1

La Salette: Powrotna fala do Boga

ks. Franciszek Czarnik MS

Przez długie dni zimowe nieprzebrane masy śniegu i grube pokrywy lodu nazbierały się w górach. Zdusiły wszelkie piękne życie. Nie ma — zdawałoby się —mocy, żeby rozkuć te kajdany…

Pewnego dnia ciepły wiatr południowy dotknął jednak zimnych zboczy. Ponura martwota zniknęła, wróciło życie ze śpiewami, kwiatami, zielenią… Od wielu lat w wiosce la Salette, w okolicznych miasteczkach i osiedlach zamarło życie religijne. Jego miejsce zajęło rozwydrzenie moralne: grubiaństwo, duch buntu, lekceważenie postu i dni świętych, przekleństwa i bluźnierstwa najokropniejsze wśród starszych i dzieci. Do sakramentów św. nikt prawie nie przystępował, kościoły parafialne świeciły pustkami, na mszę św. chodziło dosłownie kilka starszych niewiast, inni szli, aby popatrzeć i wykpić. Księża ledwo mogli pokazać się publicznie, najgorliwszych nawet duszpasterzy spotykały zniewagi. Szal życia i użycia ogarnął wszystkich. Najuroczystsze święta parafialne hańbiono orgiami: ordynarnymi śpiewami, tańcami, pijatyką, które trwały bez przerwy kilkanaście dni i nocy. Nie sposób było tych ludzi opamiętać. Zwierzę ludzkie szalało, zdoławszy wmówić w człowieka, że tak jest dobrze, że w tym jest cel i szczęście.

Dziewiętnasty września 1846 r. stał się wiosną zmartwychwstania dla tych zapamiętałych. Słowa Pięknej Pani, pełne groźby i miłości, opowiadanie dzieci stanowcze i wierne, niezwykłe uzdrowienia dokonały tego, co zdawało się niemożliwe. Poprzez serca powiał duch skruchy i gorliwości.

Pierwszą zdobyczą Królowej z la Salette był gospodarz Melanii, Chrzciciel Pra. W dzień objawienia wieczorem postanowił iść nazajutrz grabić liście. Opowiadanie dzieci starał się brać lekko, na żart. Ale — nie pokazując tego po sobie — zastanawiał się. Przestraszył się gróźb Pięknej Pani. Nie miał odwagi pracować już w niedzielę. Rozpoczął życie lepsze i bardziej chrześcijańskie.

Ojciec Maksymina był jednym z najsławniejszych pijaków w okolicy. I, jakby mu ta sława nie wystarczała, starał się i syna wciągnąć w swoje ślady. Sześcioletnie dziecko brał do karczmy i raczył je mocnym alkoholem, śmiejąc się z grymasów chłopca. Ale Piękna Pani zemściła się na nim po matczynemu. Woda z la Salette przyniosła zdrowie schorzałym piersiom i opamiętanie w życiu. „Stało się. Nawróciłem się! Idę zaraz do ks. proboszcza, żeby się wyspowiadać!” W rzeczy samej: odtąd nie słyszało się przekleństw, zerwał z karczmą. Oddał się modlitwie i przystępowaniu do sakramentów św., nie opuścił ani jednej mszy św. A na tak cudownie znalezionej drodze wytrwał do końca i, trzy lata później, śmiercią prawdziwie chrześcijańską i budującą zadokumentował swoje nawrócenie.

Hasło powrotu do Boga zabrzmiało. Trzy tygodnie po zjawieniu dziekan miejscowy mógł napisać do biskupa: „Objawienie wywarło cudowne skutki. Ludzie uczęszczają na nabożeństwa i przestali pracować w niedzielę”. Kościoły przybrały wygląd jak najbardziej wzruszający i budujący. Starzy i młodzi garnęli się do nich ze świętą gorliwością. Nie słyszało się przekleństw i bluźnierstw. Na Boże Narodzenie konfesjonały były dosłownie oblężone. Na pasterce 500 osób przystąpiło do komunii św., w tym połowa mężczyzn. Nikt nie pracuje w niedzielę. Zbiory na polach, nadchodzi burza, nikt nie ratuje zboża. Trzeba dopiero specjalnego rozkazu ks. proboszcza. Zamiast szalonych dancingów – uczęszczanie do kościoła, pielgrzymki na górę zjawienia; zamiast hulatyk, złorzeczeń na Boga i życie –  modlitwy, łzy pokuty i radość nawrócenia.

Góra saletyńska stała się cudotwórczą kazalnicą. Poważna i surowa zmusza do poważnego zastanowienia. Tam wysoko, gdzie nikną wszelkie ślady ludzkiego, hałaśliwego życia, tam sprawa duszy staje się pierwszą. Tam nie idą ciekawi wycieczkowicze. Tam wszystkie ścieżyny i zaciszne miejsca znaczone modlitwą. Bo tam królestwo Pośredniczki grzeszników.

Odmiana dusz zaczyna się najczęściej przy cudownej studzience, w obliczu statuy Dziewicy siedzącej z rękoma wspartymi o kolana, z twarzą ukrytą w dłoniach. Reszta dokonuje się w konfesjonałach. Gdyby one mogły mówić!

Młody oficer sztabowy przybył na górę zjawienia. Ciekawie przygląda się tłumom, okolicy, budowom. Nie może zrozumieć, po co tylu ludzi ciągnie w to opuszczone miejsce. Po godzinie, znudzony, zabiera się do wyjścia, żałując, że tyle się natrudził. Idzie jeszcze z wizytą do ks. przełożonego. Po dziesięciu minutach grzecznościowej rozmowy o niczym, chce odejść.

— Czy pan oglądał już wszystko, co na tej górze interesuje pielgrzymów? — pyta ksiądz.

— Zdaje mi się, że tak.

– Czy widział pan cudowne źródełko?

— No, nie. Nie wiedziałem nic o nim. Gdzie jest?

— Tam, na dole. Nim pan zejdzie z góry, proszę je zobaczyć. Co więcej, proszę wypić szklankę wody z tego źródła. Nikomu nie zaszkodziła, a wielu pomogła. Proszę to zrobić dla mnie

— Jeżeli to księdzu sprawi przyjemność, to owszem.

Wytworny wojskowy odszedł. Upływały godziny: chyba już dawno opuścił górę.

Wieczorem donoszą księdzu, że jakiś oficer sztabowy prosi o spowiedź. Tak, to był on. — Proszę księdza, zawołał spuszczając pokornie głowę. Jestem wielkim grzesznikiem. Co za ciężar mię gniecie!, Muszę go zrzucić… bo ta szklanka wody wszystko we mnie przewróciła. Nie mogę żyć dłużej w niezgodzie z Bogiem. — Nazajutrz przystąpił do komunii św. i modlił się długo. Odtąd i na zawsze stał się przykładem dla miasta i apostołem wśród kolegów.

19 września 1855 redaktor bezbożnego dziennika usługiwał do mszy św. na górze zjawienia. Po nabożeństwie opowiedział księdzu historię swojego życia.

— Jestem starym grzesznikiem, nawróconym tutaj. Pokutuję, służąc do mszy św. Oto, jak się to stało. Umieszczając nieraz w moim dzienniku artykuły o nowym cudzie w la Salette, postanowiłem przyjść tu, nie by bronić prawdy, bo nie myślałem, że jest. Przybywszy, nie napotkałem ani zabobonu, ani chciwości, ani podstępu, ani przebiegłości czy sprytu. Szukałem broni przeciw la Salette, a sam zostałem rozbrojony. Cały rok myśl o la Salette nie opuszczała mię i męczyła. Przyszedłem jeszcze raz potajemnie, by spojrzeć poważnie, bez uprzedzeń. Spędziłem kilka dni, uczestniczyłem w licznych nabożeństwach, prosiłem Boga. Byłem wytrącony z równowagi, ale nie nawrócony. Jak to zrobić? Jak porzucić swe dawne przekonania, by stać się zdobyczą la Salette? Przeżywałem to, co św. Augustyn. Wierzyłem, choć nie chciałem wierzyć, choć nie chciałem uczynić nic dla tej wiary. Oto przyszedłem po raz trzeci, by zwyciężyć lub paść, by stać się obrońcą albo wrogiem religii, bez wahania, bez krętactw, po prostu. Odprawiłem rekolekcje. Spowiednik uznał, że mogę przystąpić do komunii św. Rodzinie i otoczeniu dawałem zły przykład tchórzostwa i obojętności religijnej. Po powrocie sprawę postawię szczerze. Zresztą od dwóch lat zauważono, że jestem inny. Uczę się służyć do mszy św., by postępować tak, jak postępują ludzie, których szanuję. Chcę pokazać, że, będąc chrześcijaninem, nie wstydzę się tego. To jest moja pokuta i moja odpłata.

W roku 1923 Ojciec św. Pius XI na prywatnym przyjęciu zapytał najwyższego przełożonego księży misjonarzy saletynów, czy dzieją się cuda w la Salette. „Tak — brzmiała odpowiedź — są cuda i jest ich bardzo dużo. Ale, tam, w górze, Najświętsza Panna jest specjalistką w nawracaniu grzeszników”.

I to jest dowodem prawdziwości objawienia w la Salette, bo Bóg nie posługuje się kłamstwem, by poruszać i nawracać serca. I to jest dla nas celną pociechy zachętą, by wytrwale prosić o tę największą z łask, o łaskę nawrócenia i pięknego życia dla tych, którzy są nam tak bliscy i drodzy, a tak daleko od Boga odeszli.

I to nas samych zachęci, by sprawę wiary postawić szczerze, by postępować tak, jak ludzie, których szanujemy, by, będąc katolikiem, nie wstydzić się tego. To będzie naszą pokutą i naszą odpłatą dla Boga i najmiłościwszej Pojednawczyni grzeszników z la Salette.

Źródło: ks. Fr. Czarnik MS, U stóp Matki Płaczącej, Rzeszów 1948. [Imprimatur: Bp W. Tomaka, Przemyśl, 9 kwietnia, 1948; język uwspółcześniono].

Ilustracja: archiwum.




La Salette: U stóp Matki Płaczącej

ks. Franciszek Czarnik MS

Naprawdę zapadłą była francuska wioska la Salette, wrzucona w wąwozy południowo – zachodnich Alp, u podnóża szczytu Planeau. Mieszkańcy dzień za dniem biedzili się jedynie nad tym, jakby koniec z końcem związać. Czym innym się nie interesowali, nawet kościołem parafialnym, który cały tydzień, nie wyłączając niedzieli, świecił pustkami. Aż tu 19 września 1846 roku całe osiedle stanęło na nogach. Od chaty do chaty opowiadano sobie cuda prawdziwe.

Oto Maksymin, 11-letni pastuszek od Piotra Selme, i 14-letnia służąca od Chrzciciela Pra, Melania, na górze, co się wznosi nad wioską, ujrzeli jakąś dziwną Piękną Panią, która mówiła im niesłychane rzeczy. Prawda to czy nie, ale wszyscy tak powtarzają.

Maksymin Giraud i Melania Mathieu pochodzili z sąsiedniego miasteczka Corps. Do la Salette sprowadziła ich bieda. Melanka od marca służyła za pastuszkę. Nie pierwsza to była dla niej służba, bo skoro tylko doszła do odrobiny sił, opuściła chatę w której przedtem i tak rzadko się zjawiała, chodząc po żebrach od maleńkości. Maksymin znowu hasał sobie po ulicach lub pasał jedyną kozę ojcowską. Ani ojciec, ani macocha nie troszczyli się o niego. Strasznie był lekkomyślny. Toteż Piotr Selme, który od poniedziałku wziął roztrzepańca tymczasowo na pastuszka, musiał go mieć ciągle na oku.

Mimo wszystko dzieci były niezepsute, o prawej duszy. Pierwszy raz spotkały się w czwartek, 17 września, gdy pędziły trzody do stajni. Na zawieranie znajomości nie było czasu. W piątek — zawsze pod dozorem Piotra Selme — pasły bydło na Planeau. Podobnie w sobotę, 19 września, od samego ranka. W południe zaprowadziły bydło do strumyka Sezja pod Planeau.

Maksymin nie miał ochoty wracać pod dozór gospodarza, postanowili więc zatrzymać się tutaj do wieczora. Posilili się chudą porcją sera i wbrew zwyczajowi położyli się do snu. Spały tak godzinę, półtorej. Pierwsza zerwała się Melania. Przelękniona o los trzody, woła na Maksymina.

Wybiegają na Planeau i spostrzegają, jak krówki wypoczywają po drugiej stronie rzeczki. Spieszą więc z powrotem po swoje rzeczy, pierwsza idzie Melania. Zaledwie postąpiła 8 kroków, gdy stanęła jak wryta. — Maksymin — patrz, światło. 25 kroków niżej, tam, gdzie znajdowały się ich rzeczy, błyszczała lśniąca kula. Na darmo dzieci mrużą oczy.

Wśród oślepiającego migotania kula otwiera się i we wnętrzu zaznaczają się kształty osoby siedzącej, z łokciami opartymi na kolanach, z twarzą w dłoniach. Dzieci truchleją z przerażenia. Dziwna osoba szybko wyprostowuje się i przemawia słodko: „Zbliżcie się, moje dzieci, nic się nie bójcie, jestem tu, by wam opowiedzieć wielką nowinę”. Od razu przestają się bać i przybiegają do stóp Pięknej Pani: Wpatrują się w nią bez trudności, choć cała płonie ogromnym blaskiem. Suknia Jej długa, bielutka. Na ramionach prosta wieśniacza chusta, zdobiona różami i złotym łańcuchem. Na piersiach krucyfiks z młotkiem i obcęgami. Na głowie czepek wiejski z wiankiem róż. Twarz pełna przejmującego smutku. „Płakała przez cały czas rozmowy z nami. Widziałam Jej łzy, jak płynęły” — wyznawała Melania. Pozdrowiła dzieci miłym spojrzeniem i poczęła mówić z boleścią:

– Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę musiała puścić rękę mojego Syna. Jest ona tak mocna i tak ciężka, że nie będę mogła dłużej jej powstrzymać. Od jak dawna cierpię dla was. Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić. A wy sobie z tego nic nie robicie. Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam. Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To obciąża tak bardzo rękę mego Syna. Woźnice bluźnią, dorzucając do bluźnierstw imię mojego Syna. Te dwie rzeczy tak bardzo obciążają rękę mojego Syna. Jeżeli zbiory się psują —tu łzy jeszcze obficiej płynęły po twarzy Pięknej Pani — to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, lecz wy nic się tym nie przejmowaliście. Przeciwnie, gdyście znaleźli ziemniaki zepsute, bluźniliście i do bluźnierstw mieszaliście imię mojego Syna. I będą się psuły dalej tak, że tego roku na Boże Narodzenie już ich nie będzie. Jeżeli macie zboże, nie trzeba go siać, bo wszystko co zasiejecie zjedzą robaki. A jeżeli co wyrośnie, obróci się w proch przy młóceniu. Przyjdzie wielki głód. Zanim głód przyjdzie, dzieci poniżej siedmiu lat dostaną drżączki i będą umierać na rękach trzymających je osób. A inni będą pokutować przez głód. Orzechy zrobaczeją, winogrona zgniją.

