1

Kard. Lépicier : Wniebowzięcie Maryi

„Któraż to jest, co wstępuje przez puszczę jak słup dymu z wonności mirry i kadzidła?” (Pnp 3, 6).

Kiedy nadeszła chwila, w której Słowo Wcielone miało świętować mistyczne i uroczyste zaślubiny z Oblubienicą swego serca, ukazało się Jej Ono w całym swym pięknie, zapraszając, by przyszła i zakosztowała niewysłowionych rozkoszy, jakie wnosi do duszy jasna wizja Boskiej Istoty.

Wizja ta była nagrodą za żarliwą miłość, jaką Maryja od poczęcia żywiła do swego Boga i jaka od początku rosła w Jej niepokalanej duszy. Miłość ta osiągnęła w końcu swój szczyt. Nadszedł czas, aby Matka Boża otrzymała z rąk Dobroci nieskończonej ostateczną koronę w postaci jasnego i natychmiastowego objawienia się Boskiej Istoty. Niemożliwe jest jednak oglądanie Boga twarzą w twarz w sposób niezmienny i trwały, a potem dalsze życie w śmiertelnym ciele. Pod wpływem kontaktu z tą niewysłowioną wizją, więzy łączące duszę Maryi z Jej świętym ciałem zostały nagle zerwane i Najświętsza Panna została natychmiast wprowadzona na dwór niebieski.

Dzień, w którym wstąpiła do nieba, był dla chwalebnej armii aniołów wyjątkowy. Te błogosławione duchy przyjęły, ze znakami szczególnej czci, czystą duszę Matki Słowa. Ich oczy nie mogły się nasycić pięknem tej istoty, która zachowała nietkniętą lilię swojego Niepokalanego Poczęcia. Zastanawiali się ze zdumieniem: „Któraż to jest, co wstępuje przez puszczę jak słup dymu z wonności mirry i kadzidła?”.

*

Oddzielenie się duszy Maryi od Jej najświętszego ciała trwało zaledwie chwilę. Gdy tylko Jej dusza zjednoczyła się nierozerwalnie ze źródłem rozkoszy – istotą Boga, nie odrywając wzroku od tej upojnej wizji, wróciła szybko jak błyskawica na ziemię, by połączyć się ze świętym ciałem, po czym natychmiast przybyła w tym zjednoczeniu do wiecznych przybytków.

Maryja wstąpiła więc w chwale do nieba, z ciałem i duszą, tak jak wstąpił tam Jej Syn. Wzniosła się nie wspierana żadną zewnętrzną siłą, nawet siłą aniołów, ale podniesiona dzięki cudownej zwinności, jaką zmartwychwstanie daje ciałom błogosławionych. Maryja dostąpiła zaszczytu nieba niczym piękny ptak, szybujący w otchłani firmamentu. Wzniosła się niczym lekka chmurka, która znika na niebie pod wpływem ciepłych promieni słońca. Przybyła, aby zostać ukoronowaną na Królową nieba i ziemi: „Pójdźże z Libanu, oblubienico moja (…)! Będziesz koronowana” (Pnp 4, 8).

Podziwiaj, duszo moja, to rozkoszne widowisko i dziękuj Bogu za cuda, jakie uczynił w tej niezwykłej Dziewicy, która mimo swej wielkości pozostaje dla Ciebie zawsze pełną czułości i miłosierdzia Matką.

*

Wniebowzięcie Maryi, będąc ukoronowaniem Jej życia nadprzyrodzonego i Bożego, dla rodzaju ludzkiego stało się przyczyną nowej radości i nowego triumfu.

Tak jak święci patriarchowie, oczekujący w limbie, ujrzeli w chwili narodzin Matki Bożej świt, który zwiastował im zbliżające się wybawienie, tak Wniebowzięcie tej niezrównanej Królowej, wraz ze Wniebowstąpieniem Pana Jezusa Chrystusa, stało się gwarancją zmartwychwstania i nieśmiertelności człowieka, który wcześniej utracił swoją pierwotną godność.

Człowiek sam w sobie jest bardzo mały, a nędze tego życia są wielkie. Jednak łaska Boża jest tak potężna, że pomimo naszej słabości, z jej pomocą możemy wraz z aniołami niebieskimi uczestniczyć w widzeniu Boga.

Aby jednak osiągnąć tak wzniosły cel, chrześcijanin musi walczyć odważnie przez całe życie. Musi starać się wzrastać w praktykowaniu cnót i miłości Bożej, zgodnie ze słowami Apostoła: „biegnę do wyznaczonego kresu, do nagrody wzniosłego wezwania Bożego w Chrystusie Jezusie” (Flp 3, 14.).

Nie zrażaj się, duszo moja, kroczeniem drogą doskonałości, do którego zobowiązałaś się świętym przyrzeczeniem. Los Maryi będzie twoim udziałem, jeśli, tak jak Ona, wiernie odpowiesz na łaskę Bożą.

Modlitwa

O chwalebna Dziewico Maryjo, dzięki której nasz smutek przemienił się w radość, wyjednaj nam łaskę takiego życia, abyśmy pewnego dnia mogli kontemplować Twoją wielkość. Wstawiaj się, proszę, także u Twego Boskiego Syna, aby wyjednał uwolnienie dusz cierpiących obecnie w czyśćcu, by mogły bezzwłocznie zostać dopuszczone do wiecznej chwały. Amen.

Źródło: Alexis-Henri-Marie Lépicier OSM, Maryja. Najpiękniejszy rajski kwiat. Rozważania o Litanii loretańskiej, Cor Eorum 2023.




„Pięć minut” dla Matki Najświętszej

Tytuł nieco osobliwy. Dla jednych trochę dziwny, dla innych już znany. Cóż więc to jest takiego?

Pięć minut dla Matki Najświętszej, jest to praktyka nieznaczna, ale za to Niepokalanej bardzo miła i gorąco polecana przez Ojca Maksymiliana, jako jeden ze środków do zjednoczenia się z Bogarodzicą i wyćwiczenia w sobie ciągłej pamięci na Jej przy nas obecność. Praktycznie wygląda ona podobnie jak godzina straży Najświętszego Serca Pana Jezusa, tylko, że tu nie bierzemy pod uwagę godzinę czasu, ale chwilę, coś mniej więcej jak pięć minut.

Czas należy o ile możności obierać taki, w którym mamy najwięcej roztargnienia, ażeby ćwiczenie nasze było połączone z większym wysiłkiem, a przez to by owoce były obfitsze. Również o ile możności powinien to być czas codziennie o jednej i tej samej porze np. od modlitwy dziękczynnej po śniadaniu, aż do dzwonka na modlitwę przed pracą, albo od pierwszego dzwonka na zakończenie pracy, aż do drugiego, który nas wzywa do refektarza lub na modlitwę, lub wreszcie jakaś chwila w ciągu dnia, określona mniej więcej na pięć minut. Gdyby jednak się kiedyś zapomniało, to tę „pięciominutówkę” odprawia się wtedy, kiedy się przypomni.

Teraz rzecz najważniejsza: w jaki sposób spędzić takie pięć minut? Przystępując do tej chwili, należy sobie żywo uprzytomnić obecność Matki Najświętszej. Wyobraźmy sobie wtedy, że stoi Ona przy nas; patrzy na nasze kroki, na nasz ruch, na nasze spojrzenia; przenika do głębin nasze serce, bada każde jego uderzenie, każde uczucie, każdy akt wewnętrzny, czy zewnętrzny; smuci się lub weseli w zależności od tego, jak dany akt spełniamy, dobrze czy źle.

Starajmy się myśleć i czynić jak przypuszczamy, że Matka Boża myślałaby i czyniła w danym wypadku i to do tego stopnia, abyśmy się czuli wprost przesiąknięci Niepokalaną, jak przesiąka gąbka zanurzona w wodę. I w tym to stanie, bez jakiegoś niepotrzebnego natężania umysłowego lub nerwowego, w głębokim spokoju i skupieniu pozostać w serdecznej i poufałej łączności z Matką Najświętszą.

