich a ludzie coraz namiętniej płoną pożądaniem dóbr znikomych i przemijających rozkoszy, przypomina się wszystkim skarby niebieskie, “dokąd złodziej się nie zbliży i gdzie mól nie niweczy” [9]. i przywodzi na myśl dobra, trwające na wieki.

A dlaczegóż by ci, w których duszach wyschła i wyziębła miłość, skoro w czasie Różańca ze smutkiem serdecznym rozważą mękę i śmierć Zbawiciela naszego oraz utrapienia Bolesnej Jego Matki, nie mieli zapłonąć pragnieniem płacenia miłością za miłość? Z owej Bożej bowiem miłości nie może nie zbudzić się naprawdę gorętsza miłość bliźniego, jeśli się nabożnie rozważy, ile trudów, ile bólu wycierpiał Chrystus Pan, aby wszyscy wrócili do utraconego dziedzictwa synów Bożych.

Przeto, Czcigodni Bracia, niech to będzie przedmiotem szczególnej waszej troski, aby tak owocny sposób modlitwy rozpowszechniał się coraz więcej, w poszanowaniu był u wszystkich i pobożność wszystkich pomnażał. Przyczyńcie się własnym słowem i przez usta współpracowników waszych w duszpasterstwie do tego, aby wierni wszelkiego stanu jasno i wyraźnie poznali piękność i pożytek Różańca. Niech z niego czerpie siłę młodzież, aby mogła okiełznać rosnącą moc złego i czystość zachować nietkniętą. W nim starcy powinni często szukać ukojenia, osłody i pokoju w uciążliwościach wieku. A bojownikom Akcji Katolickiej niech doda bodźca do ochotniejszego i gorliwszego apostolstwa. Strapionym zaś wszelkiego rodzaju – a zwłaszcza konającym w ostatniej godzinie – niech przyniesie osłodę i wzmocni nadzieję osiągnięcia szczęśliwości wiecznej.

Niech szczególnie też ojcowie i matki przyświecają pod tym względem dzieciom dobrym przykładem. Kiedy zwłaszcza pod koniec dnia wracają wszyscy od pracy i zajęć w zacisze domowe, powinno grono dziatek pod przewodnictwem rodziców i przed świętym obrazem Matki Niebiańskiej jednym głosem, w jednej wierze, w jednym duchu odmawiać Różaniec. Jest to przepiękny i zbawienny zwyczaj; nie można wątpić, że zapewni rodzinie pogodne współżycie i sprowadzi na nią dary niebieskie. Ilekroć też przyjmujemy nowozaślubione małżeństwa i po ojcowsku do nich przemawiamy, dajemy im zawsze koronkę i gorąco ją polecamy. Zachęcamy ich usilnie – na własny powołując się przykład – aby ani w jednym dniu nie zaniedbali tych modłów, choćby nie wiedzieć jak obarczeni byli kłopotami i pracami.

Z tych powodów uważaliśmy, Czcigodni Bracia, za rzecz odpowiednią, aby zachęcić was, a przez was, wszystkie owieczki wasze do tej modlitwy różańcowej, a nie wątpimy, że chętnie, jak zawsze, słuchając Naszego polecenia, obfite zbierzecie owoce. Jest inna jeszcze sprawa, która przy pisaniu tej encykliki leży Nam na sercu; mianowicie pragniemy, by wraz z Nami wszyscy Nasi synowie w Chrystusie złożyli Najchwalebniejszej Bogarodzicy serdeczne podziękowanie za silniejsze zdrowie, szczęśliwie przez Nas odzyskane. Jak to już przy innej napisaliśmy okazji [10], łaskę tę przypisujemy wstawiennictwu Dziewicy z Lisieux, św. Teresie od. Dzieciątka Jezus; niemniej jednak wiemy, że wszystkie łaski Najwyższego i Wszechmocnego Boga pochodzą przez ręce Bogarodzicy.