W tym miejscu Piękna Pani powierzyła najpierw chłopcu potem dziewczynce tajemnice, nakazując, by ich nie zdradziły nikomu. Dzieci pozostały wierne poleceniu. Nawet między sobą nie mówiły o nich nigdy. Po wiele razy chciano je podchwycić, to znowu zmusić groźbą, albo pociągnąć piękną obietnicą. Nie ustąpiły. Jedynie, i to po długim namyśle, na wyraźne życzenie Ojca św. Piusa IX, przesłały je do Rzymu w opieczętowanych kopertach. Papież, przeczytawszy tajemnice, wyrzekł z boleścią: „Oto nieszczęścia, które grożą Francji, ale nie tylko ona winna: Niemcy, Włochy, cała Europa zawiniła i zasługuje na karę. Nie tyle się obawiam otwartego bezbożnictwa, ile obojętności i względu ludzkiego. Słusznie nazywamy Kościół wojującym”.

Piękna Pani mówiła dalej:

– Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały staną się stosami zboża; ziemniaki same się zasadzą. Czy odmawiacie dobrze pacierz, moje dzieci? — zapytała z matczyną troskliwością. — Nie bardzo — O, moje dzieci, trzeba go dobrze odmawiać wieczorem i rano; gdy nie będziecie mogły więcej, zmówcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś, a gdy będziecie miały czas, zmówcie więcej. Podczas lata tylko kilka starszych kobiet idzie na Mszę św. Inni pracują w niedzielę całe lato. A w zimie, gdy nie wiedzą co robić, idą do kościoła po to tylko, by sobie żartować z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do jatek jak psy. Nie widziałyście zepsutego zboża, moje dzieci? — pyta jak dobra matka. — O, nie, proszę pani, nie widziałyśmy wcale, odpowiada Maksymin. — Lecz ty, mój chłopcze, ty musiałeś je widzieć raz, koło Coin, wraz ze swym ojcem. Właściciel pola zagadnął twego ojca, by obejrzał jego zepsute zboże. Poszliście obaj. Wzięliście do rąk dwa lub trzy kłosy zboża, potarliście je i wszystko obróciło się w proch. A potem, gdyście wracali, o pół godziny drogi do Corps, ojciec twój dał ci kawałek chleba mówiąc: „Masz, mój chłopcze, jedz chleb tego roku, bo nie wiem, kto go będzie jadł nadchodzącego lata, jeżeli zboże będzie się tak psuło dalej” — O, tak, proszę pani — zawołał mały — teraz to sobie przypominam. Przed chwilą nie mogłem sobie przypomnieć.

Jakby nie zważając na swobodne gawędzenie chłopca, Piękna Pani ustanawia tych dwoje pastuszków, zabiedzonych, nie umiejących czytać ni pisać, swymi apostołami! „A więc, moje dzieci, opowiedzcie to wszystkiemu memu ludowi”, powiedziała po dwa razy. Równocześnie postąpiła naprzód brzegiem strumyka, a potem nieco w górę, po zboczu Planeau. Uniosła się lekko ponad źdźbła trawy, w majestatycznym milczeniu. Dzieciom żal się zrobiło za dobrą Piękną Panią. Pobiegły za nią. Na małym pagórku zatrzymała się zwrócona na południowy wschód, ku Rzymowi. Nieruchoma, a majestatyczna, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, podniosła oczy ku niebu, potem z matczyną słodyczą opuściła je ku ziemi. Nie płakała już, lecz nie ustąpił bezbrzeżny smutek. Poczęła znikać. Blask, promieniujący z całej osoby, jakby pochłaniał głowę, ramiona, stopy. Maksymin chciał pochwycić choć różę. Na darmo…

– To może jaka święta, westchnęła Melania.

– Gdybyśmy były wiedziały że to wielka święta, powiedziałybyśmy jej, żeby nas z sobą zabrała — dodał Maksymin.

– O, gdyby tak tu jeszcze była. Ona nie chce się pokazać, byśmy nie wiedziały, gdzie idzie!

Lecz Pięknej Pani naprawdę już nie było… Dzieci zostały same. Niewiele zrozumiały z tego całego zdarzenia, a najmniej z rozkazu, który im dała odchodząca Piękna Pani. Świadomość wielkiego zadania drzemała w głębi ich małych prostaczych serc.

Obudzi je i zamieni w odwagę niezwykłą i gorliwość nieostygłą sama Zjawiona, która czuwać będzie, ażeby Jej słowa, wypowiedziane w górskim zakątku, wobec tych dwojga, niewiele znaczących świadków, nie zginęły, lecz naprawdę stały się wielką nowiną dla całego Jej ludu — by wstrząsnęły obojętnymi — by zapalały ochotnych — by wszystkim mówiły o czuwającej, troskliwej opiece dobrej Orędowniczki i Matki wszystkich, targanych życiem, biednych ludzi.

Źródło: ks. Fr. Czarnik M.S, U stóp Matki Płaczącej, Rzeszów 1948. [Imprimatur: Bp W. Tomaka, Przemyśl, 9 kwietnia, 1948; język uwspółcześniono].

Ilustracja: archiwum.




Koronka ku czci Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny

„O, wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie, a przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść moja” (Jeremiasz 1, 12)

Pewnego razu, gdy św. Weronika z Binasco rozważała Mękę Pańską, Pan Jezus rzekł do niej: „Córko moja, miłe mi są łzy, które wylewasz nad męką moją, ale ponieważ niezmiernie kocham moją Matkę Marię, większą sprawisz mi pociechę, gdy rozważać będziesz boleści, które Ona wycierpiała w czasie mojej męki”. Przed św. Brygidą skarżyła się Matka Najświętsza, że mało jest dusz które by rozważały Jej boleści i z Nią współcierpiały. Św. Alfons Liguori w dziele „Uwielbienia Marii” opowiada, że po Wniebowzięciu, okazała się św. Janowi Ewangeliście Najświętsza Maria Panna prosząca Syna swego o łaski, dla czcicieli boleści, które wycierpiała w ciągu swego życia. Wówczas Pan Jezus obiecał następujące szczególne łaski dla tych wszystkich, którzy czcić będą boleści Jego Najświętszej Matki:

1. Czciciele boleści Najświętszej Panny nie umrą bez szczerej pokuty za grzechy, gdy prosić będą o łaski potrzebne przez zasługi Jej boleści.

2. Matka Bolesna bronić będzie swych czcicieli w uciskach wewnętrznych, w godzinie śmierci.

3. Uprosi im szczególne nabożeństwodo Męki Pańskiej i osobną chwałę w niebie.

4. Szczególniej opiekować się będzie swymi czcicielami i rozporządzać nimi według swego upodobania.

Sposób odmawiania koronki ku czci siedmiu boleści Najświętszej Marii Panny.

Koronka ta złożona z 7 części, z których każda składa się z 1 Ojcze nasz i 7 Zdrowaś Mario. W czasie odmawiania należy rozważać 7 boleści Najświętszej Marii Panny i odczytywać je z tej książeczki.

W 1 części: 1 Boleść Najświętszej Marii Panny — Proroctwo Symeona.

W 2 części: 2 Boleść Najświętszej Marii Panny — Ucieczkę do Egiptu.

W 3 części: 3 Boleść Najświętszej Marii Panny — Zgubienie Dzieciątka Jezus w świątyni.

W 4 części : 4 boleść Najświętszej Marii Panny — Spotkanie P. Jezusa z Matką Najświętszą na drodze krzyżowej.

W 5 części: 5 Boleść Najświętszej Marii Panny — Ukrzyżowanie Pana Jezusa. 

W 6 części: 6 Boleść Najświętszej Marii Panny — Zdjęcie z krzyża.

W 7 części: 7 Boleść Najświętszej Marii Panny — Złożenie do grobu.

Na zakończenie 3 „Zdrowaś Mario” ku czci łez wylanych przez Najświętszą Pannę.

Przed rozpoczęciem koronki:

1. staw się w obecności Boga i mów :

„Wierzę o Boże mój, że tu jesteś obecny, że mnie widzisz i przenikasz serce moje. Obym o Tobie ciągle pamiętał, w ciągu tej koronki.

2. Uczyń akt żalu za grzechy i mów :

„Żałuję, o Boże mój, za wszystkie grzechy moje, zwłaszcza za grzechy śmiertelne, żem nimi tak często Ciebie, moje Dobro najwyższe, zasmucał i obrażał. Kocham Cię nad wszystko — obym Cię już nigdy w życiu nie obraził!”

Ojcze, bądź miłościw mnie grzesznemu!

3. Tu przypomnij intencję na jaką chcesz tą koronkę odmówić.

4. Proś Ducha św. o łaskę dobrej modlitwy :

„Przyjdź Duchu św. napełnij serca Twoich wiernych i racz w nich zapalić ogień miłości Twojej”.

V. Wypuść Ducha Twego a będą stworzone.

Q. I odnowisz oblicze ziemi.

Módlmy się.

Boże, któryś oświecił serca wiernych światłem Ducha św., daj nam abyśmy w tymże duchu poznali prawdę, i Jego pociechy zawsze doznawali, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

KORONKA KU CZCI SIEDMIU BOLEŚCI NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY

W Imię Ojca † i Syna † i Ducha św. Amen.

1. Ojcze nasz i 7 Zdrowaś Mario.

I. Boleść: Proroctwo Symeona.

1. Najświętsza Maria Panna wstępuje do świątyni Jerozolimskiej.

2. Ofiaruje Jezusa Ojcu Niebieskiemu.

3. Symeon bierze na ręce Jezusa i przepowiada Marii: „A Twoją duszę przeniknie miecz”.

4. Maria widzi w duchu całą Mękę Jezusa.

5. Jej Serce przebija miecz boleści.

6. Wraca do domu z Jezusem i Józefem.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! uproś mi przez tę pierwszą boleść Twoją, poznanie grzechów moich, obrzydzenie ich sobie i silną wolę niegrzeszenia więcej.

II. Boleść : Ucieczka do Egiptu.

1. Anioł we śnie poleca Józefowi uciekać z Jezusem i Marią do Egiptu, bo Herod chce zabić Dzieciątko.

2. Józef ogłasza Marii wolę Bożą.  

3. Najświętsza Maria Panna z Dziecięciem i Józefem opuszcza Betlejem.

4. Znosi cierpliwie niewygody podróży.

5. Z Jezusem i Józefem przybywa do Egiptu.

6. Po trzech latach powraca Najświętsza Rodzina do Nazaretu.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę drugą boleść Twoją uproś mi łaskę, abym zawsze uciekał skutecznie przed pokusami szatana i okazjami do grzechu.

III. Boleść: Zgubienie Dzieciątka Jezus w świątyni.

1. Józef i Maria idą z Jezusem na święta do Jerozolimy.

2. Najświętsza Rodzina modli się żarliwie w świątyni.

3. Maria i Józef wracając do domu, widzą,  że zgubili Jezusa.

4. Powracają do Jerozolimy i przez trzy dni z utęsknieniem Go szukają.

5. Znajdują z radością Jezusa w świątyni.

6. Rodzina św. wraca do Nazaretu.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! Przez tę trzecią boleść Twoją błagam Cię o łaski, ażebym zgubiwszy kiedy Jezusa przez grzech, mógł Go znów zaraz odnaleźć w Sakramencie Pokuty.

IV. Boleść: Najświętsza Maria Panna spotyka Pana Jezusa z krzyżem na drodze krzyżowej.

1. Pan Jezus idzie z krzyżem na górę Kalwarię.

2. Upada po trzykroć pod krzyżem.

3. Najświętsza Maria Panna spotyka Jezusa na drodze krzyżowej.

4. Serce Marii przebija miecz boleści, na widok Jezusa zakrwawionego.

5. Pan Jezus naucza płaczące niewiasty.

6. Św. Weronika ociera Najświętsze Oblicze Pana Jezusa.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę czwartą boleść Twoją, błagam Cię, abyś mi zawsze towarzyszyła, na wszystkich drogach życia mego, a zwłaszcza w godzinę śmierci mojej. Uproś mi przebaczenie złości moich, i odwróć ode mnie karę Bożą.

V. Boleść: Ukrzyżowanie Pana Jezusa.

1. Pan Jezus z szat obnażony i do krzyża przybity.

2. Serce Marii na ten widok przebija miecz boleści.

3. Pan Jezus z krzyżem podniesiony.

4. Wisi wpośród dwóch łotrów.

5. Przechodzący bluźnią Jezusowi.

6. Moje to grzechy były przyczyną ukrzyżowania Pana Jezusa.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę piątą boleść Twoją, uproś mi łaskę szczęśliwej śmierci, godnego przyjęcia Świętych Sakramentów i oddania duszy w ręce Stwórcy mojego.

VI. Boleść: Zdjęcie z krzyża Ciała Chrystusowego i złożenie na łonie Najświętszej Marii Panny.

1. Pan Jezus umiera na krzyżu.

2. Żołnierz przebija włócznią bok i serce Jezusa.

3. Pod krzyżem stoją Matka Bolesna, św. Jan Ewangelista i pobożne niewiasty.

4. Józef z Arymatei i Nikodem, zdejmują z krzyża Najświętsze Ciało Jezusowe.

5. Składają na łonie Najświętszej Marii Panny.

6. Serce Marii przebija miecz boleści.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna! przez tę szóstą boleść Twoją uproś mi moc do cierpliwego znoszenia przeciwności życia i do zgadzania się z wolą Bożą.

VII. Boleść: Złożenie do grobu Najświętszego Ciała Jezusowego.

1. Najświętsze Ciało Jezusa zdjęte z krzyża, w prześcieradła zawijają i maściami namaszczają.

2. Najświętsze Ciało Jezusa odnoszą do grobu.

3. Matka Najświętsza idzie z niewiastami w tym smutnym pochodzie.

4. Ciało Chrystusowe składają w grobie, wykutym w skale.

5. Serce Marii przebija miecz boleści.

6. Matka Bolesna opuszcza z niewiastami górę kalwaryjską.

7. Królowo Męczenników, Matko Bolesna, przez tę siódmą boleść Twoją uproś mi wyzucie się ze wszelkich przywiązań ziemskich, i gorące pragnienie zdobycia nieba, dla wychwalania Tam Boga w Trójcy Jedynego i Ciebie, o Matko moja, na wieki wieków. Amen.

Módl się za nami, Dziewico Najboleśniejsza! Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych!

Módlmy się:

Boże, przy którego Męce, według proroctwa Symeona, najsłodszą Duszę przenajchwalebniejszej Marii, Panny i Matki, miecz boleści przeniknął, spraw miłościwie, abyśmy, którzy pamiątkę Jej boleści z pobożnością rozpamiętywamy, za chwalebną przyczyną i zasługami wszystkich Świętych pod krzyżem statecznie stojących, zbawienny skutek Męki Twojej otrzymali. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem i z Duchem św., na wieki wieków. Amen.