Niewiele w tym czasie prosić, ale raczej patrzeć… słuchać… co nasza Dobra Mamusia w tej chwili od nas żąda, co się Jej w nas nie podoba, a co pragnęłaby abyśmy wyrzucili z naszego serca, z naszego postępowania. Pracy swojej czy modlitwy, a nawet rozrywki — zależy co w danej chwili czynimy — nie tylko nie przerywać, ale starać się na zewnątrz spełniać z taką samą naturalnością jak dotychczas, a jedynie doskonalej i święciej. Owoce tego ćwiczenia będą nadspodziewanie cenne.

Ci wszyscy, którzy często ubolewają nad niestałością swego charakteru i jego wadami, niech spróbują tylko gorliwie zabrać się do tego ćwiczenia, a wkrótce przekonają się jaki to skuteczny środek dla ich słabości i chwiejności. Wtedy miłość ku Niepokalanej piękniej i szybciej rozwijać się i kwitnąć będzie w naszych sercach.

Okażmy więc Matce Najświętszej naszą gotowość i wierność, a nasze duchowe i fizyczne niedomagania oraz potrzeby pozostawmy Jej wspaniałomyślności. Nie zawiedziemy się nigdy w naszej ufności. Niepokalana nie da się nam prześcignąć w miłości i ofiarności; daleko więcej Ona zawsze dla nas czyni, aniżeli my dla Niej.

Na koniec piszący te słowa prosi O. Maksymiliana, od którego nauczył się tej praktyki, ażeby zechciał zwrócić do redakcji ewentualne uwagi i uzupełnić niedomagania jakie w niniejszym zestawieniu mogą się znaleźć, a które może za słabo i zbyt niedoskonale przedstawiają tę piękną praktykę: „Pięć minut dla Matki Najświętszej”.

Niepokalanej Pośredniczce wszelkich łask — cześć i chwała na wieki!

ML

We wszystkich niebezpieczeństwach i uciskach, we wszystkich wątpliwościach i utrapieniach waszych wzywajcie Maryi, myślcie o Maryi, niech Ona będzie zawsze w myśli i na ustach waszych.

Św. O. Franciszek

Bracia, jeśli pragniecie doznać pociechy we wszelkim strapieniu, udawajcie się do Maryi, Maryi wzywajcie, Maryję czcijcie, z Maryją módlcie się, z Maryją Jezusa szukajcie. Tomasz à Kempis

Źródło: Z życia Niepokalanowów, Jednodniówka, 1936 r. (język uwspółcześniono).




Miłosierdzie Maryi

„Podaj nogę w pęta jej i szyję twoją w jej łańcuch; … I będą tobie pęta jej obroną mocną i silną podstawą, a łańcuchy jej szatą chwały” (Syr 6, 25, 30).

Kiedy uświadomimy sobie, jak wielu kłopotom i nieszczęściom podlega człowiek w tym życiu, nie sposób powstrzymać uczucie głębokiego smutku. Gdy nasi pierwsi rodzice utracili przez grzech pierworodny łaskę Bożą, a wraz z nią stan sprawiedliwości, w którym zostali stworzeni, boleśnie doświadczyli ogromu zła, jakie ich dotknęło. Zło, które miało rozciągać się na całe ich potomstwo, ma swój początek w czterech śmiertelnych ranach. Są to: niejasność co do prawd wiary w umyśle, przewrotna skłonność woli, nieuporządkowana skłonność do przyjemności zmysłowych we władzach niższych duszy i wreszcie wielka trudność w przeciwstawianiu się złu.

Co więcej, gdyby człowiek dochował wierności Bogu, nie podlegałby cierpieniu i byłby nieśmiertelny. Przez ten pierwszy grzech utracił jednak wszystkie swoje przywileje i w konsekwencji podlega bólowi, chorobie i śmierci.

Och, jak wielka jest brzydota grzechu i jak godny współczucia jest stan człowieka pozbawionego pierwotnej sprawiedliwości!

Dziękujmy Bogu, który będąc „bogaty w miłosierdzie”, ulitował się nad nami. Nie zadowolił się jedynie pomaganiem nam osobiście, ale chciał nam dać w Maryi Matkę wrażliwą na nasze nędze i pragnącą nam ulżyć we wszystkim: Salve Regina, Mater misericordiae.

Jesteśmy dłużnikami nieskończonej dobroci Boga, bowiem dał nam w Jezusie i Maryi dwie osoby żywiące do nas najtroskliwsze uczucia miłości i miłosierdzia.

Święty Paweł mówi o Jezusie Chrystusie, że pragnął być nam podobny i że tak jak my musiał poznać ból, abyśmy mogli znaleźć w nim ojca pełnego miłosierdzia.

Maryja także musiała cierpieć gorzkie męki, zwłaszcza u stóp krzyża swego Syna. Jest zatem, jak Jezus, pełna miłosierdzia dla nas, biednych grzeszników. To miłosierdzie Maryi sprawia, że śpieszy nam Ona z pomocą, przynosząc ulgę w naszych nieszczęściach. Potężna Orędowniczka, nieustannie wstawia się za nami, aby Bóg dał nam światło niezbędne do podejmowania decyzji, inspirował nas prawością intencji we wszystkich naszych działaniach, zapobiegał skłanianiu się naszej woli ku złu, umacniał nas, uzdalniał do odpierania ataków wroga i dawał niebiańską łaskę, która poskramia w nas żar pożądliwości.

Dobroć Maryi nie ogranicza się tylko do naszych potrzeb duchowych, ale obejmuje także nasze potrzeby doczesne. Ta czuła Matka poznała nędzę, zmęczenie i głód, dlatego śpieszy, by ulżyć nam w nieszczęściach. Z upodobaniem posyła nam na pomoc świętych aniołów, którzy Jej służą, a czasem raczy nawet osobiście ukazać się swoim pobożnym sługom, zwłaszcza, aby pocieszyć ich w godzinie śmierci.

Naśladując Jezusa i Maryję, chrześcijanin powinien praktykować uczynki miłosierdzia względem ciała i duszy, starając się w miarę możliwości ulżyć innym w nieszczęściach.

O ile największym nieszczęściem, jakie może spotkać człowieka, jest popadnięcie w grzech, będący jedyną przeszkodą dla miłosierdzia Bożego, o tyle najwspanialszym dziełem, jakiego możemy dokonać, jest powstrzymywanie wykroczeń przeciwko Bogu. „Bracia moi, jeśliby kto z was zbłądził z drogi prawdy i ktoś by go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, zbawi jego duszę od śmierci i «zakryje mnóstwo grzechów»” (Jk 5, 19-20).

Musimy pomagać bliźnim wyrzekać się nie tylko grzechu śmiertelnego, ale także grzechu powszedniego. To prawda, że grzech powszedni nie odbiera duszy miłości Boga. Zmniejsza jednak jej zapał i ostatecznie prowadzi ją do wiecznej śmierci.

Poświęcenie się świętemu dziełu nawracania grzeszników jest gwarancją niezliczonych błogosławieństw. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7).

Modlitwa

O Maryjo, jesteś podwójnie Matką miłosierdzia: po pierwsze, urodziłaś naszego najmiłosierniejszego Zbawiciela, a po drugie, dałaś nam tak wiele znaków swej macierzyńskiej dobroci. Błagamy, zwróć ku nam swe współczujące spojrzenie i spraw, abyśmy zawsze żyli z dala od grzechu, jedynej przeszkody dla Bożego miłosierdzia. Amen.

Źródło: A. H. M. Lepicier, La plus belle Fleur du Paradis, Rome 1921.




Święty Józef włączony do planu Wcielenia (audio)

Poniżej publikujemy pierwszy rozdział książki “Święty Józef. Życie i chwał” Edwarda Healy Thompsona (Cor Eorum 2022) w formie audio.

https://www.youtube.com/embed/ggoJL-qEi2s

Książka “Święty Józef. Życie i chwała” autorstwa Edwarda Healy’ego Thompsona uważana jest za jedno z najpełniejszych i najdokładniejszych studiów na temat św. Józefa. Bazując na Piśmie Świętym i Tradycji, pismach Ojców i Doktorów Kościoła oraz świadectwach świętych, autor starannie opisuje rolę Józefa w historii zbawienia i życiu Kościoła. Niniejsze dzieło zawiera szczegóły dotyczące pochodzenia Świętego, jego pracy oraz życia duchowego. Autor wyjaśnia, jak Józef został zapowiedziany w Starym Testamencie, przedstawia jego osobę w relacji do Jezusa i Maryi oraz tłumaczy, dlaczego został ustanowiony przez papieża Piusa IX Patronem Kościoła powszechnego. Polskie wydanie zostało wzbogacone o dodatek zawierający modlitwy, nowennę, koronkę i litanię do Świętego Józefa. Edward Healy Thompson (1813-1891) – angielski pisarz, katolik nawrócony z anglikanizmu, współczesny św. kardynałowi Newmanowi, z którym łączyła go zażyła znajomość. Autor dzieł apologetycznych, żywotu św. Stanisława Kostki oraz biografii świątobliwych katolików, m. in. Jana Jakuba Oliera, Marii Harpain i Henryka Marii Boudona.