W końcu, ponieważ bardzo niedawno ośmielono się publicznie w prasie ciężko znieważyć imię Najświętszej Panny, nie możemy pominąć tej sposobności, aby razem z Episkopatem i ludem tego narodu, który czci Maryję jako Królową Korony Polskiej, także z popędu własnego serca nie złożyć Tej Niebiańskiej Królowej należnego Jej zadosyćuczynienia i z żalem i oburzeniem nie napiętnować przed całym światem katolickim tego niecnego czynu w łonie ucywilizowanego narodu bezkarnie popełnionego.

Tymczasem zaś jako zadatek łask Bożych i w dowód ojcowskiej Naszej miłości przesyłamy w Panu jak najmiłościwiej wam, Czcigodni Bracia, i owieczkom pieczy waszej powierzonym, Błogosławieństwo Apostolskie.

Dan w Castel Gandolfo, w pobliżu Rzymu, dnia 29 września, w uroczystość Św. Michała Archanioła, w roku 1937, szesnastym Naszego Pontyfikatu.

PIUS PP. XI

Przypisy:

* Acta Apost. Sedis, tom XXIX, str. 373, w przekładzie J. E. Ks. Biskupa Dra Okoniewskiego.

1. Acta Ap. Sedis 1937, vol. XXIX, p. 65.

2. Cf. Io 6, 69.

3. Ex Brev. Rom.

4. Cf. Sap 1,14.

5. Sermo in Nativ. B. M. V. 1.

6. Acta Leonis, 1898, vol. XVIII, pp. 154, 155.

7. Lc. 11,1.

8. Mat. 18, 3.

9. Lc. 12, 53.

10. Cf. odręczne pismo do J. E. kardynała Pacellego, Osseroatore Romano, 5 września, 1937, nr 207.

Źródło: Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie, Nr 11, listopad 1937, s. 473 – 478. (via www.opoka.pl)

Ilustracja: Fragment obrazu Matka Boża z Różańcem, Guido Reni, 1596, (Creative Commons via Wikipedia)




Poświęcenie rodzaju ludzkiego Maryi w intencji pokoju na świecie

Reginald Garrigou-Lagrange OP

Powaga wydarzeń ostatnich lat, rewolucja bolszewicka, hiszpańska wojna domowa oraz wojna światowa pokazują, że wierni powinni coraz mocniej uciekać się do Boga poprzez wielkich pośredników, których dał nam On ze względu na naszą słabość. Okropieństwo tych wydarzeń pokazuje w sposób szczególnie uderzający, do czego zdolni są ludzie, gdy zupełnie wyrzekają się Boga i organizują swoje życie bez Niego, z dala od Niego i przeciw Niemu. Kiedy zamiast wierzyć w Boga, pokładać w Nim nadzieję i przede wszystkim kochać Go, a w Nim naszego bliźniego, chcemy wierzyć w ludzkość, mieć w niej nadzieję i kochać ją w sposób czysto ziemski, nie musimy długo czekać, aby ukazała się nam ze wszystkimi swymi skazami i otwartymi ranami: pychą życia, pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i całą brutalnością, jaka z tego wynika. Gdy zamiast czynić Boga naszym celem ostatecznym, który wszyscy mogą jednocześnie posiadać, poszukujemy naszego ostatecznego celu w dobrach ziemskich, szybko odkrywamy, że głęboko nas one dzielą, bowiem ten sam dom, to samo pole, to samo terytorium nie może należeć jednocześnie i integralnie do kilku właścicieli. Im bardziej materializujemy swoje życie, tym bardziej pobudzone zostają niższe pożądania niepodporządkowane  wyższej formie miłości, tym ostrzejsze stają się konflikty między jednostkami, klasami i narodami, aż w końcu ziemia staje się prawdziwym piekłem.