Módlmy się:

Najszlachetniejsza Matko Jezusa, przez wszystkie boleści Twoje, a osobliwie przez oną najokrutniejszą boleść, która Serce Twoje przeszyła, kiedyś widziała konającego Syna Twego, nie opuszczaj mnie przy skonaniu moim. Amen.

Panie Jezu Chryste, przez ową gorzkość, którąś na krzyżu cierpiał, osobliwie w oną godzinę, kiedy najszlachetniejsza dusza Twoja, wychodziła z Ciała Twego, zmiłuj się nad duszą moją, przy wyjściu jej z ciała mojego. Przez zasługi Twych siedmiu boleści, o Matko Bolesna, wyjednaj mi następujące łaski: (tu wymień, co pragniesz sobie uprosić).

Na zakończenie koronki : 3 Zdrowaś Mario, ku czci łez wylanych przez Najświętszą Marię Pannę i 3 Zdrowaś Mario, na zadośćuczynienie za wszystkie obelgi miotane przeciw Matce Bożej. O Królowo Męczenników, błagam Cię przyjmij mię, za sługę i niewolnika swego, a w godzinę śmierci mojej zabierz mię, abym ze wszystkimi Wybranymi Boskimi, Twoimi osobliwie ukochanymi, Ciebie kochał i wychwalał na wieki, wieków. Amen.

Źródło: Zachęta do odmawiania Koronki ku czci Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny. Nihil obstat: Steph. Marnidłowski, Censor. L. 4469. Pozwalamy drukować, † W. Tomaka, Wikariusz Generalny, Przemyśl, 3. X. 1938 (język uwspółcześniono)

Ilustracja: Fragment obrazu Matka Boża od Siedmiu Boleści autorstwa Adriaena Isenbrandta, ca. 1490-1551 (Creative Commons Attribution 3.0 Unported)




Sodalicje Mariańskie w historii Polski

K. M. Morawski

Przemówienie na akademii jubileuszowej w Warszawie w dniu 16 grudnia 1934. uświetnionej obecnością J. E. Nuncjusza Apostolskiego Oraz przedstawicieli Episkopatu

I.

Kiedy w studiach nad wczesnym wolnomularstwem zapoznałem się z płodną działalnością historyka Loży niemieckiej Ludwika Kellera, przekonałem się, że mąż ten, głęboko wtajemniczony w „arkana” swojej sekty, rejestrując potężne, heroiczne zmagania się stulecia szesnastego, echo bolesnego rozdarcia „nieszytej sukni Chrystusowej” – na jednej szali rozważań swoich umieszczał owe liczne, tajne jeszcze nieraz, „jaczejki” [ros. ‘komórki’ – przyp. red] protestanckie, jakie rozpleniły się były w tej dobie gęsto po Niemczech i po reszcie Europy, na drugiej zaś – świeżo także powstałą „Kongregację Marjańską”. Luter i Skarga – w dwóch tych dla nas symbolicznych postaciach streszczać się może cała epoka reformacyjna – wydają się nam w ten sposób tytanami, tytanami złego czy dobrego ducha, co, potężnym wysiłkiem napięcia tegoż, naciskają na dźwignię, by wprawić w ruch i przeważyć każdy swoją szalę.

Rzym, kolegium Gesu, rok 1585, Belg Jan Leunis, oto są składniki i czynniki potężnego ruchu w jego genezie. Ośrodek Kościoła, centrala Towarzystwa Jezusowego, czasy Zygmunta Augusta i Batorego oraz uniwersalizm omnium gentium składają się na „klimat”” – jak się dzisiaj mawia – młodej rośliny sodalicyjnej.

Bullą Omnipotentis Dei z 5 grudnia 1584 (a więc równo niemal 350 lat temu [referat powstał w 1934 r. – przyp. red.]), tworzył Grzegorz XIII, papież reformy kalendarza, kanoniczną podstawę Sodalicji pod postacią t.zw. Congregatio Prima Primaria.

„Można śmiało utrzymywać – charakteryzuje promieniowanie tej Prima Primarii węgierski jej historyk, Ojciec Adalbert Bangha[2] – że Towarzystwo Jezusowe w wielkiej części za pomocą Kongregacji Mariańskiej wszystko to osiągnęło, czego dokonało… zwłaszcza… za czasów reformy katolickiej w XVI i XVII stuleciu… Zapewne nie wyraził się ruch kongregacyjny w takim entuzjastycznym wybuchu… nastrojów rycersko-katolickich, jak np. Wojny Krzyżowe, niemniej jednak aktywność jego winna być w owych czasach upadku religijnego i buntu ogólnego przeciwko autorytetom kościelnym uważana za opatrznościową… Wówczas gdy całe kraje włącznie z inteligencją, a nawet częściami kleru, bez żadnego niemal oporu popadały w protestantyzm, powstawały wszędzie grupy i hufce laików, które nie tylko że wykazywały wzorową obyczajność i niewzruszoną wierność Rzymowi, ale nadto, jako apostołowie świeccy, zastawiały się słowem i czynem za starą wiarę, wyrażoną w nowych obyczajach… Kongregacje były podchorążówkami armii świeckiej apostolatu katolickiego w dobie po-reformacyjnej…”

„Pepinierą” świętych staje się też rychło Kongregacja Mariańska. „Atleci Chrystusa” tu nabywają lub też pokrzepiają rozmach swój apostolski: przoduje im taki Karol Boromeusz, arcybiskup mediolański. możny i wczesny protektor Kongregacji; sekunduje ewangeliczny biskup sabaudzki św. Franciszek Salezy i przyjaciel jego, św. Wincenty a Paulo; otaczają wieńcem cnót najwyższych – Belg Berchmans, Hiszpan Claver, Flamand Canisius; Włosi: Bellarmin, Liguori i Gonzaga; Francuzi: Regis, Fourier i Eudes; Polacy: Kostka i Bobola (przez lat dziesięć na czele kongregacji wileńskiej); Benedykt Odescalchi, papież Odsieczy wiedeńskiej i tylu, tylu innych, aż do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, sodaliski z Alençon włącznie.

II.

Rok bieżący jest rokiem jubileuszowym nie tylko naszej Kongregacji. 13 czerwca upłynęło bowiem równo lat 300 od dnia zawarcia sławetnego pokoju Polanowskiego, oznaczającego najszerszy rozwój terytorialny Polski. Tu, na rubieży dwóch cywilizacji odstępował książę Lwow w imieniu cara pełnomocnikom polskim z kanclerzem Zadzikiem na czele ziemie: smoleńską, siewierską i czernichowską i zrzekał się wszelkich praw do Inflant, Kurlandii, Estonii oraz Rusi.

Na tle tej daty, na tle tego wiekopomnego pokoju staje w oczach naszych Polska siedemnastowieczna, Polska barokowych dziedzińców, jak te kolegium jezuickiego w Wilnie, gdzie Bobola był moderatorem czy prefektem, gdzie kaplicę sodalisów Maryi wybudowano z funduszów Franciszka Wessla, podkomorzego domowego króla Stefana, gdzie młódź szlachecka odgrywać mogła misteria sodalisów Calderona delia Barca czy Lope de Vega, Wstaje Polska, gdzie czyn zaczynał się od ślubu, a kończył ekswotem, gdzie za Smoleńsk płacono Bogu kościołami w Grodnie i Warszawie, a za Polanów eremem na Bielanach.

W samym zaraniu stulecia, w listopadzie 1601 r., w oratoriach nad zakrystiami kościoła św. Piotra, a później św. Barbary w Krakowie „dano… niejaki początek – pisze Wielewicki – kongregacji Wniebowzięcia N. M. P. dla akademików i literatów (Congregafio nobilium ad domum professam Cracoviae)… “

Kim byli ci pierwsi krakowscy clientes Virginis – jak Podpisywał się jeden z cesarzy niemieckich? Nazwiska wśród nich były pierwszorzędne: biskupów jak Szyszkowski  – łucki; Opaliński – poznański; Wołłowicz i Sanguszko – wileńscy; Maciejowski, Gembicki i Trzebicki – krakowscy; Sieciński – przemyski; Działyński – chełmiński; Weliamin Rutskij – metropolita kijowski; Kiszka – biskup żmudzki; Lipski – późniejszy prymas; Pstrokoński – kanclerz w. k. i t.d. Trzech nuncjuszów wstępowało również do Sodalicji, a mianowicie – w roku 1624 – Jan Baptysta Lancelotti; w trzy lata później – następca jego, kardynał Antoni Santacroce; w roku zaś 1631 – następca tegoż Honorat Visconti. Świeckich dostojników Kongregacji bywało także wielu: szereg ich otwierał dzielny Jakób Sobieski, ojciec króla, otaczały go zaś nazwiska: Zebrzydowskich, Firlejów, Fredrów, Czartoryskich, Lanckorońskich, Branickich, Koniecpolskich, Zamoyskich, Potockich, Wiśniowieckich (książę Jeremi wstępował w roku 1629), Denhoffów i wielu innych. Nie brakowało również w sodalicji krakowskiej i kilku profesorów lub doktorów uniwersytetu; nie brakowało w końcu mieszczan. Egzotykę reprezentowały w albumie sodalicyjnym trzy nazwiska: Książe Jan Baptysta Ottoman, syn sułtana Mahometa III, a stryj Osmana, przeciwnika naszego spod Chocimia, tajemnie ochrzczony w obrządku greckim, w Krakowie zaś bawiący pod obcym nazwiskiem i przebrany, dalej – Porfirius Paleolog, Konstantynopolitańczyk, „z łaski Bożej arcybiskup… de Ochrida, Bułgarji, Serbji, Albanji, drugiej Macedonji i t. d., t. j. Góry Synaj… arcybiskup-patriarcha”, oraz – podpisany w języku chaldejskim – „]eremjasz, najpokorniejszy metropolita z Dirachium (Durazzo)… Obydwaj ci (ostatni) – pisze historyk Sodalicji – powracając z Rzymu, gdzie Urbanowi VIII (także sodalisowi) posłuszeństwo złożyli, zatrzymali się w Krakowie…”

III.

Wiek XVII, to – dla Polski – stulecie pięciu pod rząd królów-sodalisów.

Pierwszy z nich – to Zygmunt III, król Skargi. Lata w jego panowaniu burzliwe – początek wojny trzydziestoletniej. Prolog: 12 kwietnia 1618 r., w roku wybuchu wojny:  „Dnia 12 kwietnia… wpisuje się król (do albumu sodalisów), a za jego przykładem, dnia 16 kwietnia… królowa Konstancja, dnia 13 (zaś) tegoż miesiąca królewicz Władysław…”

Rok następny (marzec):

,,(Hrabia Althan) – pisze Szelągowski[3] – (przywiózł) ze sobą (do Warszawy) statuty świeżo założonego w Wiedniu zakonu Rycerzy Chrześcijańskich (militia christiana) pod wezwaniem N. Maryi Panny i św. Jerzego, który miał na celu walkę zarówno z niewierną Turcją i protestancką Europą; miał (dalej) pomóc Zygmuntowi III w odzyskaniau straconej korony dziedzicznej… Zygmunt III przyjął protektorat nad tym zakonem, a, za jego przykładem, zapisało się w poczet rycerzy N. M. Panny wielu znakomitych panów, jak Łukasz Opaliński, kasztelan gnieźnieński, mianowany przeorem; Samuel ks. Korecki; Albrecht St. Radziwiłł, podkanclerzy litewski; Stanisław Lubomirski, wojewoda sandomierski i inni… W zakonie tym ‘Rycerzy N. M. Panny’ konkluduje historyk – widzimy powrót do tradycji średniowiecznych – zakonów na wpół rycerskich, na wpół religijnych. Te próby odświeżenia ducha katolicyzmu reminiscencjami wypraw krzyżowych są cechą znamienną tego czasu…”

Epilog: zamach na króla-sodalisa, wykonany przez kalwina Piekarskiego, 15 listopada 1620, w chwili gdy Zygmunt wchodził do kolegiaty św. Jana w Warszawie.

IV.

Drugi król-sodalis, Władysław IV, to król „orderu Niepokalanego Poczęcia”.

„Dzięki staraniom hiszpańskiego Filipa IV – pisze historyk zakonu Jezuitów, Ojciec Załęski[4] – wydał roku 1617 papież Paweł V dekret, zabraniający pod karą cenzur kościelnych wszelkich publicznych wystąpień przeciw Niepokalanemu Poczęciu N. M. P… Odtąd w Hiszpanii zaczęto obchodzić z wielką uroczystością dzień 8 grudnia… Pod tym też wezwaniem założył król jedno bractwo w Krakowie, przy kościele OO. Reformatów…”

„Pobożność Władysława… – pisze znów inny historyk jezuicki Rudawski – była budującym przykładem dla obywateli w założeniu Sodalitatis Marianae w Warszawie przy kościele Societatis. Wraz z królem wielu pierwszych dygnitarzy swe imiona wpisało, tak, że potrzeba było rozdzielić Kongregację na trzy części: polską, niemiecką i włoską, stosownie do narodowości dworzan pańskich. Początek Kongregacji dano 1 stycznia 1642. O. Jerzy Schoenhoff, doktor teologii i teolog nadworny królowej Cecylii, wyłuszczył w kazaniu znaczenie i ustawy sodalisów w obecności króla, królowej i nader licznego dworu. Pierwszy swe imię podpisał król Władysław, przyrzekając, że tej Królowej będzie wiernym sługą, a jej Niepokalanego Poczęcia, że gotów jest krwią swoją bronić. Potem królowa, bracia królewscy: Jan-Kazimierz Karol-Ferdynand i siostry: Katarzyna i Konstancja, prymas i biskupi, senatorowie i inni dygnitarze tymże ślubem się zobowiązali, wpisując swoje imiona do album…” (W kilka lat potem, 1645 r.) odwiedził król Władysław z liczną świtą kościół (Sodalitatis regiae,) byli tam: nuncjusz papieski, posłowie zagraniczni od cesarza, króla Francji i Rzeczypospolitej weneckiej. Do zgromadzonych wygłoszono kazania w językach: polskim, włoskim, francuskim i niemieckim. Prezesem sodalisów wybrano nuncjusza. Poślubiona niebawem (w czerwcu) Władysławowi królowa Maria-Ludwika z domu Gonzagów, czcicielka swego krewnego św. Alojzego, odwiedziwszy w dzień jego kościół nasz – konkluduje historyk zakonny – poleciła Polakom tego świętego…”

Nadmienić jeszcze należy, że

„uroczystości weselne z pierwszą żoną i koronacyjne postanowił (był) Władysław zakończyć wprowadzeniem do Polski nowego zakonu rycerskiego (zgodnie z zamiarami ojcowskimi, t. zw. ‘Kawalerii Niepokalanego Poczęcia’)… (Uzyskał zatwierdzenie odnośnego) statutu w czasie poselstwa Ossolińskiego w Rzymie… Sam król miał być wielkim mistrzem (tego zakonu). Liczba braci w Koronie miała wynosić 72, a zagranicą 24. Wszystkich miała zobowiązywać przysięga, ‘że za Boga i ojczyznę walczyć będą’. Do przystąpienia do zakonu (‘Niepokalanego Poczęcia’) zaprosił król dwunastu najznakomitszych w kraju senatorów, między innymi Stanisława Lubomirskiego, Stanisława Koniecpolskiego, Albrechta i Aleksandra Radziwiłłów, Kazimierza i Andrzeja Sapiehów, Jerzego Ossolińskiego, królewicza Jana-Kazimierza i wielu innych. Uroczyste wprowadzenie orderu miało się odbyć 14 września 1637 roku…”[5]

V.