U tronu Maryi w Lourdes

W roku 1858 przemówił Bóg do rodzaju ludzkiego przez Matkę Słowa Odwiecznego — Jezusa Chrystusa. Matka Boża zstępuje z podwoi niebieskich, aby podnieść upadłą ludzkość wyżej, hen, aż do tronu Bożego, od którego odpadła przez gwałt zadany przykazaniom Bożym.

Słusznie przeto od chwili ukazania się w Lourdes Niepokalanej, aż po dzień dzisiejszy dzieją się tam rzeczy nadzwyczajne, które dla wiernych katolików są utwierdzeniem ich w przekonaniach religijnych, zaś niewiernych i wrogów Kościoła św. wprawiają w niemałe zakłopotanie, zawstydzenie,a częstokroć we wściekłość.

Przez Lourdes, ten ogród Maryi, przeciągają ciągle tysięczne rzesze wiernych i niewiernych, a Maryja na wszystkich spogląda miłosiernym okiem Matki, błogosławiąc wszystkim.

Spotkać tam można przede wszystkim ludzi wiary i cnoty, którzy nigdy nie zerwali złotej nici, wiążącej ich z Bogiem i Matką Najświętszą.

Ludzie ci, idąc przez życie pełne walk i niepokojów, nie dali się porwać wirowi występku, ale piersią mężną, zdecydowanym stanowiskiem katolickim oparli się złu, nie dopuścili go do serc swoich. Teraz więc słusznie, z czołem podniesionym dumnie w górę, z radością serca, z nabożną pieśnią na ustach przechodzą w triumfalnym pochodzie hołdu przed Królową Nieba i Ziemi. Przed tronem Maryi w Lourdes składają gorące dziękczynienia za odniesione zwycięstwo pod przewodnictwem Tej Pani Zwycięskiej, przyrzekając wytrwać aż do końca…

U tronu Maryi w Lourdes widzimy także ludzi niewierzących, którzy dla niecnej pychy, zarozumiałości, przerwali w gwałtowny sposób łączność z Bogiem i Niepokalaną. Ludzie ci, wiedzeni ciekawością, pragnieniem bezpłatnej sensacji i miłych przygód — przychodzą tu pełni uprzedzeń nieufności, bluźnierczej buty i tupetu. Ale spotkawszy się oko w oko z tą miłościwą Panią, jeśli są ludźmi szlachetnymi, w których sercach tkwi jeszcze iskierka tęsknoty za Tą, którą porzucili lub Jej nie poznali — wtedy Maryja oświeca ich zbłąkane umysły, zmiękcza skamieniałe serca, otwiera oczy duszy na prawdę, usuwa przeszkody powrotu do Boga, tak, że ci przed chwilą zacięci wrogowie, bluźniercy Jezusa i Maryi — stają się wiernym dziećmi Boga i Kościoła św. Potwierdza to bogata historia cudownych nawróceń przez Niepokalaną w Lourdes.

Do stóp Niepokalanej w Lourdes ludzie przynoszą na swych barkach ciężkie krzyże życiowe, a złamani fizycznie i duchowo, odepchnięci srogim uderzeniem losu nieubłaganego — nie zdołali spełnić zakreślonych planów… To ludzie, których nadzieje spełzły na niczym, a w sercu pozostała dzika rozpacz, niechęć, apatia, zakłócenie wewnętrznego pokoju duszy. Ludzie ci w takim stanie niebezpiecznym dla siebie samych i społeczeństwa, jakby odruchowo rzucili się do stóp Niepokalanej w Lourdes, szukając ostatecznego rozwiązania swej zagadki. I nie zawiedli się. Bo oto wracają z Grodu Maryi z zupełnym odnowieniem ducha… a z nadzieją w sercu rozpoczną na nowo gorączkową pracę życia pod opieką Pani Mężnej.

Znów inny widok staje przed naszymi oczyma… Młodzi ludzie, przeważnie inteligentni. Gdzieś z niedostępnych głębin ich duszy unosi się do Maryi żałosna skarga nad własną nędzą i biedą. Znamy ich… to są ci, którzy w pogoni za szczęściem, przyjemnością, zboczyli z drogi przykazań Bożych, stracili sprzed oczu tę przecudną Gwiazdę Morza — Maryję, a goniąc na oślep za ułudą, doznali straszliwego zawodu. Ludzie ci, zbrukani grzechem, wyczerpani i przeżarci zbrodnią, targnęli się w gwałtowny sposób na nędzne swe życie, aby je ukrócić i oddać piekłu.

Lecz Maryja Panna wytrąciła zbrodnicze narzędzie z ich rąk, wywiodła na ścieżkę cnoty i prawdy… oddała ich na powrót społeczeństwu, Kościołowi i Niebu. Teraz klęczą u stóp Tej, która stała się ich błogosławieństwem.

Czyż to nie zdumiewające?… Jakie dziwne koleje życia ludzkiego… jak dobrą Matką jest Maryja…

Bo Lourdes to wielkie sanatorium chorób duszy, gdzie Boska Lekarka, na mocy danej sobie potęgi, oświeca umysły, uszlachetnia serca — podnosi je na niebywałe dotąd wyżyny cnoty i doskonałości.

Do Lourdes śpieszą pacjenci z całego świata, aby u stóp Niepokalanej otrzymać to, czego dać już nie może żadna siła i przemyślność ludzka. Tak, Maryja ukochała przede wszystkim tych najbiedniejszych, najnieszczęśliwszych — cierpiących, którzy opuszczeni przez lekarzy, zostali przez nich skazani na śmierć niechybną. Ci ludzie ostatnim wysiłkiem woli przybywają do Uzdrowicielki chorych — do Maryi, w której całą swą ufność złożyli.

W Lourdes widzimy coś w rodzaju defilady. Dziwna to doprawdy defilada. żaden wódz jeszcze takiej nie odbierał. Przed Niepokalaną przesuwa się bolesny orszak nędzy ludzkiej, zamiast mocy i siły — słabość. Zamiast broni i zwycięskich sztandarów — laska kaleki. A Maryja spokojnie błogosławi te rzesze, cudownie leczy i wydziera z objęć okrutnej śmierci.

Złość ludzka stara się wytłumaczyć zjawiska w Lourdes jako masową sugestię. Naiwni! Muszą stanąć bezradni wobec niewytłumaczonych faktów cudownych uzdrowień, badanych nie przez jednego lekarza, ale przez setki z różnych krajów i różnych wyznań. Właśnie bezstronna, szczera obserwacja i badanie uzdrowionych musi tu uznać interwencję Bożą.

Lourdes przypomina całemu światu tę prawdę, że Bóg w swej niezmierzonej dobroci pragnie przez Matkę Syna swego zsyłać łaski na wszystkie dusze ludzkie, odkupione Krwią Zbawiciela. Myśl ta budzi w nas tym większą ufność i miłość ku Niepokalanej.

Źródło: Z Niepokalaną przez życie. Rzym 1946, s. 31-34.

Duchowa pielgrzymka do Lourdes do pobrania tu.




Pokłon trzech Mędrców

Jezus został nawiedzony i uwielbiony najpierw przez ubogich i prostych, pogardzanych przez świat – ten świat, który kochał blichtr i który czekał na Mesjasza mającego przybyć jako król. Jednak Pan Jezus nie pragnął hołdu od bogatych, szlachetnych i wielkich. Po pasterzach mieli przyjść Mędrcy. Objawienie Pańskie, czyli Objawienie Chrystusa poganom w osobach świętych Mędrców, było dla nas, potomków pogan, tajemnicą zawsze bardzo radosną i pocieszającą, przypominającą nam o naszym powołaniu do prawdziwej wiary. Nazwano je dniem Bożego Narodzenia dla pogan. Wszyscy ojcowie w swoich homiliach skierowanych do ludu mówili o nim z wielką elokwencją i z żarliwą miłością. Pamięć o nim otaczano szczególnym szacunkiem w całym świecie chrześcijańskim. W Rzymie z wielkim przepychem obchodzona jest zwłaszcza jego oktawa.