Pan Jezus pokazuje zatem ludziom, kim bez Niego się stają. Jest to uderzający komentarz do tych słów Zbawiciela: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15, 5); „Kto nie jest ze mną, przeciwko mnie jest; a kto nie gromadzi ze mną, rozprasza” (Mt 12, 30); „Szukajcie więc naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane” (Mt 6, 33). Psalmista w ten sam sposób mówi: „Jeśli Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go budują; jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa ten, który go strzeże” (Ps 126, 1).

Dwa wielkie zła naszej epoki, jak powiedział papież Pius XI, to z jednej strony materialistyczny i ateistyczny komunizm oparty na programie „bezbożników”, a z drugiej strony nieograniczony nacjonalizm, którego celem jest ustanowienie zwierzchnictwa silniejszych narodów nad słabszymi, bez poszanowania prawa Boskiego i naturalnego. Stąd wynika gorzki konflikt, w którym pogrąża się cały świat.

Jako lekarstwo na to zło, najgorliwsi wśród katolików pochodzących z narodów będących de facto po przeciwnych stronach odczuwają potrzebę wspólnej modlitwy, która ponownie zjednoczy przed Bogiem dusze prawdziwych chrześcijan we wszystkich krajach, aby coraz mocniej utwierdzać rządy Boga i Jego Chrystusa w miejsce panowania pychy i chciwości. W tym celu codziennie odprawiane są Msze i adoracja Najświętszego Sakramentu. Ten ostatni został ustanowiony w różnych krajach w tak szybki i powszechny sposób, że należy uważać go za owoc wielkiej łaski od Boga.

Pokój zewnętrzny nie zostanie osiągnięty przez świat inaczej, jak tylko poprzez spokój wewnętrzny dusz, prowadzący je na powrót do Boga i do ustanowienia panowania Chrystusa w głębi ich umysłów, serc i woli. Aby zbłąkane dusze powracały do Tego, Który sam może je zbawić, konieczne jest skorzystanie z wstawiennictwa Maryi, Uniwersalnej Pośredniczki i Matki wszystkich ludzi. Mówi się o grzesznikach, którzy wydają się na zawsze zgubieni, że należy ich zawierzyć Maryi: to samo dotyczy zbłąkanych ludów chrześcijańskich.

Wpływ Najświętszej Maryi Panny ma doprowadzić dusze do Jej Syna, podobnie jak wpływ Chrystusa, Uniwersalnego Pośrednika, ma na celu doprowadzenie ich do Jego Ojca.

Modlitwa Maryi, zwłaszcza odkąd została wzięta do nieba, jest powszechna w najszerszym tego słowa znaczeniu. Modli się nie tylko za poszczególne dusze na ziemi i w czyśćcu, ale także za rodziny i wszystkie narody, które powinny żyć w promieniach światła Ewangelii i pod wpływem Kościoła. Co więcej, siła Jej modlitwy bierze się stąd, że ​​jest bardziej oświecona i pochodzi z miłości Boga i dusz, i nic nie może Jej osłabić ani przerwać. Miłosierna miłość Maryi do ludzi przewyższa miłość wszystkich aniołów i świętych razem wziętych, podobnie jak moc Jej wstawiennictwa u Najświętszego Serca Jej Syna.

Dlatego wiele pobożnych dusz ze wszystkich stron świata, przed niespotykanym dotąd bezładem i tragicznymi cierpieniami tej godziny, odczuwa potrzebę uciekania się do odkupieńczej Miłości Chrystusa za wstawiennictwem Maryi Pośredniczki.

W wielu krajach, zwłaszcza w klasztorach żarliwego życia kontemplacyjnego, przypomina się, że wielu francuskich biskupów zebrało się w Lourdes podczas drugiego krajowego kongresu maryjnego, 27 lipca 1929 r., i wyraziło papieżowi swoje pragnienie poświęcenia rodzaju ludzkiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Należy także pamiętać, że ks. Deschamps SJ, w 1900 r., Kardynał Richard, arcybiskup Paryża, w 1906 r., ks. Le Dore, przełożony generalny eudystów, w 1908 i 1912 r. oraz ks. Lintelo SJ, w 1914 r. zainicjowali stworzenie petycji skierowanych do papieża w celu doprowadzenia do poświęcenia rodzaju ludzkiego Niepokalanemu Sercu Maryi.