Te „śluby Władysława IV” rozbiły się wszakże w znacznej mierze, dla pobudek drugorzędnych, o opór możnowładców i szlachty. Szczęśliwszy w tym względzie od ojca i brata był trzeci nasz król-sodalis, Jan Kazimierz, gdy w katedrze lwowskiej, po wiekopomnym cudzie częstochowskim, po klęsce sztandarów różnowierczo-masońskich Karola Gustawa, 1 kwietnia 1656 roku, składał z kolei śluby swoje Matce Boskiej.

Piotr Vidoni, nuncjusz apostolski, odprawiał wtedy wotywę przed cudownym obrazem „Najświętszej Panny Łaskawej”, po kazaniu zaś przystąpił król wraz z senatorami do ołtarza, ukląkł na najniższym stopniu i, oddawszy pokłon, czytać zaczął:

„Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico! Ja, Jan-Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twego, Króla Królów, Pana mojego i Twego miłosierdzia król, do Przenajświętszych stóp Twoich upadłszy, Ciebie za Patronkę swoją i za Królową państw swoich dzisiaj obieram…”[6]

Był to bodajże punkt kulminacyjny uczuć czy nastrojów maryjnych w społeczeństwie polskim.

VI.

“Roku 1669, dnia 3 grudnia, w uroczystość świętego Franciszka Ksawerego, Jego Królewska Mość król Michał (czwarty sodalis na tronie polskim, a dziedziczny w Wiśniowieckich), zwiedziwszy kościół św. Barbary (w Krakowie) i dom profesów (jezuickich), wstąpił także do oratorium sodalisów i imię swoje w ich album własnoręcznie zapisał”

Dwa lata potem (w roku 1671) uczyniła to samo żona jego „Eleonora Regina”[7].

VII.

A wreszcie Jan Trzeci, piąty w szeregu królów-sodalisów. Od Korzona dowiadujemy się[8], że

„jako ‘s o d a l e s  M a r i a n i’ (dziedzicznie niejako po ojcu), t.j. członkowie Bractwa Niepokalanego Poczęcia N. M. P., obaj bracia (Marek i Jan Sobiescy) miewali w kościele mowy do kolegów…”

Sodalis Jan Sobieski mógł tedy później porozumieć się łatwo z sodalisem Benedyktem Odescalchi. kiedy jeden jako król Jan III, drugi zaś – jako papież Innocenty XI – odtrąbili krucjatę przeciwko Turkom.

VIII.

Zygmunt III i Władysław IV, Jan II i Michał i Jan III „poszli gnić między królami”, posłannictwo zaś duchowe narodu od tamtych królów przejęli teraz „królowie niekoronowani”, wieszcze. 350 zaś letnia praca Sodalicji w Polsce, ugruntowana na tysiącletnim blisko, wrodzonym narodowi, kulcie Maryi, poprzez szkoły, poprzez czynność duszpasterską, poprzez samąż nareszcie organizację naszą, wszczepiała ideę Marjańską coraz głębiej w żywy organizm ojczyzny.

Począwszy od legendarnego „mistrza Twardowskiego”, co od „kabały” i „nowinek” uciekł w końcu, z pieśnią Marjańską na ustach, pod osłonę płaszcza Przenajświętszej Dziewicy, aż do fikcyjnego kaprala, co wykrzykuje w Dziadach:

Vivat Polonus, unus defensor Mariae,

od “Bogarodzicy” do Wyzwolenia Wyspiańskiego – snuje się skroś całej naszej literatury złota nić Marjańska.

W pierwszej dobie ucisku (Potopu) rzewnie żali się tak Matce Boskiej śpiewak „Psalmodii” Kochowski:

Jak się owo dziecko bierze,

Rozkwilone do macierze,

Kiedy swawolne, bojąc się chabiny,

Gniewnemu ojcu czyni przeprosiny,

Więc do matki ręce wznosi

I ratunku od niej prosi,

Pod nią się tuli, jej zakrywa szatą,

Aż je pojedna z zagniewanym tatą,

Polsko moja, w tak złej toni

Któż cię dźwignie?

W drugiej dobie ucisku (rozbiorów) staje znów na placu inny czciciel Marji – konfederat barski i śpiewa:

Matka łaskawa, tuszę, że się stawi,

Dzielnością swoich rąk pobłogosławi,

A że gdy przybraną – będę miał wygraną,

Wiary obrońca.

Boć nie nowina Maryi puklerzem

Zasłaniać Polskę – wojować z rycerzem,

Przybywa w osobie – sukurs dawać tobie,

Miła Ojczyzno!

W trzeciej zaś dobie ucisku (porozbiorowej) stają na placu – na odmianę – trzej wieszcze i każdy z nich na swój sposób wysławia Matkę Najświętszą.

Mickiewicz dedykuje Jej Tadeusza,  a gloryfikuje kult Jej w Dziadach i Księgach Pielgrzymstwa; Słowacki uwielbia Ją szeregiem strof najpiękniejszych, jak wdzięczna kolęda ze Złotej Czaszki, jak nieporównane ustępy z Do autora Trzech Psalmów, Króla Ducha, Księdza Marka i innych.

Krasiński wreszcie w Przedświcie wzniósł się bodajże na szczyty polskiej poezji mariologicznej. Któż z nas bowiem nie pamięta cudnej owej jego apostrofy:

Przewodowo – zwolna – święcie

Idą, idą wszystkie mary;

Patrzaj, patrzaj, w dziwnej chwale

Wszyscy z trumien polskich rodem!

Idą, idą przez te fale

Chrystusowym do nas chodem:

Tam buńczuki, tam sztandary.

Śnieżne pióra i korony,

Katolicki krzyż wzniesiony,

W koło herby – tarcze -znaki

I tłum szabel – i szyszaki

Przeciągają – Patrz! tam żywa

Twarz z powietrza się wyrywa,

Twarz, czy widzisz Anielicy?

Jak gwiazdeczka na ciemnicy,

W górze, w górze zawieszona,

Wschodzi, weszła, tli, drga, płonie.

Ot! z błękitów i szkarłatów

Już otęcza ją przesłona!

Na tle z pereł czy tle z kwiatów

Diamentowa lśni korona…

W krzyż na piersiach zwite dłonie.

Złote gwiazdy na jej łonie,

Czy poznajesz ją, to ona?

Witaj, witaj – to królowa

Po swym ludu długo wdowa

I dziś wraca w tej koronie,

Którą w polskiej Częstochowie

Niegdyś dali jej ojcowie…

Słusznie powiada Ojciec Załęski w cytowanym już przez  nas swoim studium, że

“pod koniec wieku XVIII, w onej twardej dla Kościoła dobie, gdy i bezsumienna polityka gabinetów z góry i rewolucja i sekty masońskie z dołu nań szturm przypuściły, słabnąć i stygnąć poczęły owe Sodalitates Marianae… Ale znów w pierwszych dziesiątkach naszego stulecia, kiedy rewolucyjna burza przeszumiała…, ocknęło się i odnowiło świetnie owo pobożne braterstwo”.

Papieże zaś poprzedniego stulecia, dwaj właśnie z tych, którzy równocześnie najostrzej przeciwstawili się masonerii, Leon XII i Leon XIII, w breviach swoich z roku 1824 i 1884 Frugiferas inter Sodalitates położyli nowe podstawy pod dalszy a świetny rozwój Sodalicji.

I znowu spełniało się jak gdyby to samo widzenie Krasińskiego:

Pani! Pani!

Wszak z pomarłem sług plemieniem

Ty zstępujesz do otchłani,

Po raz drugi zdeptać węża…

Świeć im oczu Twych spojrzeniem,

Niech przepada kłamca stary.

Który wieków był złudzeniem!

Źródło: K. M. Morawski. 350 lat pracy duchowej sodalicji w świecie, a w szczególności w Polsce. „Przegląd Powszechny”, marzec 1935 (język uwspółcześniono, tytuł pochodzi od redakcji GM)

Ilustracja: Archiwum Muzeum Niepodległości.

[1] Przemówienie na akademii jubileuszowej w Warszawie w dniu 16 grudnia 1934. uświetnionej obecnością J. E. Nuncjusza Apostolskiego oraz przedstawicieli Episkopatu.

[2] Handbuch fiir die Leiter Marianischer Kongregationen, Innsbruck, b. r. str. 20 nn.

[3] Śląsk i Polska wobec powstania czeskiego, Lwów 1904, str. 68 nn.

[4] „Trzechsetletni jubileusz Kongregacji Sodalisów Marji” (Przeg/qd Powszechny, styczeń 1885, str. 53). Powyższej monografji zawdzięczam również inne nickt6re dane, potrzebne do mojego referatu.

[5] Krajewski: “Władysław IV” (Historja polityczna Po/ski, wyd. Polskiej Akademji Umieiętności. t. H. 274 nn.)

[6] Kubala: Wojna szwedzka, Lw6w-Warszawa-Poznań, b. r. str. 307.

[7] Załęski, l. c.

[7] Dola i niedola Jana Sobieskiego, Kraków 1892, I, 17.




Rola Maryi w edukacji: Nauczanie ideałów

George B. Barrett SM

Psychologiczny proces ideogenezy, który towarzyszy zdolności umysłu ludzkiego do wyodrębniania istoty rzeczy z konkretnego przedmiotu i wyrażenia tej istoty w formie uniwersalnej koncepcji, może służyć jako punkt wyjścia dla kwestii uchwycenia właściwego związku między Najświętszą Maryją Panną a nauczaniem młodzieży o ideałach.

Choć efektem ideogenezy jest zawsze abstrakcyjna koncepcja, nie ma pojęć, którym nie towarzyszyłby jakiś wizerunek. Na przykład pojęcie piękna będzie zawierać takie elementy jak: prawda, dobroć, jedność i proporcja. W umyśle racjonalnego człowieka z tym abstrakcyjnym pojęciem zawsze będzie złączony obraz pięknego przedmiotu — pięknego dnia, pięknego krajobrazu lub pięknej kobiety. Obraz może być mniej lub bardziej rozmyty i niewyraźny, ale jego forma zależeć będzie przede wszystkim od najsilniejszych skojarzeń człowieka.

Świat ideałów jest złożonym światem zasad, standardów, wartości i motywów, z których wszystkie są zasadniczo pojęciami abstrakcyjnymi. Niemniej za każdym z nich stoi obraz będący efektem własnego doświadczenia człowieka. Obraz ten wynika z jego wcześniejszych przeżyć i jest determinowany w dużej mierze poprzez istniejący w umyśle silny związek między zaproponowanym ideałem a osobami, które najlepiej ten ideał reprezentują.

Ta dominująca rola skojarzeń przy tworzeniu idealnego obrazu stanowi naturalny fundament dla strategicznego miejsca, które Matka Boża powinna zająć w nauczaniu młodzieży o ideałach. Ów aspekt wskazuje również podejście, dzięki któremu otrzymuje Ona to miejsce w zadaniu zaszczepiania ideałów katolickim chłopcom i dziewczętom na wszystkich poziomach nauczania. Zasadniczo Maryja powinna stać się na tyle istotną częścią całego programu katolickiego wychowania, aby wyłaniała się z doświadczenia ucznia jako postać idealna, obraz doskonałości w tle każdej jego moralnej decyzji, każdego ważnego wyboru i każdego zastosowania zasad chrześcijańskich w życiu codziennym, do którego młody człowiek zostaje wezwany.

Przewidując ewentualną przyszłą krytykę lub zastrzeżenia, warto tutaj zaznaczyć, że tak ambitny program nie może być zaproponowany bez rozeznania towarzyszących mu ograniczeń. Na samym początku trzeba założyć ich istnienie, zarówno w odniesieniu do nauczyciela oraz ucznia, jak i samej natury omawianych aktów psychicznych. Jednym z takich założeń jest na przykład przyznanie, że systematyczne przedstawianie ideału uczniowi czy nauczycielowi nie spowoduje automatycznie całkowitego zaakceptowania przez nich tego ideału. Dopóki dana osoba działa w wolności, nie umiemy przewidzieć jej reakcji nawet na najlepiej zaplanowany program kształcenia. Dodatkowo istnieje wiele innych czynników, które wnikają w środowisko dziecka i wywierają na niego różny wpływ, a ich względnego efektu nie jesteśmy w stanie określić. Należy także uwzględnić ideały inne niż religijne, które w naturalny sposób wpływają na dziecko wraz z jego rosnącym doświadczeniem i poszerzającymi się zainteresowaniami.

W innym sensie program mający na celu spowodowanie, że Maryja stanie się w umysłach uczniów obrazem doskonałości, jest programem bez ograniczeń, ponieważ jego rzeczywiste granice można określić tylko w kategoriach możliwości dziecka do przyjmowania treści i uczenia się, a także możliwości nauczyciela do nauczania i wpływania na dzieci. Jest to ideał, którego nauczyciel powinien nauczać, a który dziecko powinno przyjmować — dobro zasadniczo osiągalne, ale wystarczająco wzniosłe, by stanowiło nieustanne wyzwanie dla każdego.

Za ideał można uznawać ideę lub osobę. Tutaj interesuje nas oczywiście ta ostatnia. Niemniej jednak istotne elementy obu koncepcji są takie same. Każdy ideał jest rodzajem doskonałości. Jest on rzeczą, którą wyobrażamy sobie jako pożądaną lub posiadającą wartość. Aby uniknąć klasyfikacji ideału jako zwykłego złudzenia lub chimery powinno się go określać zasadniczo w sferze rzeczy możliwych do osiągnięcia, chociaż nie trzeba zakładać jego rzeczywistego uzyskania.

Ideał pojmowany jako idea jest zazwyczaj skonkretyzowany w zbiorze zasad; jako osoba natomiast jest żywym wzorem zastosowania tych zasad w działaniu. Chociaż wszystkie ideały wymagają poznania intelektualnego i poruszenia woli, odznaczają się wysoce emocjonalną i inspirującą treścią.

Każdy ideał służy osobie jako kierująca nim siła lub standard działania. Jest to standard, który został ustanowiony świadomie i celowo lub zaakceptowany dla opanowania własnego zachowania i który posiada swego rodzaju pierwszeństwo przed innymi wartościami uznawanymi przez daną osobę.