Relacja św. Mateusza o przyjściu Mędrców jest zawarta w kilku prostych słowach: „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon»”.

Naturalnie nasuwają się pytania: kim byli owi uczeni lub Mędrcy; jak się nazywali; skąd przybyli i jaki był powód ich podróży? Powszechnie przyjmuje się opinię, że byli to ludzie biegli w astronomii, którzy obserwowali ruch gwiazd. A, jak tłumaczy św. Leon, w tamtych czasach nauce tej mogły poświęcić się jedynie osoby zajmujące najwyższe stanowiska w społeczeństwie, ludzie mądrzy, a tym samym władcy pośród swego ludu. Nie ma wątpliwości, że tacy byli trzej Mędrcy i dlatego nazywani są mędrcami i królami. W rzeczywistości byli władcami różnych drobnych regionów, z których przybyli. Mamy przykład tego rodzaju suwerenności w przypadku pięciu królów, których pokonał Abraham wraz z armią trzystu osiemnastu sług, ratując Lota z ich rąk. Przez starożytnych ojców Mędrcy są zatem zawsze nazywani królami. Ten tytuł nadają im św. Leon, św. Augustyn, św. Hieronim, św. Hilary, św. Cezary i inni. Tradycja jest niezmienna co do tego, że jest ich trzech; Calmet nazywa nawet tę opinię ogólną i powszechną opinią Kościoła. Widzimy tę prawdę wyrażoną w świętych rzeźbach i obrazach sprzed czasów św. Leona, gdzie trzej Mędrcy są zawsze przedstawiani jako adorujący Boskie Dzieciątko. Jest to także sugerowane w samym Piśmie Świętym przez trzy różne dary, które ofiarowali: złoto, kadzidło i mirrę.

Nie znajdujemy wzmianek o ich imionach u wczesnych pisarzy, ale musiały one zostać przekazane w tradycji, skoro Beda Czcigodny powiada, że nazywano ich Kacper, Melchior i Baltazar. Kościoły Kolonii i Mediolanu nieustannie czczą ich pod tymi imionami. I pod tymi imionami są oni znani wiernym po dziś dzień.

Jeśli chodzi o powód ich wędrówki, musimy pamiętać, jak piętnaście wieków wcześniej prorok Balaam został posłany przez króla Balaka, aby przeklął Izrael, a gdy wszedł na wzgórze, skąd ujrzał Hebrajczyków obozujących na pustyni, pochwycony przez Ducha Bożego, zaczął ich błogosławić, wołając: „Jakubie, jakże piękne są twoje namioty, mieszkania twoje, Izraelu! […] Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”. Święci Mędrcy dobrze znali tę przepowiednię, która zachowała się w ich kraju. A ponieważ, jak powiedzieliśmy, byli stałymi obserwatorami ciał niebieskich, gdy tylko zarejestrowali w noc Narodzenia Pańskiego pojawienie się nowej gwiazdy o niezwykłej okazałości, uwierzyli, że widzą wypełnienie się proroctwa Balaama i że to ciało świetlne ogłosiło narodziny wielkiego króla. Ta obserwacja i wynikające z niej przekonanie dotarły do trzech królów oddzielnie, ale w tym samym czasie. Z pewnością bowiem żyli osobno, mieszkając w kilku różnych krainach, którymi rządzili. Jednak wszyscy trzej, widząc jednocześnie gwiazdę i będąc oświeceni przez łaskę Bożą, zrozumieli, że to ciało niebieskie zapowiadało narodziny obiecanego Zbawiciela, i natychmiast wyruszyli, aby podążać za wskazaniami gwiazdy. Możemy zatem wierzyć, że spotkali się i odbywali swoja podróż wspólnie, z własnymi orszakami dromaderów i z oczami wpatrzonymi w tę cudowną gwiazdę, która nie znajdowała się, jak inne ciała niebieskie, na odległym sklepieniu nieba, ale była w powietrzu nad ich głowami. Nie możemy w istocie wyobrażać sobie tego inaczej, jeżeli jej poruszenia miały ich prowadzić w kierunku, w którym podążali.

Ewangelista powiada, że ci trzej Mędrcy przybyli ze Wschodu, ale nie określa kraju ich pochodzenia. W konsekwencji opinie na ten temat były różne, ale najbardziej prawdopodobny i najczęściej przyjmowany jest pogląd, że przybyli z Idumei i Arabii Felix, w pobliżu której znajdowały się Saba, Madian i Efa. Jest kilka powodów przemawiających za tą opinią i ma ona poparcie wielu starożytnych ojców – św. Justyna, Tertuliana, św. Cypriana, św. Epifaniusza i innych. Idumea i Arabia są rzeczywiście na wschodzie względem Betlejem. W Arabii wypowiedziano proroctwo Balaama, posłanego przez króla Moabu, a Moab, jak zauważa św. Hieronim, jest prowincją Arabii. Tłumaczyłoby to zachowanie żywego wspomnienia przepowiedni. Arabia obfituje także w złoto, kadzidło i mirrę, dary ofiarowane przez Mędrców jako produkty pochodzące z ich kraju. Byłoby to początkowe wypełnienie się proroctw, które oczekiwały znacznie pełniejszego spełnienia: „Królowie Arabów i Saby przywiozą upominki […] i dadzą mu ze złota Arabii”. „Zaleje cię mnogość wielbłądów – dromadery z Madianu i z Efy. Wszyscy oni przybędą ze Saby, zaofiarują złoto i kadzidło”.

Ze słów Ewangelisty można wywnioskować, że Mędrcy wyruszyli, gdy tylko ujrzeli gwiazdę i że gwiazda pojawiła się w chwili narodzenia Chrystusa : „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy”. Nie mówi „w tamtych czasach”, pozwalając na pewien odstęp, ale daje nam do zrozumienia, że ci święci mężowie wyruszyli bez zwłoki. Udali się prosto do Jerozolimy, stolicy Judei, gdzie mogli pewnie spodziewać się, że spotkają nowo narodzonego króla żydowskiego, któremu przyszli złożyć pokłon. Gdy jednak zbliżali się do Jerozolimy, gwiazda nagle zniknęła. Cudowne światło zostało wycofane, ale Bóg nie pozostawił ich bez przewodnictwa. Weszli do miasta, pytając: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon”, ale nie mogli uzyskać odpowiedzi. Jerozolima nie była przepełniona radością, ale niepokojem i konsternacją. Niewątpliwie jedyną emocją absorbującą mieszkańców był strach przed zazdrością tyrana Heroda, kiedy to doniesienie o rywalu do tronu dotrze do jego uszu. A to właśnie się stało: „Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima”. Żałosna ślepota ludu Bożego! Owi Mędrcy przybyli z daleka szukać w Judei Króla, Mesjasza, którego sami Żydzi ani nie szukali, ani nie rozpoznawali we własnym kraju. Tymczasem mieli dostęp do wszelkich środków pozwalających na rozpoznanie Go, gdyby tego chcieli, a nawet potrafiliby wskazać drogę, którą nikt z nich nie chciał jednak podążać.