Aktem zbiorowym biskupi Francji na początku I wojny światowej, w grudniu 1914 r., poświęcili Francję Maryi. Kardynał Mercier w 1915 r. w liście pasterskim o Maryi Pośredniczce pozdrowił Najświętszą Dziewicę, Matkę rodzaju ludzkiego, jako Królową Świata. Ks. Lucas, nowy przełożony generalny eudystów, uzyskał w ciągu kilku miesięcy ponad trzysta tysięcy podpisów, aby przyspieszyć za sprawą tej konsekrację pokój Chrystusa poprzez Jego panowanie.

Siłą, której potrzebujemy w obecnych wstrząsach, jest modlitwa Maryi, Matki wszystkich ludzi, która otrzyma dla nas pokój od Zbawiciela. Jej wstawiennictwo ma ogromną moc przeciwko złemu duchowi, który opanował ludzi, klasy i narody. Jeśli formalny pakt z demonem, uczyniony przez człowieka intencjonalnie, może mieć tragiczne konsekwencje w życiu duszy i zesłać ją na wieczne potępienie, jakiż duchowy skutek przyniesie konsekracja Maryi, dokonana w głębokim duchu wiary i często odnawiana z jeszcze większą wiernością?

Być może pamiętamy, że w grudniu 1836 r. czcigodny proboszcz kościoła Matki Bożej Zwycięskiej w Paryżu, odprawiając Mszę św. przy ołtarzu Najświętszej Dziewicy, zrozpaczony myślą o widocznym niepowodzeniu swojej posługi, usłyszał te słowa: „Poświęć swoją parafię Najświętszemu i Niepokalanemu Sercu Maryi”, a kiedy dokonano konsekracji, w parafii rozpoczęły się przemiany.

Modlitwa Maryi za nas jest modlitwą Matki bardzo mądrej, bardzo kochającej i bardzo silnej, która nieustannie czuwa nad swoimi dziećmi, nad wszystkimi ludźmi powołanymi do przyjęcia owoców Odkupienia. Takie jest doświadczenie każdego, kto codziennie poświęca Maryi wszystkie swoje dzieła, materialne i duchowe, i wszystkie swoje przedsięwzięcia. Odzyskuje wiarę i pewność siebie, gdy wszystko wydaje się stracone.

Otóż, jeżeli dzięki indywidualnemu poświęceniu Maryi swojej duszy otrzymujemy codziennie wielkie łaski światła, miłości i siły, jakież będą owoce poświęcenia rodzaju ludzkiego Zbawicielowi przez samą Maryję, dokonanego na prośbę powszechnego Ojca wszystkich wiernych — najwyższego Pasterza? Jakiż będzie skutek konsekracji dokonanej w ten sposób, zwłaszcza jeśli wierni między różnymi narodami zjednoczą się, aby zmienić swoje życie zgodnie z tym poświęceniem, w żarliwej modlitwie często odnawianej podczas Mszy Świętej?

Aby sprawić, że Ojciec Święty spełni ten akt, konieczne jest, aby wystarczająca liczba wiernych zrozumiała ostatnią lekcję, którą otrzymała od Opatrzności Bożej. Innymi słowy, wystarczająca liczba wiernych powinna przyjąć znaczenie i doniosłość tej konsekracji. W przeciwnym razie nie będzie w stanie uzyskać wymaganych efektów. W Boskim planie utrapienia mijają, gdy przyniosą skutek, jaki miały wywołać, gdy dusze z nich skorzystały – tak jak czyściec kończy się, gdy dusza zostaje oczyszczona.