Obraz doskonałości, który pragniemy rozwijać w skojarzeniach dziecka, musi spełniać wszystkie opisane warunki prawdziwego ideału. Wiemy, że Najświętsza Maryja Panna wypełnia każdy z nich w sposób doskonalszy niż jakikolwiek inny osobowy ideał w całej historii ludzkości. Jako model doskonałości człowieka nie ma sobie równych wśród stworzeń Bożych. A przecież ta nieskazitelność może być zrozumiała nawet dla najmłodszego dziecka. W pełni pojmuje ono wymowę słowa matka, a gdy dorasta, zaczyna rozumieć także znaczenie heroicznej ofiary, doskonałego dziewictwa, integralności osobistej, pełni łask i wszystkich innych kategorii używanych do opisania doskonałości Maryi. Gdy te idealne cechy są związane z duchowymi potrzebami dorastającego chłopca lub dziewczynki, Maryja jako model doskonałości staje się dla nich nie tylko wzorem, ale inspiracją, żyjącą regułą postępowania i osobistą wartością w ich życiu, reprezentującą wszystko, co najlepsze w ludzkim rozwoju. Życie Maryi, idealnie zgodne z wolą Boga i będące doskonałą służbą Jego Wcielonemu Słowu, daje życie i dynamikę zasadom wywodzącym się z Dziesięciu Przykazań, które na zajęciach religii często wydają się zimne i bezosobowe. Wszystkie błogosławieństwa z Kazania na Górze, które reprezentują doskonałość przykazań, zawarte są w tytułach Maryi: Najświętszej Panny, Najświętszej Matki i Niepokalanej. Tymczasem jednak, pomimo doskonałości tak wzniosłej i tak dalece szlachetniejszej niż doskonałość nawet największych świętych, Maryja jako ideał nie jest niedostępna. Sama jest dzieckiem Adama i swoją doskonałość osiągnęła jako człowiek. Świętość nie oddala Maryi od Jej dzieci, ale faktycznie przybliża je do Niej w miłości i sympatii, ponieważ jest Ona „jedyną chlubą”[1] wszystkich ludzkich osiągnięć. Matka Boża spełnia zatem wymagania obrazu doskonałości, który można systematycznie i niezmiennie przedstawiać katolickiemu dziecku, w miarę jak przechodzi ono przez szkołę podstawową i liceum.

Przedstawianie tego obrazu uczniom może przybrać dwie formy — jedną bezpośrednią, a drugą pośrednią. Metodę pośrednią można by nazwać przedstawianiem ideału poprzez swego rodzaju rozsiewanie go. W ramach tego sposobu szkoła powinna zapewnić wyraźnie maryjną atmosferę i prawdziwie maryjne środowisko, które miałoby na dziecko wpływ podobny temu, który wywiera na nie jego dom rodzinny. Jest to bardziej subtelna forma oddziaływania niż właściwe nauczanie lub inne podejście bezpośrednie, ale jest nie mniej skuteczna.

Kiedy Ulisses, bohater utworu Alfreda Tennysona, mówił: „Jestem częścią wszystkiego, co spotkałem”, wyrażał po prostu psychiczny fakt, że żaden człowiek nie może całkowicie uciec od wpływu jakiegokolwiek środowiska, w którym żył i żyje. W mniejszym lub większym stopniu oraz na korzyść bądź na niekorzyść odziaływanie na osobowość człowieka, na jego osądy i poczucie wartości wynika w sposób konieczny, niczym z prawa naturalnego, z wpływu jego środowiska.  Im silniejszy jest wpływ czynników środowiskowych, tym większy i bardziej trwały efekt, jaki one wywierają.

Jeżeli szkoła zostanie osadzona na fundamencie gruntownie opracowanego programu formacji maryjnej, przygotowującego dziecko do całkowitego przyjęcia Maryi jako osobistego ideału doskonałości, instytucja ta powinna stworzyć jak najbardziej sprzyjające środowisko dla rozwoju tego obrazu. Pierwszeństwo dane Sodalicji Najświętszej Maryi Panny lub Legionowi Maryi wśród innych organizacji szkolnych musi zrobić wrażenie na młodzieńczych umysłach. Wpływ organizacji maryjnych będzie szczególnie silny, jeżeli członkostwo w nich stanie się oznaką przynależności do elity szkoły i jeżeli przepisy szkolne zapewnią godziny spotkań niepokrywające się z zajęciami sportowymi i z innymi aktywnościami. Dział maryjny w bibliotece, oferujący różnorodny wybór książek o ciekawej treści i wysokiej estetyce, może stanowić rzeczywistą konkurencję dla lekkiej, świeckiej literatury. Dodatkowo inne środki tworzące zwykle środowisko katolickich instytucji, takie jak figurki lub obrazy Matki Bożej w salach lekcyjnych, witryny z różańcami i innymi maryjnymi dewocjonaliami, powinny wspierać tworzenie rzeczywistej, ale nienarzucającej się maryjnej atmosfery.

Niemałą rolę w procesie pośredniego przedstawiania Maryi uczniom powinno odgrywać wniknięcie Jej ideału do życia nauczyciela. Wpływ nauczyciela jest najistotniejszym czynnikiem oddziałującym na szkolne doświadczenie dziecka. Nauczyciel przenika do jego duszy przez wiele różnych drzwi: poprzez swoją postawę i ideały, poprzez wyznawane wartości, poprzez słowa i gesty. Nawet najmniej istotne rzeczy, które czyni lub mówi, nie uchodzą uwadze dziecka. Uczeń szybko się zorientuje, jakie są najważniejsze wartości w życiu jego nauczyciela. Jeśli jest ono zdominowane przez Maryję będącą dla wychowawcy obrazem doskonałości, fakt ten przejawi się w jego upodobaniach i wartościach, a także w bardziej subtelny sposób. W jego wypowiedziach pojawią się z pewnością zwięzłe odwołania do Matki Bożej, gdy tylko okoliczności na nie pozwolą.

Nauczyciel musi jednak unikać dwóch niebezpieczeństw. Pierwszym jest sztuczność, która przejawia się tym, że nauczyciel próbuje wymusić  skojarzenia, czyniąc wzmianki o  Maryi nieco na siłę. Dzieci szybko wykrywają sztuczność takich wysiłków i zwykle reagują na nie negatywnie. Drugim niebezpieczeństwem jest sentymentalizm. Emocje mają swoje miejsce w życiu duchowym, ale nigdy nie powinny być uważane za jego źródło. Szczególnie chłopcy będą czuć niechęć do wszystkiego, co ma choćby posmak sentymentalizmu. Nauczyciel musi kierować się rozsądkiem i roztropnością w okazywaniu publicznie tego, co powinno być zasadniczo osobistą pobożnością.

Metoda bezpośrednia przedstawienia Maryi jako obrazu doskonałości umysłom dzieci polega na przekazywaniu im instrukcji i wskazówek. Nikt nie staje się ideałem dla drugiej osoby, jeżeli nie jest kochany. Nikt nie kocha tego, czego nie zna. Święci, którzy odznaczali się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej, jednogłośnie twierdzili, że poznać Maryję to Ją pokochać. 

Logicznym i naturalnym kontekstem do przekazania tej wiedzy są zajęcia z religii. Forma i treść nauczania będą zależały od dojrzałości dziecka, ale na żadnym poziomie, nawet na najniższym, nie powinny się one składać wyłącznie z pobożnych wskazówek lub ciekawych opowieści. Nauczanie powinno zasadniczo i solidnie opierać się na doktrynie, tłumaczyć rolę i umiejscowienie Maryi w Bożej ekonomii odkupienia. Jej podstawą powinna być prawda o roli Niepokalanej jako Matki Odkupiciela i Matki odkupionych. Całą uwagę należy poświęcić wyjątkowym prerogatywom Najświętszej Maryi Panny, podkreślając szczególnie zajmowane przez Nią miejsce w całości doktryny chrześcijańskiej.

Chrystus włączył Matką Najświętszą we wszystkie tajemnice swego życia i dlatego właśnie dziecko powinno umieć odnaleźć Ją w każdym aspekcie życia Zbawiciela. Takie podejście będzie wymagać nie tylko odpowiedniego zapisu w programie nauczania religii w zakresie formalnego wykładu z mariologii, ale także starań ze strony nauczyciela, aby uczynić Maryję integralną częścią całego dogmatu katolickiego, zwłaszcza w zakresie stosowania chrześcijańskich prawd i zasad w codziennym życiu. W tym wszystkim nie wolno nam zapominać, że staramy się przedstawiać Maryję jako ideał, jako obraz doskonałości, przenikający myślenie dziecka, porządkujący system jego wartości, a także ustalający poziom jego moralnych i duchowych aspiracji. Ideał ten musi być atrakcyjny i przyjemny. Powinien także być przedstawiony w nawiązaniu do konkretnych problemów i trudności, z którymi zmaga się na różnych etapach swego rozwoju dorastający chłopiec czy dziewczyna. Z tego powodu grupowe i indywidualne programy wychowawcze, które istnieją dzisiaj w niemal wszystkich szkołach, stanowią okazję do spersonalizowania i wzmocnienia bardziej formalnego nauczania na zajęciach religii.

Na przykład jednym z celów grupowych programów wychowawczych jest promowanie moralnego i duchowego rozwoju dziecka. Rozwój ten wynika głównie z doskonalącej właściwości łaski Bożej. Czy nauczyciel mógłby znaleźć lepszą okazję do przedstawienia uczniom Maryi w Jej wyjątkowej roli Matki łaski Bożej i Szafarki wszystkich łask Bożych danych ludziom? Także w tym kontekście wychowawca mógłby wyjaśnić znaczenie pojęcia łaska stanu i jego związek z Maryją. Łaską stanu jest po prostu szczególna nadprzyrodzona pomoc dana osobie, aby mogła wiernie i sumiennie wypełniać obowiązki, które niesie ze sobą stan jej życia. Także tutaj Matka Boża nie tyko daje łaskę konkretnej osobie, ale również służy jako wzór, pokazując, w jaki sposób te obowiązki powinny być spełnione. Niepokalana patrzy z miłością i aprobatą na dobrze wykonane zadania albo jest zawiedziona, obserwując niepowodzenia swoich dzieci, gdy osiągają mniej, niż Ona ma prawo od nich oczekiwać. Innymi słowy, ten, kto nie wypełnia obowiązków, nie spełnia wymagań swojego ideału, czyli Maryi — obrazu doskonałości.

W ten sposób ideał, jeżeli jest prawdziwie kochany, staje się silną motywacją w życiu młodych, pokazując im nie tylko zasady działania, ale i powód do postępowania zgodnego z tymi zasadami. Obraz doskonałości posiada podwójny aspekt wpisany w każdy prawdziwy ideał: cel, do którego się dąży, jest równocześnie siłą kierującą i prowadzącą do osiągnięcia tego celu.

Bardziej formalne nauczanie mariologii na lekcjach religii, mające przede wszystkim podstawy doktrynalne, może być uzupełnione i rozszerzone o wymiar osobisty na godzinach wychowawczych prowadzonych w grupie. Takie tematy jak: Maryja i Ofiara Mszy, Maryja i Najświętsza Eucharystia, Maryja i Sakrament Pokuty, Maryja i posłuszeństwo oraz różne inne powiązania Maryi z dogmatami i prawdami wiary mają bardzo praktyczne i osobiste zastosowanie w codziennym życiu chrześcijanina. We wszystkich tych działaniach nauczyciel nigdy nie powinien zapominać o tym, jaki jest główny cel zajęć — rozwijanie i wzmacnianie w umysłach jego młodych podopiecznych skojarzenia pomiędzy Matką Bożą a wzniosłym ideałem życia chrześcijańskiego, który Ona reprezentuje. Każde nawiązanie do Maryi powinno przyczynić się w jakiś szczególny sposób do kreślenia coraz wyraźniejszych i bardziej konkretnych rysów obrazu doskonałości oraz do jego urzeczywistniania i nadawania mu treści w życiu młodych.

Jako że obraz może pozostać jałowy, jeżeli nie jest kochany, fundament trwałego oddania się Maryi powinien zostać zbudowany podczas grupowych godzin wychowawczych, a wzmocniony w czasie osobistych rozmów z uczniami. Dlatego należy wyraźnie rozróżnić oddanie się Maryi od tego, co można by nazwać nabożeństwem maryjnym. Praktyki codziennego recytowania różańca lub noszenie Cudownego Medalika są przykładami nabożeństw maryjnych, których nie należy mylić z prawdziwym poświęceniem się Najświętszej Maryi Pannie. Są one po prostu przejawami tego poświęcenia. Prawdziwe oddanie się Matce Bożej może przybrać wiele różnych form, wśród których święte niewolnictwo autorstwa św. Ludwika Marii Grignion de Montfort jest jednym z najbardziej popularnych. Jednakże nabożeństwem, które najlepiej służy rozwojowi autentycznej miłości do Maryi oraz podziwu dla Niej, a także które obiektywnie stanowi najwyższą formę oddania się Niepokalanej, jest naśladowanie synowskiego oddania się Chrystusa Jego Najświętszej Matce. Każde dziecko w naturalny sposób kocha swoją matkę, ale żaden syn nigdy nie kochał swojej matki tak, jak Chrystus kochał swoją. Ta forma oddania się Maryi dostarcza treści uczuciom ukrytym w każdym prawdziwym ideale. Bez nich żaden ideał nie jest skuteczny.

Oto plan przedstawienia Maryi jako idealnej osoby, obrazu doskonałości, w umysłach i sercach młodzieży katolickiej. Czy jest on w jakikolwiek sposób nierealny czy nawet naiwny? Jeżeli psychologia, która uczyniła Hitlera bohaterem nazistowskiej młodzieży, a Mussoliniego i Stalina idealnymi wcieleniami faszyzmu i komunizmu, była nierealna, w takim planie nie ma żadnej wartości. Jednakże skuteczność programów, które uformowały tak niewiarygodną lojalność i poświęcenie tym niegodnym ideałom, jest bezsporna. Z kolei rozważany tutaj plan rzuca wyzwanie temu, co najlepsze i najszlachetniejsze w młodzieży; jeżeli to wyzwanie zostanie przyjęte przez osoby pragnące rozszerzenia ideału Maryi, powodzenie omawianego programu jest zapewnione.

Źródło: Wychowawczyni dusz. O roli Maryi w edukacji. Płock 2018.

[1] Wyrażenie pochodzące z wiersza Virgin autorstwa Williama Wordswortha — przyp. tłum.




Odezwa w sprawie poświęcenia narodu Niepokalanemu Sercu Maryi

Kard. August Hlond

Warszawa, 8 VIII 1946.

Przewielebni Księża! Ukochani Diecezjanie!

Wielkopostny list pasterski Episkopatu zapowiedział poświęcenie się Narodu Niebieskiej Królowej i Jej Niepokalanemu Sercu.