Ukrywając swoje obawy, Herod zebrał arcykapłanów i uczonych w Piśmie i zapytał ich, gdzie ma się narodzić Chrystus. Udzielili mu prawdziwej odpowiedzi, cytując proroctwo Micheasza. Wówczas Herod przywołał na osobności Mędrców i szczegółowo ich wypytywał, kiedy pojawiła się gwiazda, i prosił ich, aby gdy znajdą Dzieciątko, wrócili i powiedzieli mu, aby i on mógł pójść i oddać Mu pokłon. Kiedy królowie wyszli z Jerozolimy i szli drogą do Betlejem, gwiazda, która zniknęła, gdy weszli do miasta, znów zaświeciła, na co, jak mówi Ewangelista, „bardzo się uradowali”. Miejsce, w którym ponownie ją ujrzeli, znajdowało się przy studni, mniej więcej w połowie drogi między Jerozolimą a Betlejem. Jest ona wciąż nazywana Studnią Gwiazdy lub Studnią Trzech Mędrców. Nie potrzebowali już przewodnika, gdyż gwiazda, jak powiada Ewangelista, „szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię”. Maria z Agredy ujrzała ją w wizji, jak weszła do groty i nie zniknęła, dopóki nie spoczęła nad głową Jezusa, po czym rozpłynęła się w świecącej aureoli światła, która Go otaczała. Wykonała swoją pracę i przywiodła świętych pielgrzymów do stóp Dzieciątka, zasiadającego, jak możemy sądzić, na tronie na kolanach swojej Matki, bowiem Ewangelista powiada: „Znaleźli dziecię z Maryją, matką Jego”, co nie wyklucza obecności Józefa, a tylko wskazuje, że Jezus był w ramionach swojej matki, kiedy Mędrcy, którzy zostali bosko oświeceni poznaniem tajemnicy, znaleźli Go i upadli przed Nim, wielbiąc Go i przedstawiając swoje dary.

W zastosowaniu przez św. Mateusza wyrażenia „weszli do domu” niektórzy widzieli dowód, że Święta Rodzina przeniosła się z groty Bożego Narodzenia do domu w mieście, ale nie można wyciągnąć takiego wniosku z użycia słowa, które w Piśmie Świętym bezkrytycznie stosowane jest w stosunku do wszystkich siedlisk istot żywych, nawet ptaków i zwierząt. Dlatego w Psalmach znajdujemy wyrażenie „dom bociana” dla określenia cyprysów. Jednak powaga św. Hieronima, który mieszkał w miejscach świętych i jest najpewniejszym świadkiem zachowanych tam świętych przekazów, powinna wystarczyć, aby usunąć wszelkie wątpliwości w tej kwestii. Pisząc do św. Marceli Rzymianki i opisując grotę w Betlejem, tłumaczy: „Oto w tej małej dziurze w ziemi narodził się Stwórca Niebios. Tutaj był owinięty w pieluszki, tutaj odwiedzili Go pasterze, tutaj został wskazany przez gwiazdę, tutaj – uwielbiony przez Mędrców”. Święty Augustyn, św. Jan Chryzostom, nie mówiąc już o innych ojcach i doktorach, są tego samego zdania, które uczony Suarez również uważa za najpowszechniejsze. Rzeczywiście, sam Kościół śpiewa w święto Objawienia Pańskiego i przez całą oktawę: „Dziś gwiazda przywiodła Mędrców do żłóbka”. Pobożne uczucia wiernych z pewnością odzwierciedlają tradycję Kościoła. Nawet gdyby mieli mniej rzetelną porękę, są, jak można powiedzieć, biernym głosem Kościoła. Wiemy, że narodziny Boga-Człowieka, Króla Wszechświata, w tym schronieniu, które św. Hieronim nazywa „dziurą w ziemi”, są niejako ukazaniem wielkiej tajemnicy, tajemnicy Jego upokorzenia i poniżenia, jak również lekcją ubóstwa i samozaparcia, którą przyszedł nam dać i poprzez którą miał ganić i potępiać pychę świata. Maryja i Józef dobrze o tym wiedzieli. Nie powinniśmy też przypuszczać, że jedynie dla samej wygody opuszczą swoją skromną i symboliczną „dziurę w skale”, gdy zmniejszy się liczba gości w Betlejem i będą mogli znaleźć schronienie w zwykłym domu. Nie jest to wyobrażenie, które narzuca się przy nabożeństwie Bożego Narodzenia. Kojarzy się z nim raczej stajenka i żłóbek. To tutaj nasz Pan otrzymał hołd pasterzy, symbolizujących Jego lud wybrany. Tutaj także, a nie w wynajętym mieszkaniu, przyjął hołd Mędrców Wschodu – przedstawicieli pogan. Święty Jan Chryzostom mówi o nich, że nie byli zgorszeni tym, że nie znaleźli tu nic z wielkości tego świata, a tylko tę ciasną chatę, nędzny żłóbek i ubogą matkę. Dzięki temu rozumiemy, że przybyli nie po to, by oddać cześć zwykłemu człowiekowi, ale aby adorować Boga Wcielonego, Autora wszelkiego dobra.

Wielu wierzy nawet, że Dziewica opuściła grotę Narodzenia nie wcześniej niż po czterdziestu dniach przewidzianych na odpoczynek po porodzie. Wówczas dopiero udała się do Jerozolimy, aby przedstawić swego Syna w Świątyni i poddać się obrzędowi oczyszczenia. Pokłon Trzech Mędrców poprzedzał zatem przedstawienie w Świątyni o wiele dni, a my możemy zatem polegać na przekazie Kościoła, zgodnie z którym w dniu 6 stycznia, czyli dwanaście dni po urodzeniu Boskiej Dzieciny, Mędrcy oddali Mu cześć w betlejemskiej stajni, gdzie się urodził. Ten dwunastodniowy okres daje wystarczająco dużo czasu na podróż Królów z Arabii, łącznie z ich krótkim pobytem w Jerozolimie. Niektórzy utrzymują, że Mędrcy pochodzili z bardzo odległych krain Wschodu, co uniemożliwiłoby im dotarcie w ciągu dwunastu dni po Narodzeniu. Zgodnie z opinią opartą na tych wnioskach, Mędrcy musieliby odbyć swoją wizytę w późniejszym okresie, przypuszczalnie w rok i dwanaście dni po narodzinach Jezusa. Wydaje się jednak, że opinia ta pociąga za sobą kilka trudności nie do pokonania, które trzeba by zaakceptować, co zawsze stanowi przeszkodę przy dowodzeniu rzekomego faktu. Wydaje się to nie zgadzać ze wszystkimi naszymi pobożnymi wyobrażeniami i rozbija, że tak powiem, wiele pięknych tajemnic, które zbierają się wokół Narodzin Zbawiciela świata i zdobią nasze święta Bożego Narodzenia, gdy patrzymy na Niego panującego ze żłóbka, niczym w przyszłości królującego z drzewa Krzyża. Wspomnimy krótko tylko o dwóch racjach, które mogą przemawiać na korzyść powyższej opinii.

Zwłaszcza ze względu na godność św. Józefa, nie wolno nam całkowicie przemilczeć opinii, jakoby nie był on obecny w czasie pokłonu Trzech Mędrców, nie jest bowiem jako taki wymieniony. Z pewnością nie można wyciągać takiego wniosku z faktu pomięcia jego osoby. Ewangeliści opuścili wiele faktów w odniesieniu do Maryi, Matki Jezusa. A ileż względem samego Jezusa! Święty Mateusz nie pisze, że Józef był nieobecny i wydaje się mało konieczne, aby potwierdzać, że był obecny. Gdzież miałby być? I dlaczego miałby być nieobecny? Nie było potrzeby, aby go przemilczać czy ukrywać z lęku, że Mędrcy nie zrozumieją jego roli. Ich dary dowodzą, że znali tajemnicę Wcielenia i że klęczeli przed Bogiem-Człowiekiem, któremu przybyli oddać cześć. Ofiarowali Mu złoto jako swemu Królowi, kadzidło jako swemu Bogu, a mirrę – Jego świętemu Człowieczeństwu, które przyjął na siebie, aby przez swoją Mękę i Śmierć odkupić upadły świat. Ojcowie i doktorzy Kościoła są zgodni co do tego, że Mędrcy kierowani na zewnątrz światłem gwiazdy, zostali wewnętrznie oświeceni przez Ducha Świętego. Milczenie Ewangelisty w sprawie św. Józefa można zinterpretować jako hołd dla jego pokory. Możemy rzeczywiście wyobrazić sobie, że kiedy weszli Mędrcy, Józef wycofał się na dalszy plan, ponieważ zawsze próbował się ukryć, tak aby objawiły się w pełni: Boskość Jezusa i chwała Niepokalanej Dziewicy, Oblubienicy Józefa. Można przypuszczać, że jego pokorne pragnienie zostało wsparte przez Ewangelistów. Jest przez nich wszystkich wspomniany – nie mogłoby być inaczej – ale warto zauważyć, że żadne jego słowo nie jest przez nich zapisane. Tajemnicza cisza – symbol i dowód jego głębokiej pokory! Tradycja jednak zapisała to, o czym nie wspomniał Ewangelista, a mianowicie fakt obecności Józefa podczas wizyty Mędrców. Święty Jan Chryzostom, nauczając o smutkach i radościach św. Józefa, powiada, że smutkowi, jaki odczuwał, gdy dowiedział się, że okrutny Herod, a z nim cała Jerozolima byli zaniepokojeni, słysząc o narodzinach nowego króla, towarzyszyła wielka radość, gdy zobaczył gwiazdę przychodzącą, aby spocząć na głowie Boskiego Dzieciątka i uwielbienie Mędrców. We wszystkich rzeźbach i obrazach wczesnych czasów Kościoła przedstawiających tę tajemnicę widzimy postać naszego Świętego, nieco za Maryją, wspartego na swojej kwitnącej różdżce, w głębokiej kontemplacji chwały Boskiego Dzieciątka. A jeden z najbardziej uczonych i skrupulatnych historyków opisujących życie i kultu św. Józefa, odważnie twierdzi, że należy uznać za niewątpliwą prawdę, że był on obecny, gdy Mędrcy przyszli odwiedzić Dzieciątko Jezus i ofiarować Mu swoje mistyczne dary. Po oddaniu pokłonu swemu Bogu i Królowi oraz złożeniu hołdu Jego dostojnej Matce, bez wątpienia zwrócili się z serdeczną czcią ku Józefowi, oddając mu hołd jako głowie Świętej Rodziny, jako wyznaczonemu przez Ojca Przedwiecznego do reprezentowania Jego Bożego Ojcostwa. I pod jego opiekę przekazali cenne skarby, które przynieśli.