Jak mawiała pewna świątobliwa osoba duchowna [1]: „Nie żyjemy dla siebie; musimy wszystko widzieć takie, jakie jest to w planie Bożym; nasze obecne cierpienia – nawet gdyby miały osiągnąć szczyt i gdybyśmy sami zostali poświęceni w tej tragedii – zdobywają i przygotowują przyszłe triumfy Kościoła […] Kościół przechodzi zatem od walki do walki i od zwycięstwa do zwycięstwa, następujące kolejno po sobie, aż do Wieczności, która będzie ostatecznym zwycięstwem. «Czyż nie było potrzeba, żeby to cierpiał Chrystus, i tak wszedł do chwały swojej» (Łk 24, 26). Kościół i dusze muszą iść tą samą drogą. Kościół nie żyje tylko przez jeden dzień; kiedy męczennicy padali jak płatki śniegu zimą, czyż nie można było pomyśleć, że wszystko zostało stracone? Nie, ich krew przygotowywała triumfy przyszłości”.

W trudnym okresie, przez który przechodzimy, Kościół potrzebuje bardzo hojnych dusz, prawdziwych świętych. To Maryja, Matka Łaski Bożej, Matka Najczystsza, Dziewica Najroztropniejsza i Najsilniejsza, kształtuje te dusze.

Z różnych stron Pan Jezus proponuje duszom wewnętrznym modlitwę, której forma może się różnić, ale której treść jest zawsze taka sama: „W naszych czasach, gdy duch pychy doprowadzony do stanu ateizmu stara się rozprzestrzenić między narodami, O Panie, bądź jak dusza mojej duszy, życie mego życia, daj mi głębsze zrozumienie tajemnicy Odkupienia i Twego świętego poniżenia samego siebie – lekarstwa na wszelką pychę. Daj mi szczere pragnienie uczestnictwa , w stopniu przeznaczonym dla mnie przez Opatrzność, w tych zbawiennych upokorzeniach i spraw, abym znalazł w tym pragnieniu siłę, pokój i – jeżeli tego pragniesz – radość, aby wzbudzić moją odwagę i zaufanie otaczających mnie ludzi”.

Aby wejść praktycznie w głąb tajemnicy Odkupienia, konieczne jest, aby Maryja, która u stóp Krzyża weszła w nią głębiej niż jakiekolwiek inne stworzenie, nauczyła nas w naszych duszach i objawiła nam słowami Ewangelii, ducha, w którym Ona żyła w całej pełni.

Niech Matka Zbawiciela raczy poprzez swoją modlitwę umieścić wszystkich wiernych różnych narodów pod promieniami tych słów Chrystusa: „A ja chwałę, którą mi dałeś, dałem im, aby byli jedno, jak i my jedno jesteśmy” (Jan 17, 22).

Należy mieć nadzieję, że pewnego dnia, kiedy nadejdzie godzina wyznaczona przez Opatrzność Bożą, i kiedy dusze zostaną przygotowane, Najwyższy Pasterz, w odpowiedzi na modlitwy biskupów i wiernych, poświęci ludzkość Miłosiernemu i Niepokalanemu Sercu Maryi [2], aby Matka Boża jeszcze mocniej prowadziła nas do swego Syna i w ten sposób uzyskała pokój dla świata. Byłoby to nowe potwierdzenie powszechnego pośrednictwa Najświętszej Maryi Panny.

Idźmy do Niej z największą pewnością: została nazwana „nadzieją utrapionych”, a idąc do Niej jako do najlepszej i najmądrzejszej spośród matek, pójdziemy do Jezusa jako do naszego jedynego i miłosiernego Zbawiciela.
 

Źródło: R. Garrigou-Lagrange OP, La Mère du Sauveur et notre vie intérieure, Paris 1948.

[1] Matka Maria od Jezusa, założycielka Towarzystwa Córek Serca Jezusa: „Pensees de la Servante de Dieu, Mere Marie de Jesus (1841–1884), Rome, 1918, ss. 43 sqq ..

[2] Poświęcenie zostało dokonane przez papieża Piusa XII w 1942 r.