Po ślubowaniu parafii i diecezji dokona się w święto Narodzenia Matki Boskiej na Jasnej Górze uroczysty akt, którym w obecności pielgrzymów z całego Kraju Księża i Biskupi poświęcą naród i Rzeczypospolitą Niepokalanemu Sercu naszej Królowej, obierając Ją znowu na Patronkę swoją i Państwa oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej.

Parafie Archidiecezji warszawskiej dopełniły swego poświęcenia już w roku 1943 a ponowienie się [poświęcenia] Archidiecezji dokona się w prokatedrze warszawskiej w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pragnę atoli, by Archidiecezja stołeczna ściśle zespoliła się także z historycznym jasnogórskim ślubowaniem narodu dnia 8 września i w tym celu zarządzam:

1) W kazaniach i naukach pierwszej niedzieli wrześniowej wyłożą Przewielebni Księża znaczenie oraz doniosłość jasnogórskiego ślubowania i zapowiedzą odnowienie poświęcenia się parafii Archidiecezji Warszawskiej Niepokalanemu Sercu Maryi, zwracając uwagę na to, że ten akt religijny powinien być uzupełniony trwałym katolickim czynem życiowym.

2) W święto Narodzenia Matki Boskiej w kościołach parafialnych, filialnych i zakonnych dopełni się odnowienie ofiarowania się Niepokalanemu Sercu Matki Najświętszej, według następującego obrzędu:

Suma uroczysta. Kazanie na temat oddania się narodu Niepokalanemu Sercu swej Królowej. Po sumie odmówienie Litanii Loretańskiej i odśpiewanie Pod Twoją obronę, po czym Ksiądz Proboszcz lub Rektor kościoła odczyta akt poświęcenia się, który wierni powtarzać będą za kapłanem. Trzy zwrotki pieśni Serdeczna Matko.

W wielkiej chwili odnawiamy dawne przymierze z naszą Niepokalaną Królową, by pod Jej wszechmocną opieką realizować Królestwo Boże i w polskich duszach i zasady Chrystusowe w polskim życiu. Niech ten święty sojusz z Niepokalaną Królową wszechświata w swych skutkach przyspieszy godzinę zwycięstwa Syna Bożego nad mocami ciemności i pozwoli nam wprowadzić naród w słoneczną dobę ładu Bożego i prawdziwego pokoju.

Źródło: Kard. August Hlond, W służbie Boga i Ojczyzny. Wybór pism i przemówień 1922-1948, red. S. Kosiński, Warszawa 1988, s. 215-216.




Śmierć i Wniebowzięcie Maryi

ks. William G. Most

Bo gdy inni umierają śmiercią spowodowaną przez chorobę lub wiek, to one, chociaż umierają w chorobie czy po dopełnieniu się lat, jednak nie to odłącza ich dusze od ciała, lecz pewne uderzenie i spotkanie miłości o wiele większe niż poprzednio, potężniejsze i silniejsze, tak iżby mogło zerwać zasłonę i unieść perłę duszy.

Śmierć takich dusz jest wiec bardzo łagodna i słodsza jeszcze, niż było ich życie duchowe w ciągu dni ziemskich, gdyż umierają pod wpływem wzniosłych uderzeń i błogich spotkań miłości. Są więc jak łabędzie, które najczulej śpiewają, gdy umierają.

„Mistyk mistyków”, św. Jan od Krzyża, w taki sposób opisuje śmierć dusz, które osiągają najwyższy stopień miłości Boga na tej ziemi. Otóż jeżeli kiedykolwiek jakakolwiek osoba umarła z miłości do Boga, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to była to Maryja. Miłość do Boga innych dusz była jedynie bladym cieniem w porównaniu z żywym płomieniem Jej miłości. Miłość do Boga można porównać do potężnego magnesu, przyciągającego do Niego duszę. Wraz ze wzrostem jej czystości wzrasta jej miłość do Boga, aż w końcu dusza osiąga stan, w którym, nie będąc już w stanie oprzeć się tej przyciągającej sile, opuszcza ciało.

Święty Jan od Krzyża mówi o uderzeniach i spotkaniach pełnych miłości. Te wyrażenia sugerują gwałtowne poruszenia. Jest tak nie tylko w przypadku Maryi, ale i w innych duszach, które osiągają podobną intensywność. Jednak w Jej przypadku śmierć musiała nadejść bez szoku. Taka jest opinia św. Franciszka Salezego:

[…] nie można przypuścić gwałtownych poruszeń tej niebieskiej miłości macierzyńskiego Serca Dziewicy, bo miłość sama z siebie jest kochana, wdzięczna, spokojna i cicha. Jeżeli niekiedy naciera i wywołuje w duszy wstrząsy, to dlatego że znajduje w niej opór […]. Tak więc święta miłość działała z mocą w dziewiczym Sercu Najświętszej Matki, bez wysiłku lub gwałtownego naporu, bo nie znajdowała sprzeciwu ani żadnej przeszkody[1].

Musimy bowiem pamiętać, że miłość Maryi do Boga była od samego początku o poziom wyższa niż miłość, jaką mieli pod koniec życia najwięksi święci. Franciszek Salezy wiąże śmierć Maryi z Kalwarią. Nauczając o Niej, stojącej u stóp krzyża, mówi:

Boleść Syna stała się mieczem obosiecznym, który w tej mierze przebił Serce Matki (por. Łk 2, 45), w jakiej to Serce było spojone, złączone i zjednoczone z Synem — zjednoczeniem tak doskonałym, że nic nie mogło ranić jednego Serca, by równocześnie i drugiemu nie zadało żywej rany. Chociaż to macierzyńskie Serce było zranione miłością, nie tylko nie szukało uleczenia rany, lecz kochało swą ranę nad wszelką ulgę i miłośnie zachowywało groty boleści, dlatego że zadała je miłość. Pragnęło ustawicznie z nich umierać, ponieważ od tych ran umarł ukochany Syn. Pismo Święte i wszyscy uczeni Kościoła uznają więc, że Zbawiciel zmarł wśród płomieni miłości jako doskonałe całopalenie za wszystkie grzechy świata. […]

Miłość wznieciła w tej Boskiej Oblubienicy śmiertelne boleści u stóp krzyża, a zatem słusznie przy końcu Jej życia śmierć dała Jej największe upojenie miłością[2].

W opinii większości teologów wypowiadających się przed ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu, Maryja rzeczywiście umarła. Było jednak i kilku takich, którzy bronili poglądu, że nigdy nie umarła[3]. Główny argument owej mniejszościowej grupy opierał się na fakcie, że śmierć jest karą za grzech pierworodny. Maryja jednak, jak twierdzili, nigdy nie została skażona grzechem pierworodnym i dlatego nie doświadczyła śmierci, która była jego skutkiem.

Jest to ciekawy argument. Jednakże przyczyną cierpień Jezusa i Maryi były wszystkie grzechy, pomimo że oni sami byli całkowicie wolni od wszelkiego grzechu. Jezus przyjął śmierć dla nas. Maryja, jak to już omówiliśmy, na każdym kroku uczestniczyła w losie swego Syna. Dlatego musiała umrzeć. Większość Ojców i współczesnych teologów nie traktowała poważnie wątpliwości dotyczących Jej śmierci. Niemniej jednak konstytucja określająca dogmat o Wniebowzięciu, Munificentissimus Deus, nie zawiera ani definicji, ani nawet stanowczego stwierdzenia śmierci Maryi. Ten sam dokument cytuje jednak wielu Ojców, którzy przyjmują za pewnik, że Maryja umarła. A ponieważ ton tekstu konstytucji wskazuje na ogólne przekonanie, że Maryja umarła, raczej trudno nadal podtrzymywać pogląd, jakoby została uwolniona od śmierci. Z drugiej strony, od czasu ogłoszenia dogmatu, rozgorzały burzliwe kontrowersje. Niektórzy teolodzy uważają, że argumentem na rzecz nieśmiertelności Maryi było powstrzymanie się papieża Piusa XII od stwierdzenia, że umarła.

Jako że nie ma jednomyślności co do tego faktu, nie możemy oczekiwać, że dojdziemy do ogólnego porozumienia w kwestii szczegółów Jej śmierci. Dwa miasta rywalizują o miano miejsca ostatnich chwil życia Maryi: Jerozolima i Efez[4]. Roszczenie Efezu opiera się głównie na argumencie, że została Ona powierzona opiece Jana, który z czasem tam zamieszkał. Jednak argument ten nie jest rozstrzygający: nie znamy daty śmierci Maryi, więc nie wiemy, gdzie mogła przebywać w tym czasie. Gdyby Maryja udała się z Janem do Efezu, prawdopodobnie byłaby wówczas między sześćdziesiątym a osiemdziesiątym rokiem życia. Tradycja wiążąca Jej śmierć z Jerozolimą wydaje się lepiej uargumentowana, w związku z czym większość badaczy tego zagadnienia broni roszczeń Jerozolimy.

Zostawmy jednak te nierozwiązywalne, choć interesujące sprawy i przejdźmy do samego Wniebowzięcia. Ponieważ najbardziej autorytatywną pracą na temat Wniebowzięcia jest wcześniej wspomniana konstytucja określająca dogmat, przyjrzyjmy się niektórym z głównych punktów tego dokumentu[5].

Jest oczywiste, że jedną z myśli, wysuwającą się na pierwszy plan rozważań Piusa XII,
była zasada consortium: nieustannego uczestnictwa Maryi, w każdym momencie, od początku do końca, życia, dzieła i losu Jej Syna. Papież bowiem korzystał z tej zasady w całym dokumencie. W części wprowadzającej pokazuje relację pomiędzy Wniebowzięciem a Niepokalanym Poczęciem:

Te bowiem oba przywileje jak najściślej ze sobą się łączą. Bo Chrystus zwyciężył grzech i śmierć własną Swą śmiercią; a kto przez chrzest, w sposób nadprzyrodzony, na nowo się narodził, zwyciężył grzech i śmierć dzięki temuż Chrystusowi. Jednakże Bóg nie chce przed końcem świata udzielić sprawiedliwym, jako prawa ogólnego — pełnego skutku zwycięstwa nad śmiercią. […]

Ale spod tego rodzaju ogólnego prawa zechciał Bóg wyjąć Najświętszą Maryję Pannę. Ona to, na mocy zupełnie szczególnego przywileju, swoim Niepokalanym Poczęciem zwyciężyła grzech, i dlatego nie podlega temu prawu trwania w rozkładzie grobowym, ani nie musiała aż do końca świata czekać na wybawienie swego ciała[6].

Pius XII przedstawia następnie niektóre z racji omawianego dogmatu. Tłumaczy, że zapytał o zdanie w tej sprawie wszystkich biskupów świata. Ich odpowiedź była prawie jednomyślnie twierdząca. To powszechne nauczanie władz Kościoła samo w sobie dostarcza nam dowodu. Omawiana nauka jest odbiciem wiary Kościoła, depozytariusza Tradycji, który od początku poddał objawienie Boże kierownictwu Ducha Świętego. To właśnie Kościół badał dla nas niektóre z doniosłych twierdzeń Tradycji na przestrzeni wieków. Nauczanie, że Maryja została wzięta do nieba, można odnaleźć już we wczesnych zapisach starożytnych ksiąg liturgicznych. Jest ono zawarte w pismach Ojców Kościoła. Po okresie patrystycznym ta sama doktryna została szczegółowo przebadana przez teologów scholastycznych. Papież na przykład cytował słowa św. Bernardyna ze Sieny, który

streściwszy i pilnie sprawdziwszy wszystkie wypowiedzi i spory teologów średniowiecznych w tej sprawie nie ograniczył się do przytoczenia rozważań uczonych minionej epoki, lecz dodał jeszcze własne podobieństwo; mianowicie Matki Bożej i Bożego Syna, co do szlachetności i godności ducha i ciała. Ze względu na to podobieństwo nie możemy ani pomyśleć nawet, by Królowa Nieba miała być odłączoną od Króla Nieba. Wymaga ono bezwzględnie, by Maryja „była tam tylko, gdzie jest Chrystus”. Poza tym całkowicie jest zgodne z rozumem, by dusza i ciało Niewiasty podobnie jak i Mężczyzny osiągnęło już wieczną chwałę w niebie. Dowodu, który można by określić jako „prawie namacalny” dostarcza również fakt, że Kościół nigdy nie poszukiwał relikwii Najświętszej Dziewicy i nie wystawiał ich ku czci publicznej[7].

Papież przytacza słowa św. Franciszka Salezego jako warte w tym temacie szczególnej uwagi:

Podobnie św. Franciszek Salezy, stwierdziwszy, że nie godzi się wątpić o wypełnieniu przez Jezusa Chrystusa w sposób najdoskonalszy Boskiego nakazu czci dla rodziców ze strony dzieci, stawia sobie takie pytanie: „Któryż syn, gdyby mógł, nie wskrzesiłby swej matki i nie zaprowadził jej po śmierci do nieba”[8].

Fragmenty, które przytoczyliśmy powyżej stanowią jedynie niewielką część przeglądu wcześniejszych nauk przywołanych w konstytucji Munificentissimus Deus. Po tej analizie papież przedstawia kilka własnych komentarzy w akapitach poprzedzających samo ogłoszenie dogmatu:

Wszystkie powyższe dowody i rozważania Ojców Kościoła i teologów, opierają się jako na ostatecznym fundamencie, na Piśmie świętym. Ono stawia nam niejako przed oczy Matkę Bożą najściślej złączoną z Boskim Synem, dzielącą zawsze Jego Losy. Dlatego wydaje się rzeczą wprost niemożliwą, widzieć oddzieloną od Niego po ziemskim życiu, jeśli nie duchem to przecież ciałem, Tę która Go poczęła, porodziła, mlekiem własnym wykarmiła, na rękach piastowała i do serca swego tuliła[9].

Tu znowu rozpoznajemy zasadę consortium, którą dokument został rozpoczęty. Potwierdzając cytowany wcześniej argument św. Franciszka Salezego, Pius XII kontynuuje:

Zbawiciel nasz, będąc Synem Maryi, nie mógł po prostu jako najdoskonalszy wzór zachowywania Bożego Prawa obok Ojca Przedwiecznego nie czcić także Swej umiłowanej Matki. A ponieważ mógł Ją ozdobić tak wielkim zaszczytem, jakim jest zachowanie wolną od skażenia grobowego, należy wierzyć, że naprawdę tak uczynił[10].