Nie wydaje się prawdopodobne, aby ci święci pielgrzymi, którzy przybyli z tak daleka i dla tak ważnej przyczyny, wrócili natychmiast do siebie. I chociaż Pismo mówi tylko o ich przybyciu, hołdzie i wyjeździe, wydaje się prawdopodobne, podobnie jak w przypadku pasterzy, że ich wizyta w grocie nie była pojedynczym wydarzeniem. Ich słudzy znaleźli dla nich i dla dromaderów miejsce w Betlejem, gdzie napływ gości już wówczas ustał. Jeśli Kościół Święty obchodzi swoje większe święta oktawami, a w przypadku największego z nich śpiewa „Alleluja” znacznie dłużej niż osiem dni, możemy sobie wyobrazić, że nabożeństwo Mędrców, którzy nie upa­miętniali święta, ale zachowywali je w rzeczywistości, w jego chwalebnym źródle, zostało przedłużone o kilka dni. Jeśli tak, to ich zwłoka mogła być dziełem Opatrzności, dzięki któremu zawieszone zostało wykonanie morderczego planu Heroda. Obłudny tyran nakazał im wrócić do siebie. Miał więc czekać, aż otrzyma od nich pewne i dokładne informacje, gdzie znajduje się poszukiwana przez niego ofiara. Prawdopodobnie nie zrobiłby żadnego kroku, dopóki by nie odprawił ich do ich ojczyzn, nieświadomych jego niecnego zamiaru. Dało to wystarczająco dużo czasu na dokonanie przez Matkę Bożą w Jerozolimie rytuału oczyszczenia. Nie wiemy, czy w umysłach Mędrców pojawiły się jakiekolwiek obawy co do zastosowania się do nakazu Heroda. Byli w Judei wystarczająco długo, aby usłyszeć o niektórych jego aktach przemocy i rozlewach krwi. A jako że, jak mówi św. Jan Chryzostom, jednym ze smutków św. Józefa była wiedza o niepokoju Heroda i całej Jerozolimy na wieść o narodzinach króla, Józef z pewnością podzielił się tą wiedzą, gdy pojawiła się kwes­tia powrotu Mędrców. Tak czy inaczej, możemy być pewni, że ci święci mężowie, tak niezwykli ze względu na swą wierność Boskiemu światłu, nie omieszkali szukać w żarliwej modlitwie woli Bożej. I ta wola, jak powiada nam Ewangelia, została im objawiona we śnie: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny”.

Nie słyszymy więcej w Piśmie Świętym o Mędrcach. Nie wiemy, czy później słyszeli o nauczaniu Jezusa i cudach, których dokonał. Możemy być jednak pewni, że gdyby Bóg powołał ich ponownie, wróciliby do Judei tak szybko jak poprzednio, aby Go wyznać i oddać Mu cześć. Jest pewne, że ich wiara nie pozostała w nich bezczynna. Wykonali apostolską pracę, przygotowując swoje ludy do przyjęcia prawdy. A po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa, jak wiemy z przekazu, apostoł Tomasz wyświęcił ich na biskupów w ich ojczyznach, gdzie wspaniale współpracowali w rozszerzaniu Kościoła, pracując ku wypełnieniu świętego celu, wzrastając w latach i zasługach. Bollandyści twierdzą, że Melchior zmarł w wieku stu szesnastu lat, Kacper – stu dziewięciu, a Baltazar – stu dwunastu, mniej więcej w połowie pierwszego wieku. Z Arabii, gdzie umarli, św. Helena, matka Konstantyna, przewiozła ich relikwie do Konstantynopola. Stamtąd zostali przeniesieni jeszcze za panowania Konstantyna do Mediolanu, gdzie ich relikwie zostały złożone w kościele św. Eustorgiusza. Wreszcie w 1162 roku Fryderyk Barbarossa, podbiwszy i zniszczywszy Mediolan, dał je Rainaldowi, arcybiskupowi Kolonii, który umieścił je w kościele św. Piotra, gdzie pozostają po dziś dzień i już od wielu wieków odbierają cześć.

Źródło: E. H. Thompson, Święty Józef. Życie i chwała. Cor Eorum 2022.

Ilustracja: Gerard David, Pokłon Trzech Króli, National Galery, London, 1515.




Ofiarowanie Maryi w Świątyni

Ósmego dnia po porodzie Anna w towarzystwie swojego świętego oblubieńca, zaniosła w ramionach to najpiękniejsze niemowlę, aby ofiarować je Panu w Świątyni i odprawiła zgodnie z prawem swój własny obrzęd oczyszczenia. Pismo Święte nie podaje nam żadnego opisu tego aktu, ale pobożny umysł uwielbia o tym rozmyślać. Nigdy bowiem przed owym dniem nie złożono tak miłej ofiary Najwyższemu. To słodkie niemowlę, zaledwie kilkudniowe, płonęło pragnieniem całkowitego poświęcenia się Bogu – temu Bogu, którego znało już tak wyraźnie i tak gorąco kochało. Już w łonie matki Maryja korzystała z rozumu i swojej wolnej woli. Jak mogłoby być inaczej, skoro Janowi Chrzcicielowi przyznano ten przywilej, zanim ujrzał światło, w szóstym miesiącu swojego istnienia? Jej święci rodzice bez wątpienia odnowili obiecane poświęcenie dziecka, które zostało im w tak cudowny sposób ofiarowane. Zgodnie z pobożną tradycją na Górze Karmel Anna posiadała trzodę i dom dla pasterzy. I tutaj ona i Joachim często udawali się ze swoim nieskazitelnym dzieckiem. Możemy łatwo się domyślać, że to właśnie tutaj, na tych wyżynach odwiecznej świętości, Ona, słodkie dziecko, które pewnego dnia miało być wzywane jako Matka Boża z Góry Karmel, błagała swoich rodziców, aby spełnili swój ślub i pozwolili Jej pójść i dołączyć do innych córek Syjonu w Domu Pana.

Bardzo bolesną ofiarą dla tej świętej pary musiało być rozstanie z ich niezrównanym dzieckiem – radością i skarbem ich życia, ale za bardzo kochali Boga, aby odmówić Jej tego, o co prosiła i co Jej obiecali. Dziewica miała trzy lata, kiedy została przedstawiona w Świątyni i oddana na służbę Bogu, co wynika jasno ze świadectwa św. Ewodiusza, następcy św. Piotra w Antiochii, jak również ze świadectwa św. Epifaniusza, św. Hieronima, św. Grzegorza z Nazjanzu, św. Bazylego i wielu innych. W rzeczywistości istnieje całe zestawienie komentarzy na ten temat. Joachim i Anna przynieśli niemowlę Maryję, aby oddać Ją Bogu w listopadzie, gdy Hebrajczycy obchodzą uroczyste poświęcenie Świątyni. Rodzice nie opierali się Jej decyzji, nie przywodzili argumentu Jej młodego wieku ani nie błagali Jej o zwłokę. Natychmiast przystali na święte pragnienie swojego najniewinniejszego dziecka. Ofiara była pożądana przez Boga i podobała się Mu: to wystarczyło, aby skłonili głowy i aby ochoczo złożyli ofiarę. Jakiż piękny przykład Maryja przedstawia tu młodym, aby bez wahania podążali za głosem Boga wzywającym ich do doskonałego życia w samotności klasztoru, nie zważając ani na chwilę na czarujące pokusy świata. I jaki wspaniały przykład dają Joachim i Anna także rodzicom, aby nie przeciwstawiali się powołaniu zakonnemu swoich dzieci, ale dobrowolnie ofiarowali je Bogu, kiedy Jemu spodoba się je wezwać!

Uważa się, że ofiarowanie Maryi w świątyni miało miejsce w roku 3989, 21 listopada, czyli w dniu, w którym Kościół obchodzi obecnie to święto. Klauzura, w której mieszkały te młode dziewice, znajdowała się obok Świątyni. O tym, że była do niej dołączona dowiadujemy się z Drugiej Księgi Machabejskiej, gdzie jest powiedziane, że młode dziewice w konsternacji pobiegły do Oniasza, gdy ujrzały Heliodora strzelającego do świętego budynku. Na pamiątkę pobytu Maryi w Świątyni cesarz Justynian I wzniósł w VI wieku, po południowej jej stronie, kościół, który nazwano Kościołem Ofiarowania.

Źródło: E. H. Thompson, Święty Józef. Życie i chwała. Cor Eorum 2022.

Ilustracja: Tycjan, Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny w Świątyni Jerozolimskiej (fragment), XVI w. (domena publiczna via Wikimedia)




Różaniec. Droga do świętości

Édouard Hugon OP

Notas facite in populis adinventiones eius; „oznajmiajcie między narodami dzieła Jego”1. Tymi słowami prorok Izajasz wzywa nas, abyśmy głosili wszystkim ludziom dzieła Boga. Dzieła Boga! Czasami nasz język nie jest zdolny, aby stosownie wysławiać dzieła geniuszu ludzkiego, ale gdy chodzi o sławienie dzieł Bożych, entuzjazm staje się niemy, duszę przenika zimny miecz: pogrążeni w podziwie milkniemy. Trzy spośród tych dzieł Bożych są tak zasadniczo nieopisane: wcielenie, macierzyństwo Boże i Eucharystia. BógCzłowiek, Matka Boga, Najświętszy Sakrament – przed tymi cudami Bożymi przytłoczony umysł ludzki może wykrzyknąć jedynie: Cisza! Oto dzieło Boga!

Obok dzieł Bożych są też dzieła Maryi, wzniosłe w swej istocie, bowiem stanowią dzieła zrodzone z miłości. Trudno je zliczyć, ponieważ znajdujemy je w każdej epoce i we wszystkich krajach. Wśród nich, jednym z najbardziej wzniosłych przejawów miłości Matki Bożej jest bez wątpienia Różaniec, który został ogłoszony całemu światu przez zakon św. Dominika we Francji i który od chwili jego objawienia w XIII wieku intonuje nieprzerwanie hymn świetlanej przyszłości.

Ustanowienie Różańca jest czymś więcej niż dziełem geniuszu ludzkiego, ponieważ widzimy w nim tę nadprzyrodzoną mądrość, którą teologowie podziwiają w ustanowieniu sakramentów.

Nie mamy tu zamiaru stawiać Różańca i sakramentów na tym samym poziomie, ale można wskazać uderzającą analogię, jaka między nimi istnieje. Sakramenty pozostają w doskonałej harmonii z naszą ludzką naturą, która jest jednocześnie materialna i duchowa. Dążenie, aby człowiek oddawał się jedynie czysto intelektualnym uczynkom, oznaczałoby pozbawienie go warunku niezbędnego dla osiągnięcia szczęścia. Religia i kult wymagają pomocy z zewnątrz. Dlatego sakramenty, tak jak człowiek, muszą składać się z materii i formy, z ciała i duszy. Mają ciało, ponieważ są znakami zewnętrznymi; mają duszę, ponieważ posiadają niewidzialną moc Najwyższego. Kapłan wypowiada kilka słów i natychmiast zewnętrzny znak zostaje ogarniony mocą Bożą; Bóg wnika do sakramentów, ponieważ przenika je Jego łaska, a w tym samym momencie, w którym łaska dotknęła duszy, dusza dotknęła Boga.

Podobnie, prawdziwa modlitwa to taka, która ogarnia całego człowieka. Otóż Różaniec także składa się z duszy i ciała: ciałem Różańca jest modlitwa ustna; jego duszą jest rozważanie każdej tajemnicy oraz właściwości duchowe, które z tego rozważania wypływają. Podobnie jak sakramenty, Różaniec ma niejako materię i formę. Jego strona materialna przedstawia naszej wyobraźni święte Człowieczeństwo Pana Jezusa i w ten sposób przemawia do naszej natury cielesnej. Poprzez swoją właściwość niematerialną i swe wzniosłe tajemnice, Różaniec ukazuje Boskość Chrystusa i w ten sposób odwołuje się do naszej wyższej natury, którą sięgamy aniołów i samego Boga.

W sakramentach znak zewnętrzny i odczuwalny oraz cudowna moc słów łączą się w jedno, tak jak w Chrystusie natura ludzka i Boska są zjednoczone w jednej Osobie. Tak też i w Różańcu modlitwa ustna i rozważanie tajemnic tworzą jedną niepodzielną całość. Oddzielenie formy sakramentu od materii byłoby jego zniszczeniem. Oddzielenie rozważania tajemnicy od odmawiania modlitwy ustnej byłoby zniszczeniem istoty Różańca.

Sakramenty są niejako przedłużeniem i kontynuacją wcielenia. Można powiedzieć, że są relikwiami Pana Jezusa. Przychodzi w nich do nas, aby nas pobłogosławić i wybawić. Tak jak za swego śmiertelnego życia, pozwala, aby ta uzdrawiająca moc Go opuściła: virtus de illo exibat et sanabat omnes; „moc wychodziła z Niego, i uzdrawiała wszystkich”2. W Różańcu również przychodzi do nas Jezus. Rozpoczynając rozważanie każdej z kolejnych tajemnic, możemy prawdziwie twierdzić, że wkrótce przyjdzie Syn Dawida: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!”3.

Sakramenty są zewnętrznymi znakami pozwalającymi odróżnić chrześcijanina od niewiernego. Różaniec jest nabożeństwem znamionującym prawdziwego katolika. Sakramenty są słodką, silną więzią, która jednoczy dzieci Chrystusa: poprzez przyjmowanie tych samych sakramentów wierni okazują swoją łączność w jednej wierze, w jednej nadziei, w jednej miłości. Poprzez Różaniec dzieci Maryi jednoczą się na całym świecie i łączą swe głosy, aby wspólnie wyrazić miłość i nadzieję. Różaniec jest jak sztandar, który Bóg wznosi ponad narodami, aby zgromadzić je ze wszystkich stron świata. Elevabit signum in nationibus … et … colliget a quatuor plagis terræ; „I podniesie chorągiew między narodami, i zgromadzi rozproszonych z czterech stron ziemi”4.

Nietrudno byłoby rozwinąć nieco to porównanie między sakramentami – dziełem Jezusa – a Różańcem – dziełem Maryi. Podsumowując w kilku słowach: Stan natury ludzkiej jest taki, że musi ona być prowadzona przez rzeczy odczuwalne zmysłowo do rzeczy duchowych. Sakramenty i Różaniec są znakami, które pomagają duszy wznieść się na szczyt kontemplacji rzeczy niebieskich, Boga i wieczności. Człowiek pragnie karmić swój umysł rzeczami duchowymi. Sakramenty i Różaniec ułatwiają mu ich zrozumienie. Człowiek pragnie nieskończoności. Sakramenty i Różaniec dają mu Boga.