Poznaliśmy już dwa fragmenty, w których Pius XII skorzystał z zasady consortium. Zwróciliśmy także uwagę na jego twierdzenie, że argumenty Ojców i teologów opierały się ostatecznie na Piśmie Świętym. Wzmacnia on następnie ten ostatni punkt i pokazuje nam, że szczególnie ma na myśli koncepcję Nowej Ewy i ta koncepcja jest w rzeczywistości odmiennym sposobem określenia zasady consortium. Przestudiowaliśmy ją już dosyć szczegółowo w zakresie, w jakim dotyczyła wcześniejszych etapów życia Maryi. Zauważyliśmy, że zasada ta implikowała Niepokalane Poczęcie, że odnosiła się do Zwiastowania, a w sposób szczególny podkreśliliśmy jej zastosowanie do Kalwarii. Na tym etapie widzimy, że papież odnajduje kolejne zastosowanie:

Przede wszystkim zaś należy przypomnieć to, iż od drugiego wieku Ojcowie Kościoła przedstawiają Maryję Dziewicę jako nową Ewą, która choć poddana nowemu Adamowi — łączy się z Nim najściślej w walce przeciwko piekielnemu wrogowi. Walka ta zapowiedziana już w Protoewangelii ma zakończyć się zupełnym zwycięstwem nad grzechem i śmiercią, które zawsze łączą się ze sobą w pismach Apostoła Narodów. Jak przeto chwalebne Zmartwychwstanie Chrystusa było istotnym składnikiem, a zarazem ostatecznym trofeum zwycięstwa, tak też wspólna walka Najświętszej Dziewicy i Jej Syna winna być zakończona „uwielbieniem” Jej dziewiczego ciała. Tenże bowiem Apostoł mówi: „A gdy to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, tedy wypełni się słowo, które jest napisane: pochłonęło śmierć zwycięstwo”[11].

Przesłanie jest czytelne: Maryja jest „najściślej złączona” z Chrystusem w walce przeciwko diabłu. Walka ta doprowadziła do ich zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Zwycięstwo nad grzechem zostało odniesione na Kalwarii. Maryja miała w nim swój udział, jak powiedzieliśmy we wcześniejszym rozdziale. Zwycięstwem nad śmiercią było w przypadku Chrystusa Zmartwychwstanie, a Maryi — Wniebowzięcie. Była to „wspólna walka Najświętszej Dziewicy i Jej Syna”. Zmartwychwstanie było „istotnym składnikiem […] zwycięstwa”. Dlatego, konkluduje papież, jako że Maryja wzięła udział w walce, która przyniosła zwycięstwo, musiała również uczestniczyć w owocach zwycięstwa — pokonaniu śmierci w Zmartwychwstaniu, „istotnym składniku […] zwycięstwa”. Dokonało się to poprzez Wniebowzięcie. W umyśle ojca świętego żywoty Jezusa i Maryi można zaprezentować za pomocą dwóch równoległych linii. W jego rozważaniach są one nie tylko równoległe we wszystkich sprawach, od początku ich życia na ziemi do końca w chwale nieba, ale także wspólnie we wszystkim uczestniczą: walka jest „wspólna” dla obojga. Właśnie dlatego, że walka była wspólna dla obojga, musiało także nastąpić Wniebowzięcie, które było sposobem Maryi na uczestnictwo w Zmartwychwstaniu. Widzimy tutaj wielką rozpiętość koncepcji Nowej Ewy: nic nie stanowi od niej wyjątku; obejmuje każdy etap od początku do końca dzieła odkupienia.

Na marginesie możemy zauważyć, jaką trudnością dla teologa, który chciałby odrzucić tezę o bezpośredniej współpracy Maryi na Kalwarii, byłoby wyjaśnienie słów omawianego dokumentu ogłaszającego dogmat. Zgodnie z taką tezą dwie linie życia, Jezusa i Maryi, byłyby równoległe na swoim początku i na końcu, ale nie w środku: pośrodku linii życia Maryi utworzyłaby się bowiem luka. Musielibyśmy wówczas przypuszczać, że Pius XII dowodził, iż Maryja uczestniczyła z Chrystusem w zwycięstwie, pomimo że nie brała udziału w walce. Wniebowzięcie byłoby równoległe do Zmartwychwstania i chociaż Zmartwychwstanie jest „istotnym składnikiem” zwycięstwa Kalwarii, Maryja nie miałaby w nim bezpośredniego udziału.

Dogmat o Wniebowzięciu jest szczególnie odpowiedni i korzystny w obecnym wieku. Żyjemy bowiem w epoce nieskrępowanego materializmu i nadmiernego kultu ciała. Pokazując nam prawdziwe przeznaczenie i wartość ciała, Pius XII wyposażył nas w potężną broń przeciwko naszym współczesnym chorobom. Jeśli bowiem Chrystus jest pierwocinami tych, co posnęli[12], jest nimi również Maryja: Zmartwychwstanie Chrystusa i Wniebowzięcie Matki Bożej pokazują nam wyraźnie prawdziwe przeznaczenie i cel naszych własnych ciał.

Źródło: W. G. Most, Maryja Współodkupicielka, Płock 2019.
 

Ilustracja: Fragment ryciny Wniebowzięcie NMP autorstwa F. Rosaspiny, c. 1830, za Annibale Carracci. Public Domain via Wellcome Collection.

[1] Św. Franciszek Salezy, Traktat o Miłości Bożej, Kraków 2002, 7, XIV, s. 400–401.

[2] Ibidem, s. 399, 403.

[3] Zob. M. Jugie, Assomption de la Sainte Vierge, [w:] Maria, [red.] Du Manoir, I, 621‒658. Niektórzy, np. Jugie, twierdzą, że Maryja miała prawo do nieśmiertelności, ale nie są pewni, czy skorzystała z tego prawa, mogła bowiem z niego zrezygnować.

[4] Zob. Robert North SJ, Mary’s Last Home, AER 123, October, 1950, 242‒261 [ang. October ‘październik’].

[5] Cały tekst definicji zob. AER 124, January, 1951, 1–17. Zob. także: ibidem, Bp John Wright, „The Dogma of the Assumption”, February, 1951, 81–96; oraz Juniper B. Carol OFM, „The Apostolic Constitution Munificentissimus Deus and Our Blessed Lady’s Coredemption”, AER 125, October, 1951, 255–273 [ang. January ‘styczeń’; February ‘luty’].

[6] Pius XII, Munificentissimus Deus, konstytucja apostolska z 1 listopada 1950 r., AAS 42: 754.

[7] Ibidem, 42: 765–66.

[8] Ibidem, 42: 766.

[9] Ibidem, 42: 767–68.

[10] Ibidem, 42: 768.

[11] Ibidem, 42: 768.

[12] Zob. 1 Kor, 15, 20 [BW].




Bp Keenan: Modlitwa o nowy dogmat maryjny

Bp John Keenan

Wykład Biskupa Johna Keenana z diecezji Paisley w Szkocji

Dzień modlitwy ku czci Maryi, Amsterdam, 1 czerwca 2019 r.

Drodzy bracia i siostry, cieszę się, że mogę być tutaj z wami w dniu modlitwy poświęconej Matce Bożej w Jej godności Pani Wszystkich Narodów. Dobrze, że spotykamy się na modlitwie ustanowionej przez Tradycję Kościoła, zjednoczeni z naszymi Biskupami w celebracji Mszy Świętej, w Adoracji Eucharystycznej i w odmawianiu Różańca. Pragnę podziękować Biskupom [organizatorom modlitwy – przyp. red.] za możliwość złożenia krótkiego świadectwa na temat dzieła maryjnego, które wyłania się  w Szkocji i w Wielkiej Brytanii. Pragnę także podzielić się refleksją, dlaczego osobiście mam nadzieję, że Kościół w naszych czasach ogłosi tak zwany piąty dogmat maryjny. Wierzę, że żyjemy w czasach wielkiej walki duchowej, z pewnością ma ona miejsce na Wyspach Brytyjskich, gdzie świecki duch zawładnął ziemią. Nasza kultura przyjęła świecką etykę, zaprzeczając rzeczywistości jakiejkolwiek rzeczywistości duchowej i cenzurując wkład wiary w debatę publiczną. Jest to związane z liberalnym etosem, który twierdzi, że tylko to, co dana osoba wybierze dla siebie, może być uznane za akceptowalne dobro społeczne. Te przekonania tworzą zachodni światopogląd, który przymyka oko na ataki na ludzkie życie od poczęcia aż do naturalnej śmierci, jest całkowicie zdezorientowany co do znaczenia ludzkiej seksualności i płci, i który zgodził się na bezprecedensowe prześladowania chrześcijan na całym świecie. Zakłada on, że chrześcijanie są przyczyną wszelkiego zła i dlatego nigdy nie można ich uznać za ofiary. Wszystko to przywodzi mi na myśl wizję Idy Peerdeman[1], w której Maryja przedstawiła jej świat wypełniony pełzającymi wężami i powiedziała, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak poważna jest sytuacja, i stali się tak płytcy, że nie widzą, jak wiele szkód wyrządza to wierze.

Ale my wiemy, że w czasach walki duchowej Jezus i Maryja nigdy nie pragną sami napadać. W tych czasach wielkiego ataku na Kościół i na znaczenie osoby ludzkiej na Wyspach Brytyjskich jesteśmy świadkami, że są one również początkami wielkiego przebudzenia nabożeństwa do Matki Bożej, które, jak wierzę, ma nadprzyrodzone pochodzenie. W 2017 roku na przykład, w stulecie objawień Matki Bożej w Fatimie biskupi szkoccy w końcu odpowiedzieli na nieustające prośby naszych świeckich wiernych, aby poświęcić Szkocję Matce Bożej w naszym narodowym sanktuarium maryjnym. Było to wydarzenie, które zostało formalnie uznane w szkockim parlamencie w Holyrood.

W 2018 roku pomagałem wiernym świeckim w odmawianiu różańca na wybrzeżu. Około 40 tys. katolików zgromadziło się w ponad 400 miejscach na Wyspach Brytyjskich, aby odmawiać różaniec w ramach zadośćuczynienia za grzechy przeciw życiu i przeciw wierze i miłości, które zostały popełnione w naszym kraju w poprzednich pokoleniach. Przygotowując to wydarzenie, wzorowaliśmy się na Węgrach, Polakach i Irlandczykach. Później w ciągu roku odmawialiśmy Różaniec Narodowy pod Krzyżem jako zadośćuczynienie Bożemu Miłosierdziu w Niedzielę Wielkanocną. Mamy nadzieję rozpocząć kampanię, aby przekonać każdego jednego na dziesięciu praktykujących katolików w Wielkiej Brytanii do odmawiania codziennego Różaniec za odnowienie wiary w naszym kraju. Tymczasem biskupi Anglii i Walii planują w 2020 roku odnowić poświęcenie Anglii Matce Bożej jako „Posag Maryi”.

Tak oto te niespokojne czasy zainspirowały nową interwencję Matki Bożej jako naszej Wstawienniczki i początki nowej ery w życiu religijnym naszego Kościoła. Ze swojej strony mam nadzieję, że nastąpi ona za sprawą wielkiej powszechnej prośby o deklarację piątego dogmatu maryjnego, aby uczcić Matkę Bożą jako Współodkupicielkę, Pośredniczkę i Orędowniczkę.

Wielki angielski kardynał błogosławiony John Henry Newman pokazał katolikom, w jaki sposób pierwsza teologia maryjna Ojców naszego Kościoła przedstawiała Maryję jako nową Ewę, która wydała nowego Adama – Pana Jezusa Chrystusa – w dziele Jego odkupienia. Bóg powiedział, że nie było dobrze, aby pierwszy Adam był sam, ale tylko dlatego, że wskazywał na nowego Adama – Pana Jezusa Chrystusa – i chciał, aby świat zrozumiał, że nie jest dobrze myśleć o nowym Adamie, naszym Panu Jezusie Chrystusie, jako działającym w pojedynkę w swoim dziele odkupienia. Z pewnością ludzkość ma tylko jednego Odkupiciela i jednego Pośrednika między Bogiem a człowiekiem, a mianowicie człowieka Jezusa Chrystusa. A jednak Pan Jezus nie chce odkupić nas wszystkich sam bez miłosnego zjednoczenia naszej woli ze swoją wolą. Dając swoje fiat, czyli „tak”, Dziewica Maryja stała się nowym Pomocnikiem Adama, to znaczy Jego Współodkupicielką w Jego dziele zbawienia. Po cudzie przemiany wody w wino w Kanie uczniowie Pana Jezusa widzieli tylko Jego chwałę i wierzyli tylko w Niego jako swego wielkiego Orędownika u Ojca. A mimo wszystko Jezus pragnął, aby ten pierwszy znak mógł nastąpić tylko za sprawą orędownictwa niewiasty Maryi, Jego Matki.

Pytaniem: „Co mnie i tobie niewiasto?” Jezus w rzeczywistości wskazywał wprost na swoją godzinę na Kalwarii, gdzie świat miał zobaczyć, że zarówno Jezus, jak i Jego Matka Maryja mieli wszystko uczynić razem w akcie mistyczne zjednoczenie nowego Adama i nowej Ewy w momencie nowego stworzenia. A następnie na koniec, w ostatnim pouczeniu z Krzyża, Pan Jezus przekazał Maryję Janowi jako jego Matkę, a zatem jako Matkę wszystkich żyjących urodzonych w Bogu przez wodę i krew spływającą z Jego świętego boku. Dopiero po tym, jak oddał Maryję Janowi jako jego Matkę, Jezus mógł powiedzieć, że dzieło się dokonało. Dopiero wówczas mógł oddać ducha w ręce Ojca i zapoczątkować panowanie pokoju i pojednania, które tylko On mógł dać ludziom.

W ten sam sposób w naszych czasach rośnie poczucie, że zanim dzieło Pana Jezusa dokona się w naszej historii, świat będzie musiał najpierw przyjąć Maryję jako swoją Matkę w Jej godności Współodkupicielki, Pośredniczki i Orędowniczki. I dlatego cieszę się, że mogę tu być, aby zaoferować wam swoje braterskie wsparcie w tym dniu modlitwy poświęconej Matce Bożej Pani Narodów. Objawienie Matki Bożej Idzie Peerdeman zostało ogłoszone przez waszych biskupów za nadprzyrodzone. Spójrzmy na ostatni i największy dogmat o niebiańskich rządach Matki Bożej jako Współodkupicielki, Pośredniczki i Orędowniczki. Najświętsza Maryja Panna nadal wstawia się za naszym Kościołem i naszym światem, szczególnie w tych niespokojnych czasach, aby w końcu okazała się Jej pełnia łask, które wysłużyła wszystkim narodom, aby poznały pokój, który tylko Jej Syn może przynieść.

Źródło: Bp John Keenan, Our Lady and World Peace (tłum. red. GaudeMaria.org)

[1] Holenderska wizjonerka, której w l. 1945-1959 objawiała się Matką Boża jako Pani Wszystkich Narodów. Maryja prosiła o podjęcie starań na rzecz ogłoszenia w Kościele piątego dogmatu maryjnego o Maryi Współodkupicielce, Pośredniczce i Orędowniczce. W dn. 31 maja 2002 r. objawienia zostały uznane za mające pochodzenie nadprzyrodzone przez biskupa diecezji Haarlem-Amsterdam, Józefa Punta – przyp. red.




Matka Boża a nasza cywilizacja (cz. 3) – Uniwersytety, społeczeństwo, polityka

Daniel Sargent

Warto przyjrzeć się instytucjom, polityce i społeczeństwu cywilizacji poświęconej Maryi.

Średniowieczną instytucją, która wyróżniała się jako szczególnie maryjna, nie tylko dlatego, że Matka Boża została wybrana jej patronką, ale dlatego że bez Niej nie istniałaby w ogóle, był uniwersytet.

Uniwersytety nie powstawały w sposób naturalny w każdej cywilizacji, w której wynaleziono alfabet i zgromadzono książki. Uczelnie miały tylko jeden początek i była nim epoka chrześcijaństwa, za panowania Matki Bożej. Jest to najwyższe uznanie, jakie społeczeństwo kiedykolwiek wyraziło uczonym. Pamiętamy, jak służąca w Milecie ujrzała uczonego Talesa wpadającego do studni, ponieważ zbyt dużo myślał. Uhonorowała go, śmiejąc się z niego. Zazwyczaj ludzie w ten właśnie sposób odnosili się do osób takich jak Tales. Byli niecierpliwi wobec bliźnich, którzy zamiast pokazywać, jak najlepiej czerpać wodę ze studni, spędzali czas, próbując zdecydować, czym studnia jest. Wywozili takich myślicieli na pustynię, a nawet dawali im śmiertelną truciznę cykuty do wypicia. Chrześcijanie wieku Matki Bożej ustanowili dla nich instytucję, w której mogli żyć w wolności. Nie byli osadzeni w „rezerwacie dla Indian”, w którym byliby odizolowani, unieszkodliwieni i zachowani w bezpiecznej odległości, ale mogli bytować w dzielnicy akropolu, jak np., na paryskiej Sorbonie. Uniwersytety posiadały niezależność od kontroli władz świeckich, podobnie jak Kościół. Jednak nie były Kościołem, którego fundament jest Boski, były instytucjami ludzkimi. Żadna inna instytucja ludzka nie otrzymała takich przywilejów. Kościół nie może być nazywany szczytem średniowiecznej cywilizacji. Nie należał do cywilizacji. Uniwersytet do niej należał i był on jej szczytowym osiągnięciem.

Dlaczego jednak przypisywać uniwersytety wstawiennictwu Matki Bożej? Dlaczego nie powiedzieć po prostu, że teologia chrześcijańska przyznaje takie przywileje uczonym? Czy nie możemy wyjaśnić uniwersytetów historycznie, tłumacząc, że średniowieczni uczeni, jak np. św. Tomasz z Akwinu, byli tak wspaniali, że zasłużyli na te przywileje? Tomasz z Akwinu nie byłby tym, czym był bez Matki Bożej, a teologia chrześcijańska bez Matki Bożej nie stworzyłaby takiego miejsca dla uczonych. To za Jej sprawą, dosłownie dzięki Jej protekcji, uczeni otrzymali godność życia na uniwersytecie. Dała chrześcijanom zaufanie do uczonych i obdarzyła tych ostatnich pokorą, która nie czyniła ich aroganckimi i nie do zniesienia dla tych, którzy byli wokół.

Grecy pokładali  – przynajmniej na początku – uczciwą ufność w ludzkim intelekcie, a mimo to karcili go, a w swoich akademiach kazali adeptom rozpoczynać i kończyć na „poznawaniu siebie”, co oznacza, że byli świadomi, że nie są bogami. Chrześcijanie dla odmiany oświadczyli „poznawajmy Matkę Bożą”. W Niej odnaleziono idealną osobę ludzką. Dzięki Niej ludzie mogli zbliżać się do własnej doskonałości. Z pomocą wiary mogli nawet zacząć poznawać tak, jak poznaje Bóg. Uniwersytety były poświęcane Najświętszej Pannie jako Stolicy Mądrości. Boskie Słowo w Niej zamieszkiwało. Uczonym dała pewność siebie oraz zapewniła im szacunek ze strony ich bliźnich.

Matka Boża dbała o przyjacielskie relacje uczonych z otoczeniem. Jakże szybko uczony staje się intelektualistą i pedantem! Jego posługiwanie się aparatem dialektyczny można porównać do działalności cieśli, który nosi deski na ramionach. Kiedy taki cieśla przestaje z innymi, staje się zagrożeniem, nie dlatego, że chce ich skrzywdzić, ale dlatego, że obraca swym ciężarem w nieświadomości i uderza nim ludzi wokół, zrzucając ich kapelusze, a nawet wybijając zęby. W ten sposób niszczy przyjazne relacje. Innymi słowy uczony łatwo staje się zbyt skomplikowany. Jednak na średniowiecznym uniwersytecie mógł on zawsze spojrzeć na absolutną prostotę Matki Bożej i przypomnieć sobie, jak nieskomplikowana i niepretensjonalna jest najwyższa mądrość. Święty Tomasz z Akwinu, utytułowany doktor na uniwersytecie, różnił się od współczesnego filozofa – od większości z nich – swoją prostotą. Jego postawa była tak prosta, że pewna wieśniaczka poprosiła go, aby poniósł jej worek z żywnością, uważając go za człowieka jak wszyscy inni.

Chlodwig, pierwszy król Merowingów, w czasach panowania Matki Bożej został ochrzczony przez św. Remigiusza. Niewątpliwie chrzest obchodzono z pompą i chociaż katedra w Rheims w obecnej formie nie została jeszcze zbudowana, a osada Reims, w której został ochrzczony, prawdopodobnie nie była jeszcze wspaniałym miastem, to ceremonia miała już swój blask. Prałaci w swoich szatach przeszli w procesji, śpiewając. Król natomiast, rozglądając się po chrzcie i nie rozumiejąc wypowiadanych słów, zawołał: „Czy nie jest to królestwo niebieskie?”

Nie było nim, podobnie jak cywilizacji Matki Bożej nie była niebem. Żadna cywilizacja nie może być niebem, ani średniowieczna, ani żadna inna, która nastąpi w przyszłości, a która może przyjąć Maryję za Królową. Chodzi jednak o to, że cywilizacja średniowieczna nosiła na sobie tak wyraźne znamię królowania Matki Bożej, że myśl o Niej i o niebie, narzucała się automatycznie. W praktyce nie było możliwości, aby Jej nie służyć – czy to z serca, czy za sprawą konwencji.

Można być cywilizowanym bez bycia świętym i można być świętym, nie będąc ucywilizowanym. Istnieją jednak pewne analogie między średniowieczną cywilizacją a niebem, a zostały one dane przez Matkę Bożą. Jedna z tych analogii jest następująca: w niebie każdy człowiek cieszy się wizją uszczęśliwiającą, podczas gdy w cywilizacji Matki Bożej każdy człowiek może być cywilizowany. Dla Greków świat dzielił się na Greków i barbarzyńców; żyjący poza greckimi miastami nie byli zaliczani do grupy osób cywilizowanych ani do prawdziwych obywateli. Osoby zajmujące się służeniem nie były uważane przez Arystotelesa za obywateli ani za zdolnych do stania się nimi. Nazwał ich słowem, które tłumaczymy jako niewolnicy, ale które lepiej tłumaczyć jako sługi. Nie próbował w ten sposób wprowadzać niesprawiedliwości czy ją usprawiedliwić. Uważał się za sprawiedliwego, bowiem uważał, że słudzy byli takimi z natury.

W cywilizacji Matki Bożej każdy człowiek miał swoje miejsce. Nie oznaczało to, że nie było warstw społecznych ani że poszczególni chłopi nie spoglądali z zazdrością na piękne stroje szlachcica. Jednak i tacy chłopi należeli do cywilizacji. Wyróżnienie poszczególnych warstw nie eliminowało nikogo z cywilizacji. Chłopi mogli być i byli cywilizowani na swój sposób, podobnie jak rzemieślnicy. Czasami gildia rzemieślników były poświęcone Matce Bożej lub jakiemuś maryjnemu świętemu. Wszyscy ludzie patrzyli na Matkę Bożą jako na swoją Władczynię. Żaden król, którego poproszono o udzielenie ochrony, nie był w ich oczach bliżej Maryi niż oni sami. Nie był niczym więcej niż obywatelem świata chrześcijańskiego.

A teraz dochodzimy do czasów obecnych. Czy piętno, które Matka Boża wówczas wywarła na naszej cywilizacji, wciąż trwa? Nie ma wątpliwości, że dotknęła naszą cywilizację, ale minęły prawie cztery wieki, odkąd Jej wpływ ustał. I to nie tylko za sprawą protestantów, ale i katolików – a cztery wieki to wystarczająco długo, aby niektóre rodzaje oddziaływań Maryi zostały zatarte. Miliony chrześcijan w naszej cywilizacji modlą się dzisiaj do Matki Bożej i uświęcają się za Jej przyczyną, ale nie poddali cywilizacji Jej władzy. Być może byli niedbali, nie starając się o to wystarczająco gorliwie. W każdym razie nie odtworzyli Jej wpływu. Umownie nazywamy naszą cywilizację cywilizacją świecką. Dlatego na pytanie „czy Jej wpływ się utrzymuje?” możemy odpowiedzieć „nie”.

Nie jest to jednak takie proste. Cywilizacja to nie materialny budynek istniejący niezależnie od ludzi. Istnieje w ludziach, w ich życiu i w pewnym sensie żyje razem z nimi, rosnąc niczym organizm. Tylko za pośrednictwem ludzi „wchłania” wpływ Matki Bożej. Nikt nie może zaprzeczyć, że za sprawą średniowiecza nasza cywilizacja jest inna niż byłaby bez jego wpływu. Znamiona Maryi wciąż na swój sposób na nas wpływają. Czy jednak są one widoczne? Czy przywodzą na pamięć Maryję?

[…]

Rozważmy dzisiejszą architekturę. Zdaje się wspaniała, ale zazwyczaj wyłącznie za sprawą swojej wysokości. Wieże Nowego Jorku robią na Europejczykach wrażenie średniowiecza, które oszalało. Te same wieże można nazwać bez zająknięcia „świątyniami mamony”. Przypominają miejsca kultu, będąc tym, czym powinny być miejsca kultu – dominującymi wieżami. Wprowadzają do naszego umysłu miejsca kultu, jednocześnie przyćmiewając i ukrywając te prawdziwe. Przypominają sztukę maryjną, praktykując rodzaj sztuki, który jednak nie jest Jej poświęcony. Podkreślają Jej nieobecność.

Podobnie jest z malarstwem. Ono także wykształciło kiedyś swoje techniki, aby przedstawić naszym oczom Maryję i Jej świat. Technika ta jest nadal szeroko praktykowana, ale tych, którzy ją opanowali, nie mając nabożeństwa do Matki Bożej, można porównać do ludzi, którzy ubrani, nie mają dokąd pójść. Wyzbywają się prawdziwego bogactwa i pozostają nieszczęśliwi. Nie mając Maryi i Jej świata, starają się patrzeć ponad naturę z niepokojem, który nazywamy „mistycyzmem”. Nieobecność Najświętszej Panny objawia się współczesnym malarzom jako rodzaj ducha, ducha Banko, nieproszonego gościa.

[…] Możemy pokusić się o stwierdzenie, że oznaki wpływu Matki Bożej całkowicie zniknęły z naszych dróg lub pozostają ukryte. Ale nawet jeśli nie unosimy kapeluszy pozdrawiając panie, nie mając zazwyczaj kapeluszy do unoszenia, mamy szacunek dla kobiet, co jest nadal ważne. Jeśli w naszej cywilizacji kobieta jest czczona bardziej niż w innych, to dlatego, że Matka Boża z daleka nadal pobudza nas do czci.

Istnienie uniwersytetów, nawet jeśli ich forma się zmieniła, także przypomina o Niej: niebezpieczeństwo, że przestaną istnieć, z wyjątkiem uczelni-niewolników władz państwowych, nie zajmujących się już prawdziwą wiedzą, ale pomagających w produkcji, jeszcze mocniej uświadamia nam potrzebę Maryi. Ze wszystkich stron słyszymy krzyki, że wolność akademicka jest zagrożona. Jak można by usprawiedliwić niezwykłą odporność średniowiecznych uniwersytetów na kontrolne zapędy władz ziemskich, jeśli ich funkcja miałaby jedynie charakter doczesny? Niewiele uniwersytetów dziś intronizuje Matkę Bożą jako swoją patronkę. Jeśli tego nie zrobią, nie tylko słowem, ale w rzeczywistości, ich dni są policzone.

A co z faktem, że wszyscy ludzie we wszystkich swoich powołaniach należeli, zgodnie z tymi powołaniami, do cywilizacji Matki Bożej? Czy jest jakiś znak, że taka sama sytuacja istnieje obecnie? Nie można powiedzieć „tak”. Generalnie myślimy o tych, których nazywamy cywilizowanymi jako o ludziach kulturalnych, a przez „kulturalnych” rozumiemy tych, którzy nie są niczym więcej niż dyletantami, ludźmi zdolnymi do mówienia o książkach i sztukach pięknych, a także o koncertach. To nie jest cywilizacja, ale zobojętnienie. Prawda jest taka, że choć nieuprzywilejowane osoby zostały wydziedziczene z udziału w kulturze miasta światowego, mogą wykorzystać inną formę uczestnictwa, którą nazywamy politycznym – „politycznym” w wąskim znaczeniu – mogą głosować. Fakt, że to robią jest oznaką bardziej powszechnej równości, którą kiedyś posiadali. To przywilej, który ma na sobie znamię Maryi.

Ale dlaczego w tym jubileuszowym roku Matki Bożej [1954 – przyp. red.] pisać rozdział o przeszłości i śladach historii? Po co w ogóle myśleć o cywilizacji? Możemy być zbawieni bez względu na to, co stanie się z cywilizacją. Być może będziemy musieli służyć Bogu i kochać Go w cywilizacji, która wcale nie odzwierciedla nieba. Ale nadszedł czas, aby być wdzięcznym Matce Bożej. I mamy powód do wdzięczności poprzez rozważanie, jaką harmonię dawała naszej cywilizacji oraz jak wpływ tej harmonii wciąż trwa w cywilizacji, która się od Niej odwróciła i która zasługuje na tytuł „świeckiej”. Przypominamy sobie w ten sposób, że Ona raduje się, że przebywa wśród dzieci ludzkich i że, jeśli oddamy Jej właściwą cześć, może ponownie do nas przyjść, nawet jako Imperatrix Mundi, zmieniając każdą cywilizację – naszą zachodnią czy też inną – w cywilizację, która do Niej należy.

Źródło: Sargant, D. Our Lady and our civilization, [w:] Mary and Modern Man, red. Thomas J. M. Burke, The America Press, New York 1955 [tłum. red. GaudeMaria]

Ilustracja: fragment obrazu Maestà (Madonna z aniołami i świętymi, ca. 1308-1311), autorstwa Duccio di Buoninsegna  (1255–1319). Public Domain via Wikimedia Commons.