Jest to jednak tylko jeden szczególny punkt widzenia. Różaniec ma w pewnym sensie nieograniczony zakres.

Człowiek z powodu swej cielesnej natury i jej wrodzonych słabości jest stworzeniem czasu. Jednak dzięki mocy swej duszy i swego nadprzyrodzonego celu jest także przeznaczony do wieczności. Otóż Różaniec jest wystarczająco uniwersalny, aby objąć zarówno czas, jak i wieczność. Obejmuje je, ponieważ zawiera niezgłębione tajemnice stanowiące centrum całej historii, których urzeczywistnienie stanowi to, co św. Paweł nazywa „pełnością czasu”: plenitudo temporis5. Różaniec obejmuje wieczność. Rozpoczyna się w niebie tajemnicą wcielenia i kończy się w niebie tajemnicami Wniebowstąpienia Jezusa, Wniebowzięcia Maryi i Jej Ukoronowania. Zaczynamy go w Sercu Trójcy Świętej, kończymy w Sercu Najświętszej Maryi Panny. Od nieba do nieba, od wieczności do wieczności – oto zakres Różańca.

W ten sam sposób Różaniec jest streszczeniem chrześcijaństwa. Zawiera się w nim cały dogmat Kościoła. W tajemnicach radosnych spotykamy Trójcę Przenajświętszą i wcielenie. Podobnie jak Najświętszy Sakrament i Msza Święta, Różaniec w jego tajemnicach bolesnych jest pamiątką życia, męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Prawdy naszego celu ostatecznego zawarte są w sposób przejmujący i praktyczny w tajemnicach chwalebnych. Różaniec jest zatem teologią, ale teologią, która się modli, uwielbia i mówi przez każdy ze swoich dogmatów: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

W nabożeństwie różańcowym zawarta jest w pewnym sensie także teologia moralna, która zajmuje się grzechem i cnotą. Nie umiemy uświadomić sobie prawdziwie nieskończonej złośliwości grzechu śmiertelnego, dopóki nie ujrzymy, poprzez rozważanie tajemnic bolesnych, jak straszliwym kosztem niewinny Chrystus zaspokoił Bożą sprawiedliwość, jak straszną karę musiał zapłacić na Krzyżu, jak był zmuszony wołać pod ciężarem naszych grzechów: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Każda z tych tajemnic zawiera wzniosłą lekcję cnoty. Nie są to jedynie przykłady heroizmu, ale najwyższe szczyty życia mistycznego. Dlatego Różaniec stanowi teologię moralną, która modli się, płacze, pokutuje, wznosi się do heroizmu, wołając do Chrystusa: „odkupiłeś nas dla Boga przez krew swoją… i uczyniłeś nas Bogu naszemu królestwem i kapłanami”6.

W Różańcu streszcza się cała historia, ponieważ nabożeństwo to dotyczy Tego, który jest początkiem i końcem każdego wydarzenia, którego promienna postać panuje na dwóch stronach historii – w Starym i Nowym Testamencie. Różaniec jest zatem historią, ale historią, która modli się i prowadzi wszystkie narody do Chrystusa, będącego Alfą i Omegą.

Nawet sama kwestia społeczna została rozwiązana poprzez Różaniec, czego tak wymownie dowiódł papież Leon XIII7. Dlaczego narody boją się i drżą? Skąd te wstrząsy, które zakłócają spokój społeczeństw? Odpowiedź jest trojaka, powiada papież. Pierwszą przyczyną jest rosnąca niechęć do skromnego i pracowitego życia. Lekarstwo na to zło znajdujemy w tajemnicach radosnych. Drugą przyczyną jest odraza do wszelkiego rodzaju cierpienia. Lekarstwo na to zło odnajdujemy w tajemnicach bolesnych. Trzecią przyczyną jest zapomnienie o dobrach przyszłych, które stanowią przedmiot nadziei. Lekarstwo na to zło pojawia się w tajemnicach chwalebnych. Tak, Różaniec daje nam odpowiedź na problem społeczny w zwycięskim okrzyku: Christus vincit, Christus regnat, Christus imperat!; „Chrystus zwycięża, Chrystus króluje, Chrystus rządzi!”.

Źródło: Édouard Hugon OP, Różaniec. Droga do świętości (fragment przedmowy), Cor Eorum 2022, ss. 920.

1 Iz 12, 4

2 Łk 6, 19.

3 Mk 10, 47.

6 Ap 5, 910.

4 Iz 11, 12.

5 Gal 4, 4.

7 Encyklika z dn. 8 września 1893 r. Laetitiae Sanctae o Różańcu Świętym.




Abp Jędraszewski o Narodzeniu NMP

– Gdy dziś rozpamiętujemy tajemnicę narodzenia Przenajświętszej Dziewicy Niepokalanej, kiedy z czcią i radością mówimy o niej „Jutrzenka Zbawienia”, „Gwiazda Wschodząca”, „Zorza Polarna”, prosimy Ją w naszych niepewnych, trudnych czasach, by tak jak Jezusa, otoczyła nas swą troskliwą i wierną miłością – mówił metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św. w krakowskim klasztorze oo. Karmelitów w Krakowie “Na Piasku”.

Arcybiskup powiedział, że zebrani kierują myśli w stronę domu Anny i Joachima, nieopodal Bramy Owczej, gdzie według tradycji przyszła na świat Maryja. Na tym miejscu znajduje się wspaniała bazylika św. Anny. Obok niej znajduje się Betesda – sadzawka, która była traktowana jak miejsce uzdrowień. Chrystus dokonał tam szczególnego cudu, nakazując paralitykowi powstać. Metropolita zauważył, że od czasów Adama ludzie byli sparaliżowani grzechem, żyjąc w lęku i cierpieniu. Chrystus mówi do każdego człowieka: „Wstań, weź swoje łoże i chodź” – Całe dzieje zbawcze zdążały do tego, co czynił Chrystus na palestyńskiej ziemi: nauczał z mocą, dźwigał ludzi z chorób cielesnych i duchowych, wypędzając złe duchy – podkreślił metropolita. Stwierdził, że to zbawcze dzieło by się nie dokonało, gdyby nie narodzenie Maryi.

Przypomniał wielką radość Joachima i Anny, którzy doczekali się ukochanego dziecka. Ewangelista mówi o Maryi jako o Matce Mesjasza, Bogurodzicy. Maryja od chwili poczęcia była bez zmazy i bez grzechu pierworodnego, zgodnie ze zbawczym planem Boga. Jak wskazuje prefacja, Matka Boża narodziła się by wydać światu przedwieczną światłość – Jezusa Chrystusa. Z tego wynikają jej tytuły: Jutrzenki Zbawienia, Wschodzącej Zorzy, Gwiazdy Porannej, która zapowiada przyjście Słońca Sprawiedliwości – Jezusa Chrystusa.

Arcybiskup przypomniał w jaki sposób rozprzestrzeniało się święto Narodzenia Maryi, które obchodzono także na polskiej ziemi. Wskazał, że zebrani szczególnie dziękują za obecność karmelitów w Bazylice Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i oddają cześć Bogurodzicy, zwłaszcza w tajemnicy narodzenia. Przejmującym znakiem bliskości Maryi jest, że w 1944 r. żołnierze generała Andersa w Jerozolimie ufundowali tablicę pamiątkową, mówiącą o hołdzie oddanym Niepokalanej i powrocie do ukochanej ojczyzny. – Maryja pozostaje matką wszystkich, którzy zawierzają Jej swe losy. Gdy dziś rozpamiętujemy tajemnicę narodzenia Przenajświętszej Dziewicy Niepokalanej, kiedy z czcią i radością mówimy o Niej „Jutrzenka Zbawienia”, „Gwiazda Wschodząca”, „Zorza Polarna”, prosimy Ją w naszych niepewnych, trudnych czasach, by tak jak Jezusa, otoczyła nas swą troskliwą i wierną miłością i abyśmy znajdując się w kręgu Jej błogosławionej obecności, mieli pewność, że Matka Zbawiciela jest także naszą Matką – zakończył arcybiskup.

Źródło: diecezja.pl

Ilustracja: Giotto, Narodzenie NMP, 1303-1305 (domena publiczna).